Przycznek do zrozumienia czym jest byt

 

Ponieważ problem jest dla mnie interesujący, przypomnę tu wybrane komentarze dotyczące tego zagadnienia z notki « Quo vadis ekspedyt.org?” i spróbuję je rozwinąć. Długie to, ale chyba warto. Przepraszam, że tak długo nie odpisywałem, ale byłem w podróży, a potem zapomniałem. 

Ywzan Zeb

8 czerwca 2017 godz. 18:39   – w odpowiedzi do: Marek P. Prokop 18:22

Przepraszam, że się ośmielę, wiem, że mało wiem, ale żeby zrozumieć Pański komentarz, musiałem sobie wytłumaczyć, że być może pomylił Pan przypadłość z przygodnością.

Z drugiej jednak strony, to Pan jest filozofem, więc to raczej ja czegoś nie rozumiem.

Zatem według mojej malutkiej wiedzy: przygodność to inaczej niekonieczność istnienia i w tym sensie Byt Konieczny to Bóg, wszystkie zaś byty stworzone to byty przygodne.

Przypadłość natomiast istnieje jako potocznie cecha, np. kolor zielony nie jest bytem samoistnym tylko jest przypadłością np. źdźbła trawy, koca, czy samochodu.

Jak zatem mam rozumieć:

Wszelkie nasze wytwory, produkty są przypadłościami

Dopisek:

za PEF:

Przygodność w sensie ścisłym rozumiana jest jako nieposiadanie w bycie racji swego istnienia, co wypływa z nietożsamości w bycie istoty (treści) i istnienia.

ptta.pl/pef/pdf/p/przygodnoscb.pdf

10.06.2017

Ma Pan rację – zacząłem filozofować, zamiast pozostać historykiem filo.

Poruszył Pan ciekawy temat. Podwukroć ma Pan rację – dokonałem skrótu myślowego z tym “Wszelkie nasze wytwory, produkty są przypadłościami”. Poszedłem za Arystotelesem, przeze mnie interpretowanym, i nie bardzo wiem, czy taką interpretację da się do końca wybronić, ale spróbuję, może nie zanudzę zbytnio :

Arystoteles na końcu 9 rozdziału logicznego tekstu “O interpretacji” (Peri hermeneias) wyraził hipotezę (piszę z pamięci, jeszcze jestem na wakacjach), że być może jest tak, że wszystko co jest, jest albo konieczne, albo możliwe (dynaton). W/g mnie, to stwierdzenie z obszaru logiki ma odpowiednik w filozofii z jednym ze sposobów opisów bytu przez Arystotelesa, gdy pisze, że “byt rozumie się wieloznacznie” (to on legetai pollaksos), a mianowicie jako substancja i przypadłość. Czyli w takim opisie, każdy byt jest albo przypadłością, albo substancją. Pozostałe opisy to akt i możność (dynamis), prawda zdaniowa…

Tymczasem Awicenna czytając “Peri hermeneias”, (ciągle moja hipoteza), tak się przejął tym logicznym przypuszczeniem Arystotelesa, że związał go wprost z bytami i stwierdził, że wszystkie byty są albo konieczne, albo możliwe i dopowiedział, że jest tylko jeden Byt Konieczny, a pozostałe byty są tylko możliwe (arab. “mumkin”). Czyli mamy dwa terminy wzięte z logiki gr. “dynaton” i arab. “mumkin” nałożone na opis filozoficzny (ontyczny) bytów. Jak to rozumieli Średniowiecznicy łacińscy ? 

Stefan Swieżawski zauważył, że Dominik Gundisalvi (+ 1158) tłumaczył w Toledo Awicennę używając często terminu “possibilitas”, gdy miał oddać arabskie “ ‘aql bi-qudra” (intelekt w możności) co dało po łacinie “intelekt możliwy” (intellectus possibilis). A.M. Goichon twierdziła w swoich pracach, że Awicenna przez ponad 50 lat swoją koncepcją filozofii subtelnie opanował umysły łacinników, gdyż często utożsamiano jego pomysły z podobnymi u św. Augustyna, zanim przetłumaczono z greckiego “Metafizykę” Arystotelesa. Wyraźny natomiast wpływ Awicenny widać w przemyślaniach Jana Dunsa Szkota (+ 1308) doctor subtilis, o czym pisał Et. Gilson w pracy na temat punktu wyjścia w filozofii JD Szkota. Dla Heideggera JD Szkot był najważniejszym myślicielem Średniowiecza. To tak w olbrzymim skrócie historia problemu. Jaka jest historia pojęcia “przygodności” w języku polskim, należało by prześledzić to w pismach np. Śmigleckiego (+ 1618), Morawskiego (+ 1901), Pawlickiego (+ 1916) …. 

