Sprawiedliwy sprzeciwia się naszym sprawom, zarzuca nam łamanie prawa, wypomina nam błędy naszych obyczajów. Niewygodny?_Piątek, 11 marca 2016 r.

Myśl dnia

Konfesjonał nie jest izbą tortur, ale miejscem miłosierdzia.

papież Franciszek

Wakacyjny-dyzur-w-konfesjonale-w-plockim-Sanktuarium
Synu Boży, który odważnie szedłeś, aby wypełnić to, do czego zostałeś posłany, umocnij mnie w moim powołaniu,
abym w każdej godzinie gorliwie i mężnie świadczył o Bogu i Ewangelii.
W modlitwie końcowej proś Jezusa, aby dał ci wiarę i miłość do Niego.
_________________________________________________________________________________________________

Słowo Boże

_________________________________________________________________________________________________

PIĄTEK IV TYGODNIA WIELKIEGO POSTU


PIERWSZE CZYTANIE  (Mdr 2,1a.12-22)

Spisek przeciw sprawiedliwemu

Czytanie z Księgi Mądrości.

Mylnie rozumując bezbożni mówili sobie:
„Zróbmy zasadzkę na sprawiedliwego, bo nam niewygodny: sprzeciwia się naszym sprawom, zarzuca nam łamanie prawa, wypomina nam błędy naszych obyczajów. Chełpi się, że zna Boga, zwie siebie dzieckiem Pańskim!
Jest potępieniem naszych zamysłów, sam widok jego jest dla nas przykry, bo życie jego niepodobne do innych i drogi jego odmienne. Uznał nas za coś fałszywego i stroni od dróg naszych jak od nieczystości. Kres sprawiedliwych ogłasza jako szczęśliwy i chełpi się Bogiem jak ojcem.
Zobaczmyż, czy prawdziwe są jego słowa, wybadajmy, co będzie przy jego zejściu. Bo jeśli sprawiedliwy jest synem Bożym, Bóg ujmie się za nim i wyrwie go z ręki przeciwników.
Dotknijmy go obelgą i katuszą, by poznać jego łagodność i doświadczyć jego cierpliwości. Zasądźmy go na śmierć haniebną, bo, jak mówił, będzie ocalony”.
Tak pomyśleli i pobłądzili, bo własna złość ich zaślepiła. Nie pojęli tajemnic Bożych, nie spodziewali się nagrody za prawość i nie docenili odpłaty dusz czystych.
Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 34,17-18.19-20.21.23)

Refren: Pan zawsze bliski dla skruszonych w sercu.

Pan zwraca swe oblicze przeciw zło czyniącym, *
by pamięć o nich wymazać z ziemi.
Pan słyszy wołających o pomoc *
i ratuje ich od wszelkiej udręki.

Pan jest blisko ludzi skruszonych w sercu, *
ocala upadłych na duchu.
Liczne są nieszczęścia, które cierpi sprawiedliwy, *
ale Pan go ze wszystkich wybawia.

On czuwa nad każdą jego kością *
i żadna z nich nie zostanie złamana.
Pan odkupi dusze sług swoich, *
nie zazna kary, kto się doń ucieka.


ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (J 6,63b.68b)

Aklamacja: Chwała Tobie, Królu wieków.

Słowa Twoje, Panie, są duchem i życiem;
Ty masz słowa życia wiecznego.

Aklamacja: Chwała Tobie, Królu wieków.


EWANGELIA  (J 7,1-2.10.25-30)

Przeciwnicy zamierzają pojmać Jezusa

Słowa Ewangelii według świętego Jana.

Jezus obchodził Galileję. Nie chciał bowiem chodzić po Judei, bo Żydzi mieli zamiar Go zabić.
A zbliżało się żydowskie Święto Namiotów. Kiedy zaś bracia Jego udali się na święto, wówczas poszedł i On, jednakże nie jawnie, lecz skrycie.
Niektórzy z mieszkańców Jerozolimy mówili: „Czyż to nie jest Ten, którego usiłują zabić? A oto jawnie przemawia i nic Mu nie mówią. Czyżby zwierzchnicy naprawdę się przekonali, że On jest Mesjaszem? Przecież my wiemy, skąd On pochodzi, natomiast gdy Mesjasz przyjdzie, nikt nie będzie wiedział, skąd jest”.
A Jezus ucząc w świątyni zawołał tymi słowami: „I Mnie znacie, i wiecie, skąd jestem. Ja jednak nie przyszedłem sam od siebie; lecz prawdziwy jest tylko Ten, który Mnie posłał, którego wy nie znacie. Ja Go znam, bo od Niego jestem i On Mnie posłał”.
Zamierzali więc Go pojmać, jednakże nikt nie podniósł na Niego ręki, ponieważ godzina Jego jeszcze nie nadeszła.
Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ
Odwaga

Jezus, sprawiedliwy Syn Boży, stał się wyrzutem sumienia dla tych, którzy nie chcieli uznać się za grzeszników. Faryzeusze nie mogli znieść Jego widoku, nauczania czy cudów. Pomimo tych wszystkich knowań i zasadzek Jezus odważnie idzie do Jerozolimy, by objawiać prawdę o Bogu. On został posłany przez Ojca. Tej świadomości nie może zniweczyć żadna ludzka podłość. Jezus odważnie zbliża się do tej godziny, która będzie godziną Jego wywyższenia. Wówczas wszyscy poznają, że kres sprawiedliwych jest zaiste szczęśliwy. Życie w prawdzie i sprawiedliwości, zgodnie z wolą Bożą, zawsze będzie kuło w oczy nieprawych wszystkich czasów. Nie pozostaje więc nic innego, jak zrobić zasadzkę na sprawiedliwego i go zniszczyć.

Synu Boży, który odważnie szedłeś, aby wypełnić to, do czego zostałeś posłany, umocnij mnie w moim powołaniu, abym w każdej godzinie gorliwie i mężnie świadczył o Bogu i Ewangelii.

 

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2016”

  1. Mariusz Szmajdziński
    Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

_________________________________

Modlitwa w drodze

Dzień powszedni

J 7, 1-2. 10. 25-30 Ściągnij plik MP3 (ikonka) ściągnij plik MP3
0,14 / 9,06

Proś Ducha Świętego, aby pomógł ci otworzyć się na Słowo, które Bóg dziś wypowiada do ciebie. Pomyśl, że Bóg przygotował to Słowo specjalnie dla ciebie.

