Szukając szczęścia poza Bogiem, wybierasz zagubienie się i całkowitą utratę tożsamości, co jest właściwie równoznaczne z piekłem. _ Czwartek, 10 marca 2016 r.

Myśl dnia

Kto żyje w strachu, nigdy nie będzie wolny.

Horacy

 

Jeśli chcemy, by ludzie mówili prawdę, przede wszystkim

nauczmy się jej słuchać.

Samuel Johnson

milczenie-wyciszenie-622x420
Chryste, wierzę w Ciebie z całego serca, bo widzę, jak wielkie rzeczy czynisz dla mnie.
Wierzę Słowu, które do mnie kierujesz. Utwierdź mnie w wierze, abym ujrzał chwałę Bożą i w niej żył.
_________________________________________________________________________________________________

Słowo Boże

_________________________________________________________________________________________________

CZWARTEK IV TYGODNIA WIELKIEGO POSTU


PIERWSZE CZYTANIE  (Wj 32,7-14)

Mojżesz wstawia się za ludem

Czytanie z Księgi Wyjścia.

Pan rzekł do Mojżesza: „Zstąp na dół, bo sprzeniewierzył się lud twój, który wyprowadziłeś z ziemi egipskiej. Bardzo szybko odwrócili się od drogi, którą im nakazałem, i utworzyli sobie posąg cielca ulany z metalu i oddali mu pokłon, i złożyli mu ofiary, mówiąc: «Izraelu, oto twój bóg, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej»”.
I jeszcze powiedział Pan do Mojżesza: „Widzę, że lud ten jest ludem o twardym karku. Zostaw Mnie przeto w spokoju, aby rozpalił się gniew mój na nich. Chcę ich wyniszczyć, a ciebie uczynić wielkim ludem”.
Mojżesz jednak zaczął usilnie błagać Boga swego, Pana, i mówić: „Dlaczego, Panie, płonie gniew Twój przeciw ludowi Twemu, który wyprowadziłeś z ziemi egipskiej wielką mocą i silną ręką? Czemu to mają mówić Egipcjanie: «W złym zamiarze wyprowadził ich, chcąc ich wygubić w górach i wygładzić z powierzchni ziemi». Odwróć zapalczywość Twego gniewu i zaniechaj zła, jakie chcesz zesłać na Twój lud. Wspomnij na Abrahama, Izaaka i Izraela, Twoje sługi, którym przysiągłeś na samego siebie, mówiąc do nich: «Uczynię potomstwo wasze tak liczne jak gwiazdy niebieskie, i całą ziemię, o której mówiłem, dam waszym potomkom, i posiądą ją na wieki»”.
Wówczas to Pan zaniechał zła, jakie zamierzał zesłać na swój lud.
Oto słowo Boże.


PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 106,19-20.21-22.23)

Refren: Przebacz, o Panie, swojemu ludowi.

U stóp Horebu zrobili cielca *
i pokłon oddawali bożkowi odlanemu ze złota.
I zamienili swą chwałę *
na podobiznę cielca jedzącego siano.

Zapomnieli Boga, który ich ocalił, *
który wielkich rzeczy dokonał w Egipcie,
rzeczy przedziwnych w krainie Chama, *
zdumiewających nad Morzem Czerwonym.

Postanowił ich zatem wytracić, *
gdyby nie Mojżesz, Jego wybraniec;
on wstawił się do Niego, *
aby odwrócił swój gniew, by ich nie niszczył.


ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Ez 18,31)

Aklamacja: Chwała Tobie, Królu wieków.

Odrzućcie od siebie wszystkie grzechy
i utwórzcie sobie nowe serca i nowego ducha.

Aklamacja: Chwała Tobie, Królu wieków.


EWANGELIA  (J 5,31-47)

Nie chcecie przyjść do Mnie, aby mieć życie

Słowa Ewangelii według świętego Jana.

Jezus powiedział do Żydów:
„Gdybym Ja wydawał świadectwo o sobie samym, sąd mój nie byłby prawdziwy. Jest przecież ktoś inny, kto wydaje sąd o Mnie; a wiem, że sąd, który o Mnie wydaje, jest prawdziwy.
Wysłaliście poselstwo do Jana i on dał świadectwo prawdzie. Ja nie zważam na świadectwo człowieka, ale mówię to, abyście byli zbawieni. On był lampą, co płonie i świeci, wy zaś chcieliście radować się krótki czas jego światłem.
Ja mam świadectwo większe od Janowego. Są to dzieła, które Ojciec dał Mi do wykonania; dzieła, które czynię, świadczą o Mnie, że Ojciec Mnie posłał. Ojciec, który Mnie posłał, On dał o Mnie świadectwo. Nigdy nie słyszeliście ani Jego głosu, ani nie widzieliście Jego oblicza; nie macie także słowa Jego, trwającego w was, bo wyście nie uwierzyli w Tego, którego On posłał.
Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne: to one właśnie dają o Mnie świadectwo. A przecież nie chcecie przyjść do Mnie, aby mieć życie.
Nie odbieram chwały od ludzi, ale wiem o was, że nie macie w sobie miłości Boga. Przyszedłem w imieniu Ojca mego, a nie przyjęliście Mnie. Gdyby jednak przybył kto inny we własnym imieniu, to byście go przyjęli. Jak możecie uwierzyć, skoro od siebie wzajemnie odbieracie chwałę, a nie szukacie chwały, która pochodzi od samego Boga?
Nie mniemajcie jednak, że to Ja was oskarżę przed Ojcem. Waszym oskarżycielem jest Mojżesz, w którym wy pokładacie nadzieję. Gdybyście jednak uwierzyli Mojżeszowi, to byście i Mnie uwierzyli. O Mnie bowiem on pisał. Jeżeli jednak jego pismom nie wierzycie, jakże moim słowom będziecie wierzyli?”
Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

Świadectwo

Dalszy ciąg kontrowersji po uzdrowieniu chorego. Nie trzeba było dokładnie badać Pisma, aby wiedzieć się, że zgodnie z Prawem Mojżesza w każdej sprawie potrzeba było dwu świadków. Jezus po tym, jak nazwał Boga swoim Ojcem, czyni zadość tej tradycji, a jeszcze bardziej ludzkiej zawziętości. Powołuje On niezwykłych świadków: Jana Chrzciciela, czyny, których dokonuje, Pisma (=Stary Testament) i Boga samego. Na tym jednak nie poprzestaje, gdyż pokazuje, jak każdy z tych świadków daje o Nim świadectwo. Największym z nich jest świadectwo Ojca, które powinno być odczytane w słowach Pisma i dostrzeżone w dziełach. Na to wskazywał Jan Chrzciciel, a wcześniej Mojżesz. Okazało się jednak, że to było za mało.

Chryste, wierzę w Ciebie z całego serca, bo widzę, jak wielkie rzeczy czynisz dla mnie. Wierzę Słowu, które do mnie kierujesz. Utwierdź mnie w wierze, abym ujrzał chwałę Bożą i w niej żył.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2016”

  1. Mariusz Szmajdziński
    Edycja Świętego Pawła

 

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

______________________________

Modlitwa w drodze

Dzień powszedni

0,22 / 11,43

Wielki Post to czas łaski od Boga. Słowo, które usłyszysz, jest ci dane jako dar – pokarm na kolejny dzień tego ważnego czasu. Jest to słowo świadectwa. Posłuchaj uważnie, o czyim świadectwie mówi Jezus.

