Zły powraca by dokończyć dzieła zniszczenia

Zanim Hitler zmartwychwstanie

Ksiądz profesor Dariusz Oko został przez niemiecki sąd skazany za „podżeganie do nienawiści” za to, że w pracy naukowej przedstawił i scharakteryzował mafię sodomitów działającą wśród księży i hierarchów Kościoła katolickiego. Że taka mafia istnieje, działa, wspiera się wzajemnie i chroni przed odpowiedzialnością – to rzecz pewna, a ilustracją tego może być casus przewielebnego księdza Krzysztofa Charamsy, którego Tajemnicza Mocna Ręka błyskawicznie prowadziła po szczeblach watykańskiej kariery – ale najwyraźniej to mu nie wystarczało, bo pewnego dnia ogłosił z dumą – oczywiście z dumą gojowską, to znaczy – oczywiście „gejowską” – że jest sodomitą i nawet przedstawił wspólnika. Takiej ostentacji nie można było przemilczeć, więc ksiądz Charamsa został zasuspendowany – ale tylko zasuspendowany. Księża nie będący sodomitami bywają za mniejsze delikty przenoszeni do stanu świeckiego, to znaczy – wylatują ze stanu duchownego na zbity łeb – a tu – tylko suspensa. Zażywa teraz reputacji autorytetu moralnego i nawet napisał książkę krytykującą „hipokryzję” w Kościele. Pewnie ta hipokryzja, zwłaszcza wśród duchownych-sodomitów, jest zjawiskiem częstym – ale czy akurat przewielebny ksiądz Charamsa jest najbardziej powołany, żeby z tego powodu pryncypialnie Kościół chłostać? Przecież on sam, kiedy jeszcze odprawiał mszę, czasami mógł nawet nie zdążyć przepłukać ust z ejakulatu swojego wspólnika przed przyjęciem komunii św. w postaci Chleba i Wina. Już tam ksiądz profesor Dariusz Oko wiedział, o czym pisze, a dodatkowego smaczku dodaje okoliczność, że przed niezawisły sąd zawlókł go ksiądz Wolfgang Rothe, co to „działa na rzecz środowiska LGBT”, czyli sodomitów i gomorytów. Jak „działa”? Tego oczywiście nie wiem, ale możliwe, że taką samą metodą, jak „Jurek Owsiak” na swoich wyznawców: „jesteście wspaniali, kocham was!” I pewnie oni, to znaczy – sodomici i gomoryci – też go kochają, bo – jak zauważył pewien znawca przedmiotu w randze profesora – przeciętny sodomita w okresie – jak to nazywają gitowcy – „rębnym”, miewa około 200 wspólników swoich igraszek a przysłowie powiada, że i „w starym piecu diabeł pali”.

Wydezynfekujmy się po tym dotknięciu tematu sodomitów, ich przygód i obyczajów, bo wyrok niezawisłego niemieckiego sądu na księdza profesora Dariusz Oko jest nieomylnym znakiem, że etap umizgów, którego wiodące hasło brzmiało: „zabrania się zabraniać”, już się skończył, a teraz wchodzimy w etap surowości, w którym dyktatura zboczeńców, wykorzystujących w tym celu instytucje państwowe, będzie terroryzowała ludzi normalnych. Czym się ten etap zakończy – tego oczywiście jeszcze nie wiemy – więc nie jest wykluczone, że zakończy się jakimś ludobójstwem. Najwyraźniej Adolf Hitler już szykuje się do zmartwychwstania.

Mamy bowiem do czynienia z rewolucją komunistyczną, o której wielokrotnie pisałem, więc nie będę się powtarzał – a która nakierowana jest na destrukcję organicznych więzi społecznych, które pan prof. Matyja z Parku Jurajskiego oficjalnie zwanego Uniwersytetem Ekonomicznym nazywa ohydnym „paternalizmem”. Co będzie, jak promotorzy rewolucji komunistycznej, posługując się zboczeńcami i wariatami, jako proletariatem zastępczym, już zlikwidują „paternalizm”? Niewykluczone, że nastąpi kolejny etap, etap recydywy „rządów filozofów”, którego kiedyś doświadczyliśmy, trafiając w szpony humanistów. Gdyby więc Adolf Hitler zmartwychwstał, to mógłby okazać się dla rewolucjonistów niezwykle pomocny, zwłaszcza gdyby pozbył się antyżydowskiego bzika, który okazał się jego głównym, a może nawet jedynym błędem.

Trawestując „Towarzysza Szmaciaka” można powiedzieć, że „z Hitlera nauk niejedno im się spodobało. Koncentrak choćby, czyli łagier Szmaciak uważa wprost za szlagier!” Toteż w miarę postępów humanizmu, objawiających się m.in w postaci likwidacji kary śmierci nawet w czasie wojny, koncentraki musiały się pojawić, więc się pojawiły, m.in. również w naszym nieszczęśliwym kraju, gdzie z inicjatywy pobożnego Jarosława Gowina utworzono go w Gostyninie. Niezawisłe sądy kierują tam osoby, które w przyszłości mogą dopuścić się przestępstw. A kto może zagwarantować, że w przyszłości na pewno nie dopuści się przestępstwa? Takiego człowieka nie ma, zatem możliwość trafienia do Gostynina, albo kolejnego koncentraka, bo przecież ten cały Gostynin podobno już trzeszczy w szwach z przepełnienia, stoi otworem przed każdym obywatelem, zwłaszcza gdy na etapie surowości kodeks karny spęcznieje od nowych przestępstw.

