Radość jest ściśle związana z miłością_Piątek, 4 marca 2016r_Św. Kazimierza, królewicza, święto

Pierwszy piątek miesiąca – początek nowenny przed ogólnopolskim aktem Uznania królowania Jezusa Chrystusa w naszej Ojczyźnie.

cefalu

4 marca 2016 r. – 4 listopada 2016 r.

_________________________________________________________________________________________________

Myśl dnia

Błąd uznać – krok do cnoty.

przysłowie polskie

 

Musisz mieć przenikliwy i uważny wzrok umysłu, aby rozpoznawać tych, którzy przychodzą.

Gdy zaś rozpoznasz ich, trzeba natychmiast zmiażdżyć głowę węża przez przeciwstawianie się złu.

Ojciec Pustyni

 

Lenistwo jest pierwszym krokiem do śmierci duchowej.

Efrem Syryjczyk

 

 Oddać życie to zapomnieć o sobie. To stopniowe, kawałek po kawałku oddawanie swego czasu,
gdy ktoś potrzebuje pomocy, a ty masz akurat przerwę na kawę. To trwanie przy sparaliżowanej żonie,
wspieranie męża, który wychodzi z nałogu, to rozmowa z dzieckiem, kiedy cię potrzebuje,
choć gra twoja ulubiona drużyna…. Mówisz: nie mam siły tak kochać. Nie potrafię.
Modlitwa w drodze
d1663394295
Chryste, Krzewie Winny, z którego wyrastają święci niczym latorośle przynoszące owoc obfity, pragnę trwać w Tobie, abym żył miłością, czynił wciąż dobro i osiągnął pełną radość w Ojcu.

Niech będzie uwielbiony Bóg w swoich Aniołach i w swoich Świętych, i w naszym codziennym życiu.

A to znaczy: niech Jezus mocą Ducha Świętego spełnia w moim życiu Jego Słowo.

_________________________________________________________________________________________________

Słowo Boże

_________________________________________________________________________________________________

Św. Kazimierza

2,17 / 11,07

Przykazanie miłości objawione przez Boga w Starym Przymierzu rozbrzmiewa z nową mocą w Jezusie Chrystusie. Wsłuchaj się w słowa Ewangelii.

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Jana
J 15, 9-17

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Trwajcie w miłości mojej. Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna. To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał, aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali».Jezus kocha cię miłością Ojca i do takiej relacji miłości cię zaprasza. On chce, byś, czując się kochanym, dzielił się tą miłością z innymi. Byś kochał jak On – oddając swoje życie. „To jest Moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem”. Popatrz na krzyż.  Rozumiesz Go ?

Oddać życie to zapomnieć o sobie. To stopniowe, kawałek po kawałku oddawanie swego czasu, gdy ktoś potrzebuje pomocy, a ty masz akurat przerwę na kawę. To trwanie przy sparaliżowanej żonie, wspieranie męża, który wychodzi z nałogu, to rozmowa z dzieckiem, kiedy cię potrzebuje, choć gra twoja ulubiona drużyna…. Mówisz: nie mam siły tak kochać. Nie potrafię.

Jezus nazywa cię Swoim przyjacielem. Jest zawsze z tobą, pomaga. Dał ci przykazania – każde z nich chroni jakiegoś dobra w twoim życiu. Działa z mocą w sakramentach. Spójrz na obraz Bożego Miłosierdzia. Z przebitego serca Jezusa wychodzą dwa promienie. Woda to spowiedź, krew to Komunia święta. To źródło twojej siły. Modlitwa, adoracja… Czy chcesz trwać w tej Miłości?

Pomódl się ze św. Siostrą Faustyną: „Pragnę się (cała) przemienić w miłosierdzie Twoje i być żywym odbiciem Ciebie, o Panie; niech ten największy przymiot Boga, to jest niezgłębione miłosierdzie Jego, przejdzie przez serce i duszę moją do bliźnich” (Dz. 163).

http://modlitwawdrodze.pl/home/

______________________________

 

ŚW. KAZIMIERZA KRÓLEWICZA – ŚWIĘTO

W archidiecezji białostockiej, diecezjach łomżyńskiej i drohiczyńskiej uroczystość głównego patrona diecezji (dwa czytania). W pozostałych diecezjach święto (jedno czytanie).

0403-kazimierz
PIERWSZE CZYTANIE (Syr 51,13-20)

Szukanie prawdziwej mądrości

Czytanie z Księgi Syracydesa.

Będąc jeszcze młodym, zanim zacząłem podróżować, szukałem jawnie mądrości w modlitwie. U bram świątyni prosiłem o nią i aż do końca szukać jej będę.
Z powodu jej kwiatów, jakby dojrzewającego winogrona, serce me się w niej rozradowało, noga moja wstąpiła na prostą drogę, od młodości mojej idę jej śladami. Nakłoniłem tylko trochę ucha mego, a już ją otrzymałem i znalazłem dla siebie rozległą wiedzę.
Postąpiłem w niej, a Temu, który dał mi mądrość, chcę oddać cześć. Postanowiłem- bowiem wprowadzić ją w czyn, zapłonąłem gorliwością o dobro i nie doznałem wstydu.
Dusza moja walczyła o nią i z całą starannością usiłowałem zachować Prawo. Ręce wyciągałem w górę, a błędy przeciwko niej opłakiwałem.
Skierowałem ku niej moją duszę i znalazłem ją dzięki czystości. Z nią od początku zyskałem rozum, dlatego nie będę opuszczony.
Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 16,1-2a i 5.7-8.11)

Refren: Pan mym dziedzictwem, moim przeznaczeniem.

Zachowaj mnie, Boże, bo chronię się do Ciebie, *
mówię do Pana: „Tyś jest Panem moim”.
Pan moim dziedzictwem i przeznaczeniem, *
to On mój los zabezpiecza.

Błogosławię Pana, który dał mi rozsądek, *
bo serce napomina mnie nawet nocą.
Zawsze stawiam sobie Pana przed oczy, *
On jest po mojej prawicy, nic mnie nie zachwieje.

Ty ścieżkę życia mi ukażesz, *
pełnię Twojej radości
i wieczną rozkosz *
po Twojej prawicy.

DRUGIE CZYTANIE (Flp 3,8-14)

Nieustanne dążenie do doskonałości

Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Filipian.

Bracia:
Wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego.
Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim, nie mając mojej sprawiedliwości, pochodzącej z Prawa, lecz Bożą sprawiedliwość, otrzymaną przez wiarę w Chrystusa, sprawiedliwość pochodzącą od Boga, opartą na wierze, przez poznanie Jego: zarówno mocy zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach, w nadziei, że upodabniając się do Jego śmierci, dojdę jakoś do pełnego powstania z martwych.
Nie mówię, że już to osiągnąłem i już się stałem doskonałym, lecz pędzę, abym też to zdobył, bo i sam zostałem zdobyty przez Chrystusa Jezusa.
Bracia, ja nie sądzę o sobie samym, że już zdobyłem, ale to jedno czynię: zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie.
Oto słowo Boże.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (J 15,16)

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem,
abyście szli i owoc przynosili.

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

EWANGELIA (J 15,9-17)

Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem

Słowa Ewangelii według świętego Jana.

Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Trwajcie w miłości mojej. Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna.
To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy kto życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję.
Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili i by owoc wasz trwał, aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali”.

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

Trwać w Bogu

Radość jest ściśle związana z miłością. Bez niej nie można tak naprawdę się radować. Jezus w mowie pożegnalnej – a więc przed swoją męką i śmiercią, czyli wydarzeniami, które ze swej natury przynoszą smutek – wskazuje drogę do pełnej radości. Jest to przykazanie wzajemnej miłości. Wzywa swych uczniów, aby w niej trwali. Możliwy jest też przekład: mieszkali albo przebywali. Miłość jest zatem swoistą komnatą, która jednoczy uczniów z Jezusem. Tam stają się oni Jego przyjaciółmi. Drogę do tego doskonałego trwania wskazuje Jezus, bo On sam także przebywa w Ojcu. Miłość pozwala więc trwać w Bogu. W tym tkwi istota świętości, która daje prawdziwe szczęście. Radość jest odpowiedzią na miłość Boga.

Chryste, Krzewie Winny, z którego wyrastają święci niczym latorośle przynoszące owoc obfity, pragnę trwać w Tobie, abym żył miłością, czynił wciąż dobro i osiągnął pełną radość w Ojcu.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2016”

  1. Mariusz Szmajdziński
    Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

_________________________________

#Ewangelia: jak nas kocha Bóg

Jezus powiedział do swoich uczniów: “Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Trwajcie w miłości mojej. Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna.

 

To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję.

 

Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili i by owoc wasz trwał, aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali”.

 

Rozważanie do Ewangelii

 

Czy można wyobrazić sobie miłość Boga Ojca do Syna Bożego? To jest coś, co przewyższa wszelkie ludzkie wyobrażenia! A taką właśnie miłością Jezus pokochał nas. Dlatego nazywa nas przyjaciółmi, nie sługami, i dzieli się z nami tym, co usłyszał od Ojca. Z tego też powodu wybrał nas i przeznaczył na to, abyśmy przynosili trwały owoc.

 

A co my na to? Czy odpowiemy przyjaźnią na przyjaźń Jezusa do nas? Czy damy się wybrać przez Niego? Być przyjacielem Boga – czy to nie cudowne? Czy może się przytrafić człowiekowi coś wspanialszego? Pomyślmy o tym. Warto zadać sobie te pytania i lepiej się zastanowić, zanim znów odrzucimy przyjaźń Boga przez grzech. Ale pamiętajmy: przyjaźń z Bogiem nie ma nas skrępować. Ona ma nam nadać nową jakość, którą jest świętość, czyli podobieństwo do Boga.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2791,ewangelia-jak-nas-kocha-bog.html

_______________________________

Św. Ignacy Antiocheński (? – ok. 110), biskup i męczennik
List do Rzymian, 4-8

„Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich.”
 

Piszę do wszystkich Kościołów i ogłaszam wszystkim, iż chętnie umrę dla Boga, jeśli mi w tym nie przeszkodzicie. Proszę was, wstrzymajcie się od niewczesnej życzliwości. Pozwólcie mi się stać pożywieniem dla dzikich zwierząt, dzięki którym dojdę do Boga. Jestem Bożą pszenicą. Zostanę starty zębami dzikich zwierząt, aby się stać czystym chlebem Chrystusa.

Na nic mi się zdadzą ziemskie przyjemności i królestwa świata. Lepiej mi umrzeć w Chrystusie, niż panować nad całą ziemią. Szukam Tego, który za nas umarł; pragnę Tego, który dla nas zmartwychwstał. Bliskie jest moje narodzenie. Wybaczcie mi, bracia! Nie wzbraniajcie narodzić się do życia… Pozwólcie chłonąć światło nieskalane. Gdy je osiągnę, będę pełnym człowiekiem. Pozwólcie mi naśladować mękę mego Boga.

Moje upodobania zostały ukrzyżowane i nie ma już we mnie pożądania ziemskiego. Jedynie woda żywa przemawia do mnie z głębi serca i mówi: Pójdź do Ojca. Nie cieszy mnie zniszczalny pokarm ani przyjemności świata. Pragnę Bożego chleba, którym jest Ciało Jezusa Chrystusa z rodu Dawida, i napoju, którym jest Jego Krew – miłość niezniszczalna. Módlcie się o to bym zwyciężył.

_____________________________

Homilia

Świętego Kazimierza, królewicza

 

Co mają nam do powiedzenia Święci?

 

   Czytam krótką notkę o dzisiejszym Patronie, św. Kazimierzu królewiczu. Czym on do mnie przemawia? Tym, że był z rodu królewskiego” – jego szczęście, ja nie pochodzę z rodu królewskiego; odznaczał się wybitnymi zdolnościami – to nie jego zasługa, to otrzymał od Boga; odznaczał się silną wolą i szlachetnym charakterem – to też są dary wrodzone. Jakkolwiek już tutaj interesuje mnie tymi cechami, bo niewątpliwie – bądąc głęboko wierzącym – umożliwiał łasce Bożej, aby umacniała i uszlachetniała jego wrodzone dary.

Jest istotne dla mnie to czego dokonała w nim Łaska wiary; Cieszy mnie ta jego współpraca z łaską wiary, która przyniosła Kazimierzowi już w młodym wieku cechę roztropności, duże poczucie sprawiedliwości, pobożność i gorliwą cześć Matki Najświętszej. Na dworze królewskim nie było mu łatwo rozwijać te właśnie cnoty. Niewątpliwie miłość do ubogich jest też tą rzeczą, która porusza mnie w życiu św. Kazimierza. Rozumiem to tak, że nie kochał tylko słowem, pocieszając ubogich, ale czynem, skoro nazwany został ojcem ubogich. Czyli jego wiara nie była martwa. Nie obnosił jej tylko po kaplicy dworskiej czy korytarzach dworu, ale praktykował ją w życiu realnym, gdzie w ubogich dostrzegał cierpiącego Chrystusa i udzielał im pomocy.

Świętość to owoc przyzwolenia danego przez chrześcijanina Jezusowi, aby mocą Ducha Świętego spełniał w nim Nowe Przymierze miłości. W nawiązaniu do Słowa, które Kościół głosi nam na dzisiejsze święto widzę spełnione Słowo Boże w życiu Św. Kazimierza. Chociażby to:Wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim…”.