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Jana
J 5,31 – 47
Jezus powiedział do Zydów: «Gdybym Ja wydawał świadectwo o sobie samym, sąd mój nie byłby prawdziwy. Jest przecież ktoś inny, kto wydaje sąd o Mniej a wiem, że sąd, który o Mnie wydaje jest prawdziwy. Wysłaliście poselstwo do Jana i on dał świadectwo prawdzie. Ja nie zważam na świadectwo człowieka, ale mówię to, abyście byli zbawieni. On był lampą, co płonie i świeci, wy zaś chcieliście radować się krótki czas jego światłem. Ja mam świadectwo większe od Janowego. Są to dzieła, które Ojciec dał Mi do wykonania; dzieła, które czynię, świadczą o Mnie, że Ojciec Mnie posłał. Ojciec, który Mnie posłał, On dał o Mnie świadectwo. Nigdy nie słyszeliście ani Jego głosu, ani nie widzieliście Jego oblicza; nie macie także słowa Jego, trwającego w was, bo wyście nie uwierzyli w Tego, którego On posłał. Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne: to one właśnie dają o Mnie świadectwo. A przecież nie chcecie przyjść do Mnie, aby mieć życie. Nie odbieram chwały od ludzi, ale wiem o was, że nie macie w sobie miłości Boga. Przyszedłem w imieniu Ojca mego, a nie przyjęliście Mnie. Gdyby jednak przybył kto inny we własnym imieniu, to byście go przyjęli. Jak możecie uwierzyć, skoro od siebie wzajemnie odbieracie chwałę, a nie szukacie chwały, która pochodzi od samego Boga? Nie mniemajcie jednak, że to Ja was oskarżę przed Ojcem. Waszym oskarżycielem jest Mojżesz, w którym wy pokładacie nadzieję. Gdybyście jednak uwierzyli Mojżeszowi, to byście i Mnie uwierzyli. O Mnie bowiem on pisał. Jeżeli jednak jego pismom nie wierzycie, jakże moim słowom będziecie wierzyli?»

W usłyszanych słowach Jezusa możesz najpierw zwrócić uwagę na Jana Chrzciciela dającego świadectwo prawdzie. Jan wskazał na Chrystusa jako Mesjasza posłanego od Boga. Pomyśl, kto był, a może jest, twoim Janem Chrzcicielem, który wskazał ci prawdę o Jezusie i Jego miłości do ciebie.

W dalszej części Ewangelii Jezus wskazuje na świadectwo Ojca, które jest większe od świadectwa człowieka. Świadectwem Ojca są dzieła, które dał do wykonania Jezusowi. Również dziś Bóg działa w twoim życiu. Czy dostrzegasz Jego żywą, realną obecność? Jakie wydarzenie w ostatnim czasie świadczy o tym, że Bóg jest przy tobie, troszczy się o ciebie? Postaraj się przypomnieć sobie te momenty, w których doświadczyłeś Jego pomocy.

Jest wielu ludzi, którzy nie chcą przyjść do Jezusa, by mieć życie. Poszukują szczęścia poza Bogiem. Pokładają swoją nadzieję w rzeczach, przyjemnościach, pieniądzach. W swoim „Dzienniczku” święta Siostra Faustyna zapisała takie wyznanie Jezusa: „Niech pokładają nadzieję w miłosierdziu Moim najwięksi grzesznicy. Oni mają prawo przed innymi do ufności w przepaść miłosierdzia Mojego. (…) Rozkosz Mi sprawiają dusze, które się odwołują do Mojego miłosierdzia. Takim duszom udzielam łask ponad ich życzenia” (Dz. 1146).

Jezus powiedział do Zydów: «Gdybym Ja wydawał świadectwo o sobie samym, sąd mój nie byłby prawdziwy. Jest przecież ktoś inny, kto wydaje sąd o Mniej a wiem, że sąd, który o Mnie wydaje jest prawdziwy. Wysłaliście poselstwo do Jana i on dał świadectwo prawdzie. Ja nie zważam na świadectwo człowieka, ale mówię to, abyście byli zbawieni. On był lampą, co płonie i świeci, wy zaś chcieliście radować się krótki czas jego światłem. Ja mam świadectwo większe od Janowego. Są to dzieła, które Ojciec dał Mi do wykonania; dzieła, które czynię, świadczą o Mnie, że Ojciec Mnie posłał. Ojciec, który Mnie posłał, On dał o Mnie świadectwo. Nigdy nie słyszeliście ani Jego głosu, ani nie widzieliście Jego oblicza; nie macie także słowa Jego, trwającego w was, bo wyście nie uwierzyli w Tego, którego On posłał. Badacie Pisma, ponieważ sądzicie, że w nich zawarte jest życie wieczne: to one właśnie dają o Mnie świadectwo. A przecież nie chcecie przyjść do Mnie, aby mieć życie. Nie odbieram chwały od ludzi, ale wiem o was, że nie macie w sobie miłości Boga. Przyszedłem w imieniu Ojca mego, a nie przyjęliście Mnie. Gdyby jednak przybył kto inny we własnym imieniu, to byście go przyjęli. Jak możecie uwierzyć, skoro od siebie wzajemnie odbieracie chwałę, a nie szukacie chwały, która pochodzi od samego Boga? Nie mniemajcie jednak, że to Ja was oskarżę przed Ojcem. Waszym oskarżycielem jest Mojżesz, w którym wy pokładacie nadzieję. Gdybyście jednak uwierzyli Mojżeszowi, to byście i Mnie uwierzyli. O Mnie bowiem on pisał. Jeżeli jednak jego pismom nie wierzycie, jakże moim słowom będziecie wierzyli?»

Poproś Jezusa, aby pomógł ci zobaczyć Jego obecność i miłość w twoim życiu. Niech to doświadczenie będzie dla ciebie źródłem odwagi do dawania świadectwa wiary w Niego w twojej codzienności.

_________________________________________________________________________________________________

Świętych Obcowanie

_________________________________________________________________________________________________

10 marca

 

Święty Symplicjusz I Święty Symplicjusz I, papież
Świętych Czterdziestu Męczenników z Sebasty Świętych Czterdziestu Męczenników z Sebasty
Święty Makary Święty Makary, biskup

 

 

Ponadto dziś także w Martyrologium:

W Bobbio, w północnych Włoszech – św. Attali, opata. W Luxeuil przystał do św. Kolumbana. Gdy wielki mnich-wędrowiec opuszczał tę fundację, Attala miał tam pozostać jako jego następca, ale uczeń przedkładał nad tę godność towarzyszenie mistrzowi. Jego następcą został dopiero w Bobbio. Tam też zmarł w roku 626. Jonasz z Bobbio opowiada nam o nim w Żywocie Kolumbana.

W Glasgow, w Szkocji – św. Jana Ogilvie, męczennika. Wywodził się ze środowiska zagorzałych kalwinów, ale w czasie studiów przeszedł na katolicyzm i wkrótce potem wstąpił do jezuitów. Kształcił się następnie w Lowanium, Brnie i Ołomuńcu. W roku 1610 otrzymał święcenia i w trzy lata później wrócił po kryjomu do kraju. Ujęty w roku następnym, przechodził ciężkie tortury, które opisał w swej Relatio incarcerationis. Gdy mając 36 lat wstępował z uśmiechem na szubienicę, na pamiątkę rzucił gapiom swój różaniec. Ugodzony nim został potem – jak Jan – gorliwym konwertytą. Męczennika beatyfikował w roku 1929 Pius XI.

W Paryżu – św. Eugenii Milleret. Była bardzo zdolna, m.in. zdobyła wykształcenie teologiczne. Założyła zgromadzenie pod wezwaniem Wniebowzięcia N.M.P., które gdzieniegdzie zwą asumpcjonistkami. Zmarła w roku 1898. Beatyfikował ją w roku 1975 Paweł VI.

oraz:

św. Droktoweusza, opata (+ ok. 580); świętych męczenników Kajusa i Aleksandra (+ II w.); św. Makarego, biskupa, patriarchy Jerozolimy (+ 335); bł. Piotra od Jeremiasza, zakonnika (+ 1452)

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/03-10.php3

_________________________________________________________________________________________________

Czytelnia

_________________________________________________________________________________________________

Zamordowano teologa, który brał udział w Synodzie

Z rąk dwóch nieznanych sprawców zginął 9 marca o Antonio Moser – franciszkanin, czołowy brazylijski teolog-moralista, który był m.in. jednym z ekspertów ubiegłorocznego Synodu Biskupów nt. rodziny.

 

Do zbrodni doszło ok. godz. 6.10 rano czasu miejscowego w Rio de Janeiro. Według zeznań różnych świadków, dwaj zamaskowani zamachowcy, jadący na motocyklu, strzelili kilka razy do zakonnika, po czym natychmiast odjechali. Ciężko ranny franciszkanin próbował jeszcze zatrzymać przejeżdżający samochód, ale niemal natychmiast zmarł, mimo udzielonej mu pomocy.

