40 dni ze św. Teresą _TV TRWAM

40 dni rekolekcyjnych rozważań ze św. Teresą od Jezusa.

Teresa-od-Jezusa

Czas poznawania siebie i życiowej wędrówki w głąb serca oraz codziennego nawracania się i wybierania Boga.

____________________________

Święta Teresa od Jezusa
Immakulata J. Adamska OCD
W świecie
Teresa z Awili jest najbardziej kobiecą z powszechnie znanych karmelitanek. Teresa od Dzieciątka Jezus, Elżbieta od Trójcy Przenajświętszej, wreszcie Teresa z Los Andes są pełne dziewczęcego uroku przy dojrzałej świętości, nie przekroczyły wszakże więcej niż dwudziestu kilku lat. Nawet Teresa Benedykta od Krzyża (Edyta Stein) żyła od niej piętnaście lat krócej. Do swej śmierci w 67. roku życia Teresa nie utraciła nic ze swego temperamentu, jedynie doskonale zintegrowała w swej osobowości kobiece emocje z głębokim życiem wewnętrznym. Wystarczy sięgnąć do Księgi fundacji i jej listów, aby odkryć w niej kobietę pełną harmonii, wrośniętą w sposób całkowicie wolny w konkretne ramy dziejów Hiszpanii szesnastego wieku.
Teresa de Cepeda y Ahumada urodziła się w Awili 28 marca 1515 roku. Większy wpływ miał na nią ojciec Alonso Sánchez de Cepeda, pochodzący z Toledo z rodziny żydowskich konwertytów. Matka Teresy – jego druga żona – była kastylijską szlachcianką z Valladolid. Wyszła wcześnie za mąż i wcześnie też zmarła, wydawszy na świat ośmioro dzieci. Wliczywszy w to trójkę z pierwszego małżeństwa Alonsa, stała się matką jedenaściorga. Od niej przejęła Teresa bystrość umysłu i namiętność czytania powieści rycerskich, co później będzie opłakiwać jako stratę czasu i utratę dziecięcej pobożności. Wczesna śmierć matki – Teresa miała wówczas około 14 lat – i lektura powieści rozbudziły w dorastającej dziewczynce potrzebę miłości; za plecami ojca zaczęła się lekkomyślnie zachowywać wobec licznych kuzynów, darząc jednego z nich szczególnym uczuciem, na co Alonso zareagował ostro, oddając córkę do internatu augustianek.
Choć Teresa w swej autobiografii szczerze się oskarża ze swej płochości i emocjonalnej niedojrzałości, my wiemy, że w Bożej ekonomii wszystko – gdy zostanie naprawione – może stać się budulcem duchowego wzrostu. Dzięki zamiłowaniu do czytania (a Teresa nie uspokoiła się, dopóki nie zdobyła nowej, ciekawej książki), wzrastała na genialną pisarkę, o poczesnym miejscu w literaturze świata. Natomiast jej wiedza teologiczna pozwoliła ją promować na doktora Kościoła, gdyż później sławne Trzecie abecadło Franciszka de Osuny o drogach doświadczenia mistycznego – dzięki któremu przeszła bezpiecznie po bezdrożach nie przetartych jeszcze wówczas szlaków mistyki – uzupełniła po mistrzowsku własnym doświadczeniem i opisała w swym dziele pt. Twierdza wewnętrzna.
W Karmelu Wcielenia
W 21. roku życia Teresa zdecydowała się, wbrew woli ojca, wstąpić do karmelitańskiego klasztoru Wcielenia w Awili, być może pod wpływem zakosztowania zakonnej atmosfery w internacie augustianek. Jej wewnętrznych walk domyślamy się z ciężkiej choroby, w jaką zapadła zarówno w internacie, jak i zaraz po wstąpieniu do Karmelu. Nie kierowała się w swej decyzji najdoskonalszą motywacją: bała się pozostać w świecie z powodu swego gorącego temperamentu, drżała przed narażeniem rodzinnego honoru, obawiała się grzechu i potępienia. Wyznaje: “Ten mój pociąg do powołania zakonnego pochodził raczej z niewolniczej bojaźni, niż z miłości” (Życie, 3, 6). Bóg dał jej sporo czasu na duchowe dojrzewanie, bowiem – jak na ówczesną epokę – nie była już dziewczyną najpierwszej młodości. Jej matka wyszła za mąż mając lat czternaście, a człowieka czterdziestoletniego zwykło się wtedy nazywać starcem.
