Azjaci w Kosmosie

W młodości uwielbiałam czytać książki science fiction, a szczególnie te traktujące o podboju Kosmosu.  Pasjonowałam się wizjami wypraw do odległych układów gwiezdnych i galaktyk.  Dzieła te miały jedną wspólną cechę.  Ich główni bohaterowie nosili nazwiska oraz imiona europejskie, najczęściej anglosaskie.  Autorzy fantastyki  byli w stanie wyobrazić sobie najbardziej nieprawdopodobne rzeczy, ale w ogóle nie przychodziło im do głowy, by w dziele podboju Kosmosu mogła przodować jakaś inna cywilizacja, oprócz zachodniej.

Wydarzenia ostatniej dekady wskazują na to, że mogli się oni wszyscy głęboko mylić.  Jest bardzo prawdopodobne, że pierwszy człowiek, który za kilkadziesiat lat wyląduje na Marsie będzie się nazywał Wang Li, dowódcą wyprawy badającej pas asteroid będzie pan Yamamoto, a szefem bazy na Księżycu będzie Raghavan Balakrishnan.  Amerykanie i Europejczycy ograniczą się zaś do podziwiania tych osiągnięć w swojej trójwymiarowej holowizji.

Temat ten poruszałam już prawie półtora roku temu w notce “Azjatycki wyścig kosmiczny” [ http://emerytka.salon24.pl/122542,azjatycki-wyscig-kosmiczny ].  W zeszłym roku Obama zrezygnował z programu Constellation, przewidujacego budowę stałej bazy na Księżycu.  W tym roku ostatecznie kończą się loty wahadłowców, co oznacza przez najbliższe siedem lat nieobecność Amerykanów na orbicie.  Pozostal tylko program budowy rakiet Ares.  Paweł  Łepkowski napisał na ten temat interesujący artykuł “Ciemna przyszłość NASA” w najnowszym numerze “Najwyższego Czasu” /nr 6 (1081), 05.02.2011/.  Pisze on: “NASA bez wątpienia wykonała kawal dobrej roboty od początku swego istnienia.(…)Jednak jej sposób funkcjonowania zakończył się wraz z wahadłowcami.” i dalej: “wielkie plany misji załogowej na Marsa przy budżecie agencji rzędu 18 mld USD są jedynie mrzonką”.  Wszystko to potwierdza tylko tezy mojego dawnego wpisu.

Z powolnym uwiądem NASA /a także ESA/ żywo kontrastuje wzrastająca w ciagu ostatniej dekady działalność Azjatów.  W 2003 roku Chiny wysłały na orbitę swego pierwszego astronautę, a od lat 90-tych  rozwijają program badania Księżyca.  W tej chwili krąży wokoł niego sonda Chang 2, następczyni Chang 1 .  Za dwa lata Chang 3 ma wylądować na powierzchni Srebrnego Globu.  Chiny planują też loty załogowe na Księżyc i budowę tam bazy.  Chcą też skonstruować stację kosmiczną na orbicie.  W tym roku wspólnie z Rosjanami wysyłają sondę Yinghuo 1 na Marsa, a za dwa lata planują wysłać drugą, już samodzielnie.  Aby urzeczywistnić to wszystko budują na wyspie Hainan nowy kosmodrom.  Ma on zostać ukończony w 2014 roku.

Japończycy wysłali dwie sondy kosmiczne, w kierumku Marsa i Wenus.  Dotarły one w pobliże tych planet, ale żadnej z nich nie udało się wejść na zaplanowaną orbitę.  Największym sukcesem Japonii jest jak na razie wysłanie sondy na planetoidę Itakawa pobranie tam próbek gruntu i dostarczenie ich na Ziemię.  Misja ta trwała w latach 2003-2010.  Japończycy maja też własny moduł w Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, a trzech kosmonautów japońskich brało udzial w lotach wahadłowców.

Indie też mają swój program kosmiczny.  W roku 2009 wysłały sondę w kierunku Księżyca.  Krążyła ona przez miesiac wokół niego i wysłała na jego powierzchnię próbnik w poszukiwaniu helu3 .  Potem uległa awarii.  Hindusi planują także loty załogowe i budują nowe stanowiska startowe.  Osiągnięcia Azjatów mogą się wydawać wciąż jeszcze skromne w porównaniu z wieloletnim dorobkiem USA oraz Europy.  Ważny jest jednak sposób podejścia.  Azjatom zależy na sukcesach w dziedzinie badania Kosmosu, podczas gdy Amerykanie i Europejczycy myślą tylko o tym, jakby tu obciąć fundusze i wycofać się chyłkiem.

 

Polecam moją poprzednią notkę “Wojska Kosmiczne Rosji i ich zagubiony satelita”. Jest ona tutaj: http://blogmedia24.pl/node/44157 .

 

DYSKUSJA:

  • Uwiąd starczy białego człowieka :)
    Rzeczywiście, wygląda to ciekawie. Ale ale. Być może Azjatom wystarczy pieniędzy lecz czy starczy im także motywacji? Bo w całej antropogenezie to właśnie biała rasa miała ten zew eksploracji, podboju, awanturnictwa (rozumianego rzecz jasna jako smakowanie przygody). Gdy się ogląda ją teraz żal serce ściska. Nie dziwię się staruszkowi Lemowi że przeżywał frustracje w ostatnich latach życia, bo przecież ta cywilizacja, z którą tak wielkie swoje marzenia związał, stetryczała i upodobniła się do tej, którą opisał w “Powrocie z gwiazd” – tyle, że żadna betryzacja nie była potrzebna…
    tsole 04.02.2011 07:50:44
  • @tsole
    Tak, ta cała obsesja na punkcie bezpieczeństwa i unikania ryzyka. Zaryzykowanie zdrowiem i życiem traktowane jest w mediach, jak jakieś przestępstwo i przy byle okazji woła się prokuraturę. Nie, motywacji to Azjatom nie zabraknie. Po pierwsze, chcą się odegrać na Zachodzie za stulecia jego dominacji, a po drugie toczą wojnę o prestiż między sobą.
    elig 04.02.2011 11:50:03

O autorze: elig