I teraz mamy w/g mnie trzy poziomy językowe w opisie bytów :

  1. logiczny – konieczność, możliwość, niemożliwość, przypadkowość (contingentia)
  2. teologiczny – niestworzony, stworzony – a więc przygodny lub pochodny
  3. filozoficzny – arystotelesowski substancja i przypadłość, czyli byt samodzielny i byt niesamodzielny lub samoistny i niesamoistny.

Logicy i teologowie często mieszają te trzy porządki, gdy wypowiadają się jako filozofowie.

Wydaje mi się, że będąc w porządku filozoficznym, należy konsekwentnie wypowiadać się w języku filozoficznym. Stąd moja interpretacja Arystotelesa. I tak w wymiarze opisu bytów jako samodzielnych (substancja) i niesamodzielnych (przypadłości) wyszło mi, że wytwory, produkty ludzkie (materialne i duchowe) można zaliczyć raczej do przypadłości, aniżeli do substancji, właśnie w wymiarze ich niesamodzielności. Ale oczywiście, mogę się mylić. To dość skomplikowany problem, ale bardzo ważny. Kiedyś chciałem na ten temat napisać większą pracę, ale coś nie wychodzi.

Uszanowania łączę

M.P.P.

Ywzan Zeb

11 czerwca 2017 godz. 14:36

w odpowiedzi do: Marek P. Prokop 10 czerwca 2017 godz. 11:46 

Ja to rozumiem tak:

Opis (podział?) bytów ze względu na przyczynę: czyli byty konieczne, takie które swoją przyczynę mają w sobie. (Skądinąd wiadomo, że taki byt, taki musi być jeden, Pierwszy Poruszyciel, a teologia mówi, że to Bóg etc..)

oraz byty przygodne – pochodne, których przyczyna leży poza nimi samymi.

Bytem takim jest człowiek (konkretny człowiek), ale tak samo wytwory człowieka. Z tą jednak różnicą, że Pierwsza Przyczyna jest przyczyną ludzkich wytworów jedynie pośrednio, gdyż bezpośrednią przyczyną (rozważaną w tym momencie jedynie jako przyczyna sprawcza) jest wytwarzający człowiek.

W tym momencie pojawia się kolejne złożenie w bycie (albo złożenie bytu?) złożenie z aktu i możności. W tym sensie, że cokolwiek bytuje, jest albo czystym aktem, albo składa się z aktu i możności. (Tu znowu trzeba zauważyć, że czysty akt jest tylko jeden…)

Ten komentarz, w momencie kiedy go przemyśliwuję i piszę jest w możności, nie jest bytem istniejącym, kiedy nacisnę „opublikuj”, będzie to akt, który sprawi, że byt ten stanie się bytem realnie istniejącym.

Jeśli chodzi o podział substancja – przypadłość, czyli tak jak Pan napisał byt samoistny [substancja] i niesamoistny [przypadłość] to już z samo słowo niesamoistny przekonuje mnie, że do jego istnienia potrzebny jest jakiś inny byt.

[I chyba nawet lepiej w języku polskim używać określeń byt samoistny niesamoistny niż substancja – przypadłość, gdyż substancja może być mylona z innym złożeniem w bycie, mianowicie materia i forma – zresztą poszedł tym „tropem” Asadow próbując opisać drzewo jako przypadłość tworzących je atomów.]

Czy zatem wytwory ludzkie są bytami samoistnymi, czy też nie?

Jeżeli ja przestanę istnieć, ten komentarz istnieć będzie nadal, czy jest zatem bytem niesamoistnym?

Samochód – kiedy umiera konstruktor samochód istnieje nadal – czy jest bytem niesamoistnym – przypadłościowym?

Zatem wytwory ludzkie nie są przypadłościami. Są samoistnymi bytami [bytami substancjalnymi] złożonymi z możności i aktu, z materii i formy, i mieć mogą swoje cechy – właściwości – przypadłości.

Samochód może być zielony albo czerwony, ale to akt pomalowania sprawia, że realnie istnieje jako żółty.