 

O. Moser miał 75 lat i należał do najwybitniejszych teologów swego kraju ostatnich dziesięcioleci, był specjalistą od bioetyki. Mieszkał w Petrópolis w górskiej części stanu Rio de Janeiro. W dniu, w którym go zastrzelono, udawał się do São Paulo, gdzie miał uczestniczyć w programie “Em Pauta”, nadawanym przez telewizję katolicką Canção Nova, w której był prezenterem.

 

Zmarły był znanym w kraju prelegentem i uczestnikiem wielu konferencji naukowych, autorem licznych artykułów, napisał 27 książek i był współautorem wielu innych. Mając rozległą wiedzę teologiczną wykładał teologię moralną i bioetykę we Franciszkańskim Instytucie Teologicznym w Petrópolis i dyrektorem wydawnictwa “Vozes” (Głosy). Prowadził też ożywioną działalność duszpasterską w tym mieście, będąc proboszczem miejscowej parafii św. Klary i dyrektorem Ośrodka Wychowawczego “Ziemia Święta”.

 

Na wieść o tragedii jego współbrat zakonny – Luiz Flávio Cappio, który jest biskupem diecezji Barra (stan Bahia), powiedział, że o. Antonio “potrafił w swych książkach popularyzować teologię moralną w świetle Vaticanum II”.

 

Wiadomość o zamordowaniu niezwykle zaangażowanego i popularnego kapłana wywołała tak wielkie poruszenie wśród miejscowych mieszkańców, że burmistrz Petrópolis zarządził trzydniową żałobę w mieście.

 

Również Krajowa Konferencja Biskupów Brazylii (CNBB) wyraziła głęboki żal i smutek z powodu tragedii. “Życie o. Antônio Mosera było bogate i owocne” – powiedział biskup pomocniczy Brasilii i sekretarz generalny episkopatu Leonardo Steiner. Przypomniał, że zakonnik współpracował z Konferencją, pomagając jej w wypracowywaniu tekstów i refleksji teologicznej, szczególnie w zakresie teologii moralnej”. “CNBB jest wdzięczna za tę pomoc i prosi miłosiernego Ojca, aby przyjął tego brata mniejszego do ostatecznego Królestwa. Niechaj mu świeci światło wiekuiste” – oświadczył biskup.

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,25342,zamordowano-teologa-ktory-bral-udzial-w-synodzie.html

________________________________________________________

Wyjątkowa modlitwa Jana Pawła II do s. Faustyny

WAM

Jan Paweł II był wielkim propagatorem misji świętej s. Faustyny. Zobacz modlitwę, którą papież zawierzył się orędowniczce Bożego Miłosierdzia.

 

Modlitwa zawierzenia papieża św. Jana Pawła II

 

Święta Faustyno, darze Boga dla naszej epoki, darze polskiej ziemi dla całego Kościoła, wyjednaj nam, abyśmy mogli pojąć głębię Bożego Miłosierdzia, pomóż nam, abyśmy osobiście go doświadczyli i świadczyli o nim braciom. Twoje orędzie światłości i nadziei niech się rozprzestrzenia na całym świecie, niech przynagla grzeszników do nawrócenia, niech uśmierza spory i nienawiści, niech uzdolnia ludzi i narody do czynnego okazywania braterstwa. My dzisiaj, wpatrując się razem z Tobą w oblicze zmartwychwstałego Chrystusa, powtarzamy Twoją modlitwę ufnego zawierzenia i mówimy z niezłomną nadzieją: “Jezu, ufam Tobie”.

 

Modlitwa pochodzi z książki: Święta siostra Faustyna. Modlitewnik

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2395,wyjatkowa-modlitwa-jana-pawla-ii-do-s-faustyny.html

_____________________________

“Duch Święty rozdziela swoje dary, nie zważając na płeć”

We wtorek wieczorem, nawiązując do dnia kobiet, o. Ronchi odniósł się do faktu, że na rekolekcjach dla Papieża i Kurii Rzymskiej obecni są tylko mężczyźni.

 

– Nie jest to normalne, trzeba przyznać – stwierdził. – Musimy zdać sobie sprawę z tej próżni, która nie odpowiada rzeczywistości ludzkości i Kościoła.
Zdaniem papieskiego rekolekcjonisty nie tak było w Ewangelii, gdzie wiele kobiet podążało za Jezusem i posługiwało Mu. – A w naszym towarzystwie ich nie widzę – dodał włoski serwita. Kanwą jego refleksji było spotkanie Jezusa z jawnogrzesznicą.
– Czasami się zastanawiam, co w nas budzi tak wielki lęk, że musimy zachowywać dystans względem takiej kobiety i innych kobiet. Jezus był, w pełnej wolności, obojętny na przeszłość osoby, na jej płeć. On nie posługuje się kategoriami i stereotypami. Myślę, że również Duch Święty rozdziela swoje dary, nie zważając na płeć poszczególnych osób – mówił o. Ronchi.

http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,4054,duch-swiety-rozdziela-swoje-dary-nie-zwazajac-na-plec.html

_______________________________

“Kościół musi umieć się wycofać”

Kościół musi umieć się wycofać, stawiać w świetle reflektorów nie siebie, ale Boga – usłyszał we wtorek rano Franciszek podczas kolejnego rozważania rekolekcji wielkopostnych.

Przeżywa je wraz ze swymi współpracownikami w Ariccii pod Rzymem. Tegoroczny rekolekcjonista o. Ermes Ronchi skupia się w swych medytacjach na pytaniach Ewangelii. Dziś przytoczył pytania skierowane przez Jezusa do apostołów: “Za kogo uważają Mnie ludzie?”, “A wy za kogo Mnie uważacie?”.
Pierwsze pytanie, jak zauważył włoski zakonnik, jest dla apostołów ostrzeżeniem, by nie liczyli się za bardzo z opinią ludzi. Drugie natomiast przypomina słowa zakochanych: Kim jestem dla ciebie? Jezus nie indoktrynuje swych uczniów i nie oczekuje też od nich formułek. Chce odpowiedzi, które wypływają z wnętrza. Odpowiedź Piotra: “Ty jesteś Synem Boga żywego” jest sensowną prawdą tylko wtedy, gdy Chrystus żyje w nas, bo nasze serce, jak zauważył, może być dla Boga kolebką albo grobem.
“Pomyślcie o pięknie Kościoła, który, tak jak my przez te dni, stawia w świetle reflektorów nie siebie, lecz [Kogoś] Innego, [Boga] – mówił o. Ronchi. – Pod tym względem wiele zostało jeszcze do zrobienia. Trzeba się umniejszać. A Jezus nie mówi: bierzcie mój krzyż, ale swój. Każdy swój krzyż. Marzeniem Boga nie jest umęczona rzesza mężczyzn, kobiet i dzieci, każdy ze swym krzyżem na ramionach, ale ludzie idący do życia dobrego, radosnego i kreatywnego. Życia, za które płaci się wysoką cenę w postaci zaangażowania i wytrwałości. Ale jest to też cena słodka: światłość. Trzeciego dnia zmartwychwstanie” – powiedział o. Ronchi.
http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,4051,kosciol-musi-umiec-sie-wycofac.html
_______________________________

“Kościół nie powinien się obawiać przejrzystości”

Nic tak bardzo nie rani i tak bardzo nie gniewa wiernych, jak przywiązanie duchowieństwa do pieniędzy – usłyszał Papież od swego rekolekcjonisty.