Podobnie Słowo z Ewangelii mówiące o głębokiej i owocującej relacji Jezusa z uczniami: “Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał…”

 

I z Księgi Syracydesa: “Będąc jeszcze młodym, zanim zacząłem podróżować, szukałem jawnie mądrości w modlitwie… Z powodu jej kwiatów, jakby dojrzewającego winogrona, serce me w niej się rozradowało, noga moja wstąpiła na prostą drogę, od młodości mojej idę jej śladami. Nakłoniłem tylko trochę ucha mego, a już ją otrzymałem i znalazłem dla siebie rozległą wiedzę. Postąpiłem w niej, a Temu, który dał mi mądrość, chcę oddać cześć. Postanowiłem bowiem wprowadzić ją w czyn, zapłonąłem gorliwością o dobro i nie doznałem wstydu”.

 

Niech będzie uwielbiony Bóg w swoich Aniołach i w swoich Świętych, i w naszym codziennym życiu. A to znaczy: niech Jezus mocą Ducha Świętego spełnia w moim życiu Jego Słowo.

ks. Antoni Skałba MS(Olsztyn)

Księża Misjonarze Saletyni 
Centrum Pojednania “La Salette” 
38-220 Dębowiec 55 
tel.: +48 13 441 31 90 | +48 797 907 287 
www.centrum.saletyni.pl | centrum@saletyni.pl 

 

___________________________________

____________________________________

Mądrość modlitwy (4 marca 2016)

madrosc-modlitwy-komentarz-liturgiczny

Jezus powiedział do swoich uczniów:

«Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Trwajcie w miłości mojej. Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna.

To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję.

Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał, aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali» (Z rozdz. 15 Ewangelii wg św. Jana)

 

Pierwsze czytanie mówi o młodym człowieku, który poszukuje mądrości. Autor wyznaje, że znalazł ją w modlitwie – głębokiej więzi z Bogiem. Mamy dwa paradoksy: młodego mędrca i mądrość modlitwy. Nie jesteśmy może skłonni przyznawać młodym ludziom zbyt wielkiej mądrości i czasami na ich wybory życiowe patrzymy sceptycznie. Tymczasem w każdym człowieku tli się pragnienie mądrości, takiej życiowej, bo każdy chce przez ten świat przejść owocnie i dobrze. Pytanie, gdzie takiej mądrości szukać? Święty Kazimierz znalazł ją w modlitwie – istotnie, jedynie w relacji z Bogiem, możemy zobaczyć, jak nasze życie powinno wyglądać i modlitwa da nam siłę, aby za Bogiem pójść i odrzucić zło. Jezus w Ewangelii nazywa Apostołów przyjaciółmi. My też mamy być przyjaciółmi Jezusa. Najgłębszą przyjaźń nawiążemy z Nim wtedy, gdy codziennie na modlitwie będziemy słuchać Jego głosu.

Dzisiejsze czytania liturgiczne: Syr 51, 13-20; J 15, 9-17

Szymon Hiżycki OSB | Pomiędzy grzechem a myślą

 http://ps-po.pl/2016/03/03/madrosc-modlitwy-4-marca-2016/
________________________________

 

_________________________________________________________________________________________________

Świętych Obcowanie

_________________________________________________________________________________________________

4 marca
Święty Kazimierz, królewicz

 

Zobacz także:

 

Święty Kazimierz

Kazimierz urodził się 3 października 1458 r. w Krakowie na Wawelu. Był drugim z kolei spośród sześciu synów Kazimierza Jagiellończyka. Jego matką była Elżbieta, córka cesarza Niemiec, Albrechta II. Pod jej opieką Kazimierz pozostawał do dziewiątego roku życia. W 1467 r. król powołał na pierwszego wychowawcę i nauczyciela swoich synów księdza Jana Długosza, kanonika krakowskiego, który aż do XIX w. był najwybitniejszym historykiem Polski. “Był młodzieńcem szlachetnym, rzadkich zdolności i godnego pamięci rozumu” – zapisał Długosz o Kazimierzu. W 1475 r. do grona nauczycieli synów królewskich dołączył znany humanista, Kallimach (Filip Buonacorsi). Król bowiem chciał, by jego synowie otrzymali wszechstronne wykształcenie. Ochmistrz królewski zaprawiał ich również w sztuce wojennej.
W 1471 r. brat Kazimierza, Władysław, został koronowany na króla czeskiego. W tym samym czasie na Węgrzech wybuchł bunt przeciwko tamtejszemu królowi Marcinowi Korwinowi. Na tron zaproszono Kazimierza. Jego ojciec chętnie przystał na tę propozycję. Kazimierz wyruszył razem z 12 tysiącami wojska, by poprzeć zbuntowanych magnatów. Ci jednak ostatecznie wycofali swe poparcie i Kazimierz wrócił do Polski bez korony węgierskiej. Ten zawód dał mu wiele do myślenia.
Po powrocie do kraju królewicz nie przestał interesować się sprawami publicznymi, wręcz przeciwnie, został prawą ręką ojca, który upatrywał w nim swego następcę i wciągał go powoli do współrządzenia. Podczas dwuletniego pobytu ojca na Litwie Kazimierz jako namiestnik rządził w Koronie. Obowiązki państwowe umiał pogodzić z bogatym życiem duchowym. Wezwany przez ojca w 1483 r. do Wilna, umarł w drodze z powodu trapiącej go gruźlicy. Na wieść o pogorszeniu się zdrowia Kazimierza, król przybył do Grodna. Właśnie tam, “opowiedziawszy dzień śmierci swej tym, którzy mu w niemocy służyli […], ducha Panu Bogu poleciwszy wypuścił 4 dnia marca R.P. 1484, lat mając 26” – napisał ks. Piotr Skarga. Pochowano go w katedrze wileńskiej, w kaplicy Najświętszej Maryi Panny, która od tej pory stała się miejscem pielgrzymek. W 1518 król Zygmunt I Stary, rodzony brat Kazimierza, wysłał przez prymasa do Rzymu prośbę o kanonizację królewicza. Leon X na początku 1520 r. wysłał w tej sprawie do Polski swojego legata. Ten, ujęty kultem, jaki tu zastał, sam ułożył ku czci Kazimierza łaciński hymn i napisał jego żywot. Na podstawie zeznań legata Leon X w 1521 r. wydał bullę kanonizacyjną i wręczył ją przebywającemu wówczas w Rzymie biskupowi płockiemu, Erazmowi Ciołkowi. Ten jednak zmarł jeszcze we Włoszech i wszystkie jego dokumenty w 1522 r. zaginęły. Król Zygmunt III wznowił więc starania, uwieńczone nową bullą wydaną przez Klemensa VIII 7 listopada 1602 r. w oparciu o poprzedni dokument Leona X, którego kopia zachowała się w watykańskim archiwum.
Święty Kazimierz Kiedy w 1602 r. z okazji kanonizacji otwarto grób Kazimierza, jego ciało znaleziono nienaruszone mimo bardzo dużej wilgotności grobowca. Przy głowie Kazimierza zachował się tekst hymnu ku czci Maryi Omni die dic Mariæ (Dnia każdego sław Maryję), którego autorstwo przypisuje się św. Bernardowi (+ 1153). Wydaje się prawdopodobne, że Kazimierz złożył ślub dozgonnej czystości. Miał też odrzucić proponowane mu zaszczytne małżeństwo z córką cesarza niemieckiego, Fryderyka III.
Uroczystości kanonizacyjne odbyły się w 1604 r. w katedrze wileńskiej. W 1636 r. przeniesiono uroczyście relikwie Kazimierza do nowej kaplicy, ufundowanej przez Zygmunta III i Władysława IV. W 1953 r. przeniesiono je z katedry wileńskiej do kościoła świętych Piotra i Pawła. Obecnie czczony jest ponownie w katedrze.
Św. Kazimierz jest jednym z najbardziej popularnych polskich świętych. Jest także głównym patronem Litwy. W diecezji wileńskiej do dziś zachował się zwyczaj, że w dniu św. Kazimierza sprzedaje się obwarzanki, pierniki i palmy; niegdyś sprzedawano także lecznicze zioła (odpustowy jarmark zwany Kaziukami). W 1948 r. w Rzymie powstało Kolegium Litewskie pod wezwaniem św. Kazimierza. W tym samym roku Pius XII ogłosił św. Kazimierza głównym patronem młodzieży litewskiej. W 1960 r. Kawalerowie Maltańscy obrali św. Kazimierza za swojego głównego patrona; otrzymali wówczas część relikwii Świętego.

Święty Kazimierz

W ikonografii atrybutem Świętego jest mitra książęca. Przedstawiany także ze zwojem w dłoni, na którym są słowa łacińskiego hymnu Omni die dic Mariæ – ku czci Matki Bożej, do której św. Kazimierz miał wielkie nabożeństwo. Często przedstawia się go w stroju książęcym z lilią w ręku lub klęczącego nocą przed drzwiami katedry – dla podkreślenia jego gorącego nabożeństwa do Najświętszego Sakramentu.

Ponadto dziś także w Martyrologium:

W Rzymie – św. Lucjusza I, papieża. Cesarz Gallus skazał go na wygnanie, z którego jednak rychło wrócił. W sprawie tzw. lapsi opowiadał się za rozwiązaniem łagodniejszym. Zmarł w roku 254.

W Chambery, w Sabaudii – bł. Humberta III, hrabiego. Wzrastał pod urokiem bł. Amadeusza, biskupa Lozanny. Wielce wspomagał klasztory. Gdy po raz wtóry owdowiał, schronił się do jednego z nich, ale panowie sabaudzcy przymusili go do powrotu i poślubienia trzeciej małżonki, która mu wreszcie dała syna i następcę. Zmarł w roku 1189.

oraz:

świętych biskupów i męczenników: Bazylego, Eugeniusza, Agathodora, Elpidiusza, Kapitona, Efrema, Nestora i Arkadiusza (+ ok. 300); św. Kajusa, męczennika (+ 260); bł. Placydy Viel, zakonnicy (+ 1877)

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/03-04a.php3

____________________________

ŚWIĘTY KAZIMIERZ
PATRON POLSKI I LITWY

 

Znany z dobroczynności, surowego trybu życia oraz głębokiej pobożności eucharystycznej i maryjnej św. Kazimierz (ur. 3 października 1458 – zm. 4 marca 1484) jest orędownikiem i patronem tych, którzy podejmują służbę publiczną w państwie.

Urodzony w 1458 roku w Krakowie drugi syn Kazimierza Jagiellończyka łączył życie religijne, wręcz kontemplacyjne, z działalnością polityczną. Stawiany jest jako wzór konsekwencji w realizowaniu postanowień oraz miłosierdzia wobec potrzebujących i cierpiących. Mówił bowiem o sobie, że “królewicz nie może nic przystojniejszego czynić, jak w ubogich służyć samemu Chrystusowi”.

Jego relikwie spoczywają w wileńskiej katedrze, a uroczystość ku jego czci obchodzona jest na Litwie jako święto państwowe.

 

 

ŚWIĘTY KAZIMIERZ

 

Młody królewicz miał w Krakowie wybitnych wychowawców: św. Jana Kantego, Jana Długosza i Filipa Kallimacha. Wiele czasu poświęcał na modlitwę. Chętnie przebywał wśród ubogich dzieląc się swoimi dobrami. Powszechnie podziwiano jego mądrość i dojrzałość. Jan Długosz napisał o nim, że “był młodzieńcem szlachetnym, rzadkich zdolności, godnego pamięci rozumu”.

W wieku 13 lat wyruszył na Węgry, by przyjąć tamtejszą koronę królewską. Wyprawa jednak zakończyła się niepowodzeniem i powrotem królewicza do kraju. W latach 1481-1483, podczas pobytu króla na Litwie, Kazimierz jako namiestnik rządził Królestwem Polskim. Już wtedy odznaczał się sprawiedliwością i troską o ubogich, dbał także o bezpieczeństwo zewnętrzne i wewnętrzne kraju. Natomiast na Litwie zyskał sobie wśród ludności wdzięczność i popularność za troskę o potrzeby mieszkańców, zwłaszcza biednych i pokrzywdzonych. Jego życie duchowe rozwijało się pod wpływem duchowości franciszkańskiej akcentującej ascezę, ale specyfiką pobożności św. Kazimierza była wielogodzinna adoracja Najświętszego Sakramentu i kontemplacja męki i śmierci Jezusa Chrystusa.

Naśladowanie Chrystusa uznawał za najważniejszą sprawę swojego życia. Miłość bliźniego pojmował w duchu św. Franciszka jako ofiarną służbę. Praktykował też liczne formy ascezy, jak noszenie włosiennicy i skromnego stroju, spanie na podłodze i długie posty, unikał rozrywek i wypoczynku, gardził stanowiskami i zaszczytami. Mimo to, łącząc z życiem kontemplacyjnym działalność polityczną, brał udział w różnych zjazdach i naradach, towarzysząc ojcu w ważnych sprawach państwowych. Tym samym sposobił się do objęcia władzy w Rzeczypospolitej. Jednak jego przygotowanie do przejęcia rządów w Polsce przerwała śmiertelna choroba. Św. Kazimierz zmarł w Grodnie 4 marca 1484 roku, mając zaledwie 26 lat.


 

KATEDRA WILEŃSKA

 

Pochowany został w katedrze wileńskiej. Szybko odbył się jego proces kanonizacyjny i już w 1521 roku papież Leon X wydał bullę kanonizacyjną, która jednak zaginęła. Dopiero w 1602 roku Klemens VIII wydał nowy dokument kanonizacyjny. Św. Kazimierz jest patronem Polski i Litwy, a od 1690 roku także Zakonu Kawalerów Maltańskich.

Po odzyskaniu przez Litwę niepodległości w 1991 roku uroczystościom ku czci św. Kazimierza nadano rangę święta państwowego. Corocznie w jego święto w Wilnie organizowane są odpusty i jarmarki zwane kaziukami.

