Natura i kultura

tabula rasa

Tak się dziwnie składa, że aby uporządkować i zrozumieć otaczający ich świat  ludzie chętnie posługując się stereotypami. Co gorsza rezygnując z jednego ogranego już stereotypu popadają w szpony innego, równie prymitywnego i płytkiego.  Odrzucając jedną skompromitowaną utopię zaczynają wierzyć w inną podobnie niebezpieczną. Jak twierdzi Steven Pinker autor niezwykle ciekawej książki pod tytułem „ Tabula rasa. Spory o naturę ludzką” mit złego dzikusa przydatny kiedyś  jako podstawa ideologii podbojów i cywilizowania niższych ras został obecnie skutecznie zastąpiony mitem dobrego dzikusa, równie nieprawdziwym. Ten mit można by  łatwo obalić posługując się ulubioną przez lewactwo  psychologią ewolucyjną.  Dobry dzikus nie miałby po prostu szans przetrwania w darwinowskiej walce o byt. Nie ma jednak potrzeby odwoływania się do darwinizmu, żaden z opisów społeczności „dobrych dzikusów” nie okazał się być prawdziwym, wszystkie relacje były ordynarnie wręcz zmyślone. Na przykład badany przez Elizabeth Marshall Thomas łagodny lud (The Harmless People) czyli  plemię Kung San z pustyni Kalahari w niczym nie przypomina swego wyidealizowanego opisu. Polityczna poprawność, która jest podstawą współczesnych naukowych zabobonów i miedzy innymi stereotypu dobrego dzikusa, każe nam wierzyć że umysł ludzki to tabula rasa, czyli czysta tablica stworzona przez biologię, na której swe treści zapisuje kultura. Każe nam również wierzyć, że wszyscy ludzie niezależnie od pochodzenia są jednakowo dobrzy i utalentowani i gdyby im zapewnić równy start osiągnęliby to samo w życiu. Ludzie wierzący w ten współczesny zabobon nie przyjmują do wiadomości, że nawet najlepszy start życiowy nie uczyni z przeciętnego Kowalskiego Mozarta (chyba, że ten Kowalski  jest równie jak Mozart utalentowany) i że przeciętny biały nie ma szans zwyciężyć w biegu z zawodnikiem z Afryki, który porusza się jak gazela. Ludzie różnią się biologicznie i rasowo niezależnie od tego czy wypada czy nie wypada tak mówić. Wyjaśnienie powodzenia stereotypu tabula rasa jest proste – po doświadczeniach niemieckiego nazizmu niebezpieczne i niedopuszczalne wydaje się jakikolwiek  nawiązanie do dziedziczności w odniesieniu do gatunku ludzkiego oraz tłumaczenie czegokolwiek różnicami rasowymi.  Prowadzi to do oczywistych nonsensów , zwolennicy koncepcji tabula rasa potrafią twierdzić, że mężczyźni dążą do orgazmu ponieważ tak ich wychowano, a chłopcy biją się tylko dlatego, że się ich do tego zachęca.  Traktowanie czegoś tak jednoznacznie biologicznego jak płeć jako sprawy kulturowej jest przyczyną zagubienia współczesnego człowieka atakowanego ze wszystkich stron przez obłąkane ideologie. Przejawem mitu dobrego dzikusa jest obecnie brak realnego spojrzenia na problem imigrantów dopuszczających się w europejskich miastach odrażających przestępstw. Sytuacja jest patowa. Założenie, że wszyscy ludzie są z natury dobrzy zabrania nam patrzeć na przybyszów jak na pospolitych przestępców. Ich zachowania wynikają rzekomo  z ich kultury, a ponieważ poprawność polityczna nakazuje nam szacunek dla wszystkich kultur, a nawet traktowanie ich jako równowartościowe i równoprawne nie możemy potępiać tych postępków nie obrażając kultury, która je przynosi. Jesteśmy zatem w sytuacji ekologa, który z szacunku do świata przyrody pozwala się objeść do kości wędrującym mrówkom nie podejmując przeciwko nim żadnych działań. Założenie, że wszystkie wierzenia i  kultury są równowartościowe i równoprawne sprowadza je do roli folkloru, o który nikt nie będzie kruszył kopii. Kujawiak czy krakowiak są dla przeciętnego widza równie pełne uroku i równie nieistotne. Nie dotyczy to jednak niektórych wierzeń czy obyczajów obcych nam kultur, których wcale nie musimy a nawet nie powinniśmy akceptować. Nie musimy na przykład akceptować w naszym kraju uboju rytualnego, ani obrzezania dziewczynek, ani rytualnego kanibalizmu. Nie musimy akceptować honorowego zabójstwa opartego na prawach szariatu, ani małżeństw z nieletnimi. Zaczynają to rozumieć Francuzi zakazując kobietom noszenia burki i burkini, a komukolwiek zasłaniania twarzy.

Wracając do książki Pinkera. Z wielkim trudem naukowcy zgodzili się uznać, że jakaś część umysłu ludzkiego musi być wrodzona. Bardziej skrajni, jak na przykład Jerry Fodor twierdzą, że wrodzone są wszystkie pojęcia, nawet klamka. Znany teoretyk języka Noam Chomsky twierdzi, że „ dzieci hodują w sobie język”. Na drugim biegunie są koneksjoniści  na przykład Jefrey Elman oraz Elizabeth Bates, dla których działanie umysłu przypomina modele komputerowe. „ Tabula rasa nigdy nie bywa całkowicie rasa” twierdzi Elman i „ pod powierzchownym zróżnicowaniem kultur mogą się kryć uniwersalne mechanizmy umysłowe”. Traktowanie umysłu jako systemu modułów obliczeniowych podważyło sens sporu o naturę człowieka. Można powiedzieć, że ludzkie zachowania są relatywne do kultury mimo, że konstrukcja wytwarzających je programów  umysłowych jest jednakowa. Inaczej mówiąc neuropsychologowie wypędzili ducha z ludzkiej maszyny. Nawet jednorodna jaźń okazuje się być złudzeniem. Wiadomo, że jeżeli przetnie się ciało modzelowate, które łączy półkule mózgowe, jaźń dzieli się na dwie różne, niezależne części. Wrodzona geometria i okablowanie mózgu odpowiada za zdolności i cechy charakteru i nie kształtują się one pod wpływem obserwacji sensorycznych. Bliźnięta jednojajowe nawet wychowywane osobno są podobne mentalnie.

Książka Stevena Pinkera jest pośrednio dowodem na niepokojący stan nauk humanistycznych. Pomijając jednoznacznie naganne poczynania jakimi są sfałszowane lub podrasowane opisy antropologiczne skandaliczna jest również niechęć do wyciągania wniosków z narzucających się obserwacji czyli specyficzny paraliż intelektualny i poznawczy społeczności naukowej. Współcześni naukowcy gotowi są przełknąć i potwierdzić wszelkie brednie narzucane im przez ich niepisany kodeks dobrego wychowania jakim jest polityczna poprawność.  Źle to rokuje dla nauki.

Tekst drukowany w Warszawskiej Gazecie

 

 

O autorze: izabela brodacka falzmann