Praktykując codzienny rachunek sumienia jak na dłoni widzimy małych faryzeuszy w nas – Wtorek, 09 lutego 2016r.

Myśl dnia

Tylko ten jest wolny, kto na wysokość wstępuje bez uciech, a schodzi z niej bez żalu.

Bolesław Prus

Kłamstwo posiada wiele aspektów: niedopowiedzenie, półprawda, oczernianie ….
Ale zawsze jest bronią tchórzy.
św. Josemaria Escriva
“Głównym problemem w naszych kontaktach z ludźmi jest to, że ich nie słuchamy.
Słuchać oznacza nie tylko słyszeć czyjeś słowa, ale także przyjąć sprawę rozmówcy.
Aby w pełni słuchać, najpierw trzeba być otwartym.”
 Każdy ból, przekazywany dalej, pomnaża ból w świecie;
każde zaś pomnożenie bólu powraca do jego sprawcy – jeśli
nie natychmiast, to później.
Elizabeth Lukas
12705525_1028064693906966_1824344493536538394_n
Panie, Ty jesteś Prawdą, która wyzwala człowieka z niewoli zakłamania i obłudy.
Z miłością zachowuję przykazania, aby wiodły mnie one do dobra i otwierały drogę do życia wiecznego.
_________________________________________________________________________________________________

Słowo Boże

_________________________________________________________________________________________________

WTOREK V TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK III

Bł. Anny Katarzyny Emmerich, dziewicy,
Świętej Apolonii, dziewicy i męczennicy
Bł. Mariana Szkota, opata
Bł. Euzebii Palominy Yenes, dziewicy
Bł. Leopolda z Alpandeire, zakonnika

PIERWSZE CZYTANIE (1 Krl 8,22-23.27-30)

Modlitwa Salomona w czasie poświęcenia świątyni

Czytanie z Pierwszej Księgi Królewskiej.

Salomon stanął przed ołtarzem Pana wobec całego zgromadzenia izraelskiego i wyciągnąwszy ręce do nieba, rzekł:
„O Panie, Boże Izraela! Nie ma takiego Boga jak Ty ani w górze na niebie, ani w dole na ziemi, tak zachowującego przymierze i łaskę względem Twoich sług, którzy czczą Cię z całego swego serca.
Czy jednak naprawdę zamieszka Bóg na ziemi? Przecież niebo i niebiosa najwyższe nie mogą Cię objąć, a tym mniej ta świątynia, którą zbudowałem. Zważ więc na modlitwę Twego sługi i jego błaganie, o Panie, Boże mój, i wysłuchaj to wołanie i tę modlitwę, w której dziś Twój sługa stara się ubłagać Cię o to, aby w nocy i w dzień Twoje oczy patrzyły na tę świątynię. Jest to miejsce, o którym powiedziałeś: «Tam będzie moje imię», tak aby wysłuchać modlitwę, którą zanosi Twój sługa na tym miejscu.
Dlatego wysłuchaj błaganie Twego sługi i Twego ludu, Izraela, ilekroć modlić się będzie na tym miejscu. Ty zaś wysłuchaj na miejscu Twego przebywania w niebie. Nie tylko wysłuchaj, ale też i przebacz”.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 84,3-4.5 i 10.11)

Refren: Jak miła, Panie, jest świątynia Twoja.

Dusza moja stęskniona pragnie przedsionków Pańskich. *
Serce moje i ciało radośnie wołają do Boga żywego.
Nawet wróbel znajduje swój dom, a jaskółka gniazdo, +
gdzie złoży swe pisklęta: *
przy ołtarzach Twoich, Panie Zastępów, Królu mój i Boże!

Szczęśliwi, którzy mieszkają w domu Twoim, Panie, *
nieustannie Cię wielbiąc.
Spójrz, Boże, tarczo nasza, *
wejrzyj na twarz Twego Pomazańca.

Doprawdy, dzień jeden w przybytkach Twoich *
lepszy jest niż innych tysiące:
wolę stać w progu mojego Boga, *
niż mieszkać w namiotach grzeszników.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Ps 111,7b. 8a)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Wierne są wszystkie przykazania Twoje, Panie,
ustalone na wieki, na zawsze.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (Mk 7,1-13)

Prawo Boże i tradycje ludzkie

Słowa Ewangelii według świętego Marka.

U Jezusa zebrali się faryzeusze i kilku uczonych w Piśmie, którzy przybyli z Jerozolimy. I zauważyli, że niektórzy z Jego uczniów brali posiłek nieczystymi, to znaczy nieumytymi rękami. Faryzeusze bowiem i w ogóle Żydzi, trzymając się tradycji starszych, nie jedzą, jeśli sobie rąk nie obmyją, rozluźniając pięść. I gdy wrócą z rynku, nie jedzą, dopóki się nie obmyją. Jest jeszcze wiele innych zwyczajów, które przejęli i których przestrzegają, jak obmywanie kubków, dzbanków, naczyń miedzianych.
Zapytali Go więc faryzeusze i uczeni w Piśmie: „Dlaczego Twoi uczniowie nie postępują według tradycji starszych, lecz jedzą nieczystymi rękami?”
Odpowiedział im: „Słusznie prorok Izajasz powiedział o was obłudnikach, jak jest napisane: «Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad, podanych przez ludzi». Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji, dokonujecie obmywania dzbanków i kubków. I wiele innych podobnych rzeczy czynicie”.
I mówił do nich: „Umiecie dobrze uchylać przykazanie Boże, aby swoją tradycję zachować. Mojżesz tak powiedział: «Czcij ojca swego i matkę swoją» oraz: «Kto złorzeczy ojcu lub matce, niech śmiercią zginie». A wy mówicie: «Jeśli kto powie ojcu lub matce: Korban, to znaczy darem złożonym w ofierze jest to, co by ode mnie miało być wsparciem dla ciebie», to już nie pozwalacie mu nic uczynić dla ojca ni dla matki. I znosicie słowo Boże przez waszą tradycję, którąście sobie przekazali. Wiele też innych tym podobnych rzeczy czynicie”.

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

Droga przykazań Bożych

W czasach Jezusa tradycja starszych funkcjonowała obok Prawa Mojżesza. Jej przepisy dotyczyły rytualnych obmyć rąk i naczyń przed posiłkiem. Ominięcie tej praktyki wywoływało zgorszenie. Faryzeusze i uczeni w Piśmie – a więc nie tylko znawcy tych przepisów, ale także ich twórcy – zwracają się do Jezusa z pytaniem, które zawiera jednocześnie konkretny zarzut. On, odpowiadając, ukazał faryzeuszy i uczonych jako konkurentów Boga w zakresie ustanawiania praw. Dziś również nie brakuje tych, którzy uchylają przykazania Boże. Dodaje się do nich różne klauzule, które mówią, że należy pracować w niedziele, można zabijać, jest swoboda w zawieraniu związków partnerskich, a malwersacje finansowe stały się legalne.

Panie, Ty jesteś Prawdą, która wyzwala człowieka z niewoli zakłamania i obłudy. Z miłością zachowuję przykazania, aby wiodły mnie one do dobra i otwierały drogę do życia wiecznego.

 

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2016”

  1. Mariusz Szmajdziński
    Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

_________________________________

Dzień powszedni

0,15 / 12,53

Głównym problemem w naszych kontaktach z ludźmi jest to, że ich nie słuchamy. Słuchać oznacza nie tylko słyszeć czyjeś słowa, ale także przyjąć sprawę rozmówcy. Aby w pełni słuchać, najpierw trzeba być otwartym.

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Marka
Mk 7,1-13

U Jezusa zebrali się faryzeusze i kilku uczonych w Piśmie, którzy przybyli z Jerozolimy. I zauważyli, że niektórzy z Jego uczniów brali posiłek nieczystymi, to znaczy nie umytymi rękami. Faryzeusze bowiem i w ogóle Żydzi, trzymając się tradycji starszych, nie jedzą, jeśli sobie rąk nie obmyją, rozluźniając pięść. I gdy wrócą z rynku, nie jedzą, dopóki się nie obmyją. Jest jeszcze wiele innych zwyczajów, które przejęli i których przestrzegają, jak obmywanie kubków, dzbanków, naczyń miedzianych. Zapytali Go więc faryzeusze i uczeni w Piśmie: «Dlaczego Twoi uczniowie nie postępują według tradycji starszych, lecz jedzą nieczystymi rękami?» Odpowiedział im: «Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: „Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi”. Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji, dokonujecie obmywania dzbanków i kubków. I wiele innych podobnych rzeczy czynicie». I mówił do nich: «Umiecie dobrze uchylać przykazanie Boże, aby swoją tradycję zachować. Mojżesz tak powiedział: „Czcij ojca swego i matkę swoją” oraz: „Kto złorzeczy ojcu lub matce, niech śmiercią zginie”. A wy mówicie: „Jeśli kto powie ojcu lub matce: Korban, to znaczy darem złożonym w ofierze jest to, co by ode mnie miało być wsparciem dla ciebie”, to już nie pozwalacie mu nic uczynić dla ojca ni dla matki. I znosicie słowo Boże przez waszą tradycję, którąście sobie przekazali. Wiele też innych tym podobnych rzeczy czynicie».

Faryzeuszom, ale także wielu współczesnym osobom wydaje się, że znaleźli sposób na odbudowę Kościoła. Po czym ich poznać i czym się różnią od ludzi kierowanych Duchem Świętym? Jedni i drudzy wykonują zewnętrzne akty pobożności “Ten lud czci mnie wargami”.

Aby znaleźć różnicę w sobie, bo w modlitwie chodzi o zmianę własnego serca, trzeba nieustannie przyglądać się swojemu sumieniu. Święty Ignacy zaleca, aby każdy, kto pragnie wzrostu na drodze wiary, praktykował codzienny rachunek sumienia. A w nim jak na dłoni widać małych faryzeuszy w nas.

Bez znajomości katechizmu bardzo łatwo jest odejść od zrozumienia istoty grzechu, pojednania czy Bożej sprawiedliwości. Zastanów się, czy może nie potrzebujesz powtórzyć gruntownie podstaw twojej wiary i przeczytać jeszcze raz Katechizm Kościoła Katolickiego, już jako osoba dorosła?

Może już dawno odpłynąłeś myślami i jedynie udajesz, że słuchasz. Spróbuj dalej pracować nad swoją uwagą na modlitwie. Święty Jan Maria Vianney powiedział: “Jedno tylko Zdrowaś Maryjo dobrze powiedziane – wstrząsa całym piekłem”. Proś o dar prawdziwego słuchania i uważnej modlitwy.

http://modlitwawdrodze.pl/home/

___________________________

U Jezusa zebrali się faryzeusze i kilku uczonych w Piśmie, którzy przybyli z Jerozolimy. I zauważyli, że niektórzy z Jego uczniów brali posiłek nieczystymi, to znaczy nieumytymi rękami. Faryzeusze bowiem i w ogóle Żydzi, trzymając się tradycji starszych, nie jedzą, jeśli sobie rąk nie obmyją, rozluźniając pięść.