 

Anna Wojtas

 

http://lwow.wilno.w.interiowo.pl/wilno11.htm

_____________________________

Wychowanek Długosza

LEON WYCZÓŁKOWSKI

“Królewicz Kazimierz i Długosz”,
olej na płótnie, 1873, Kolekcja prywatna

Powiększenie Ostre światło pada na twarz młodzieńca, który zasnął oparty o kamień. Ludzie z jego otoczenia wydają się bardzo zaniepokojeni. Czy przypadkiem nie zasłabł? Jego zdrowie jest przecież tak wątłe…

Gdyby nie tytuł obrazu, mielibyśmy poważne trudności z rozpoznaniem śpiącego młodzieńca. Królewicz Kazimierz Jagiellończyk był kiedyś bardzo czczony jako patron Rzeczypospolitej Obojga Narodów, dziś jednak nieco o nim zapomniano. Scena, którą widzimy, jest ilustracją opowieści z popularnych żywotów świętych. Kazimierz często sam w nocy szedł pod drzwi kościoła, bo nie mógł się doczekać ich otwarcia. Zdarzało się, że dworzanie znajdowali go śpiącego przed wejściem. Wyczółkowski umieścił tę scenę przed katedrą wileńską, w której święty wielokrotnie się modlił, a w 1484r. został pochowany. W tej samej katedrze w 1604r. odbyły się jego uroczystości kanonizacyjne.

Królewicz Kazimierz był drugim z sześciu synów króla Kazimierza Jagiellończyka. Żył tylko 26 lat, zmarł na gruźlicę. Już za życia wiele mówiło się o jego pobożności i ascetycznych praktykach. Gdy przed kanonizacją ekshumowano jego ciało, znaleziono koło głowy pergamin z wypisanym jego ulubionym hymnem ku czci Najświętszej Maryi Panny: “Dnia każdego sław Maryję”.

Jedna z otaczających królewicza postaci nie jest anonimowa. Z prawej strony klęczy Jan Długosz, twórca sławnej kroniki Królestwa Polskiego. Był on wychowawcą synów Kazimierza Jagiellończyka. O swoim kanonizowanym później wychowanku napisał kiedyś: “był młodzieńcem szlachetnym, rzadkich zdolności i godnego pamięci rozumu”.

“Królewicz Kazimierz i Długosz” był pierwszym obrazem Leona Wyczółkowskiego wystawianym w warszawskiej Zachęcie.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 8 – 27 lutego 2011r.

 

 

_________________________________________________________________________________________________

Droga Krzyżowa

_________________________________________________________________________________________________

Zachęcamy do udziału w nabożeństwie Drogi Krzyżowej. Można w ten sposób uzyskać odpust zupełny.

Droga krzyżowa wg widzeń bł. Anny Katarzyny Emmerich (fragmenty – są to Słowa Jezusa bezpośrednio do niej skierowane)

 Anna_Katharina_Emmerick_Saint_Visionary

Stacja I.

Jezus skazany na śmierć

Pan Jezus na śmierć skazany. Wydałem się w ręce ludzi, którzy postąpili ze Mną wedle swej woli. Uczyniłem to z miłości. Teraz wydaję się w Eucharystii i znowu ludzie postępują ze Mną jak chcą. Czynię to z miłości, aż do końca, aż do końca czasów. Macie swobodny wybór chcieć lub nie chcieć Mnie. A Ja trwam w postawie „stojącej”, to znaczy, że liczę się z tym, że zostanę przepędzony. Czekam na waszą decyzję. Serce Moje niespokojne czeka, pragnąc waszego wyboru. Nieraz ludzie nie chcą nawet żebym czekał. Mówią Mi: – Nigdy do mnie nie wejdziesz… jak gdybym był złoczyńcą. Skazany na śmierć, na taką śmierć! Wiesz co to jest? Będziecie sądzeni z miłości. Jak bardzo potrzeba Mi pocieszenia… Pocieszaj Mnie. Zapomnę o niewdzięcznych. Macie nade Mną władzę, która zadziwiłaby was, gdybyście ją znali. Jakże wy nie znacie potęgi Waszego Boga.

Stacja II.

Jezus bierz na swoje ramiona krzyż

II

Pan Jezus bierze Krzyż na Swe ramiona. Twoje grzechy – biorę je na Siebie. Z jaką radością wewnętrzną uścisnąłem Mój Krzyż, gdy Mi Go przyniesiono. Czy ty wiesz, co to znaczyło dla Mnie? Jestem Tym, który miłuje najwięcej. Dostrzegaj Mnie w bliźnich. Ćwicz się w tym, by zwracać się do bliźniego, jak ktoś mało znaczący. Czy umieszczasz Mnie w twoim pochodzie jako Światło Przewodnie? Tak wielu używa wszystkich swoich sił, aby się ode Mnie uwolnić, wynajdują preteksty, aby dobrodziejstwa, które im zsyłam, przypisać przypadkowi. Swój Krzyż na każdy dzień podejmuj podobnie jak Ja przyjąłem Swój – z wielką miłością. Dojdź powoli do tego, by cierpienie pokochać – właśnie cierpienie zbliża do Mnie. Każdy chrześcijanin w stanie łaski jest drugim Chrystusem. Postępujcie ze Mną, jak z kimś najbliższym, który nie tylko wybacza winy – które mu się powierza, lecz który jeszcze bierze je na Siebie, aby dla nich uzyskać przebaczenie Ojca. Moja potęga zbawcza jest nieskończona.

Stacja III.

Jezus po raz pierwszy upada

III

Pierwszy upadek Pana Jezusa. Liczone są możliwości postępu – nawet przez upadki. Wołaj mocno, gdy upadniesz. Wierz w Moją miłość. Przyzywaj Mnie. Czyż nie chwyciłem Piotra, gdy tonął w falach? Gdyby wiedziano, jak bardzo pragnę, by przychodzono do Mnie z prostotą i odrobiną serdeczności. Na ziemi potrzebuję wszystkich Moich dusz. Potrzebowałem twego przyjścia na świat jako nowego serca do kochania Mnie. O wy, którzy jesteście Moimi bardziej wrażliwymi przyjaciółmi, przychodźcie zaspokoić Mój głód posiadania was.

Stacja IV.

Jezus spotyka Swoją Matkę

IV

Pan Jezus spotyka Matkę Swoją. Moja Matka pozostawiła wszędzie, gdzie była, wymowny ślad świętości. Miłość nie dopuszcza rozłąki. Szukam ofiar, które by chciały przyłączyć się do Mojej. Czy miłujesz Mnie? Czy miłujesz Mnie więcej niż inni? Nabierzcie odwagi, by cierpieć. Są dusze, które nie mogą już żyć bez cierpienia. Jakkolwiek kocham was niezmiernie, z jakąż osobliwą miłością spoglądam na te dzieci, które cierpią… Spojrzenie Moje jest czulsze i tkliwsze od spojrzenia Matki. Czy to nie Ja stworzyłem serce Matki?

Stacja V.

Szymon z Cyreny pomaga nieść krzyż Jezusowi

V

Pomoc Cyrenejczyka. Wasza miłość, jak Ja jej szukam w waszych dziełach. Pomyśl o tym, by dojść do pokochania upokorzeń. Wymagam tak mało, tak łatwo można Mnie zaspokoić. Łącz twoje czyny z Moimi. Gdy będziesz jedno ze Mną, siła twoja będzie nadludzka. Pokaż swoim życiem, że na ziemi się nie wypoczywa. Wspólnie przeszliśmy lata. We dwoje dokonamy pięknych rzeczy. To przez ciebie zwracam się do tej lub innej duszy, aby ją pokrzepić, albo ją zachęcić, aby się zbliżyła. Widzisz, nic nie zapali się bez zetknięcia. Zbliż się do Mnie. Złącz się ze Mną, by stać się jednym. Proś za tych, którzy się boją. Dusza zapala się od duszy, jak świeca od świecy. Żyj odtąd myślą, że twój najdroższy Przyjaciel jest stale przy tobie, a wpływ twój będzie dziesięciokrotnie pomnożony. Gdy widzę was cierpiących dla Mnie, zbieram każde z waszych cierpień z wielką miłością.

Stacja VI.

Weronika ociera twarz Jezusowi

VI

Pomoc Weroniki. Przyłącz się do Moich owieczek. Zbliż się do Mnie. Złącz się ze Mną. Nie zapalisz ognia bez dotknięcia. Jak miła Mi jest wasza skwapliwość z jaką do Mnie przychodzicie. Zostanie ona szczególnie wynagrodzona. Zabiegaj gorliwie o swe oczyszczenie w Sakramencie Pokuty. Zbieraj Krew płynącą po cierniach i obmywaj Nią świat. Z tego co wkładam w twoje ręce – dawaj innym. Dziękujcie Stwórcy. Kochajcie Go za Jego delikatność. Jesteście z Rodziny Bożej.

Stacja VII.

Pan Jezus upada po raz drugi pod krzyżem

VII

Drugi upadek Jezusa. Gdy jesteście zjednoczeni z Moimi cierpieniami, wasze wynagrodzenie podoba się Bogu. I dlatego, gdy Mi na to pozwalacie, łączę życie wasze z życiem Moim. Pomagaj Mi, aby wszyscy weszli do Nieba i proś tych, którzy już weszli, aby wam pomagali. Mów do nich ze słodyczą, z czułością. Jeden szorstki odruch mógłby ich oddalić jeszcze więcej. Bądź surowa dla siebie, a łagodna dla innych. Chciej służyć, przypomnij sobie, że umywałem stopy, że niosłem ulgę, że uzdrawiałem. Kiedy będzie dość świętych, oblicze świata ulegnie zmianie. Przypomnij sobie – wystarczyłoby kilku tylko, by ocalić Sodomę. Pozwalam ci służyć Mi i kochać Mnie. Służyć Bogu… Gdybyś myślała o tym szczęściu… Ach, gdyby jeden jedyny dzień mógł być jeszcze przyznany potępionemu… Wyobraź sobie, jaki by on zrobił z niego użytek… Będę cię słuchał z tak wielką radością – tak uważnie, gdybyś wiedziała, powiedz im, aby do Mnie przyszli, by się oddali Miłości tacy, jacy są. Przede wszystkim patrzę zawsze na waszą intencję, a dla czynów jestem pobłażliwy, jeśli się coś nie uda. Powiedz im, aby przyszli!

Stacja VIII.

Jezus pociesza płaczące niewiasty

VIII

Niewiasty Jerozolimskie. Miłość przyzywa miłość. Odpowiedz Mi. Pragnę ciebie. A ciebie co onieśmiela? Twoje powtarzające się zaniedbania? Twoje niedociągnięcia? Twoja myśl roztargniona? Upokarzaj się z twoich błędów… To wasze błędy czynią was nieszczęśliwymi. Uznajcie wasze przewinienia. Zejdźcie myślami do dna waszej nędzy. Proś Ducha Świętego, by kierował twoim duchem. Czy ty wiesz, co to jest miłość Boga – Człowieka, który wzywa miłości, a Który w odpowiedzi słyszy tylko śmiech i urągania? Jakże mało znają Mnie ludzie. Dla niektórych jestem nieznajomym, dla innych obcym, surowym nauczycielem. Nieliczni są ci, którzy przychodzą do Mnie jak do umiłowanej rodziny. Chcę, aby się Mnie więcej nie bano, aby wiedzieli, że Moje Serce pełne miłości zawsze oczekuje, aby rozmawiano ze Mną jak z umiłowanym bratem. Będę przychodził do ciebie, aby słuchać jak mówisz do Mnie. Lubię słuchać twej mowy, nie ze względu na jej treść, lecz po prostu dlatego, że do Mnie mówisz. Szukam u was zwrócenia się sercem do Serca. Ja wzywam, ty przynajmniej daj odpowiedź.

Stacja IX.

Pan Jezus po raz trzeci upada pod krzyżem

IX

Trzeci upadek Jezusa. Drapieżca porywa Mi wiele owieczek. Kto Mi pomoże, jeżeli wy, ze Mną duchowo złączeni, nie przyłączycie się? Jakże dokonam tego, jeżeli zamykacie przede Mną drzwi? Tak rzadko kierujecie spojrzenia choćby ukradkiem w życie przyszłe, w waszą jutrzejszą siedzibę. Wołaj Mnie, znam dobrze twoje wołanie. Pomóż Mi ratować grzeszników. Jestem tak bardzo wdzięczny tym, którzy usiłują Mi przyprowadzić dusze grzeszników. Ja każdą z nich wołam po imieniu. Wymień Mi dusze, które chciałbyś do Mnie przyprowadzić… Ze względu na ciebie, będę je uporczywie wołał. Ja ich naprawię… przemienię. Doznają radości jakiej nie znają. Jedynie Ja ją daję.

Stacja X.

Pan Jezus z szat obnażony

X

Odarcie z szat. Szedłem Drogą Kalwaryjską i mimo tylu trudów doszedłem. Nie pojmujesz tego dziecko, co to znaczy samotność, opuszczenie przez tyle dusz i jak bardzo potrzebuję wszelkich rodzajów i przejawów waszej miłości i czułości. Czy serce twoje może być zamknięte na widok Moich otwartych Ran? Czy nie wierzysz, że dzieje się coś w niebie i na ziemi, gdy Mnie skrwawionego ofiarujesz z sobą Ojcu? Na cóż służyłyby Moje boleści? A ty jak korzystasz z dobroci Ojca? Każda modlitwa ma swój odzew, którego ty nie słyszysz. Proś… Proś… W każdej minucie możesz ocalić tysiące dusz. Pomyśl. Proś. Kochaj. Proś usilnie. Przyjdź Królestwo Twoje. Nadejście godziny królowania Ojca może być przyspieszone, jeżeli Jego dzieci będą błagać o to usilnie. Jedno „Chwała Ojcu” – może sprowadzić z oddali nawrócenie duszy, zmienić postawę człowieka, od którego wiele zależy, uspokoić lud, wspomóc papieża, rozszerzyć akcję misjonarzy, ożywić Boga we wnętrzu duszy, oddać Bogu konającego – poniesionego przez miłosierdzie Boże. Bądź Moją łaską dla każdego – abyś w obliczu Moich męczenników mogła powiedzieć: – I ja tam byłam – choćby tylko pragnieniem.

