Słowo Boże na dziś – 24 lipca 2014r. – czwartek – Wspomnienie obowiązkowe św. Kingi, dziewicy

Myśl dnia

Uśmiech twój wlać może do duszy zniechęconej jakby nowe życie.

św. Urszula Ledóchowska

Dziś w Lęborku, w Człuchowie i w Brzesku – I Nieszpory uroczystości św. Jakuba Starszego, Apostoła, patrona miasta.

Nadzieja-300x225

Nadzieja – obraz Elżbiety Mozyro

www.mateusz.pl/czytania

24 LIPCA 2014

Czwartek

Wspomnienie św. Kingi, dziewicy

 

Dzisiejsze czytania: Jr 2,1-3.7-8.12-13; Ps 36,6-11; J 15,15b; Mt 13,10-17

Rozważania: Oremus · O. Gabriel od św. Marii Magdaleny OCD

 

(Jr 2,1-3.7-8.12-13)
Pan skierował do mnie następujące słowo: Idź i głoś publicznie w Jerozolimie: To mówi Pan: Pamiętam wierność twej młodości, miłość twego narzeczeństwa, kiedy chodziłaś za Mną na pustyni, w ziemi, której nikt nie obsiewa. Izrael jest świętością Pana, pierwszym plonem Jego zbiorów. Ci wszyscy, którzy go spożywają, stają się winni, spotka ich nieszczęście – wyrocznia Pana. A Ja wprowadziłem was do ziemi urodzajnej, byście spożywali jej owoce i jej zasoby. Weszliście i zbezcześciliście moją ziemię, uczyniliście z mojej posiadłości miejsce pełne odrazy. Kapłani nie mówili: Gdzie jest Pan? Uczeni w Piśmie nie uznawali Mnie; pasterze zbuntowali się przeciw Mnie; prorocy głosili wyrocznie na korzyść Baala i chodzili za tymi, którzy nie dają pomocy. Niebo, niechaj cię na to ogarnie osłupienie, groza i wielkie drżenie! – wyrocznia Pana. Bo podwójne zło popełnił mój naród: opuścili Mnie, źródło żywej wody, żeby wykopać sobie cysterny, cysterny popękane, które nie utrzymują wody.

(Ps 36,6-11)
REFREN: W Tobie, o Panie, mamy źródło życia

Do nieba sięga, Panie, Twoja łaska,
a Twoja wierność aż po same chmury.
Twoja sprawiedliwość jak góry wysokie,
a Twoje wyroki jak ogromna otchłań.

Jak cenna jest Twoja łaska,
przychodzą do Ciebie ludzie
i chronią się w cieniu Twych skrzydeł,
sycą się obfitością Twojego domu,
poisz ich potokiem Twoich rozkoszy.

Albowiem w Tobie jest źródło życia
i w Twojej światłości oglądamy światło.
Zachowaj Twoją łaskę dla tych, co Ciebie znają,
a sprawiedliwość Twoją dla ludzi prawego serca.

(J 15,15b)
Nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od mego Ojca.

(Mt 13,10-17)
Uczniowie przystąpili do Jezusa i zapytali: Dlaczego w przypowieściach mówisz do nich? On im odpowiedział: Wam dano poznać tajemnice królestwa niebieskiego, im zaś nie dano. Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. Dlatego mówię do nich w przypowieściach, że otwartymi oczami nie widzą i otwartymi uszami nie słyszą ani nie rozumieją. Tak spełnia się na nich przepowiednia Izajasza: Słuchać będziecie, a nie zrozumiecie, patrzeć będziecie, a nie zobaczycie. Bo stwardniało serce tego ludu, ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli, żeby oczami nie widzieli ani uszami nie słyszeli, ani swym sercem nie rozumieli: i nie nawrócili się, abym ich uzdrowił. Lecz szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą. Bo zaprawdę, powiadam wam: Wielu proroków i sprawiedliwych pragnęło ujrzeć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli; i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli.