 

I gdy wrócą z rynku, nie jedzą, dopóki się nie obmyją. Jest jeszcze wiele innych zwyczajów, które przejęli i których przestrzegają, jak obmywanie kubków, dzbanków, naczyń miedzianych.
Zapytali Go więc faryzeusze i uczeni w Piśmie: “Dlaczego Twoi uczniowie nie postępują według tradycji starszych, lecz jedzą nieczystymi rękami?”

 

Odpowiedział im: “Słusznie prorok Izajasz powiedział o was obłudnikach, jak jest napisane: «Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad, podanych przez ludzi». Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji, dokonujecie obmywania dzbanków i kubków. I wiele innych podobnych rzeczy czynicie”.
I mówił do nich: “Umiecie dobrze uchylać przykazanie Boże, aby swoją tradycję zachować. Mojżesz tak powiedział: «Czcij ojca swego i matkę swoją» oraz: «Kto złorzeczy ojcu lub matce, niech śmiercią zginie». A wy mówicie: «Jeśli kto powie ojcu lub matce: Korban, to znaczy darem złożonym w ofierze jest to, co by ode mnie miało być wsparciem dla ciebie», to już nie pozwalacie mu nic uczynić dla ojca ni dla matki: I znosicie słowo Boże przez waszą tradycję, którąście sobie przekazali. Wiele też innych tym podobnych rzeczy czynicie”. (Mk 7, 1-13 )

 

Przeczytaj komnetarz.

 

Tradycja jest z natury czymś dobrym, ale nie może być ważniejsza od samego dobra, któremu powinna służyć. Najważniejsze jest dobro człowieka. To ono czyni tradycję “świętą”, czyli godną kultywowania. Tradycja powinna służyć dobru człowieka i powinna pomagać nam w byciu dobrymi. Jeśli tak nie jest, to staje się niepotrzebna i powinna być odrzucona.
Dziś często odrzuca się tradycję tylko dlatego, że jest “stara”. To niestety oznacza często rezygnację z bardzo konkretnego dobra. Dobro bowiem jest tym prawdziwsze, im jest “starsze”, bo jeśli jest stare, to znaczy, że jest sprawdzone. Nie znaczy to, że nie należy szukać “nowego” dobra. Należy, ale nie kosztem “starego”, tylko w zgodzie z nim.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2760,ewangelia-zla-i-dobra-tradycja.html

____________________________

Prawdziwy kult (9 lutego 2016)

 

prawdziwy-kult-komentarze-liturgiczne

U Jezusa zebrali się faryzeusze i kilku uczonych w Piśmie, którzy przybyli z Jerozolimy. I zauważyli, że niektórzy z Jego uczniów brali posiłek nieczystymi, to znaczy nie umytymi rękami. Faryzeusze bowiem i w ogóle Żydzi, trzymając się tradycji starszych, nie jedzą, jeśli sobie rąk nie obmyją, rozluźniając pięść. I gdy wrócą z rynku, nie jedzą, dopóki się nie obmyją. Jest jeszcze wiele innych zwyczajów, które przejęli i których przestrzegają, jak obmywanie kubków, dzbanków, naczyń miedzianych.

Zapytali Go więc faryzeusze i uczeni w Piśmie: «Dlaczego Twoi uczniowie nie postępują według tradycji starszych, lecz jedzą nieczystymi rękami?»

Odpowiedział im: «Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: „Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi”. Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji, dokonujecie obmywania dzbanków i kubków. I wiele innych podobnych rzeczy czynicie».

I mówił do nich: «Umiecie dobrze uchylać przykazanie Boże, aby swoją tradycję zachować. Mojżesz tak powiedział: „Czcij ojca swego i matkę swoją” oraz: „Kto złorzeczy ojcu lub matce, niech śmiercią zginie”. A wy mówicie: „Jeśli kto powie ojcu lub matce: Korban, to znaczy darem złożonym w ofierze jest to, co by ode mnie miało być wsparciem dla ciebie”, to już nie pozwalacie mu nic uczynić dla ojca ni dla matki. I znosicie słowo Boże przez waszą tradycję, którąście sobie przekazali. Wiele też innych tym podobnych rzeczy czynicie» (Z rozdz. 7 Ewangelii wg św. Marka)

 

Król Salomon poświęca świątynię, aby w niej można było czcić Boga. Każdy bowiem potrzebuje miejsca, w którym mógłby w spokoju oddać chwałę Wszechmocnemu. Salomon modli się za każdego, kto w świątyni jerozolimskiej będzie się modlił, bo Bóg jest królem całej ziemi. Warto tę postawę szacunku wobec wszystkich ludzi od Salomona zaczerpnąć – Bóg jest Bogiem, i nie ma innego!

Dzisiejsze czytania liturgiczne: 1 Krl 8, 22-23. 27-30; Mk 7, 1-13

Tym jaskrawiej brzmią słowa krytyki Jezusa pod adresem faryzeuszy, że sprawują fałszywy kult. W tym kontekście warto przypomnieć sobie słowa proroka, również cytowane przez Jezusa: „Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary”. Kult ma na celu oddawanie czci Bogu. Niech nigdy nie przyświeca nam inny cel. Naszą pierwszą świątynią jest nasze serce – czego zatem pragniemy i co chcemy osiągnąć w naszym życiu? Czy tym nadrzędnym celem jest przede wszystkim chwała Boga?

Szymon Hiżycki OSB | Pomiędzy grzechem a myślą

 http://ps-po.pl/2016/02/08/prawdziwy-kult-9-lutego-2016/
__________________________
Bł. Matka Teresa z Kalkuty (1910-1997), założycielka Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Miłości
Prayer : Seeking the Heart of God, with Bro. Roger
“Sercem swym daleko jest ode Mnie”

Pozwól miłości Boga wziąć twoje serce całkowicie w posiadanie; niech to stanie się dla twojego serca drugą naturą. Niech to serce broni się przed wszystkim, co jest sprzeczne z miłością; niech nieustannie pozwala wzrastać tej miłości, szukając, jak się jej przypodobać i niczego jej nie odmawiając. Niech wszystko przyjmuje z Bożej ręki. Poznanie Boga prowadzi do miłości, a poznanie siebie prowadzi do pokory. Pokora nie jest niczym innym jak prawdą. “Cóż masz, czego byś nie otrzymał? ” – pyta się święty Paweł (1Kor 4,7). Jeśli wszystko otrzymałem, jakie dobro mam dzięki sobie? Jeśli jesteśmy tego pewni, to nigdy nie podniesiemy głowy z pychą. Jeśli jesteś pokorny, nic cię nie dotknie, ani pochwała, ani nagana, ponieważ wiesz, kim jesteś. Jeśli cię oskarżają, nie zniechęcisz się. Jeśli ogłaszają cię świętym, nie staniesz na piedestale. Poznanie siebie sprawia, że klękamy na kolana.

 

Świętych Obcowanie

_________________________________________________________________________________________________

9 lutego

 

Święta Apolonia Święta Apolonia, dziewica i męczennica
Wszyscy Święci Błogosławiony Marian Szkot, opat
Błogosławiona Anna Katarzyna Emmerich Błogosławiona Anna Katarzyna Emmerich, dziewica
Błogosławiona Euzebia Palomina Yenes Błogosławiona Euzebia Palomina Yenes, dziewica
Błogosławiony Leopold z Alpandeire Błogosławiony Leopold z Alpandeire, zakonnik

 

 

Ponadto dziś także w Martyrologium:

W Rouen – św. Ansberta, biskupa. Był zrazu opatem we Fontenelle. Objąwszy stolicę w Rouen, zasłynął z wielkoduszności i miłosierdzia. Mimo to wycierpiał przykrości wygnania, na które skazał go Pepin z Herstalu. Zmarł około roku 692 w Hautmont, w prowincji Hainaut. W czasie najazdów normandzkich jego ciało przeniesiono do opactwa pod Gandawą.

oraz:

św. Cyryla, biskupa Aleksandrii (+ 441); bł. Jakuba Cusmano, prezbitera (+ 1888); świętych diakonów i męczenników Pryma i Donata (+ 361); św. Sabina, biskupa (+ pocz. VI w.)

 

 

 

_________________________________________________________________________________________________

Gdzie ona, gdzie Bóg

Przewodnik Katolicki

Rzecz działa się w Brazylii, w mieście Santos. W 2008 r. 37-letni mężczyzna zachorował na wirusowe zapalenie mózgu z licznymi ropniami i wodogłowiem. Leczenie było nieskuteczne, stan chorego wciąż się pogarszał.

 

W końcu mężczyzna znalazł się w śpiączce. Umierającego postanowiono pilnie operować, ale anestezjolog nie mógł podłączyć się do tchawicy. Tymczasem żona mężczyzny nieustannie modliła się o jego ocalenie za wstawiennictwem Matki Teresy z Kalkuty. Gdy po nieudanej intubacji neurochirurg powrócił do sali operacyjnej, mężczyzna nie spał ani nie czuł bólu. Był wieczór, więc dopiero następnego dnia rano poddano go szczegółowym badaniom i stwierdzono, że nie ma żadnych objawów choroby. Przed miesiącem Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych ogłosiła dekret o uznaniu cudu za wstawiennictwem Matki Teresy, który otwiera drogę do jej kanonizacji.

 

Umowa z niebem

 

Urodzona w Skopje Agnes Gonxha Bojaxhiu jako osiemnastolatka opuściła rodzinny dom i została misjonarką w Indiach. Zakonne imię przyjęła, obierając sobie za patronkę św. Teresę z Lisieux. Uczyła w szkole geografii i historii, aż we wrześniu 1946 r., jadąc zatłoczonym pociągiem otrzymała “powołanie w powołaniu” – usłyszała głos wzywający ją do pomocy najuboższym. Poszła za nim i odtąd jej imię zna cały świat: Matka Teresa, założycielka Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Miłości, laureatka Pokojowej Nagrody Nobla, drobna kobieta w biało-niebieskim sari, która bez kompleksów patrzyła w oczy najmożniejszym tego świata.

 

Siostry w jej zgromadzeniu nie mogły liczyć na łatwe życie. Z założenia jadły i spały tak, jak najbiedniejsi z podopiecznych, bez wygód, wykładzin i pralek, siadając na podłodze, a do snu przykrywając się workami po pszenicy. Początkowo, gdy przebywały w gościnie, nie mogły przyjąć poczęstunku większego niż kubek wody – później te wymagania nieco złagodzono. O. Marian Żelazek, werbista i misjonarz w Indiach, wspominał, że spotkał kiedyś Matkę Teresę wraz z siostrami na dworcu kolejowym. Upał był ogromny, zaproponował im więc coca-colę. Odmówiły: na dworcu było wielu biednych, którzy by jej nie dostali, a one nie chciały być lepsze.