Stacja XI.

Pan Jezus do krzyża przybity

XI

Ukrzyżowanie Pana Jezusa. Pojmujesz, że w życiu każdego człowieka przychodzi chwila, która domaga się od niego najwyższego męstwa? Ileż to razy ukrzyżowała Mnie wasza wolność. Nie mogę już szukać grzeszników, ponieważ stopy Moje są przybite. Nie mogę już przyciskać rąk do Mojej piersi, ponieważ są przybite w pozycji rozciągniętej. Ale Serce Moje jest otwarte, niech grzesznicy tam wejdą i zamieszkają. Gdy Mój Krzyż wpuszczano do przygotowanego dołu, odgłos tego wstrząsu usłyszano w otchłani, gdzie tyle dusz czekało na przyjście Zbawiciela. One zadrżały z radości i nadziei. To Ja wynagradzam, a ty złóż na ołtarzu wszystkie swoje błędy i szeptem z czułością wyznaj Ojcu swoją skruchę.

Stacja XII.

Śmierć Pana Jezusa na krzyżu

XII

Śmierć Pana Jezusa na Krzyżu. Biedna duszo, zaczynasz w ten sposób popadać w sen. Wkrótce wrócę, ale ty śpiąc już Mnie nie usłyszysz. Czy będziesz miała siłę się kiedyś obudzić? Czy nie należy się raczej obawiać, że długo pozbawiona pożywienia osłabniesz i nie wyjdziesz już więcej z letargu? Dusze Moje umiłowane, wiedzcie, że wielu spośród was śmierć zaskoczy wśród głębokiego snu. Gdzie i jak się obudzicie?

Stacja XIII.

Pan Jezus zdjęty z krzyża

XIII

Pan Jezus z Krzyża zdjęty i na łonie Swojej Najświętszej Matki złożony. Spamiętaj to: – każdy dochodzi do cierpienia, które jest ostatnie. Oddałem wszystko. Czy zauważyliście, że nawet mieszkanie, w którym wypełniłem najdroższy Swój ślub – Eucharystię – użyczono Mi na słowa – Mistrz je potrzebuje? Oddałem wszystko, aż do tuniki utkanej przez Moją Matkę. Pamiętaj o Moim ubóstwie. Bądź ukrzyżowana ze Mną. To znaczy przeciwstawiaj się swojej naturze, swoim pragnieniom, swojej miłości własnej, w posłuszeństwie Ojcu. Przypomnij sobie, że ukrzyżowanie poprzedza zmartwychwstanie, to znaczy wielkie radości. Życie na ziemi krótko trwa, a potem ujrzycie Moje Oblicze, Moje ukochane dusze. Tak samo, jak wyzwoliłem i uratowałem dusze z otchłani, tak samo przyjdę uroczyście wyzwolić was i uratować. Na Krzyżu otwarłem niebo dla wszystkich, ale każdy ma wolny wybór. To wy, Moi bracia, macie dopełnić zbawienia ludzi, prosząc Mnie o to, cierpiąc za nich. Nie pozbawiajcie Mnie swoich cierpień, one pomagają grzesznikom. W tobie Ja modlę się do Ojca. Spoglądaj często w niebo, to ci pomoże pragnąć go. Czy nie wyjdę ci naprzeciw większą część drogi? Dobry łotr zrozumiał miłość i wtedy wydał okrzyk żalu… Wkrótce potem spoczywał na Moim łonie. Marta, Maria i Łazarz, Mną się zajmowali. Czy nie sądzisz, że musiałem ich dobrze przyjąć w Moim Pałacu Niebieskim? Światło Moje wzejdzie nad tobą dnia ostatniego. Jak wielki będzie twój zaszczyt… Poznasz dobrodziejstwa Zbawiciela. Będziesz otoczona Moim miłosierdziem. Już od tej chwili wyśpiewuj swą wdzięczność. Myśl częściej o niebie. Jakże was tam wszystkich oczekuję… Tak pięknie przygotowałem uroczystości… Twoje miejsce czeka. Zrozum Mą niecierpliwość, by przyjąć współbiesiadników… by cieszyć się ich zrozumieniem i zaszczytem. Bardzo drogo zapłaciłem za wasze szczęście. W tej ostatniej chwili potrzebna ci będzie Moja Matka. Jakże nie byłaby blisko tych, co całe życie odmawiają Różaniec święty – prosząc Ją, by się modliła w godzinie śmierci.

Stacja XIV.

Jezus złożony do grobu

IV

Pan Jezus do Grobu złożony. Jakże drogo zdobyłem chleb dla Moich dzieci, ale jestem szczęśliwy, że mogę Go wam ofiarować. Czy staracie się podnieść swój głód Eucharystii? Czy nie żyjecie tak – jak gdybyście mieli na zawsze pozostać na ziemi? Przyzwyczajajcie się do tego, że was szczodrze obdarowuję. Jestem Hostią. Ty jesteś monstrancją, a łaski Moje przenikające przez ciebie są jej promieniami złotymi. Hostia raz otrzymana jest na wieczność dana. To właśnie jest Skarb Wybranych. Wasza postawa – nieco pogardliwa w stosunku do Moich Sakramentów. Daj świadectwo twojej miłości i wdzięczności za tyle otrzymanych Hostii. Gdy kapłan zamyka drzwi tabernakulum, proś Mnie, abym zamknął ciebie w Moim Sercu. Nie miej innej woli tylko Moją, to jest wola Mego Ojca. Będziesz za to wynagrodzona w Dniu Ostatecznym. Tak pragnąłem waszej radości, że aż zstąpiłem na ziemię, aby poznać cierpienie. To nie kraj Mnie przyciągnął, lecz pokorna dusza. Dusze, które nieustannie prowadzą rozmowę wewnętrzną ze Mną, tego nie wiecie, ile rozkoszy zgotowaliście swojemu Zbawcy. Nie pojmujesz tego, Moje dziecko, co to znaczy w samotności, opuszczeniu przez tylu, odczuwać, że w czyimś sercu jest się drogim przyjacielem… tym najmilszym… jedynym… oczekiwanym. Dziwna to rzecz – żeby stworzenie mogło pocieszyć swojego Boga. Ja pocieszę was, gdy zasypiać będziecie, odchodząc do wieczności.

WIZJA PIEKŁA W OBJAWIENIACH Bł. KATARZYNY EMMERICH

“Wreszcie zbliżył się Jezus do jądra tej przepaści, do samego piekła, które wydawało mi się kształtem jako ogromna, nieprzejrzana okiem budowa skalna, straszna, czarna, połyskująca metalicznym blaskiem; wejścia strzegły olbrzymie, straszne bramy, opatrzone mnóstwem rygli i zamków, widokiem swym wzbudzające dreszcz i trwogę. Za zbliżeniem się Jezusa dał się słyszeć ryk potężny i okrzyk trwogi, bramy rozwarły się na oścież i ukazała się przepaść, pełna ohydy, ciemności i okropności. Jak mieszkania błogosławionych, świętych, przedstawiają mi się w widzeniach pod postacią niebiańskiej Jerozolimy, jako miasto olbrzymie o różnorodnych pałacach i ogrodach, zapełnionych cudownymi owocami i kwiatami różnych gatunków, stosownie do niezliczonych warunków i odmian szczęśliwości, tak i to piekło przedstawiało się mym oczom w formie odrębnego świata, stanowiącego całość, pod postacią różnorodnych budowli, obszarów i pól. Ale tu źródłem wszystkiego było przeciwieństwo szczęśliwości, wieczna męka i udręczenie. Jak tam, w siedzibie szczęśliwości, wszystko zdawało się być ugruntowane na prawidłach wiecznego pokoju, wiecznej harmonii i zadośćuczynienia, tak tu opierało się wszystko na rozstroju i rozdźwięku wiecznego gniewu, rozdwojenia i zwątpienia. Tam widziałam najróżnorodniejsze przybytki radości i uwielbienia, przeźrocza, niewypowiedzianie piękne, tu zaś niezliczone, różnorodne, ponure więzienia i jaskinie męki, przekleństwa, zwątpienia. Tam widziałam najcudowniejsze ogrody, pełne owoców Boskiego pokrzepienia, a tu najszkaradniejsze puszcze i bagniska, pełne udręczenia, męki i wszystkiego, co tylko może wzbudzić wstręt, obrzydzenie i przerażenie. Pełno tu było przybytków, ołtarzy, zamków, tronów, ogrodów, mórz i rzek przekleństwa, nienawiści, ohydy, zwątpienia, zamętu, męki i udręczenia, w przeciwieństwie do niebiańskich przybytków błogosławieństwa, miłości, jedności, radości i szczęśliwości. Tu panowała wieczna, rozdzierająca niejedność potępionych, jak tam wieczna, błoga harmonia i zgodność Świętych. Wszystkie zarodki przewrotności i fałszu przedstawione tu były przez niezliczone zjawiska i narzędzia męki i udręczenia; nic tu nie było prawidłowego, żadna myśl nie przynosiła ukojenia, panowała tylko wszechwładnie groźna myśl Boskiej sprawiedliwości, przywodząca każdemu z potępionych na pamięć, że te męki, tu ponoszone, są owocem winy, powstałym z nasienia grzechów, popełnionych na ziemi. Wszystkie straszne męki odpowiadały co do swej istoty, sposobu i mocy grzechom popełnionym, były tym gadem, który grzesznicy wyhodowali na swym łonie, a który teraz przeciw nim się zwracał. Widziałam straszną jakąś budowlę o licznych kolumnadach, obliczoną na wzbudzanie strachu i trwogi, jak w królestwie Bożym – dla spokoju i wytchnienia. Wszystko to rozumie się, gdy się widzi, ale słowami nie jest człowiek mocen to wypowiedzieć. Gdy aniołowie otworzyli bramy piekielne, ujrzałam jakiś zamęt ohydy, przekleństw, łajań, wycia i jęków. Jezus przemówił coś do duszy Judasza, tu zamkniętej, a aniołowie mocą Bożą całe tłumy złych duchów obalali na ziemię. Wszyscy czarci musieli uczcić i uznać Jezusa, co było dla nich najstraszniejszą męką.”

http://www.voxdomini.com.pl/vox_art/emmerich.html

_________________________________________________________________________________________________

wywiad z bratem Luciano Manicardi

Odnaleźć podobieństwo

Głos Karmelu

Rozmowa z bratem Luciano Manicardi, włoskim biblistą, należącym do wspólnoty monastycznej z Bose w północnych Włoszech.

Tyle razy słyszeliśmy zdanie św. Jana: Słowo stało się ciałem. Rodzi się pytanie, które stawiamy sobie zwłaszcza przy okazji świąt Bożego Narodzenia: Biedny maleńki Jezus w szopce… ale co ja mam z tym wspólnego? Jakie znaczenie dla mojego codziennego życia ma fakt, że Słowo stało się ciałem?

Fakt wcielenia oznacza, że dla chrześcijaństwa miejscem obecności Boga jest ciało, człowieczeństwo. W wyjątkowości Jezusa z Nazaretu objawia się bowiem uniwersalna prawda, iż najbardziej godnym mieszkaniem Boga nie jest świątynia zbudowana z kamienia ludzkimi rękoma, lecz ciało ludzkie. Myślę, że w świętowaniu Bożego Narodzenia i w dostrzeżeniu narodzin Boga pośród ludzi może nam pomóc spojrzenie na tę prawdę w świetle teologii stworzenia, gdyż w opisie stworzenia stwierdza się, że człowiek został stworzony “na obraz Boga”. Tekst biblijny mówi nam: Bóg rzekł: Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego nam.

A zaraz po tym dodaje: Stworzył Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył, stworzył mężczyznę i niewiastę. Nie ma już mowy o podobieństwie. Gdzie się ono podziało? Obraz jest darem Bożym, podobieństwo natomiast jest zadaniem dla człowieka. Myślę, że każdy z nas powinien nauczyć się myśleć o sobie w świetle tego twierdzenia teologicznego Księgi Rodzaju, które stanowi podstawę całej antropologii chrześcijańskiej: mamy stać się ludźmi na obraz Boży. Chrystus, Bóg, który stał się człowiekiem, narodził się w Betlejem, wzrastał, prowadził działalność publiczną, umarł i zmartwychwstał – oto człowieczeństwo Boże, człowieczeństwo, do którego jesteśmy wezwani. Wcielenie mówi mi, że moje człowieczeństwo jest miejscem, które Bóg wybrał sobie na mieszkanie. Moim zadaniem jest stawać się coraz bardziej ludzkim, na obraz tego człowieczeństwa Boga – Jezusa z Nazaretu.

W tym sensie orędzie Bożego Narodzenia nie powinno być rozumiane jedynie jako świętowanie czegoś, co zdarzyło się wiele wieków temu (choć, oczywiście, jest to też – przede wszystkim – pamiątka tego wydarzenia), ale to święto ogłasza mi również, że moja cielesność jest miejscem, w którym ma narodzić się Chrystus. Chyba św. Hieronim powiedział to zdanie, do którego nawiązywali również mistycy XV w.: “Cóż z tego, że Chrystus narodził się kiedyś w Betlejem, skoro nie rodzi się także we mnie?”