 

KOMENTARZ

 

Czy dla współczesnych ludzi postać św. Kingi (1234-1292), księżnej, która za zgodą swego męża Bolesława postanowiła zachować dziewictwo w małżeństwie, a po jego śmierci wstąpiła do klarysek – surowego zakonu żeńskiego – może być znakiem, wzorem do naśladowania? Tak. Bo jest ona świadkiem tego, że Bóg jest wierny człowiekowi i chce się nim posługiwać, że szanuje jego wybory, uświęca jego pragnienia oraz umacnia swoją łaską to, co w człowieku słabe i kruche.

Anna Nowak, Gabriela Świrska, Halina Świrska, „Oremus” lipiec 2008, s. 99

 

WEZWANI DO NADZIEI

O Boże, dawco nadziei, niech nadzieja żyje we mnie przez moc Ducha Świętego (Rz 15, 13)

„W nadziei już jesteśmy zbawieni! — stwierdza św. Paweł. — Nadzieja zaś, której spełnienie już się ogląda, nie jest nadzieją, bo jak można się jeszcze spodziewać tego, co się już ogląda?” (Rz 8, 24). Zbawienie,. szczęśliwość wieczna, wieczne posiadanie Boga są przedmiotem nadziei właśnie dlatego, że ich jeszcze nie posiadamy. Jak to, co się widzi, nie jest przedmiotem wiary, tak to, co się posiada, nie może być przedmiotem nadziei. Nadzieja — nawet ta czysto ludzka — jest tym żywsza, im mniej się posiada, im mniej się jest zadowolonym z tego, co się ma. „Posiadanie — mówi św. Jan od Krzyża — wyklucza nadzieję” (Dr. II, 6, 3). Człowiek syty dóbr doczesnych, wygód, przyjemności, zamyka się dla nadziei nadziemskiej. Tak więc, kto czuje się „bogatym”, wystarczalnym pod względem moralnym lub duchowym, ten jest bardzo daleki od nadziei. Taka była postawa ewangelicznego faryzeusza: nie potrzebował o nic prosić Boga, niczego od Niego nie oczekiwał, ponieważ był zadufany w sobie i zadowolony z własnej „sprawiedliwości”. Tylko ten, kto ma duszę prawdziwego „ubogiego”, poznaje swoje potrzeby duchowe, swoją słabość i ułomność moralną, może otworzyć się całkowicie dla nadziei, oczekując od Boga swego zbawienia. Ubóstwo ducha, pokora są urodzajną rolą, na której rozwija się bezcenne ziarno nadziei teologicznej.

Pismo święte jest przepełnione wołaniem nadziei wznoszącym się z serca „ubogich Pana”: „Ja ubogi jestem i nędzny, Boże, szybko przyjdź mi z pomocą! Tyś wspomożyciel mój i wybawca” (Ps 70, 6). „Kogo prócz Ciebie mam w niebie? Gdy jestem z Tobą, nie cieszy mnie ziemia. Niszczeje moje ciało i serce, Bóg jest ochotą mego serca, i mym udziałem na wieki” (Ps 73, 25-26).

Pokładać nadzieję we własnych cnotach lub zdolnościach, mieć ufność w ludziach, w bogactwach i dostatkach ziemskich jest złudną rzeczą, nie ma bowiem w nich trwałości; tylko Bóg, który zapalił w człowieku pragnienie szczęśliwości nieskończonej, „odpowiada najgłębszym pragnieniom serca ludzkiego… którego dobra ziemskie nigdy w pełni nie nasycą” (KDK 41).

