W sierpniu 1988 roku Wałęsa wykonał polecenie Kiszczaka gaszenia strajków

Bolek z Kiszczakiem _1988

Lechu, przyjechałeś zwolnić nas z kopalni i aresztować. Dawać tu taczkę! Na taczkę purchawę! (Górnicy do Wałęsy w 1988 roku).

 

W dziewiętnastym dniu strajku załóg kopalń śląskich, w piątek 2 września 1988 roku, przyjechał do Jastrzębia Zdroju przewodniczący Komisji Krajowej Solidarności Lech Wałęsa. Przyjechał, żeby w porozumieniu z generałem Czesławem Kiszczakiem „zgasić” strajk w ostatniej strajkującej kopalni „Manifest Lipcowy”. Kiedy owo „gaszenie” strajku nie udawało się, Wałęsa, trzymając w ręku krzyż, rozpłakał się. A wtedy zmiękły górnicze serca i, po nocnych rozmowach aż do świtu dwudziestego dnia strajku, 3 września, doszło do zakończenia strajku.

 

Strajki sierpnia 88

Ale cofnijmy się do pierwszego i następnych dni strajku na Śląsku w 1988 roku. To był schyłek PRL. W osiemdziesiątym ósmym, dwa i pół miesiąca po strajkach majowych, wybuchają strajki sierpniowe. Najpierw, 15 sierpnia, w kopalni „Manifest Lipcowy”, później, 22 sierpnia, ponownie w Stoczni Gdańskiej. Stoczniowcy zawieszają strajk, górnicy strajkują mimo presji ZOMO.

Od 15 sierpnia do 3 września 1988 roku jestem na strajku kopalń w „Manifeście Lipcowym” w Jastrzębiu, gdzie mieści się MKS. Na wniosek przewodniczącego MKS, Krzysztofa Zakrzewskiego, i za zgodą jego zastępcy, Alojza Pietrzyka, jestem szefem propagandy strajkowej. Przygotowuję konferencje prasowe, rozmawiam z dziennikarzami, posłami na Sejm, z dyrektorem Grzywą, z funkcjonariuszami komitetów partyjnych.

Od rana 16 sierpnia przybywają do „Manifestu Lipcowego” delegaci kopalń, w których ogłoszono strajk. Pierwszy zjawia się delegat kopalni „XXX-lecia PRL”, następni delegaci reprezentują kopalnie: „Moszczenica”, „Morcinek”, „Marcel”, „Jastrzębie”, „Borynia”, „ZMP”, „1 Maja”, „Andaluzja”, Zakład Odmetanowania Kopalń, Zakład Robót Górniczych.

Przybysze z Warszawy

Po kilku dniach strajku przy wejściu do cechowni spotykam przybyszy z Warszawy. To Lityński i Szczepański. Obydwaj siedzą pod ścianą, wyobcowani i zupełnie nierozpoznani przez górników. Po niedługim czasie straż kopalniana chce ich wyrzucić za żelazny płot.

– Co to za jakieś… tu…?!

– Skąd i kto, kurza noga?!

Z małej sztygarowni wywołuję Krzysztofa Zakrzewskiego, żeby interweniował.

– Zostaw ich w kopalni – mówię. – Bo poza kopalnią narobią ci bigosu.

Lityński ze Szczepańskim siedzą jeszcze jakiś czas pod ścianą markowni. Następnego dnia już ich nie widzę. Po latach ukażą się książkowe i internetowe publikacje, z których będzie wynikać, że „mózgiem strajku był Lityński”.

Pacyfikacje

Tymczasem strajkujące kopalnie otaczają oddziały ZOMO. Co jakiś czas dochodzą wiadomości o pacyfikacji strajku na kolejnej kopalni. Opancerzone samochody i czołgi łamią żelazne płoty, wjeżdżają na kopalniane place, a zza czołgów i samochodów atakuje górników ZOMO.

