Zdrowe oczy, pełne miłości i ciepła, widzą w bliźnich to, co piękne – Sobota, 13 lutego 2016r.

Myśl dnia

W człowieku toczy się walka tego, co godne pochwały, z tym, co zasługuje na naganę.

Mikołaj Gogol

___________________
josemaria
________________________________
 Wszyscy jesteśmy pomyleni, ale tego, kto umie analizować swoje urojenia, nazywa się filozofem.
Ambrose Bierce
____________________

Aby samemu stać się lepszym, nie musisz czekać na lepszy świat

Phil Bosmans

___________________

To, co niszczy ma tylko pozór siły. Prawdziwa siła zawsze ratuje człowieka.

Mieczysław Łusiak SJ

_____________________

d1363943769
Panie, czas postu i pokuty pozwala zobaczyć mi, ile jest we mnie chorób i słabości.
Na Twoje wezwanie zostawiam wszystko, co mnie wewnętrznie zniewala i niszczy,
i idę wiernie za Tobą.
_________________________________________________________________________________________________

Słowo Boże

_________________________________________________________________________________________________

SOBOTA PO POPIELCU


PIERWSZE CZYTANIE  (Iz 58,9b-14)

Obietnice dla sprawiedliwych

Czytanie z Księgi proroka Izajasza.

To mówi Pan Bóg:
„Jeśli u siebie usuniesz jarzmo, przestaniesz grozić palcem i mówić przewrotnie, jeśli podasz twój chleb zgłodniałemu i nakarmisz duszę przygnębioną, wówczas twe światło zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem. Pan cię zawsze prowadzić będzie, nasyci duszę twoją na pustkowiach. Odmłodzi twoje kości tak, że będziesz jak zroszony ogród i jak źródło wody, co się nie wyczerpie.
Twoi ludzie zabudują prastare zwaliska, wzniesiesz budowle z odwiecznych fundamentów. I będą cię nazywać Naprawcą wyłomów, Odnowicielem rumowisk na zamieszkanie.
Jeśli powściągniesz twe nogi od przekraczania szabatu, żeby w dzień mój święty spraw swych nie załatwiać, jeśli nazwiesz szabat rozkoszą, a dzień święty Pana czcigodnym, jeśli go uszanujesz przez unikanie podróży, tak by nie przeprowadzać swej woli ani nie omawiać spraw swoich, wtedy znajdziesz twą rozkosz w Panu. Ja cię powiodę w triumfie przez wyżyny kraju, karmić cię będę dziedzictwem Jakuba, twojego ojca.
Albowiem usta Pana to wyrzekły”.
Oto słowo Boże.


PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 86,1-2.3-4.5-6)

Refren: Naucz mnie chodzić drogą Twojej prawdy.

Nakłoń swe ucho i wysłuchaj mnie, Panie, *
bo biedny jestem i ubogi.
Strzeż mojej duszy, bo jestem pobożny, *
zbaw sługę Twego, który Tobie ufa, Ty jesteś moim Bogiem.

Panie, zmiłuj się nade mną, *
bo nieustannie wołam do Ciebie.
Rozraduj życie swego sługi, *
bo ku Tobie, Panie, wznoszę moją duszę.

Tyś bowiem, Panie, dobry i łaskawy, *
pełen łaski dla wszystkich, którzy Cię wzywają.
Wysłuchaj, Panie, modlitwę moją *
i zważ na głos mojej prośby.


ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Ez 33,11)

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

Pan mówi: Nie chcę śmierci grzesznika,
lecz aby się nawrócił i miał życie.

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.


EWANGELIA  (Łk 5,27-32)

Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Jezus zobaczył celnika, imieniem Lewi, siedzącego w komorze celnej. Rzekł do niego: „Pójdź za Mną”. On zostawił wszystko, wstał i poszedł za Nim.
Potem Lewi sprawił dla Niego wielkie przyjęcie u siebie w domu; a była spora liczba celników oraz innych, którzy zasiadali z nimi do stołu. Na to szemrali faryzeusze i uczeni ich w Piśmie i mówili do Jego uczniów: „Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami?”
Lecz Jezus im odpowiedział: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników”.
Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

Jezus – najlepszy lekarz

Pójdź za Mną. Jezus mówił te słowa do ludzi, którzy mieli być Jego wiernymi uczniami. A co to znaczy pójść za Nim? Piękną odpowiedź widzimy u Lewiego: On zostawił wszystko, wstał i poszedł za Nim. Aby pójść za Jezusem trzeba być naprawdę wolnym. Uwolnić się od tego, co nas krępuje i zniewala każdego dnia. Ileż siły musiał mieć Mateusz, aby zostawić dobrą pracę, stół zasłany pieniędzmi i zapewne też rodzinę. Przy pierwszym spotkaniu z Jezusem uznał on wygodną pozycję na urzędzie za chorobę, która niszczy go duchowo. Pragnął pieniędzy, ale jako grzesznik źle się Mający bardziej pragnął lekarza. Takiego chorego zawsze odnajdzie Jezus – najlepszy lekarz. On mówi także do nas: Pójdź za Mną, abyśmy byli wolni i zdrowi.

Panie, czas postu i pokuty pozwala zobaczyć mi, ile jest we mnie chorób i słabości. Na Twoje wezwanie zostawiam wszystko, co mnie wewnętrznie zniewala i niszczy, i idę wiernie za Tobą.

 

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2016”

  1. Mariusz Szmajdziński
    Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

_______________________________

Dzień powszedni

0,46 / 10,56

Dzisiejszy tekst Ewangelii podkreśla, że Jezus nie przyszedł do sprawiedliwych, ale do grzeszników. W oczach faryzeuszów grzeszni to byli ci wszyscy, którzy przekraczali Prawo. Chociaż niektórzy z nich mogli prowadzić niemoralne życie, określenie „grzesznik“ było raczej charakterystyką społeczną niż osądem moralnym.

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Łukasza
Łk 5, 27–32

Jezus zobaczył celnika, imieniem Lewi, siedzącego w komorze celnej. Rzekł do niego: «Pójdź za Mną». On zostawił wszystko, wstał i poszedł za Nim. Potem Lewi sprawił dla Niego wielkie przyjęcie u siebie w domu; a była spora liczba celników oraz innych, którzy zasiadali z nimi do stołu. Na to szemrali faryzeusze i uczeni ich w Piśmie i mówili do Jego uczniów: «Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami?» Lecz Jezus im odpowiedział: «Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników».Lewi był poborcą cła na służbie u Heroda Antypasa. Ludzie tacy jak on byli podejrzewani o nieuczciwość i zdradę. Lewi zauważony przez Jezusa przyjął zaproszenie do większego oddania się Jemu i sprawie szerzenia królestwa Bożego. A czy ty czasami też nie oceniasz ludzi według własnych kryteriów? Czy dla ciebie każdy człowiek zasługuje na szacunek, miłość Boga, Jego przebaczenie i wybranie, czy może tylko ci, których ty uważasz za godnych tego?

Ludzie potępiani przez nauczycieli religijnych dobrze czuli się w obecności Jezusa i Jego uczniów. Chrystus pokazywał im miłość Boga, Jego przebaczenie i sposób naprawienia swojego życia. Jezus nie spotkałby w synagodze wielu z tych, którzy byli obecni na przyjęciu u Lewiego.

Czy jest w twoim życiu coś, dla czego potrafiłbyś zostawić wszystko? Wezwaniem „pójdź za Mną“ sam Jezus wskazuje ci drogę. Tak jak Lewi, zostałeś przez Niego zauważony. Jego oczy dostrzegły cię wśród tylu ludzi na całym świecie. Mimo całej grzeszności, Bóg obdarował cię godnością swego dziecka. Kto musi cię dostrzec czy zachwycić sobą, żebyś radykalnie zmienił swoje życie?

Poproś Jezusa – lekarza, żeby uzdrowił twoje oczy, by nie podejrzewały i nie sądziły według zewnętrznych pozorów, ale upatrywały to, co piękne w bliźnich i przychodziły im z pomocą – tak jak prosiła o to w modlitwie św. Siostra Faustyna (Dz. 163).

http://modlitwawdrodze.pl/home/

____________________________

Sobota po Popielcu

W dzisiejszej liturgii słowa Chrystus zaprasza nas do zmiany sposobu życia. Wskazuje nam, jakie radości czekają na nas, kiedy wyjdziemy z ciemności śmierci i przejdziemy na drogę Bożej światłości. Zwróćmy się z ufnością do Zbawiciela, by uczył nas ciągle na nowo chodzić Jego śladami i bez wahania odpowiadać twierdząco na Boże powołanie do świętości i pójścia za Nim. Przyjmijmy Go do naszych serc w Komunii św. by ten sakrament był dla nas utwierdzeniem i umocnieniem na drodze do domu Ojca. Prośmy, by Chrystus dodawał nam sił i potrzebnych łask, aby owocnie przeżyć czas Wielkiego Postu, który niedawno rozpoczęliśmy w Kościele.

Komentarz do I czytania (Iz 58, 9b-14)

Bóg nie nakazuje nam zmiany życia. On ją proponuje. W czytaniu z Księgi Izajasza pokazuje, co się stanie, jeśli zmienimy nasze złe postępowanie. Uświadamia nam, jak wielka radość stanie się wtedy naszym udziałem. Często wydaje nam się, że Stary Testament przeminął. Jego słowa są nieaktualne. Ale popatrzmy: Czy dzisiaj nie brakuje wokół nas głodnych, których powinniśmy nakarmić? Kiedy będziemy żyli tak, jak chce Pan, staniemy się światłem dla innych. Bóg, który sprawia wielkie dzieła, odnowi nas! Staniemy się jeszcze bardziej do Niego podobni. Silni mocą płynącą od Stwórcy będziemy mogli budować Jego Królestwo już tu, na ziemi. Będziemy wówczas budowniczymi Chrystusowego świata miłości.

Komentarz do Ewangelii (Łk 5, 27-32)

Zobaczył i rzekł. Dwie czynności Chrystusa z dzisiejszej Ewangelii. Takie proste. Banalne. A jednak kryje się w nich tajemnica Bożego wybrania. Jezus nie wybrał najpobożniejszego kapłana. Upatrzył sobie prostego celnika. Dlaczego? Bo może Chrystus wiedział, że Lewi nie będzie kalkulował, że zostawi to, co ma i pójdzie za Nim? Może urzekło tego celnika pełne miłości i ciepła spojrzenie? Może poszedł za Nim, bo w tych słowach odkrył jedyną Prawdę, dla której warto zostawić wszystko. Te dwie czynności: spojrzenie i wypowiedzenie słów towarzyszą codziennie również i nam. Jednak patrzenie to nie zawsze spojrzenie. Spojrzenie koncentruje się na jednej osobie. Bóg daje nam przykład, jak rozmawiać. Pokazuje, jak z szacunkiem traktować innych. Czy potrafię rozmawiać z innymi ludźmi jak Chrystus?

Pomyśl:

  • Jak chcę z Chrystusem zmieniać moje własne życie?
  • Co mnie przywiązuje do świata dziś, na początku Wielkiego Postu?
  • Jak mogę to zmienić, aby być bliżej Pana i Zbawiciela?
  • Jak szukam drogi Pana, drogi Prawdy?