Tu uwidacznia się być może wieloznaczność słowa konieczność, bo istotnie samochód [koniecznie] musi mieć jakiś kolor, chociaż może to być (niekoniecznie) zielony, wynika to z formy „samochód”. Ale dopiero pomalowanie (akt istnienia) konkretyzuje ten kolor. Dopóki samochód nie istnieje, jest w możności być dowolnego koloru (albo nawet żadnego), kiedy jednak zaistnieje, istnieje w konkretnym kolorze.

Dopóki samochód nie istnieje, jest w możności istnieć, ale jeśli zostaje wytworzony, to jest już samoistny. Jeżeli potraktujemy zieloność samochodu jako byt, to jest ona rzeczywiście dziełem ludzkim oraz właściwością samochodu, ale jednak to samochód jest bytem samoistnym i to on jest najlepszym kandydatem do traktowania jako produkt człowieka.

Istotnie człowiek, wytwarzając inne byty, wytwarza je z konkretnymi właściwościami, zatem można mówić, że produkty ludzkie są przypadłościami, niemniej jednak zdanie „zrobił zieloność” jest bez sensu, wymaga dookreślenia samoistnego bytu, któremu nadano tę właściwość: „zrobił zielony samochód” jest już bardziej sensowne.

Dlatego sądzę, że nie można traktować wszystkich wytworów człowieka jako byty, przypadłościowe [w sensie niesamoistne]. Owszem, są zależne od człowieka, ale jako przyczyny sprawczej, człowiek może zmieniać ich właściwości (przemalować), może je zniszczyć, ale to nie jest zależność, którą rozumiem jako niesamodzielność w bycie, bo nie dzielą z człowiekiem aktu istnienia.

[Czyli przypadłości to takie byty, które nie są samoistne, czyli istnieją aktem istnienia (albo dzielą akt istnienia) bytów samoistnych.]

Problemem wydaje mi się to, że rzeczywistość istnieje jako całość, każda zaś próba zrozumienia jest odrywaniem od całości i czasem oderwie się trochę krzywo.

Bo co to jest byt? Byt to jest to, co istnieje.

Ale czy atom (konkretny atom wodoru) jest bytem – tak bo istnieje, ale czy jest bytem samoistnym – chyba tak, jeżeli rozpatrujemy pojedynczy atom, ale jeżeli spojrzymy na komórkę liścia, w której ten atom jest związany, czym wówczas jest ten atom. Atom jest przypadłością liścia? No nie. Liść przypadłością atomu – chyba jeszcze gorzej.

Spróbuję od strony samoistny niesamoistny:

Czy liść mógłby istnieć bez tego konkretnego atomu?

Tak, ale tylko mógłby, znajdujemy się zatem w sferze możności, tymczasem akt sprawił, że ten konkretny liść „zawiera” akurat ten konkretny atom, czy zatem nie lepiej przypatrując się liściu (liściowi raczej) „przymknąć oko” na bytowanie atomu i potraktować go jako materię, która przybrała formę liścia.

Oczywiście liść może opaść i zwiędnąć, i ten konkretny atom może stać się materią innego bytu (zająca, jeśli zje liść, zanim ten uschnie). Ale to znowu jest możność bez aktu.

Zatem rozwiązanie zagadnienia, czy konkretny atom jest odrębnym bytem, (a może kiedy?) wydaje się zbyt skomplikowane. Na pewno jednak nie jest przypadłością liścia ani liść przypadłością atomu.

Może brakuje jakiegoś ujęcia „złożenia” bytów, które, choć mogą być bytami samoistnymi, to istnieją jako byt złożony. Może również trzeba jakoś uwzględnić zmienność bytów?

Zdecydowanie inaczej wygląda sprawa z bytami niesamoistnymi, które są właściwościami, cechami bytów. Weźmy zieloność. Czy zieloność istnieje – no tak. Ale nie istnieje samodzielnie, tylko zawsze „na jakimś” innym bycie. W przeciwieństwie do ww. atomu, który istnieć może jako samodzielny byt zieloność nie istnieje samodzielnie, i chyba nie można jej „transferować” między bytami. Materia liścia staje się materią zająca, kiedy zając zje liść, ale czy zając stanie się od tego zielony?

Kłaniam się.