Oczywiście ten faszystowski wzrost represyjności systemu prawnego będzie i jest motywowany humanistycznie, jako działanie na rzecz równouprawnienia wszystkich ludzi, co to „będą braćmi”. Pamiętamy jednak, że „by człowiek był człowieka bratem, trzeba go wpierw przećwiczyć batem”. Ten bat też będzie interpretowany humanistycznie, a wskazówkę co do sposobu możemy zaczerpnąć z nieśmiertelnego poematu „Caryca i zwierciadło”: „Wot Gitler, kakoj to durak. On się przechwalał zbrodnią swoją. A mudriec, to by sdiełał tak: nu czto, że gdzieś koncłagry stoją? Nu czto, że dymią krematoria? Toż w nich przetapia się historia! Niewoli topią się okowy! Powstaje sprawiedliwszy świat! Rodzi się typ człowieka nowy!” A czy Adolfowi Hitlerowi nie zależało na wyhodowaniu nowego człowieka? Ależ tak, jak najbardziej, więc sami widzimy, że pora zmartwychwstania się zbliża. Inaczej nie może być tym bardziej, że i niemieckie niezawisłe sądy kierują się, jak widać, sprawdzonymi intuicjami.

Ale przecież nie tylko Adolf Hitler mógłby tu udzielić cennych wskazówek. Józef Stalin też, a konkretnie – prokurator generalny ZSRR Andriej Wyszyński, co to razem ze znakomicie ukorzenioną profesorką prawa kołchozowego, Idą Lejbowną Awerbach, odkrył „elementy” najbardziej „socjalnie bliskie” awangardzie proletariatu w postaci kryminalistów. Toteż w „Gułag’u” knajacy byli szczególnie hołubieni jako funkcyjni, czyli pomocniczy personel NKWD, podobnie jak w koncentrakach niemieckich, gdzie byli wykorzystywani, jako „kapo”, czyli pomocnicy esesmanów. To już był krok naprzód – ale widzimy, że ta rewolucyjna praktyka była owocem niedostatecznego rozwoju rewolucyjnej teorii. Teraz jednak nadszedł czas, by również rewolucyjna teoria dokonała susa w kierunku nieubłaganego postępu, a narzędziem, które może tu być niezwykle przydatne, jest nieubłagany i powszechnie obowiązujący zakaz „wykluczania” i „stygmatyzacji” . Skoro „nikt” nie powinien być „wykluczany”, ani „stygmatyzowany”, to jakże tolerować w kodeksie karnym penalizację kradzieży, rozboju, czy oszustwa? Rozumiem, że na etapie, kiedy promotorzy komunistycznej rewolucji jeszcze wykorzystują „kobiety” w charakterze proletariatu zastępczego, penalizację „gwałtów” trzeba podtrzymywać, ale kiedy rewolucja już zwycięży, można będzie od tej hipokryzji odejść i taki jeden z drugim „socjalnie bliski” będzie mógł swobodnie wykorzystywać każdą kobietę, byle tylko była jeszcze ciepła. Tedy w miarę wzbogacania kodeksu karnego w nowoczesne przestępstwa, jak np. „homofobia”, czy inne takie, należałoby stopniowo usuwać z kodeksu penalizację kradzieży, rozbojów, oszustw i tak dalej – dzięki temu złodzieje, bandyci i oszuści będą mogli dokonać coming-outu, niczym przewielebny ksiądz Krzysztof Charamsa, a niezawisłe sądy dostaną rozkaz rozwinięcia nad nimi parasola ochronnego. Dzięki temu spełni się wizja poety, który przewidywał, że „wszystko mu (czyli obywatelowi – SM) także się odbierze, by mógł własnością gardzić szczerze”. No a któż zrobi to lepiej niż kryminaliści?

Myślę też, że rewolucyjna teoria powinna zostać wzbogacona o elementy religijne. Skoro już wiemy, że zboczeńców stworzył Pan Bóg, to przecież stworzył On też złodziei, bandytów, czy oszustów. Dlatego też należałoby zrewidować samo pojęcie grzechu, a najlepiej – w ogóle go usunąć z teologii. Nie możemy przy tym pominąć szatana, któremu z pewnością musi być przykro, kiedy podczas ceremonii chrztu rodzice i rodzice chrzestni zapewniają, że „odrzekają się” go i nawet „wszelkich jego spraw”. To klasyczny przykład karygodnego „wykluczenia” i „stygmatyzacji”, na co oburza się pan Adam Darski, używający pretensjonalnego pseudonimu „Nergal” i uważany za delegata Belzebuba na Polskę, a w każdym razie – na województwo pomorskie. W tym punkcie rewolucyjna teoria powinna też odwołać się do „Jurka Owsiaka”, który swoim wyznawcom radzi: „Róbta, co chceta!” – z tym uzupełnieniem – „ tylko żebyśta przychodzili!” Jak przyjdzieta, to wszystko będzie gites, tenteges. Tak właśnie uważał Henryk Heine, który namawiany, by na łożu śmierci pojednał się z Bogiem, odparł „Dieu me pardonnera, c’est son metier” – co się wykłada, że Bóg mi wybaczy – to jego zawód.

Stanisław Michalkiewicz

link

O autorze: JAM