  • O Boże mój, od wieków — wieczności, Twoja szczęśliwość polega na poznaniu, jakie masz o sobie samym, na poznaniu, które należy jedynie do Ciebie samego… Kim ja jestem, Boże mój, że chcesz, aby moja szczęśliwość polegała właśnie na tym, na czym polega Twoja? Abyś mi udzielił łaski nie tylko oglądania Cię, lecz także uczestniczenia w Twojej radości? Przygotuj mnie do niej, naucz mnie pragnąć jej!
    Boże mój, czy kiedyś będę mógł Cię oglądać? Jakie widzenie można by porównać do widzenia Ciebie? Czy ujrzę zdrój tej łaski, która mnie oświeca, umacnia, daje pociechę? Jeśli pochodzę od Ciebie, jeśli mnie stworzyłeś, jeśli żyję w Tobie, o Panie, obym mógł także powrócić do Ciebie i pozostać z Tobą na zawsze (J. H. Newman).
  • Żywa nadzieja w Tobie, o Boże, dodaje duszy takiej żywotności, odwagi i tak podnosi ją ku rzeczom wiecznym, że w porównaniu z tym, czego oczekuje, wszelkie dobro doczesne wydaje się jej — jak jest rzeczywiście — martwe, bez krasy i piękna, i bez żadnej wartości.
    Spraw, o Panie, abym umocniony tą nadzieją, odrzucał wszystkie szaty i zwyczaje świata, i w żadnej rzeczy nie pokładał serca, niczego nie spodziewał się od świata, a żył odziany jedynie nadzieją życia wiecznego… Spraw, abym podnosił oczy i patrzył tylko na Ciebie… a nie oczekiwał żadnego dobra skądinąd… Jak oczy służącej zwrócone Są na ręce jej pani, tak oczy moje ku Tobie, Panie Boże, dopóki się nie zmiłujesz nade mną, ufającym w Tobie… Spraw, abym spoglądał zawsze tylko na Ciebie i nie zwracał oczu na nic innego i szukał zadowolenia tylko w Tobie, wówczas będę tak miły Tobie, że otrzymam od Ciebie tyle, ile się spodziewam (św. Jan od Krzyża: Noc ciemna II, 21, 6-8).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. II, str. 437

http://www.mateusz.pl/czytania/2014/20140724.htm

Nic na siłę

Boga trzeba pragnąć spotkać! On jest delikatny i pokorny. Nikogo do niczego nie zmusza… Dlatego właśnie mówi w przypowieściach. Jest to zaproszenie do zatrzymania się, do przemyślenia, do zachwycenia się, do odkrycia ukrytego w nich sensu. Jeśli poświęcę temu czas i uwagę, będę zaskoczony i zdumiony, ile Bóg mówi mi o sobie w prostych słowach!Jezu, szczęśliwe są oczy moje, jeśli widzą Cię ukrytego w Słowie. Szczęśliwe są uszy moje, jeśli potrafią usłyszeć Twój głos. Wielbię Cię za ten dar Twojej bliskości.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

Medytacja ślepca

ks. Bogusław Zeman SSP

Ja, Szaweł, umarłem.
Moje życie leży na ziemi
pod Damaszkiem.
Pozostały po nim tylko gruzy,
bezwartościowe śmieci…
Kim jestem ja,
ślepiec prowadzony do miasta za rękę?
Bezsilny, bezradny, sam sobie niewystarczający,
potykający się na prostej drodze…
Kilkudziesięcioletnie niemowlę.
Potrzebuję pomocy, choć sądziłem,
że jestem silny.
Ślepy, słaby Szaweł – oto nowy Szaweł.
Dotąd to ja wiedziałem, przewodziłem, rozkazywałem, mówiłem…
Ale teraz cała moja pewność, siła, władza… leżą tam,
pod Damaszkiem.
Stos pomyłek,
zgliszcza własnych pomysłów,
ruiny wyobrażeń o Bogu…
Ocalała tylko dobra wola…

Teraz uczę się słuchać, uczę się posłuszeństwa,
uczę się ufać.
Ślepiec, który nie widzi drogi,
musi zaufać,
musi dać się prowadzić.
Uczę się
być prowadzonym.

Pan mówi, że w Damaszku powiedzą mi, co dalej.
Tajemniczy Jezus…
Nie mówi od razu wszystkiego.
Nie wyjawia którędy, z kim, kiedy, jak…
Nie marnuje światła.
Zapala je wtedy, gdy trzeba.
Światło na jeden krok,
a potem nowe światło na kolejny,
i na kolejny…
Trzeba ufać i iść.