Pełne teksty liturgiczne oraz komentarze znajdziesz w miesięczniku liturgicznym Od Słowa do Życia.

http://www.odslowadozycia.pl/pl/n/525

____________________________

Powołanie Lewiego
Potem wyszedł i zobaczył celnika, imieniem Lewi, siedzącego w komorze celnej. Rzekł do niego: «Pójdź za Mną!» On zostawił wszystko, wstał i chodził za Nim. Potem Lewi wyprawił dla Niego wielkie przyjęcie u siebie w domu; a była spora liczba celników oraz innych, którzy zasiadali z nimi do stołu. Na to szemrali faryzeusze i uczeni ich w Piśmie i mówili do Jego uczniów: «Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami?» Lecz Jezus im odpowiedział: «Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników».”
(Łk 5,27-32)

 

Komentarz: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników”. Ten fragment powinien być dla dusz najmniejszych szczególnie ważny, bowiem skierowany jest właśnie do nich.
Faryzeusze i uczeni w Piśmie byli zgorszeni faktem, że Jezus zadaje się z grzesznikami, rozmawia z nimi, gości u nich, dotyka, uzdrawia, poucza, przebywa w ich towarzystwie. Dla Żyda kontakt z człowiekiem pewnych zawodów lub obyczajów, jak na przykład z celnikiem, oznaczał zanieczyszczenie się. Jezus łamał różne kanony zachowań od dawna przyjęte przez Żydów, co było powodem dla nich do zgorszenia, do wyrażenia swego oburzenia, do negacji wszystkiego, co czynił Jezus. Żydzi uważali pewne społeczności za ludzi niższej kategorii. Nie chcieli z nimi mieć nic wspólnego. Uważali ich za wielkich grzeszników, przez sam fakt na przykład uprawiania danego zawodu. Nie widzieli w sobie nieraz o wiele większych grzechów, za to innych traktowali, jakby w oczach Boga byli już potępieni. Na pytanie, dlaczego Jezus mimo zakazów przestaje z takimi „grzesznikami” narażając się oraz swoich uczniów na zanieczyszczenie, Jezus powiedział ogromnie istotne słowa, ważne dla każdego, a szczególnie dla dusz najmniejszych: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników.”¬
W tych dwóch zdaniach Jezus zawiera sens swego Wcielenia, cel swojej misji. Jezus przyszedł na ziemię, bo widzi ludzkie cierpienie. On rozumie to cierpienie, zna jego przyczynę i jako lekarz przychodzi do ludzi, aby im pomóc. Jego Wcielenie jest wynikiem ludzkiego cierpienia. Bóg kocha swoje stworzenie. Widząc jego ból, widząc cierpienie, osamotnienie, udręczenie, już na początku dziejów całej ludzkości, znając całą przyszłość, Bóg obiecuje swoje przyjście. On od razu zapowiada swoją pomoc. Człowiek jeszcze nie znał swego życia, a Bóg już go pociesza mówiąc, iż go nie opuści. Już mówi o swoim Synu i Matce. I chociaż człowiek nie rozumie tych słów, to jednak sam fakt zapowiedzi pomocy, jest swego rodzaju pocieszeniem dla człowieka.
Potem na przestrzeni wieków, Bóg wielokrotnie mówił ustami proroków o Zbawicielu, Mesjaszu, Niewieście, z której zostanie On zrodzony. Mówi to w kontekście cierpienia branego na siebie, w kontekście oczyszczenia, w kontekście objęcia władzy, wybawienia z ucisku, przyjścia królestwa, rozprzestrzenienia się tegoż królestwa na całą ziemię. Oczywiście Żydzi nie do końca rozumieli te proroctwa i tłumaczyli je sobie po swojemu. Dopiero w Jezusie zostały one niejako powtórnie objawione, wytłumaczone, zrozumiane. Zatem Bóg patrząc na ludzkość, widząc jej cierpienie, schodzi na ziemię, by pomóc. To grzechy są przyczyną przyjścia Jezusa. Nie świętość, nie czystość, ale grzeszność człowieka. Co za niepojęta Boska Logika, która nakazuje Bogu zejść ze swego tronu, gdzie nieustannie zaznaje czci od swych aniołów, by przyjść do tych, którzy grzeszą przeciwko Niemu, sami na siebie przez to zsyłając skutki grzechów, doznając ich, cierpiąc i popadając coraz bardziej w ich niewolę. Ta Logika to po prostu Miłość. Nie ma innego wytłumaczenia dla takiego postępowania znając cel, który został przez Jezusa zrealizowany.
Zostałeś człowiecze umiłowany przez Boga tak, że dobrowolnie godzi się na cierpienie za ciebie, byle byś ty był uwolniony od wiecznego cierpienia. Bylebyś ty mógł już na ziemi przynajmniej z części swoich cierpień być uwolnionym. On ciebie stworzył, dał ci wszystko, czego potrzebujesz do życia. Ty Go obraziłeś, sprzeciwiłeś się Mu, ale On, abyś nie zaznawał tak straszliwych skutków swego grzechu, przyszedł do ciebie, byś zadał Mu kolejny, straszliwy ból, przez co On wziąwszy na siebie wszystko, uwolnił ciebie z grzechu i ze skutków twojej grzeszności. Tylko Miłość jest do tego zdolna.
Tak więc, Bóg przyszedł na ziemię ze względu na grzech. Do grzeszników. Do tych, co źle się mają. Czyż nie są to pocieszające słowa? Ileż nadziei niosą w sobie! Bóg przychodzi do tych, którzy są słabi, grzeszni, ciągle upadają! On przychodzi do chorych, bo jest lekarzem! Cieszmy się, bowiem nasza słabość, nędza przyczyniła się do tak wielkiej łaski. Cieszmy się, ilekroć upadamy. Te słowa, chociaż wydają się absurdalne, mają swoją mądrość. Bowiem, gdy upadamy wywołujemy w Sercu Boga nową falę czułości. Tak, jak matka widząc swoje upadające i płaczące dziecko odczuwa w sobie przypływ miłości i pragnie jak najszybciej swoje dziecko przytulić, utulić w płaczu, pocieszyć, zapewnić o swojej miłości i opatrzyć bolące miejsca, tak Bóg pragnie również jak najszybciej nas przytulić, pocieszyć, opatrzyć duszę i dodać sił, byśmy nie upadali.
Naszym zadaniem jest tylko podnieść głowę i popatrzeć na Ojca. W naszym wzroku wyczyta prośbę o pomoc, o wybaczenie, żal za to, co uczyniliśmy. Czyż zatem nasza wina nie jest błogosławioną, bowiem w Bogu wzbudza litość, miłosierdzie, czułość, pragnienie, by nas utulić. To niepojęta Miłość! Nie znaczy to, że nie zadajemy Bogu nowego cierpienia swoim grzechem. On prawdziwie odczuwa wtedy ból. Jednak nie gniew jest Jego reakcją, ale chęć pomocy nam wyjścia z tego grzechu. Dlatego, za każdym razem, gdy upadamy, pomyślmy o tym, cieszmy się, że Jezus przyszedł do chorych, czyli do nas, ze względu na nasze słabości, choroby! Korzystajmy z tej cudownej łaski przebaczenia, od razu wtulajmy się w wyciągnięte Ojcowskie ramiona.
Zauważmy, że im mniejsze dziecko, tym matka ma więcej cierpliwości, do jego nieposłuszeństwa, tym więcej tuli i pociesza, niż karci i strofuje. Toteż cieszmy się, że jesteśmy najmniejszymi. Bo do nas szczególnie stosują się słowa tego fragmentu Ewangelii: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników.” Świadczą one o wielkiej miłości Boga do nas i wielkiej łasce danej wszystkim grzesznikom. Niosą ogromną nadzieję i skłaniają do ufności. Przydają duszy sił, by powstawać i ciągle próbować od nowa.
Módlmy się, abyśmy odkryli Miłość Boga skierowaną do nas właśnie w tych słowach. Módlmy się, abyśmy nabrali głębokiej pokory, bo ona pomoże nam doświadczyć, czym jest Miłość Boga. Módlmy się do Ducha Świętego, by to On objawiał nam Prawdę o Bożej Miłości tak mało znanej, kochanej i podziwianej. Módlmy się, abyśmy ten fragment odczytali od nowa jako objawienie Bożej Logiki Miłości, Bożej Mądrości, Bożego Miłosierdzia oraz niepojętej Bożej Sprawiedliwości. Niech Bóg błogosławi nas na czas tych rozważań.
http://malenkadroga.pl/?id=4&j=35#mt
__________________________

#Ewangelia: Zróbmy Jezusowi przyjęcie!

Jezus zobaczył celnika, imieniem Lewi, siedzącego w komorze celnej. Rzekł do niego: “Pójdź za Mną”. On zostawił wszystko, wstał i poszedł za Nim. 

 
Potem Lewi sprawił dla Niego wielkie przyjęcie u siebie w domu; a była spora liczba celników oraz innych, którzy zasiadali z nimi do stołu. Na to szemrali faryzeusze i uczeni ich w Piśmie i mówili do Jego uczniów: “Dlaczego jecie i pijecie z celnikami i grzesznikami?” Lecz Jezus im odpowiedział: “Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem wezwać do nawrócenia sprawiedliwych, lecz grzeszników”.
Komentarz do Ewangelii
Pan Jezus powiedział do Lewiego “Pójdź za Mną” zanim ten stał się dobrym człowiekiem.
Z tego faktu płyną dwa zasadnicze pouczenia.
Po pierwsze: nie jest się powołanym do pójścia za Jezusem w nagrodę za dobre zachowanie, czy z powodu jakiś zasług.
Po drugie:zasadniczym celem pójścia za Jezusem nie jest zmienianie świata, ale zmienianie siebie. 
Każdy z nas “potrzebuje lekarza”, bo jest, w takim czy innym stopniu, grzesznikiem. Dlatego każdy z nas jest wezwany do pójścia za Jezusem, jak Lewi. I do “wielkiego przyjęcia” Jezusa w swoim domu. Zróbmy Mu to przyjęcie jak najszybciej!
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2765,ewangelia-zrobmy-jezusowi-przyjecie.html
__________________________
Św. Cyryl Jerozolimski (ok. 315 – 386), biskup Jerozolimy, doktor Kościoła
Katechezy przygotowujące do chrztu, nr 1
On zostawił wszystko, wstał i chodził za Nim”: Wielki Post prowadzi do chrztu”

Jesteście katechumenami, którzy są w drodze do chrztu, uczniami Nowego Przymierza i uczestnikami tajemnic Chrystusowych, już przez powołanie, a wkrótce także przez łaskę. Sprawiliście sobie „nowe serce i nowego ducha” (Ez 18,31), ku radości mieszkańców niebios. Jeżeli bowiem rzeczywiście, według Ewangelii, nawrócenie jednego grzesznika wzbudza taką radość (Łk 15,7), o ile bardziej zbawienie tylu dusz wzbudzi radość mieszkańców niebios?

Przedsięwzięliście dobrą i piękną podróż: starajcie się biec w zawodach żarliwości. Jedyny Syn Ojca jest tutaj, gotów was odkupić: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11,28). Wy, którzy ugniacie się pod ciężarem grzechu, związani kajdanami win, słuchajcie, co mówi głos proroka: „Obmyjcie się, czyści bądźcie! Usuńcie zło uczynków waszych sprzed moich oczu!” (Iz 1,16), aby chór aniołów zawołał: „Błogosławieni, których wina została zgładzona, którym grzechy zostały odpuszczone”! (por. Ps 32,1) Wy, którzy właśnie zapaliliście lampy wiary, niech wasze gorliwe ręce zachowują płomień, aby Ten, który, na naszej świętej górze Golgocie, otworzył przez wiarę raj łotrowi (Łk 23,43), pozwoli wam śpiewać pieśń weselną.

Jeśli ktoś tutaj jest niewolnikiem grzechu, niech się przygotuje, za pomocą wiary chrzcielnej, na nowe narodziny, które zrobią z niego człowieka wolnego, jednego z przybranych synów. Niech porzuci żałosne niewolnictwo grzechów, aby nabyć błogosławione niewolnictwo Pana… Nabądźcie przez wiarę „zadatek Ducha” (2 Kor 5,5) abyście mogli zostać przyjęci w wiecznym domostwie; idźcie do sakramentu, który was naznaczy .

____________________________

Święty dzień (13 lutego 2016)

Księża Misjonarze Saletyni 
Centrum Pojednania “La Salette” 
38-220 Dębowiec 55 
tel.: +48 13 441 31 90 | +48 797 907 287 
www.centrum.saletyni.pl | centrum@saletyni.pl 

_________________________________________________________________________________________________

Świętych Obcowanie

_________________________________________________________________________________________________

13 lutego

 

Błogosławiony Jordan z Saksonii Błogosławiony Jordan z Saksonii, zakonnik, prezbiter
Święty Eulogiusz Święty Eulogiusz, patriarcha

 

 

Ponadto dziś także w Martyrologium:

W Meaax – św. Gilberta, biskupa. Jako jeden z pierwszych rozdzielił dochody kościelne na dwa fundusze: mensa episcopalis i mensa capituli. W roku 1008 uczestniczył w synodzie w Chelles. Zmarł wkrótce później.