Ale jak powinniśmy rozumieć wcielenie Chrystusa? Istnieją bowiem dwie skrajne wizje, równie błędne: z jednej strony widzi się w Chrystusie Boga, który tylko “ubiera się” w ludzkie ciało, a z drugiej strony dostrzega się w Nim jedynie człowieka.

Uważam, że całe dzieje relacji Boga z człowiekiem zmierzają do wcielenia. Począwszy od stworzenia Bóg wciąż przemierza ścieżki, na których może spotkać człowieka. “Naraża się”? na odmienność człowieka, stwarzając go jako różnego od siebie, zdolnego powiedzieć Mu “nie”. W ciągu całej historii narodu wybranego Bóg usiłuje nauczyć człowieka dróg miłości i życia. Z narodu wybranego narodzi się Jezus z Nazaretu. To w Nim my, chrześcijanie, widzimy pełne objawienie się Boga, który uczy nas, jak żyć.

Właśnie w noc Bożego Narodzenia słyszymy w drugim czytaniu, zaczerpniętym z Listu do Tytusa: Ukazała się łaska Boga, która niesie zbawienie wszystkim ludziom i poucza nas, abyśmy rozumnie, sprawiedliwie i pobożnie żyli na tym świecie, oczekując błogosławionej nadziei – czyli Chrystus jest Tym, który uczy nas żyć. Co oznacza to wszystko? Skoro wcielenie jest punktem szczytowym dziejów relacji Boga z ludzkością, Jego woli spotkania człowieka, mówi się nam, że prawdziwe spotkanie dokonuje się wtedy, gdy Bóg pozwala, by – używając wyrażenia św. Atanazego – w Nim zaistniała odmienność człowieka. Staje się więc jasne, że nie chodzi tu tylko o zewnętrzne przyobleczenie się w ciało, nie należy też zapominać o odmienności Boga, o Jego transcendencji, która wchodzi w to, co ludzkie. Właśnie w tym prawdziwym spotkaniu bóstwa z człowieczeństwem przejawia się specyfika i piękno chrześcijaństwa.

My również, na płaszczyźnie międzyludzkiej, gdy chcemy spotkać kogoś, z jednej strony musimy starać się “wejść całym sobą”, bowiem jeśli pozostaniemy “na zewnątrz”, nie dokona się żadne spotkanie, ale też z drugiej strony nie możemy “pochłonąć” drugiej osoby. Chodzi zawsze o to, by pozostać sobą, a równocześnie wchodzić coraz głębiej w drugą osobę. I dobrze wiemy, że wtedy osiągamy najwyższy stopień spotkania, gdy drugi człowiek mieszka w moim sercu; nawet jeśli jest daleko, on mieszka we mnie, ja prowadzę z nim dialog.

Nie zapominajmy, że według Czwartej Ewangelii jest to doświadczenie duchowe: Ojciec i Syn mieszkają w nas – przyjdziemy do niego i uczynimy w nim mieszkanie. Wcielenie mówi nam więc o tym, czym jest spotkanie Innego z człowiekiem. Bóg sprawił, że w Nim zaistniała odmienność człowieka i w ten sposób doświadczył rzeczywistości prawdziwie i całkowicie ludzkiej. Przeżył ją jednak – i tu dostrzegamy Bożą specyfikę Jezusa – bezgrzesznie, czyli nigdy nie naruszając solidarności z Bogiem i z ludźmi, bowiem grzech to zawsze zerwanie więzi solidarności. Ten Jezus, Bóg, który stał się człowiekiem, uczy nas, jak żyć; uczy nas drogi prowadzącej do Ojca. Moglibyśmy tu przytoczyć starożytną sentencję Ojców Kościoła: “Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek stał się Bogiem” i wyrazić ją w ten sposób: “Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek stał się w pełni człowiekiem, człowiekiem takim, jakiego chciał Bóg, takim, jakiego ukazał nam Chrystus”.

A czy nie czujesz się czasem zakłopotany wobec Jezusa, który płacze, irytuje się, wzrusza się czy wręcz ucieka?

Wcale! Człowieczeństwo wyraża się także w swych elementach emocjonalnych. Dziś antropologia i psychologia ukazują nam, że nie jesteśmy wyłącznie istotami racjonalnymi: dokonujemy wyborów nie tylko w oparciu o rozum, ale też o uczucia. Płacz, zmęczenie, jak również gniew czy oburzenie to doświadczenia, które nie pomniejszają człowieka, a jedynie są one sprzeczne z naszą fałszywą wizją człowieczeństwa, z tą wizją, według której człowiek powinien być wolny od emocjonalności.

Jezus zagniewany, czyniący gwałtowne gesty, jak wypędzenie bankierów ze świątyni, wywracanie stołów itd., sytuuje się w pełni na linii tradycji proroków, ludzi ogarniętych przez Boży pathos: porocy to ludzie, którzy w czasach sobie współczesnych wyrażają Boży pathos, także Boży gniew, oburzenie wobec grzechu. Nie należy gorszyć się gniewem Boga czy Jezusa wobec niesprawiedliwości; natomiast trzeba gorszyć się, gdy my stajemy się współwinnymi tej niesprawiedliwości, gdy milczymy, gdy nie protestujemy. We wspomnianym przypadku oczyszczenia świątyni gniew jest językiem naprawdę świętym: powinniśmy rozumieć także język świętego gniewu, gniewu prorockiego.

Podobnie gdy widzimy Jezusa płaczącego po śmierci Łazarza, albo płaczącego nad Jerozolimą, którą czeka tragiczny los. Te sceny mówią nam po prostu o rzeczywistym człowieczeństwie Jezusa, który potrafi dzielić z nami wszelkie sposoby wyrażania się człowieka, a płacz jest jednym z najbardziej znamiennych języków ludzkich. To człowiek płacze i tym płaczem wyraża to, czego nie da się wypowiedzieć słowami. Powinniśmy też pamiętać, że płacz jest nie tylko wyrazem emocji, ale jest też językiem modlitwy.

Piękna sentencja rabiniczna mówi, że istnieją różne języki modlitwy: język błagania, wołania, ale tym, co przewyższa je wszystkie, jest język łez, który często pozwala nam wejść w tajemnicę drugiej osoby. Także w tradycji katolickiej w przedsoborowych modlitewnikach można było znaleźć modlitwę o dar łez. Jest to zresztą bardzo stara tradycja, która mówi nam, że istnieje taka rzeczywistość niewyrażalna słowami, która może zostać należycie ukazana za pomocą języka łez i płaczu.

Św. Jan mówi, że w przyszłej rzeczywistości “będziemy do Niego podobni”. Jak wyobrażasz sobie nasze eschatologiczne podobieństwo do Jezusa?

Myślę, że będziemy miłością, tak jak On jest miłością. Może nie musimy nawet wyobrażać sobie konkretnie, jak tam będzie, gdyż to należy do Boga. Myślę, że nasze “ja agapiczne”, które już tu i teraz zaczęło kochać, wchodzić trochę głębiej w tę miłość, jaką Chrystus nas umiłował, i które już teraz czyni nas trochę podobnymi do Niego, może ukierunkować nas na poznanie tego, czym będzie to podobieństwo. Już teraz jesteśmy dziećmi Bożymi i wyznajemy, że nimi jesteśmy, podejmujemy codzienny trud ascezy, modlitwy, dzieł miłosierdzia, upadamy, a potem podnosimy się, ufając Miłosierdziu Bożemu, i w tej zdolności miłowania na wzór Chrystusa odnajdujemy podobieństwo do Niego.

Gdy zobaczymy Go twarzą w twarz, zostaniemy oczywiście oczyszczeni z różnych form naszego niepodobieństwa do Niego. Spotkanie Tego, który jest Święty, oznacza też oczyszczenie z naszych nieczystości, z naszego braku miłości. Myślę jednak, że ostatecznie będziemy w pełni tym stworzeniem, jakie Bóg zamierzył, stworzeniem całkowicie zdolnym do miłości i bezinteresowności. Myślę, że mogę to powiedzieć, choć “bełkocząc” i z wielkim lękiem, że moim zdaniem będzie to coś tego rodzaju. Inaczej nie umiałbym tego wyrazić.

Ostatnie pytanie: dlaczego Bóg chciał stworzyć takie dziwne istoty, jak my, ludzie: żyjemy w ciele, z którym mamy tyle problemów, a z drugiej strony jesteśmy też otwarci na nieskończoność. Dlaczego tyle komplikacji?

Jest to pytanie, które stawiali sobie również Ojcowie Kościoła. Jeśli dobrze pamiętam, św. Jan Damasceński miał piękną odpowiedź na pytanie, dlaczego Bóg stworzył ludzi, którzy później uczynią zło, wyrządzając krzywdę także samym sobie. Jego odpowiedź zmierzała w tym kierunku: gdyby Bóg powstrzymał się od stwarzania z obawy, że człowiek uczyni zło, w pewnym sensie uznałby przewagę zła.

A tymczasem stało się inaczej: fakt, że Bóg podejmuje dzieło stworzenia, stwarzając istotę, która może upaść, która jest zdolna także powiedzieć Mu “nie”, a mimo tego On pozostaje Ojcem, który wciąż kocha i troszczy się o człowieka, ten fakt mówi nam, że miłość jest silniejsza od zła, bowiem Bóg, gdy stwarza, równocześnie przeznacza, wyznacza kierunek; zatem gdy stwarza człowieka z miłości, przeznacza go także do miłości. Nowy Testament mówi nam, że Bóg stworzył w Chrystusie! I każdy z nas, ze swoją ludzką niepowtarzalnością i wyjątkowością, jest powołany do tego, by poprzez naśladowanie Chrystusa odnaleźć swoje podobieństwo do Boga, ten obraz i podobieństwo, które zostały umieszczone w nas jakby w zarodku, począwszy od samego stworzenia.

W tym stwierdzeniu, że Bóg stworzył istoty tak różne od siebie, zawiera się też stwierdzenie, że miłość jest silniejsza od zła, że życie jest silniejsze od śmierci. Jest to już stwierdzenie zwycięstwa paschalnego. W gruncie rzeczy już u samych początków, w dziele stworzenia możemy dostrzec światło Wydarzenia Paschalnego.

Rozmawiała: Danuta Piekarz

__________________________________

Kobieta i mężczyzna-kapłan

Teofil

Na początku rozmowy o spotkaniu dwóch światów (a może raczej dwóch samotności) należy odpowiedzieć sobie szczerze na pytanie: czy mówimy tu o spotkaniu kapłana i kobiety czy o relacji kapłan – kobieta?

 

Jest to w gruncie rzeczy pytanie o zasadniczą postawę kapłana i kobiety wobec osoby płci przeciwnej. Postawa ta wyrasta zarówno z osobistej historii życia, z zasad przejętych od rodziców, jak i z odkrytych, przemyślanych i przyjętych za własne przekonań. Warto w tym miejscu zatrzymać się i odważnie przyjrzeć swoim uczuciom i myśleniu na temat osób odmiennej płci. Czy odkrywamy w sobie szacunek czy pogardę, fascynację czy lęk?

 

To ważne, by spróbować podejść do lektury tego artykułu bez sztywnych schematów, gdyż wiele konkretnych historii relacji kobiet i kapłanów, które dane mi było poznać jako psychoterapeutce pokazuje, jak delikatnej materii tu dotykamy. Uproszczenia są tu po prostu niesprawiedliwe. W naszej refleksji spróbujemy przyjrzeć się spotkaniu kapłana i kobiety. Spojrzymy na nie z perspektywy kobiety (a raczej młodej dziewczyny). Niewątpliwie przydatne byłoby uzupełnienie tego obrazu o spojrzenie z perspektywy mężczyzny. Prawdą jest, że zarówno rozwojowe, jak i kaleczące spotkania kobiet i mężczyzn wynikają ze współpracy obu stron. Dlatego też wszyscy jesteśmy wezwani do brania odpowiedzialności za sposób tworzenia relacji.
Rozpoczynając zasadniczą część artykułu od próby spojrzenia na drogę rozwoju relacji damsko-męskich warto przypomnieć, że cechą dorastania jest tendencja do psychicznego oddalania się od domu po to, by odnaleźć akceptację w grupie rówieśniczej. Grupa staje się w pewnym momencie życia często większym autorytetem niż rodzice.

 

Bycie członkiem grupy jest wstępem do nawiązywania relacji przyjaźni, a później miłości oblubieńczej. W tym właśnie czasie, gdy młody człowiek poszukuje własnej tożsamości poza domem, pragnie on potwierdzenia swojej wartości w oczach ludzi, którzy go przyjęli do swojego świata. W tym okresie bardzo boleśnie przeżywa też wykluczenie z kręgu rówieśników. Przeżycia z tym związane to głownie uczucie niezrozumienia i samotności. Młody człowiek boleśnie przeżywa też sprzeciwy rodziców związane z jego częstymi nieobecnościami w domu. Nierzadko też dołącza tu brak rozmów o sprawach, które stają się coraz bardziej ważne dla młodego człowieka.

 

Wybierzmy dla przykładu jedną z możliwych sytuacji. Dziewczyna, która w okresie dojrzewania zaczyna odczuwać wielką potrzebę rówieśniczej przyjaźni, która chce godzinami rozmawiać o nowych w jej życiu pytaniach i problemach, która wreszcie odczuwa niespotykaną do tej pory potrzebę akceptacji i emocjonalnego ciepła – taka dziewczyna trafia do młodzieżowej wspólnoty religijnej. Znajduje grono bliskich i otwartych rówieśników.