Pan mówi: „Wstań i idź. Tam ci powiedzą, co dalej”.
Więc idę, trzymając się mocno nadziei,
że nawet ja, Szaweł, będę miał swoje jutro.
Teraz moimi oczami
jest nadzieja
i zaufanie do widzących.
Powiedzą mi – a więc będą jacyś „oni”,
nie zostanę sam.
Powiedzą mi – czyli wiedzą więcej niż ja;
„oni” znają tę drogę!
Powiedzą mi – czy przyjmą mnie jak swego?
Dobrze, że są
widzący wyraźniej,
znający lepiej,
wierzący mocniej,
kochający prawdziwiej…

Czy stanę się jednym z nich?
Bratem?

http://www.paulus.org.pl/display,177.html

 

Wystarczy ci łaski

ks. Bogusław Zeman SSP

Opowiadał Ananiasz,
co usłyszał o mnie od Pana:
„Wiele będzie musiał wycierpieć
z powodu mojego imienia”.
Nic więc dziwnego,
że dla świata, aniołów i ludzi
jestem widowiskiem,
śmieciem, odrazą…
To Jezusowa droga;
droga, która nie skończyła się na Golgocie,
ale biegnie dalej
przez życiorysy apostołów i męczenników,
przez dzieje ochrzczonych w Jego imię,
przez losy tych, którzy wierzą
i którzy chcą być wierni,
którzy cierpią.
Sługa nie jest większy od swojego pana.

Życie apostoła to Eucharystia:
dziękczynienie i ofiara;
chleb pszeniczny z ziaren zmiażdżonych,
wypiekany w ogniu cierpienia.
Życie wierzącego to czas i miejsce,
gdzie się spełnia męka Jezusa.
On cierpi
przez cierpiących, z cierpiącymi i w cierpiących.
A kto z Nim cierpi i umiera,
z Nim też żyje i króluje,
z Nim zmartwychwstaje i zwycięża,
z Nim doznaje chwały.

Dlatego cieszę się z moich udręk,
chlubię się tym, że jestem więziony,
chłostany, biczowany, kamienowany;
trzykrotnie byłem rozbitkiem na morskich głębinach,
w ciągłym niebezpieczeństwie na lądzie i morzu,
zagrożony nienawiścią rodaków i niechęcią pogan,
doświadczany przez obcych i przez fałszywych braci,
często głodny, spragniony, zziębnięty…
Wiem, co to groza śmierci,
i wiem, że poznałem ją, by nie polegać na sobie,
ale na Bogu, który wskrzesza umarłych.
Cieszę się, bo przez to wszystko
jestem bardziej podobny do Jezusa
i Ewangelia jaśnieje pełniejszym blaskiem…
Nie dzięki mojej sile,
ale dzięki mocy Boga.

Jestem słabym człowiekiem,
grzesznikiem, który wie, co jest dobre,
ale do zła wyciąga ręce.
I choć nie chce grzechu,
wciąż go popełnia.
Cieszy mnie prawo Boże,
ale inne prawo zagarnia mnie w niewolę grzechu.
Któż mnie wyzwoli?
Bogu dzięki za Jezusa Chrystusa,
On jest Panem, który przywraca mi wolność,
On jest Prawdą, która kruszy kajdany.

Chlubę przynosi mi ogrom objawień,
bo Bóg odsłonił mi nieco siebie
i porwał do trzeciego nieba.
Ale również noszę w sobie oścień,
zawór bezpieczeństwa,
który nie pozwala pysze
rozerwać mnie na strzępy.
Bolesna to obecność,
upokarzająca…
Raz po raz słabość bije mnie po twarzy
i słyszę diabelski chichot.
Dlatego trzykrotnie prosiłem Pana,
aby odszedł ode mnie
i zabrał tę słabość,
której sam nie mam siły dźwigać.
Ale On mi powiedział:
„Nie zabiorę ci słabości.
Dam ci moc większą od niej,
moją moc.
Z nią dojdziesz do końca,
uniesiesz słabość, by ona ciebie nie niosła,
zwyciężysz.
Wystarczy ci mojej łaski,
ona słabego czyni mocnym”.

Kolejny paradoks w mym życiu:
gdy jestem słaby, wtedy jestem mocny;
gdy doświadczam własnej nędzy,
w pogotowiu już czeka moc Boga.
A gdy popełnię grzech, obficiej jeszcze rozlewa się łaska,
abym nie zwątpił, ale miał siły wrócić.
Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia.