 

O Matce Teresie najwięcej mówią takie właśnie historie. Gdy leciała na spotkanie z prezydentem Reaganem, poszła do toalety. Zaraz potem do drugiej i do trzeciej. Na pytanie, co tam robiła, odpowiedziała, że odprawiała egzorcyzmy – w rzeczywistości wyczyściła wszystkie toalety w samolocie. Na przejściu granicznym w Gazie na pytanie, czy ma przy sobie broń, odpowiedziała twierdząco i wyciągnęła modlitewnik. Kiedyś poprosiła rząd Indii o możliwość odpracowania kosztów przelotów jako stewardesa. Gdy otrzymała Nagrodę Nobla, prosiła, by odwołano tradycyjny bankiet, pieniądze przeznaczając na ubogich, a swoje przemówienie rozpoczęła od znaku krzyża i modlitwy, w którą włączyli się wszyscy zebrani. Nie lubiła być fotografowana, więc zawarła – jak sama to nazywała – “umowę z niebem”, żeby za każde zdjęcie Jezus uwalniał z czyśćca jedną duszę. Kiedy fotografowanie przez tłum reporterów trwało zbyt długo, z uśmiechem stwierdzała, że wystarczy – “czyściec jest już pusty”. Często rozdawała Cudowne Medaliki i sama z nich korzystała, między innymi zdobywając nowe domy dla swojego zgromadzenia. Gdy upatrzyła dla sióstr jakiś budynek, wrzucała za płot medalik i czekała, a sprawy same – czy raczej za Bożą pomocą – się układały.

 

Świętość to obowiązek

 

Kiedy pytano ją, co zrobi, gdy przestanie być przełożoną zgromadzenia, odpowiadała z prostotą, że w czyszczeniu toalet i ścieków jest doskonała. – Nie jest ważne, co robimy, ale ile miłości wkładamy w swoją pracę – dodawała. – Jeśli należę do Chrystusa i w tym momencie oczekuje On ode mnie czyszczenia toalet, zaopiekowania się cierpiącym na trąd czy też rozmowy z prezydentem Stanów Zjednoczonych, to wszystko jedno, ponieważ jestem tym, kim Bóg chce, bym była, i robię to, co On chce. Należę do Niego.

 

Już za życia uważano ją za świętą. Robiła na ludziach wielkie wrażenie, nie pokazywała nikomu swojego cierpienia. Wyglądająca na kruchą staruszkę, w rzeczywistości miała wiele samozaparcia, silnej woli i charakteru. Bezwzględnie rezygnowała z siebie, by realizować plan Boga. Pytana o to, co znaczy dziś być świętym, odpowiadała, że nie chodzi o robienie rzeczy nadzwyczajnych, ale o przyjmowanie z uśmiechem tego, co zsyła nam Bóg. – Świętość nie jest luksusem dla nielicznych. Jest obowiązkiem każdego: twoim i moim – mówiła.

 

Dopiero po śmierci Matki Teresy świat usłyszał o tym, co było jej wielką tajemnicą: że przez długie lata żyła w ciemnościach wiary, nie doświadczając miłości ani zaufania, czując jedynie wielką tęsknotę i wierząc, że to wszystko ma jednak sens. Nawet wtedy nie zeszła ze swojej drogi, ofiarowując wszystko Jezusowi, jakby na oślep.

 

Zrozumieć

 

Po śmierci też pojawiło się wiele zarzutów wobec jej działalności. Pisano, że jej pacjenci nie otrzymywali pomocy lekarskiej, że w domach nie dbano o higienę czy właściwe wyżywienie, że nie podawano nawet środków przeciwbólowych, gloryfikując ludzkie cierpienie. Oskarżano Matkę Teresę o to, że na tajnych kontach przechowywała olbrzymie kwoty, pozyskane często ze źródeł moralnie wątpliwych, że jej ubóstwo było obłudną grą na pokaz, że przez nią Kalkuta postrzegana była w świecie jako miasto nędzy i żebraków.

 

Wszystkie oskarżenia – formułowane przez niewierzących – wynikają z fundamentalnego wręcz niezrozumienia tego, czym kierowała się Matka Teresa. A ona rzeczywiście odsyłała chorych do szpitali, bo swoim podopiecznym chciała dawać tylko miłość. Nie chciała leczyć ludzi, nie chciała, by robienie zastrzyków odciągało siostry od umierających w slumsach. Zakładane przez nią ośrodki nie były szpitalami – były domami dla tych, którzy innego domu nie mieli. Ich celem nie było ani diagnozowanie, ani leczenie, ani pomoc charytatywna: od tego Kościół ma wiele innych instytucji. Ale tylko Matka Teresa i jej siostry zbierały z ulic tych, dla których nie ma już nadziei po to, by umierali czyści i trzymani za rękę; otoczeni miłością. Starała się ulżyć cierpieniu, a temu, któremu ulżyć już się nie dało, nadawała sens, co w uszach niewierzących brzmiało jak bluźnierstwo: “Jest coś pięknego w akceptacji cierpienia przez biednych, tak jak cierpiał Jezus Chrystus. Świat zyska dużo na tym cierpieniu”. Trzeba wierzyć, żeby zrozumieć.

 

Zarzuty finansowe należą do tych, które trudno odeprzeć z pozycji, w jakiej się znajdujemy. Wiedzieć tylko trzeba, że od ponad 40 lat działa Papieska Rada “Cor Unum”, której celem jest dokładne kontrolowanie działalności wszystkich katolickich organizacji humanitarnych, tak by mogły być wzorem uczciwości i transparentności. Fundacja prowadzona przez Matkę Teresę została dodatkowo sprawdzona podczas procesu beatyfikacyjnego. Gdyby kontrola wykazała nadużycia, beatyfikacja nie mogłaby się odbyć.

 

Bez granic

 

Prawdopodobnie jeszcze w tym roku błogosławiona Matka Teresa ogłoszona zostanie świętą. Jeśli miałaby zostać patronką, to na pewno nie patronką skutecznego działania. Swojej pracy nie przeliczała na setki czy tysiące uratowanych ludzi, na setki czy tysiące wyleczonych, wyciągniętych ze slumsów, wykształconych, uszczęśliwionych. Jej skuteczność widziana po ludzku była żadna. Ludzie przy niej tylko umierali, a zostawieni sami sobie umarliby tak samo szybko. Ale ci, którzy umierali przy niej, nie umierali na śmietnikach, żywcem zjadani przez robactwo, nie umierali na chodnikach, potrącani przez przechodniów, w brudzie i pogardzie. Ci, którzy umierali przy niej, w ostatnich chwilach swojego życia doświadczać mogli opieki – mieli łóżko albo choćby prześcieradło, byli umyci i nakarmieni. Doświadczali miłości, by móc umrzeć po ludzku, z godnością. To się może nie mieścić nam w głowie, ale na tym właśnie polega świętość. Nie mieścić się w światowych schematach, nie posługiwać ziemską logiką, ale oddać się Bogu – naprawdę bez granic. Nie skutecznością mierzy się świętość Matki Teresy, ale jej wyrzeczeniem siebie. Tym, że już nie wiadomo, gdzie kończy się ona, a zaczyna Bóg.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2316,gdzie-ona-gdzie-bog.html

_________________________

To znany cytat… ale nie z Matki Teresy!

Często udostępniane w mediach społecznościowych przykazania-paradoksy przypisywane są fałszywie Matce Teresie. Poznaj prawdziwą historię tych wyjątkowych słów.

 

Podobnie jak z wieloma innymi sławnymi cytatami, również i w tym przypadku ich autorstwo nie jest takie oczywiste. Istotnie, to nie Matka Teresa je wymyśliła, chociaż to jej zawdzięczamy popularyzację tych słów.

 

“Paradoksalne przykazanie” (pierwotnie tak zatytułowano ten tekst) zostały napisane przez Kenta M. Keitha, studenta II roku na Harvard College. Kent miał wtedy 19 lat i napisał je jako część książki dla studentów-liderów w 1968 roku.

 

Kolejne lata na spopularyzowanie tych słów na całym świecie. Wtedy dowiedziała się o nich Matka Teresa, która umieściła je na ścianie domu dziecka w Kalkucie.

 

Po latach fakt ten został odnotowany przez Lucindę Vardey, autorkę książki o Matce Teresie (opublikowanej pierwszy raz w 1995 roku). Pod wpływem tej publikacji “paradoksalne przykazania” zostały przypisane świętej z Kalkuty.

 

Jak brzmi oryginalna wersja przykazań?

 

“Mimo wszystko”

 

Ludzie są nierozumni, nielogiczni i samolubni
Kochaj ich, mimo wszystko

 

Jeśli czynisz dobro, to ludzie oskarżą cię o egoistyczne motywy
Czyń dobro, mimo wszystko

Jeśli odnosisz sukcesy, zyskujesz fałszywych
przyjaciół i prawdziwych wrogów

Odnoś sukcesy, mimo wszystko

 

Twoja dobroć zostanie zapomniana już jutro,
Czyń dobro, mimo wszystko

 

Szlachetność i szczerość czynią cię podatnym na zranienie
Bądź szlachetny i szczery mimo wszystko

 

To, co budujesz latami może runąć w ciągu jednej nocy
Buduj, mimo wszystko

 

Ludzie naprawdę potrzebują twojej pomocy,
mogą cię jednak zaatakować, gdy im pomagasz

Pomagaj, mimo wszystko

 

Dasz światu to, co masz najlepszego, a otrzymasz cios w zęby
Dawaj światu najlepsze, co masz
Mimo wszystko

http://www.deon.pl/po-godzinach/ludzie-i-inspiracje/art,327,to-znany-cytat-ale-nie-z-matki-teresy.html

__________________________

Matka Teresa: Jezus polecił mi to zrobić

WAM
http://www.deon.pl/czytelnia/ksiazki/art,846,matka-teresa-jezus-polecil-mi-to-zrobic.html
_____________________________

Ostatnie przesłanie Matki Teresy

WAM

U zarania świata istnieje pierwsze spotkanie miłości. U zarania każdej miłości zawsze jest spotkanie. Bardziej lub mniej przypadkowe, spokojne, zorganizowane, trudne, wymarzone, przygotowane, nagłe…

 

Formy wciąż się zmieniają. Jest to w każdym razie spotkanie różniące się od tysiąca innych, jakie wydarzyły się wcześniej, jakby magiczne, które sprawia, że otworzyliśmy szeroko oczy, podnieśli głowę, dali się ponieść fantazji.

 

Są to pierwsze reakcje instynktowne. Wypływają ze skłonności, najpierw niewyraźnych, a później coraz bardziej określonych. Przede wszystkim skłonność do bycia razem. Słyszymy często: “Odkąd go spotkałam, każda minuta spędzona bez niego wydaje mi się stracona”.

 

Następnie skłonność do uzależnienia się jedno od drugiego. Nie chodzi o jakieś obsesyjne uzależnienie, ani też o zrezygnowanie z własnej autonomii, ale o prawdziwe początkowe “wspólne myślenie”, “wspólne ocenianie”, “wspólne działanie”. Często wtedy słyszy się zdania: “Każdą decyzję podejmuję po wysłuchaniu jej zdania”; “Mój chłopak naprawdę mnie kocha: zapytał mnie, gdzie spędzam wakacje, aby i on mógł się zorganizować” itd.

 

Rodzi się także skłonność do wzajemnego zaufania. Pewien człowiek mówił mi: “Ja zawsze kontroluję swoją dziewczynę, bo nie chciałbym być oszukany”. To prawda, zaufanie trzeba umieć sobie zdobyć, ale trzeba też umieć nim obdarzać.

