Łyżka dziegciu w beczce miodu – Sumliński i Szymowski

Przedwczoraj, 8.01.2015, Jakub Korus napisał na stronie internetowej tygodnika “Newsweek'”{TUTAJ}:

“Czołowy dziennikarz śledczy po stronie prawdy, Wojciech Sumliński, napisał książkę o byłym prezydencie. Całymi akapitami zerżnął ją z Alistaira MacLeana i Raymonda Chandlera.

Wojciech Sumliński, autor książki „Niebezpieczne związki Bronisława Komorowskiego”, w której opisuje domniemane powiązania byłego prezydenta z WSI, niemal 30 razy skopiował w niej klasyków kryminału i sensacji – Alistaira MacLeana i Raymonda Chandlera. Zarzucanie mu plagiatu uważa za część nagonki na swoją osobę.”.

Korus dodał do swojego artykułu galerię ukazujący fragmenty “zerżniętych żywcem” fragmentów cudzych książek, omówił odpowiedź Sumlińskiego na stawiane mu zarzuty oraz podał link do całości listu Sumlinskiego.

Publikacja “Newsweeka” wywołała burzę w Internecie. Tygognik został oskarzony o nagonkę na cenionego i zasłużonego dziennikarza. Do rzadkości należały głosy odmienne. W nocy z 9 na 10 stycznia redaktor Cezary Gmyz napisał na Twitterze:

“Cezary „Trotyl” Gmyz ‏@cezarygmyz 3 godz.3 godziny temu
Nie będę udawał, że nic się nie stało tylko dlatego, że człowiek jest bohaterem mojego środowiska. Stało się. Nie po raz pierwszy

Cezary „Trotyl” Gmyz ‏@cezarygmyz 3 godz.3 godziny temu
Żeby nie było, że teraz się obudziłem. Byłem krytyczny wobec Wojtka już wcześniej https://www.youtube.com/watch?v=Wb0Lb-XbdB8 …

Cezary „Trotyl” Gmyz ‏@cezarygmyz 4 godz.4 godziny temu
Krytykowałem @EMichalik za przepisywanie, nie mogę udawać, że nic się nie stało jeśli Sumliński przepisuje. Zwłaszcza, że nie pierwszy raz

Cezary „Trotyl” Gmyz ‏@cezarygmyz 4 godz.4 godziny temu
Szczerze mówiąc nie rozumiem czemu Sumliński, który już raz miał uzasadniony zarzut o plagiat w sprawie pielęgniarek z Ukrainy to zrobił

Cezary „Trotyl” Gmyz ‏@cezarygmyz 4 godz.4 godziny temu
Przykro mi to mówić. Amicus Plato, sed magis amica veritas. Niestety oskarżenia Sumlińskiego o plagiatowanie nie są nieuzasadnione”.

Dzień wczesniej, 8 stycznia Coryllus w notce “Patriotyzm mądrościa etapu” {TUTAJ} stwierdzil:

“Wiem, wiem, pan Sumliński ryzykował życiem, zdemaskował Komorowskiego i jest prawdziwym bohaterem (…) Ja jednak nie mogę spokojnie czytać ani tych zaznaczonych na żółto fragmentów jego prozy, ani jego wyjaśnień. To jest coś niezwykle zasmucającego, że autor, który skupia uwagę wielu ludzi prawdziwością swoich dociekań okazuje się nagle jakimś naśladowcą pisarzy amerykańskich. Za tłumaczenia całe ma zaś to, że on się ich prozą fascynował. To jest jakieś horrendum, całkowite niezrozumienie tego czym jest pisanie prozą. Fascynacja nie polega na kopiowaniu fragmentów prozy ulubionych autorów i wmawianie czytelnikowi, że to taki styl. Jeśli Wojciech Sumliński rzeczywiście ma jakieś głębokie fascynacje powinien nawiązywać do nich w innych sposób – ironicznie lub w sposób tak dyskretny, żeby zorientowali się w tym prawdziwi znawcy prozy jego ulubionych autorów. To co on tam powypisywał to jest fakt niesłychanie krępujący i nie ma znaczenia czy stanowi to jedną tysiączną, czy jego setną całej jego książki. Tak się po prostu nie robi, bo to jest lekceważenie czytelnika.”.

Niestety – w tej sprawie rację mają Coryllus i Gmyz, a nie bezkrytyczni entuzjaści Sumlińskiego. Plagiaty są złem i powinny być bezwzględnie tępione. Podobnie jak red. Cezary Gmyz zastanawiam się jednak: Po co Sumliński to zrobił? Owe splagiatowane fragmenty wstawiane są w opisach sytuacji i miejsc oraz wrażeń bohatera, nie mających nic wspólnego z właściwą treścią książki, czyli omawianiem niecnych sprawek Komorowskiego. Moim zdaniem te wstawki przeszkadzały tylko w lekturze. Bez nich książka byłaby lepsza [pomjając nawet kwestię plagiatów].

Wygląda to tak, jakby Sumlinski najpierw stworzył, demaskując Komorowskiego, beczkę miodu, a potem wlał do niej łyżkę dziegciu w postaci tych “zerżniętych” fragmentów – tylko po to, by swoje dzieło popsuć.

Nie jest to pierwszy tego rodzaju przypadek. Na początku 2011 roku ukazała się książka Leszka Szymowskiego “Zamach w Smoleńsku” [omawiałam ją {TUTAJ}]. W tym czasie nikt nie odważał się nawet szeptem mówić o możliwym zamachu. Książka Szymowskiego przełamała więc pewne tabu. W obecnej chwili znacznie się ona zdezaktualizowała w świetle nowych ustaleń zespołu Macierewicza i konferencji naukowych, ale w swoim czasie była pożyteczna. Zawierała wiele nieznanych przedtem dokumentów dotyczących np. remontu TU154M. Niestety, autor dodał do swego dzieła wkładkę z kolorowymi zdjęciami. Były one fatalnej jakości, a jak się wkrótce okazało, te z nich, na których cokolwiek było widać – zostały źle opisane.

Do dziś nie mogę pojąć, po co Szymowski dodał to badziewie do swej książki. Efekt był taki, że wszyscy krytykujący Szymowskiego skupili się na nim, całkowicie ignorując resztę. Do dziś spotykam się ze stwierdzeniami, iż Szymowski jest niewiarygodny, bo zdjęcia w jego książce były do d…. Jest to taka sama sytuacja jak w przypadku Sumlińskiego. Autor pisze dobrą książkę i dodaje do niej coś, co ją psuje. Dlaczego? – nie wiadomo.

O autorze: elig