 

Mogło się tak zdarzyć, że trafiła właśnie do tej grupy, gdyż rodzice, kierowani nadmierną troską, obawiali się zezwolić córce na budowanie nowych relacji rówieśniczych w innych środowiskach. Jako że Kościół cieszy się dużym autorytetem i zaufaniem, rodzice młodej osoby właśnie w tym przypadku zgodzili się na wyjątek. Oczywiście, wiele podobnych historii kończy się pomyślnie. Jednak zdarzają się też sytuacje, w których dochodzi do powstania niewłaściwych relacji między młodymi dziewczynami i liderami podobnych grup, którymi często są kapłani.

 

Struktura grup młodzieżowych o charakterze religijnym w naszym kraju jest dość specyficzna (autorka nie dysponuje materiałem porównawczym dotyczącym podobnych grup w innych krajach). Na czele takiej grupy stoi ksiądz, a poza nim uczestniczy w niej zwykle kilku chłopców oraz dosyć duża liczba dziewcząt. Trudno tu zatem mówić o równowadze. Można sobie wyobrazić, że przy tej proporcji łatwo tworzą się dodatkowe napięcia na polu relacji między chłopcami i dziewczętami.

 

Będą one w naszej przykładowej dziewczynie tym silniejsze, im więcej niezaspokojonych potrzeb emocjonalnych wyniosła ona z domu. Jeśli doświadczała od swego ojca dużej oschłości emocjonalnej (a przecież nie wystarczy, żeby ojciec tylko nie bił i nie pił, w relacji ojcowskiej potrzeba czegoś więcej), to może wystąpić u niej pewna “histeryczna” potrzeba zwracania na siebie uwagi. Potrzeba ta może być wyrażana w bardzo rożnej formie. W zależności od temperamentu, osobowości i przeżytych doświadczeń, może się ona przejawiać w jakiejś psychologicznej grze (np. “seksbomba”, “niepewna i niezdecydowana”, “nadwrażliwa”, czy też “biedactwo”).

 

Warto tu zaznaczyć, że najczęściej są to postawy nieuświadomione, wypływające z wielkich potrzeb kontaktu. A czym jest potrzeba kontaktu? U dziewcząt zainteresowanie stroną fizyczną jest stonowana (nie znaczy to, że nie istnieje!). Kobieta koncentruje się bardziej na emocjonalności. Oczekuje najpierw zainteresowania nie tyle własną seksualnością, ale całą swoją osobą. Nawet jeśli wchodzi w relacje seksualne, to motywacja do takiego kontaktu z jej strony jest zwykle znikoma. Najczęściej oczekuje czegoś innego. Oczekuje akceptacji, opieki, troskliwości, mocnego oparcia. Działanie fizyczne, wszelkie gesty i słowa łączy zaś z miłością. Jeśli mówimy, że kobieta ma skłonność do łączenia fizyczności z miłością, to można by porównać to do puzzli, w których każda część jest długo analizowana, a cały sens leży nie w pojedynczych elementach, lecz w obrazie z nich utworzonym.

 

Tak więc dotyk mężczyzny kobieta ujmuje jako część większej całości. Być może doświadczając gestów czułości z jego strony, w swojej wyobraźni planuje już wspólne budowanie ogniska domowego. Należy tu też dodać, że kobieta reaguje głownie na dotyk (przygarnięcie, przytulenie, głaskanie, pocałunek) oraz na czułe i delikatne słowa. Są to dla niej najsilniejsze “dowody” miłości i zainteresowania ze strony mężczyzny. Wielu mężczyzn często o tym zapomina lub po prostu nie zdaje sobie z tego sprawy.

 

Wróćmy jednak do naszej dziewczyny. Kiedy doświadcza ona w grupie (szczególnie ze strony lidera) akceptacji, rodzi się w niej pragnienie, by mocniej zaangażować się w relacje, pragnie głębszej przyjaźni. Lider, a szczególnie kapłan, może w tej sytuacji stać się kimś wyjątkowym, wręcz uosobieniem Jezusa, którego głosi i niesie. Jezus jest niewątpliwie wzorem mężczyzny. Dziewczyna, która wchodzi w fascynację Jezusem – człowiekiem w takiej właśnie grupie młodzieżowej, może ulec pokusie nanoszenia Jego wzoru na spotykanych mężczyzn.

 

To przeniesienie będzie oczywiście najłatwiejsze w odniesieniu do osób głoszących Jezusa: kapłanów, kleryków itd. Ludzie ci mogą stawać się uosobieniem Jezusa w oczach dziewczyn. Sprzyjają takiemu wyidealizowanemu widzeniu cechy “duszpasterskie” księdza, a więc dyspozycyjność, umiejętność i gotowość słuchania, mądrość, takt i delikatność, opiekuńczość. Słowem – wszystko, czego dziewczyna potrzebuje od mężczyzny.

 

Każde działanie kapłana czy kleryka powinno więc być bardzo świadome, oparte na wiedzy o psychice kobiet i mężczyzn, pełne wreszcie odpowiedzialności za słowo i gest. Niestety – jak się wydaje – bardzo często mężczyźni nie zdają sobie sprawy z tych naturalnych różnic, co tworzy przestrzeń dla niekomunikowanej “obietnicy” złożonej kobiecie. W efekcie potrafi ona, nieraz całymi latami, czekać na jej spełnienie, nie realizując jednocześnie innych relacji przyjacielskich i oblubieńczych z mężczyznami. Jakkolwiek odpowiedzialność za podobne sytuacje leży zawsze po obu stronach, jednak gdy opisana relacja dotyczy nastolatki i kilkanaście lat od niej starszego księdza, trudno oprzeć się przekonaniu o większej niefrasobliwości ze strony kapłana.

 

Warto dodać, że więzi między bliskimi sobie ludźmi bardzo mocno utrwalają się poprzez wspólne pasje. Jest to widoczne szczególnie w grupach nastawionych na pomaganie innym ludziom, np. w grupach charytatywnych czy muminkowych. Wspólny cel bardzo mocno łączy ludzi ze sobą. Postawa czekania na coś, co mogłoby się wydarzyć, utrwala się często w postaci biernego cierpiętnictwa lub też nieustannych prób naciągania okoliczności do życzeń.

 

Przykładem może być wyczekiwanie pod kościołem, tzw. przypadkowe spotkania, liczne telefony czy wizyty pod pretekstem ważnych spraw do załatwienia, itd. Kapłan w podobnej relacji spełnia psychiczno-duchowe potrzeby dziewczyny, dla której w tym okresie życia właśnie to jest najważniejsze. Dziewczyna, widząc wartościowe cechy kapłana, doświadcza wielu pozytywnych, często głębokich emocji (dochodzi tu wszak do splecenia wiary i życia). Jednocześnie nie zastanawia się nad tym, że aktywność w tej relacji leży bardziej po jej stronie. To tylko ona zwierza się księdzu.

 

Tak naprawdę niewiele wie o jego życiu, jego historii, jego zmaganiach z codziennością, własnymi problemami i samotnością. W podobnych relacjach bardzo często dziewczęca czy kobieca wyobraźnia zapełnia tę lukę fantazjami zrodzonymi z potrzeb i pragnień. Mamy wtedy do czynienia z czystą projekcją. Co z tego wynika? Efektem tej relacji jest to, że dziewczyna podnosi poprzeczkę innym chłopcom – swoim rówieśnikom. Szuka swojego idealnego odbicia wzoru, który znalazła w Jezusie. Nie jest zatem otwarta na swoich rówieśników, takich, jakimi są.

 

W psychice takiej dziewczyny dochodzi do pewnego rodzaju programowania idealnego mężczyzny. Jeśli ksiądz (lider) jest pierwszą osobą płci przeciwnej, od której doświadcza tak wielu pozytywnych wzmocnień i tak wielkiej akceptacji, to takie programowanie może być bardzo trwałe. W pewnym sensie znane prawo pierwszych połączeń zaistnieje tu nie tyle w sferze cielesnej, co w psychiczno-duchowej. Spowoduje to więc patrzenie na innych chłopców lub mężczyzn przez filtr tego wyjątkowego kontaktu.

 

Od tego, czy taka osoba będzie potrafiła w przyszłości spojrzeć w prawdzie na swoje życie, będzie zależała jej umiejętność nawiązywania prawdziwych relacji z osobami płci odmiennej. Nie chodzi o to, że zamążpójście ma być kryterium zdrowia psychicznego. Chodzi o to, by takie relacje w ogóle w jej życiu się wydarzyły. Uświadomienie sobie “toksyczności” relacji z kapłanem będzie dla takiej osoby bardzo trudne, a jednocześnie może być drogą wyzwolenia i przełomem w jej życiu.

 

Zostawmy na moment historię naszej dziewczyny, by zająć się bardziej ogólnymi przemyśleniami. Z dzieła stworzenia wynika, że nie można być człowiekiem, nie będąc określonym seksualnie jako mężczyzna lub kobieta. W pewnym sensie płeć stanowi o losie człowieka. Każdy istnieje jako kobieta (matka) lub jako mężczyzna (ojciec), i tak ma przejść przez życie, płeć bowiem to nie tylko prezent od Pana Boga, ale też trudne zadanie, dane nam w jakimś określonym celu. Najpierw mamy ją poznać (a więc zrozumieć jej znaczenie), potem zaakceptować, a w końcu uczyć się używać jej zgodnie z przeznaczeniem.

 

Wiemy też, że to pierwotne uzupełnianie się płci zostało stworzone po to, aby mogły być spełnione indywidualne, psychiczne i emocjonalne potrzeby obu stron. Wiemy (także dzięki Freudowi) o instynktownym pociągu do osoby płci odmiennej, od którego nikt z nas nie jest wolny. O tych prawach natury zapominać nie wolno, tak naprawdę są to podstawowe powody, dla których młodzi ludzie łączą się w pary i zaczynają wspólne życie. Niestety, coraz częściej relacje między chłopcami i dziewczętami zaczynają się od realizacji popędu, a dopiero później szuka się miejsca na spotkanie i wzajemne poznanie się.

 

Trochę inne prawa dotyczą grup i rodzin chrześcijańskich. Tu relacje między przeciwnymi płciami często zaczynają się od budowania więzi duchowych. Dążenie do zbliżenia fizycznego jest tu wynikiem dłuższego lub krótszego czasu wzajemnego poznawania się i bycia ze sobą. Jednak także w takich relacjach istnieje potrzeba wielkiej ostrożności, powściągliwości i świadomości siebie, własnego ciała oraz reakcji drugiej strony.

 

Wróćmy do naszego przykładu. Każdy człowiek powinien potrafić odróżniać relacje przyjaźni od relacji oblubieńczych. Jeśli między dwojgiem zaprzyjaźnionych ludzi (także w relacji kobieta – kapłan) zabraknie uświadomienia sobie tego, co między nimi “tu i teraz” się dzieje, jeśli osoby te nie będą sobie o tym wprost mówiły, jeśli nie będą tego konfrontować z istotą i celem swojej relacji – to przestrzeń spotkania może łatwo doprowadzić do głębokich, intymnych kontaktów. Każda relacja ma jakiś cel. Może on być świadomy lub nie. Jeśli nie będzie on określony przez obie strony i co jakiś czas weryfikowany, to rzeka zwana relacją popłynie pierwotnym korytem, często opartym na popędzie naturalnym, naznaczonym przez instynkty, a nierzadko także przez zranienia.

 

Oczywiście cały czas pamiętamy, że każde takie spotkanie dwojga osób jest czymś wyjątkowym, uwarunkowanym zbiorem niepowtarzalnych czynników. Równie dobrze może to być kontakt partnerski, jak i kontakt, w którym jedna z osób będzie bardziej rodzicem i opiekunem, a druga dzieckiem pokaleczonym przez los czy potrzebującym ciepła. Trzeba tu jednak wspomnieć, że nawet w sytuacji, gdy kapłan będzie spełniał rolę opiekuna, to po pewnym czasie relacje te mogą ulec zmianie. Każdy człowiek chce czuć się potrzebny, chce być dla kogoś wsparciem. Kobieta pozostając w takiej relacji z kapłanem będzie nie tylko “kopciuszkiem”, ale będzie pragnęła być jego jedyną, najwierniejszą i najwyrozumialszą towarzyszką drogi.

 

Jeśli kapłan w pewnym momencie zechce odejść, zostawić ją, zerwać relację – to kobieta taka będzie skłonna (mniej lub bardziej świadomie) do manipulowania nim. Może dojść do przedłużającej się i wyczerpującej walki o wolność i niezależność ze strony księdza, a ze strony kobiety o utrzymanie relacji (kapłan może słyszeć od kobiety słowa: “jesteś całym moim światem”, “bez ciebie nie dam rady” itp.).

 

Trzeba tu oczywiście wspomnieć, że często księża przeciągają tę grę powodowani lękiem o kobietę (a czasami dla przyjemności), a tym samym potwierdzają, że naprawdę są jedyni i niezastąpieni. Im mniej jasne komunikaty w tym momencie – tym dłuższy i boleśniejszy proces rozstawania. Nie muszę dodawać, że w podobnych relacjach część gier i manipulacji wychodzi nie ze strony kobiety, ale ze strony księdza – który często także nosi w sobie rożne zranienia. Nie ma tu lepszej i gorszej płci. Jesteśmy równie słabi.

 

Warto jeszcze wspomnieć o bardzo częstym mieszaniu się ról w takiej relacji. Ksiądz w intymnej relacji z kobietą będzie często zarówno ojcem, bratem, mistrzem, przyjacielem, jak i kochankiem. Już od strony psychologicznej (czy socjologicznej) jest to sytuacja skomplikowana, a co dopiero, gdy dodamy do tego sferę życia duchowego i sakramentalnego. Dobra i jasna komunikacja w tej sytuacji jest bardzo utrudniona. Kapłan jest bowiem jakby uosobieniem kilku ważnych dla kobiety osób.