I tak, gdy słabość ze mnie szydzi
i własna nędza mnie przekreśla,
gdy grzech naigrawa się, że już nie dam rady powstać,
Pan nie przestaje szeptać mi do serca:
„Nie bój się.
Wystarczy ci mojej łaski.
Wystarczy ci łaski”.

http://www.paulus.org.pl/display,180.html

 

 

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

24 lipca
Święta Kinga, dziewica

Święta Kinga Kinga (Kunegunda) urodziła się w 1234 r. jako trzecia z kolei córka Beli IV, króla węgierskiego z dynastii Arpadów, i jego żony Marii, córki cesarza bizantyjskiego Teodora I Laskarisa. Miała dwóch braci i pięć sióstr, wśród nich były św. Małgorzata Węgierska oraz bł. Jolenta. Św. Elżbieta z Turyngii była jej ciotką.
O latach młodości Kingi nie wiemy nic poza tym, że do piątego roku życia przebywała na dworze królewskim prawdopodobnie w Ostrzychomiu. Możemy przypuszczać, że otrzymała głębokie wychowanie religijne i pełne jak na owe czasy wykształcenie.
W Wojniczu małoletnia jeszcze Kinga spotkała się z Bolesławem Wstydliwym; tam też doszło do zawarcia umowy małżeńskiej. Ze względu na małoletność obydwojga były to zrękowiny, po których w kilka lat później miał nastąpić akt właściwych zaślubin.
Pierwsze swoje lata Kinga spędziła w Sandomierzu pod opieką Grzymisławy i pedagoga Mikuły, wraz ze swoim przyszłym mężem Bolesławem. Były to czasy najazdów Tatarów. Wieści o ich barbarzyńskich mordach dochodziły do Polski coraz bliżej. Na wiadomość o zdobyciu Lublina i Zawichostu Bolesław z Kingą i Grzymisławą opuścili Sandomierz i udali się do Krakowa. Po klęsce wojsk polskich pod Chmielnikiem koło Szydłowa (18 marca 1241 r.) uciekli na Węgry w nadziei, że tam będzie bezpieczniej. Jednak i tu nie znaleźli spokoju. Wojska węgierskie poniosły klęskę nad rzeką Sajo (11 kwietnia 1241 r.). Dlatego Kinga uciekła z Bolesławem na Morawy, gdzie zapewne zatrzymali się w Welehradzie w tamtejszym konwencie cystersów. Wódz tatarski Batu-chan stanął w Krakowie w Niedzielę Palmową, 24 marca; stąd Tatarzy ruszyli na Śląsk.
Po bitwie pod Legnicą w 1241 r. Tatarzy wycofali się z Polski. Po bohaterskiej śmierci Henryka Pobożnego w bitwie z Tatarami rozgorzała walka o jego dziedzictwo śląskie i krakowskie. Dopiero po pokonaniu Konrada Mazowieckiego młodzi książęta mogli wrócić do Krakowa (1243). Ponieważ zamek w Krakowie, jak też w Sandomierzu, Tatarzy zupełnie zniszczyli, tak że się nie nadawał do zamieszkania, Bolesław i Kinga pozostali w Nowym Korczynie. Tu właśnie Kinga nakłoniła swego przyszłego męża do zachowania dozgonnej czystości, którą ślubowali oboje na ręce biskupa krakowskiego Prandoty. Dlatego historia nadała Bolesławowi przydomek “Wstydliwy”. W tej formie czystości małżeńskiej Kinga spędziła z Bolesławem 40 lat. Wtedy także zapewne Kinga wstąpiła do III Zakonu św. Franciszka. Zaślubiny odbyły się na zamku krakowskim około roku 1247, bowiem wtedy Bolesław był władcą księstwa krakowsko-sandomierskiego. W posagu od ojca Kinga otrzymała 40 000 grzywien srebra, co Szajnocha przeliczył na około 3,5 miliona złotych. Była to ogromna suma.
Kinga w tym czasie zapewne kilka razy odwiedzała rodzinne Węgry. Sprowadziła stamtąd do Polski górników, którzy dokonali pierwszego odkrycia złoży soli w Bochni (1251). Stąd powstała piękna legenda o cudownym odkryciu soli. Aby dopomóc w odbudowaniu zniszczonego przez Tatarów kraju, Kinga ofiarowała Bolesławowi część swojego posagu; Bolesław za to przywilejem z 2 marca 1252 r. oddał jej w wieczyste posiadanie ziemię sądecką. Kinga pomagała Bolesławowi w rządach nad obu księstwami (krakowskim i sandomierskim). Wskazuje na to spora liczba wystawionych przez obu małżonków dokumentów. Hojnie wspierała katedrę krakowską, klasztory benedyktyńskie, cysterskie i franciszkańskie. Ufundowała kościoły w Nowym Korczynie i w Bochni, a zapewne również w Jazowsku i w Łęcku. Do Krakowa sprowadziła z Pragi Kanoników Regularnych od Pokuty i wystawiła im kościół św. Marka. Do Krzyżanowic nad Nidą sprowadzono norbertanki, gdzie im wystawiono kościół i klasztor. W Łukowie książę Bolesław osadził templariuszy. Swojej siostrze, bł. Salomei, Bolesław pozwolił i dopomógł wznieść w Zawichoście kościół, klasztor i szpital. Kinga w sposób istotny przyczyniła się do przeprowadzenia kanonizacji św. Stanisława ze Szczepanowa (1253). To ona miała wysłać do Rzymu poselstwo w tej sprawie i pokryć koszty związane z tą misją.
7 grudnia 1279 r. umarł w Krakowie książę Bolesław Wstydliwy. Długosz wspomina, że biskup krakowski Paweł i niektórzy z panów zaofiarowali Kindze rządy. Kiedy Kinga poczuła się wolna, postanowiła zrezygnować z władzy i oddać się wyłącznie sprawie zbawienia własnej duszy. Upatrzyła sobie klaryski jako zakon dla siebie najodpowiedniejszy. Znała go dobrze, bo już w roku 1245 przyjęła welon i habit klaryski jej ciotka, bł. Salomea, która w tym czasie założyła w Zawichoście pierwszy ich klasztor, w roku 1259 przeniesiony do Skały. Sprawa założenia przez Kingę klasztoru klarysek w Starym Sączu komplikowała się, bo nowy władca Krakowa, Leszek Czarny, nie chciał zgodzić się na tę fundację i odkładał decyzję w obawie, aby nie utracić ziemi sądeckiej, którą Kinga chciała ofiarować klasztorowi na jego utrzymanie. Po czterech latach, w 1284 r., ostatecznie doszło do zgody. Kinga wstąpiła do tego klasztoru już wcześniej (1279), zaraz po śmierci męża. Prawdopodobnie nie zajmowała w klasztorze żadnych urzędów. Jej staraniem była budowa i troska o jego byt materialny. Welon zakonny otrzymała z rąk biskupa Pawła. Jednak śluby zakonne złożyła dopiero, jak to wynika ze szczęśliwie zachowanego dokumentu, 24 kwietnia 1289 roku. Spędziła w Starym Sączu 12 lat, poddając się we wszystkim surowej regule, zatwierdzonej przez Urbana IV w roku 1263.