Zaraz po wstąpieniu, oprócz tajemniczych chorób, zaczęła też doświadczać dotknięć Boga i przeżyć wewnętrznych, o których później powie, że w zalążku stanowiły uprzedzająco to wszystko, czego miała doświadczyć później. Serce “księżnej mistyki” było jakby całe stworzone do miłości. Otwarte na ludzi i Boga, dzięki oblubieńczemu z Nim obcowaniu, mogło nam podarować “szkołę modlitwy”, w której dominuje zasada, że modlić się to nie znaczy wiele myśleć, ale wiele miłować, bo tylko miłość wiedzie do zjednoczenia z Bogiem. Dlatego – mimo najróżniejszych metod i technik modlitwy, tak modnych w jej czasach – całą problematykę przestawania z Bogiem sprowadziła do prostej zachęty, aby w Jego obliczu to czynić, co pomaga Go bardziej kochać.
W latach 1560-1562 Teresa – na zlecenie spowiednika – pisze swą autobiografię, pierwszą o literackich walorach w Hiszpanii, i na myśl jej nie przychodzi, że tworzy wiekopomne dzieło. Opisując własne życie, ukazuje siebie – wzorem wyznań Augustyna – jako wielką grzesznicę, a Boga jako miłosiernego Ojca, dokonującego w niej cudów łaski. W klasztorze Wcielenia doświadczała na przemian wielkich uniesień mistycznych i wielkich udręk ducha. Karmel ten miał charakter pobożnej fundacji pań, gdyż w planach Opatrzności dopiero ona miała się stać założycielką regularnego Karmelu żeńskiego. We Wcieleniu mieszkało 180 zakonnic – w odpowiednich ich stanowi apartamentach – niektóre z własną służbą i kuchnią. Nie obowiązywała ich też ścisła klauzura. Pierwsze dziesięć lat zakonnego życia wspomina Teresa jako nieustanne przyciąganie Boga. “Począł mnie Pan taką hojnością darów swoich obsypywać, iż mi użyczał łaski modlitwy odpocznienia, a niekiedy nawet podnosił mnie aż do modlitwy zjednoczenia” (Życie, 4, 7). Jednakże nie było to jeszcze nawrócenie ostateczne.
W pierwszych latach klasztornego życia Teresa usilnie zmagała się z sobą, aby zdobyć upragnioną wewnętrzną wolność przez opanowanie różnych lęków powstałych przez sytuacje zarówno w klasztorze, jak i potem w świecie, dokąd ją wysłano na leczenie. Trudniejszą do zdobycia wolnością była jednak wolność serca od potrzeby miłości i przywiązań do osób i spraw, które nie odnosiły się wprost do Boga. Zdarzały się chwile, że zdawało się jej jakby już cały świat miała pod stopami, gdy próby znów zaczęły na nią nacierać z nową siłą. Świadoma wewnętrznej walki, tym usilniej przyzywała pomocy Bożej. Nie zawiodła się nigdy w swym oczekiwaniu.
“Gdybym miała po szczególe opowiadać, w jaki sposób Pan w tych pierwszych czasach kierował mną i rządził, większego, niż ja go mam, potrzeba by na to rozumu, aby należycie uwydatnić nieocenione łaski, jakie Mu w tym czasie zawdzięczałam i moją niewdzięczność oraz złość” (Życie, 4, 11). Gdy odkryła swą zdolność i potrzebę kochania, odkryła jednocześnie grożące jej wskutek tego niebezpieczeństwa oraz własną słabość w ich obliczu.