W Neapolu – bł. Jakuba z Viterbo. Nazywany doktorem spekulatywnym, był jednym z najuczeńszych ludzi swego czasu. Wywarł wielki wpływ na rozwój średniowiecznej nauki. W roku 1302 powołano go na biskupstwo bolońskie, skąd w rok później przeniesiony został do Neapolu. Zmarł w roku 1308.

oraz:

św. Benignusa z Todi, prezbitera i męczennika (+ pocz. IV w.); świętych męczennic Maury i jej córki Fuski (+ poł. III w.); św. Polieukta, męczennika (+ 259); św. Stefana, biskupa (+ ok. 517); św. Stefana, opata (+ VI w.)

 

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/02-13.php3

_________________________________________________________________________________________________

Jak on mógł to zrobić?! Nie potrafię mu przebaczyć…

problem-przebaczenia

Miłość jako wartość, jako coś do zdobycia, osiągnięcia czy wzajemnego ułożenia z kimś, zostaje sprowadzona do rzędu tego, co „za­spo­kaja potrzeby”, ma ona służyć człowiekowi. Problem przebaczenia ludzie najczęściej widzą, wychodząc z takiego właśnie rozumienia miłości. Jest ona dla nich wartością, która im się należy. Stąd też trudności z przebaczeniem: „Jak on mógł to zrobić?! Nie potrafię mu przebaczyć”. Jednak tak rozumiana miłość nie dotyka samego centrum człowieka, pozostaje na zewnątrz jego serca. Serce może w niej mieć upodobanie, ale nie jest ono przez miłość przemienione i zdeterminowane.

Człowiek w swo­jej głębi pozostaje zamknięty, zalękniony, nietknięty przez miłość, która jest samym życiem, istotą osobowego istnienia.

Wracając kiedyś do klasztoru, spotkałem mężczyznę – szedł się pomodlić, bo żona nie chciała mu przebaczyć. Uznał swoją winę. Być może już kiedyś też zawinił i wówczas został przyjęty. Teraz nie. Żona już mu nie wierzy. Dla niego jest to sprawa zasadnicza. Wali się cały sens życia – mają przecież dziecko, które on bardzo kocha. Żona domaga się rozwodu. Jest wobec tego bezsilny. Prosił już o rozmowę z księdzem, ale i ona nic nie rozwiązała. Pozostaje modlitwa.

Ta sytuacja pokazuje, jak z jednej strony brak przebaczenia jest odmową miłości, zaufania, zerwaniem współbycia, wspólnoty szcze­gólnego rodzaju, intymności „my”. Z dru­giej – że przebaczenie jest jedyną drogą przywrócenia tej więzi.

Gdyby bowiem wyobrazić sobie wspólne „dobre życie” tych ludzi bez przebaczenia, przyjęte jako status quo, to przecież byłaby to jedynie „tolerancja” zdrady, swoisty układ o nieagresji, układ poszanowania wzajemnych interesów. To nie byłaby miłość, lecz zgoda na jej brak. Myślę, że kobieta kojarzyła przebaczenie z taką tolerancją. Nie wierzyła w przemianę. Jednocześnie jednak uważała, że mąż zniszczył coś, co jej się należało jako żonie. I to jest prawda, że jej się to należało. Jej dramat polega jednak na tym, że miłość jest dla niej czymś, wartością, a może nawet układem wzajemnych relacji, i to takim, który „jej się należy”. Jest „poszkodowana w miłości” i tak będzie zawsze, bo sama nie żyje miłością, „nie jest” miłością. Miłość nie stanowi o jej sposobie istnienia. Brak przebaczenia za­my­ka ją w „zranieniu miłości”.

Jedynym lekarstwem na tę sytuację jest prze­­baczenie. Jest ono lekarstwem dla obu stron. Nie tylko dla tego, który zranił, ale i dla tego, kto został zraniony. W obu przypadkach chodzi ostatecznie o odkrycie i uzna­nie żywej miłości, o zrozumienie, że tylko w miłości jest życie. Poza nią istnieje jedynie szara egzystencja.

fragment książki „Przebaczenie”, której autorem jest Włodzimierz Zatorski OSB

http://ps-po.pl/2016/02/05/jak-on-mogl-to-zrobic-nie-potrafie-mu-przebaczyc/

___________________________

 

Miłość – jest mądra i troskliwa. Może warto pomodlić się o mądrość miłości, która zrozumie i wszystko przetrwa?

___________________________

Nowy Testament w wersji mp3

Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga

http://ps-po.pl/pismo-swiete/nowy-testament-w-wersji-mp3/

____________________________

Stary Testament w wersji mp3

wszystkie księgi

Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię

http://ps-po.pl/pismo-swiete/stary-testament-2/

_______________________

Biblia na FB tylko u nas, największa społeczność skupiona wokół Pisma Świętego

Dziel się Słowem Bożym… polub nas

Z inicjatywy serwisu PS-PO powstał pewien plan, który –  jak się okazało –  jest pierwszym tego typu na świecie. Próbując rozprzestrzenić ideę Pisma Świętego w wersji mp3 wpadliśmy na pewien pomysł. Zaryzykowaliśmy i utworzyliśmy na Facebooku stronę „Pismo Święte w wersji mp3″.

Okazało się, że był to „strzał w dziesiątkę”. Jest to kolejne narzędzie i sposób, dzięki którym można w łatwy i szybki sposób dotrzeć do ludzkich serc. Dzięki temu nie trzeba już nawet przeglądać stron internetowych. Zaczęliśmy tam umieszczać wybrane fragmenty Pisma Świętego, oczywiście w formacie mp3, a do tego ciekawe komentarze i wykłady dotyczące właśnie fragmentów lub problemów poruszonych w Biblii.

Liczba fanów rosła z dnia na dzień. Codziennie pojawiali się ludzie, którzy potrzebowali Słowa Bożego i czekali na nie. Stopniowo poszerzaliśmy zakres informacji. W tym momecie na stronie na Facebooku można dodatkowo znaleźć między innymi słownik postaci biblijnych oraz „Biblijne perełki”, czyli najpiękniejsze cytaty w graficznej oprawie.

Strona ta cały czas rozwija się i tętni życiem, zwłaszcza od czasu, kiedy zainteresowały się nią media. Okazało się, że Pismo Święte nie musi być trudne i nieprzystępne. To wszystko jednak nie udałoby się bez Was – bez Waszego wsparcia i pomocy.

Chcemy Was zachęcić do przyłączenia się do tysięcy osób, które utożsamiają się ze społecznością „Pismo Święte w wersji mp3″ na Facebooku. Co więcej, taką inicjatywę trzeba przekazywać dalej, bliższym i dalszym znajomym. Dlatego zachęcamy Was do udostępniania informacji o stronie na Facebooku swoim znajomym, przyjaciołom, rodzinie.

Wiemy, że możemy na Was liczyć, bo Wy doskonale wiecie, co jest dobre i wartościowe. Zatem…dołączcie do nas i przekażcie innym o istnieniu takiego miejsca!

http://ps-po.pl/pismo-swiete/biblia-w-mp3-na-facebooku-dolacz-do-nas-i-przekaz-innym/

________________________

Niszcząca siła zła (2 lipca 2014)

niszczaca-sila-zla-komentarz-liturgiczny

Czytany dzisiaj fragment Ewangelii stał się mottem do książki Dostojewskiego „Biesy”, książki proroczej, bo przepowiadającej formację rewolucjonistów, którzy wprowadzą nowy porządek, porządek demonicznego szaleństwa, opętania całego społeczeństwa. Złe duchy siedzące w jednym człowieku, jak to jest w Ewangelii według św. Marka, czy dwóch ludziach, jak u Mateusza, są w stanie opanować całe stado świń i je zniszczyć. Zdumiewająca jest niszcząca siła zła. Warto jednak zwrócić uwagę na pewne szczegóły.

Cała scena dzieje się w kraju pogańskim. Żydzi nie mogli hodować świń, ponieważ były to zwierzęta nieczyste. Złe duchy weszły w stado nieczystych zwierząt. Dla słuchaczy Pana Jezusa sytuacja była bardzo wymowna. Zło niszczy to, co jest nieczyste, może lepiej by można powiedzieć: to, co jest nieoczyszczone. Pamiętamy z Ostatniej Wieczerzy, jak Pan Jezus mówi przed obmyciem stóp uczniom, że są oni cali czyści i trzeba im tylko stopy umyć. Otóż my zostajemy obmyci we chrzcie. On daje nam czystość zabezpieczającą przed działaniem złych duchów. Oczywiście można swoją czystość utracić! I tutaj pojawia się niebezpieczeństwo.

Dzisiejsze czytania liturgiczne: Am 5, 14-15. 21-24; Mt 8, 28-34

Warto zdać sobie sprawę z niesamowicie niszczącej siły zła. Niestety, najczęściej nie uświadamiamy sobie tego, żyjemy, jak gdyby nic się nie działo. Ot, po prostu jakieś niedoskonałości, jakieś drobne uchybienia czy grzeszki, ale właściwie nic się nie stało. Otóż brak u chrześcijan świadomości tego, z kim walczymy, tego, że jesteśmy na polu walki na śmierć i życie, że walczymy z siłami, które nas przerastają, jest przerażający. Nie chodzi o to, by popaść w lęk i tworzyć atmosferę przerażenia, jak to bywa np. u fanatyków. Nie! Trzeba wiedzieć, że zło nie może zniszczyć dobra. Ale równocześnie trzeba mieć świadomość, że jednak w naszym życiu istotnie coś ważnego się dokonuje, że chodzi o powagę życia, o to, co Stary Testament nazywał bojaźnią Bożą.

Wydaje się, że doskonale wiedzą o tym np. alkoholicy albo inni ludzie, którzy umieli zobaczyć, że są zniewoleni nałogiem i uznać to. Oni widzą, jak ta siła ich niszczy i niszczy ich rodzinę, otoczenie, wszelkie więzi itd. Mimo ich najlepszych chęci. Ileż złej siły tkwi w jednym człowieku! Jaka to moc niszcząca!

Trzeba to odnieść do siebie samego. Każdy z nas ma w sobie pokłady stłumionej agresji, siły niszczącej, która ujawnia się w rozmaitych sytuacjach, często zupełnie niemających niczego wspólnego z przyczyną tłumionej złości. Dzisiaj podejmuje się rozmaite terapie, na których człowiek przede wszystkim ma się skonfrontować ze swoją agresją, z tym, co w sobie stłumił. Ale okazuje się, że nie wystarczy rozpoznać w sobie złości i zranienia. Samo poznanie tego nie daje jeszcze siły do uwolnienia się od niej. Tu jest potrzebny Chrystus. On jest Tym, który wyzwala.

Konfrontacja ze złem, jakie każdy z nas nosi w sobie, jest czymś zasadniczym w naszym życiu. Bez tej konfrontacji nigdy nie będziemy mogli być prawdziwymi uczniami Chrystusa. Święty Nil powiedział: „Człowiek, który poznał własny grzech, jest większy od tego, kto wskrzesza zmarłych”.

W tym kontekście warto przeczytać dzisiejszy fragment księgi proroka Amosa: Szukajcie dobra, a nie zła, abyście żyli (Am 5,14). Nie chodzi o moralizm, ale o przynależność i otwartość. Złe wybory stają się otwarciem bramy dla złych duchów. Szukanie dobra jest nieustannym wysiłkiem odnajdywania się w Bogu, jedynym dobrym.

 

Czego chcesz od nas, /Jezusie/, Synu Boży? Przyszedłeś tu przed czasem dręczyć nas? (Mt 8,29).

 

Zło wie, że ma określony, skończony czas. W Apokalipsie czytamy, że Diabeł się spieszy, bo ma mało czasu (zob. Ap 12,12). Oczywiście, dla tego, kto chce sobie porządzić jeszcze, zawsze koniec będzie zbyt wcześnie.

Druga charakterystyczna uwaga odnosi się do reakcji mieszkańców tej krainy. Przerazili się tym, co się stało. Zareagowali jak poganie: lękiem na przejaw mocy Bożej. Poprosili, by Pan Jezus odszedł, bo to, czego dokonał, nie zgadzało się z ich pragnieniami, burzyło ich porządek. Bóg w ich przeżywaniu powinien im pomagać, realizować ich własne zamierzenia. W tym kontekście warto pomyśleć o życzeniach, jakie najczęściej składamy: „Pomyślności i spełnienia wszystkich zamiarów!”. Jeżeli jednak potraktujemy to poważnie, to w efekcie będziemy postępowali tak, jak owi Gadareńczycy, którzy poprosili Pana Jezusa, aby sobie poszedł. Obawiam się, że bardzo często tak się dzieje w naszym niby-chrześcijańskim życiu.

