Poranny papierosek

cig2

 

Dzień dobry

 

Duży kubek dobrej kawy i papierosek, to moje klasyczne przywitanie dnia.

Tak się stało, ze od listopada uczestniczę w projekcie, który wiąże się ze stałym przebywaniem na terytorium Norwegii. Świetna praca, super-nowoczesne technologie, królewskie wyżywienie. Ale palić trzeba niestety też. A wiecie ile kosztuje 20 (paczka) bylejakich papierosów w Norwegii? Dokładnie 9,63 Euro.

Tak, tak, 40 złotych za paczkę. (http://www.foresteireann.org/blog/2011/9/7/price-of-cigarettes-around-europe.html )

W styczniu po raz ostatni zdobyłem się na odwagę i legalnie wwiozłem jeden karton papierosów, a trzy przemyciłem. Tylko dla siebie. Narzuciłem sobie żelazną dyscyplinę i starczyło do końca pobytu. Jednakże już nie powtórzę tej operacji. Kary za przemyt są okrutne. Za te 3 przemycone kartony, oprócz konfiskaty (czyli musiałbym sobie kupić nowe papierosy w Norwegii za 300 Euro czyli 1200 zł), musiałbym jeszcze zapłacić około 2000 zł kary.

Czy to nie masakra? A, jak powiadam, palić się chce.

 

Toteż powracam do zarzuconego eksperymentu – e-papieros (http://en.wikipedia.org/wiki/E-cigarettes ). Wiecie, co to jest? Nie? To posłuchajcie.

cig3

 

Śledzę tą nowinkę od początku, czyli praktycznie od 2008 roku. Wraz z postępem elektroniki, spryciule Holendrzy, co to lubią wymyślać i udoskonalać (vide mój artykuł o śledziach) i na puszczaniu dymka znają się jak nikt ( humorystycznym absurdem jest fakt, że w tak zwanych coffee – shopach, gdzie legalnie można sobie kupić i wypalić konopie (trawkę zioło, hasz, gandżę…) nie wolno palić tytoniu – oto nasza kochana Unia J), opracowali pierwszy elektroniczny papieros.

Jego elementy to: bateria, najczęściej litowa, którą regularnie trzeba ładować (palacz musi mieć dwie), roztwór, który symuluje tytoń (więcej o tym napiszę) i elektroniczny zawór – podgrzewacz, zwany atomizerem, który z cieczy robi dym, którym się zaciągamy.

Pierwszy e-papieros, który kupiłem był do d… Płuca można było stracić, jak się człowiek zaciągał. Dymek był marny i efekt, tylko przy maksymalnie dobrej woli przypominał sztach papierosem. To się nie dało palić. Ale podskórnie czułem, ze potencjał w tym jest.

Jak tylko e-papierosy pokazały się na rynku, to koncerny tytoniowe ruszyły do kontrataku i we wielu państwach wprowadzono ban na ten wyrób. Bezwzględny zakaz, co ja wiem na pewno, był w Finlandii i Dani. W Norwegii i Szwecji był natomiast zakaz dystrybucji.

Widać było od razu, że były to działania rządów spowodowane lobowaniem koncernów. I działania durne. Bo gdyby na prawdę rządom chodziło o zdrowie obywateli, to by jak najbardziej wspierały e-papierosa.

Bo e-papieros, w porównaniu ze zwykłym, jest bardzo mało szkodliwy. Nie ma substancji smolistych (rak!), nie ma tlenku węgla. Co więc wdychamy? Głównie parę wodną z odrobiną substancji aromatycznych (ekstrakty zapachowe tytoniu, od dawna używane w perfumach) i nikotyny. No dobrze, ale co to za substancja, gdzie są te aromaty i nikotyna? To jest glikol propylenowy, tania i popularna substancja, którą amerykańskie FDA określa, jako w pełni bezpieczną dla człowieka. Jest ona następnie w elektronicznym atomizerze zamieniana na geste opary, symulujące dym papierosowy (kompletnie bezwonny, z czego strasznie się cieszy moja Frau, która ze zwykłym papierosem wyrzucała mnie do ogródka. A wszyscy żołnierze wiedzą, że – „kupa bez papierosa, to śmierć dla nosa”).