 

Co powiedzieć zatem o zazdrości, jednej z najbardziej instynktownych skłonności początkowego okresu zakochania? Pewien okruch zazdrości sprawia nam nawet przyjemność: w gruncie rzeczy chodzi o kokieterię miłości, o obronę ukochanej osoby przed tym, kto, jak nam się wydaje, chciałby nam ją ukraść. Ale zazdrość staje się brakiem zaufania, kiedy pozwala się jej narastać bez żadnego racjonalnego powodu. “Mój chłopak jest zazdrosny: nie chce, abym pozwalała mojemu szefowi podwozić się samochodem”. To jest poważna zazdrość, ponieważ ogranicza wolność drugiej osoby.

 

Inną skłonnością następującą po spotkaniu jest skłonność do powolnego odłączania się od rodziców obu stron: “Człowiek opuści swojego ojca i swoją matkę i zjednoczy się ze swoją żoną, i staną się jednym ciałem”. Wydaje się to złem, a przecież jest to nieuniknione prawo życia. Tym bardziej, że odsunięcie się nie oznacza obciążania ewentualnymi błędami, których mogliśmy być ofiarą, czy też braku wdzięczności: rodzice są osobami, które nam rozweselały świt istnienia; byłoby niesprawiedliwością próbować zepsuć schyłek ich życia.

 

Istnieje sposób rozłąki stopniowej i dojrzałej: rozstanie się z własnymi przywilejami w rodzinie, z obiadem przygotowanym przez mamę, z zawsze gotowym samochodem ojca, z przyzwyczajeniem do bycia obsługiwanym i tak dalej, aby rozpocząć “chodzenie na własnych nogach”. W ten sposób skłonność do oderwania rozwinie się dobrze, i nawet jeśli dzień ślubu dostarczy wzruszeń, pozostawi w rodzinie radość spowodowaną przeświadczeniem, że dziecko urosło, stało się samodzielne, zdolne poruszać się o własnych siłach, by stawić czoło nowej przygodzie.

 

Na horyzoncie tych niewyraźnych skłonności zarysowują się tymczasem pierwsze projekty. Wydają się być marzeniami; a są zalążkami przyszłości, która się rozwinie nieraz w niespodziewany sposób. Trzeba zachować pewną elastyczność odnośnie kształtu przyszłości: żadne życie nie jest sztywno zaprogramowane. Projekty mogą odnosić się do domu, do rodzaju pracy, do stylu życia, do wspólnych podróży, do dzieci, które przyjdą lub nie przyjdą, do czegoś, co będzie się budowało jako para… W dyskusjach między narzeczonymi projekty te są potwierdzeniem świeżości i twórczej wyobraźni rozpoczynającej się miłości; ich brak, w rozmowach lub w marzeniach, powinien budzić obawy. “Wczoraj wieczorem odwiedziliśmy sklep z meblami. Wydawało się nam, że już są nasze” – oto zaczyna się mówić “my”. To również jest znakiem miłości, która rośnie.

 

“My” w sposobie mówienia, myślenia lub marzenia jest idealną przestrzenią dla dojrzewania związku. Odtąd już dwoje ludzi jest ukierunkowanych na pewien wybór. Miłość jest wyborem, jest aktem woli. Wyczuwa się głębokie pragnienie wzajemnego wyboru: “Wczoraj wieczorem zapytał mnie, czy chciałabym go poślubić. Poprosiłam, wzruszona, by dał mi jeszcze trochę czasu, ale już wiem, jaka będzie moja odpowiedź – będzie ona brzmiała: tak”.

 

A obietnice będą składane w sposób najbardziej tajemniczy i romantyczny: na ławce w miejskim parku, pod parasolem osłaniającym przed jesiennym deszczem, w cichym uścisku wśród nieświadomego tłumu, lub też klęcząc w zaciszu jakiegoś kościoła… Jest to oficjalny początek, dla każdego z dwojga, wzięcia na siebie odpowiedzialności za szczęście drugiego. Jest to moment niemal cudowny: “W tym momencie poczułam, że kocham go od zawsze”. Jest to pierwszy cud miłości, który łączy, w jednej chwili, przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.

 

W tym momencie jest bardzo ważne, a nawet zasadnicze dla zadowalającego rozwoju związku, uświadomienie sobie, że komunikowanie się to nie wszystko, ale że wszystko jest komunikowaniem. Własne ciche istnienie jest już, samo w sobie, komunikowaniem.

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,140,operacja-randka-i-jej-powazne-nastepstwa.html

_________________________

Niedostępny macho, a nie uległy pantoflarz

Ciężko żyje się z brakiem pewności siebie. Mylony często ze skromnością, konformizmem czy uległością, sprawia, że człowiek, czuje się gorszy i słabszy od innych, a przede wszystkim ciągle się z innymi porównuje. To sprawia, że nie potrafi realnie i adekwatnie ocenić własnych możliwości.

 

Ciągle stoi na jakimś tle, które wyznacza mu miejsce w bliżej nieokreślonej hierarchii. Niektórzy nazywają to pokorą, ale pamiętajmy, że pokora to nie umniejszanie swoich możliwości, zasobów czy zasług, tylko adekwatna ich ocena. Najtrudniej jest tym, którzy brak pewności siebie “zbudowali” na niskim poczuciu własnej wartości i negatywnym obrazie siebie. Wówczas każda porażka będzie przypisywana sobie, utwierdzając nieszczęśnika w przekonaniu, że sobie nie radzi. Każdy sukces natomiast zawdzięczać będzie czynnikom zewnętrznym, bo według niego szczęście i ślepy los mogą więcej niż on.
W literaturze rozróżnia się tzw. “new confidence”, czyli nową pewność siebie. Ci, którzy nabyli ją w toku różnych kursów, mają nieustanną potrzebę udowadniania sobie i otoczeniu, jak bardzo się zmienili i jacy są pewni siebie. Podstawą ich pewności siebie jest euforia, która jest dość pożądanym stanem, ale niestety ma swoje wady. Euforię trzeba co jakiś czas dokarmiać, a nawet wywoływać od nowa, co sprawia, że taka pewność siebie jest sztuczna.
Pewność siebie powinna być stałym elementem osobowości, do którego w każdej chwili możemy się odwołać, by była naturalna. Gdy wstajemy rano i robimy kawę, albo zakładamy buty, wykonujemy te czynności automatycznie i pewnie. Są one dla nas tak naturalne, że nawet nie zastanawiamy się czy w takich sytuacjach możemy czuć się niepewnie. Jaka jest zatem różnica pomiędzy osobą, której brakuje pewności siebie np. podczas wystąpienia publicznego, a tą, dla której takie wystąpienie nie stanowi żadnego problemu? Dla tej drugiej taka sytuacja jest po prostu tak naturalna i oczywista, jak dla każdego z nas zakładanie butów czy zrobienie porannej kawy.
Te przykłady pokazują, że pewność siebie nosimy w sobie. Trzeba tylko nauczyć się po nią sięgać, ponieważ w wielu sytuacjach jest dla nas dość łatwo dostępna. Praca nad pewnością siebie polega na tym, by uzbroić się w umiejętność korzystania z niej w sytuacjach, w których do tej pory nie była wykorzystywana.
Pierwszy krok to znalezienie tych momentów, czynności dnia codziennego, w których już czujemy się pewnie, które wykonujemy bez oporów, automatycznie, naturalnie. Mogą to by również czynności bardzo drobne albo elementy sytuacji, w których ciągle brakuje pewności siebie, ale zdarzają się w nich zachowania pewne.

 

Drugi krok to określenie obszarów, w których potrzebne jest wzmocnienie i rozwinięcie pewności siebie. Najczęściej należą do nich: kontakty interpersonalne, praca zawodowa, wystąpienia publiczne, kontakty z rodziną, związki romantyczne, kontakty z autorytetami, obrona własnego zdania i swoich praw, sprzedaż i negocjacje, wyobrażenia i przekonania co do własnej przyszłości, czyli realizacja swoich marzeń i pragnień. W tym ostatnim aspekcie najczęściej mamy jakąś wizję, pojawia się zryw, ale właśnie ze względu na niewystarczającą pewność siebie, po pewnym czasie dochodzimy do wniosku, że nie podołamy, że to za dużo, za trudno, za ciężko. Wycofujemy się z niepokojem. Bo to właśnie lęk jest najsilniejszym czynnikiem, który nas powstrzymuje przed przełamywaniem barier i sprawia, że ignorujemy dość banalną prawdę: wszystko jest trudne, dopóki nie stanie się łatwe.

 