Włodzimierz Zatorski OSB | Benedyktyński Program Zarządzania

http://ps-po.pl/2014/07/02/niszczaca-sila-zla-2-lipca-2014/

_______________________________

DWAJ OPĘTANI (Mt 8, 28-34)

Gdy przybył na drugi brzeg do kraju Gadareńczyków, wybiegli Mu naprzeciw dwaj opętani, którzy wyszli z grobów, bardzo dzicy, tak że nikt nie mógł przejść tą drogą. Zaczęli krzyczeć: «Czego chcesz od nas, (Jezusie), Synu Boży? Przyszedłeś tu przed czasem dręczyć nas?» A opodal nich pasła się duża trzoda świń. Złe duchy prosiły Go: «Jeżeli nas wyrzucasz, to poślij nas w tę trzodę świń!» Rzekł do nich: «Idźcie!» Wyszły więc i weszły w świnie. I naraz cała trzoda ruszyła pędem po urwistym zboczu do jeziora i zginęła w falach. Pasterze zaś uciekli i przyszedłszy do miasta rozpowiedzieli wszystko, a także zdarzenie z opętanymi. Wtedy całe miasto wyszło na spotkanie Jezusa; a gdy Go ujrzeli, prosili, żeby odszedł z ich granic.
(Mt 8,28-34)
Komentarz: Fragment ten obrazuje z jednej strony wielkość Jezusa, a z drugiej małość ludzkiej natury. Jezus przybył do kraju Gadareńczyków tylko w jednym celu: uwolnić opętanych od nękających ich złych duchów. Jako Bóg wiedział, że tylko ten znak uczyni w tym kraju. A jednak skierował się tam, by to uczynić.
Najpierw zatrzymajmy się na moment nad tymi biednymi duszami opętanymi przez legion złych duchów. Jak wielkie było ich zniewolenie świadczy to, w jaki sposób żyli, co te złe duchy wyczyniały z nimi oraz jak wielkie stado świń zginęło, w które weszły te złe duchy. Tych dwoje biednych opętanych działało przeciwko swemu zdrowiu i życiu, a czynili to bezwolni, całkowicie podlegli szatanowi. Złe duchy rzucały je o kamienie, wypędzały na pustynię, nadludzką siłą rozrywały wszelkie pęta i łańcuchy, którymi byli krępowani. Okoliczna ludność bała się ich. Ludzie ci żyli, jak dzikie, wściekłe zwierzęta będąc przy tym bardzo nieszczęśliwymi. Człowiek opętany, bowiem nie czyni tego, co chce, ale czego domaga się demon, który w nim żyje.
Jezus przybył do tego kraju, by uwolnić tych dwoje. Kochał ludzi i każda dusza była Mu droga. Zaś złe duchy, na ich prośbę posłał w, około dwutysięczne, stado świń. Jak wielka była liczba tych złych duchów i moc, skoro tak wielkie stado naraz zerwało się i w wielkim hałasie, ryku i szale rzuciło się w fale jeziora. Tam zginęło. Pasterze, którzy pilnowali tego stada przestraszyli się. Było to coś tak niezwykłego, tak przerażającego, że uciekli do miasta. Nie rozumieli, kim jest ten, który sam jeden poskromił najpierw dwóch opętanych, którzy siali postrach w okolicy i nie było na nich mocy, a potem władając złymi duchami skierował ich w stado świń, a te szaleńczym pędem rzuciło się do jeziora. Jezus zaś stał spokojny, władczy, stanowczy. Bez żadnego szwanku na ciele, bez wysiłku, tylko słownym rozkazem uczynił coś, co nie mieściło się w ludzkich pojęciach.
Kiedy pełni strachu, emocji opowiedzieli całe zdarzenie miejscowej ludności, ta przyszła na miejsce zdarzenia, by na własne oczy przekonać się o prawdziwości opowiadań pasterzy. Cóż zobaczyli? Jezusa pełnego łagodności i dwóch opętanych, którzy teraz ubrani po ludzku siedzieli spokojnie i nieustannie dziękowali Bogu za ich uwolnienie. Stada świń nie było widać na tym zboczu. Przemiana tych opętanych oraz brak stada przeraziła ich serca. Stało się coś, co nie mieściło się w ich ludzkich umysłach. A to, czego człowiek nie rozumie, często się lęka. Nie wie, co jeszcze może go spotkać. Przerazili się mocy, jaką władał Jezus. Zdali sobie sprawę z majątku, jaki stracili przez to rzucenie się świń w fale jeziora. Nie wiedzieli, czego jeszcze mogą się spodziewać od tego, który przejawia taką siłę. Wszystko budziło ich niepokój.
Jezus budził ich niepokój. Stwierdzili, że do tej pory żyli sobie spokojnie, a tu zjawia się ktoś, nie wiadomo, kto, i czyni taki zamęt. Postanowili prosić Jezusa, by odszedł od nich. Oni chcą żyć tak, jak dawniej. Tylko ci, co zostali uwolnieni, nie mogli teraz pojąć, jak można taką osobę wypraszać z miasta. Jak można nie ugościć? Jak można nie chcieć z tą osobą przebywać? Chcieli pójść za Jezusem. Chcieli Mu służyć z wielką wdzięcznością. Chcieli całe serce swe Jemu oddać, bo przecież On przywrócił ich normalnemu życiu. Jezus jednak nakazał, by pozostali i opowiadali wszystkim, co dobrego Bóg dla nich uczynił. A sam wsiadł do łodzi i odpłynął.
Tak dzieje się nieraz, że dusze doznając zmian, jakich dokonuje w ich życiu Jezus, zlękną się. Wolą powrotu do starego, które jako znane im, daje poczucie bezpieczeństwa. Zmiana zaś, choć przecież na lepsze, jest dla nich czymś nieznanym, dlatego obawiają się jej i nie przyjmują Jezusa. Jaki smutek ogarnia wtedy Zbawiciela. Nie jest jednak nachalny. Nie wdziera się siłą w niczyje życie. Nie chce być nieproszonym gościem i usuwa się na bok. W sercu ma jednak wielki ból z powodu niezrozumienia, odrzucenia oraz konsekwencji, jakie poniosą te dusze, które Go nie przyjęły.
Niech ten fragment będzie dla nas powodem głębszego zastanowienia się nad wielkością i mocą Boga. Jednocześnie niech ukaże nam małość i nędzę naszej ludzkiej natury. Zobaczmy swoją krótkowzroczność, wygodnictwo i egoizm. Zobaczmy wręcz głupotę podyktowaną lękiem i brakiem zrozumienia tych wydarzeń. Przeanalizujmy swoje życie. Być może wydarzyło się w nim coś, co sprawiło nasze podobne zachowanie, jak u mieszkańców tej miejscowości, gdy wycofaliśmy się, zrezygnowaliśmy z przyjęcia Jezusa do swego domu, serca, życia.
Pamiętajmy, że niezrozumienie nie może nas usprawiedliwiać. Trzeba starać się zrozumieć, przyjąć sercem, próbować pojąć. Dopiero wtedy, gdy człowiek wie, rozumie, może świadomie podejmować decyzje. Zastanówcie się nad szalą wyborów. Co wybrali mieszkańcy tej miejscowości? Za jaką cenę wrócili do starego życia? Czy rzeczywiście warto poświęcić aż tak dużo, by gnuśnieć w swym małym, ciasnym domku? Czy wasze życie obecne jest aż tak cenne, że nawet cenniejsze od Tego, Który mocą z Nieba przychodzi do was z propozycją życia nowego? Rozważcie dzisiaj ten fragment Ewangelii wg Mateusza. Niech będzie on przyczynkiem do podjęcia w waszym życiu ważnych decyzji. Błogosławię was na czas tych rozważań.
http://malenkadroga.pl/?id=5&j=40#mt
_______________________

Papież do patriarchy Cyryla: wreszcie staliśmy się braćmi

Od słów: “Wreszcie jesteśmy braćmi” rozpoczął Franciszek swe spotkanie z patriarchą moskiewskim Cyrylem 12 lutego w Hawanie. Jego rozmówca odpowiedział na to: “Teraz wszystko już jest łatwiej”, na co z kolei papież wyraził przekonanie, że “najwidoczniej jest to wola Boża”.

 

Od słów: “Wreszcie jesteśmy braćmi” rozpoczął Franciszek swe spotkanie z patriarchą moskiewskim Cyrylem 12 lutego w Hawanie. Jego rozmówca odpowiedział na to: “Teraz wszystko już jest łatwiej”, na co z kolei papież wyraził przekonanie, że “najwidoczniej jest to wola Boża”.
Na początku rozmowy, który był transmitowany, Cyryl zapytał Franciszka po rosyjsku: “Jak minął lot?”. Papież odpowiedział po hiszpańsku: “Bardzo dobrze”.
Pierwsze w historii spotkanie głowy Kościoła katolickiego ze zwierzchnikiem Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego (RKP) trwa obecnie w stolicy Kuby. Przez pierwszych 15 minut mogli w nim uczestniczyć dziennikarze.
Ojciec Święty podziękował Cyrylowi za to, że przesunął datę tego wydarzenia na czas, gdy obaj znajdą się w Ameryce Łacińskiej i zauważył, że Stolica Apostolska dążyła do tego spotkania.
– W sercu było wielkie pragnienie tego spotkania – powiedział Franciszek. Podkreślił, podobnie jak wspomniał o tym patriarcha, że czas takiego spotkania jest bardzo odpowiedni.
– Serdecznie dziękuję Waszej Świątobliwości, że zmienił datę swej wizyty na Kubie, gdy ja nie mogłem przybyć na Waszą pierwszą propozycję – dodał biskup Rzymu.
Również zwierzchnik RKP stwierdził, że “spotkanie odbywa się w prawidłowym czasie i w prawidłowym miejscu” i dodał, że “nie ma przeszkód dla organizacji innych spotkań”.
Rozmowa obu hierarchów w obecności mediów odbywała się bez mikrofonów, toteż dziennikarze nie mogli usłyszeć dokładnie, o czym obaj mówili.
Zgodnie z protokołem Franciszek i Cyryl weszli do sali jednocześnie z dwóch przeciwnych stron, po czym serdecznie się uściskali i zasiedli w przygotowanych dla nich fotelach, ustawionych po obu stronach drewnianego krucyfiksu, będącego jedynym motywem religijnym w pomieszczeniu.
Po wymianie pozdrowień i krótkiej rozmowie ludzie mediów opuścili salę i obaj hierarchowie z towarzyszącymi im osobami rozpoczęli spotkanie prywatne. Oczekuje się, że potrwa ono około dwóch godzin, po czym obaj rozmówcy podpiszą wspólną deklarację i wygłoszą oświadczenia.
W pierwszych komentarzach zwraca się uwagę na serdeczny klimat przełomowego spotkania.

 

O godzinie 20.26 naszego czasu w salonie prezydenckim lotniska w Hawanie na Kubie serdeczny uścisk wymienili papież Franciszek i patriarcha moskiewski i całej Rusi Cyryl. Następnie pocałowali się w policzki.

http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,3949,papiez-do-patriarchy-cyryla-wreszcie-stalismy-sie-bracmi.html

_________________________

Papież i patriarcha podpisali Wspólną Deklarację

Podpisaniem Wspólnej Deklaracji i krótkimi oświadczeniami zakończyło się pierwsze w historii spotkanie papieża i patriarchy moskiewskiego w Hawanie 12 lutego.