Z rana 24 sierpnia nadchodzi wiadomość o pacyfikacji strajków w kopalniach „Morcinek”, „Borynia” i „Moszczenica”. Na strajkujących w „Manifeście” robi wrażenie pacyfikacja kopalni „Borynia”, która położona jest kilkaset metrów od „Manifestu”.

Nadchodzą wciąż smutne i niepokojące wiadomości. Padły kopalnie: „XXX-lecia PRL” i „Marcel”, „1 Maja”, „Andaluzja”, „ZMP”, Zakład Odmetanowania Kopalń. Następnego dnia, 27 sierpnia, strajkuje już tylko „Manifest Lipcowy” i „Jastrzębie”.

W końcu 28 sierpnia zostaje tylko strajk w „Manifeście Lipcowym”. Siedzę z Zakrzewskim w małej sztygarowi i w milczeniu wsłuchujemy się w warkot samochodów pancernych tuż za płotem.

– Zaraz będą łamać – mówi Krzysztof. – Ja już ich znam z grudnia osiemdziesiątego pierwszego!

Przed południem, 1 września, do kopalni przybywa Henryk Sienkiewicz, członek funkcjonującego w kościele NMP w Jastrzębiu sztabu wspomagającego działalność MKS w kopalni „Manifest”. Sienkiewicz przekazuje apel Lecha Wałęsy o zaprzestanie strajku. Ale strajkujący nie chcą ustąpić bez gwarancji bezpieczeństwa dla siebie i dla wszystkich strajkujących w kopalniach jastrzębskich.

Dochodzą wiadomości, że w kopalniach, gdzie strajki zostały spacyfikowane, górnicy są aresztowani, wyrzucani z pracy, stawiani przed sądami, zabierani do wojska.

Czerwoni

Dyrektor kopalni „Manifest Lipcowy”, Karol Grzywa, zaprasza mnie do siebie na rozmowę. Jest ranek 26 sierpnia. W dyrektorskim gabinecie, oprócz Grzywy, spotykam nieznanego mi z nazwiska posła na Sejm, a także Czesława Moćko, byłego I sekretarza KZ kopalni „Manifest Lipcowy”.

Sekretarza znałem z lat siedemdziesiątych, kiedy często bywałem w kopalniach jastrzębskich. W styczniu 1979 roku Moćko został I sekretarzem Komitetu Zakładowego kopalni „Manifest Lipcowy”. Spotkałem go o świcie 3 września 1980 roku, gdy kończył się strajk kopalń śląskich i w „Manifeście” podpisywano umowę strajkową.

Latem 1981 toku Moćko został sekretarzem Komitetu Miejskiego i wytrwał na tym stanowisku w czasie stanu wojennego.

Poznał mnie, a może udawał, że poznał. Podsunął mi dobrą, prawdziwą kawę i nazwał mnie „towarzyszem”. Spytałem go, co robił w ostatnich latach. Powiedział, że studiował w Wyższej Szkole Partyjnej przy Komitecie Centralnym Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego w Moskwie. Teraz pracuje w Wydziale Polityczno-Organizacyjnym o Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach.

– Na jakim stanowisku?

– Zastępca kierownika Wydziału Węglowego – mówi z dumą dyrektor Grzywa. I zaraz kieruje rozmowę na sprawę „przedłużającego się” strajku w „Manifeście”.

Moćko robi poważną minę, marszczy czoło i powiada:

– Generał Kiszczak proponuje strajkującym… no… pewne rozwiązanie. No, wyjście z twarzą. Ale najpierw koniec strajku, a potem… no, potem może nawet rozmowy. Nawet rozmowy szersze, powiedzmy, rozmowy no… no… Nie chcę wybiegać przed szereg, ale mogłyby to być rozmowy na szczeblu krajowym.

Co dobre dla strajkujących

Zwracam moim rozmówcom uwagę, że o strajku należy mówić z przywódcami MKS, a nie ze mną. Przywódcami są górnicy z „Manifestu”. Jest Zakrzewski. Jest Pietrzyk. Jest też pięćdziesięciu delegatów jastrzębskich i śląskich kopalń.