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Jana
J 7, 1-2. 10. 25-30

Jezus obchodził Galileę. Nie chciał bowiem chodzić po Judei, bo Żydzi mieli zamiar Go zabić. A zbliżało się żydowskie Święto Namiotów. Kiedy zaś bracia Jego udali się na święto, wówczas poszedł i On, jednakże nie jawnie, lecz skrycie. Niektórzy z mieszkańców Jerozolimy mówili: «Czyż to nie jest Ten, którego usiłują zabić? A oto jawnie przemawia i nic Mu nie mówią. Czyżby zwierzchnicy naprawdę się przekonali, że On jest Mesjaszem? Przecież my wiemy, skąd On pochodzi, natomiast gdy Mesjasz przyjdzie, nikt nie będzie wiedział, skąd jest». A Jezus ucząc w świątyni zawołał tymi słowami: «I Mnie znacie, i wiecie, skąd jestem. Ja jednak nie przyszedłem sam od siebie; lecz prawdziwy jest tylko Ten, który Mnie posłał, którego wy nie znacie. Ja Go znam, bo od Niego jestem i On Mnie posłał». Zamierzali więc Go pojmać, jednakże nikt nie podniósł na Niego ręki, ponieważ godzina Jego jeszcze nie nadeszła.W dzisiejszej Ewangelii widzimy, jak osoba Jezusa wywołuje poruszenie wśród zebranego w Jerozolimie tłumu. Jest to moment, kiedy między ludźmi zaczynają dziać się podziały i napięcia ze względu na Jezusa. Niektórzy uczniowie odchodzą, a Żydzi usiłują Go zabić. Jezus przychodzi na święto w ukryciu.

Wśród zebranych toczy się ożywiona dyskusja, padają liczne pytania, ludzie rozmawiają o Jezusie. Ale tak naprawdę są to puste słowa, które nic nie wnoszą i nie prowadzą do wiary w Niego. Nikt nie zadaje sobie trudu, by osobiście poznać Jezusa.

Czy twoja wiara prowadzi cię do autentycznej relacji z Bogiem?

Czy nie zdarza ci się, że jesteś zdystansowany do słów Jezusa czy do nauki Kościoła, traktując je wybiórczo?

Wielu spośród zabranych w Jerozolimie miało okazję widzieć cuda zdziałane przez Jezusa i słyszeć Jego nauczanie z mocą. Jednak nawet znaki ich nie przekonały. Mieli pewną swoją wizję Mesjasza, z której nie chcieli zrezygnować. Jezus nauczając w świątyni, demaskuje ich brak wiary. Dzisiejsze Słowo zachęca cię do zastanowienia się nad swoją wiarą i miłością do Jezusa.

Jezus obchodził Galileę. Nie chciał bowiem chodzić po Judei, bo Żydzi mieli zamiar Go zabić. A zbliżało się żydowskie Święto Namiotów. Kiedy zaś bracia Jego udali się na święto, wówczas poszedł i On, jednakże nie jawnie, lecz skrycie. Niektórzy z mieszkańców Jerozolimy mówili: «Czyż to nie jest Ten, którego usiłują zabić? A oto jawnie przemawia i nic Mu nie mówią. Czyżby zwierzchnicy naprawdę się przekonali, że On jest Mesjaszem? Przecież my wiemy, skąd On pochodzi, natomiast gdy Mesjasz przyjdzie, nikt nie będzie wiedział, skąd jest». A Jezus ucząc w świątyni zawołał tymi słowami: «I Mnie znacie, i wiecie, skąd jestem. Ja jednak nie przyszedłem sam od siebie; lecz prawdziwy jest tylko Ten, który Mnie posłał, którego wy nie znacie. Ja Go znam, bo od Niego jestem i On Mnie posłał». Zamierzali więc Go pojmać, jednakże nikt nie podniósł na Niego ręki, ponieważ godzina Jego jeszcze nie nadeszła.
Żywa wiara w Boga ma prowadzić do prawdziwej przemiany naszego życia, do zażyłej i głębokiej relacji z Nim.
W modlitwie końcowej proś Jezusa, aby dał ci wiarę i miłość do Niego.
http://modlitwawdrodze.pl/home/
___________________________

#Ewangelia: Wina może być użyteczna

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2799,ewangelia-wina-moze-byc-uzyteczna.html
______________________________

Piątek 4 tygodnia Wielkiego Postudk_3

Dzisiejsza liturgia jest zwiastunem bliskiej Męki Chrystusa. Zasądźmy go na śmierć haniebną, bo, jak mówił, będzie ocalony – usłyszymy w pierwszym czytaniu. Psalm nie pozostawia jednak żadnych wątpliwości: Liczne są nieszczęścia, które cierpi sprawiedliwy, ale Pan go ze wszystkich wybawia. Pewność bliskości Boga i pełnienia Jego woli daje niesamowity pokój, a nawet radość. Przeciwności będą zawsze i to tym większe, im bardziej będziemy zjednoczeni z Chrystusem. Jeżeli skupimy się na Jego osobie, przestaniemy dostrzegać przeszkody na drodze, a to, co trudne, okaże się proste. Wystarczy odrobina dobrej woli, ponieważ Jezus już dokonał dzieła odkupienia. A nam co pozostało? Jak poucza antyfona na komunię: odpuszczenie grzechów według bogactwa Jego łaski.

Komentarz do I czytania (Mdr 2, 1a. 12-22)

Kiedy człowiek wyłamuje się z powszechnie panujących zasad i konwenansów, prowadzi życie odmienne niż zdecydowana większość ludzi, natychmiast jest na celowniku. Ta inność prowokuje do konfrontacji wprost lub pośrednio: drobna uszczypliwość, niewinna plotka, kłamstwo.
W osobie sprawiedliwego widzimy Jezusa, który stał się wyrzutem sumienia dla „porządnych”. Niestety, w przewrotności i złości można tak się zapędzić, że doprowadzimy siebie do duchowej ślepoty. Zły subtelnie wsącza do umysłu i serca swój jad: drugi człowiek staje się nagle niewygodny; sprzeciwia się naszym sprawom, życie jego niepodobne do innych i drogi jego odmienne, dlatego trzeba coś z tym zrobić. W naszej mocy leży powiedzenie stop takim myślom, zanim dotknie nas całkowita ślepota.

Komentarz do Ewangelii (J 7, 1-2. 10. 25-30)

Każdego dnia spotykamy wielu ludzi i nawet nie zastanawiamy się nad tym, że jakiś człowiek obok nas może być kandydatem na ołtarze. Dlaczego? Ponieważ patrzymy czysto zewnętrznie. Skoro się znamy, to widzimy też słabości i potknięcia innych, więc odnosimy wrażenie, że świętość jest nieosiągalna. Popełniamy ten sam błąd, co mieszkańcy Jerozolimy. Nawet to, że Jezus był bez grzechu, pozostawało dla nich niezauważalne. Zamknięci w ciasnych ramach swojego myślenia o Mesjaszu, tak zatwardzili serca, że nie dostrzegli w Jezusie Syna Bożego i zamierzali Go pojmać. To jednak jeszcze nie był ten czas, Jego godzina jeszcze nie nadeszła.
Po grzechu pierworodnym nasze postrzeganie również jest skażone, dlatego potrzeba wiary, Jezusowego spojrzenia, by dostrzec to, co niedostrzegalne, i kochać pomimo naszych ludzkich ułomności.

Pomyśl:

  • W jaki sposób zachowuję się wobec osób, które mnie irytują?Co robię, kiedy pojawiają się we mnie niechciane uczucia?
  • Czy podejmuję świadomą pracę nad sobą?
  • Co czynię w chwilach, kiedy odczuwam zazdrość wobec bliźniego? Czy zastanawiam się, jakie mogą być tego powody?
  • Jak często potrafię przyznać się do błędu?
  • Jak bardzo jestem otwarty na słuchanie zdania innych?