Zarówno Cyryl, jak i Franciszek wyrazili radość z przeprowadzonych “szczerych i otwartych” rozmów i podkreślili, że oba Kościoły mogą współpracować ze sobą dla dobra chrześcijan i całego świata. Na koniec wymienili dary. Bezpośrednio potem Ojciec Święty, odprowadzany m.in. przez prezydenta Kuby Raúla Castro udał się do samolotu i odleciał do Meksyku.
Historyczne spotkanie Ojca Świętego i głowy Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego (RKP) trwało nieco ponad dwie godziny i odbywało się przy drzwiach zamkniętych. Po zakończeniu rozmów obaj zwierzchnicy kościelni i towarzyszące im osoby wyszli do sali ogólnej, gdzie czekali na nich członkowie delegacji watykańskiej i RKP oraz dziennikarze i w ich obecności podpisali Wspólną Deklarację.
Liczy ona 30 punktów po włosku i rosyjsku i obejmuje szeroki krąg zagadnień dotyczących m.in. sytuacji i prześladowań chrześcijan w dzisiejszym świecie, rodziny oraz współpracy wyznawców obu Kościołów w różnych dziedzinach. Wspomina też o znaczeniu wolności religijnej i o ‘bezprecedensowym odrodzeniu się wiary chrześcijańskiej w Rosji i wielu krajach Europy Wschodniej, gdzie niegdyś rządziły reżym yu ateistyczne”.
Po podpisaniu dokumentu patriarcha Cyryl oświadczył, że rozmowy odbywały się w szczerej przyjacielskiej atmosferze i były bardzo treściwe. Zapewnił, że obaj rozmówcy wyrazili solidarność z prześladowanymi w różnych częściach świata chrześcijanami i że oba Kościoły chcą współpracować, aby położyć kres tej sytuacji i umacniać pokój na świecie.
W podobnym duchu wypowiedział się Franciszek. Oznajmił, że było to spotkanie braci złączonych tych samym chrztem i urzędem biskupim, a w czasie rozmów czuło się obecność Ducha Świętego. Podziękował też narodowi i władzom Kuby i osobiście prezydentowi R. Castro za gościnność i zorganizowanie tego spotkania. Zaznaczył, że jeśli więcej będzie takich wydarzeń w tym miejscu, to kraj tan stanie się “stolicą jedności”.
Z kolei nastąpiła wymiana darów. Patriarcha podarował papieżowi dużych rozmiarów kopie ikony Matki Bożej Kazańskiej, otrzymał zaś ozdobny relikwiarz z cząstką doczesnych szczątków św. Cyryla – Apostoła Słowian, kielich i egzemplarz encykliki “Laudato si” z autografem papieskim. Upominki dostali też członkowie obu delegacji.
http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,3951,papiez-i-patriarcha-podpisali-wspolna-deklaracje.html
_________________________________

“Niepokoi nas wsparcie udzielone Nord Stream 2”

Niepokoi nas wsparcie udzielane przez niektóre kraje projektowi Nord Stream 2, który jest sprzeczny z celami UE – mówiła w Berlinie premier Beata Szydło. Ostrzegła, że skutkiem realizacji tej inwestycji może być osłabienie proeuropejskich reform na Ukrainie.

 

Podczas piątkowego wykładu na konferencji zorganizowanej przez Fundację Koerbera w Berlinie Szydło przekonywała, że Polska demokracja ma się świetnie. Według niej kwestie Trybunału Konstytucyjnego czy mediów są wewnętrznymi sprawami Polski i nie powinny angażować czasu polityków europejskich.

 

– Unia Europejska powinna zajmować się rozmową o wspólnych sprawach, politycy UE, członkowie UE powinni ze sobą jak najwięcej rozmawiać, bo można często odnieść wrażenie, że tej rozmowy brakuje – powiedziała Szydło.

 

Premier podkreśliła, że Polska chce być “aktywnym kreatorem polityki europejskiej”.

 

Jak mówiła, wewnętrzne sprawy dotyczące Trybunału Konstytucyjnego czy reformy mediów publicznych są wewnętrznymi sprawami Polski, suwerennymi decyzjami polskiego parlamentu. Premier podkreśliła, że kwestie te nie powinny zajmować czasu polityków europejskich czy opinii europejskiej, “bo w czasie, gdy jest ta troska o polski Trybunał Konstytucyjny, być może umykają ważne sprawy dotyczące chociażby kwestii migrantów”.

 

– Polska demokracja ma się świetnie. Polska demokracja się rozwija; to jest wielka wartość. Polacy są przywiązani do wolności. Myśmy o tę wolność walczyli bardzo długo i to, że dzisiaj jesteśmy pełnoprawnym członkiem UE i NATO, to olbrzymia wartość, której nigdy nie damy sobie odebrać – powiedziała szefowa polskiego rządu.

 

Jak zaznaczyła, zmiany zachodzące w Polsce są “podyktowane przede wszystkim wolą wyborców”, którzy w wyborach parlamentarnych opowiedzieli się za realizacją programu Prawa i Sprawiedliwości. Dodała, że zmiany wprowadzane przez większość rządzącą w Polsce nie odbiegają od rozwiązań stosowanych w UE i często są na nich wzorowane, np. rozwiązania wprowadzane w polskich mediach są wzorowane na francuskich.

 

Zapewniła, że jej rząd chce jak najlepszej współpracy z Unią Europejską i zrobi wszystko, by tak było, “co nie znaczy, że nie jest krytyczny wobec pewnych decyzji, które w ostatnim czasie były w UE podejmowane”.

 

– Ale uważamy, że odpowiedzialnością nas wszystkich, również Polski, jest tak prowadzić sprawy w UE, żeby wycofać się ze złych decyzji, wyciągnąć z nich wnioski i próbować szukać rozwiązań dobrych, skutecznych, a przede wszystkich takich, które będą w zgodzie z poszanowaniem suwerenności wszystkich państw UE – powiedziała Szydło.

 

Mówiła, że solidarność i wolność to niezbywalne wartości europejskie wywodzące się z korzeni chrześcijańskich Europy. Jak podkreśliła, naszym obowiązkiem jest przestrzeganie tych wartości. – Dzisiaj o tym kryzysie wartości też nie trzeba się bać rozmawiać, bo Europa przeżywa kryzys wartości – przekonywała.

 

Jak podkreśliła premier, z Niemcami łączy Polskę nie tylko sąsiedztwo, ale również przyjaźń stanowiąca przykład w Europie. Według niej Polskę i Niemcy łączy też “niełatwa i bolesna historia”, ale także ogromna praca w układaniu wzajemnych relacji. Przypomniała w tym kontekście o liście biskupów polskich do niemieckich, rozpoczynającym się od słów: “Przepraszamy i prosimy o wybaczenie”.

 

Wskazała na partnerstwo gospodarcze i współpracę w zakresie bezpieczeństwa; mówiła też, że “Niemcy to jest również państwo, w którym nasi obywatele mają swoich krewnych, bliskich, rodziny, a z kolei obywatele niemieccy mają swoich bliskich w Polsce”. – To są relacje, których nie da się popsuć przez politykę, i dobrze, bo to właśnie one budują dobry klimat, na którym można budować przyszłość naszego regionu, naszych państw – dodała.

 

– Polacy doceniają wkład, jaki Niemcy włożyły w rozszerzenie Unii Europejskiej, jednak musimy sobie zdawać sprawę, że dziś zacieśnienie europejskiej wspólnoty musi opierać się na równoprawnym stosunku naszych relacji – powiedziała szefowa rządu.

 

Jak mówiła, “w obliczu kryzysów europejskich” takich jak kryzys migracyjny czy “eurosceptyczne nastroje mające odzwierciedlenie w widmie tzw. Brexitu” Europa musi podjąć starania, by nie dopuścić do zniweczenia projektu europejskiego. Dodała, że należy szukać rozwiązań innych, bo dotychczasowe się nie sprawdziły.

 

Szydło wzywała do podjęcia refleksji m.in. na temat tego, czy nie zabrakło poszanowania dla różnic oraz dla samostanowienia państw i narodów. Podkreśliła, że wierzy, że Europa wyjdzie z tej lekcji wzmocniona, problemy mogą paradoksalnie odnowić wzajemne stosunki, a ostatnie prace nad rozwiązaniem kryzysu migracyjnego pokazują, że w Europie można wyciągać wspólne wnioski.

 

Szefowa rządu mówiła, że Polska popiera działania mające na celu stabilizację sytuacji w państwach będących źródłem migracji, a w piątek Polska i Niemcy wspólnie postanowiły o realizacji projektu humanitarnego w jednym z państw, gdzie toczy się wojna.

 

Szydło zaznaczyła, że Polska niesie od dłuższego czasu pomoc Ukrainie – państwu, w którym także toczy się wojna.

 

Jak dodała, w sferze międzynarodowej aktywności UE dla Polski szczególne znaczenie mają działania na Ukrainie. – W tym kontekście niepokoi nas m.in. wsparcie, jakiego niektóre kraje udzielają projektowi Nord Stream 2, który jest sprzeczny z celami dywersyfikacji dostaw energii do UE i ograniczenia zależności od rosyjskiego dostawcy gazu – powiedziała premier. Podkreśliła, że skutkiem realizacji tej inwestycji, która jest nie do pogodzenia z polityką spójnych sankcji wobec Rosji, może być osłabienie proeuropejskich reform na Ukrainie.

 

Udziałem w konferencji premier Beata Szydło zakończyła wizytę w Berlinie.

 

Przed budynkiem, w którym odbywała się debata, protestowało kilka grup: po jednej stronie ulicy członkowie klubów Gazety Polskiej, po drugiej – zwolennicy partii Razem oraz Komitetu Obrony Demokracji. Zwolennicy premier Szydło pojawili się również przed Urzędem Kanclerskim, gdzie Szydło rozmawiała z kanclerz Merkel.

 

Po wykładzie, gdy premier Szydło opuszczała konferencję, podszedł do niej przedstawiciel partii Razem; zapytał, dlaczego premier “handluje prawami pracowniczymi Polaków w Wielkiej Brytanii”. Szydło odpowiedziała, że Polska od początku sprzeciwiała się ograniczaniu praw socjalnych. Na pytanie o to, czy Polska może robić więcej dla uchodźców, odpowiedziała, że Polska angażuje się w pomoc uchodźcom.

http://www.deon.pl/wiadomosci/swiat/art,24151,niepokoi-nas-wsparcie-udzielone-nord-stream-2.html

_________________________________

Kobiety! Wyjdźcie z cienia!

Wiele kobiet wątpi w siebie i są przekonane, że nie zasługują na dobry los. Nie czują swojej wyjątkowości i sądzą, że nikt nie zechce się nimi poważnie zainteresować.

 

Małe dziewczynki, z których potrzebami rodzice się nie liczyli albo ich nie dostrzegali, nie potrafią w dorosłym życiu pozbyć się poczucia, że są mało ważne. Jako dorosłe kobiety właśnie ustawiają się za innymi, na dalszym planie, podkreślając w ten sposób ważność wszystkich innych i chcąc przez to zaskarbić sobie ich miłość.

 

 

O tym, że kobiety mają skłonność do dobrowolnego usuwania się w cień, świadczą między innymi takie ich zachowania:

  • Są często zbyt uprzejme.
  • Mówiąc, osłabiają zaraz wymowę swoich uwag; zaczynają na przykład od takiego wprowadzenia: “Czy nie jest tak, że… ?”, “Czy nie mogłoby być tak, że…?” albo na koniec dorzucają komentarz w rodzaju: “To oczywiście tylko moje osobiste zdanie” czy dodają niepewne “Czyż nie?”.
  • Używają często trybu przypuszczającego: “Powiedziałabym, że…”, “Chciałabym wiedzieć, czy…”.
  • Deprecjonują swą własną wiedzę: “To oczywiście tylko taki mój pomysł…”, “Nie wiem, czy na coś ci się to przyda…”.
  • Bagatelizują własną usprawiedliwioną złość: “Zdenerwowałam się nie na żarty”.
  • Dają innym więcej pola do osobistych ataków, ponieważ to co mówią, formułują we własnym imieniu: “Zastanawiam się, czy..”.

 

Jeśli to wszystko, o czym tu powiedziano, odnosi się również do ciebie, musisz zmienić taktykę:

 

  • Nie pozwalaj sobie przerywać. Usadź swojego rozmówcę zdecydowanie: “Chwileczkę, jeszcze nie skończyłam”.
  • Nie formułuj tego, co masz do powiedzenia, w formie pytania.
  • Nie zaczynaj mówić tego, co chcesz powiedzieć, od prośby na wstępie.
  • Jeśli inni nie słuchają, co mówisz, skieruj swoją wypowiedź do konkretnej osoby. Możesz też zwrócić się do niej wprost.

 

Naukowcy amerykańscy stwierdzili na podstawie eksperymentu, że efekt tego, co się mówi, zależy w największej mierze od tonu, jakim się mówi. Brzmienie głosu jest pięciokrotnie ważniejsze niż wypowiadana treść. Mocny treściowo argument nie trafi do nikogo, jeśli nie jest wypowiadany mocnym głosem, w którym czuć siłę.

