Niemieckie spojrzenie na UE&euro

578696_219972308125405_1831203535_n

Ostatnie lata euro. Taki tytuł nosi książka znanego niemieckiego eurosceptyka i speca od rynków finansowych, zwłaszcza złota.  Zmieniła ona moje poglądy dotyczące euro, które jak podejrzewałem jest instrumentem podboju Europy przez narodowy sojusz francusko-niemiecki, a nie wyalienowane elity. Jest o tyle ciekawa, że pisana z perspektywy marka – dolar a nie złoty-euro, czyli głównie marka. No i napisana tak, że człowiek zaczyna rozumieć o co w tym wszystkim chodzi.

 

Autor zwraca uwagę na to, że zostało ono, w tej formie, wymuszone. Francuscy politycy obawiali się siły marki niemieckiej – nazywając ją „niemiecką bombą atomową”, dlatego chcieli wspólnej waluty, H. Kohl na to poszedł. Przypieczętowano to w Maastriht, w 1991, który narzucał datę 1999   na ostateczną likwidację marki. Większość Niemców była w tym czasie temu przeciwna.

Ruch eurosceptyczny, który się pojawił w Niemczech został rozjechany przez media, zwłaszcza Bilda. Francuzi  nie zgodzili się na rozsądną angielską propozycję wprowadzenia ECU – waluty równoległej do utrzymanych walut krajowych ale nie podlegającej dewaluacji. To byłby optymalny pieniądz europejski, który zastąpiłby w roli kotwicy twardą markę niemiecką. Zamiast tego jest dość miękka waluta. Euro to wejście tylnymi drzwiami do federalnej Europy. Coś co wykończy słabsze kraje „zniszczy ich nieefektywne gospodarki” pisała w latach 90tych Thatcher .

 

Niemieccy politycy wtedy mieli nadzieję, że euro będzie czymś na kształt marki niemieckiej a Frankfurt stolica finansową Europy. Chcieli w ten sposób rządzić Europą ale nie tak jak poprzednio – wojnami, tylko po cichu, pośrednio. Wyszli na tym jak zwykle. Jak na razie Londyn nadal pełni tę rolę, euro upada a oni już za to płacą, zobowiązania mają niebotyczne.

 

Podobnie jak Unią Europejską zamiast EFTA, w której jest Szwajcaria czy Norwegia, i do których a nie do UE wg autora powinny wejść kraje Europy Wschodniej. Tyle, że tam nie ma współodpowiedzialności, subwencji ” a subwencje UE nie są pomyślane jako pomoc  na starcie ale jako stale siąpiący „ciepły deszczyk”. „Smarują tryby korupcji, napełniają kieszenie nowobogackich elit politycznych. Służą nie tyle celom ekonomicznym, co uzależnieniu tych elit. Od odbiorców oczekuje się, że nie będzie kłopotów podczas głosowań w Brukseli.”

 

 

 

Im większe kryzysy, tym większa potem finansowa zależność narodów od niewielkiej liczby, zwłaszcza amerykańskich megabanków. Tylko one i mainstreamowa klasa polityczno-medialna ma z tego korzyść.

 

Wejście właściwie całego południa do strefy euro odbyło się ze złamaniem warunków brzegowych ustalonych dla tego wejścia o czym to przyjmujący doskonale wiedzieli. Oszustwo podrasowujące wyniki finansowe np. Grecji zapewniła pomoc banku z USA Goldman Sachs. W podobny sposób, jak wtedy Grecy postępuje obecnie moim zdaniem Rostowski, jedyny Polak zaproszony przez grupę Bilderberg – najbogatszych ludzi świata na coroczne spotkanie. Goldman w 9 lat później zarobił kolejny raz, tym razem na greckim kryzysie, który wspólnie z tamtejszą klasą polityczną wcześniej przygotował, a na końcu zdetonował.