 

Pełne teksty liturgiczne oraz komentarze znajdziesz w miesięczniku liturgicznym Od Słowa do Życia.

http://www.odslowadozycia.pl/pl/n/552

_______________________________

________________________________________________________________________________________________

Świętych Obcowanie

________________________________________________________________________________________________

11 marca

 

Święty Konstantyn Święty Konstantyn, prezbiter i męczennik
Święty Sofroniusz Święty Sofroniusz, biskup

 

 

Ponadto dziś także w Martyrologium:

W Kordobie, w Hiszpanii – św. Eulogiusza, męczennika. Oskarżono go o wzniecanie niepokojów, ale wkrótce uwolniono. Po jakimś czasie aresztowano powtórnie za to, że ukrywał młodą chrześcijankę, córkę muzułmańskich rodziców. Był już wtedy elektem na toledańską stolicę biskupią. Męczeństwa dostąpił w roku 859.

W Huang-Yen, w Indochinach – św. Dominika Cam, kapłana i męczennika. Gorliwie pracował wśród swych ziomków. Aresztowany i przewieziony do stolicy prowincji, został skazany na śmierć i ścięty w roku 1859. Beatyfikowano go w roku 1951.

oraz:

św. Benedykta, biskupa Mediolanu (+ 725); św. Eutymiusza, biskupa i męczennika (+ 829); bł. Jana Righi z Farbiano, prezbitera i zakonnika (+ 1539); św. Teresy Małgorzaty, męczennicy (+ 1770); świętych męczenników Trofima i Talusa (+ 308)

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/03-11.php3

________________________________________________________________________________________________

Droga Krzyżowa

________________________________________________________________________________________________

Zachęcamy do wzięcia udziału w nabożeństwie Drogi Krzyżowej. Można w ten sposób uzyskać odpust zupełny. Odpust zupełny zyskuje się także za odmówienie Oto ja, o dobry i najsłodszy Jezu po Komunii świętej przed obrazem Jezusa.

Także Twoja Droga Krzyżowa

dodane 14.03.2003 11:04

ks. Mieczysław Maliński

Rozważania Drogi Krzyżowej opublikowane po raz pierwszy w roku 1960. I wciąż zdumiewająco aktualne…

To nie tylko Jego życie było takie. Każde życie jest takie. Twoje też. Również i ty masz okresy powodzenia, kiedy żyjesz w uznaniu i podziwie wśród szerokiego kręgu przyjaciół. Ale przychodzą okresy klęski, gdy jedni przyjaciele opuszczają cię, inni zapierają się ciebie i zostajesz sam. Osądzają cię niesprawiedliwie. Wkładają na ciebie szatę błazna. Dźwigasz swój krzyż wśród niezrozumienia i pogardy, popychany jak zwierzę. Upadasz, wstajesz podnoszony krzykiem i nawoływaniem.

To nie tylko On tak szedł pod krzyżem, ale także i ty.

I. Stacja niesłusznie potępianych

Jezus zginął dlatego, że wytknął faryzeuszom i saduceuszom fałsz, obłudę, nieuczciwość. Postanowili się Go pozbyć: osądzili Go i skazali na śmierć. Być może, mógłby uratować się, gdyby wycofał się z tego, co głosił, gdyby zaprzeczył temu, co było podstawą oskarżenia. Ale tego nie zrobił. Piłat pod naciskiem Żydów wyrok zatwierdził.

II. Stacja tych, którzy przyjmują swój krzyż

Już nie było innych możliwości, nie było innej drogi — wszystkie były pozamykane uczciwością, poczuciem godności. Można było tylko tak postąpić: wziąć krzyż i wejść na drogę śmierci.

III. Stacja upadających pod krzyżem na początku drogi

To było chyba całkiem przypadkiem: potknął się o kamień |albo pośliznął się na błocie ulicznym. Jeszcze nie umiał iść z takim ciężarem. Upadł całym ciałem. Powstał i poszedł dalej, starając się bardzo uważać, aby nie dopuścić do powtórnego upadku.

IV. Stacja tych, którym w drodze krzyżowej towarzyszy matka

W luce pomiędzy idącymi obok żołnierzami i przepychającymi się faryzeuszami — w murze obojętności i nienawiści — pojawiła się Matka. Nie spodziewał się, że Ją zobaczy. Nie oczekiwał Jej obecności. Nie przypuszczał, że będzie Mu towarzyszyć. Poczuł żal, że Ona widzi Go z krzyżem na ramionach. Ale był Jej wdzięczny, że nie jest tak osamotniony: że tuż obok jest ktoś nieobcy, niewrogi — ktoś najbliższy na świecie.

V. Stacja tych, którzy muszą korzystać z cudzej pomocy

Już od dłuższego czasu wiedzieli, że On nie doniesie krzyża na szczyt. Przystawał, zataczał się, oddychał coraz ciężej, krzyż coraz bardziej przyginał Go do ziemi. Rozglądali się za kimś, kto mógłby Mu pomóc. Wreszcie ktoś spostrzegł Szymona z Cyreny — wracał z pola, teraz przystanął i przyglądał się orszakowi skazańców. Zawołali na niego, żeby podszedł bliżej. Podszedł, nie wiedząc, czego zażądają. Wtedy kazali mu dźwigać krzyż. W pierwszej chwili nie mógł się zorientować, o co chodzi, potem, gdy zrozumiał, sprzeciwił się kategorycznie. Nie pomogło. Przymusili go. Niechętnie ujął krzyż silnymi ramionami i począł iść pod górę.

VI. Stacja obdarzonych niespodziewanie ludzką dobrocią

Przemknęła pomiędzy ciężko stąpającymi żołnierzami. Zrobiła to tak szybko, że nie zdążyli nawet zagrodzić jej drogi. Jednym ruchem założyła swoją chustę na twarz Jezusa. Nie odważyła się jej wytrzeć, bo bała się, że zahaczy płótnem o koronę cierniową. Zresztą nawet by nie zdążyła, bo już któryś z żołnierzy szarpnął ją brutalnie do tyłu i wyrzucił poza kordon. Dla Niego to było jak łyk zimnej wody. Chłód płótna usunął gryzący pot i krew zalewającą oczy.

VII. Stacja upadających w środku drogi krzyżowej

Sam nawet nie wiedział, dlaczego upadł. Podłożył Mu ktoś nogę, czy też sam się potknął. Upadek był niespodziewany. Zemdlał. Orszak na chwilę przystanął. Aż dźwignęły Go na nogi uderzenia i krzyki zniecierpliwionych tym, że zakłóca porządek.

VIII. Stacja tych, którym ludzie okazują współczucie

Zobaczył je rozszlochane, zrozpaczone, patrzące w Niego z przerażeniem. Nie chciał tego. Nie chciał zaprzątać ich swoim cierpieniem. Odwrócił ich uwagę: „Nie płaczcie nade mną, ale same nad sobą płaczcie i nad synami waszymi”.