W siódmym rozdziale autobiografii odmalowuje swoją ówczesną sytuację: “Byłabym w końcu, wciąż na przemiany to powstając, to znowu upadając, prosto wpadła do piekła; bo do upadania wielu miałam przyjaciół i pomocników, ale do powstania tak byłam opuszczona i samej sobie zostawiona, że dzisiaj dziwię się, jakim sposobem nie pozostałam upadła na zawsze i wysławiam miłosierdzie Boga, który sam jeden mnie nie opuścił i rękę mi podał” (Życie, 7, 22). Świadoma źle użytej wolności, oskarża się chyba nadmiernie, bo chwilę później zapewnia, że grzechu śmiertelnego za nic by nie popełniła, tylko zaniedbywała modlitwę wewnętrzną i prowadziła – jak się jej zdawało – życie bardzo przeciętne. Świadomość tego sprawiała jej niepomierną mękę. Bóg w swym oczyszczającym działaniu posłużył się zarówno jej temperamentem, który miała okiełznać, jak i jej wielką wrażliwością na Jego miłość. Teresa czuła się wewnętrznie rozdarta. Wspomina:
“Takie życie należy do najsmutniejszych, jakie sobie można przedstawić, bo ani się Bogiem nie cieszyłam, ani nie miałam zadowolenia ze świata. […] Jest to wojna tak ciężka, że nie rozumiem, jak mogłam ją wytrzymać choćby jeden miesiąc, a cóż dopiero przez tyle lat. […] Z jednej strony Bóg mnie wzywał, z drugiej ja szłam za światem. Rzeczy Boże sprawiały mi wielką pociechę; rzeczy światowe trzymały mnie na uwięzi. […] Cierpiałam wielkie rozdarcie wewnętrzne, bo duch we mnie nie był panem, jeno niewolnikiem” (Życie, 8, 1; 7, 11). Gdy jej serce w tym bólu dostatecznie się wypaliło, Bóg sam spowodował w niej przełom obrazem swej męki i lekturą Wyznań św. Augustyna. To doświadczenie, będące jej udziałem w czasie Wielkiego Postu 1554, choć nie było jeszcze ostatecznym “nawróceniem”, stanowiło przecież ważny krok w jej życiu wewnętrznym. Nawet później, w okresie, który Teresa nazywa swym “nowym życiem”, nie przestaje ona walczyć o pełną duchową wolność, w czym skutecznie pomagają jej spowiednicy. Dopiero w swym klasztorze św. Józefa w Awili, pierwszym założonym przez nią Karmelu, mogła z ulgą stwierdzić, że Bóg uwolnił ją prawdziwie z jej krępujących i bolesnych więzów. Trzeba było głębokiego duchowego wstrząsu, by niepewna siebie i szukająca swej drogi Teresa mogła ją dostatecznie rozeznać i odważnie na nią wkroczyć. Wielka hiszpańska mistyczka miała się bowiem stać nie tylko odnowicielką Zakonu, ale całego Kościoła, miotanego walkami religijnymi okresu Reformacji.
Reformatorka Karmelu
W wewnętrznym zwrocie Teresy – jak już wspomniano – zaważyło przede wszystkim przeżycie emocjonalnie wyobrażeniowe, wsparte tak potężną łaską, że zmieniło radykalnie jej życie: wyzbyła się wreszcie ufania sobie samej, a całą swą ufność złożyła w Bogu. To całkowite zawierzenie Bożemu miłosierdziu pozwoliło jej oddać się spokojnie modlitwie wewnętrznej i jednocześnie podjąć ryzykowną decyzję założenia reformowanego klasztoru karmelitańskiego, co stało się początkiem wielkiej reformy Zakonu.
Gdy doświadczała pierwszych sprzeciwów ze strony ówczesnego Karmelu i świata, podtrzymywał ją wewnętrzny głos Boga, którego już nauczyła się nadsłuchiwać i być mu posłuszną. “Pan przykazał mi stanowczo, abym starała się ze wszystkich sił o założenie tego klasztoru i sprawy tej nie zaniedbywała; że będzie w nim kwitła żarliwa służba Jego; że ma być pod wezwaniem św. Józefa. […] Polecił mi powtórzyć spowiednikowi Jego rozkaz” (Życie, 32, 11). Samo przyznanie się do objawienia stanowiło dla Teresy niemałe upokorzenie w okresie, gdy tak “oświeconych” palono na stosie. Cóż dopiero, gdy jej poczynania zostały ujawnione!
“Zaledwie rzecz stała się wiadomą w mieście, wraz też podniosło się na nas prześladowanie trudne do opisania w kilku słowach. Zewsząd dochodziły nas szyderstwa i wyśmiewania; na mnie mówiono, że snadź oszalałam, kiedy chcę porzucić klasztor, w którym jest mi tak dobrze. […] Nie wiedziałam, co począć; poniekąd zdawało mi się, że mają słuszność. Gdy w takim znękaniu, uciekając się do modlitwy, polecałam się Panu, On w boskiej łaskawości swojej raczył mnie pocieszyć i dodać mi odwagi. Rzekł mi, że poznam tu, jak wiele ucierpieli święci założyciele zakonów; że dużo większe jeszcze, i takie, jakich ani przedstawić sobie nie zdołam, czekają mnie prześladowania; ale o to nie powinnam się troszczyć” (Życie, 32, 14).