Poruszyciel

12 czerwca 2017 godz. 16:21   – w odpowiedzi do: Marek P. Prokop 11:46

Ten historyczny i geograficzny rozwój myśli filozoficznej, w czym Pan nas uświadamia, zawsze mnie fascynuje, to jak jedni filozofowie zapładniali swą myślą innych. Bardzo dziękuję za te pouczające lekcje. Mam jednak wątpliwości, czy do zrozumienia naszego problemu, czym są przypadłości i wytwory człowieka, musimy powtarzać tę całą drogę. Dzisiaj struktura bytu jest lepiej poznana i rozumiana niż rozumiał i wyraził to Arystoteles, więc możemy, a nawet powinniśmy korzystać z dorobku i terminologii dzisiejszej filozofii realistycznej.

“byt rozumie się wieloznacznie” (to on legetai pollaksos), a mianowicie jako substancja i przypadłość. Czyli w takim opisie, każdy byt jest albo przypadłością, albo substancją.

Tu chyba jest błąd w rozumowaniu, przeskok z „i” na „albo”. Skoro Arystoteles rozważając strukturę bytu, zauważa w nim substancję i przypadłość (przypadłości?), wniosek, że byt jest substancją albo przypadłością jest nieuzasadniony. Gdyby tak było, że jest samą substancją, albo samą przypadłością, zniknęłaby wieloznaczność, o której mówi Arystoteles. Ona ma miejsce właśnie ze względu na wewnętrzną złożoną strukturę bytu, w której mamy jedno i drugie, czyli byt nie jest jednorodny, jak chcieliby moniści. Przypadłość może być bytem, kiedy jest ona częścią większej całości. Posłużę się samochodowym przykładem Ywzana, bo jest czytelny i łatwy dla wszystkich do wyobrażenia. Koła samochodu są jego przypadłościami. Wymieniając koła na inne, zmieniamy go przypadłościowo, ale substancja i tożsamość fury pozostaje ta sama. Każde z tych kół ma swoją wewnętrzną strukturę złożoną z substancji i przypadłości koła, np. kolor, zaślepkę na feldze itp. Koło jest złożone z substancji i przypadłości, bo może bytować samodzielnie, bez samochodu. Jak słusznie zauważył Ywzan, kolor już nie może.

Można powiedzieć, że wytwory człowieka bytują przypadłościowo tylko w tym sensie, że bez tego człowieka, który jest ich twórcą, by nie zaistniały, ale nie można powiedzieć, że np. samochód jest przypadłością jakiegoś człowieka lub grupy ludzi, którzy go wyprodukowali. Podobnie rzecz ma się z Ekspedytem. Jeśli powiemy, że jest przypadłością, jak Pan to uczynił, to dla mnie oznacza, że to jest przypadłość jakiegoś bytu. Jakiego zatem? Rozglądam się dookoła i go nie widzę.

 

Do  Ywzan Zeb z 11 czerwca 2017 godz. 14:36

Miło, że Pan też filozofuje.

Z Pana twierdzeniem :

“Opis (podział?) bytów ze względu na przyczynę: czyli byty konieczne, takie które swoją przyczynę mają w sobie ”

mam mały problem.

Czy rzeczywiście podział na “konieczny” i “możliwy” jest ze względu na przyczynę ? Gdy twierdzę za Arystotelesem, że konieczne jest przyjęcie zasady (nietożsamości), czyli że ten sam atrybut [przypadłość] nie może równocześnie być przypisany i nie być przypisany temu samemu podmiotowi [substancji] (cf. Meta. 1005 B 19), gdyż w przeciwnym wypadku słowa nie będą miały żadnego sensu, to z tak rozumianej konieczności wcale nie musi wynikać przyczynowanie. Konieczność jest tu rozumiana jako coś, czego nie może nie być, lub to, czego negacja jest negacją sensu poznawania lub nawet samego bytowania. Czyli można by powiedzieć, że dla Arystotelesa konieczność jest cechą poznania naukowego, i raczej nie wchodzi w strukturę bytu. Awicenna wpisał konieczność w strukturę bytów twierdząc, że jest jeden Byt Konieczny (Bóg), który jest koniecznością samą w sobie, pozostałe byty są tylko możliwe, lecz skoro zaistniały to też posiadają cechę konieczności, ale względną, relatywną. Kant przypisał konieczność umysłowi – z konieczności wszystko co poznajemy, poznajemy w kategorii czasu i przestrzeni. Przyrodnicy po Kancie poszli dalej i czaso-przestrzeń uznali za jakiś rodzaj bytu samodzielnego – czaso-przestrzeń zagina się w kosmosie. Czyli arystotelesowskie przypadłości (czas jako mierzalną zmianę i przestrzeń jako mierzalną rozciągłość danej substancji) uznali za jakiś byt. I tu ucieszył się Asadow, że przypadłość określiłem jako byt. A mój przyjaciel Nicolas ciągle mi przypomina, że “to (np. dług) przecież nie jest nic”, inaczej mówiąc to musi być jakiś byt. Dla mnie dług jest « bytem relacyjnym », czyli w sumie « przypadłościowym », gdyż relacja jest przypadłością. Przejęli się tym problemem współcześnie także fenomenologowie wprowadzając pojęcie “bytu intencjonalnego”, czyli coś co jest współzależnością, odpowiednikiem aktów świadomości; dla Ingardena « byt czysto intencjonalny » to tyle co byt, którego istnienie ma cechę niesamoistności, pochodności, nieaktualności. A więc jakiś byt. Do tego logicy też mówią o « bycie logicznym » czyli takim, który jest przedmiotem myśli bez realnego istnienia np. wyrażenie błędnego sądu.