IX. Stacja tych, którzy upadają na końcu swojej drogi

Tak bardzo chciał wytrwać, iść zgodnie z rytmem grupy, ale nie wytrzymał tempa. Od chwili zdawał sobie sprawę, że nie potrafi iść dalej. Szedł dziwiąc się każdemu krokowi, który stawiał. Serce waliło rozpaczliwie, przed oczami pojawiały się czarne płaty, pot spływał po całym ciele. Powtarzał sobie: jeszcze jeden krok, jeszcze jeden. Nagle zrobiło Mu się słabo, kolana zwiotczały i osunął się na ziemię. Był skrajnie wyczerpany.

X. Stacja publicznie wydrwionych

Koniec Jego drogi. Teraz czekał Go ostatni etap: śmierć. Zdarli szaty przywarte do ran. Otoczyli Go szerokim kołem. Przyglądali Mu się, drwili z Jego słabości i klęski.

XI. Stacja leżących na łożu boleści

Położyli Go na wąskiej belce krzyża, zsunęli nogi, rozciągnęli ręce, tak jak się układa przedmioty na swoim miejscu. Zobaczył nad sobą sufit nieba i twarz kata zatroskanego swoją robotą. A potem uderzył Go straszny ból rozpychanych żelazem kości. Ocknął się, gdy podnoszono krzyż w górę. Poczuł, jak rozdzierają się rany i znowu zemdlał.

XII. Stacja umierających

Chwile świadomości przerywane omdleniami z bólu, z których znowu wyrywał Go ból. Czasem budziły Go przekleństwa i szyderstwa ludzi stojących pod krzyżem lub współtowarzysza niedoli. Jeszcze ostatnia troska o Matkę. Z największym trudem wypowiedział polecenie do Niej i do Jana: „Niewiasto, oto syn twój”. „Oto Matka twoja”. Spalone usta, obręcz ognia na głowie, ręce — palące pochodnie, nogi — palące słupy. Umrzeć jak najprędzej, przestać czuć, przestać myśleć, przestać żyć. „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił”. I zagarnęła Go wielka ciemność i wielka cisza.

XIII. Stacja tych, którzy umarli

Wyrwali gwoździe ze sczerniałych ran, bezwładne ręce złożyli na swe ramiona. Głowa i korpus przewaliły się im na plecy. Delikatnie znieśli ciało na ziemię. Położyli na przygotowanym płótnie. Odczepili cierniową koronę. Ręce ułożyli równo obok tułowia. Umęczone ciało owinęli prześcieradłem.

XIV. Stacja złożonych do grobu

Trzeba się było spieszyć, bo zbliżał się zachód słońca. Włożyli ciało na prowizoryczne nosze i zanieśli do grobowca. W orszaku pogrzebowym była Matka i paru przyjaciół wiernych do końca. Ciało złożyli na ławie kamiennej w jaskini grobowej. Wyszli. Wejście założyli kamieniem.

http://liturgia.wiara.pl/doc/418994.Takze-Twoja-Droga-Krzyzowa/4

 

________________________________________________________________________________________________

Czytelnia

________________________________________________________________________________________________

“Nie kochajcie Boga jak poddani, lecz jak zakochani”

Wczoraj wieczorem papież Franciszek wysłuchał medytacji o roli autentycznej, namiętnej miłości.

 

O. Ermes Ronchi wzywał Papieża i kardynałów, by nie kochali Boga jak poddani, lecz jak zakochani, bo wtedy, jak podkreślił, życie i wiara są pełne uśmiechu. – Bóg nie szuka w człowieku doskonałości, lecz autentyzmu. Nie jesteśmy na świecie, aby być niepokalani, lecz aby być w drodze – mówił papieski rekolekcjonista.
– Świętość nie polega na braku grzechów, ale na odnowionej gorliwości, na odnawianiu mej namiętności względem Chrystusa i Ewangelii. Teraz. Przeciwieństwem miłości nie jest nienawiść, lecz obojętność, która jest siłą napędową wszelkiego zła i tajemnym źródłem grzechu.

 

Ojciec Święty nadal jest na wielkopostnych rekolekcjach w Aricci pod Rzymem. Pozostanie tam ze swymi współpracownikami do jutra.

http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,4058,nie-kochajcie-boga-jak-poddani-lecz-jak-zakochani.html

_________________________________

3 wskazówki, jak być wierną w miłości. Do końca

Przez całą Ewangelię czytamy o uczniach Jezusa i Apostołach. Możemy odnieść wrażanie, że kobiety pojawiają się tylko w niektórych wyjątkowych sytuacjach.

 

Tymczasem za Jezusem szło całe mnóstwo kobiet i spotykamy je teraz pod krzyżem.

 

3 wskazówki od Marii Magdaleny:

 

1. Kobiety w tle

 

“Były tam również niewiasty, które przypatrywały się z daleka, między nimi Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba Mniejszego i Józefa, i Salome. Kiedy przebywał w Galilei, one towarzyszyły Mu i usługiwały. I było wiele innych, które razem z Nim przyszły do Jerozolimy” (Mk 15, 40-41).

 

W dzisiejszym postępowym świecie to może zabrzmieć nawet obraźliwie: “usługiwały”. Nie chcemy być już służącymi, chcemy być jak mężczyźni – apostołkami, głosicielkami, uczennicami Jezusa. Co rusz pojawiają się głosy, że wypadałoby już zgodzić się na święcenia kobiet. Ma być równouprawnienie. Tymczasem pod krzyżem spotykamy te, które towarzyszyły, prały, gotowały, sprzątały i o których nic wielkiego nie usłyszymy.

 

Gdzie byli w tym czasie wielcy Apostołowie? Wszyscy (z wyjątkiem młodziutkiego Jana) po prostu stchórzyli. Czy to nam nie powinno czegoś powiedzieć o naszej codziennej cichej posłudze? Tak się właśnie wypracowuje wierność.

 

2. Siedem złych duchów

 

Św. Marek wspomina, że Maria Magdalena była tą, “z której Jezus wyrzucił siedem złych duchów” (Mk 16,9). To ważne, ponieważ w najistotniejszym momencie historii zbawienia obok bezgrzesznej Maryi pojawia się kobieta z tragiczną przeszłością. Tu nie chodzi o jakieś drobne upadki i potknięcia w życiu duchowym, ale całkowite odwrócenie się od Boga i pozwolenie na opętanie złym duchom.

 

Może się okazać, że to najlepsza Dobra Nowina z całej Ewangelii, bo jeśli najwytrwalsza i najwierniejsza okazała się właśnie Maria Magdalena, to jest nadzieja dla każdej z nas bez wyjątku! Nie dajmy się zastraszyć naszej przeszłości, Bóg chce, żebyśmy powierzyły ją Jemu i szły dalej z odwagą.

 

3. Świadectwo

 

Wierność dzielnych kobiet stojących pod krzyżem zostanie bardzo hojnie nagrodzona. To one jako pierwsze będą świadkami Zmartwychwstania. Ale ich obecność ma jeszcze inny wymiar. Jeśli tylko one widziały na własne oczy śmierć Jezusa, to ich świadectwo było absolutnie kluczowe dla naszej wiary – tylko one mogły potwierdzić, że Jezus prawdziwie umarł i prawdziwie zmartwychwstał.