 

Każdy kapłan łączy w sobie kilka ról (np. ojciec, brat, nauczyciel, powiernik), które w pogłębiającej się relacji tracą na ostrości i często się mieszają. Wywołuje to w kobiecie pewien chaos percepcyjny będący pożywką dla mechanizmu racjonalizacji, który przyzwala na kontynuowanie niezdrowych relacji (tłumaczeniem mogą być argumenty typu: “ten ksiądz jest mi potrzebny dla mojego rozwoju duchowego” itp.). Wielości ról księdza odpowiada wiele ról kobiety.

 

Jeśli on jest ojcem, to ona jest córką, jeśli jest bratem – ona jest siostrą, dla przyjaciela będzie przyjaciółką, a dla kochanka – partnerką. Takie wielopoziomowe wiązanie się powoduje chaos, który dodatkowo maskuje problem, a przez to utrudnia widzenie prawdy dotyczącej takiej relacji. Przedłużająca się sytuacja sprzyja zacieśnianiu związku, co w rezultacie powoduje, że obie strony mogą bardzo mocno go bronić i walczyć o niego. Zaburzenie status quo danej relacji prowadzi często do wzajemnego ranienia się, a rany te odbijają się mocno na ogólnym obrazie dotyczącym płci przeciwnej. U kobiet np. ta generalizacja może dotyczyć kapłanów, być może w ogóle mężczyzn, a czasem nawet Boga.

 

Tworzą się skrzywione obrazy i uprzedzenia. Zerwanie takiej relacji jest trudniejsze i boleśniejsze niż innej, gdyż przez związanie się na wielu poziomach kobieta musi pogodzić się z utratą jakby kilku osób jednocześnie. Najtrudniejsze są oczywiście odejścia. Kobieta przeżywa je jako przekreślenie całej swojej osoby i to często aż do utraty sensu życia. Czuje się wykorzystana i porzucona. Może się to skończyć depresją czy nawet próbą samobójczą, a z pewnością wzmaga lęk przed kolejnym zaangażowaniem, które znów może się skończyć zranieniem. Kończąc intymną relację z kapłanem, kobieta może się obawiać o swój dalszy rozwój duchowy, gdyż również w tej sferze kapłan był jej najbliższy. Bardzo często duma nie pozwala jej mówić o tym, co czuje, a to jeszcze wzmacnia destrukcyjne procesy emocjonalne lub zaburzenia somatyczne.

 

Kilka zdań należy jeszcze poświęcić ewentualnemu “owocowi” relacji kapłana i kobiety, jakim może być poczęte dziecko. Pytania – urodzić czy nie – są tu rzadsze niż wśród niewierzących, ale na pewno się pojawiają. Jeśli zabić – to skończy się u obojga zespołem poaborcyjnym, udowodnionym i opisanym przez medycynę i psychologię. Jeśli urodzić – to jak? W tajemnicy, czy jawnie? Jeśli wychowywać, to jak? Samotnie, czy może założyć rodzinę, a może oddać dziecko do adopcji?

 

Pytań i możliwości odpowiedzi jest wiele – niesie je samo życie i sytuacja obojga rodziców. Zawsze jest to trudne, bo dziecko po prostu już jest. Poczęte dziecko przewartościowuje świat rodziców w tak radykalny sposób, że nie wyobrażają oni już sobie często życia osobno. W tym momencie bardzo często podejmowana bywa decyzja o stworzeniu domu i formalnym założeniu rodziny, co jest oczywiście równoznaczne z odejściem mężczyzny od kapłaństwa, a to jest zawsze wielkim dramatem duchowym.

 

Być może ta sytuacja jest trudniejsza dla księdza, gdyż kobieta traktuje macierzyństwo naturalnie. W efekcie podobnych wypadków dochodzi też do wzrostu ilości matek samotnie wychowujących dziecko – a jest to coraz większy problem, również w Polsce. Kapłan musi podjąć w tym przypadku trudną decyzję, związaną z jednej strony ze swoim powołaniem (często oprócz kapłaństwa dochodzą także śluby zakonne), a z drugiej strony z ojcostwem oraz relacją z kobietą – matką jego dziecka. Są to dramaty związane z wiernością i z odpowiedzialnością. Sytuacja komplikuje się, gdy kobieta jest już związana z mężczyzną, ma rodzinę i dzieci. Zawsze są to trudne chwile w życiu takiej rodziny, nierzadko dochodzi do jej rozpadu lub załamania relacji. “Leczenia” w tym przypadku potrzebują wszyscy, gdyż wszyscy zostali zranieni.

 

Jeszcze słowo o leczeniu zranień. Należy do tego podchodzić z dużą mądrością. Kobieta zraniona przez kapłana i “lecząca” rany u innego kapłana, ma dużą szansę na wejście w kolejną “toksyczną” relację. Jest to pewien rodzaj utrwalonego, nieświadomego mechanizmu. Wszyscy spowiednicy i kierownicy duchowi powinni być tego świadomi. Taka kobieta potrzebuje raczej innej kobiety, starszej, zaufanej, mądrej. Potrzebuje również pomocy fachowej – być może grupy wsparcia lub terapii psychologicznej. Najważniejsze zaczyna się od przemiany postawy, a to z kolei od przemiany myślenia (Rz 12, 2).

 

Tworzenie mniej wyłącznych i intymnych sposobów wyrażania serdeczności i ciepła jest bardzo trudne do realizacji przy wychodzeniu z bliskich relacji. Trzeba wówczas stworzyć jakby inny język życzliwości, co często jest bardzo trudnym zadaniem i wymaga wielkiego wysiłku. Gdy nastąpiło silne uzależnienie od osoby, potrzebne jest zwykle całkowite rozstanie, analogicznie do abstynencji trzeźwiejącego alkoholika. Być może kobieta, po niewłaściwej relacji z osobą duchowną, za jakiś czas będzie gotowa na zdrowe kontakty z kapłanami.

 

Czasowe świadome unikanie takich kontaktów ma uchronić ją przed “kolejnym razem”, ma na celu przerwanie błędnego koła. Jeśli więź z kapłanem była dla dziewczyny pierwszą tak ważną relacją, to konieczna jest w jej życiu także zmiana postrzegania płci przeciwnej, uzdrowienie i urealnienie obrazu mężczyzny. To nie oni mają się zmienić, ale ona powinna obniżyć poprzeczkę swoich oczekiwań przez rezygnację z poszukiwania ideału. W leczeniu zranień ważna jest także świadomość, że Pan Bóg stworzył nas indywidualnie, leczy nas indywidualnie i zbawia nas indywidualnie. I wszystko to robi w swoim czasie. Nie możemy być zatem gorliwsi od Pana Boga w uzdrawianiu naszych zranień.

 

W tzw. profilaktyce ważne wydaje się przekazywanie wiedzy o rozwoju człowieka, o różnicach w przeżywaniu relacji przez dziewczęta i chłopców, przez kobiety i mężczyzn. Trzeba nieustannie przypominać sobie o tym, że nie istnieje przyjaźń czysto duchowa. A nawet gdyby ona istniała, to nie byłaby ideałem, ponieważ każda prawdziwie ludzka relacja jest przeżywana i wyrażana także na poziomie ciała. Odkrycie, że ktoś staje się mi coraz bliższy, że bycie z nim napawa mnie radością, że często staje się on kimś jedynym i niezastąpionym, nie jest samo w sobie złem.

 

Wręcz przeciwnie, trzeba cieszyć się z uświadomienia sobie tego faktu. Od tego momentu otwiera się bowiem perspektywa odpowiedzialnego przeżywania relacji. Jest to zatem czas odkrywania w sobie rożnych poruszeń emocjonalnych i kontrolowanego ich wyrażania. Jednocześnie taka relacja stwarza możliwość odkrycia i wglądu w to, co myśli i przeżywa drugi człowiek. Świadome przeżywanie takiej relacji pozwala uniknąć karmienia się złudzeniami oraz odkryć, co mieści się pod duchową stroną bycia ze sobą. Stwarza to zawsze okazję, by świadomie i prawdziwie weryfikować relację poprzez szczerą rozmowę.

 

Współpraca mężczyzn i kobiet w Kościele jest wielką szansą tworzenia wspólnoty dzieci Bożych. Kościół ciągle się tu dużo uczy. Koedukacyjność na wielu poziomach życia społecznego rozpoczęła się tak naprawdę wraz z dwudziestym wiekiem. Wcześniej kobieta i mężczyzna stawali twarzą w twarz niemal wyłącznie w życiu małżeńskim i rodzinnym. Dziś pole wspólnego działania, jakie się przed nimi otwiera, jest dużo bardziej rozległe. Dotyczy już nie tylko rodziny, ale też pracy, aktywności społecznej i politycznej, wymiany myśli, odpoczynku. Jest to zatem duża szansa, ale i zadanie zarówno dla świeckich członków Kościoła, jak i kapłanów, zakonników i sióstr zakonnych.

 

Na kartach Ewangelii czytamy, że Jezus był w relacjach z kobietami bardzo naturalny, a jednocześnie pełen szacunku do nich. Przyjmował wszystkie spotkane kobiety bez sztucznego dystansu lub zakłopotania, ale też bez fascynacji czy zbytniego przywiązywania się. Kobiety chodziły też z apostołami. Znamy również przykłady przyjaźni Franciszka i Klary, Jordana i Diany, Franciszka Salezego i Joanny de Chantall, a także wielu innych prawdziwych, głębokich i twórczych relacji kapłanów i świeckich kobiet. Wzajemne budowanie relacji między ludźmi (także między kapłanami i kobietami) ma być realizacją naszej relacyjnej natury. Pięknie mówi o tym Jan Paweł II:

 

Człowiek jest w pełni sobą dopiero wówczas, kiedy wchodzi w relację z drugim człowiekiem. Dopiero w relacji wzajemnego oddania się w miłości stajemy się «pełnymi ludźmi», realizujemy w sobie pełne podobieństwo do Boga. Miłość mężczyzny oddzielona od miłości kobiety (i odwrotnie) jest w jakiś sposób miłością niepełną. Mężczyzna i kobieta muszą dopiero wzajemnie «przekroczyć Granicę samotności».

 

Na to wyzwanie do przekroczenia swej samotności każda kobieta i każdy mężczyzna (w tym kapłan) musi odpowiedzieć na swój własny, jedyny i niepowtarzalny sposób.

 

Oby nasze przeżywanie relacji z innymi ludźmi był mówieniem “TAK” dla Bożego planu w naszym życiu.

 

Agata Rusak — psycholog, psychoterapeuta, sekretarz zarządu głównego Stowarzyszenia Psychologów Chrześcijańskich. Mieszka w Warszawie

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2309,kobieta-i-mezczyzna-kaplan.html

______________________________

Antyklerykalizm jest błogosławieństwem

Homo Dei

Czy można cieszyć się z ataków na “personel naziemny” Kościoła – konkretnie: na księży katolickich? Chcę przekonać PT Czytelników, że to zjawisko może i powinno się okazać dla nas prezbiterów (i w ogóle dla wszystkich powołanych do służby Bożej) prawdziwym błogosławieństwem, i warto zrobić wszystko, by tak właśnie się stało.

 

Antyklerykalizm to postawa sprzeciwu wobec klerykalizmu; dążenie do ograniczenia wpływów kleru w życiu społecznym i politycznym; potocznie: wrogość, niechęć lub silny krytycyzm wobec kleru. Ta prosta definicja podana przez Encyklopedię katolicką (t. 1, kol. 715) wystarczy tu do omówienia naszego tematu, choć w praktyce zjawisko to jest znacznie bardziej skomplikowane.
Pan Jezus o prześladowaniach
Chrystus wyraźnie zapowiedział, że Jego wyznawcy będą prześladowani, i nie może to być dla nich zaskoczeniem, ponieważ sługa nie jest większy od swego pana. Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować (J 15,20). Św. Mateusz wiernie zapisał to Jezusowe przesłanie tak: Oto Ja was posyłam jak owce między wilki. […] Miejcie się na baczności przed ludźmi! Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować. Nawet przed namiestników i królów będą was wodzić z mego powodu, na świadectwo im i poganom. Brat wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony (Mt 10,16-18.21-22; por. Łk 21,12.16-17.19).
Wyznawców Pana Jezusa nie czeka zatem sielanka, gdy pójdą wiernie za Nim. Na górze błogosławieństw padły szokujące słowa: Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Błogosławieni jesteście, gdy [ludzie] wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie. Tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami (Mt 5,10-12).
Co więcej, nasz Nauczyciel oczekuje, że swoich prześladowców będziemy… miłowali! Słyszeliście, że powiedziano: “Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził”. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie, ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych (Mt 5,43-45).
A oto szczegółowa “instrukcja” Jezusa dla prześladowanych: Bądźcie roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie! […] Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak ani co macie mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić, gdyż nie wy będziecie mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was (Mt 10,16.19; por. Łk 21,14-15). I jeszcze podpowiedź: Gdy was prześladować będą w tym mieście, uciekajcie do innego (Mt 5,23).
Jaki jest sens prześladowań? Syn Boży wyjaśnił: Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa (Łk 21,13). Bo ludzie uwierzą komuś, kto za głoszoną i wyznawaną prawdę gotów jest cierpieć, a nawet oddać własne życie; sanguis martyrum semen christianorum est.
CV św. Pawła
Jeśli my, współcześni kapłani w Polsce, mówimy z niepokojem o narastającym antyklerykalizmie wobec nas, o dyskomforcie, jakiego doświadczamy chociażby w mass mediach (a na forach internetowych w szczególności), to św. Paweł pokazuje nam, jak niewiele to znaczy w stosunku do tego, co on musiał przecierpieć dla Pana Jezusa.