 

Wraz z kierownictwem Kurii Rzymskiej przebywa on na rekolekcjach wielkopostnych. Rozważania oparte na pytaniach Ewangelii tym razem odnosiły się do słów Jezusa poprzedzających cudowne rozmnożenie chleba i ryb: “Ile macie chlebów? Idźcie i zobaczcie”.
Zdaniem o. Ermesa Ronchiego słowa te pokazują, w jaki sposób apostołowie mają się obchodzić z majątkiem: przejrzyście i z gotowością do dzielenia się z innymi. – My tymczasem ukrywamy się za zasłoną dymną i wymijającymi odpowiedziami, które naruszają zaufanie i wiarygodność – powiedział włoski kaznodzieja. W mocnych, niemal prowokacyjnych słowach przypomniał o pladze biedy. – Są ludzie tak głodni, że dla nich Bóg nie może mieć innej postaci, jak tylko chleba – powiedział. Stwierdził, że życie rozpoczyna się od głodu. – A jeśli się rozejrzymy wokoło, zobaczymy oblężenie ubogich, miliony wyciągniętych dłoni, które proszą o coś do jedzenia, a nie o religijne definicje.
– Od wszystkich swych uczniów, również dzisiaj, również ode mnie, Jezus oczekuje tej kontroli: Co masz? Ile pieniędzy, ile domów? Jaki standard życia? Idźcie i zobaczcie, sprawdźcie. Ile samochodów, ile klejnotów w postaci krzyżyków czy pierścieni? Kościół nie powinien się obawiać przejrzystości, nie powinien się lękać jasności w sprawie swych chlebów i ryb. Pięć chlebów, dwie ryby – powiedział o. Ronchi.

http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,4053,kosciol-nie-powinien-sie-obawiac-przejrzystosci.html

___________________________________

Kilka rad od pastora dla katolików

Na dobre jesteśmy już w Wielkim Poście. Ze “środowego popiołu” śladu nie ma, włosy wróciły do dawnego blasku, czoła elegancko wymyte. Życie toczy się dalej. Pewnie zwolni lekko na okoliczność rekolekcji i być może spowiedzi.

 

Ani się nie obrócimy, a tu znowu trzeba będzie narwać bukszpanu, przyozdobić koszyczek i lecieć ze święconką. Potem Triduum i po świętach. Czterdzieści dni minęło jak jeden dzień.
Ostatnio zatrzymała mnie lektura tekstu pastora z Baltimore Thomasa Chistiansona. Ów człowiek pisze na swoim blogu, że wprawdzie jego Kościół nie uznaje “instytucji” Wielkiego Postu, on jednak zamierza podjąć tradycyjną chrześcijańską praktykę pokutną. Nie zaszkodzi, a pomóc może, złośliwi by dodali.
Cieszy mnie pragnienie baltimorskiego pastora. O wiele bardziej jednak ucieszyłem się, czytając, jak opisuje on rzeczywistość postu. Jest w nim bowiem prostota i zapał człowieka odkrywającego wartość rzeczywistości, która przez katolików bywa przeżywana bez większych emocji.
Post to przypomnienie
Thomas Chistianson rozpoczyna swój felieton od pokazania, że pościć można od wielu rzeczy, że odnosi się on nie tylko do potraw mięsnych i słodyczy. Ujawnia dalej, że post, jakiego się podjął, został “skrojony na miarę”. A gotowy “produkt” wygląda tak, że nasz pastor na czas 40 dni zrezygnuje z elektronicznych gadżetów, żadnych gier komputerowych, a i o serialach nie chce słyszeć przez najbliższe tygodnie. Dodatkowo wyznaczył sobie kilka dni, w których zupełnie powstrzyma się od pokarmów. Muszę przyznać, ambitny plan.
Nie chodzi tu jednak o sport ekstremalny, jak zaznacza Christianson. “Nie pozbawiam się elektronicznych gadżetów i wylegiwania się w łóżku, dlatego że jestem jakąś straszną osobą, zasługującą na karę. Nie uprawiam jakiejś współczesnej wersji biczowania, by udowodnić swoją religijność”. Post dla pastora z Baltimore to raczej “tworzenie przestrzeni do refleksji nad sobą i przeorientowania wiary w świecie, w którym konsumpcja bezlitośnie nas pochłania”.
Jak pisze Christianson: “Jeśli rezygnujesz z czekolady, ulubionych potraw lub codziennego sarkazmu, to mówisz Bogu: Jesteś większy niż te rzeczy. I nie jest to przypomnienie dla Boga, ale dla Ciebie, człowiecze”.
Post nie może być pyszny
Dynamika życia duchowego to złożona rzeczywistość, a podejmowanie praktyk pokutnych otwiera nas na jej działanie. Poszczenie może budzić subtelne poczucie wyższości. Jezus przestrzega przed tym, mówiąc “Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam: już odebrali swoją nagrodę” (Mt, 6-16).
Paradoksalnie okazać się może, że praktyki pokutne zamiast naprawiać, psują mnie bardziej. Warto, jak sugeruje Christianson, by ludzie, widząc nasze postne zaangażowanie, pytali raczej “Co cię trzyma w tak dobrej kondycji?” niż “Co w ciebie wstąpiło?”.
Post i dobre zwyczaje
W Ewangelii św. Mateusza Jezus przestrzega, że nie wystarczy tylko pozbyć się złego ducha i wysprzątać duchowe mieszkanie. Konieczne jest zaproszenie do nowego miejsca Ducha dobrego. W przeciwnym razie zły powróci do nas jeszcze silniejszy.

 

Na tę prawdę zwraca uwagę Thomas Christianson, trafnie wskazując: “Kiedy zrezygnowałem z elektronicznych gadżetów, oglądania seriali, ucinania sobie drzemek, to zaoszczędzony czas poświęciłem na lekturę wartościowych książek”. Pastor z Baltimore dodaje również: “Jeśli porzucasz sarkastyczny język i sceptycyzm, to zastąp to życzliwością i optymizmem. Jeśli pościsz od jedzenie, przeznacz czas poświęcony na posiłek modlitwie lub dobremu spotkaniu z bliskimi”.
Porzucenie jednej rzeczy może być szansą, by podjąć coś lepszego, zdrowszego, dającego więcej życia.
Post skupia na Bogu
Ostatecznie, jak zauważa autor felietonu, post musi prowadzić do bliższej relacji z Jezusem. Nie może on być formą karania samych siebie, dla spłacenia Bogu długu. Post pozwala zbudować dobre praktyki codziennej modlitwy i lektury wartościowych treści. Umożliwia również wsłuchanie się w głos Pan, by usłyszeć to, czego On od nas pragnie w danym momencie naszego życia.
Post jest szansą, jak podkreśla Christianson, na to, by Boga spotkać i pozwolić Mu, by nas przemienił.

 

Życzę pastorowi błogosławionego Wielkiego Post, ufając, że jego tekst zainspiruje wielu do nowego spojrzenia na przeżywany okres w Kościele.

 

 

Jarosław Mikuczewski SJ – redaktor DEON.pl

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2353,kilka-rad-od-pastora-dla-katolikow.html

___________________________________

Zemsta. Łatwiej jest nienawidzić niż kochać?

Nienawiść i zemsta wydają się często prostsze i bardziej bezpośrednie niż cierpliwość miłości i przebaczenia. Od pierwszej chwili łatwiej jest nienawidzić niż kochać. Ale czy na pewno? Jest kilka powodów, które pozwalają w to wątpić.

Dialektyka pułapki zastawionej na siebie samego, ofiary i kata, nie ma końca. Zemsta prowokuje destrukcyjną wspinaczkę, której końca nie widać, ponieważ mściwość rzadko daje się kontrolować, a gniew w człowieku staje się częścią nieskończoności jego ducha. Zemścić się to zamknąć się w sobie i w przeszłości; a więc zanegować dwojaki autorytet właściwy człowiekowi: drugiego człowieka i czas. Krótko trwa satysfakcja z zemsty, której motorem jest nienawiść. Jak przypomina Baudelaire: “Nienawiść napotkał ten los niewesoły, że nie dane jej nigdy – wyspać się pod stołem!”
Jak zmierzyć dawkę zemsty potrzebną do ukojenia rany? Zresztą gniew, który kieruje zemstą, jest często odruchem ślepym, ponieważ wynika z zaślepienia.
“Większym jest cierpienie z powodu niesprawiedliwości niż jej popełnienie”, mówił św. Augustyn. A więc także i tutaj Nietzsche się myli: najsłabszymi nie są ci, których on za takich uważa. Przebaczenie jest bardziej aktywne niż reaktywne. Rozbroić własną nienawiść, uzbroić się w miłość to rewolucja, stworzenie (albo odtworzenie) wewnętrzne o wiele bardziej niezwykłe niż podporządkowanie naszym wojennym zapałom. Pierwszym krokiem ku przebaczeniu jest więc odrzucenie – decyzja o odrzuceniu – odwetu.
Tak więc pseudorozwiązanie zemsty przypomina trupa, o którym mówi Eugène Ionesco w sztuce Amédée, albo jak się go pozbyć? Ten trup, symbol umierającej miłości, nie przestaje rosnąć w miarę, jak para bohaterów zapomina o miłości i pogrąża się w nieporozumieniach, które są przyczyną odmowy przebaczenia. Mówiąc o zmarłym Madeleine potwierdza: “Gdyby nam wybaczył, nie rósłby już. Skoro ciągle rośnie… to dlatego, że ma jeszcze jakieś pretensje. Nie przestał mieć nam za złe”.