– Ja jestem tam tylko gościem.

Dyrektor Grzywa uśmiecha i powiada:

– No, przecież wiemy, że siedzicie w sztygarowi z Zakrzewskim. A to narwaniec! Spokojniejszy już jest Pietrzyk. Ale z obydwoma nie ma rozmowy. No i może wy byście podsunęli myśl, że w końcu trzeba umieć skończyć strajk.

– O to chodzi! – przytakuje Moćko. – Bo, powtarzam, rozmowy ze związkiem mogą odbywać się po zakończeniu strajku. Propozycja rozmów została przyjęta przez komitety strajkowe w Stoczni Gdańskiej, w Stoczni Warskiego i w Stalowej Woli.

– Niczego nie sugeruję – mówi dyrektor Grzywa. – Ale wie pan, co by było dobre i dla kopalni, i dla strajkujących.

– Co by było dobre? – dopytuję.

– No, bądźmy poważni! Wiadomo, co dobre. Trzeba porozumieć się z generałem Kiszczakiem w sprawie zakończenia strajku.

Dziękuję dyrektorowi za kawę, rezygnuję z obiadu i wracam do małej sztygarowi. Kiwnięciem ręki wyprowadzam do markowni Zakrzewskiego. Całą rozmowę z dyrektorem Grzywą streszczam w jednym zdaniu:

– Oni pękają!

Podsłuch

Nagle odkrywamy w małej sztygarowi podsłuch. Ktoś chce ten podsłuch wyrwać. Nie pozwalam. Kładę palec na ustach i zachowujemy milczenie. Wychodzimy ze sztygarowi do cechowni. Umawiamy się, że wykorzystamy podsłuch dla zmylenia SB i ZOMO.

Zakrzewski nakazuje rozciągnąć przewody wzdłuż płotów i podłączyć je do niewielkich skrzynek. Kiedy jest to zrobione, wracamy do sztygarowi i przy podsłuchu rozmawiamy o rzekomym zaminowaniu dynamitem płotów i acetylenowni.

Nad wieczorem Zakrzewski otwiera okno i do zgromadzonych na placu kopalnianym górników woła:

– Górnicy! Nie damy się wziąć jak w grudniu osiemdziesiątego pierwszego! Jeśli nas zaatakują, jeśli złamią płoty, drogo za to zapłacą!

Do mnie mówi konfidencjonalnie:

– Najpierw wysadzamy acetylenownię!

Po chwili słyszymy, że silniki samochodów i czołgów milkną. Uśmiechamy się. A zatem dali się nabrać!

Wygaszanie strajków

Do strajkujących docierają informacje o spotkaniu Lecha Wałęsy z Czesławem Kiszczakiem. Doszło do niego 31 sierpnia 1988 roku. Kiszczak miał powiedzieć Wałęsie, że możliwe są rozmowy rządu z Solidarnością pod warunkiem wygaszenia strajków. Po raz pierwszy była mowa o tzw. okrągłym stole.

Wałęsa zapewnił generała, że doprowadzi do wygaszenia strajków. Stąd jego apel do strajkujących załóg. Niemal wszystkie załogi w kraju odpowiedziały na apel pozytywnie. Strajkowali nadal jedynie górnicy z „Manifestu”, gdzie rezydował MKS kopalń jastrzębskich.

Purchawa

Niepowodzenie misji Sienkiewicza w kopalni „Manifest” zmusza Lecha Wałęsę do osobistego przybycia do Jastrzębia. W południe 2 września, około jedenastej, wieść o przybyciu Wałęsy do miasta dociera do kopalni „Manifest”. Wałęsie towarzyszy „jakiś ksiądz”, którym okazuje się ks. Henryk Jankowski.