Czyli problemem jest to, co rozumiemy przez pojęcie “byt”.

Dla Platona to tyle co jakaś całość; dla Arystotelesa to coś, co jest konkretną, określoną treścią. Dla neoplatoników byt był jedną z pierwszych hipostaz wyemanowanych z Jedni; dla św. Augustyna i Awicenny był tym, co niezmiennie trwa. Problem się zaczął i trwa do dziś, gdy średniowieczni łacinnicy zaczęli interpretować komentarz Boecjusza do « Isagogi » Porfiriusza, czyli « Wprowadzenia » do « Kategorii » Arystotelesa. Powstał « spór o uniwersalia », czy np. « człowieczeństwo » jest bytem i jest w każdym człowieku, poza nim, czy tylko w naszej myśli. Arystoteles nie dopowiedział, jaki status bytowy ma jakakolwiek określona treść, którą nazwał bytem, a jego interpretatorzy bardzo chcieli to ustalić.

Tomasz z Akwinu stwierdził, że bytem jest to, co realnie istnieje, kładąc mocny akcent na akt istnienia, który zapoczątkowuje istnienie danej treści (istocie), i w ten sposób pojawia się nowy byt. Inaczej mówiąc, w/g Tomasza to już nie arystotelesowska istota (substancja + przypadłości = określone treści) decyduje o tym, jaki jest byt, lecz akt istnienia (esse) realnego bytu.

W dysputach ze swoim fenomenologizującym szwagrem, Antonim B. Stępniem, który utrzymywał, że są « rodzaje istnienia », M. Gogacz twierdził, iż są to « typy istnienia ». Tylko z punktu widzenia poznania wydaje się nam, że wszystko istnieje, czyli w rezultacie ma taki sam akt istnienia; natomiast z punktu widzenia bytowania akty istnienia są odrębne, jednostkowe, osobne/unikalne.

Dysputę Stępnia z Gogaczem rozumiem tak, że « rodzaje » wskazują na teoriopoznawczy opis bytów, gdzie tylko porównujemy jedne byty z drugimi i tworzymy o nich uporządkowaną wiedzę, gdzie rodzaj grupuje w jedno to co podobne w bytach. Gdy natomiast chcemy opisać strukturę bytową i zgodzimy się na pluralizm bytów (każdy byt jest unikalny, odrębny, a nie tylko dlatego, że jest zbudowany z różnych materiałów), wtedy musimy przyjąć, że akt istnienia w strukturze bytowej np. słonia nie jest taki sam jak w strukturze rośliny, człowieka, Boga czy takiego « bytu », jakim jest samochód, « dług », « człowieczeństwo », « złota góra » etc.

Identyfikacja struktury  bytu pozwala więc ująć różne « typy » (jak to inaczej nazwać od strony bytowania ?) istnienia takie jak :

Istnienie Samoistne,

istnienie pochodne nie złączone z materią,

istnienie pochodne połączone z materią oraz

istnienie przypadłościowe fizyczne lub myślne.

W takim rozumowaniu wytwory, takie jak ekspedyt.org mają istnienie przypadłościowe : myślne, gdy rozważamy o czym by tu napisać i fizyczne, gdy publikujemy nasze pomysły na komputerze. Pan też doszedł do takiego rozróżnienia, jeżeli dobrze zrozumiałem także przykład z samochodem.

