Mowa trawa

różeKilka miesięcy temu pewien znany polityk prawej strony napisał w swoim blogu, że Rzeczpospolita traktowana jest jak „ połeć  sukna”. Najpierw myślałam, że to lapsus. Zauważyłam jednak ten sam cytat z Sienkiewicza, w tej samej humorystycznej wersji w wielu miejscach. Zrozumiałam, że nałożyło się kilka efektów.

  • Język polski umiera. Kiedyś rozpaczał nad śmiercią jeżyka rosyjskiego Sołżenicyn spisując martwe słowa i związki frazeologiczne. Ktoś inny mógłby powiedzieć, że wręcz przeciwnie język żyje. Powstają nowe słowa i nowe związki frazeologiczne. Chętnie się zgodzę , bo efekt jest ten sam. Polityk i dziennikarz nie odróżnia słowa postaw od połeć. Po prostu nie widział nigdy słoniny w jatce i nie szył garnituru u krawca.
  • Uczniowie mało czytają, albo czytają tylko opracowania czyli  tak zwane bryki.
  • Dziennikarze i politycy uwielbiają schematyczne zwroty, które pojawiają się na zasadzie mody. Powtarzają je jak mantrę. Właśnie to powiedzonko- „jak mantrę”-  już na szczęście powędrowało do lamusa. Obecnie modne jest przepraszanie za kolokwialny język. Co chwila słyszę:  „Że się tak kolokwialnie wyrażę”,  „przepraszam za kolokwialny język”. W ten sposób nieszczęsny mówca, najczęściej polityk, chce dać do zrozumienia, że w swym poprzednim wcieleniu  nie macał kur, lecz prowadził wyrafinowanym językiem, w arystokratycznym gronie, uczone dysputy.  Lepiej zrobiłby pracując nad końcówkami i składnią wypowiedzi, które jednoznacznie pozwalają określić jego krąg kulturowy.
  • Ostatni efekt to nadużywanie persyflażu środowiskowego. Ja też nie jestem bez winy, ale ze względu na niewielki krąg oddziaływania ta wina jest -mam nadzieję- mniejsza. W naszej rodzinie używało się często żartobliwych powiedzonek takich jak: „ złudzenie apteczne”, „ fata mrugana” , „makaron al Dante”. Dwa pierwsze przyplątały się chyba od Wiecha, ostatnie nie wiem skąd. Otrzeźwiło mnie gdy zostałam kilka razy  poprawiona w kwestii makaronu. Postanowiłam skończyć z głupimi dowcipami. Persyflaż środowiskowy stosowny jest wyłącznie w zamkniętym gronie. Inaczej ryzykujesz, że ktoś cię weźmie za idiotę , albo co gorsza dowcip się przyjmie.

Właśnie dwa takie kwiatki zarejestrowałam w ostatnim tygodniu w prawicowej prasie. Jeden z dziennikarzy napisał , że niejaki Hofman był „pijany w sztorc”. Nie powiem kto i gdzie tak napisał, bo nie mam zamiaru wrzucać kamieni do własnego ogródka. Szanowny dziennikarzu. Na sztorc można postawić kosę. Pijanym jest się w sztok. Być może zresztą Hofman będąc pijany w sztok , postawił kosę na sztorc.  Drugi kwiatek to powszechny ostatnio zwrot „ miedzy Bogiem a prawdą”. Prawidłowo powinno być „ Bogiem a prawdą”. Ktoś kiedyś sobie głupio zażartował ( wzorując się na „ Między ustami a brzegiem pucharu” Samozwaniec) a dziennikarze i publicyści powtarzają to w dobrej wierze, w kontekstach absolutnie wykluczających żarty. Podobnie jest ze sformułowaniem „ w tych okolicznościach przyrody”. Przecież to żart, bodajże  z filmu Rejs, powtarzany zupełnie poważnie.

·        Najpoważniejszym problemem jest jednak  fakt, że ginie zawód korektora i adiustatora. Wydawnictw nie stać na opłacanie redakcji, a zresztą nawet absolwenci polonistyki nie podejmują się tej pracy. Ksiązki wydawane bez korekty roją się od błędów i te błędy utrwalamy. Dobry korektor nie tylko poprawia błędy ale wyjaśnia ich genezę. W tłumaczeniu zdarzyło mi się na przykład nieprawidłowo użyć zwrotu  „ za pomocą”. Pani redaktor napisała mi na marginesie: „Przy pomocy -kogoś, za pomocą -czegoś”. Nigdy odtąd nie pozwoliłam sobie na podobne niechlujstwo.  Ostatnio ktoś wytknął mi rusycyzm. Byłam bardzo wdzięczna. Kresowiakom trudno pozbyć się rusycyzmów, ale na naukę nigdy nie jest za późno.

Pozostaje jak zawsze problem czy warto żałować róz?

O autorze: izabela brodacka falzmann