 

  • Próbuj zawsze mówić spokojnym głosem, bez zdenerwowania.
  • Mów nie za szybko – to odbiera wagę temu, co mówisz.
  • Nie mów zbyt długo, to męczy słuchaczy.
  • Nie powtarzaj się. Wyjaśnień nie trzeba powtarzać po kilka razy na różne sposoby.
  • Wykreśl ze swego repertuaru przekonanie: “samochwalstwo jest podejrzane”. Jeśli sama siebie nie pochwalisz, inni też tego nie zrobią. Mów o swoich mocnych stronach.

Najważniejsze to odważyć się po raz pierwszy. Niezależność może rozwinąć się wtedy, kiedy wszystkim uczuciom pozwalamy dojść do głosu i gdy nie żyje się w poczuciu, że ciągle z trudem musimy coś w sobie tłumić.

 

 

Więcej w książce: Kochać szczęśliwie. 7 podpowiedzi dla kobiet – Sylvia  Schneider

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,59,kobiety-wyjdzcie-z-cienia.html

____________________________________

My, wieczni chłopcy

Paradoks męskości polega na tym, że choć nie można jej nadać, to na pewnym etapie domaga się ona potwierdzenia. Próbujemy zagłuszyć ten wewnętrzny głos, ale jest on trwale zakorzeniony w każdym z nas. W efekcie większość mężczyzn idzie przez życie udając. Nam, wiecznym chłopcom, brakuje odwagi.

Większość mężczyzn, których znam nie mówi o sobie albo ma z tym wyraźny problem. Godzinami potrafimy rozmawiać o swojej pracy, polityce, filmach, rzeczach, które ostatnio kupiliśmy lub chcemy kupić. Jesteśmy mistrzami w krytykowaniu innych. Kiedy jednak przychodzi mówić o tym, co jest wewnątrz nas, o naszych ranach i pragnieniach, zaczynamy się dusić.
Oskarżamy o ten stan rzeczy patriarchalną kulturę i wzorzec męskości, który nam nadała. Mówimy, że winny jest stereotyp, do którego mężczyźni próbują się dostosować, ale w rzeczywistości do niego nie pasują. Ma to rodzić szereg wewnętrznych napięć. To bzdura i nie zaskakuje, że tubą podobnych poglądów najczęściej są kobiety. To nie oskarżenie – to prosta obserwacja: syty nie zrozumie głodnego.
Tragedią naszych czasów jest to, że sami zaczęliśmy wierzyć w tę złą diagnozę. Świat chce żebyśmy nasze słabości obnażali publicznie, byli zawsze opanowani i łagodni, nie podejmowali zbędnego ryzyka, rywalizację zamienili na pracę zespołową a w końcu dbali o siebie w typowo kobiecy sposób… Wymieniać można bez końca, a wielu z nas funkcjonuje wg tych oczekiwań. Odnosimy sukcesy zawodowe, a w naszych rodzinach pozornie wszystko jest tak, jak powinno.
Zawsze jednak przychodzi moment, czasem ledwo dostrzegalny, kiedy podskórnie czujemy, że w tej układance czegoś brakuje. A wtedy znów uciekamy. W pracę, w używki, w kompulsywną rozrywkę, w relację z kolejną kobietą albo wykorzystujemy obecną, aby ugłaskała nasz strach. Czasem uciekamy do innych mężczyzn, ale tylko takich, którzy nie powiedzą sprawdzam. Wybieramy aktorów podobnych do nas.
Strach, który jest w nas
Boimy się swojej męskiej tożsamości bo wiemy, że ona jest kaleka – czegoś nam brakuje. Wiemy, że pod wszystkimi pozorami, które tworzymy, kryje się pustka. A pytanie o to, co jest w nas naprawdę, traktujemy jak rzucenie kart na stół. Wiemy, że przegraliśmy. A więc udajemy jeszcze bardziej. Do wyboru pozostają dwie maski: pierwsza, która mówi, że mamy wszystko to, czego potrzebujemy (mam na myśli zasoby wewnętrzne) i druga, z komunikatem: wcale tego nie potrzebuje. Zwykle – w zależności od sytuacji – żonglujemy tymi dwiema postawami.
Brak autentyczności to pierwszy i najbardziej widoczny objaw męskości, która nie została potwierdzona. Aby to zobrazować posłużę się trzema przykładami swoich przyjaciół. Ich imiona oraz kilka szczegółów zostało zmienionych. Pozwolili na wykorzystanie ich historii.
Piotr odsiaduje 15-letni wyrok. Trzy lata przed końcem kary. W różnych więzieniach i aresztach śledczych spędził blisko 20 lat. Tym razem został skazany za włamanie i pobicie ze skutkiem trwałego uszczerbku na zdrowiu. Duży, wytatuowany gość, dobrze zbudowany. Przez długi czas nie podawał mi ręki. Nasza przyjaźń zaczęła się dość kuriozalnie. Po jednym ze spotkań Piotr podszedł do mnie i bardzo poważnie powiedział, że jeśli nie będę żył dobrze (i tak, jak deklaruję, że chcę żyć), to po wyjściu na wolność znajdzie mnie i nie będzie to miłe spotkanie. Użył słów, których nie powinno się przytaczać publicznie.
Na początku byłem wystraszony, później sytuacja mnie rozbawiła, a na końcu zrozumiałem, że ten człowiek swoim językiem mówi do mnie: jesteś dla mnie ważny – chcę, żebyś był dobrym człowiekiem.
Podczas jednej z rozmów Piotr stwierdził, że boi się wyjść na wolność. Wspomniał, że przestępcze środowisko, które na niego czeka, jest wszystkim co ma, a jednocześnie wie, że będąc wśród tych ludzi znów postąpi niewłaściwie.
W jego życiu czegoś zabrakło, a kiedy zaczął zadawać sobie fundamentalne pytanie “kim jestem i czy mam wszystko czego potrzebuję?” odpowiedź nie padła. Nie było obok mężczyzny, który mógłby je udzielić, a żadna kobieta nie jest w stanie tego zrobić. Przemocą i dominacją zaczął szukać odpowiedzi wśród ludzi takich jak on. Nigdy nie chciał krzywdzić innych. Bał się, że jest niewystarczający, a życie na krawędzi pozwoliło ten strach nakarmić.
Marcin był wysoko postawionym menadżerem w jednej z międzynarodowych korporacji. Świetnie zarabiał, dbał o siebie w nieprzesadzony sposób. Nieźle zbudowany, zawsze uśmiechnięty. Typ życiowego zdobywcy. Kiedy pojawiało się zaproszenie do kolejnego przetargu, pracę zaczynał od wywiadu, która z konkurencyjnych firm bierze w nim udział. Lubił mówić, że goście mają już pozamiatane. Zwykle wygrywał.

Poznaliśmy się przy okazji jednego z takich wydarzeń; poprosił o konsultacje i po krótkich negocjacjach dobiliśmy targu. Łączą nas podobne zainteresowania więc zaczęliśmy spotykać się prywatnie. Po jakimś czasie zobaczyłem, że praca zostaje w jego głowie na długo po opuszczeniu biura. Mówił tylko o niej. Niezależnie od tematu, od jakiego zaczynaliśmy rozmowę, wcześniej czy później kończyło się na pracy. Znałem to aż nazbyt dobrze.
Praca stała się tym, co zaczęło go określać. Skuteczność zawodowa stanowiła papierek lakmusowy dla poczucia własne wartości. To okropna pułapka, w której rodzina obrywa rykoszetem w pierwszej kolejności. Po jakimś czasie Marcin zwierzył się, że nieustannie udaje. Tak naprawdę okropnie bał się rywalizacji, każdej tej chwili, w której w pracy coś może pójść nie tak. Nienawidził, kiedy firma zatrudniała kogoś nowego w obszarze jego kompetencji – obawa, że ta osoba może okazać się lepsza niż on spędzała mu sen z powiek. Nie chodziło nawet o to, że straci pracę, ale o to, że przestanie być postrzegany jako lider, numer jeden. Żaden mężczyzna, który byłby dla niego autorytetem, nigdy nie powiedział mu, że to nie jest aż tak ważne.
Jest w Kościele środowisko ludzi, którzy za swoje główne powołanie obrali (celowo piszę, że obrali a nie odkryli) wyszukiwanie i wskazywanie zła. Michał to jeden z nich. Kolorytu sprawie dodaje jego fascynacja tradycyjną formą sprawowania liturgii i skłonność do krytyki niemal wszystkiego co przyniósł Sobór Watykański II. Na jednym z forów wdaliśmy się w niezdrową pyskówkę, która skończyła się niezbyt przyjemnym dialogiem: Michał stwierdził, że już dawno postawiłem się poza Kościołem, a ja skwitowałem to mało wyszukanym “jesteś debilem”. Nie wytrzymałem bo gość był tak okrutnie bystry, że mając rację i tak nie miałem szans.
Następnego dnia przeprosiłem, a między nami powstała przestrzeń do rozmowy. Wymieniliśmy się kontaktami na Facebooku i zobaczyłem, że ten inteligentny, bystry chłopak z forum to wcielenie siedmiu nieszczęść. Wygląd niemal zawsze koreluje z tym, co kryje się w nas. Zobaczyłem ubranego w zbyt duży golf, kompletnie wychudzonego, zaniedbanego chłopca z dziewiczym zarostem wokół ust. Typ chłopaka, który zawsze wybierany jest do drużyny na samym końcu. Obraz był kompletnie niespójny z tym, co jeszcze kilka dni temu mogłem zobaczyć, kiedy prowadziliśmy spór. I nie chodziło o temat, ale o formę i zaciekłość.
Działał ten sam, odwieczny schemat. Czujemy, że czegoś nam brakuje, ale ten głód chowamy w sobie i zakrywamy go świetną pracą, agresją, albo kompletnym wycofaniem za ekran komputera. Półśrodek, który nie pozwala nam dorosnąć.
Dobra wiadomość jest taka, że stosując nawet najbardziej wyszukane racjonalizacje, nie jesteśmy w stanie wyrwać z siebie wzoru męskości. Intuicyjnie wiemy czym ona jest. Problem polega na tym, że nie wiemy jak sobie z tym poradzić, bo nikt nam o tym nie powiedział. Jestem pewien, że w każdej z tych historii mogłeś znaleźć coś z samego siebie.
Przygoda bycia sobą
Pierwszy krok na drodze do znalezienia własnej tożsamości to akceptacja, że ją zgubiliśmy i czegoś nam brakuje. Tu nie ma drogi na skróty. Patriarchalna kultura, która krytykowana jest za pomniejszanie roli kobiety (ta krytyka jest strasznym aktem ignorancji – o tym innym razem) posiadała element, którego dzisiaj brakuje nam tak bardzo. Otóż ojciec był mentorem. My, mężczyźni szukamy autorytetów i potrzebujemy przykładu. To dlatego, kiedy w domu coś zawodzi, szukamy wsparcia u trenera, duchownego, nauczyciela. W którymś momencie łańcuch został przerwany i wmówiono nam, że to głupie. Wszyscy za to płacimy brakiem autentyczności.
Jakiś czas temu przestałem udawać. Nie, nie tak permanentnie, ale coraz częściej potrafię schwytać samego siebie na tym procederze. Długo szukałem odpowiedzi na pytanie co jest nie tak?  Towarzyszyło mi powracające poczucie, że czegokolwiek bym się nie podjął i cokolwiek nie zrobił, zmęczenie rzeczywistością wróci. Odpowiedź nie przyszła z żadnej z mądrych książek, najlepszych medytacji, długich modlitw (nie bezpośrednio, wierzę, że każda z nich została wysłuchana) i szukania sensu. Studia teologiczne przyniosły wiele dobra, ale okazały się kolejną formą ucieczki.
Ktoś powiedział mi wówczas, żebym przestał szukać rzeczy wzniosłych, a znalazł kilku przyjaciół. Takich, którzy poklepią po plecach mnie, a nie moje maski. To wtedy zaczęła się trwająca do dzisiaj przygoda bycia sobą.
Piszę o tym, bo co jakiś czas spotykam ludzi, którzy mają dość. Mężczyzn, którzy idą przez życie wystraszeni, ale tli się wpisana w ich naturę potrzeba rywalizacji, ryzyka, bycia bohaterem dla tej jednej jedynej.
Dzisiaj ja sam chcę bić się z własnymi słabościami i wygrywać, podejmować ryzyko i pozwolić sobie pomóc tam, gdzie już brakuje sił. Być bohaterem dla tej jedynej. W codzienności. A jeśli komuś wydaje się to trochę śmieszne lub naiwne, to pozostaje mi jedynie szczerze mu współczuć.