 

Jednak stojąc na Golgocie, żadna z nich nie miała przed oczami ani cennej nagrody, ani wagi toczących się wydarzeń. Pod krzyż przyprowadziła je miłość. Nie ta romantyczna i kolorowa z bajek i seriali, ale ta prawdziwa, która z wiernością jest nieodłącznie związana i gotowa jest zrezygnować z siebie dla drugiej osoby.

Spotkanie

 

Porozmawiaj z Marią Magdaleną i innymi kobietami pod krzyżem. Zapytaj, ile je to kosztowało, żeby zajść za Jezusem aż na Golgotę, i skąd wzięły odwagę, by dochować wierności do samego końca.

 

 

*  *  *

 

Jezus i Kobiety. 10 spotkań – to propozycja siostry Ewy Bartosiewicz RSCJ na Wielki Post. W każdy wtorek i czwartek. Tylko na DEON.pl.

 

Pierwsze spotkanie: Co to znaczy, że masz być matką?

Drugie spotkanie: Jak nie tracić nadziei w trudnej codzienności?

Trzecie spotkanie: Jak rozmawiać z Bogiem?

Czwarte spotkanie: Jak poradzić sobie z seksualnością?

Piąte spotkanie: 3 porady, jak nie wpaść w pułapkę aktywizmu

Szóste spotkanie: Co oznacza prawdziwa miłość?

Siódme spotkanie: Jak zmieniać świat na lepsze?

 

S. Ewa Bartosiewicz – zakonnica ze Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa (Sacre Coeur), prowadzi bloga Spojrzenie Serca – siostraewa.blog.deon.pl

http://www.deon.pl/religia/rekolekcje-wielkopostne/wielki-post-2016/jezus-i-kobiety-10-spotkan/art,9,3-wskazowki-jak-byc-wierna-w-milosci-do-konca.html

_____________________________

5 sposobów, by przeżyć WIELKI POST inaczej niż do tej pory!

szlachetna paczka

Po raz kolejny Wielki Post przecieka Ci przez palce? Chciałbyś coś zmienić, ale brakuje Ci motywacji i nie wiesz, od czego zacząć?

A może odmawiasz sobie niemal wszystkiego, chodzisz na gorzkie żale i modlisz się trzy razy dziennie, ale nie widzisz żadnej różnicy w swoim życiu? Oto 5 oryginalnych sposobów na to, by NAPRAWDĘ dobrze przeżyć ten czas.
1. Jedz słodycze, ale przebaczaj
“Jako więc wybrańcy Boży – święci i umiłowani – obleczcie się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość, znosząc jedni drugich i wybaczając sobie nawzajem, jeśliby miał ktoś zarzut przeciw drugiemu: jak Pan wybaczył wam, tak i wy!” (Kol 3, 12-13)

 

Wielu ludzi uważa, że im więcej sobie odmówią, tym bliżej będą cierpiącego Chrystusa. Jednak okazuje się, że… nie tędy droga. Albo przynajmniej – nie tylko tędy. Jezus mówił wielokrotnie o tym, że chcąc być blisko Niego, musimy być obok ludzi. Słuchać ich, przyjmować, karmić głodnych i przebaczać tym, którzy nas skrzywdzili. Dlatego też, jeżeli masz do wyboru zjeść batonika lub pojednać się z bliźnim – nawet się nie zastanawiaj. Wcinaj snickersa, ale kochaj i przebaczaj!

 

2. Dostrzeż sens Męki
“Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3, 16)

 

Jezus Chrystus oddał swoje życie, żeby zmazać grzechy całego świata. Za wszystkie grzechy każdej jednej osoby. Za moje i Twoje. Gdy to sobie uświadomisz, odkryjesz, że Chrystus poprzez swoją śmierć już zaprosił Cię do zbawienia. Nikt nie kocha Cię tak, jak On! Gdy więc będziesz medytować mękę Pańską, nie skupiaj się tylko na liczbie upadków i św. Weronice. Spójrz na Jego cierpienie przez pryzmat sensu ukrzyżowania. Gdy to odkryjemy, gdy zobaczymy, co Chrystus zrobił DLA NAS, już nigdy nie będziemy tacy sami.

 

3. Idź na EKSTREMALNĄ DROGĘ KRZYŻOWĄ
“Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Mt 16, 24)

 

Jeśli masz w sobie potrzebę wyrzeczeń, przekroczenia strefy swojego komfortu, życia wyzwaniami – EKSTREMALNA DROGA KRZYŻOWA jest dla Ciebie. To ponad 40 kilometrów przebytych nocą, w kompletnym milczeniu i modlitwie. W tym trudzie, zmęczeniu i wysiłku czeka sam Bóg. Wtedy nie masz już na sobie masek, możesz spojrzeć na twarz Jezusa i zobaczyć samego siebie. Takim, jakim jesteś. W tym roku na EDK wyruszy, według szacunków organizatorów, około 24 tysięcy osób. Do wyboru jest ponad 200 tras w całej Polsce i poza jej granicami. EDK ruszają 11. i 18. marca – zapisy wciąż trwają na stronie www.edk.org.pl

 

4. Kochaj ze wszystkich sił

“Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.” (Mk 12, 28-31)
Jezus przed śmiercią zostawił nam jasne instrukcje postępowania. Powiedział, które przykazanie jest najważniejsze: przykazanie miłości. Mamy kochać Boga i bliźnich i nie ma nic ważniejszego! Jeśli więc pragniesz prawdziwej przemiany w Wielki Post, zainwestuj w relację z Panem Bogiem. Usuń to, co stoi Ci na drodze do jedności z Nim. Wyjdź naprzeciw ludzi, pokaż, że ich akceptujesz i kochasz.

 

5. Szukaj ciszy
“Panie, przenikasz i znasz mnie (…). Ty bowiem utworzyłeś moje nerki, Ty utkałeś mnie w łonie mej matki. Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś tak cudownie” (Ps 139, 13-14)

 

W otoczeniu natury poszukaj sensu. Pozwól sobie na chwilę wytchnienia. Zatrzymaj się i zastanów nad swoimi relacjami, pracą, tempem życia i budzącą się do życia wiosną. W ciszy najlepiej widać Boga, a on najgłośniej przemawia. Jezus przed śmiercią modlił się w Ogrodzie Oliwnym. My także, nie zważając na ważniejsze sprawy, powinniśmy przystanąć, by dobrze przeżyć nadchodzące Triduum Paschalne.

 

5 sposobów na owocny Wielki Post to dużo? Wystarczy, że zapamiętasz jedno. Że żyjemy po to, by nauczyć się kochać jak Jezus.

 

http://www.deon.pl/religia/wiara-i-spoleczenstwo/art,1187,5-sposobow-by-przezyc-wielki-post-inaczej-niz-do-tej-pory.html

________________________________

5 miesięcy w 5 minut, czyli jak pokonać pieszo 4 tys. km [WIDEO]

Codziennie, tuż nad ranem, mówię córce, że jest mądra, piękna i dobra. Podkreślam jak wiele osób kocha ją tylko dlatego, że jest. Bez warunków dodatkowych. Ma zaledwie sześć miesięcy i choć wszystko wskazuje na to, że mógłbym mówić cokolwiek, trzymam się tej reguły z konsekwentnym uporem.