Trudność występuje w zrozumieniu różnicy

  1. struktury bytu mającego istnienie pochodne, a
  2. struktury « bytu » mającego istnienie przypadłościowe.

Ta odmienność struktury wskazuje z jednej strony na różne typy aktu istnienia, o czym powiedziałem wyżej, a z drugiej strony na inny sposób powstawania, tzn. byty pochodne są stwarzane z niczego, natomiast « byty przypadłościowe » (wytwory człowieka) są tworzone z istniejącego już wcześniej materiału. Inaczej mówiąc, Bóg stwarza ex nihilo, człowiek tworzy, składa, komponuje rozmaite przedmioty z zastanego już materiału – nadaje formę marmurowi, składa różne materiały w jedno, by nadać im funkcję samochodu, układa cegły w różnorodne formy z pomysłem funkcjonalnym jakim jest dom, składa słowa w zdania, by napisać artykuł etc.

Porównywanie działalności człowieka do działania Boga jest tylko poetycką metaforą. Niemniej, niektórzy filozofowie to robili, np. Awerroes, nazywając Boga – Rzemieślnikiem; czy masoni – Wielkim Architektem …

Człowiek nie działa tak jak Bóg, bo musiałby być absolutem, a takie ujęcie jest nieporozumieniem.

Pisze Pan, że : « Dopóki samochód nie istnieje, jest w możności istnieć, ale jeśli zostaje wytworzony, to jest już samoistny.  … Owszem, są [wytwory] zależne od człowieka, … ale to nie jest zależność, którą rozumiem jako niesamodzielność w bycie, bo nie dzielą z człowiekiem aktu istnienia. »

Należało by tu sprecyzować terminologię.

Otóż, « samoistność » w filozofii tomistycznej wskazuje na taki byt, który nie potrzebuje innego do swego zaistnienia, a więc Bóg jako Samoistne Istnienie. Inne byty są uprzyczynowane, nie powstały same z siebie, a więc są niesamoistne. Czyli dom, samochód nie są bytami samoistnymi, nawet nie są bytami samodzielnymi, gdyż kiedy ich nie używamy, są po prostu złożonymi z różnych materiałów konstrukcjami, których « istotą » jest konkretna funkcja. A gdy ta funkcja/relacja (a więc przypadłość) nie zachodzi, to pozostaje nam definicja państwa polskiego w/g Siemioniaka. Żartuję.

Czy można w takiej perspektywie nazwać te przedmioty, czyli wytwory, w pełni « bytami » ? Pamiętam w Tanzanii mój przewodnik opowiedział mi, że przedtem handlował węglem drzewnym z Pigmejami, najlepszymi producentami tego materiału. Kiedyś spytał Pigmeja, gdzie jest jego dom. Ten mu odrzekł, że tam, gdzie on w tej chwili się znajduje. Nawet nie było to koniecznie miejsce wokół zrobionego przez niego paleniska. To relatywne określenie domu skojarzyło mi się z twierdzeniem C. K. Norwida, że tyle posiada, co pod jego stopami. Te dwa stwierdzenia nie są wynikiem filozoficznych rozumowań tomistycznych, niemniej intuicyjnie wskazują, że to co bierzemy za materialny konkret (dom czy posiadanie czegoś) można określić także jako abstrakcyjną relacją, w przeciwieństwie do postkantowskich interpretatorów, dla których abstrakcyjne pojęcia czasu i przestrzeni stały się kosmicznym, realnym bytem. Tymczasem relacje abstrakcyjne czy konkretne/materialne tworzymy ze względu na funkcjonalny cel. A cele są zawsze relatywne, (przypadłościowe ?) gdyż są naszym pomysłem.

« Samodzielność » w tomizmie, to tyle co zdolność działania, tworzenia, rozwijania się. Samodzielność bytu nie wskazuje na sposób, w jaki ten byt został powołany do życia, do bytowania.

Chyba, że używa Pan tu języka i rozumowań Ingardena. Wtedy sprawa się komplikuje i będziemy musieli pouzgadniać rozumienia wielu pojęć.

Np. czy zgodzi się Pan, że Ingardena « byt intencjonalny », ja, ujmując go jako wytwór, w perspektywie rozumowania Arystotelesa, nazwałem « bytem przypadłościowym » ?