Czego boimy się najczęściej? Odrzucenia przez grupę, braku akceptacji i wyśmiania, wygłupienia się i ośmieszenia ze strony współpracowników lub przełożonych, nieprzyjemnych emocji, alienacji, popełnienia błędu, odtrącenia, urażenia i zranienia osób bliskich, naruszenia niepisanych zasad społecznych, oceny innych osób, poczucia porażki w sytuacji osiągania sukcesu przez innych, braku bezpieczeństwa, uznania swojej bezwartościowości. Zapętlanie się w tych irracjonalnych przekonaniach, powoduje, że coraz trudniej uwierzyć we własne możliwości i docenić drzemiącą w sobie siłę. Brak pewności siebie i brak starań o jej budowanie, ma niestety swoją cenę. Konsekwencje mogą by dużo poważniejsze, niż tylko dyskomfort emocjonalny: od starty energii i marnowania czasu, przez zaprzepaszczanie atrakcyjnych możliwości osobistych i zawodowych oraz utknięcie w znienawidzonej pracy, po niewłaściwe relacje z ludźmi i znaczące straty finansowe.
Człowieka dążącego do zmiany można porównać do kogoś, komu cieknie komuś kran. Pojedynczo spadające krople zwykle aż tak nie przeszkadzają, choć momentami bywają naprawdę frustrujące. Mimo to ciężko do kapiącego kranu wzywać fachowca, póki kran się  nie zepsuje albo drażniące kapanie nie zakłóci nam snu. Przy czym niedobory pewności siebie, będące na początku jak ten cieknący kran, nie mogą czekać aż się do reszty zepsują lub maksymalnie utrudnią życie. Poczucie pewności siebie trzeba nieustannie budować, by mieć efekty. A to wymaga treningu, wytrwałości, samozaparcia i czasu.
Kiedy dwa pierwsze kroki mamy już za sobą, trzeba zrobić kolejne. Na podstawie obserwacji, pracy z klientami i literatury kilka prostych rad, które mają za zadanie zwrócić Cię, Drogi Czytelniku, w stronę pewności siebie, a z czasem, przy systematycznym treningu, utrwalić i zakorzenić ten bardzo ważny element osobowości. Nie tylko osoby mające kłopot z nieśmiałością mogą sięgnąć po tą lekcje:
1. Poznaj swoje mocne i słabe strony – to do nich dostosuj swoje cele.
2. Zastanów się, co cenisz, w co wierzysz, jakie chciałbyś, aby było Twoje życie (realistycznie). Mając świadomość swoich zasobów i słabości, będziesz mógł stworzyć plan działania, który realizując, osiągniesz zamierzone cele.
3. Odkrywając siebie, dokonaj hierarchii wartości, jakie wyznajesz – spisz je na kartce, uporządkuj według znaczenia od najważniejszej do najmniej ważnej. Sprawdź, wybierając kolejno każde dwie, czy w chwili wyboru rzeczywiście zawsze wybrałbyś tę , która stoi wyżej. Być może wynik będzie dla Ciebie zaskoczeniem, być może spojrzysz na swoje życie inaczej niż dotychczas. Będąc przekonanym o słuszności swoich wyborów, łatwiej będzie Ci bronić przyjętego stanowiska.
4. Zastąp przykre uczucia dobrymi wspomnieniami – nie pozwól, by Twoim życie rządził negatywizm. Mamy skłonność do przeceniania tego, co negatywne. Tymczasem należy zachować równowagę, między tym, co dobre w naszym życiu, a tym, co niekorzystne, zwłaszcza we wspomnieniach. Z czasem trzeba przejąć kontrolę nad pejoratywnymi obrazami, pomniejszyć je i wyobrazić sobie, że nikną, pozostawiając tylko to, co optymistyczne.
5. Sporządź listę rzeczy do zrobienia, po czym wybierz najprostszą i po prostu ją zrób! Wykreśl z listy, po czym poszukaj najprostszej z pozostałych. Czasem trzeba wybrać taką, której wykonanie ograniczone jest czasem, ale najczęściej na rzeczach pozornie niewykonalnych i sprzecznych dążeniach koncentrujemy sie tak silnie, że tracimy zdolność wykonania jakiegokolwiek ruchu.
6. Pozwól sobie na odbycie prób – to trening czyni mistrza! Wystąpienie publiczne czy wykonanie ważnego telefonu, naprawdę może okazać się nie lada wyzwaniem. Dlatego warto przetrenować przed lustrem lub przed wyimaginowaną widownią sposób prezentacji, ewentualne odpowiedzi na potencjalne pytania. Takie ćwiczenia zmniejszają również poziom stresu, który w dużej mierze odbiera nam pewność siebie nawet wówczas, gdy jesteśmy jej pewni…
7. Wyrób w sobie nawyki telefoniczne – wbrew pozorom, brak kontaktu wzrokowego z rozmówcą u wielu osób budzi niepokój i pozbawia pewności siebie. Dlatego wypracuj w sobie pewne nawyki: miej przy telefonie długopis i kartkę, pytaj o nazwisko rozmówcy, zanotuj godzinę i temat rozmowy, bowiem im mniej musisz zapamiętać, tym bardziej koncentrujesz się na rozmowie, własnych odczuciach, możesz kontrolować i demonstrować swoją pewno siebie. Podobnie, gdy Ty wykonujesz ważny telefon – lista spraw, które musisz poruszyć ułatwi rozmowę. Pamiętaj, że postawa ciała i ton głosu są tak samo ważne w prowadzeniu rozmowy w kontakcie bezpośrednim, jak i podczas rozmowy telefonicznej.
8. Nie pozwól, by krytykowano Cię, jako osobę. Tylko Twoje działania mogą być opiniowane, a konstruktywnie ocenione, niech się doskonalą.
9. Porażka i rozczarowanie mogą by błogosławieństwem – często bywają sygnałem, że obrane cele nie są dla Ciebie i warto skierować swoje zasoby i siły w inną stronę. To może Cie uchronić przed większym zawodem w przyszłości.
10. Przede wszystkim przestań planować na zasadzie: pewnego dnia… Nie pewnego dnia, tylko zacznij dzisiaj, przy najbliższej nadarzającej się okazji, bo może się okazać, że to łatwiejsze niż dotąd myślałeś. Pamiętaj – wszystko jest trudne, dopóki nie stanie się łatwe!

 

 

I jeszcze kilka wskazówek, jak reagować na krytykę, która niekiedy nawet najbardziej pewnych siebie i swoich racji, potrafi zwalić z nóg:

 

  • staraj się reagować racjonalnie, bez emocji, które przysłaniają sedno sprawy;
  • spróbuj dostrzec w krytyce elementy prawdy i nieprawdy;
  • oddziel to, co faktycznie zostało powiedziane od tego, co sobie dopowiedziałeś i zinterpretowałeś;
  • znajdź pozytywne rozwiązanie na podstawie tego, co usłyszałeś, postaraj się, by Twoje działanie było konstruktywne;
  • spróbuj zrozumieć, jaki związek ma reakcja Twojego rozmówcy z jego przekonaniami.

Z pewnością wiele osób powie: banalne, trywialne, mało ambitne, takie złote myśli z podręcznika dla akwizytorów. Tak naprawdę to podstawa do tego, by wspiąć się wyżej po drabinie samorealizacji. Czy budując dom zaczynacie od dachu? Trzeba wykopać doły i wylać fundamenty. Często najpierw trzeba jeszcze uzbroić działkę. Znacie kogoś, kto kupił ziemie, zapomniał o fundamentach i zaczął prace od stawiania ścian? Nawet nie przyszłoby nam do głowy o tym zapomnieć. W samorozwoju również nie zapominajmy o podstawach, zwłaszcza gdy od fundamentów przychodzi nam budować lub gdy budujemy na zgliszczach.

 

Solidne podparcie i dobry grunt to zalążek w drodze do sukcesu. Jeśli pewność siebie jest naszym celem, nie zadowalajmy się atrapą w postaci new confidence. Każdy z Was może mieć w sobie ten zalążek. Pozwólcie mu się zakorzenić i wydać plon obfity.

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/poradnia/art,368,jak-budowac-pewnosc-siebie.html

_____________________________

Bezpieczeństwo i poczucie pewności w miłości

Pojęcia poczucia bezpieczeństwa i poczucia pewności często traktuje się wymiennie, chociaż znaczą coś innego. Zresztą łączy je wiara w to, że nasze oczekiwania zostaną spełnione. I tak mogę powiedzieć, że czuję się pewnie w ruchu ulicznym, gdy wszyscy przestrzegają tych samych reguł.

 

Za to przy policjancie, który kieruje ruchem na skrzyżowaniu, nie czuję się tak bezpiecznie jak w domu. Czy zauważyliście różnicę? Poczucie bezpieczeństwa rodzi się wśród ludzi, którzy są ściśle ze sobą związani – w małżeństwie, pomiędzy rodzicami i dziećmi, pomiędzy rodzeństwem, jeśli mogą być pewni, że ich oczekiwania będą spełnione. Poczucie bezpieczeństwa jest poczuciem pewności w miłości.

 

Nie ma miłości bez poczucia bezpieczeństwa. W rodzinie człowiek musi czuć się kochany bez zastrzeżeń. Kobieta musi wiedzieć, że mąż obdarza ją miłością, chociaż ona lubi szybko i dużo mówić albo też bardzo zmieniła się w czasie ciąży. Mężczyzna musi wiedzieć, że żona wciąż go kocha, chociaż on nieustannie kładzie swoje skarpetki pod stołem i często wraca do domu późnym wieczorem. Dziecko musi wiedzieć, że jest kochane, chociaż przepłakało całą noc, kłóci się z rodzeństwem akurat wtedy, gdy mama rozmawia przez telefon, przynosi złe oceny lub wraca do domu z tatuażem.

 

Jednak miłość bez zastrzeżeń nie oznacza przymusowego milczenia. Przeciwnie: każda z nas musi całkiem otwarcie powiedzieć mężowi, jakie ma wobec niego zastrzeżenia, aby mógł docenić naszą gotowość do znoszenia go i do miłości pomimo wszystko. Nie oznacza to, że musi się zmienić. Może pozostać takim, jaki jest. Kobieta wychodziła za niego wiedząc, że posiada wiele irytujących ją cech. Jednak powinien wiedzieć, jaką ona ponosi ofiarę, znosząc go takim, jaki jest. Musi także wiedzieć, że jej miłość jest większa niż jej złość.

 

Miłość dopiero wówczas stoi na straży poczucia bezpieczeństwa, gdy wspiera tak w dobrym, jak i w złym – zgodnie z treścią przysięgi małżeńskiej. W okresach prosperity każdy oszust matrymonialny potrafi kochać.

Poczucie bezpieczeństwa musi być pełne. Nie istnieje coś takiego, jak częściowe poczucie bezpieczeństwa. Podobnie jest z wiernością. Gdy zapytasz swojego męża, czy jest ci wierny, a on odpowie: “Troszeczkę!”, wówczas wiesz, że o wierności nie ma mowy. Tak samo nie można być trochę w ciąży. Wszystkie te stany muszą dawać spełnienie.

 

Im bardziej jednoznaczne jest zachowanie rodziców, tym łatwiej dziecko uczy się dobrego funkcjonowania w społeczeństwie. Z całą pewnością musi wiedzieć, że: “Nie” rzeczywiście oznacza: “Nie”, a “Tak” należy rozumieć jako niezawodne: “Tak”.

Obdarzając dziecko nadmiarem wolności, rodzice najczęściej nie przypuszczają, że przez to inicjują zło. Zanim dziecko nauczy się rozwijać własną wolę, musi czuć się pewnie i bezpiecznie.

 

Tajemnica dobrego snu rodzi w każdym człowieku pragnienie, by obudzić się tam, gdzie zasnął. I dorosły, i dziecko – wszyscy doświadczają tego w ten sam sposób. Ja także. Zasypiając we własnym łóżku, w swojej piżamie, wtulona w jasiek, oczekuję, że obudzę się w takich samych okolicznościach. Gdybym jednak po obudzeniu stwierdziła, że nie ma mojej poduszeczki, a ja jestem w jakiejś innej koszuli nocnej, zaniepokoiłabym się i popadłabym w stres. Podobnie dzieje się z dzieckiem, które zasypia przy piersi, a budzi się całkiem samo w dziecinnym pokoju,

Bez poczucia pewności lub bezpieczeństwa żaden człowiek nie będzie dobrze spał. Również i dzieci potrzebują poczucia pewności i bezpieczeństwa, aby spać spokojnie.

 

Macica (uterus) jest pierwszym gniazdem, do którego dziecko przybywa z wieczności. Ma ona wszelkie cechy gniazda. Jest ciepła, miękka, zaokrąglona i ma mocne ściany. Jak długo dziecko może swobodnie poruszać się w łonie matki pływając, nie odczuwa w pełni tych cech gniazda. Poczucie rytmu jest bardziej pierwotne niż dawanie oparcia. Dopiero z czasem, wzrastając w przestrzeni mocnych ścian, dziecko zaczyna odczuwać ich ochronne działanie, które polega na dostarczaniu mu jednakowych, przewidywalnych doznań. Dziecko może być pewne, że jego oczekiwania zostaną spełnione.

 

W głębi swojego serca każde dziecko wie, że warunkiem jego istnienia jest płynące od rodziców poczucie bezpieczeństwa, oparcie, jakie mu dają, ale przede wszystkim cała ich miłość. Jednak to rodzice powinni wiedzieć, w jaki sposób zaspokoić dziecięce potrzeby, ponieważ właśnie oni są za to odpowiedzialni.

 

Narodziny to przejście dziecka do świata zewnętrznego. Jednak ścisła więź z matką – i cielesna, i duchowa -trwa jeszcze długo. Do drugiego lub trzeciego roku życia dominują potrzeby bezpieczeństwa i poczucia więzi. Dopiero z czasem na plan pierwszy wysuwa się potrzeba niezależności i dysponowania własną wolą. Stopniowo “Ono” zamienia się w “Ja”. Większość dzieci odkrywa słowo “Ja” właśnie w wieku dwóch-trzech lat.