Święta Kinga - obraz kanonizacyjny Zmarła 24 lipca 1292 r. w Starym Sączu. Beatyfikacja Kingi nastąpiła dopiero za pontyfikatu papieża Aleksandra VIII. Dokonano jej po długim procesie kanonicznym dnia 10 czerwca 1690 r. Dekrety, wydane przez papieża Urbana VIII (1623-1644), zalecały w sprawach beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych jak najdalej posuniętą ostrożność i surowość. Kult świątobliwej księżnej trwał jednak od wieków. Sam fakt porzucenia świata i jej wstąpienia do najsurowszego zakonu żeńskiego był dowodem heroicznej świętości Kingi. Pamięć dzieł miłosierdzia chrześcijańskiego, jak również instytucji pobożnych, których była fundatorką, były bodźcem do oddawania jej kultu. Była powszechnie czczona przez okoliczny lud jako jego szczególna patronka. Do jej grobu napływali nieustannie pielgrzymi. Liczne łaski, otrzymane za jej wstawiennictwem, rozsławiały jej imię. Kult bł. Kingi znacznie wzrósł po jej beatyfikacji. Benedykt XIII przyznał jej tytuł patronki Polski i Litwy (31 sierpnia 1715 r.). Jest także patroną diecezji tarnowskiej.
Kanonizacji Kingi dokonał św. Jan Paweł II w Starym Sączu dnia 16 czerwca 1999 r., podczas swojej przedostatniej pielgrzymki do Polski. Mówił wtedy między innymi: “Mury starosądeckiego klasztoru, któremu początek dała św. Kinga i w którym dokonała swego życia, zdają się dziś dawać świadectwo o tym, jak bardzo ceniła czystość i dziewictwo, słusznie upatrując w tym stanie niezwykły dar, dzięki któremu człowiek w sposób szczególny doświadcza własnej wolności. Tę zaś wewnętrzną wolność może uczynić miejscem spotkania z Chrystusem i z człowiekiem na drogach świętości. U stóp tego klasztoru, wraz ze św. Kingą proszę szczególnie was, ludzie młodzi: brońcie tej swojej wewnętrznej wolności! Niech fałszywy wstyd nie odwodzi was od pielęgnowania czystości! A młodzieńcy i dziewczęta, których Chrystus wzywa do zachowania dziewictwa na całe życie, niech wiedzą, że jest to uprzywilejowany stan, przez który najwyraźniej przejawia się działanie mocy Ducha Świętego”.