 

(…)
Jedno jest pewne: prześladowanie jest tylko tam, gdzie jest naśladowanie. Czyli: jeśli mnie księdza nikt nie prześladuje – to źle ze mną. I nie daj, Panie Boże, aby nam się za dobrze powodziło!

 

Skąd płynie wrogość wobec “umundurowanych” przedstawicieli Kościoła? Oddajmy głos świętym kapłanom:

Duchowieństwo skalane i nieczyste, przepełnione brudem przywar, skrępowane więzami grzechów, słuszne deptane jest przez ludzi jak nędzne błoto. Tacy duchowni nie są użyteczni ani dla siebie, ani dla drugich (św. Jan Kapistran; trudno wyrazić to bardziej dosadnie!).

 

Istnieją tacy pasterze, którzy pragną nazywać się pasterzami, ale obowiązków pasterzy wypełniać nie chcą (św. Augustyn).

 

Pasterz niech będzie roztropny w milczeniu, a pożyteczny w mówieniu; nie powinien rozgłaszać tego, o czym należałoby milczeć, ani zamilczać tego, co się powinno powiedzieć. Albowiem podobnie jak nierozważne słowo wprowadza w błąd, tak nieroztropne milczenie pozostawia w błędzie tych, którzy mogliby poznać prawdę. A tymczasem nierozważni pasterze w obawie przed utratą ludzkich względów często powstrzymują się od otwartego głoszenia tego, co słuszne. Nie strzegą owczarni – powiada Prawda – z gorliwością dobrych pasterzy, ale postępują jak najemnicy, uciekając w obliczu nadchodzącego wilka i zasłaniając się milczeniem (św. Grzegorz Wielki).

Nawet niewierzący oczekują, że kapłan będzie “inny” (= lepszy!) niż oni sami – powiedzmy otwarcie: ma być święty! Jeśli nie spełni tego oczekiwania, wyrażą to buntem, krytyką, wrogością lub zignorują duchownego, bo stwierdzą (nawet nie znając Pisma Świętego), że sól utraciła smak, a światło przestało świecić (por. Mt 5,13-16). Owszem, wszyscy wiedzą, że duchowni są z takiej samej gliny jak inni ludzie, ale jednak ze stawiania wysokich wymagań nie zrezygnują.
Szansa w antyklerykalizmie
Obnażenie naszej słabości, braku świętości to wielka szansa na nawrócenie, o ile tylko wystarczy nam pokory i konsekwencji w pracy nad sobą. Z kolei doświadczenie prześladowań (w jakiejkolwiek formie) w sytuacji, gdy nasz antyklerykał spotka autentycznego świadka Jezusowego – kogoś, kto Mistrza naprawdę naśladuje i Jego naukę wiernie, konsekwentnie oraz odważnie głosi – to wielka szansa, by takiemu człowiekowi udzielić pomocy!
Bo pomyślmy: jak bardzo musi cierpieć duchowo ktoś, kto nie usiedzi spokojnie w autobusie obok “czarnego”! Jak bardzo poranieni muszą być ci, którzy w obecności księdza niemal natychmiast ruszają do ataku z wszelkimi możliwymi i niemożliwymi argumentami! Warto wtedy przetrzymać ów atak emocji, zranień, zadawnionych grzechów, aby spokojnie i rzeczowo pokazać rozmówcy szansę uzdrowienia duchowego i drogi powrotu do Chrystusa oraz Jego Kościoła.
A jeśli to nasze nauczanie i styl prawdziwie kapłańskiego życia narażą nas na prześladowania “instytucjonalne”, na prawdziwe męczeństwo, nawet to związane z przelewem krwi, będzie to okazja do dawania świadectwa Temu, który nas powołał. Kleryk Jerzy Popiełuszko opisywał swemu seminaryjnemu ojcu duchowemu, jak dowódca plutonu znęcał się nad nim za to, że na palcu nosił mały różaniec, jak drwił z niego i jak kazał mu stać boso na mrozie ponad godzinę. W jego liście z lutego 1967 roku znajdziemy takie zdanie przyszłego Męczennika: Boże, jak się lekko cierpi, gdy się ma świadomość, że się cierpi dla Chrystusa.
Św. Jan Paweł II do młodych w Denver powiedział m.in.: Nie lękajcie się porzucić wygodnego, ustalonego sposobu życia, aby podjąć wyzwanie głoszenia Chrystusa (15 sierpnia 1993). O ileż bardziej Pan Jezus ma prawo wymagać tego od nas, swoich kapłanów!…

 

*  *  *
Ks. Aleksander Radecki – doktor teologii duchowości, duszpasterz, ojciec duchowny wrocławskiego seminarium. Autor wielu książek.
http://www.deon.pl/religia/wiara-i-spoleczenstwo/art,1176,antyklerykalizm-jest-blogoslawienstwem.html

_________________________________

Chcesz być szczęśliwy od zaraz? Jest jedyny sposób

Objawienia Maryi często wydają się tajemnicze. A przecież wszyscy mamy dostęp do treści tego, co chciała przekazać nam wszystkim. Poznaj 4 wypowiedzi, które umacniają naszą wiarę.

 

Wybraliśmy dla Was 4 cytaty, które pochodzą z czterech różnych objawień.

 

1. Nasza Pani z Lourdes do św. Bernadetty (1858 rok)

 

“Nie obiecuję ci szczęścia w tym świecie, ale w innym”.

 

Aby dowiedzieć się więcej o tym objawieniu, kliknij tutaj.

 

2. Nasza Pani z Guadalupe do św. Juana Diego (1531 rok)

 

“Jestem miłosierną matką – twoją i wszystkich mieszkańców tego kraju oraz wszystkich innych, którzy mnie kochają, ktorzy mnie wzywają i pokładają we mnie ufność”.

 

Więcej informacji o wizerunku Matki Bożej z Guadalupe znajdziesz tutaj.

3. Przesłanie Pani z La Salette do Melanie Calvat i Maximino Girauda (1846 rok)

 

“Trzeba się dobrze modlić, rano i wieczorem. Jeżeli nie macie czasu, odmawiajcie przynajmniej Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo, a jeżeli będziecie mogli, módlcie się więcej. Latem na Mszę Świętą chodzi zaledwie kilka starszych niewiast. Inni pracują w niedziele przez całe lato, a w zimie, gdy nie wiedzą, czym się zająć, idą na Mszę świętą jedynie po to, by sobie drwić z religii. W czasie Wielkiego Postu chodzą do rzeźni jak psy!”

 

Zobacz, co jeszcze Maryja powiedziała dzieciom w La Salette.

4. Orędzie Pani z Fatimy do bł. Hiacynty i Francisco Marto oraz Łucji dos Santos (1917 rok)
“Ofiarujcie się za grzeszników i mówcie często, zwłaszcza gdy będziecie ponosić ofiary: O Jezu, czynię to z miłości dla Ciebie, za nawrócenie grzeszników i za zadośćuczynienie za grzechy popełnione przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi”.
Przeczytaj więcej o objawieniu w Fatimie.
*  *  *
Gdyby ktoś chciał prześledzić wszystkie znane objawienia maryjne od początków chrześcijaństwa aż do końca XX w., musiałby, po pierwsze, wykazać się wielką cierpliwością, a po drugie, poświęcić na to niemało czasu. Było ich bowiem ponad 20 tys. W samym tylko dwudziestym stuleciu odnotowano ponad 400 objawień. Nie oznacza to jednak, że wszystkie zostały uznane przez Kościół za wiarygodne.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2377,4-wypowiedzi-maryi-podczas-objawien-cytaty.html
________________________________

Wizjonerzy czy szaleńcy?

Przewodnik Katolicki

Tam, gdzie Maryja czeka przy drzwiach

Wakacje na południu Europy. Wyczekane, zaplanowane. Wreszcie. Pakuję więc maskę do nurkowania, kremy z filtrem i różaniec – bez niego przecież nigdzie się nie ruszam. Jak się później okazało – w naszym wakacyjnym raju obowiązuje inna kolejność. Bóg jest na pierwszym miejscu. Woda i słońce oczywiście też są. Tylko, zgodnie ze słowami św. Augustyna, po prostu na swoim miejscu.

Gozo. Niewielka wyspa na Morzu Śródziemnym, 6 km od Malty. Jedynym sposobem dostania się na wyspę jest prom. Maleństwo – odległość pomiędzy skrajnymi punktami wyspy to zaledwie 15 km. Ale nie odległości robią największe wrażenie.
Szukając najpiękniejszych widoków i najbardziej słonecznych plaż, przejeżdża się przez wiele małych miasteczek. Wąskie uliczki, jednorodne domki. Podobne do siebie, pachnące kamieniem, spalone południowym słońcem. Niby zwyczajna zabudowa południa Europy. Ale jednak nie. Na frontowej ścianie niemalże każdego domu wykuta jest postać Maryi, św. Józefa lub całej Świętej Rodziny. Maleńki, jak wszystko tutaj, element frontowej ściany. Nie rzucający się w oczy, nie krzykliwy, nie kontrowersyjny. Piękny i naturalny jak wiatr na skalistym wybrzeżu.

 

Mieszkańcy Malty, podobnie jak Polacy, oddają cześć Matce Bożej.

(fot. Jacek Domański)
Xaghra – niewielka miejscowość na północno-wschodnim wybrzeżu Gozo. W niedzielę pojawia się problem ze znalezieniem informacji o godzinie Mszy Świętej w najbliższym kościele – większość stron internetowych jest w języku tutejszym. Jak się okazało, niepotrzebnie szukaliśmy. Kręte uliczki miasteczka zaprowadziły nas do kościoła w centrum (zupełnie innego niż pokazała wyszukiwarka).
Jedna Msza się kończyła, zaczynała się następna. Czekając na “naszą” słyszeliśmy scholę – młodzi ludzie grali na gitarach, dając przez to świadectwo swojej wiary. Zero fałszu. Ze świątyni wyszedł tłum ludzi. Kolejna Msza – znów mnóstwo ludzi (a takie małe miasto!). Tym razem nie schola, a chór uświetniał liturgię. Wszyscy mają na sobie ubrania godne świątyni – a przecież upał sięgający 50 stopni mógłby być rozgrzeszeniem… Nie tutaj.
Liturgia odprawiana była w języku lokalnym. Najbardziej utkwiło mi w pamięci słowo “Allah” (po polsku: Bóg). Z gestów do końca życia zapamiętam sposób w jaki kapłan w konfesjonale błogosławił udzielając rozgrzeszenia. Spokój i piękno tego gestu od razu skojarzyłam ze spokojem zachodu słońca obserwowanego przez Lazurowe Okno na wybrzeżu wyspy. Żadnego pośpiechu. Piękno, które uspokaja.
Jak się przekonaliśmy, kościoły żyją nie tylko w niedzielę. W zwykłe dni rano odprawiane są cztery Msze. I to wcale nie dla pojedynczych osób. Tu wiara jest naturalna jak fenek* na obiad.

 

Młoda Maltanka… (fot. Jacek Domański)

 

…i starsi mieszkańcy wyspy. (fot. Jacek Domański)

 

Na Malcie ludzie mają czas na wszystko. Nawet na karmienie ryb. (fot. Jacek Domański)
Wyjeżdżaliśmy z Malty tuż przed 15 sierpnia. Dla miejscowych, był to czas intensywnych przygotowań do świętowania Wniebowzięcia NMP (tutaj każdy odpust jest lokalnym świętem, połączonym z festynem i fajerwerkami). W Polsce 15 sierpnia na Jasną Górę wchodzą tłumy pielgrzymów. Na Malcie figurka Maryi jest niesiona po wąskich uliczkach miasteczek. Chyba, jako naród, jesteśmy do siebie podobni. Nie jest ważne kto do kogo przychodzi – liczy się spotkanie.

 

Na Malcie każdy odpust jest lokalnym świętem, połączonym z festynem i fajerwerkami.

(fot. Heini Samuelsen / Foter / CC BY-SA)
Kiedy nasz samolot lądował na Balicach wiedziałam jedno – wrócę na Gozo, wrócę na Maltę. Po to, żeby istnienie Boga było tak oczywiste jak sól w wodzie Morza Śródziemnego. Po to, żeby widzieć Maryję czekającą przy drzwiach domu. Po to, żeby gest błogosławieństwa kojarzył się ze spokojem zachodzącego słońca. Po to, żeby uwielbiać Boga pod postacią chleba na spalonych słońcem dłoniach Maltańczyków. Po to, żeby w ciemnościach nocy na wzgórzu zobaczyć napis w stylu tego, który wita wjeżdżających do Hollywood. Styl ten sam, ale litery inne – tworzą napis VIVA MARIJA. Zdrowaś Maryjo, łaski pełna… modlitwa sama ciśnie się na usta. I jest jak wiara Maltańczyków. Zwykła, piękna w swojej prostocie i naturalności. Obecna w każdym elemencie życia. Nie krzykliwa, nie kontrowersyjna, nie na pokaz. Warto tam pojechać, żeby się przekonać, że można tak żyć. Naprawdę można.

 

* – maltańskie danie tradycyjne (królik).

 

“…po to, żeby gest błogosławieństwa kojarzył się ze spokojem zachodzącego słońca…” (fot. Jacek Domański)

http://www.deon.pl/po-godzinach/podroze-wycieczki/art,466,tam-gdzie-maryja-czeka-przy-drzwiach.html

 

_________________________________

 

O autorze: Słowo Boże na dziś