 

 

To pierwszy tekst z dłuższego cyklu My – mężczyźni, który postanowiłem zrealizować dla wspierającej mnie społeczności Banity. Ta praca jest moim “dziękuje” dla wszystkich mężczyzn, których obecność pozwala mi być dobrym mężem, ojcem, bratem, synem, przyjacielem. Jesteście ważni. Tekst pierwotnie ukazał się na blogu: haloziemia.pl

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,391,my-wieczni-chlopcy.html

____________________________

Męskość to rycerskość w najlepszym wydaniu

Niedziela

Czy znasz ten dowcip? “Co powiedział Bóg, kiedy stworzył mężczyznę? – Stać mnie na więcej. I stworzył kobietę”. Napoleon z kolei miał powiedzieć: “Bóg także był autorem: Jego proza to mężczyzna, Jego poezja to kobieta”.

 

Jak świat światem, temat męskości zawsze funkcjonował w towarzystwie kobiecości. Nie jest to żadne przełomowe odkrycie. To w kobietach mężczyźni najczęściej szukają potwierdzenia swojej męskości.
To, jakim ja mogę być mężczyzną, zależy w dużej mierze od tego, jakiego mężczyznę widzi we mnie moja żona. To, jak mnie postrzega, jest moją siłą i słabością zarazem.
Dużo ważniejsze jest jednak to, kim był mój ojciec, kiedy dorastałem. Czy szanował swoją żonę a moją matkę? Czy był odpowiedzialny, dostępny? Czy w ogóle był? Biologiczny ojciec to pierwsze lustro, w którym młody chłopak może swoją męskość zobaczyć lub nie. I z takim doświadczeniem wejdzie kiedyś w relację z kobietą. Jeśli nie będą to dobre doświadczenia, to i obraz męskości nie będzie w jego głowie zbyt ciekawy. I jego start w samodzielne życie również.
To, że w kwestii męskości my, mężczyźni, mamy wiele do zrobienia, widać gołym okiem. Prawdziwa męskość jest dzisiaj w odwrocie. Kobiety, które stają się mężczyznami, mężczyźni, którzy stają się kobietami.

 

Homoseksualne “małżeństwa”. Dzisiaj świat facetom wciska kit, że trzeba być super zadbanym, wypielęgnowanym, wyrzeźbionym, wypachnionym, że trzeba nadążać za modą oraz mieć wiele partnerek seksualnych. Tak. Jeśli masz to wszystko, to jesteś gość! Ale czy o to chodzi w męskości? Z drugiej strony, skąd współczesny mężczyzna ma się tego dowiedzieć?…
Plemiona pierwotne, żyjące blisko natury, pieczołowicie pielęgnują tradycję wprowadzania chłopców w świat mężczyzn. W takich plemionach, aby być uznanym za mężczyznę, trzeba wykazać się odwagą, odpornością na ból, często odpornością psychiczną, ale chłopiec, który przez taki rytuał przejdzie, bezpowrotnie opuszcza świat dziecięcy, matkę i jest przyjmowany do grona mężczyzn. Od nich się będzie uczył życia. W naszej kulturze tego nie ma. My mamy coś dokładnie odwrotnego – kryzys ojcostwa, przez co młody chłopak nawet od własnego ojca męskości uczyć się nie może.
Jednak jeszcze w czasach średniowiecznych na terenie współczesnej Europy można było taki rytuał zaobserwować. Chłopiec ze szlacheckiej rodziny, który miał zostać rycerzem, w wieku 7 lat był wysyłany na dwór innego szlachcica, gdzie przyuczano go do roli pazia. Przez 7 lat uczył się m.in. posługiwania bronią, jeżdżenia konno, dworskich tańców, ale też usługiwania do stołu – co miało nauczyć go, że największą cnotą jest służenie innym.

 

Taki młody adept sztuki rycerskiej musiał też dbać o swój rozwój duchowy. W wieku lat 14, w czasie krótkiej ceremonii paź zostawał giermkiem. Otrzymywał miecz i przez kolejne 7 lat doskonalił się w sztuce wojennej.

 

Wciąż jednak usługiwał do stołu, a przede wszystkim służył swojemu panu – rycerzowi. A więc giermek miał już swojego mistrza, którego mógł obserwować i od którego mógł się uczyć. Kiedy młodzieniec kończył lat 21, przyjmowano go w zastępy rycerzy. Był już uformowany zarówno intelektualnie, fizycznie, jak i duchowo. Ceremonia pasowania na rycerza była czasami bardzo wyszukana i rozbudowana. Był to moment podniosły, poprzedzony licznymi przygotowaniami, w tym m.in. nocną modlitwą wraz z towarzyszami broni, ponieważ wierzono, że stan rycerski jest rodzajem świętego powołania. Nazajutrz miecz młodego mężczyzny był błogosławiony, a sam król przyjmował go w poczet rycerzy.
Od rycerzy oczekiwano, by byli dzielni, ale jednocześnie uprzejmi i opiekuńczy wobec słabszych, życzliwi dla biednych. Brzmi to trochę jak z bajki. Oczywiście, nie każdy wojownik spełniał te kryteria i nie wszędzie ceremonia pasowania na rycerza była tak rozbudowana jak ta, opisana wyżej. Jednak z tej tradycji bije wielka siła i mądrość, z której powinniśmy czerpać. Bo według mnie męskość to właśnie rycerskość w najlepszym wydaniu.

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,359,meskosc-to-rycerskosc-w-najlepszym-wydaniu.html

_____________________________

Serce wojownika

Niedziela

Jak w dzisiejszym świecie być prawdziwym mężczyzną? Co to w ogóle znaczy? Jak być walecznym, ale nie gwałtownym? Wrażliwym, ale nie mazgajem? Odpowiedzialnym, ale nie wyrachowanym? Pracowitym, ale nie przepracowanym i nieobecnym?

 

Te pytania stają przed każdym mężczyzną. Jeśli znajdziesz na nie odpowiedź, będziesz mógł świadomie wędrować przez swoje życie i kreować je tak, jak tego pragniesz.

 

Mieć mistrza
Załóżmy następującą sytuację: jesteś uzdolniony sportowo, a twój trener dostrzega drzemiący w tobie potencjał. Abyś mógł osiągnąć maksimum swoich możliwości, musisz podjąć się dalszego trenowania. Masz do wyboru trenowanie w miejscowym klubie lub indywidualne treningi pod okiem światowej sławy piłkarza. Co byś wybrał?
Jestem przekonany, że chciałbyś uczyć się od mistrza. Podobnie rzecz ma się ze stawaniem się mężczyzną o walecznym sercu. Tego musimy uczyć się od Mistrza. Wiemy, kto jest Mistrzem – Jezus. Ale jak w praktyce mamy być Jego uczniami?

 

Zacząć trening
Nie możesz bezpiecznie jeździć autem, jeśli nie znasz przepisów ruchu drogowego. Podobnie nie możesz naśladować kogoś, kogo nie znasz! Dlatego właśnie najważniejsze w uczeniu się od Mistrza, jest poznanie, co
On ma nam do powiedzenia. A do tego masz pełny dostęp – czytając Jego słowo. Nie wiem, jak wygląda twoja Biblia, ale jeśli kartki nie są wytarte od częstego otwierania i wertowania, to może warto zadać sobie pytanie: Czy faktycznie mogę mówić, że jestem Jego uczniem? Kiedy już poznasz, jakiego mężczyznę On chce mieć w tobie, wtedy pozostaje już tylko codzienna walka, by takim się stawać: uczynnym, dobrym, wrażliwym, sprawiedliwym, uczciwym, przebaczającym, a kiedy trzeba stanowczym, zdecydowanym, gotowym na poświęcenie.

 

Wykorzystać potencjał
Bycie dobrym chłopakiem, narzeczonym czy mężem to za mało. Potrzeba mężczyzn, którzy są najlepszymi mężami. Takimi, którzy potrafią walczyć o swoje przekonania oraz prowadzić innych. Bóg nie chce, abyśmy byli przeciętni. Masz ogromny potencjał, a Bóg chce od ciebie czegoś więcej niż to, co sobą teraz reprezentujesz.
Jesteśmy w drodze. Nikt nie jest już u mety. Ani ja, ani ty. Wciąż musimy dążyć, nieustannie przeć naprzód. Bycie NIE-przeciętnym oznacza: walczyć o swoją czystość, angażować się w relacje miłości, być oddanym i gotowym na poświęcenia, szukać pojednania i wyciągać dłoń w geście przebaczenia, kształtować swój charakter i dyscyplinę.

 

Stworzyć drużynę
Bycie prawdziwym chrześcijańskim mężczyzną jest współcześnie bardzo trudne. Nie ulega wątpliwości, że w obecnych czasach wielu kłopotów przysparza poszukiwanie swojej męskiej tożsamości jako człowieka oddanego
swojej rodzinie i Bogu w bezinteresownej miłości. Jednak Bóg nie może zmienić swoich wymagań, nie może obniżyć poprzeczki, tylko dlatego, że nie jest lekko. Dlaczego? Ponieważ nas kocha i chce, abyśmy stawali się najlepsi, aby chrześcijańskie małżeństwa inspirowały innych, aby rodziny pełne były życzliwości, bezwarunkowej akceptacji i zrozumienia. Nie pozostajesz w tej wędrówce sam. Nie mów, że jesteś samotną wyspą, ponieważ wokół ciebie jest wielu mężczyzn, którzy mają to samo pragnienie, co ty: Żyć w pełni, być mężczyzną o walecznym sercu!
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,311,serce-wojownika.html

_______________________

Ona, On i komunikacja. Jak nie zatruć sobie życia?

Zasada komunikacji może brzmieć następująco: nie mówi się tego, co się mówi, ale to, co inni zrozumieli! Ten, kto odbiera przekaz, na podstawie swoich poprzednich doświadczeń, chwilowych uczuć i innych elementów osobistych i kulturowych dokonuje selekcji tego, co do niego dociera, przekształcając to na swój własny sposób, sprawiając, że to, co odczytane, staje się czymś wręcz nie do rozpoznania przez nadawcę.

 

Wszystko to dokonuje się w większości w sposób bezwiedny, tak że obydwaj rozmówcy mogliby przysiąc, że powiedzieli i zrozumieli “dobrze”, podczas gdy znajdują się w sytuacji najbardziej oczywistego nieporozumienia!
Style komunikacyjne mają decydujący wpływ na przyszłość związku. Można wyróżnić co najmniej trzy, wzbogacane później wszelkimi możliwymi odcieniami narzucanymi przez codzienne sytuacje.

 

Styl agresywny

 

Zazwyczaj osoby działające według tego modelu mają tendencję do postrzegania świata jako areny walki, w której silni triumfują nad słabymi. Uważają więc, że trzeba błyszczeć, zdobywać prestiż i uznanie, osiągnąć sukces za wszelką cenę. Taka osoba narzuca innym swoją wolę, traktując ich jak narzędzia.

Nie może jej nigdy zabraknąć w koalicji zwycięzców. Umie zachować zimną krew w każdej sytuacji, nie pozwala się zdominować przez emocje i afekty. Jej przekazy niewerbalne są bardzo charakterystyczne: gestykuluje, wskazuje innych palcem, uderza ręką w stół, trzaska drzwiami, rzuca różnymi przedmiotami. Często towarzyszy temu odpowiedni wyraz twarzy: taka osoba lubi patrzeć na innych z góry, z miną krytyczną i dawać sygnały dezaprobaty. Spojrzeniem przypomina inkwizytora: wpatruje się uporczywie, starając się wywołać u innych wrażenie skrępowania, zmusić ich do opuszczenia wzroku. Przemawia zimnym, oschłym tonem, często uciekając się do sarkazmu, a nawet krzyczy na innych.

Ponadto używa takich wyrażeń werbalnych jak: “Ja ci każę!”, “Ale dlaczego nie zrobisz tego, o co cię proszę…”, “Nie mówisz mi prawdy…”, “Wszyscy oprócz ciebie wiedzą, że…”, “Nie ma cię obchodzić co ja robię, wystarczy, że wykonujesz moje polecenia…”. Czasami też dodaje do tego wyrażenia obraźliwe.