Dzieci, które nie mogą liczyć na przewidywalne reakcje swojego środowiska, nie mogą sobie pozwolić na upadek. Nieustannie muszą być czujne i na skutek tego żyją w stresie. Gdy taki stres przybiera charakter przewlekły, a dziecko nie potrafi zniwelować go własnymi siłami, osłabieniu ulegają – by rzec w dużym uproszczeniu – jego siły obronne. Tym samym nie może ono bronić się przed szkodliwymi substancjami, które znajdują się w pożywieniu, powietrzu i lekarstwach.

 

Gdy dziecku brakuje bezwarunkowej miłości, rodzi się ból nie do zniesienia. Zaburzona równowaga psychiczna domaga się zaspokojenia zastępczego, które potem staje się przyczyną zależności i zniewolenia.

 

Poczucie bezpieczeństwa zakłada aktywne uczucia rodziców: współczucie, troskę, pociechę i miłość, a ponadto wierność oraz wzajemność i działanie najbliższych – nawet wówczas, gdy coś jest nie w porządku. Częścią miłości jest dawanie i branie.

Decydujące znaczenie dla rozwoju osobowości człowieka ma sposób, w jaki w ciągu pierwszych dwóch lub trzech lat życia zostały zaspokojone podstawowe potrzeby – więzi z bliskimi oraz bezpieczeństwa. Przerażające jest to, że coraz częściej doświadczamy czegoś wręcz przeciwnego. Rozluźnienie więzi z bliskimi jest widomym znakiem naszych czasów.

 

Gdy dziecko jest małe, potrzebuje bezpiecznego gniazda – a gniazdo jest zawsze tam, gdzie matka. Dlatego najlepszym sposobem uspokojenia krzyczącego dziecka, które nie chce spać, jest bliskość matki.

 

Poczucie więzi ma nieocenione znaczenie, ponieważ tylko przez więzi ze swoją rodziną dziecko ma szansę nauczyć się, jak być człowiekiem. Otoczone miłością podąża za jej przykładem ku człowieczeństwu – najwyższej formie miłości.

 

Dziecko przeżywa traumę, gdy więź z matką zostanie przerwana lub rozluźniona. Gdy człowiekowi brakuje poczucia bezpieczeństwa w miłości, szuka pewności w urządzeniach technicznych, które zawsze funkcjonują zgodnie z przewidywaniami. W ten sposób niejeden mąż chętnie komunikuje się z Internetem, głaszcząc myszkę częściej niż żonę i dzieci.
Więcej w książce: O miłości która daje wsparcie  –  Jirina Prekop

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/wychowanie-dziecka/art,504,bezpieczenstwo-i-poczucie-pewnosci-w-milosci.html

_________________________

 

Jak być pewnym siebie i walczyć o swoje?!

Dlaczego ciągle – choć jesteśmy czujni – wchodzimy w sytuacje, w których nasza uprzejmość i gotowość pomocy są wykorzystywane? Dlaczego tak trudno wytyczać nam granice i tak samo – samemu ich się trzymać? Dlaczego często jesteśmy wobec innych milsi, niż byśmy chcieli?  Przyczyn tego stanu rzeczy trzeba – jak wielu innych – szukać w dzieciństwie.

 

Psychologowie mówią, że taka postawa wynika z naszych własnych niedostatków. To one sprawiają, że mamy skłonność do rezygnowania z własnych przekonań, wartości i korzyści na rzecz innych ludzi. Niedostatki te wiążą się ze sferą miłości, seksu, potrzebą romantyczności, przygód, władzy, z pieniędzmi, poczuciem własnej wartości czy brakiem poczucia własnej wyjątkowości. Tam gdzie ludzie toczą z sobą zmagania o władzę, one najczęściej zajmują pozycję podporządkowaną, ponieważ nie mają odwagi na nic się zdobyć.

Niektórzy całkiem świadomie to wykorzystują. Gdyż nas, dziewczynki, uczono jeszcze, że mamy być “miłe”, grzeczne i dopasowywać się do sytuacji i dawano nam odczuć, że nie jest mile widziane, kiedy protestujemy, kiedy jesteśmy silne i czegoś się domagamy. Chłopcom – naszym braciom na przykład – wolno było takimi być, choć nie byli ani mili, ani grzeczni.
Jeśli w twoim dzieciństwie nie traktowano poważnie twoich uczuć czy dawano ci do zrozumienia, że nie jesteś kimś ważnym, albo gdy surowym wychowaniem tłumiono twą wolę, nie nauczyłaś się, jak być pewnym siebie i walczyć o swoje. Konflikty są dla ciebie sytuacją niemiłą, trudną do wytrzymania. Jest to ten wzór zachowania, według którego wychowana została większość kobiet. Dla kobiet jest ważne, by czuły się kochane i lubiane. Mężczyźni pragną władzy i dominacji. Wynika to z predyspozycji, z którymi przychodzimy na świat i które dodatkowo wzmacnia sposób wychowania. Powiemy o tym jeszcze w następnym rozdziale. Ten wzór postępowania głęboko nas zaprogramował. Zauważysz może, że działając według niego, sama niejednokrotnie podstawiasz sobie nogę. Ponieważ jesteś zbyt uległa, ciągle bywasz wykorzystywana w podobnych sytuacjach, ponieważ pozwalasz za bardzo zbliżyć się do siebie różnym ludziom, zbyt łatwo tracisz cierpliwość albo pozostawiasz mylne wrażenie.

 

Pewność siebie i walka o swoje

  1. Poznaj własny styl postępowania. Zastanów się spokojnie, jak reagujesz w sytuacjach typowych konfliktów albo sytuacjach dla ciebie nieprzyjemnych. Co ci przeszkadza we własnym zachowaniu? Gdzie jest – prawdopodobnie – ten moment, od którego rzeczy zaczynają się toczyć na twoją niekorzyść? Jak myślisz, co może być powodem twojego reagowania? Czy masz jakiś pomysł, jak mogłabyś zmienić swoje reakcje?
  2. Zanim rzeczywiście dojdzie do sytuacji konfliktowej, jeszcze raz uzmysłów sobie z całą wyrazistością, jak najprawdopodobniej, powielając swoje błędy, zareagujesz: niewiele brakuje, a zaraz zaczniesz być o wiele bardziej miła, niż ktoś na to zasługuje; zaczniesz w panice myśleć, jak uniknąć kłótni, gdy na to się zanosi; wszystkiemu przytakniesz; na wszystko się zgodzisz, wszystkiemu powiesz “tak” i “amen”, zanim zdążysz pomyśleć, czy naprawdę tego chcesz.
  3. Spróbuj przerwać ten automatyczny bieg spraw. Postanów sobie, że uzbroisz się w “zderzak” – na krótko opuszczając pomieszczenie, w którym dzieją się wypadki, żeby zrobić głęboki wdech, albo że będziesz się w duchu bronić, przywołując sobie w pamięci jakieś ostrzeżenie.
  4. Spraw sobie tarczę ochronną. Kiedy trzeba się bronić przed ludźmi, którzy ci szkodzą, jest rzeczą ważną nie tylko jasno wyrazić własne stanowisko, lecz również izolować się od nich emocjonalnie. Spróbuj zrobić tak: zamknij oczy i wyobraź sobie, że wokół ciebie jest kilka kół, których nie da się przekroczyć. Mogą one być z różnych tworzyw, kolorów i form. Na wszelki wypadek odradź swoim oponentom, by nie zbliżali się do ciebie za bardzo. Kiedy znajdziesz się w nieprzyjemnej dla siebie sytuacji, wyobraź sobie swoją tarczę ochronną i moment, gdy twój przeciwnik odbija się od niej, odpada. Jeśli wyćwiczysz sobie ten obraz, twój a podświadomość zacznie cię wzmacniać.
  5. Jeśli tego zechcesz, możesz też bez obaw dać upust swoim emocjom negatywnym. Nie tłum ich w sobie, wybuchnij śmiało. Z początku będzie ci pewnie z wrażenia gorąco i zimno na przemian, może będziesz też obawiać się reakcji otoczenia albo przestraszy cię siła własnych emocji.

Najważniejsze to odważyć się po raz pierwszy. Niezależność może rozwinąć się wtedy, kiedy wszystkim uczuciom pozwalamy dojść do głosu i gdy nie żyje się w poczuciu, że ciągle z trudem musimy coś w sobie tłumić.

 

Fragment książki: Kochać szczęśliwie. 7 podpowiedzi dla kobiet – Sylvia  Schneider

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/poradnia/art,19,jak-byc-pewnym-siebie-i-walczyc-o-swoje.html

_____________________________

To oni doprowadzili mnie na skraj katastrofy!

Pewna młoda kobieta zwierzyła mi się, że jest całkowicie oziębła seksualnie i nie może w miłości cielesnej czuć nic do swego drugiego męża – z którym żyje w bardzo dobrym małżeństwie – ponieważ jej pierwszy mąż obchodził się z nią niezwykle brutalnie.

 

Kobieta ta znajdowała się w szponach własnego przekonania, że wskutek swego urazu jest niezdolna do tego, by kiedykolwiek ponownie zaufać mężczyźnie i oddać mu się z miłością. Moje zadanie polegało na zachwianiu tym jej przekonaniem.

 

“Cierpienie, które pani przeżyła – zaczęłam – nie musi być przyczyną tego, by pani nie mogła kochać swego obecnego męża. Między pierwszym a drugim pani mężem nie ma bowiem żadnego związku. Są to różni ludzie, którzy wstąpili w pani życie w różnych okresach czasu, a także pani sama znajduje się dzisiaj w innym stadium dojrzewania niż podczas swego pierwszego małżeństwa. W rzeczywistości kocha pani swego obecnego męża i chciałaby mu też swoją miłość okazać, w przeciwnym razie bowiem nie przyszłaby pani do mnie szukać pomocy. Tym, co pani przeszkadza zrobić to, czego pani pragnie, jest więc tylko złe doświadczenie, smutne wspomnienie. Ale nie może się pani godzić na terror ze strony nieszczęsnego wspomnienia. Złe doświadczenie nie powinno stanowić zapory na drodze pani życia.

 

Dam pani pewną radę: Kiedy to wspomnienie wkradnie się znowu w pani myśli, niech mu pani powie na przykład coś takiego: «Aha, znowu tu jesteś? No, znam cię już aż nadto! Ale nie jesteś już tak interesujące, jak dawniej. Wracaj spokojnie tam, skąd przyszłoś, a mianowicie w czas przeszły, do którego należysz. Mam teraz coś lepszego do roboty, niż zajmować się tobą». Jeśli pani tak lub podobnie pomyśli, moc dawnego wspomnienia zniknie i pani zdolność do miłości powróci, co będzie niewątpliwie z korzyścią dla pani partnera”.