 

Należy odejść od łatwego rozwiązania, jakim jest zemsta, która zaspokaja jedynie nasze “ja” w jego bezpośrednich regresywnych odruchach. Daremność zemsty potwierdza więc, jako przeciwieństwo, istnienie elementarnej potrzeby przebaczenia. I nie zapominajmy, że zakończenie sztuki Ionesco, skoro nie jest zwyczajne i choćby nie wiem jak było niedoskonałe, nie jest nienaturalne: odlot trupa jest oswobodzeniem dla szalonej miłości. Ionesco potwierdził to na końcu przedstawienia: “Wszyscy byli szczęśliwi”, z “winy wypływa ocalenie”.

 

Więcej w książce: “Czy możliwe jest przebaczenie”? – Pascal Ide.

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/poradnia/art,155,zemsta-latwiej-jest-nienawidzic-niz-kochac.html

______________________________

Ludzi nie można zmienić, myślenie o nich – tak

Istnieją okoliczności, które wymykają się ludzkiej kontroli i są przeszkody, które stają na drodze i których nie sposób pokonać. Przeszkody te powinny nas uczyć, że czasami trzeba przestać o coś zabiegać, do czegoś dążyć i zacząć żyć w sposób prosty.

 

Największym wrogiem miłości są wrogie myśli: Produkuj ą one negatywne emocje. Wzniecają złość, ponieważ człowiek trwa niewzruszenie w swoich racjach. Negatywne emocje wynikają z krótkowzrocznej logiki, która podpowiada, że są uprawnione, bo drugi człowiek nie jest taki, jaki chcielibyśmy, żeby był. Znajdują one swoje wytłumaczenie w tym, że druga osoba nie spełnia naszych oczekiwań, w związku z czym mamy prawo do wyrażania irytacji, złości i rozczarowania. Ktoś, kto przybiera taką postawę, uważa, że nieustannie musi być czujny i musi ciągle starać się oddziaływać na świat zewnętrzny tak dalece, jak to tylko możliwe, żeby w pełni decydować o własnym życiu.

Próbuj ograniczać złość i gniew, ponieważ te emocje źle wpływają na twój nastrój, mogą tobą zawładnąć, zatruć twe serce oraz twoje relacje z drugim człowiekiem. Nasza mentalność ofiary każe nam szukać zawsze kozła ofiarnego: Jeśli nie dostajemy awansu w pracy, pochwały za osiągnięcie, nagrody za dobry czyn lub nie doznajemy pomocy ze strony innych ludzi, natychmiast wietrzymy w tym niesprawiedliwość. “Dlaczego spotyka to właśnie mnie?” albo “Dlaczego to on, a nie ja?” – to myśli, które u wielu osób pojawiają się niemal automatycznie, jeśli ktoś inny dostał więcej. Czujemy się wtedy ofiarami losu i źle mówimy o tych, którzy rzekomo lepiej zdołali się ustawić.

Naucz się myśleć sercem. Wtedy zrozumiesz, że nie jest dane nam, ludziom, decydować o biegu życia. Możemy tylko za życiem podążać. Bądź pokorny wobec życia.

Przekonanie, Ze ciężka praca zawsze zostaje nagrodzona sprawia, że racjonalnie myślące osoby, które tak uważają, traktują życie jako przestrzeń ścierających się z sobą wrogich sił. Wszystko, co takie osoby czynią, jest dla nich próbą sił – przynajmniej pozornie próbują one w ten sposób stworzyć pewne ramy porządku. Rozum podpowiada przecież, że jeśli pracuje się ciężej niż inni, można odkroić sobie większy kawałek ciasta… Takie rozumowanie wyklucza jednak sposób widzenia świata, właściwy naszemu sercu. Serce radzi nam na przykład, żebyśmy spokojnie, bez obawy obierali cele skromniejsze od naszych możliwości. Żebyśmy raczej współpracowali, niż konkurowali, a naszą uwagę kierowali bardziej na pozytywne wspomnienia i pozytywne wyobrażenia. Nasza inteligencja serca podpowiada nam, że na pewne sprawy nie mamy po prostu wpływu, nawet jeśli będziemy zawzięcie pracować. O sukcesie decyduje przecież w ostatecznym rozrachunku pewna zdolność nawiązywania kontaktu: największe osiągnięcia zależą najczęściej od dobrych kontaktów z innymi ludźmi.

Serce wie, ze sukcesu nie da się wymusić. Sukces jest konsekwencją łagodnego, zrównoważonego, otwartego i życzliwego traktowania ludzi – jeśli w ogóle ma nadejść. Twoje serce wie jednak, że istnieją okoliczności, które wymykają się ludzkiej kontroli i są przeszkody, które stają na drodze i których nie sposób pokonać. Przeszkody te powinny nas uczyć, że czasami trzeba przestać o coś zabiegać, do czegoś dążyć i zacząć żyć w sposób prosty.

Błędne mniemanie, iż ludzi można zmienić, prowadzi do tego, że jesteśmy stale niezadowoleni i wprowadzamy niezgodę w naszym otoczeniu. Jeśli inni ani myślą podporządkować się temu, co chcielibyśmy im narzucić albo jeśli mimo pewnych zmian znów daj ą o sobie znać ich dawne cechu charakteru, stajemy się wściekli, niecierpliwi i agresywni. Twoje serce jest mądre: Wie ono, że nie można ani nie powinno się chcieć zupełnie zmienić drugiego człowieka. Zaakceptuj fakt, że ludzi nie możemy zmienić, tylko nasz sposób ich osądzania. Człowiek, który posiada inteligencję serca, potrafi uważnie słuchać innych i odnosić się do nich tolerancyjnie, łagodnie i akceptujące.

Zamęt, w jaki wprowadza frustracja i agresja może szybko zmienić złość wynikającą z nieosiągnięcia zamierzonego celu we wściekłość. Psychologowie mówią tu o hipotezie “frustracji-agresji”. Wiemy dzisiaj, że frustracja z powodu porażki w jakiejś dziedzinie nie musi automatycznie wyzwalać w człowieku agresji. Frustracja wywołuje złość i wrogie emocje oraz stanowi wyzwanie dla człowieka i jego możliwości samokontroli, którą on posiada. Złość i wrogość torują drogę agresji. Wyładowujemy ją na osobach, które miały pecha, że znalazły się akurat w pobliżu. Frustracja zmienia się więc we wściekłość, która z kolei podgrzewa chęć walki. Zdenerwowałaś się na przykład w pracy, a w domu podsycasz jeszcze nagromadzoną złość, aż następuje eksplozja. Przyczyną takiego zachowania jest niewłaściwie kanalizowana frustracja. Staraj się zapanować nad własną frustracją – analizuj swoje reakcje i zastanów się, co następnym razem możesz zrobić lepiej albo inaczej.

Poszukiwanie uznania: Powszechnie wiadomo, że właśnie osoby, którym zależy na sukcesie, są klasycznym przykładem tego, że głębokie pragnienie kochania i bycia kochanym może przeobrazić się w przymus ciągłego potwierdzania się i zdobywania uznania. Ludzie, którzy ulegli temu zasadniczemu nieporozumieniu, działają jakby pod wpływem wewnętrznego przymusu, który każe im szukać uznania poprzez zdobywanie kolejnych osiągnięć. Działa tu niskie poczucie ich wartości. Tacy ludzie pragną zawsze dobrze być oceniani przez innych i wszystkich zadowalać. Robią jednak raczej na otoczeniu wrażenie ograniczonych i sztywnych, i zwracają na siebie uwagę swoim dominującym zachowaniem, tak że pomimo swojej aktywności w grupie społecznej doświadczają emocjonalnej izolacji. Ludziom tego typu jest też trudno wyrażać swoje potrzeby psychiczne. Starają się oni trwać w uczuciowej niezależności od otoczenia. Często też nie radzą sobie z rozpoznawaniem własnych uczuć albo z działaniem pod wpływem własnych uczuć. A ponieważ sukces i uznanie nie przychodzą tak, jakby sobie życzyli, coraz bardziej doświadczają bezsensu swego gorączkowego działania. Działają mianowicie – podobnie jak ich serca – poprzez pokonywanie coraz silniejszego oporu. Poczucie wewnętrznej izolacji idzie więc w parze z rozdrażnieniem, złością i rozczarowaniem, jakie towarzyszą im na co dzień, lecz chcąc odwrócić od tego swą uwagę, oddają się cynicznym myślom na temat osób ze swego otoczenia.