 

Dla mężczyzn bycie tatą jest, a z pewnością może być, punktem granicznym. Kamieniem milowym w osobistym, wewnętrznym rozwoju. Ojcostwo to męskość radykalnie wywołana do tablicy.

 

Nie dlatego, że świat nagle staje na głowie. Rezygnacja z własnych planów i projektów, mimo zakorzenionego w naszej kulturze egoizmu, nie stanowi wyzwania ponad siły. Ten egzamin przebiega w zupełnie innej przestrzeni. I właśnie z tego powodu oblewamy go tak często.

 

Nagle stajemy przed absolutną, bezwarunkową, niezasłużoną miłością małego człowieka. A więc przed czymś zupełnie nowym. W świecie, który znamy wszystko jest umowne, warunkowe i możliwe do zdefiniowania. Tutaj możemy odpowiedzieć albo tym samym, czyli zaangażowaniem i troską, albo uciec.

 

Te ucieczki przybierają różne formy: aktywności zawodowej ponad miarę, wiecznego zmęczenia, czasem zdawkowej niekompetencji (nie potrafię – nie chcę zaszkodzić). Wszystkie mają wspólny mianownik: pod tanim pretekstem unikamy bliskości z własnymi dziećmi. Po jakimś czasie dławią nas wyrzuty sumienia, a więc uciekamy jeszcze bardziej. Błędne koło zostaje zamknięte.

 

Dzieje się tak, bo towarzyszy nam destrukcyjne, sabotujące przekonanie o byciu nie dość dobrym. Jestem przekonany, że dotyczy to większości mężczyzn w naszym kręgu kulturowym. Ktoś, zwykle nasi  nieobecni ojcowie, zapomniał nam powiedzieć, że wszystko jest tak, jak trzeba. Bywa, że w społeczeństwie przesiąkniętym złością i bólem, przez lata słyszeliśmy coś zupełnie przeciwnego.

 

W konsekwencji dotkliwie wdarło się w nas przekonanie, że nie zasługujemy na miłość. A tu nagle, bez słowa ostrzeżenia, pojawia się ktoś, kto nie tylko tę miłość daje, ale jednocześnie domaga się jej z całą stanowczością. W przeciwieństwie do relacji z dorosłymi, bycie tatą nie pozostawia przestrzeni do negocjacji.

 

Wpływ rodziców wobec dzieci jest niepodważalny. Jak żadna inna więź rzutuję na wszystko, co później. Z jednej strony niesiemy za sobą bagaż własnego dorastania, z drugiej sami przygotowujemy podobną wyprawkę.

 

Dobrze pamiętam paraliżujące uczucie, kiedy wiedza o tym, że dzieci bezkrytycznie i totalnie przyjmują swoich rodziców, stała się faktem mojego życia. Dzień, może dwa dni po powrocie ze szpitala trzymałem Lilę na rękach. Spała. Patrzyłem na bezbronność i absolutną zależność tego ważącego niespełna cztery kilogramy, małego człowieka. Z każdą sekundą coraz bardziej docierało do mnie, że to wszystko dzieje się naprawdę. Że już za moment w jej świadomości moje ucieczki, brak zaangażowania, będą powodem do poczucia, że to nie ja popełniam błąd, ale ona. Dzieci nie wątpią w rodziców. Wątpią tylko w siebie.

 

Ta świadomość, namacalna i intensywna, jest wyzwaniem. Wielką odpowiedzialnością. W gruncie rzeczy dobrą przygodą życia, bo w większości przypadków – pomimo tego, co mówi własna głowa – posiadamy wszystko, co potrzeba, żeby temu wyzwaniu sprostać. Nie perfekcyjnie, ale wystarczająco.

 

Nikt z nas nie chce oblewać tego egzaminu. Nie chcemy wpadać w błędne koło oddalania się od najbliższych. Moment, w którym stajemy się ojcami, jest jednocześnie dobrym czasem na domknięcie chłopięcego rozdziału własnej historii.

 

W praktyce, każdy wchodzi w dorosłość z bagażem tego co dobre, ale i z jakimś niezałatwionym bólem. Różnią nas tylko proporcje. Ktoś mądrzejszy ode mnie uświadomił mi, że nie jesteśmy za ten ból odpowiedzialni. To uwalniające. Jednak dojrzałość polega na wzięciu odpowiedzialność za siebie. Za to, co z tym bólem zrobimy tu i teraz.

 

Dzieci potrzebują ojcowskiej obecności. Bezwarunkowej i pełnej. Ta bliskość jest wpisana w naszą męską tożsamość. Wzorce i cywilizacyjne naleciałości nie są w stanie tego zatrzeć. Wystarczy, że przestaniemy uciekać i pozwolimy inspirować się naszym bliskim.

 

Nie uciekać, znaczy tyle co pozwolić być bliżej. Najpierw bliżej samego siebie.

 

Konrad Kruczkowski – mąż i ojciec. Niedoszły teolog. Bloger. Tekst ukazał się pierwotnie na jego prywatnym blogu – haloziemia.pl

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ojcostwo/art,131,meskosc-radykalnie-wywolana-do-tablicy.html

______________________________

Jak mężczyźni uciekają od kobiet?

Znam wielu mężczyzn, których miłość do żon została uśpiona. Przestali się starać. Uciekają od przykrej prawdy, że relacja, która miała być przygodą życia, stała się tragedią codzienności. Ta ucieczka przybiera różne formy: hektogodzin spędzonych w pracy, w Internecie albo przed telewizorem. Czasami to wolontariat, prace społeczne albo wspólnota religijna. Ucieczką może być w zasadzie wszystko.