Przekonania takiej osoby są jasne i ustalone raz na zawsze: “Nigdy się nie mylę”, “Mnie wolno to robić, tobie nie”, “Wszyscy powinni być tacy, jak ja”. Najczęściej okazuje takie uczucia jak gniew, wrogość, niecierpliwość, frustrację, (której nie waha się używać jako broni przed wszystkim i wszystkimi), pretensje. Uwielbia popisywać się, być zawsze w centrum zainteresowania. Pragnie być pierwsza i błyszczeć we wszystkim. Jest impulsywna, często reaguje gwałtownie, stwarzając niezręczne sytuacje i zmuszając innych, aby wstydzili się za nią. Nigdy nie przyznaje się do błędu, ani nie rezygnuje z raz obranego punktu widzenia.

Osoba taka próbuje manipulować, używać innych jako narzędzi. Jest zazwyczaj arogancka, despotyczna, chce sprawiać, aby wszystko kręciło się wokół niej, uwielbia obwiniać i karać innych, narusza prywatność innych osób, jest pewna siebie aż do przesady. Wydaje się, że jest kimś stworzonym tylko po to, aby “siedzieć innym na plecach”, aby ich krytykować. Jest zupełnie niezdolna do zrozumienia cudzego punktu widzenia. Mówi szybko, przerywa innym, zakrzykuje rozmówcę, stawia go nieustannie w kłopotliwej lub krępującej sytuacji. Uwielbia “monopolizować” rozmowę. Nie potrafi wysłuchać do końca, natychmiast formułuje uproszczenia i przylepia ludziom etykietki. Usiłuje narzucać wszystkim własne zdanie i mieć zawsze ostatnie słowo.

Krytykuje w sposób niekonstruktywny. Nadaje osobom postronnym pogardliwe przezwiska, nie zważając na zakłopotanie rozmówców. W razie konfliktu, natychmiast próbuje rozwiązać go na swoją korzyść, nie przejmując się nikim. Broni się przez atak. Odrzuca każdą argumentację, przyjmując często ton groźby, aby zastraszyć oponenta. Lubi konfrontację, gdyż wie, że tak czy inaczej, zawsze będzie górą.

W rzeczywistości owoce stosowania tego stylu są jednak wyłącznie negatywne. Osoba agresywna poświęca mnóstwo czasu i energii na utrzymywanie innych pod kontrolą i płaci za to wysoką cenę w formie gniewu, stresu, napięcia; również u innych wywołuje reakcje negatywne, a także negatywne skutki zdrowotne. W relacjach międzyosobowych oddala wszystkich od siebie, podsyca wrogość i wzajemną niechęć innych osób, rozbija grupy, stwarzając wokół siebie atmosferę, w której nie sposób oddychać. W małżeństwie zupełnie zatruwa drugiej osobie życie.

 

Styl pasywny

 

Ten, kto przyjmuje ten styl, odczuwa ogromną potrzebę uznania, akceptacji, docenienia, miłości. Aby to otrzymać jest gotów do przyjęcia “fałszywego siebie”, dostosowując się i przybierając postawę, jakiej oczekują inni. Rezygnuje z własnych praw, pragnień, nie mówi o swoich potrzebach, cenzuruje własne emocje. Często ocenia siebie niżej niżby należało, trzyma się z boku, izoluje się od innych…

Przekazy niewerbalne takiej osoby są oczywiste i pasują do całej osobowości: trzyma ręce blisko ciała, mówiąc zakrywa dłonią usta, nerwowo bawi się różnymi przedmiotami czy częściami ubrania lub pociera, na przykład, nos czy koniuszek ucha… Jej gesty są niespokojne, przytakuje z uniżoną miną… Jej sylwetka jest raczej przygarbiona, “zwinięta w sobie”. Często krzyżuje ręce, jakby broniąc się. Nie patrzy nikomu prosto w oczy, woli opuścić wzrok.
Rozmawia z pozycji podrzędnej; ton głosu jest cichy, słaby, nieśmiały; najczęściej zwraca się do innych w formie pytającej. Przeważnie używa takich wyrażeń werbalnych jak: “Tak, tak, oczywiście…”, “Zrobię, co w mojej mocy…”, “Bardzo by mi było miło, gdyby…”, “Czy przypadkiem nie ma pan nic przeciwko temu, żebym…”, “Nigdy bym się nie ośmielił…”, “Ależ skądże znowu…”, “Przepraszam, że przeszkadzam, ale…”, “Nie chciałbym ci zawracać głowy, ale…”.

Niekiedy ma swoje głęboko zakorzenione przeświadczenia, na przykład takie jak: “Nigdy nie należy mówić tego, co się myśli“, “Nigdy nie należy się odzywać, gdy cię nie pytają”) “Nie należy okazywać uczuć”, “Nigdy nie należy sprzeciwiać się innym, bo przyjdzie słono za to zapłacić”. Najgłębsze przekonanie, leżące u podstaw wszystkich innych, można streścić słowami: “Ja nigdy nie stoję na wysokości zadania, nic nie jestem wart”. Na poziomie emocjonalnym osoba ta jest prawie zawsze nieszczęśliwa: czuje się gorsza od innych, bezsilna, zdominowana, manipulowana. Często jest zalękniona, skrępowana, przygnębiona…

 

Zawsze kryje w sobie gniew i inne emocje. Nierzadko wydaje głośne westchnienia; gdy zostaje źle potraktowana, nie broni się, lecz żali; prosi o pozwolenie nawet wtedy, gdy nie jest to konieczne. Odczuwa nieustanną potrzebę opieki i liczy, że otrzyma ją, jeśli przyjmie postawę zależności, uniżoności, poddania. Ucieka przed ryzykiem i odpowiedzialnością. Wobec dwóch spierających się osób przyznaje rację obydwu; często doprowadza do braku zrozumienia z rozmówcą, gdyż nie wyraża się jasno. Zachowuje się ceremonialnie, nieśmiało, jest niepewna siebie, często się waha.

Od czasu do czasu, aby nie cierpieć, zbiera się na emocjonalną odwagę i zamraża swoją wrażliwość. Pozwala zawsze innym decydować za siebie i w ten sposób nigdy nie otrzymuje tego, czego pragnie. Przyjmuje z zażenowaniem komplementy ze strony przełożonych. Ze wszystkich sił stara się unikać konfliktów, gdyż bardzo się ich obawia – czuje się bezsilna, niezdolna do walki i do zwyciężania. Jej ulubioną rolą jest funkcja strażaka, który gasi u źródła każdą kontrowersję, każdą dyskusję.

Kiedy musi spotkać się z kimś w trudnej sprawie, nie potrafi zapanować nad niepokojem i czuje się, jakby zaraz miała umrzeć. Ponieważ zawsze stara się unikać sytuacji i osób, które postrzega jako niebezpieczne, gdy się na nie natknie i nie zdoła uciec, pogrąża się w głębokim lęku. Reasumując, woli ignorować, unikać, odkładać na później, odsuwać się na margines, nie angażować się po żadnej ze stron.

Rezultaty działania w takim stylu są opłakane: osoba pasywna rezygnuje z bycia sobą, pozwala zarzucić sobie na plecy ciężar całego świata i niejednokrotnie doprowadza się do rozmaitych problemów zdrowotnych: migreny, bólów kręgosłupa… Również inni ludzie nie czują się dobrze w jej obecności: początkowo odczuwają w stosunku do niej czułość i chronią ją, ale nieco później mają tendencję do wykorzystywania jej, co z kolei prowadzi do wyrzutów sumienia. W życiu małżeńskim taka osoba stwarza wrażenie chaosu i niejednoznaczności.

 

Styl asertywny

 

Osoba realizująca ten styl ma jasność co do swoich potrzeb i pragnień, manifestując je z prostotą i spontanicznością. Jest gotowa do pomocy i współpracy, łatwo potrafi postawić się w sytuacji kogoś innego, umie wyrazić krytykę, nikogo przy tym nie obrażając, zna reguły gry i uznaje je, szanując prawa innych osób.

Jej komunikaty niewerbalne są nacechowane otwartością i serdecznością. Jej twarz wyraża uwagę i zainteresowanie, spojrzenie jest rozumiejące i zachęcające. Jej najczęstsze wyrażenia werbalne to: “Możemy o tym porozmawiać”, “Mam zamiar…, co ty o tym sądzisz?”, “Jaki mamy wybór?”, “Przyznaję, że można też było postąpić inaczej w tej sytuacji”, lub też formułuje pytania typu: “Kto?”, “Gdzie?”, “Jak?”, “Kiedy?”, “Dlaczego?”.
Jej przeświadczenia są proste: najważniejszy jest szacunek dla samego siebie i dla innych, wiara w siebie i w innych. Wynika z tego wiele pozytywnych zachowań; osoba asertywna nie rezygnuje z góry, lecz wie czego chce i dąży do tego w sposób stanowczy i zdecydowany; jest realistyczna w swoich oczekiwaniach; umie zachować twarz także w najtrudniejszych momentach; umie cieszyć się z sukcesu, ale i podźwignąć się z porażki. Jest to osoba ufna, rozważna, odpowiedzialna, lojalna, poprawna, wyrozumiała, altruistyczna, otwarta, elastyczna, tolerancyjna, cierpliwa. Umie wybaczać, ma poczucie humoru i lubi żartować. W przypadku konfliktu jest gotowa do negocjacji, do szukania kompromisu, porozumienia i zgody. Nie daje się łatwo zniechęcić. Podejmuje inicjatywę, aby przezwyciężyć niechęć i nieporozumienia.

Jest to uważny i chłonny słuchacz: nie przerywa mówiącemu, umie czekać na swoją kolej, nie przeszkadza innym, obserwuje różne rodzaje zachowań, nie obdarzając ludzi z góry etykietkami ani nie wypowiadając ostatecznych sądów; umie odrzucić nierealistyczne wymogi. Zawsze bierze pod uwagę cudze uczucia i cudzy punkt widzenia. Jest to osoba, którą wszyscy chcieliby mieć w swojej grupie, gdyż potrafi nakręcić pozytywną spiralę: działanie, sukces, motywacja, i znów nowy pomysł, sukces, motywacja…

W ten sposób rozwija wiarę w siebie i obdarza nią innych członków grupy, tryska pozytywną energią, przekazuje dobre samopoczucie emocjonalne, sprawia, że każdy czuje się doceniony i zrozumiany, tworzy pozytywny klimat społeczny. W małżeństwie jest idealnym partnerem.

Style komunikacyjne mają decydujący wpływ na przyszłość związku. Najlepiej więc zacząć od przyjrzenia się samemu sobie, od poznania własnych, spontanicznych postaw, sposobów działania i interakcji, przygotowując się w ten sposób do nieustannej refleksji nad samym sobą i ciągłego dostosowywania się do zmieniających się reguł gry. Ideałem jest jak największe zbliżenie do stylu asertywnego, który w relacjach i komunikacji jest kartą wygrywającą.

 

Więcej w książce:  Bolesna miłość – Lucia Pelamatti

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,499,ona-on-i-komunikacja-jak-nie-zatruc-sobie-zycia.html

__________________________

Rodzina bez konfliktów? To nieporozumienie!

Posłaniec
MIŁOŚĆ, MIŁOSIERDZIE I POJEDNANIE – REKOLEKCJE WIELKOPOSTNE W ROKU MIŁOSIERDZIA

MIŁOŚĆ, MIŁOSIERDZIE I POJEDNANIE – REKOLEKCJE WIELKOPOSTNE W ROKU MIŁOSIERDZIA

Rekolekcje wielkopostne w KRAKOWIE w kościele św. Barbary, Mały Rynek 8: Miłość, miłosierdzie i pojednanie rozpoczną się w pierwszą niedzielę Wielkiego Postu, 14 II. W niedzielę spotykamy się o godz. 9:30, 11:00; 12:30; 16:00 i 18:00. Rekolekcje poprowadzi ks. Marek Dziewiecki, znany i ceniony rekolekcjonista, profesor Seminarium Duchownego w Radomiu. Spotkania rekolekcyjne będą także w poniedziałek i we wtorek, (15 i 16 II), o godz. 16.00, 18.00 i 20.00. Szczegółowe informacje o rekolekcjach można znaleźć na plakatach.

Zamyślenia WP

O autorze: Słowo Boże na dziś