Próbuj rozpoznać nieporozumienie, które rozgrywa się w twojej podświadomości. Zaprzestań własnego napędzania się. Odkryj własne potrzeby i uczucia. Dodaj sobie odwagi, by je wyrazić. Dobrym ćwiczeniem byłoby pokazać się innym ludziom od strony swoich słabości, bezradności i poprosić ich o pomoc.

 

Więcej w książce: Kochać szczęśliwie –  Sylvia Schneider

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/poradnia/art,122,ludzi-nie-mozna-zmienic-myslenie-o-nich-tak.html

___________________________________

Bo on jest facetem!

Don Bosco

Rozmowa z Jadwigą i Jackiem Pulikowskimi – autorami poradników dla małżonków, rodzicami trójki dzieci, zaangażowanymi w działalność Duszpasterstwa Rodzin i pracę w Poradni Rodzinnej w Poznaniu.

 

Małgorzata Tadrzak-Mazurek ks. Andrzej Godyń SDB: Jak dużo nieporozumień między małżonkami wynika nie z rzeczywistego problemu, ale z różnego postrzegania świata przez nich?

Jadwiga i Jacek Pulikowscy: Zdecydowana większość. Trzeba jednak mieć świadomość, że jest to absolutnie normalne. My się po prostu na każdym kroku różnimy – w oczekiwaniach, w sposobie realizacji tych oczekiwań, w pracy, w rytmie działania, w odpoczywaniu nawet – we wszystkim się różnimy. Wobec tego na każdym kroku możliwy jest konflikt, nic na to nie poradzimy.

Ale młodzi ludzie, wchodząc w związek małżeński, na ogół nie tak wyobrażają sobie wspólne życie. Mają raczej przekonanie, że oni na pewno nie będą się kłócić, że u nich będzie idealnie…

I to jest właśnie głupota kultury, w której żyjemy. Kultura wmawia nam, że jesteśmy tacy sami, a kiedy okazuje się, że jesteśmy jednak różni, to kultura podpowiada: “Rozwiedźcie się, bo po co macie się męczyć całe życie”. Nie ma dwóch takich samych ludzi, a już z definicji kobieta i mężczyzna nie mogą być tacy sami. Z niezrozumienia tego prostego faktu bierze się ogrom niepotrzebnych napięć, oczekiwań. “On miał być taki jak ja, a okazał się inny”, “ona miała być taka jak ja, a okazała się inna”. I proszę uwierzyć, z 30 lat naszych rozmów z małżeństwami wynika, że wszystkie pretensje kobiet można zamknąć w jednym zdaniu: “Mój mąż jest chłopem, a nie kobietą!”. Oczywiście one to inaczej przedstawiają: “On w ogóle nie czuje, a ja czuję, on inaczej tęskni, inaczej chce odpoczywać, on robi wszystko źle, bo nie tak jak ja”. Oczywiście w drugą stronę mamy symetryczne odbicie: “Panie, tłumaczę jej jak krowie na rowie, a ona ryczy i ryczy, a ja jej tłumaczę, że to nie ma sensu, że traci płyny i sole mineralne z organizmu, a ona dalej ryczy…”.

Skąd się wzięło to wmawianie nam, że jesteśmy tacy sami, że różnice są tylko wytworem kultury? Po co nam to zacieranie różnic?

To jest pytanie, na które większość czytelników nie uzna odpowiedzi. Otóż, wydaje się to działaniem programowym. Od ponad 200 lat trwa “buntowanie” kobiet przeciwko mężczyznom i… jest to celowe. Kobiety zaczynają wypełniać funkcje męskie. I nawet jeśli wypełniają je nie gorzej niż mężczyźni, co jest oczywiście możliwe, bo są bardziej zdeterminowane, żeby osiągnąć sukces, to i tak, im więcej “wygrywają” w karierze, tym bardziej są przegrane. Bo człowiek może być szczęśliwy tylko wtedy, kiedy żyje w zgodzie z własną naturą, planem Stwórcy. A planem Stwórcy dla kobiety jest matkowanie, a dla mężczyzny – ojcowanie. A teraz kobiety chcą być ważne przez ojcowanie i nawet, jeśli osiągają nieraz spektakularne sukcesy, odchodzą od swojej natury i są ptaszkami w klatce. A powinny się słusznie zbuntować i powiedzieć: “Zacznijcie doceniać rodzenie dzieci i ich wychowywanie – bycie »kurą domową« to jest zaszczytny, najważniejszy dla rozwoju świata obowiązek”. Kobiety są naprawdę ważne, ale nie przez wykonywanie funkcji męskich.

Zaraz, zaraz, przecież kobieta może być i matką, i realizować się w pracy.

Wiele rzeczy da się połączyć, ale nie da się połączyć kariery bizneswoman w przemyśle zbrojeniowym ze szczęściem rodzinnym, bo to jest sprzeczne z naturą kobiety. Gdyby to była jeszcze bizneswoman w przemyśle farmaceutycznym ratującym życie człowieka, to tu jest nastawienie ku człowiekowi, naturalne dla kobiety…

Bez przesady, dzieci idą do przedszkoli, szkół, a kobiety mogą się realizować zawodowo…

Świetnie, niech robią to. Tylko zawsze jest pytanie: co jest na pierwszym miejscu? Jeśli dla matki dzieci są tylko dodatkiem do kariery, to dzieci stracą na tym i ona straci. Oczywiście są kobiety realizujące swoje macierzyństwo w inny sposób, jak np. Wanda Błeńska – poświęcając się trędowatym.

Są oczywiście kobiety, które nawet gdy idą do pracy, to i tak sercem są w domu, ale są także i takie, u których to zamknięcie w domu rodzi frustrację.

Każdy ma jakieś oczekiwania. Ich spełnienie daje mu albo zadowolenie, albo niespełnienie – frustrację. Jeżeli oczekiwania są zgodne z planem Stwórcy, to ich spełnienie jest drogą do szczęścia. Ale jeżeli te oczekiwania są wynaturzone, to ich spełnienie (choć człowiek o tym nie wie) daje tylko złudzenie szczęścia. Wielu z nas ma oczekiwania, które nie pochodzą wprost z naszej natury, ale są tylko nakładką kulturową. Właśnie oczekiwania kobiet, które nie wyobrażają sobie, by mogły nie pracować zawodowo, i ich stwierdzenia, że: “Będę ważna tylko wtedy, kiedy będę zarabiać i kiedy będę miała prestiżowe stanowisko” są taką właśnie kulturową nakładką. Gdyby kobieta pozostająca w domu z dziećmi była szanowana w naszej kulturze, gdyby to dawało jej prestiż o wiele większy niż praca zawodowa, gdyby przez to czuła się ważna, to nie byłoby takiego pędu do podejmowania pracy zawodowej. I na tym powinien polegać prawdziwy bunt kobiet: “Doceńcie naszą pracę w domu!”.

Może jednak praca kobiet poza domem służy temu, że mężczyźni ją docenią, bo teraz o wiele częściej niż kiedyś muszą sami ją podejmować?

Mogłoby tak być, gdyby kobiety same nie blokowały wiedzy o trudzie bycia w domu.

To znaczy?

To znaczy, żeby wyjeżdżając, nie zostawiały słoiczków z jedzeniem podpisanych na wieczku, majteczek poukładanych w stosikach… Jesteśmy jednak ludźmi rozumnymi i nie trzeba filozofa, żeby zobaczyć, jak bardzo sensowny jest podział ról, w którym lepiej pewne rzeczy robią kobiety, a inne mężczyźni. Układ, w którym jest pełna wdzięczność dla mężczyzny za to, co robi dla domu, i dla kobiety za to, co robi dla domu – to jest ideał.