W ikonografii przedstawiana jest w stroju klaryski lub księżnej, w ręku trzyma makietę klasztoru ze Starego Sącza, czasami bryłę soli, bywa w niej pierścień.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-24a.php3

Legenda o Św. Kindze – Zamek Pieniny

Kunegunda – Kinga, była córką króla węgierskiego Beli IV i Marii, cesarzowej bizantyjskiej”, zwanej dlatego Greczynką. Urodzona w r. 1234, jako kilkuletnia dziewczynka została poślubiona Bolesławowi Wstydliwemu, księciu krakowskiemu i sandomierskiemu. Przechowywany w starosądeckim klasztorze klarysek żywot bł. Kingi (Vita Beate Cunegundae Regni Poloniae) Jana Długosza, oparty na nie istniejącym już wcześniejszym autografie, ukazuje postać księżny jako predestynowanej od dziecka do roli jednej z kilku świętych niewiast polskich domów panujących XIII stulecia Szwagierką Kingi była bł. Salomea, siostra Bolesława Wstydliwego, a żona księcia halickiego Kolomana, brata Beli IV. Przykład pobożnej Salomei, która sprowadziła do Polski klaryski (tzw. II Zakon św. Franciszka z Asyżu), osadziła je w klasztorze w Skle na wierzchowinie jurajskiej i sama po śmierci męża przyoblekła habit zakonny, silnie oddziaływał na Kingę. Podobno miłość księcia  Bolesława do przyszłej żony wzbudziło w cudowny sposób jej uderzające podobieństwo do ukochanej siostry. Kinga, wychowana w kulcie czystości i dziewictwa, miała poprosić męża po ślubie, aby żyli ze sobą jak brat z siostrą. Tradycja przypisuje Kindze dokonanie wielu cudów. Najbardziej chyba znana jest legenda o tym, jak sól “przywędrowała” za Kingą do Polski, a księżniczka znalazła w bryle wielickiej soli swój pierścień, wrzucony do żupy solnej na Węgrzech.

 

Powiadano też, że świątobliwa księżna wyprosiła u Boga zwycięstwo polskich rycerzy nad Tatarami, gdy ci napadli na nasz kraj w  1241 roku. W rzeczywistości najazd przyniósł nam pogrom i klęskę, lecz prawdą jest, że wiano małżeńskie Kingi posłużyło do umocnienia obronności księstwa na przyszłość. Bolesław w dowód wdzięczności zapisał żonie przywilejem z 1252 roku w wieczyste posiadanie całą prawie ziemię sądecką. Po śmierci męża w 1279 roku Kinga sprowadziła ze Skały do Sącza klaryski i ufundowała w r. 1280 klasztor, w którym była ksienią aż do swej śmierci w r. 1292. Jak podaje ks. Skarga, w klasztorze “służyła pokornie wszystkim siostrom, tygodnia swego pilnując i naczynia umywając, sierot wiele opatrywała, ubogim pogrzeby sprawowała i matką wszystkim utrapionym była”. Razem z klaryskami przybyli do Starego Sącza franciszkanie, których osadzono w nie istniejącym już dziś klasztorze (na tym miejscu stoi budynek magistratu; klasztor franciszkanów uległ, jak i na pewien czas konwent klarysek, kasacie józefińskiej w 1782 roku). Legenda głosi, że Kinga została przez mnichów pomówiona o romans ze spowiednikiem Boguchwałem, a następnie cudownym sposobem oczyszczona z potwarzy. Ten, umierając, wyznać miał tajemnicę życia starosądeckiej ksieni, że będąc małżonką i wdową, pozostała panną. Na ziemi sądeckiej spotykamy wiele opowieści o błogosławionej Kindze. Przewija się w nich także wiele obcych, obiegowych wątków średniowiecznej hagiografii, W tym niektóre znane z apokryfów o Matce Boskiej. Wiek XIII  “stulecie polskich świętych” cechował bowiem rozkwit życia zakonnego i ascezy, a w tym zakresie przejmowano wzory uniwersalne. Są te motywy jednak tak zgrabnie połączone z realiami topograficznymi i. przyrodniczymi Sądecczyzny, że nie pominiemy ich w naszej wędrówce legendowym szlakiem.