Jeszcze jedno : Pana przykład z liściem i atomami.

Ciało człowieka też jest kompozycją wielu atomów. Czy to oznacza, że człowieka nie ma, a są tylko atomy ? Czy jak człowiek zjada rybę, to staje się konglomeratem człowieko-rybą ? Przyzna Pan, że coś w takim rozumowaniu szwankuje.

Co tu szwankuje ?

Niewyartykułowane wyraźnie czy wprost założenie, że wszystko, cała rzeczywistość jest wyłącznie materialna. To prosta droga do monizmu, gdzie świat skomponowany jest z jedynego materiału, jakim jest materia. Myślę, że to materializm dialektyczny tak głęboko wpoił się w nasze rozumowania, że trudno jest nam wyzwolić się z tej perspektywy myślenia, w której nawet dusza czy tzw. świadomość byłyby jedynie wysublimowanym rezultatem ewoluującej materii.

Takie rozumowanie nie zakłada pluralizmu bytów, czyli tego, że każdy byt jest unikalny, odrębny, lecz tylko to, że każdy byt jest zbudowany z różnej ilości tego samego materiału, mianowicie materii. To droga, na której pojawią się problemy nie do roztrzygnięcia.

Pana pytanie : « czy konkretny atom jest odrębnym bytem … ? » jest pytaniem z tej materialistyczno-monistycznej perspektywy. W tej perspektywie można zadać pytanie, dlaczego nie ma dwóch takich samych liści, płatków śniegu, dlaczego nawet bliźniaki są różne ? Gdy odpowiedź będzie tylko wytłumaczeniem ilościowym, nie uznamy jej za w pełni rzetelną.

Wydaje mi się, że to brzmi tak jakby pytać lekarza, który zajmuje się też bytem, ale jako bytem chorym lub zdrowym, czy ten oto stół jest zdrowy czy chory. I żądamy od niego jednoznacznej odpowiedzi, bo przecież on zajmuje się chorobami i zdrowiem bytów, a więc tego, co jest. A stół jest. Widać tu pomieszanie różnych języków i różnych aspektów opisu. A także chęć zredukowania (ujednolicenia) różnych opisów rzeczywistości do jednego języka, jednaj metody, jednego aspektu. Marzenia Kartezjusza ! A jednak ciągle nas fascynuje.

Trzeba by przetłumaczyć pojęcia fizyki czy chemii na terminy filozoficzne. I tak, gdy uznamy « atom » za « samodzielny podmiot », wtedy możemy powiedzieć, że jest bytem, a jakąś substancję chemiczną nazwiemy też bytem, czyli « samodzielnym konglomeratem atomów ». Tłumaczenia z jednego języka na inny zawsze zostawiają jakiś niedosyt.

I jeszcze takie doprecyzowania do Pana komentarza :

« Pierwsza Przyczyna jest przyczyną ludzkich wytworów jedynie pośrednio, gdyż bezpośrednią przyczyną (rozważaną w tym momencie jedynie jako przyczyna sprawcza) jest wytwarzający człowiek. »

To nie jest dobre sformułowanie, gdyż zawarta jest w nim jakaś hierarchia, jakieś pośrednictwo w pochodzeniu bytów. Tak rozumowali neoplatońscy myśliciele przyjmując byty pośrednie w emanującej (czyli w każdym bycie jest obecna jakaś cząstka Przyczyny Pierwszej – Jedni), hierarchicznie powstającej rzeczywistości. Filozofowie muzułmańscy dodali do tego modelu możliwość bezpośredniego stwarzania bytów przez Pierwszą Przyczynę. Tomasz z Akwinu odrzucił stwarzanie przez pośredników, gdyż albo prowadzi to do panteizmu, albo podważa absolutny wymiar stwórczy Pierwszej Przyczyny, jako że inne byty (pośrednie) też są « absolutami » mogącymi stwarzać.