Dlaczego nie możemy więc go osiągnąć? Czyż nie dlatego, że dar, jaki składają kobiety, jest niezbyt dojrzale przyjmowany przez mężczyzn, jest przez nich niedoceniany?

Tak, ten dar jest niedoceniany i wynika to ze stanu świadomości mężczyzn. Mężczyzna funkcjonuje tak, jak mu rozum każe. Co jednak robią mamusie z mężczyznami: piorą im gacie, skarpety, szykują obiadki, podają do stołu, nawet gdy mają 40 lat i mieszkają z rodzicami. Skąd on ma wiedzieć, że opieka nad domem to też ciężka praca.

Dlaczego tak się dzieje?

To jest niestety również efekt wycofania się mężczyzn z wychowania, w imię zasady: ja zarabiam, ty wychowujesz. I o ile w stosunku do małych dzieci to nie ma tak wielkiego znaczenia, o tyle przy dzieciach dorastających to jest tragedia. Bo dziecko powinno dorastać zarówno pod okiem matki, jak i ojca. I to zarówno chłopak, jak i dziewczyna.

A jak w procesie wychowawczym uczyć szacunku do drugiej płci, jak pokazywać różnice, ale nie jako coś złego, tylko jako możliwość obdarowywania siebie nawzajem?

Rozróżniając wychowanie chłopców od wychowania dziewcząt. Dziś tego nie ma. A czy jest przepis, który zabrania wpisać w dzienniku najpierw dziewczynki, a potem chłopców? Nie ma. Czy jest zakaz wpuszczania do klasy najpierw dziewczynki, a potem chłopców? Nie ma. Oczywiście że to jest możliwe, trzeba mieć taki pomysł i trzeba go zrealizować. Któryś z księży opowiadał, że gdy pewnego razu dzieci przyszły na religię, otworzył drzwi do salki, a tu pierwszy wpada tabun chłopaków. A on mówi: “Panowie, panowie, wychodzimy, wracamy, wpuszczamy najpierw dziewczynki, to są przecież przyszłe mamusie”. A nam niestety brakuje pomysłu na wychowanie chłopców i dziewcząt. Natomiast dziewczynki w pierwszej klasie siedzą na ogół grzecznie w ławkach, chłopcy się wiercą, kręcą, poszturchują. Co robi nauczycielka? Mówi: “Popatrzcie, jakie dziewczynki są grzecznie!”. I dziewczynki w tym momencie stają się wrogami chłopców, są znienawidzonym przykładem, bo oni nie są w stanie tak grzecznie usiedzieć. One na przerwę wychodzą i stoją w kąciku, a oni wybiegają, jak huragan i… dostają uwagę do dzienniczka. Syn Janek dostał kiedyś uwagę do dzienniczka: “Jaś kopnął piłkę na WF-ie”. Byliśmy oburzeni jako rodzice. Nie zauważa się, że dziewczynki wywołują niechęć chłopców, bo potrafią być grzeczne. I przez nie chłopcy też muszą się tak zachowywać. W okresie dorastania też nie jest lepiej. Dziewczynki dojrzewają wcześniej, więc patrzą na chłopaków 3-4 klasy wyżej, a wtedy rówieśnicy obrażają się, bo są odrzucani i czują się nic nie warci. To jest źródło antagonizmu. Trzeba to łagodzić.

Więc co, osobne klasy?

To dobre rozwiązanie. Szczególnie w okresie dorastania. Nie trzeba się przed sobą popisywać.

A wychowanie w domu? Tutaj koedukacja jest przecież czymś naturalnym.

Niekoniecznie. W domach, niestety, brakuje normalności, głównie z tego powodu, że jeżeli już jest rodzeństwo, to jedna siostra lub jeden brat. Natomiast, gdyby było tych dzieci więcej, to byłoby możliwe docieranie się.

Czy rodzice powinni jednak inaczej wychowywać chłopców i dziewczyny? A może wychowywać tylko chłopców, bo dziewczyny, jak się urodzi dziecko, to i tak będą miały błyskawiczny kurs wychowania.

Zgadza się. Kobiety są w lepszej sytuacji, mają biologiczny przymus zajęcia się dzieckiem, jak już je urodzą. Choć oczywiście mogą je odstawić, oddać mamusi, opiekunce, niańce i robić karierę. Nie ma jednak drugiej takiej sytuacji, która daje tak duże możliwości pracy nad własnym egoizmem, jak pochylanie się nad rodzonym dzieckiem.

A co z chłopakiem?

Chłopak nie ma takiej biologicznej siły, musi rozumem wybrać rolę fascynującą i wtedy w nią wchodzi. Trzeba mieć więc wizję, do czego chłopaka wychowywać.

Do czego, więc?

Przede wszystkim do odpowiedzialności. Znam skutki i ponoszę konsekwencje. Przykład ojca jest tu kluczowy. Poza tym mężczyzna funkcjonuje dobrze wtedy, gdy ma biznesplan. Teraz chłopcy w wychowaniu nie mają niestety biznesplanu. I na dodatek wykreślono ze słownika najważniejszy element wychowania – samowychowanie. Chłopcy w ogóle nie wiedzą, że mają się sami wychowywać. A oni muszą wiedzieć, że mają mieć swoją strategię samowychowania, że to im służy i się opłaci.

A ponieważ nikt od nich tego nie wymaga, w efekcie przestają być męscy…

A powinni zapragnąć być mężczyznami. Trzeba przedstawiać im piękny wzorzec. Tak, żeby mogli powiedzieć: “Kurcze, ja też tak chcę. Nie chcę być Piotrusiem Panem, ani elegancikiem przed lustrem, nie chcę udawać maczo, nie jestem playboyem. Chcę być facetem z krwi i kości”. I ten wzorzec na szczęście mamy.

Czyli?

Jan Paweł II pisał w adhortacji Familiaris Consortio (1981), że męskość to przede wszystkim odpowiedzialność, mężczyzna jest odpowiedzialny za sprawiedliwy rozwój wszystkich członków rodziny. Jakbyśmy to rozebrali na części pierwsze: co to jest rozwój sprawiedliwy? Rozwój ku pełni człowieczeństwa, ku świętości, ku pełnej wolności, czyli wybierania dobra i odrzucania zła, bez względu na podpowiedzi ze świata, pobudzenia ciała itd. Do pełnej wolności, czyli zdolności wyboru dobra. Mężczyzna ma pilnować, żeby ku temu zmierzała rodzina, to on ma pilnować, żeby żona się nie zagubiła w sektach, w horoskopach itd. Dzieci podobnie, on ma wytyczać ich drogi rozwoju. Papież pisze “poprzez” i wymienia cztery punkty: odpowiedzialność za życie poczęte, udział w wychowaniu, pracę zawodową, ale z dodatkiem “służącą rodzinie”, i przykłady dojrzałej postawy chrześcijańskiej. Facet, który tych funkcji nie wypełnia, jest facetem dysfunkcyjnym, to jest wpisane w ojcostwo. Oczywiście ksiądz jest także ojcem, np. dla parafii. Realizując ten wzorzec męskości, mężczyzna stwarza poczucie bezpieczeństwa. Gdyby mężczyźni na świecie zaczęli być odpowiedzialni za swoje działania seksualne, to byłby raj na ziemi, wszystkie patologie zginęłyby ze świata, łącznie z feminizmem. Nie byłoby pornografii, antykoncepcji, klinik aborcyjnych, panienek dookoła miast, nie byłoby przestępczości seksualnej, rozbitych rodzin, źle wychowanych przez ulicę dzieci. Gdyby tylko tę pierwszą funkcję mężczyźni przejęli.

To wróćmy teraz do wychowania dziewczynek.

Oczywiście, mają być wychowywane do matkowania. Sprawa jest dość prosta – będą dobrze wychowane, jeśli matka jest szczęśliwą kobietą.

Co to znaczy być szczęśliwą kobietą, może niektóre będą szczęśliwe, jak podrzucą dziecko babci?

Szczęście to nie brak zmęczenia. Szczęście jest wtedy, kiedy kobieta wie, że nie jest sama, że ma zaplecze w opiece i wychowaniu dziecka i czuje się kochana. Może być wtedy nawet zmęczona. Choć oczywiste jest, że ona również potrzebuje czasu dla siebie, zadbania o siebie, wyjścia do fryzjera. Prawdziwa frustracja jest wtedy, kiedy mąż ją zostawia ze wszystkim samą. Kiedy nie może z nim o tym porozmawiać.