Rostowski jak na razie dzięki zwiększeniu naszego długu o około 300 mld, spowodował, że właściciele polskich obligacji zarabiają rocznie około 5 mld złotych więcej. Ale na bankructwach państw zarabia się lepiej. Na samym normalnym rynku walutowym złotówki jest tego więcej. Ale bez nadmiernego długu, czyli powyżej 40% PKB nie ma możliwości wywołania kryzysu. Goldman na kryzysie z 2008 zarobił ciężką kasę, ponad 13 mld$ w tamtym roku. Zresztą jak na każdym. Autor twierdzi, że banki europejskie straciły na kryzysie więcej niż amerykańskie, które potrafiły wyeksportować zatrute aktywa za ocean, właśnie do Europy.  „Częścią amerykańskiej strategii jest wpychanie co jakiś czas w kryzys jakiejś strefy walutowej.”

 

 

„W oczach elit rezygnacja z euro byłaby równoznaczna z historyczną porażką, z „cofnięciem wskazówek zegara” – a taka porażka – a taka porażka zgodnie z kryptomarksistowską teorią determinizmu dziejowego panującą w elicie Unii Europejskiej, jest czymś nie do wyobrażenia i nie do zaakceptowania”

 

Euro nie pomaga Niemcom w eksporcie bo i tak jego większość kierowana jest poza UE, przed euro ten eksport rozwijał się szybciej, a w samej strefie interesy idą najsłabiej. Pisze autor.

 

Od początku lat 60 tych, przełomowym momentem była tu akcja malowania swastyk w 1959 roku (robota KGB) „ trwa w Niemczech proces eliminowania ze sfery publicznej, z kultury, z edukacji zachodnich, chrześcijańskich, liberalnych i narodowych tradycji pochodzących z okresu cesarstwa i Republiki Weimarskiej” i zastępowanie ich „w duchu postępowo lewicowym. Nie łudźmy się: kto pisze na nowo i fałszuje historię narodu, ten  aplikuje mu nową”. Tu będzie to roztapianie się w Europie pod amerykańskim parasolem. To był też czas schyłku ordoliberalizmu i wynikającego zeń niemieckiego cudu gospodarczego. W Polsce mamy od lat mamy wmawianie nam antysemityzmu, zapewne w podobnym celu.

 

Nasze polonocentryczne spojrzenie, obarczone jest naturalną antyniemieckością. Ale jeśli spojrzeć na to z boku, jeśli ktoś chce przerobić Europę na bezkształtną, neosowiecką magmę – człowieka europejskiego, to podstawową przeszkodą jest tu najliczniejszy i najsilniejszy gospodarczo naród niemiecki. Obyczajowo, kulturowo udało się już go w większości spacyfikować. Dzietność jest minimalna. Euro dobije go gospodarczo. Naród niemiecki, na końcu, bo na końcu ale też doprowadzony zostanie do bankructwa. Jednocześnie wpycha go w konflikty z całą resztą narodów Europy. Cwana konstrukcja.

 

Swoją drogą amerykańska potęga opiera się na dominacji dolara a euro, chyba już można powiedzieć, że było dla niego konkurencją. Amerykanie mogli utworzenie go potraktować jako zagrożenie dla siebie – wypowiedzenie wojny ekonomicznej – i działać na rzecz jego upadku.

 

Euro to pieniądz polityczny, podobnie jak UE jest tworem politycznym jak to celnie określiła M Thatcher utopijnym „pomnikiem pychy lewicowych intelektualistów” skazanym na niepowodzenie.

 

No cóż, mimo wszystko my mamy gorzej. Niemcy mają na głowie tylko silniejszych od nich Amerykanów. My dodatkowo „elity” ich i Rosjan .

 

 

 

Na podstawie Bruno Bandulet „Ostatnie lata euro – raport o walce której nie chcieli Niemcy”

wydawnictwo Wektory

 

Tagi: , ,

O autorze: R.Zaleski

Członek Konfederacji Blogerów