Ta osobliwa zachęta – pozornie raczej zniechęcająca i zatrważająca – niosła z sobą moc i odwagę. Zanim pierwszy klasztor Reformy rzeczywiście został poświęcony, Teresa zmagała się z niekończącymi się napaściami i intrygami. Zawsze energiczna i zaradna, bywała przecież często u kresu sił i wytrzymałości. Wspomagała ją wówczas skutecznie świadomość wybrania przez Boga jej właśnie dla wypełnienia Jego zamysłu. W przeciągu trzynastu lat, tj. od 1562 do 1575 roku – mimo ciągłych chorób i zupełnego braku funduszy – założyła jedenaście klasztorów: w Awili, Medina del Campo, Malagón, Valladolid, Toledo, Pastranie, Salamance, Alba de Tormes, Segovii, Beas de Segura i w Sewilli. Trzeba przeczytać Księgę fundacji, aby ocenić wielkość wkładu tej schorowanej zakonnicy, nazywającej siebie – trochę z pokory, a trochę z przekory – “nieuczoną kobietą”. Epopeja fundacji, czyli zakładania nowych karmeli, wiernie odzwierciedla osobowość Teresy. Pisana jest z humorem i szczyptą ironii zarówno w odniesieniu do związanych z fundacjami osób postronnych, jak i z nią samą i karmelitankami. Siostry jechały zwykle krytymi wozami, zaprzężonymi w muły, i w swej kilku czy kilkunastodniowej podróży starały się gorliwie wypełniać swe obowiązki zakonne, dotyczące zwłaszcza modlitwy wewnętrznej i brewiarzowej. Oto fragment przygód przy wjeździe sióstr do Kordoby, gdy okryte i zasłonięte długimi welonami, wywołały prawdziwą sensację, powodując zbiegowisko przerażonych gapiów.
“Wysiadłyśmy przed kościołem; twarzy naszych wprawdzie nikt nie mógł widzieć, bo nosiłyśmy, jak zawsze, spuszczone duże zasłony; ale już sam widok tych zasłon i białych samodziałowych płaszczy naszych i sandałów na nogach, łatwo mógł wzniecić, i w rzeczy samej wzniecił, powszechne między ludem poruszenie. I nasze też wzruszenie nie było mniejsze; tyle przynajmniej mu zawdzięczam, że pod wrażeniem jego gorączka moja całkiem mnie opuściła. […] Była to jedna z najcięższych przykrości, jakich w życiu moim doznałam. Widok nasz bowiem takie wśród ludu zgromadzonego w kościele wzbudził poruszenie i taki zgiełk, jak gdyby to była walka byków na arenie” (Księga fundacji, 24, 14).
Teresa jest wielką realistką i nic nie ujdzie jej uwagi. W listach, pełnych kobiecego uroku i matczynej troski o adresatów, przeplata często sprawy duchowe i mistyczne z najbardziej praktycznymi i prozaicznymi. Zachęcając np. jakąś czcigodną damę do częstej spowiedzi św. ze względu na miłość Boga i do niej, jednocześnie jej przypomina o przyobiecanych siostrom indykach. Cechuje ją harmonia działania apostolskiego i doświadczenia mistycznego. Jej posłannictwo łączy w równej mierze gorliwość apostolską i spokój ducha, modlitwę i kierownictwo duchowe, ascezę i kobiecą tkliwość. Jej postać da się uchwycić jedynie na podstawie przeciwieństw i paradoksów. Ukochała Boga i człowieka miłością bez granic i rozdzielania jednej od drugiej. Świętość, jaką przyznawano jej już za życia, nie wygaszała wcale jej cech wrodzonych ani nie pozbawiała do końca pewnych braków i niedoskonałości, temperowała je jedynie i uczyła wszystko przemieniać na drzazgi dla rozpalania w sobie coraz większego płomienia miłości połączonej z prawdziwą pokorą serca. Weszła do historii w całej glorii swej kobiecości, oddana całkowicie Bogu i ludziom. Jej ludzkich dyspozycji Bóg nie tylko nie zniszczył, ale ubogacił je potężnie swoją łaską, tak że Teresa może być przykładem udoskonalonego człowieczeństwa. Nawet gdy spoglądamy na nią jako na wzór chrześcijańskiego doświadczenia Boga, zasadzającego się na doskonałej wierze, nadziei i miłości, widzimy jak po ludzku wierzyła, ufała i kochała i jak się zmagała ze swymi ograniczeniami, raz po raz upadając, to znów podnosząc się ze słabości swej natury. Odnowicielka Karmelu i Kościoła, matka i mistrzyni życia duchowego, wreszcie doktor Kościoła pozostaje dla nas ciągle aktualnym wezwaniem do cierpliwego budowania życia Bożego na naturze, którą sam Stwórca nas obdarzył.