 

Zapomnieć to, co było

– Nie mogę przecież zapomnieć tego, co było – zaoponowała moja pacjentka. Źle mnie zrozumiała. Nie chodziło o zapomnienie tego, co było, lecz o to, czy temu “byłemu” pozwoli się na zniszczenie tego, co jest cenne w teraźniejszości. I chodziło też o problem etyki w najszerszym sensie. Czym bowiem drugi mąż tej młodej kobiety zasłużył na jej nieufność, jej negatywną postawę? Nie był przecież winien jej traumy Cierpiał, by tak rzec, za przewiny kogoś innego. Rzucało to cień na skądinąd dobrą relację, i jakże bardzo należało młodej kobiecie życzyć, aby nie musiała raz jeszcze przeżywać dotkliwego rozczarowania! Powoli zaczynała rozumieć, co jej radzę.
Kiedy poczyniła pewne postępy, pokazałam jej, że złe doświadczenie może mieć dla niej pozytywne skutki, ponieważ pozwala jej doceniać szczęście, jakim jest dla niej drugie małżeństwo – i to bardziej, niż byłoby możliwe bez dawnego “doświadczenia kontrastowego”. “Czy nie może być tak – zapytałam – że WŁAŚNIE dlatego, iż poznała pani kiedyś bolesne obcowanie ludzi z sobą, może pani ocenić, jak miły, czuły i tolerancyjny jest pani obecny partner? Że WŁAŚNIE dlatego może się pani stać wdzięczniejszą i tkliwszą żoną niż inne kobiety, które swoje małżeństwo narażają na szwank bezsensownymi kłótniami, ponieważ nigdy nie doświadczyły tego, jak straszna jest relacja dwojga ludzi nasycona brutalnością?”.

W rezultacie nastawienie pacjentki doznało przemiany — przeszło z pierwotnej pozycji: “Nie mogę już prawdziwie kochać”, na pozycję nieporównanie zdrowszą: “Mogę mojego obecnego męża szczególnie gorąco kochać, ponieważ poznałam już inną, mroczną wersję małżeństwa”. Jak można się było spodziewać, równolegle ze zmianą jej nastawienia ustąpił też jej psychiczny uraz. Przezwyciężyła także zahamowania seksualne i cieszyła się wraz z mężem nadrobionym “miodowym miesiącem”, jak mi doniosła na widokówce z miejsca urlopowego pobytu.

 

Przełknięta złość staje się niestrawna

 

To, co w życiu sprawia ból – czy to duchowy, czy cielesny – wywołuje też agresję. Nikt nie jest w dobrym nastroju, kiedy go coś trapi – czyni chorym w najprawdziwszym sensie tego słowa. Co zatem zrobić ze złością i złym humorem? Otóż zawsze prawie jest ktoś w pobliżu, na kim można je odreagować. Na tyle blisko, by przyjąć na siebie nadmiar tej złości, znajdują się przeważnie osoby bliskie. Jest to na płaszczyźnie ludzkiej nie tylko wątpliwe etycznie, ale nie przynosi też rzeczywistej ulgi. Każdy ból, przekazywany dalej, pomnaża ból w świecie; każde zaś pomnożenie bólu powraca do jego sprawcy – jeśli nie natychmiast, to później.

 

Tygrys w cyrku, którego boli ząb i który dlatego atakuje swego pogromcę (nie ponoszącego oczywiście żadnej winy za ból tygrysiego zęba), nie rozumie etycznej problematyczności tego, co robi. Reaguje na ślepo, powodowany bólem. Natomiast mężczyzna, który został ofuknięty przez swego przełożonego i który przychodząc do domu, u furtki kopie psa, a w mieszkaniu wyjeżdża z buzią na swoją żonę, bardzo dobrze rozumie etyczną problematyczność tego, co robi, i dlatego powinien poczuwać się za to do odpowiedzialności. Nie może się, jak tygrys, powoływać na “ślepe popędy”; dzięki swemu człowieczeństwu jest “widzącym” i widzi, że jego zachowanie nie jest właściwe. Połajanka ze strony przełożonego była zapewne dla niego trudna do zniesienia, ale pies i żona nie mieli z tym nic wspólnego i jeśli zadaje im ból, tylko dlatego że sam doznał bólu, to ból, zamiast zostać uśmierzony, potęguje się – również jego ból, który wzmaga się wskutek nagannego zachowania.

 

Agresji nie można kierować w fałszywym kierunku

 

Jaka mogłaby być alternatywa – nie dla tygrysa, lecz dla mężczyzny w naszym przykładzie? Mógłby on przyjść do domu, oszczędzić psa i żonę, a swoją złość – mówiąc kolokwialnie – przełknąć. Psycholodzy i lekarze patrzą na takie rozwiązanie sceptycznie – i słusznie. Przełknięta złość staje się bowiem od pewnego stopnia intensywności niestrawna i tak obciąża organizm, że wrzody żołądka można uznać za najłagodniejszy tego skutek. To tłumaczy również, dlaczego psycholodzy i lekarze czasami zalecają JEDNAK pierwsze z wymienionych rozwiązań, tyle że z ominięciem agresji w stosunku do obiektów niewinnych. Uważają, że zamiast psa i żony przedmiotem agresji może być na przykład rzucona o ścianę poduszka. W tym wypadku nie mają racji, bowiem ściśle biorąc, również poduszka jest niewłaściwym adresatem złości i niech mi nikt nie opowiada, że poczucia doznanego upokorzenia można się pozbyć, rzucając poduszkami.

Zdaniem Frankla potrzebne jest tu coś innego. Agresji nie można kierować w fałszywym kierunku — ani przeciwko obiektom niewinnym, ani przeciwko samemu sobie. Zamiast tego powinna ona zostać rozładowana w osobistej poważnej rozmowie ze sprawcą bólu, jeśli taki jest, lub spokojnej wewnętrznej konfrontacji z bezimiennym losem, który człowieka dotknął. Taki duchowy proces może przynieść wspaniałe rezultaty: cierpliwą eliminację konfliktów, konstruktywne poszukiwanie kompromisu, życzliwą gotowość pojednania czy heroiczną akceptację tego, czego nie można zmienić. Jakkolwiek by było, agresja jest potężną siłą, jeśli przekształci się ją w wewnętrzną moc.
Młoda kobieta, o której powyżej opowiedziałam, skierowała początkowo swoją frustrację i agresję, spowodowane doznanym brutalnym traktowaniem, w niewłaściwym kierunku. Jej oziębłość w relacji z drugim partnerem była zarówno wyrazem pewnej autoagresywności (“karała” nią sama siebie), jak i pewną formą przenoszenia uzasadnionego wewnętrznego oporu z osoby A na osobę B, która na taki opór nie zasługiwała. Oczywiście nie uświadamiała sobie tego. Po prostu nadal cierpiała, a jej partner cierpiał bezradnie razem z nią. Rozeznawszy się w sytuacji, odesłała wreszcie swój uraz na właściwe “miejsce” i do właściwego “czasu” i uwolniła przez to od niego siebie i swego obecnego partnera.

Otwarte pozostaje jeszcze pytanie, czy i w jaki sposób mogła ona swój uraz, zdeponowany na właściwym “miejscu” i we właściwym “czasie”, całkowicie usunąć. Jaką postawę przyjmuje ktoś taki jak ona wobec swego krzywdziciela? Aniołowie mają łatwo. Aniołowie mogą wybaczać. My, ludzie, znajdujemy się pod tym względem w trudniejszej sytuacji. A jednak jesteśmy przynajmniej zdolni do tego, by zrezygnować z wszelkiego osądzania i potępiania, i tego, kto nas “zhańbił”, pozostawić w jego własnej “hańbie”. “Każdy czyn jest swoim własnym pomnikiem”, napisał Frankl, który przeżył Holocaust. Kiedy ktoś, jak ta młoda kobieta, pojmuje, że jej krzywdziciel swymi czynami wystawił sobie swój własny pomnik – pomnik, który nigdy nie zniknie z obszaru prawdy – to nie potrzebuje nic już do tego dodawać, żadnego gniewu, żadnej nienawiści; może oddzielić od niego swoje życie i pracować nad własnym pomnikiem.
Pomyślmy: Jeśli u kresu naszego życia coś ma mieć prawdziwe znaczenie, to tym czymś nie będą czyny obce, lecz jedynie nasze własne.

 

Fragment z książki: Sztuka życia na cały rok – Elizabeth Lukas

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,11,przelkniete-upokorzenie-staje-sie-niestrawne.html

_________________________

“Pranie mózgu” – metody i skutki manipulacji

niebieska linia

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,345,pranie-mozgu-metody-i-skutki-manipulacji.html

________________________________

Jak zrobić wodę z mózgu?

Wiedza – jakkolwiek ruchem zygzakowatym – postępuje naprzód. Kiedy wczoraj jakaś witamina należała jeszcze do dobrych, może być tak, że jutro zostanie już zakwalifikowana jako szkodliwa.

Nienasycony kwas tłuszczowy, wolny rodnik, cholesteryna, gliceryna czy lewoskrętne kultury grzybów wymagają jako środki wspomagania zdrowia długotrwałej obserwacji, wędrują bowiem nieustannie z dobrej strony na złą i z powrotem, aż wreszcie, zakwalifikowane jako pozbawione jakiegokolwiek skutecznego działania, znikają z pola widzenia naukowej obserwacji.

 

Starsi ludzie pamiętają jeszcze zdrowotne właściwości przypisywane szpinakowi. Uważano, że zawiera on bardzo bogatą dawkę żelaza, co dla wzrostu i rozwoju dziecięcego organizmu jest szczególnie ważne. Jako dziecko stale zadawałem sobie pytanie, dlaczego w takim razie nie karmi się nas gwoźdźmi albo nie posypuje się opiłkami żelaza puddingu, zamiast wmuszać w nas tę okropną zieloną papkę. Jak się potem okazało, wszystko to było oparte na błędnym rachunku: przy obliczaniu wartości odżywczej przeoczono gdzieś potęgę dziesiątą.

 

Również fakt, że na Zakaukaziu czy na wyspach japońskich szanse na długie życie są wyraźnie większe niż w naszych szerokościach geograficznych, jest często przypisywany tamtejszym nawykom żywieniowym.

 

Długowieczni starcy z ząbkami czosnku i kefirem w dłoni służą jako wzór długiego życia; podobnie zwiędłe Japonki, które w kimonie obchodzą swoje sto dziesiąte urodziny – ponoć dzięki temu, że przez całe życie żywiły się głównie ryżem i rybami.

