Ecce homo: Róża Kozakowska

Obejrzałem wczoraj prawie wszystkie materiały związane z tą niezwykłą osobą. Przewierciło mnie na wylot.  Nieprawdopodobny ogrom zła i cierpienia, który ją spotkał, nie zniszczył w niej tego, co stanowi w nas esencję człowieczeństwa.

Przez wiele lat jako małe dziecko była maltretowana przez ojczyma, który wiele razy usiłował ją zabić.

Przeżyłam prawdziwe piekło. Jako małe dziecko nie mogłam nigdzie usiąść w domu, bo ojczym, który nie jest moim biologiczny tatą, zawsze groził, że mnie zabije. Nieraz, jako mała dziewczynka, uciekałam z domu na potwornym mrozie w samych rajstopach. Dlatego teraz jestem taka wysportowana, bo musiałam przed nim uciekać i przeskakiwać przez wszystko, co napotkałam na drodze i to w niezłym tempie, żeby mnie nie dopadł. Czasami jednak nie zdążyłam przeskoczyć przez bramę i potem leżałam w kałuży krwi. Straszliwie się nade mną znęcał. Potrafił łapać mnie za włosy i bić moją głową z całych sił o ścianę. Tłukł mnie do nieprzytomności. Przy tym wszystkim wydzierał się, że mnie zabije, że nie mam prawa żyć. Takich sytuacji w domu przez całe moje życie były tysiące. /viva.pl/

Kiedy przyniosła do domu puchar zdobyty w biegach, ojczym „w nagrodę” wbił jej siekierę w kolano. “Wbił mi siekierę w kolano, bo nie chciał, żebym chodziła”.

Mogę być tylko wdzięczna Bogu, że był zawsze przy mnie. To był w dzieciństwie mój jedyny przyjaciel.

Róża od dziecka zmaga się z genetyczną wadą krwi. Jeszcze dwa lata temu skakała w dal i była w tym jedną z najlepszych na świecie. Choroba zmusiła ją jednak do zmiany dyscypliny. Kozakowska zawsze była bardzo wysportowana. W czasach szkolnych trenowała biegi i wyróżniała się na tle rówieśniczek.  Choruje na skutek ugryzienia przez kleszcza – na neuroboleriozę stawowo-mózgową. Chorobie towarzyszy czterokończynowe porażenie. /sport.pl/ cytaty : Aleteia.org/rozmowa z Tomaszem Kalembą, Onet.pl/

Można się podłamać i ja tak trochę miałam. Ale się nie poddałam. Powstałam jak Feniks z popiołów

Fragment wywiadu “Piekło na ziemi. Prosiłam Boga, by zabrał mnie z tego świata”/TOMASZ KALEMBA/onet.pl/27 sie 21 /

Od kilku lat mieszka pani w kontenerze.

To prawda. Pomogła mi go załatwić moja biologiczna mama. Akurat byłam w szpitalu po tym, jak poturbował mnie mój ojczym. Miałam wówczas wstrząs mózgu. Zanim trafiłam do szpitala, pracowałam dorywczo. Byłam wtedy jeszcze sprawniejsza i mogłam cokolwiek robić. Odkładałam zarobione pieniądze. Udało się zebrać pięć tysięcy złotych. Resztę dołożyła mama, która ściągnęła kontener. Oczywiście nie wyglądał on tak, jak teraz. Nie było w nim nic. Urządzić pomogło mi go wiele osób, którzy dostarczali mi materiały. Sama zaś włożyłam pracę w wykończenie. Pomagał mi trochę brat. Przez dwa lata żyłam w nim bez światła i bez ogrzewania. Pamiętam, jak spędzaliśmy wigilię w kurtkach, bo było tak zimno. To i tak nie było najgorsze. Pamiętam bowiem czasy, kiedy byłam nastolatką, jak spałam na słomie w minus 25 stopniach Celsjusza na strychu w tym walącym się domu mamy. I do tego musiałam być cicho, by ojczym mnie nie usłyszał. Teraz ten kontener, choć nie mam w nim wody, jest dla mnie jak Hilton. Wszyscy się z tego śmieją, ale dopóki w nim nie zamieszakałam, przebywałam w strasznych warunkach, w których dalej nie mogłam funkcjonować. Wszystko dlatego, że mam bardzo niską odporność. Czasami nawet katar może być zagrożeniem dla mojego życia. Nie narzekam jednak, bo wiem, że inni mają gorzej. Jestem zadowolona z tego co mam i z tego, że walczę do końca i zawsze się podnoszę. Jestem też żywym dowodem na to, że z takiego domu też można wyjść na dobrego człowieka. Udowadniam tym samym, że nie ma się co załamywać przeciwnościami losu, tylko trzeba przeć do przodu, by spełniać swoje marzenia.

Skąd bierze pani środki na leki, które pewnie trochę kosztują?

I tu jest problem. Nie zarabiam. Otrzymuję tylko 640 złotych zasiłku za stopień niepełnosprawności. Ratuję się zatem zbiórkami. Pomagają mi też znajomi. Ile jestem zatem w stanie kupić leków, tyle kupuję. Nie zawsze jest mnie stać na wszystkie medykamenty. Jeden kosztuje ponad 200 złotych, a ja tych lekarstw mam 20 albo i więcej. Tylko ostatnim razem wydałam w aptece ponad dwa tysiące złotych, a jeszcze nie kupiłam wszystkiego. I to wystarcza na miesiąc.

Całość

 

O autorze: CzarnaLimuzyna

Wpisy poważne i satyryczne