Miłość Teresy do swych córek i synów w Zakonie
Wspomniany wyżej rok 1575 wcale nie zakończył fundacyjnych trudów wielkiej Matki Karmelu. Przeciwnie! Spotęgował je, przymnażając trosk o utrzymanie dzieła w walce z Karmelem dawnym. Ta ciemna karta w historii Zakonu zamieniła się w jasną w dziejach naszej Świętej, dzięki jej umiejętności przemiany wszelkiego cierpienia w większą miłość i większe zawierzenie Bogu. Po założeniu klasztoru w Sewilli w 1575 roku, w sam Nowy Rok 1576 Teresa zakłada następny w Caravaca, później w Villanueva, a w roku 1580 w Palencji; kolejny powstaje rok później w Soria, wreszcie ostatni w 1582 roku w Burgos, kilka miesięcy przed śmiercią Założycielki. Każdy nowy “gołębnik Najświętszej Maryi Panny” – jak nazywała swe żeńskie klasztory – pomnażał jej radość, wdzięczność dla Boga i nadzieję przyjścia z pomocą rozdartemu wojnami światu. Nic się jednak nie równało z radością Matki Fundatorki wywołaną powstaniem pierwszego Karmelu męskiego, jej umiłowanej i ocierpianej Reformy. Pisze:
“Szczęśliwe powstanie tego klasztoru ojców było – rozumiałam to dobrze – łaską bez porównania większą, niż wszystkie fundacje domów żeńskich, których mi Pan dozwolił dokonać” (Księga fundacji, 14, 12). Otrzymała więc upragnionych spowiedników i kierowników duchowych dla swych sióstr, które zwała duchowymi córkami. Karmelici – mocą swej władzy kapłańskiej – mieli je prowadzić do Boga według ideału i charyzmatu zrodzonego w jej sercu z Bożego miłosierdzia. Nie wiadomo, czy bez nich jej dzieło, zwane później reformą terezjańską, przetrwałoby duchowe i dziejowe burze, jakie w ciągu wieków stały się udziałem jej wielkiej “rodziny”.
Teresa na równi z “córkami”, a może i więcej, kochała swych “synów”, o czym świadczą jej listy. Kochała mądrze, po Bożemu i dla Boga, dlatego nie oszczędzała ani jednych, ani drugich, gdy nie służyli Mu całym sercem. Była to troska serca matki, która widząc, jak wzrasta dzieło jej życia, pragnęła, by całe było oddane Bogu i Kościołowi. Szczególnym uczuciem – z czym się nie kryła – darzyła Jana od Krzyża i Graciána, w zakonie o. Hieronima od Matki Bożej. O swym pierwszym spotkaniu z tym ostatnim pisze:
“Jedno spojrzenie wystarczyło, by rozeznać, że Pan w tym człowieku zesłał nam pomoc, której potrzebowałam w moim stanie wyczerpania. Dlatego w tych dniach byłam tak bezgranicznie szczęśliwa, […] że rada bym niczego innego nie czynić, jak tylko nieprzerwanie dziękować naszemu Panu” (Księga fundacji, 24, 2). I później, z perspektywy minionych dokonań: “Wyznaję bez przesady: były to najszczęśliwsze dni mojego życia”. Radość ze spotkania stała się obopólna. Samotny wewnętrznie Gracián (młodszy od Teresy o 30 lat) otwarł przed nią serce, ujęty jej duchowym doświadczeniem oraz dojrzałą macierzyńskością. Uzupełniali się wzajemnie: on widział w niej piękność i młodość ducha, ona w nim dojrzałość mimo młodego wieku. Ich głębokie, osobowe spotkanie łączy nade wszystko miłość do Boga i do zakonu. Teresa, zjednoczona z Bogiem w mistycznej unii, o bezgranicznej zdolności kochania i wielkiej, kobiecej wrażliwości, dawała pierwszeństwo temu, co ludzkie, przed tym, co rzeczowe. Gracián traktował sprawy rzeczowo “a w tym, co dotyczy zakonu – po męsku i “zawodowo”. Później życie nie oszczędzi im konfliktów, ale na początku obydwoje przeżywają wielką radość ze wzajemnego zrozumienia. Mimo emocjonalnego uniesienia w stosunku do Graciána i uważania go za “syna”, Teresa potrafi w nim widzieć swego przełożonego oraz ojca i kierownika duchowego, choć w ich przypadku – kierujący jest równocześnie kierowanym.