Wałęsa najpierw udaje się do Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Jastrzębiu. Stamtąd telefonuje do gen. Kiszczaka. Prosto z urzędu przyjeżdża do kopalni „Manifest Lipcowy”. Jest wczesne popołudnie. Górnicy, zgromadzeni na placu kopalnianym przed cechownią, witają Wałęsę owacyjnie, serdecznie.

Kiedy milkną oklaski, Wałęsa wybucha:

– Co wy tu… wyprawiacie!! Kraj potrzebuje spokoju, a nie awantury! Z awantury nic nie wyniknie!

Nastaje cisza, a w tej ciszy słowa Wałęsy uderzają w strajkujących jak kamienie.

– Kończyć strajk i do domu – krzyczał Wałęsa, nie wiedząc, że trafił na zahartowanych w strajkach przedstawicieli jastrzębskich kopalń, którzy już strajkowali w sierpniu i wrześniu 1980, bili się z ZOMO i z wojskiem w grudniu 1981, strajkowali w maju 1988 i strajkują w 1988. To będzie najdłuższy strajk w PRL.

Niezbity z tropu Wałęsa zmienia ton, chwali górników za twardą postawę i raptem otrzymuje brawa. Podchodzi nagle do Alojzego Pietrzyka.

– Chodź! – mówi. – Chodź!

Wchodzą razem do sztygarowi, zatrzaskują za sobą drzwi.

Zastanawiam się, skąd Wałęsa zna Pietrzyka. Skąd wie, że Pietrzyk jest zastępcą przewodniczącego MKS? Skąd wie, gdzie jest sztygarownia?

Po kilku minutach Wałęsa i Pietrzyk wychodzą do markowni. Pietrzyk już jest członkiem Komisji Krajowej Solidarności. Jest szefem Zarządu Regionu Solidarności. Jest przedstawicielem Regionu Śląsko-Dąbrowskiego na negocjacje przy Okrągłym Stole.

– No to… – mówi Lecha Wałęsa – Kończymy strajk.

Odzywa się Krzysztof Zakrzewski, przerywając Wałęsie potok utyskiwań, narzekań na strajkujących.

– ZOMO spacyfikowało strajki we wszystkich kopalniach, poza kopalnią „Manifest Lipcowy”. Nie spacyfikowało ludzi! A ty co?! Z choinki się zerwałeś?! Ci ludzie nie po to obronili kopalnię przed czołgami, przed samochodami pancernymi i przed szturmem ZOMO, żeby teraz poddać się twoim życzeniom zakończenia strajku!

Oburzeni górnicy wołają:

– A twój strajk gdzie, purchawo?

Wałęsa kontynuuje:

– Widzę, że trzeba wam tłumaczyć i tłumaczyć, że jest szansa – szansa na porozumienie. Ale musi być spokój! Najpierw spokój. Bo jak?! Nie tylko wy macie rację! Potrzebny jest pluralizm. Musimy włączyć się w budowę pluralizmu. Tak. Kraj trzeba odbudować. Polacy mają miliardy dolarów, miliardy, może piętnaście. I te miliardy można spożytkować. No, ale nie ma spokoju! Nie dajecie szansy na wyjście z tej sytuacji. Trzeba wygasić podziały w społeczeństwie. W spokoju reformy muszą doprowadzić do zmniejszenia podziałów.

– A kto tu dzielił ludzi na czarnych i na białych?! – woła Zakrzewski. – Kto zaliczył do pierwszej kategorii partyjnych, funkcjonariuszy. I kto zepchnął na samo dno każdego, kto nie chciał być w czerwonej sotni?!

Wałęsa kontynuuje:

– Osiągnęliście to, co zamierzaliście osiągnąć! Ten strajk ma siłę miażdżącą, ale… ale i jest niebezpieczny. Na czele tego strajku stoją ludzie inni niż w sierpniu 1980. To inni ludzie! Oni się sprawdzili, owszem… Ale nie wolno tak niszczyć porozumienia. Rozmawiałem z generałem Kiszczakiem i postawiłem na porozumienie. Po to przyjechałem. A teraz kończcie strajk i do domu.