 

Otóż możliwe, że ten, kto swoją dietę opiera konsekwentnie na kefirze i czosnku, żyje dłużej, a to dlatego, że jest nieustannie w ruchu, biegając stale do toalety czy też uganiając się za towarzyskimi kontaktami, utrudnionymi wskutek wydzielanych przez niego wyziewów. Również nadzieja na błogosławione skutki diety rybnej okaże się prawdopodobnie złudna, kiedy sobie uświadomimy, że w przypadku ryb, które tu u nas pojawiają się na stole, mamy przeważnie do czynienia z szerokim spektrum antybiotyków z dodatkiem ości. Powszechnie spotykane w handlu łososie pochodzą z gospodarstw hodowlanych, w których są karmione odpowiednimi medykamentami, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się chorób, jakie w ciasnej przestrzeni mogą wybuchać i poważnie zagrażać zyskom hodowców.
Przykłady takie ukazują podwójne oblicze nauki w kontekście doradztwa życiowego i żywieniowego. Podczas gdy z jednej strony za pomocą mniej lub bardziej uprawdopodobnionych tez co do sposobu działania pewnych substancji odżywczych w określonych środkach spożywczych uzasadnia się obietnice długiego i zdrowego życia, można z drugiej strony przy użyciu tych samych metod wskazywać na granice i ryzyka takich zbawczych obietnic. Nauka jawi się tu jako jeden z graczy w debatach na temat ryzyka i niepewności.
Rozmaite diety, zalecane w regularnych odstępach czasu przez media konsumentkom, rzadko obywają się bez naukowego podkładu muzycznego. Najpierw wmawia się ludziom, że są zbyt otyli, a potem mówi się im, jakie są najnowsze wyniki badań w dziedzinie odżywiania się: że mianowicie powinni z tego zrezygnować, a za to tamto spożywać w dużych ilościach, i w żadnym razie nie mieszać jabłek z ziemniakami czy po zachodzie słońca jeść jeszcze mięso. Całość raz z alkoholem, raz bez, raz gotowane lub duszone, innym razem surowe, bez żadnej obróbki. Te wuduistyczne czary działają naturalnie tylko wtedy, jeśli odprawia się je ściśle według zaleceń danego guru w białym kitlu oraz w miarę możności z zastosowaniem markowych produktów, które on zaleca.

 

Nie należy więc przyprawiać dietetycznych potraw jakąkolwiek solą czy octem, lecz używać, o ile to możliwe, wyłącznie soli morskiej z północnej Bretanii albo nieprzerabianego, mieszanego na zimno Aceto Grand Cru. Jest samo przez się zrozumiałe, że tego rodzaju specjalne przyprawy można dostać tylko w odpowiednich sklepach po specjalnej cenie. Jak powiedziano, nie chodzi przy tym o jakieś szczególne walory smakowe, delikatny aromat czy egzotyczne rozkosze dla podniebienia, lecz o działanie na rzecz własnego zdrowia.
Dzięki takim kampaniom lista tego, co powinniśmy wprowadzać do naszych organizmów poprzez pożywienie, jest układana co tydzień na nowo i ten, kto rzeczywiście pragnie na siebie uważać i zamiast odczuwać z jedzenia przyjemność traktuje spożywanie pokarmu jako przyczynek do długiego życia, będzie musiał w regularnych odstępach czasu przeczesywać swoje szafki z zapasami, aby czegoś z nich się pozbyć i zrobić miejsce dla najbardziej aktualnych eliksirów życia.

 

Gdyby Ci się teraz, Czytelniku, nasunęło podejrzenie, że w tych aktualnych, naukowo podbudowanych propozycjach w przedmiocie zdrowego odżywiania się chodzi o podobne następowanie po sobie kolejnych nowości, jak to ma miejsce w dziedzinie mody, to z pewnością się nie mylisz. Nie bez kozery mówi się o modnych lekarzach; analogicznie można by też wprowadzić termin: modni naukowcy.
Z biegiem czasu nauka w sferze zdrowia i piękności wyparła środki domowe. Zdrowy domowy rozum naszych przodków został zastąpiony przez specjalistyczny rozum badaczy. Przypuszczalnie wiąże się to w niemałej mierze z tym, że poranny zimny tusz czy otwarte nocą okno w sypialni nie dają się nawet w przybliżeniu tak dobrze sprzedać, jak preparaty przemysłu farmaceutycznego, którym przypisywane są skutki wspomagające zdrowie.

 

Jak zawsze, wzorcowa jest tu ojczyzna wszelkiego szaleństwa, USA. W tamtejszych supermarketach przechodzi się przez nieskończone wąwozy flankowane rzędami półek, na których oferowane są środki spożywcze w sposób gwarantowany wolne od substancji odżywczych, aby następnie tuż przed kasą natrafić na dział z pigułkami uzupełniającymi pożywienie. Wszystko, czego pokarm nie zawiera, świadomy w sprawie zdrowia Amerykanin wprowadza do organizmu w postaci pigułek: mikroelementy, witaminy i inne zawarte w normalnym jedzeniu substancje trzeba nabywać extra. To tak, jakby się za drogie pieniądze kupiło auto, a potem musiało się jeszcze oddzielnie kupić silnik, aby mogło ono jeździć.
Do tego dochodzi (a dotyczy to nie tylko USA) zamiłowanie medycznego cechu do testów: morfologia krwi, cholesterol, leuko- i inne cyty są przez lekarzy regularnie mierzone. To, co tam jak, gdzie, w jakich laboratoriach jest produkowane jako wyniki, jest całkiem niejasne; jak te wartości należy interpretować i jak są interpretowane – znajdujemy się tu znowu w pobliżu kart tarota. Również ustalane normy zdrowia, jak wskaźnik masy ciała (BMI – Body-Mass-Index) czy średnie normalne ciśnienie krwi dla poszczególnych grup wiekowych roszczą sobie pretensje do “naukowego ugruntowania” – tylko po to, aby napędzać ludziom strachu albo ich uspokajać.
Wszystko to byłoby samo w sobie względnie nieszkodliwe dla zdrowia i mogłoby zostać odnotowane jako pomyślna strategia wzbogacająca ze strony medycyny, gdyby nie pociągało za sobą skutku ubocznego w postaci stopniowego i systematycznego ogłupiania ludzkości.
Otóż rzecz ma się tak, że rozwój kompleksu farmakologiczno-medyczno-przemysłowego, który występuje z ciężkimi działami naukowo ugruntowanych diagnoz przeciwko mniemanym cierpieniom laików, jest zjawiskiem stosunkowo świeżej daty. I naturalnie współczesna naukowa medycyna może zapisać na swoim koncie szereg sukcesów. Ten, kto dzisiaj umiera wskutek pęknięcia wyrostka robaczkowego, jest przeważnie sam sobie winien. Również przestrzeganie pewnych standardów higienicznych, odkrycie zarazków pewnych rozpowszechnionych chorób – wszystko to trzeba z pewnością zaliczyć do pozytywnych stron tego rozwoju.
Zarazem jednak rozwój ten sprawia, że zanika naturalne wyczucie własnego stanu zdrowia. Prawdopodobnie ludzkość nie byłaby osiągnęła stopnia, na którym mogła powstać nauka medyczna, gdyby nie była w stanie przetrwać do tego momentu również bez niej. Grypa jest grypą. Przychodzi i odchodzi – ze szczepieniem i bez niego. Trzeba wywołać odpowiednią panikę drogą skoncentrowanej akcji ekspertów medycznych, przestraszonych polityków i nastawionych na zysk przedsiębiorstw farmaceutycznych, aby z faktu, że wirusy i bakterie od zawsze brały ludzkość na cel, zbijać solidny kapitał, zapędzając ludzkie masy do lekarskich poczekalni i aptek.
Obok leków w ścisłym tego słowa znaczeniu, wskazanych z medycznego punktu widzenia, zysk ten pochodzi przede wszystkim ze sprzedaży jakichś pigułek, proszków i eliksirów i jest w pierwszym rzędzie efektem rozbudzanej przy wielkim wkładzie aktywności reklamowej wiary w ich skuteczność. Albo też w ukrytych skutkach ubocznych. Znanym, właśnie przez starszych ludzi cenionym środkiem nasercowym, którego jeden kieliszek należy zażyć rano, jest w istocie rzeczy wysokoprocentowy alkohol z dodatkiem kilku ekstraktów ziołowych, którego babcia i dziadek, powstawszy ze snu, zażywają – naturalnie dla zdrowia. Dawka z drogiej butelki nabytej w aptece działa oczywiście lepiej niż kieliszek Jagermeistra do śniadania.

 

Apteki, niegdyś świątynie tajemnej i czcigodnej sztuki farmakologii, spadły do poziomu sklepów handlujących bezwartościowym towarem, w których klientela daje sobie wmawiać najnowsze cudowne środki na wszelkie możliwe dolegliwości. Krem nawilżający z apteki działa prawdopodobnie równie nieskutecznie (albo równie skutecznie), jak każdy nie opatrzony żadną specjalną nazwą produkt z kramu z artykułami drogeryjnymi za rogiem, ale również i tu obowiązuje stara mądrość, że to, co drogo kosztuje, musi też być bardzo skuteczne. Kasa fiskalna apteki dźwięczy bez wytchnienia zwłaszcza wtedy, kiedy ogłoszona zostaje groźba jakiejś nowej pandemii.

 

Zaniepokojony obywatel biegnie wówczas do apteki, aby profilaktycznie zaopatrzyć się w odpowiednie medykamenty, pozwalające mu odwrócić od siebie grożące niebezpieczeństwo, o którym nikt tak dokładnie nie wie, czy ono rzeczywiście istnieje. Następuje szturm na półki ze szczepionkami, a zatroskani politycy związani z resortem zdrowia zastanawiają się publicznie nad tym, komu powinno przysługiwać pierwszeństwo w zaopatrzeniu w nie: najpierw personel medyczny, potem straż pożarna, policja i osoby pełniące odpowiedzialne funkcje polityczne, aby te uprzywilejowane grupy mogły następnie uchronić przed najgorszym – jeśli takowe w ogóle się pojawi – normalną ludność. Jedyną pandemią, jaka potem następuje, jest zbiorowa histeria i paranoja, która nawet ostatniego rozsądnego człowieka wciąga w swoje tryby.
Procesowi temu sprzyja mechanizm, który działa również w innych dziedzinach polityki. Otóż wznieca się lęk przed tym, co w przyszłości nastąpi, jeśli nie podejmie się bezzwłocznie właściwych kroków zapobiegawczych. Lęk przed włamaniem, przed wirusami ptasiej, świńskiej czy innej grypy albo przed rakiem działa zawsze według tego samego wzoru: rób coś, bo w przeciwnym razie dojdzie do katastrofy, której sam będziesz winien.

 

Tak więc roztropny rzekomo obywatel zaopatruje swoje drzwi w zamki bezpieczeństwa, biegnie do szczepienia i poddaje się regularnie zapowiedzianym w danej chwili badaniom profilaktycznym, kolonoskopiom i innym torturom – w nadziei, że grożącemu mu niebezpieczeństwu pokazał figę. Jeśli potem nic mu się nie przytrafia, włamywacze nie pojawiają się, człowiek nie zostaje uśmiercony przez wirusy ani zżarty przez raka, potwierdza to słuszność tych, którzy poradzili mu przedsięwziąć kroki zapobiegawcze. Jeśli jednak coś złego się wydarza, fakt ten bynajmniej nie dyskredytuje eksperckich rad. Po prostu przestępcy są coraz bardziej zuchwali (co pociąga za sobą postulat nowej i ulepszonej techniki bezpieczeństwa), wirusy podstępnie się zmutowały (co zagrzewa do wołania o nowe i ulepszone szczepionki), a rak został zbyt późno rozpoznany (z czego wynika, że należy zwiększyć liczbę i częstotliwość badań profilaktycznych).
Niezależnie od tego, co się wydarzy, pierwotna diagnoza zagrożenia zostaje potwierdzona, tak czy inaczej eksperci medyczni mają rację.

 

Więcej w książce:  Dlaczego wiara w naukę nas ogłupia? – Reinhard Kreissl

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,525,jak-zrobic-wode-z-mozgu.html

____________________________

Idź i kochaj

Boska.tv
_________________________

 

O autorze: Słowo Boże na dziś