Początkowo chiński inzynier opatentował atomizer piezoelektryczny. Czyli nasz wdech, uruchamiał styk, który dostarczał prąd do elementu piezoelektrycznego i ten drgał, zamieniając ciecz w mgłę. Teraz raczej stosuje się miniaturową grzałeczkę, która już w niskiej temperaturze powoduje wyparowanie płynu i produkcję „dymu”.

Drugiego e-papierosa kupiłem chyba po roku. Był już lepszy, ale niewiele. Może błędem moim był fakt, że tradycyjnie trzymałem się rozmiarów, które przypominały tradycyjnego papierosa. I to było cieniutkie, ale słabo wydajne.

ecig

 

No i doszliśmy do współczesności. Kupiłem nowego e-papierosa. Rozmiarami jest to cygaro, klasy junior. Nie ma już nasączonego wacika, który był potrzebny w modelach piezoelektrycznych. Ciecz wlewa się do przeźroczystego zbiorniczka, więc widać ile jeszcze mamy palenia, a zbiorniczek łatwo się uzupełnia. Na rynku mozna dostać różne smaki – Marlboro, Camele, LMy; regularne i lajty; zwykłe, mentolowe i jeszcze o innych smakach.

Na dzień dzisiejszy „palenie” e-papierosa jest 5 do 10 razy tańsze od papierosów po aktualnych cenach.

 

Oraz:

– daje mi to taką samą satysfakcję jak zwykły papieros,

– nie zatruwam otoczenia i nie tworzę biernych palaczy,

– mogę palić, gdzie chcę, ku ogólnej konsternacji – w klubach, pubach i restauracjach, a nawet w samolocie,

– nie użeram się więcej z żadnymi celnikami i innymi stróżami prawa.

 

Dopiero wczoraj kupiłem nowego e-papierosa, ale widzę, że w ciągu 5ciu lat postęp jest duży. To już prawie pełna symulacja. Płyny do „palenia” są dopracowane i nie mają obcych posmaków. Zrezygnowano z włącznika uruchamianego wdechem; był zawodny i wymagał silnego „zassania”. Teraz jest zwykły przycisk pod palcem. Baterie też poszły do przodu i te litowo jonowe starczają na parę dni palenia (w zależności od wymiarów e-papierosa).

 

Musi też być łyżka dziegciu. To nasze kochane EU. Kanalie z tego urzędu, siedzące w kieszeniach tytoniowych koncernów, chcą wydać zakaz e-papierosa. Bo nie jest dokładnie przebadany i kto wie, czy mi włosy na języku nie wyrosną po 10 latach. Kompletna bzdura, jeśli każdy komponent ma OK ze strony amerykańskiego FDA. Jednakże ktoś wziął pieniądze, czyli jest skorumpowany; do tego jest idiotą (a w Brukseli jest najwyższy poziom idiotów w Europie), to walka bedzie się toczyć. Przypominam, że już toczy się walka z papierosami typu light, slim i smakowe (mentolowe). Filozofia tego brukselskiego idioty jest taka, że jak już chcecie się truć, to bedziecie się truć najgorszym świństwem. Jeszcze by co, byście z tego mieli przyjemność.

A jeszcze na dodatek być w pełni zdrowym, jak przy paleniu e-papierosa? Niedoczekanie.

cig

 

No więc ja sobie teraz przy pisaniu spokojnie pykam, czego nie pamiętam od lat i nie martwię się, że wredni norwescy celnicy dorwą mnie na granicy z kosztowną kontrabandą.

O autorze: jazgdyni

Paskudny drań. Młot na czarownice. Burzy zło, by budować dobro