Zaryzykuję stwierdzeniem, że większość mężczyzn, pod pozorem wiary we własne siły, wiedzie życie cichej desperacji. Mam na myśli ten stan, w którym żyjemy na pozór normalnie, sprawy mają się dobrze, ale podskórnie czujemy, że nic, albo prawie nic, nie jest tak, jak trzeba. W naszych domach wieje pustką.
Niektórzy udają tak długo i tak dobrze, że na jakiś czas, sami są skłonni uwierzyć w kłamstwo o własnym szczęściu. Inni zapadają w letarg i żyją z dnia na dzień, zrezygnowani i pogodzeni z fałszywym przekonaniem, że już nic się nie zmieni. Jedni i drudzy, co jakiś czas zderzają się z rzeczywistością, i to są te krótkie momenty przebudzenia, które albo nas kompletnie pogrążają, albo pozwalają złapać oddech i zmienić perspektywę. Psychologia nazywa to kryzysem.
Ta trzecia
Z prawdziwą tragedią mamy do czynienia, kiedy na horyzoncie pojawi się inna kobieta; taka, która jeszcze nie odkryła wszystkich kart, i przed którą mężczyzna może wciąż udawać. To jak brudny opatrunek, przyłożonym na ranę, w którą już dawno wdała się gangrena. Może być tylko gorzej.
Byłem świadkiem takiego dramatu. Jeden z moich przyjaciół pogubił się i nie potrafiliśmy mu pomóc. Po pięciu latach małżeństwa zostawił swoją żonę i trzyletnią córkę, związał się z koleżanką z pracy. Lawina ruszyła: w nowym związku wytrzymał zaledwie pół roku. Później była kolejna próba, i kolejna.
Zawsze ten sam scenariusz, tylko relacje coraz krótsze.
Każdego wieczora żal do samego siebie i wyrzuty sumienia ściskają mu gardło w sposób, którego nie można opisać. Będzie zostawiał za sobą poranionych ludzi tak długo, jak długo nie zrozumie, że problemem nie są niewłaściwe kobiety, ani okrutny pech, ale on sam.
Gra nie warta świeczki
Moją ucieczką była praca. Najpierw. Później źle rozumiana duchowość. Zaledwie rok po ślubie więcej czasu spędzałem w biurze i swojej wspólnocie, niż z własną żoną. Kiedy już wracałem do domu, zwykle “odpoczywałem” przed komputerem, tłumacząc to tym, że potrzebuję czasu dla siebie.
Każdy sygnał wysyłany przez Kamilę, który domagał się uwagi, budził moją frustrację. W pewnym momencie przestałem ją zdobywać, a więc zrezygnowałem z tego, co jest wpisane w moją męską tożsamość. W końcu złapałem się na przykrym spostrzeżeniu, że kompletnie się nie rozumiemy. Nie przyszło mi do głowy, że nie możemy się porozumieć, bo mnie w tym związku już nie ma. Kiedy kobiety mówią, że w każdym facecie tkwi ukryty idiota, mają racje.
Praca po kilkanaście godzin dziennie, z weekendami włącznie, przyniosła efekt. Wielka gala, rozdanie branżowych nagród, i jeszcze większe rozczarowanie. Dokładnie pamiętam, jak stałem na scenie, a kolega z zespołu odbierał nasze zasłużone wyróżnienie.
Patrzyłem na ten wielki świat, do którego za chwilę mieliśmy odważnie wkroczyć, a w głowie dźwięczała mi krótka, pusta myśl: i co, to tyle? Tylko tyle? To naprawdę wszystko?
Gra nie była warta świeczki; zatęskniłem do domu, do Niej. To była chwila, kiedy głos sumienia, przedarł się przez wtłoczone przekonania i mój własny egoizm. Nigdy nie cofnęliśmy się za ten punkt, i mam nadzieję, że to już nie nastąpi. Mamy się dobrze.
Nie musisz wygrywać
Świat współczesny, a zwłaszcza jego męska część, zwariował na punkcie osiągnięć. Uczymy się zarządzać czasem, planować zadania, i realizować cele. Powszechnie przyjęto, i nikt już tego nie neguje, że mężczyzna jest zorientowany na zadanie; na przejście od punktu A do punktu B.
Muszę powiedzieć coś bardzo niepopularnego wśród teoretyków męskości: to absolutna bzdura. Tym bardziej szkodliwa, że wygłaszana równie często z motywacyjnych mównic, jak i kościelnych ambon. To podejście, które przywiązuje nas do kieratu na dwadzieścia okrążeń, tylko po to, aby udowodnić, że możemy zrobić kolejne dziesięć. Możemy; tylko po co?
Podstawowy problem z tą perspektywą polega na tym, że szczęście jest czymś, co dopiero nastąpi; stanem, który dopiero mamy osiągnąć. Wtłaczamy w siebie system, który każe nam koncentrować się na tym, czego jeszcze nie mamy, zamiast myśleć o tym, co mamy i co jest naprawdę ważne. Zaczynamy wierzyć, że będziemy szczęśliwi, jeśli spełnią się nasze pragnienia, kiedy dokonamy zmiany (siebie, innych, miejsca, okoliczności), albo coś zyskamy (awans, aprobatę innych, cokolwiek).
Tymczasem, to właśnie te pragnienia unieszczęśliwiają nas, bo doskonale wiemy, że to dziura bez dna. Jedno spełnienie otwiera kolejne niespełnienie. Po drodze następuje tylko chwila doraźnej przyjemności. To niewolnictwo, które nazwaliśmy rozwojem. Dodatkowo, w taki sposób manifestuje się nasz egoizm, bo doskonale wiemy, że ten proceder szkodzi naszym bliskim, a mimo wszystko, koncentrujemy się na tym, aby to nam było lepiej.
Czytając “Dzikie serce” Eldredga (książkę, która stanowi bezpośrednią inspiracją tego cyklu) długo nie rozumiałem fragmentu, w którym autor podkreśla, że mężczyzna nie może walczyć o swój komfort, swoje dobro; że jego naturalnym powołaniem jest bycie dla innych, i tylko wtedy może być szczęśliwy. Nie rozumiałem, bo ta konstrukcja rzuca wyzwanie mojemu ego.
Wyjście awaryjne
Przyjrzyj się swojej ucieczce. Kiedy ostatni raz usiadłeś z żoną, i rozmawiałeś z nią zupełnie szczerze, spontanicznie? Jeśli jesteś wierzący, kiedy modliłeś się za nią z wdzięcznością? Nie prosząc, nie żaląc się Bogu na to, czego wam brakuje, ale dziękując?
Jeśli z Bogiem ci nie po drodze: kiedy ostatni raz powiedziałeś komuś, za plecami swojej żony, że ona jest wspaniałą kobietą, najważniejszym człowiekiem w Twoim życiu?
Dzień, w którym zrobiłeś to ostatnio, jest pierwszym dniem drogi, z której musisz zawrócić. To będzie droga powrotna do twojego domu.
Jesteś zwycięzcą
Ostatnią rzeczą z jaką chciałbym was zostawić, to przekonanie, że mężczyzna powinien realizować się w domu i tylko w domu. Nie, to skrajność. Musimy podejmować aktywności, które wykraczają daleko poza nasze małżeńskie i rodzicielskie relacje. Żaden człowiek nie jest ograniczony tylko i wyłącznie do domowego miru.
Chodzi o coś zupełnie innego: wszystkie działania, wszystkie rzeczy, których się podejmujesz, jeśli są zakamuflowaną ucieczką od tych, których kochasz, nie przyniosą nic, oprócz rozczarowania. To tylko gra pozorów. Ale kiedy przestaniesz udawać, że wszystko jest w idealnym porządku (a nigdy nie jest), i przestaniesz uciekać z własnego domu, będziesz mógł realizować wszystko to, co jest dla ciebie ważne. Bez strat i – jakkolwiek wzniośle to brzmi – nie po to, aby stać się szczęśliwym, ale dlatego, że będziesz szczęśliwy.
To nie teoria.