Taczki i krzyż

Kiedy Wałęsa milknie, wśród górników rozpętuje się burza. Słychać wściekłe krzyki, pytania i wyzwiska. Górnicy nie chcą ustąpić bez otrzymania gwarancji bezpieczeństwa.

– Lechu, przyjechałeś zwolnić nas z kopalni i aresztować.

– Dawać tu taczkę!

– Na taczkę purchawę!

– I za bramę! Tych dwu!

W mgnieniu oka stanęły przed Wałęsą i Jankowskim taczki. Wałęsa jest zdezorientowany. Nagle bierze z rąk księdza Jankowskiego krzyż, staje twarzą przed strajkującymi.

– Kto za zakończeniem strajku, za mną! – woła, po czym odwraca się i idzie w stronę bramy. Plac nie jest duży. Między zgromadzonymi górnikami a bramą jest nie więcej niż 15-20 metrów. Wałęsa przechodzi nie więcej niż siedem metrów i odwraca się. Widzi, że nikt za nim nie idzie. Jest bezsilny. Widzę, jak drga mu twarz. W końcu Wałęsa płacze jak dziecko.

Bezwartościowe gwarancje

Taczki na placu kopalnianym znikają tak szybko, jak szybko się pojawiły. Emocje opadają, nastaje cisza. Górnicy miękną. Wałęsa pyta o telefon. Wchodzi do sztygarowni i próbuje skontaktować się z gen. Kiszczakiem. Ostatecznie jedzie do Urzędu Spraw Wewnętrznych. Stamtąd rozmawia z Kiszczakiem.

Po zakończonej rozmowie powiadamia MKS o możliwości udzielenia gwarancji bezpieczeństwa. Wałęsa wydaje wszystkim strajkującym w kopalni „glejty”.

Strajk kończy się 3 września o 6.00 rano. Strajkujący mają gwarancję dyrektora Grzywy i Lecha Wałęsy, że nie będą represjonowani. Ale te gwarancje nie są przestrzegane. Górnicy wyrzucani są z pracy i powoływani do wojska. Były przewodniczący MKS jastrzębskich kopalń, Krzysztof Zakrzewski, zostaje zwolniony z pracy, aresztowany, przetrzymywany przez SB.

Krzysztof Zakrzewski

Bohater strajków w 1980, w grudniu 1981 i w 1988 roku nie wchodzi w skład Zarządu Regionu. Wraca do pracy w kopalni na stanowisko ślusarza dołowego. Stamtąd zostaje wyrzucony na bruk. Na progu nowej Polski, gdy wielu działaczy Solidarności przedzierzga się w polityków, nikt nie wyciąga do Krzysztofa pomocnej ręki.

Wraca do kopalni „Zofiówka” (dawnej: „Manifest Lipcowy”) dopiero w 1992 roku i umiera w dziwnych okolicznościach.

Mija dwadzieścia pięć lat od pamiętnego strajku w 1988 roku i dwadzieścia lat od śmierci Krzysztofa Zakrzewskiego. Był moim kolegą, przyjacielem i bohaterem moich reportaży, pisanych w latach 1988-90.

Był górnikiem w kopalni „Manifest Lipcowy”. Ja byłem niegdyś górnikiem w kopalni „Mieszko I” w Wałbrzychu, następnie w kopalni „Wujek” w Katowicach. Może dlatego rozumieliśmy, co to być w Polsce czarnym.

Łatwo mi było o nim pisać, często byłem z nim na strajkach i na piwie. Opisałem m.in. dramatyczną walkę górników „Manifestu” z czołgami ZOMO 15 grudnia 1981. Krzysztof szedł na czołgi ze stalową piką i z zębem kombajnu w rękach. Przeżył walkę, zginął w nowej Polsce, o którą walczył.

____________________________________________________________________________________________________________

Źródło: Strajk, nad którym płakał Wałęsa-Michał Mońko/radiownet.pl/.

 

O autorze: Redakcja