W tym samym niemal czasie, wielkim – bodaj największym – pomocnikiem w dziele Teresy jest o. Jan od Krzyża, zakonnik niepozorny wzrostem, wątły i ukryty, ale potężny duchem. Teresa czciła go i podziwiała. Jan najlepiej rozumiał charyzmat terezjański i ukształtował go duchowo, dlatego gdy mowa o Reformie, zwykło się dodawać: Joanne adiutore – z pomocą Jana. Bez niego nie dokonałaby tego, co zrobiła dla Kościoła. Dzięki jego moralnemu autorytetowi zdobyła – w czasach, gdy kobieta nie mogła sprawować żadnych funkcji prawnych w zakonie – także autorytet prawny. Jan był pierwszym przy zakładaniu w Duruelo męskiego Karmelu, choć przeorem został starszy wiekiem i stażem zakonnym o. Antoni od Jezusa. Teresa ceniła mądrość Jana, zwała go swym “małym Seneką”, ale nie jego widziała pierwszym prowincjałem Reformy, lecz właśnie Graciána, mimo iż jednocześnie przyznawała, że Jan najbardziej ze wszystkich był jej oddany i najwięcej przysłużył się dziełu. Jana czciła, ale wolała mieć przy sobie Graciána, bo będąc posłuszną jego córką, mogła być jednocześnie troskliwą o niego matką, co wobec Jana było nie do pomyślenia. W przyjaźni z Graciánem – według opinii o. Otgera Stegginka – Teresa integrowała swoją kobiecość, ukazując, że “w nadprzyrodzonej miłości do Boga i człowieka nie tylko zostają zachowane psychologiczne struktury ludzkich postaw, ale dopiero w niej osiągają pełny rozwój”.
Można by dużo mówić o przyjaźniach Teresy z siostrami. Nie ukrywała, że z nominowanych przez siebie przeorysz, wyróżniała szczególnie Marię od św. Józefa i do niej najczęściej kierowała swoje listy, dzieląc się spostrzeżeniami odnośnie do karmelitańskiego ideału i własnymi przeżyciami. Jej też właśnie napisała, że nie ścierpi żadnej niedoskonałości u tych, których kocha; a im goręcej kocha, tym gorzej znosi ich najmniejsze błędy. Mamy tego dowód odnośnie do “wielkiej” Anny od Jezusa, która po śmierci Teresy przejęła jej dzieło. Właściwie Matka Fundatorka od początku do tego ją przygotowywała. Nazywała ją swą “córką i koroną” oraz “kolumną (porównanie zaczerpnięte ze świetlnego obłoku, gdy Izrael wędrował przez pustynię), która prowadzi, oświeca i chroni”. Jej przekazała fundację Karmelu w Grenadzie wespół z ojcem Janem od Krzyża, gdyż sama planowała w tymże czasie założyć wraz z ojcem Graciánem klasztor w Burgos. Gdy jednak Anna poczynała sobie zbyt samowolnie, Matka wpadła w święty gniew. Wyrzucając jej niezależność, uparte forsowanie własnych sądów i upodobań, nazywa ją w nagłówku “niesfornym stworzeniem” i każe jej swój ostry list dać do przeczytania zarówno podprzeoryszy, jak i ojcu Janowi od Krzyża. Anna była mimo wszystko pokorna, gdyż nie tylko naganę ujawniła, ale list pieczołowicie przechowała.
Głosy Teresy i Jana do końca zawsze współbrzmiały, oboje bowiem osiągnęli wolność serca, którego celem była miłość, a drogą – wyrzeczenie. Oboje też dogłębnie doświadczyli, że wszystko, co Bogu oddali, już w tym życiu otrzymali z powrotem, jako stokrotnie pomnożone dobro duchowe. Miłość Jezusa jest zbawcza, więc żadne z nich nie chciało żyć tylko dla siebie, ale współuczestniczyć w zbawczej miłości Boga.
http://karmel.pl/hagiografia/ahumada/baza.php?id=22

O autorze: Judyta