Rozmowy małżeńskie też bywają źródłem konfliktów…

Bo małżonkowie muszą wiedzieć, że w zupełnie innym celu mówi kobieta, a w innym mężczyzna. Jeśli tego nie wiedzą, to będą niezadowoleni z rozmów. Kobieta mówi po to, żeby przekazać stan emocjonalny, w którym się znajduje, i dla niej jest normalne, że musi opowiedzieć o wszystkich emocjach, które ją dziś spotkały, w pracy, przy dziecku itd. Dla kobiety jest na przykład normalne, że mówi mężowi, że go kocha, jeśli akurat jest w takim stanie, bo np. dostała kwiaty czy sukienkę. Ona tak się dobrze czuje i musi to powiedzieć. On natomiast mówi po to, żeby przekazać informację. I dla niego nie jest normalne, żeby mówić żonie pięć razy, że ją kocha. On jej powiedział przed ślubem, przekazał informację i jeżeli nic się nie zmienia, to znaczy, że nadal tak jest.

Ale dla niej jest ważne, żeby to jednak usłyszeć.

No właśnie, i żeby móc to przeskoczyć, to on musi się dowiedzieć, że jak on mówi żonie: “Kocham cię”, to jej jest dobrze, spełnia to jej ważną potrzebę i dzięki temu ona będzie lepiej funkcjonować. Kobiety myślą natomiast, że on to powie z własnej potrzeby, tak jak one, i nie mogą zrozumieć, dlaczego on tego nie robi. Czyli mężczyzna może traktować kobietę dobrze, jeżeli rozumie, jakie są jej potrzeby. Jeżeli ona mu je przekaże.

Ale kobieta chce, żeby on sam się domyślił.

I tu jest problem, bo kobieta myśli, że jakby kochał, to by się domyślił. I rodzą się pretensje: “Sam powinieneś wiedzieć!”.

Czyli blokadą w dochodzeniu do siebie i byciu szczęśliwym jest nieumiejętność komunikowania się?

Jeśli ona zakomunikuje o sobie, jakie ma pragnienia, to on to uwzględni i będzie częściej mówił jej, że ją kocha, mimo że sam nie ma takiej potrzeby. Jeśli jednak ona nie powie nic, to on będzie przykładał własną miarkę: “Jak będę miał potrzebę, to powiem, że cię kocham, ale nie mam takiej potrzeby, bo już raz to powiedziałem”.

Trzeba więc wychodzić naprzeciw oczekiwaniom współmałżonka, żeby było dobrze w małżeństwie?

Wchodzi się w małżeństwo nie po to, żeby spełniać swoje potrzeby, bo to jest egoizm, ale po to, żeby spełniać godziwe potrzeby współmałżonka. A to jest miłość.

Wtedy jednak muszę wiedzieć, że współmałżonek ma inne potrzeby niż moje, inaczej funkcjonuje, czego innego chce. Nie jest mną.

No właśnie, i trzeba się starać poznać te – inne niż moje – potrzeby. Ona nie może więc zakładać, że on powinien to wiedzieć. Bo tak jej głupia kultura przekazała. To jest kompletny klincz. Czy kultura przekazuje, że kobiety mają opowiadać “bajki o sobie”, a oni mają tego słuchać jak najprawdziwszej prawdy? Kultura tego nie przekazuje. Kobieta jednak często myśli, że on jest taki sam, jak ona, tylko inaczej zbudowany.

Inną pułapką komunikacji jest to, że on potrzebuje argumentów, a ona mówi: “Ale ja tak czuję…”.

I właśnie argumentem jest to “uczucie” i facet musi to zrozumieć. Dla mężczyzny niestety odczucie nie jest argumentem, bo on tego nie czuje. Racjonalne i nieracjonalne lęki u kobiety trzeba likwidować, a nie tłumaczyć: “Głupia, nie powinnaś się bać, tu nie ma czego się bać”. Mężczyzna chce zrozumieć zachowania kobiety, co jest absolutnie niemożliwe, bo to go przerasta. Nie może tego zrozumieć, bo jej zachowania nie wynikają z przesłanek rozumowych, ale emocjonalnych.

Często sama kobieta tego nie wie…

Wiele kobiet na pytanie: “Dlaczego płaczesz?” nie odpowie, bo nie wie. Mężczyzna nie zrozumie zachowań kobiety, bo mogą wynikać np. z pogody, dnia cyklu. Może natomiast zrozumieć, że jej zachowania wynikają ze stanu uczuć, wobec tego nie musi zrozumieć zachowań, tylko wpłynąć na nie, zmieniając stan uczuć. Mąż może się nauczyć, kiedy płaczącą żonę należy przytulić, a kiedy najlepiej zejść jej z linii ciosu. Może się wyuczyć, że poważnych spraw nie załatwia się na dzień przed miesiączką.

Gorzej, jak pomyli czas, kiedy trzeba pocieszyć, a kiedy zejść z oczu…

Zawsze sprawdzają się neutralne teksty: “Wiem, że jest ci ciężko”, “Chciałbym ci pomóc…”.

Ależ to manipulacja!

To nie manipulacja, to pomoc żonie! Bo wtedy żona powinna pomyśleć: “Kochany chłop, ma dobre intencje, chociaż mógłby wymyślić coś swojego…”. Ale dużo kobiet mówi wtedy: “Tak to ja nie chcę”. A on nie potrafi się domyślić, bo tylko ona bez przeszkolenia zrozumie, że każdy płacz jest inny i znaczy co innego. Jeszcze głupie piosenki czy filmy podpowiedzą jej, że jakby kochał, to by się domyślił. Gdyby kobieta wiedziała, że on się nie domyśli, to by opowiadała mu o sobie.

Więc trzeba mu mówić: “Dziś chciałabym dostać kwiaty, a za tydzień jest rocznica naszego ślubu, zabierz mnie na kolację”?

To jest dobry sposób na rozpoznawanie dróg, które zbliżają nas do siebie. Jeśli ona opowie, co jest dla niej ważne, to on za drugim, trzecim czy piątym razem zacznie się zachowywać tak, jakby wiedział, o co chodzi.

Albo powie: “Znowu masz do mnie pretensje, bo tego nie zrobiłem”.

Innej drogi nie ma. Bo może on nie wie, że trzeba żonie okazywać uczucia, może nie doświadczył tego w domu. A my, zamiast komunikować wprost, próbujemy wymuszać na sobie zachowania. Kobieta potrafi wymusić na przykład płaczem. Te wymuszenia są jednak krótkotrwałe. Potem facet agresją wymusza coś na żonie. I te wymuszania wynikają z naszego egoizmu. Ale jeśli to zamienimy: “Czy możesz mi to sprezentować w swojej wolności, jest to dla mnie ważne, możesz nie rozumieć jak ważne. Jeśli to sprezentujesz, będę za to wdzięczna”. To jest uczciwy kontrakt. Niestety, na ogół nie umiemy siebie słuchać, rozmawiać ze sobą.

Nawet jeśli on coś zechce zmienić w swoim zachowaniu, to i tak pewnych rzeczy nie przeskoczy i po raz tysięczny zapyta, otwierając lodówkę: “Gdzie jest masło?”, mimo że będzie właziło samo w oczy.

Możemy się nad tym uśmiechnąć. Recepta ks. Fedorowicza: “Naucz się śmiać z siebie, a będziesz miał ubaw do końca życia” – jest tu jak najbardziej na miejscu.

To prawda, jesteśmy tak różni, że czasami porozumienie wydaje się sprawą beznadziejną…

Dobrze jest, kiedy zauważamy, że nie jesteśmy tacy sami i uczymy się śmiać z różnic. To jest o wiele lepsze niż wykorzystywanie ich do antagonizowania płci i wykazywania, która jest lepsza, a która gorsza. Takimi nas stworzył Pan Bóg. Równymi w godności, ale bardzo różnymi. Komplementarnymi.

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,111,bo-on-jest-facetem,strona,2.html

______________________________________

 

O autorze: Słowo Boże na dziś