O handlu

O handlu napisano już zapewne wszystko, co da się napisać. Handel jest to wymiana dóbr. Mam tu na myśli dobra zbywalne, to znaczy takie, na które istnieje naturalny popyt. Wtedy rodzi się handel, ot choćby, odsprzedajemy na przykład chleb temu, komu jest on potrzebny do zaspokojenia głodu, bo na przykład wykopał komuś innemu rów nawadniający jego pola. Ten z kolei użyje pompy nawadniającej, która zużyje prąd, za który zapłaci producentowi prądu, który kupi sobie chleb. Tak w dużym uproszczeniu możemy opisać handel. Nawet małe dzieci umawiają się na „handel”, czego nawet nie są świadome: „ja ci pożyczę łopatkę na godzinę, ale za to pojeżdżę twoimi taczkami”. Sprawa prosta, znana i oczywista dla każdego, odkąd posiedliśmy umiejętność mowy, co daje nam możliwość wyartykułowania takiej potrzeby.

 

Z kim można handlować?

To się wydaje oczywiste: handlować mogą strony, z których jedna dysponuje nadmiarem (często celowo wytworzonym) ze stroną, która posiada środki płatnicze (lub inne środki wymiany, np. muszelki lub złoto). Posiada też potrzebę pozyskania dóbr strony sprzedającej, za uzgodnioną cenę.

 

Z kim można jeszcze próbować handlować?

Otóż można próbować handlować z Panem Bogiem.

Jest to proceder niebezpieczny, ale opisany przez Niego Samego: „Upominam ich – powiada – głosem sumienia, upominam ich głosem Kościoła, zsyłam na nich przygody, które mogą doprowadzić człowieka do opamiętania, a kiedy nic nie pomaga, spełniam wszystkie ich pragnienia”, co się wykłada tak, że jeśli ktoś naprawdę utkwił w kompletnym zaprzaństwie, a wezwie w złej wierze ratunku Boga to się może zdziwić, bo otrzyma z nagła to, czego oczekiwał.

Tutaj można się z Panem Bogiem podroczyć – odpuść mi dzisiaj i ja jutro na pewno będę grzeczny. Proszę. Wiele osób tak na co dzień czyni, nie zdając sobie sprawy z tego, w jaką pułapkę wpadają. Pułapkę własnej pychy.

 

Jakie są tego konsekwencje?

Otóż konsekwencje są z pozoru wspaniałe. Można się nachlać i nie mieć kaca. Można się nakraść i nie mieć wyrzutów sumienia. Można pomówić bliźniego, pożądać jego żony i żyć wspaniale w ich towarzystwie. Pomimo grzesznego życia można funkcjonować w społeczeństwie stanowiąc na pozór jego filar i ostoję.

 

Co to w praktyce oznacza?

Oznacza to osiągnięcie takiego wspaniałego stanu, kiedy stajemy na szczycie góry, mamy świat u stóp i Pan bóg nam go daje – co zresztą jest prawdą. Skoro obiecał, to daje, bo On się nie wycofuje z danych nam obietnic.

 

Co się dzieje potem?

Otóż potem, czego się cierpliwy czytelnik domyślał, spadamy z tej góry. W otchłań. Otchłań grzechu, ohydy i zaprzaństwa.

 

Czego się cierpliwy czytelnik nie domyślił?

Otóż kiedy lecimy w dół tej otchłannej przepaści, wzdłuż zbocza góry, czepiają nas się ręce. Ręce nie pozwalające nam spaść. Są to ręce tych, którzy spadli wcześniej, ale się teraz na tę górę próbują wdrapać. Nie mają lekko, dlatego tym bardziej warto docenić wysiłek, jaki ponoszą wyciągając do nas rękę, nawet ryzykując oderwanie się od ściany.

 

Co im pozwala wyleźć z otchłani?

Niewątpliwie jest to wyłącznie skierowana do nich miłość Boga. Boga pomocnego, wybaczającego. Miłosiernego.

 

Co to jest to, czego się nie da przehandlować, wynająć, albo w inny sposób – kupić.

Nie da się kupić Bożego miłosierdzia, ale to, zdumiewająco, nie jest problem. Nie jest to problem ponieważ ono jest dane nam za darmo, jest dostępne zawsze, i nie da się go policzyć ani zważyć żadną dostępną miarą.

O autorze: Lars Owen

Nieopisanie stary informatyk, pamiętający komputery napędzane parą i deskę Galtona. Antysocjalista z wyboru.