« Ten komentarz, w momencie kiedy go przemyśliwuję i piszę jest w możności, nie jest bytem istniejącym, kiedy nacisnę „opublikuj”, będzie to akt, który sprawi, że byt ten stanie się bytem realnie istniejącym. »

Czy rzeczywiście « stanie się bytem realnie istniejącym » w ścisłym znaczeniu ? Proszę zauważyć, że przyjmuje tu Pan niewypowiedziane wyraźnie założenie, że człowiek i Bóg « stwarzają » w ten sam sposób realnie istniejące byty. A przecież napisał Pan ten komentarz posługując się już zastanymi pojęciami, słowami, literami, które ułożył Pan w zdania. Pana « stwarzanie » polegało na lepszym czy gorszym ułożeniu liter i słów w jedną całość, zgodnie z jakimś pomysłem, by to tak a nie inaczej ułożyć. Tymczasem Bóg stwarzając, niczego nie układa z zastanego materiału, gdyż wtedy ten materiał wyprzedzałby jego akt stwórczy i powodował, że Bóg nie byłby w pełni Absolutem. Przyjmujemy więc, że Bóg stwarza « ex nihilo » i takie Jego działanie powoduje, że istnieją realne byty.

Czy nasze działanie powołuje do istnienia realne byty ? Nasze akty mają charakter twórczy, ale nie stwarzający z niczego. Można stwierdzić tu pewną analogię, ale czy to jest słuszne rozumowanie ? Jednak nie. Dlatego skutki naszej działalności nazywamy « wytworami », « produktami », « kompozycjami » w odróżnieniu do stwarzania przez Boga.

Jaki status istnienia mają te nasze wytwory, kompozycje ? Chce się powiedzieć « przypadłościowy »; fenomenolog powie « intencjonalny ». Te nasze wytwory rzeczywiście istnieją realnie, ale ze względu na określoną funkcję, którą im nadaliśmy. Gdybyśmy im odebrali tę funkcję, byłyby bezużytecznymi kompozycjami, poukładanym w jakąś całość realnie istniejącym złomem, nie wiadomo po co poskładanymi w jedno częściami.

W naszej twórczości, by coś wykonać, potrzebujemy jakiegoś pomysłu, « idei wzorczej », « materiału ». I często antropomorfizujemy Boga przypisując mu także jakiś « pomysł », ideę wzorczą, którą musiał mieć stwarzając cokolwiek – a to jakiś ogólny porządek, który nazywamy « prawami »; a to « myślenie », właśnie jakąś ideę wzorczą tj. « inteligentny pomysł »; a to « przypadek » – coś już było (chaos) dzięki Niemu i samo się jakoś poukładało, « wybuchło ».

Do Poruszyciela

z 12 czerwca 2017 godz. 16:21   – w odpowiedzi do: Marek P. Prokop 11:46

« Można powiedzieć, że wytwory człowieka bytują przypadłościowo tylko w tym sensie, że bez tego człowieka, który jest ich twórcą, by nie zaistniały, ale nie można powiedzieć, że np. samochód jest przypadłością jakiegoś człowieka lub grupy ludzi, którzy go wyprodukowali. Podobnie rzecz ma się z Ekspedytem. »

Słusznie. Czyli mamy tu dwa znaczenia « przypadłości ». W obu wypadkach jednak wskazują one na « niesamodzielność » :

w jednym wypadku na niesamodzielność istnieniową (człowiek sprawcą samochodu czy w jego wewnętrznej strukturze żółty kolor samochodu), a

w drugim wypadku niesamodzielność funkcjonalną (bez szofera samochód nie spełni swojej istotnej funkcji jeżdżenia, bez naciśnięcia na odpowiedni guzik sam samochód się nie zaparkuje). Ekspedyt.com bez piszących i bez czytających jest, można powiedzieć, «wirtualnym złomem». Dom bez mieszkańców jest « materialnym złomem ». W najlepszym wypadku « zabytkiem », który też potrzebuje zwiedzających, by zasłużyć na takie określenie.

Czy w takim razie zamiast mówić o wytworach jako o « bytach przypadłościowych », lepiej iść za fenomenologami i używać określenia « byty intencjonalne » ?

Czy czasem nie jest tak, że wychowani w materialistycznym ujmowaniu rzeczywistości, zafascynowani osiągnięciami nauk przyrodniczych i informatyki, przejęci ich użytecznością, próbujemy stawiać się w pozycji stwórczych bogów i uznawać nasze wytwory, zawsze « ulepione » z zastanego już materiału, na równi z realnie istniejącymi bytami ? Bo przecież one też są realne (czytaj : w jakiejś mierze materialne) ! Taka postawa skłania nas do uznania, że struktura każdego bytu (tego, co jest), zawsze i wszędzie jest taka sama. A to jest błąd.

 

 

O autorze: Marek P. Prokop

historyk filozofii