 

 

To trzeci tekst z dłuższego cyklu My – mężczyźni, który postanowiłem zrealizować dla wspierającej mnie społeczności Banity. Ta praca jest moim “dziękuje” dla wszystkich mężczyzn, których obecność pozwala mi być dobrym mężem, ojcem, bratem, synem, przyjacielem. Jesteście ważni. Tekst pierwotnie ukazał się na blogu: haloziemia.pl

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,396,jak-mezczyzni-uciekaja-od-kobiet.html

____________________________________

Nie udzielaj (tanich) rad

Czy sam kiedykolwiek przeżywałeś trudny okres? Na przykład gdy Twoja wielka miłość nie została odwzajemniona, gdy rozpadł się Twój związek, zostałeś oszukany, nie dostałeś pracy, na którą liczyłeś, byłeś bezrobotny lub straciłeś kogoś bliskiego? Czy otrzymywałeś wtedy niechciane porady? A jeśli tak, czy z nich skorzystałeś?

 

Rozumiesz, do czego zmierzam. Ten, kto boryka się z problemami w życiu osobistym, nie znosi natrętnych rad. Irytują go, ponieważ w podtekście zawierają komunikat: “Ty męczysz się z tym tyle czasu, a ja – nie zastanawiając się nad tym zbyt długo – znam właściwe rozwiązanie”. Bagatelizują problem, z którym się zmagasz. Porady denerwują nas także dlatego, że zaburzają równorzędność relacji. Osoba udzielająca porad stawia się ponad nami, ponieważ “uważa, że wie coś, czego ja nie wiem”. I wreszcie, uważamy porady za irytujące, bo zbyt prędko ucinają naszą historię (“Chciałem mu najpierw opowiedzieć, co leży mi na sercu – a on przerwał mi swoją radą”).
Dawanie wskazówek lub porad jest jednak najczęściej popełnianym błędem w kontaktach z osobami w depresji. Manfred Lutz, psychiatra bardzo popularny w Niemczech, wyraził to następująco: “Prawdą jest, że osoby depresyjne cierpią często nie tylko z powodu swojej depresji, ale także przez ludzi »normalnych«, którzy przez swoje »dobre rady« mogą sprawić, że depresja będzie naprawdę nie do zniesienia” (Lutz 2009). Wydźwięk tego typu porad jest często następujący: Nie załamuj się, spójrz na to od pozytywnej strony (“Głowa do góry, widzisz wszystko w zbyt czarnych barwach”). Takie uwagi nie pomagają, bo gdyby Twój bliski potrafił zrobić to, co mu się radzi, już dawno by to zrobił.
Dlaczego dajemy rady innym ludziom, chociaż sami czujemy do nich wstręt? Dobrze jest poznać przyczyny, bo wtedy łatwiej jest oprzeć się tej pokusie.
Po pierwsze, kiedy widzimy czyjeś cierpienie lub o nim słyszymy, automatycznie myślimy, że musimy coś zrobić lub powiedzieć. “Nie opowiada mi o swoich kłopotach bez przyczyny – liczy na jakąś radę lub rozwiązanie”. Udzielamy więc rady w przekonaniu, że druga osoba oczekuje pomocy w takiej właśnie formie.
Poza tym ofiarowanie komuś jakiejkolwiek pomocy daje nam poczucie samozadowolenia. Nasz mózg wytwarza wtedy substancje, dzięki którym czujemy się szczęśliwsi. Gdy udzielamy porad, być może nie pomagamy przez to drugiej osobie, ale bardziej istotne jest dla nas to, że pomagamy sobie. Bliższa koszula ciału. Co więcej, dając radę, podajesz piłkę z powrotem do rozmówcy (“Wysłuchałem Twojej historii i udzieliłem Ci rady – teraz kolej na Ciebie”). Przez radę wyzwalamy się z poczucia bezsilności (“A jednak można coś z tym zrobić!”).

 

Najważniejszym powodem, dla którego zawsze i wszędzie jesteśmy skłonni udzielać rad, jest jednak to, że nasz mózg kocha szybkie rozwiązania! Chcemy się jak najszybciej pozbyć problemów, w ten czy inny sposób. A to jest szczególnie prawdziwe w kontekście problemów, które mogą być dla nas obciążeniem i stanowią zagrożenie dla naszego dobrego samopoczucia. Jeśli więc mamy do czynienia z bólem i cierpieniem psychicznym, nasz umysł gorączkowo poszukuje sposobów, by nie dopuścić do siebie cierpienia. To cecha właściwa człowiekowi, ponad-czasowa i uniwersalna.

 

Z wymienionych wyżej względów niezwykle trudno jest za-chować swoje rady dla siebie. Jak każdy, również ja wiele razy miałem do czynienia z psychicznym cierpieniem w rodzinie i w gronie przyjaciół. I choć od dawna wiem, że ludziom nie pomaga udzielanie rad, ciągle łapię się na tym, że chcę dawać jakieś wskazówki. I muszę także przyznać, że robiłem to regularnie, choć wiem, że nie powinienem. Tak trudno jest stać i przyglądać się bezsilnie, zwłaszcza gdy chodzi o kogoś, kogo się kocha. Zwłaszcza wtedy pragnie się, żeby cierpienie jak najszybciej się skończyło.
Trzeba więc sobie przebaczyć wszystkie momenty, kiedy wpadaliśmy i jeszcze wpadniemy w tę pułapkę. Postanówmy tylko nie robić tego więcej. Ugryźmy się w język, kiedy ciśnie nam się na usta dobra rada.

 

Jeśli przyjaciele i bliscy osoby w depresji w dobrej wierze mówią jej: “Weź się w garść”, to mogliby równie dobrze powiedzieć to dziecku, które płacze w swoim łóżeczku.

 

Nie damy rady tego zrobić. Nie chodzi o to, że nie chcemy. Po prostu nie potrafimy. Od dziecka w łóżeczku odróżnia nas jednak nasz dorosły mózg. Jesteśmy na tyle przytomni, że wiemy, iż powinniśmy sobie poradzić, i sądzimy, że gdybyśmy się wystarczająco postarali, to faktycznie dalibyśmy radę. I wtedy każda próba i każde niepowodzenie pociąga za sobą dodatkowe przygnębienie, osobne odczucie głębokiej i beznadziejnej rozpaczy.

 

A każde pogardliwe spojrzenie, każde poirytowane westchnienie bliskich i znajomych wypędza nas dalej na zewnątrz w zimną, ciemną noc.

 

Depresja ma swoje własne patologie. Jedną z nich jest egocentryzm. Powiedzieć komuś, kto cierpi na ciężką depresję, że jest samolubny i użala się nad sobą, to tak jakby mówić choremu na astmę, że ma problemy z oddychaniem (Brampton 2009).

 

Być może zastanawiasz się, co w takim razie należy mówić, skoro nie powinno się dawać rad, a wyświechtane frazesy są również zakazane. Należy pamiętać, że czasami nie trzeba w ogóle nic mówić. W tym miejscu przychodzą mi na myśl słowa wypowiedziane kiedyś w telewizji przez holenderską dziennikarkę Inge Diepman. Swoim przyjaciółkom, które chciały ją pocieszyć po stracie nowo narodzonego dziecka i przyznawały się, że nie wiedzą, jak to zrobić, powtarzała: “Przyjdź z pustymi rękami, a ja napełnię je swoimi opowieściami i łzami”.
Więcej w książce: Depresja – Huub Buijssen

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/depresja/art,128,nie-udzielaj-tanich-rad.html

_______________________________

 

O autorze: Słowo Boże na dziś