 

Święta Kinga, mieszkając z klaryskami w Sączu, chodziła często pieszo przez Obidzę do Pienin. Idąc podpierała się kijem, a na śladach kija wyrosły potem lipy odpoczywała na kamieniach przydrożnych, które odtąd nazywano tronami świętej Kingi. Gdy pewnego razu jastrząb gonił mysikrólika, księżna nakryła maleństwo płaszczem, dlatego ptaszki głoszą wieczne dziękczynienie dla Św. Kingi. Na nagich skałach pienińskich rozkwita do dziś “ogródek ŚW. Kingi”  zioła wyrosłe na grudkach ziemi, które dla dobrej księżnej znosiły ptaszki w dziobkach i zatykały w skalne szczeliny. Wszystkie wsie i lasy gorczańskie i pienińskie należały podówczas do księżnej ze Starego Miasta (tak nazywano Stary Sącz). Granica szła przez Słopnice w ten sposób, że Słopnice Królewskie należały do Św. Kingi, a Szlacheckie  do Krakowa. Potem granica szła wierchem, ale że nie była pewna od zachodu, to jedni, to drudzy gnali do siebie, przez granicę cudze owce. Raz poszli do księżnej i proszą, żeby im powiedziała, gdzie jest granica. Św. Kinga kazała im się nieść w krześle w góry. Skoro ją przynieśli, jakiś czarownik sprawił, że gęsta mgła obległa. Wtedy Św. Kinga powiedziała, że granicą będzie woda. Od tego czasu granicą wsi są rzeki.

 

W Jazowsku podobno Św. Kinga przeprawiała się przez Dunajec, gdy w 1287 roku – tradycja powtarza tę datę za Długoszem, uciekała wraz z dwiema siostrami, Jolantą i Konstancją, oraz siedemdziesięcioma zakonnicami przed napaścią tatarską. Początkowo Św. Kinga ze Starego Sącza udała się na Spisz, gdzie znalazła schronienie w klasztorze kartuzów na Górze Hledońskiej. Gdy Tatarzy zapędzali się coraz dalej, uciekła wraz z zakonnicami w Pieniny do górskiego zamku. Gdy przeprawiała się przez Dunajec w Jazowsku, ścigali ją już, Tatarzy, chciwi bogatych łupów ze starosądeckiego klasztoru, skąd zakonnice zabrały co cenniejsze przedmioty. Poddani klasztorni, którzy mieli dostarczyć podwody, słysząc okrzyki tłuszczy tatarskiej, w pośpiechu opuścili uciekające panie, które musiały po śniegu i błocie pieszo przeprawiać się do Pienin. Jak opowiadają pienińscy górale, Św. Kinga w Krościenku “…pytała o pomoc, ale ci miescanie nie fcieli jej dać pomocy. Tak ona powiedziała, że nie bedom krościeńcanie nigdy już miescanami i w biławiźnie chodzić, jacy w gaciach płóciankaf.  Gatkowie bedziecie!  rzekła. I posła het:”

 

Kinga biegła, płacząc i boso, dla strasznej onych skał spadzistości, gdzie noga ciągle się ślizga. Więc sobie poraniła nóżki, ścieżkę znacząc krwią i łzami. A kędy padała łza, wyrósł goździk biały, a kędy kropla krwi czerwony, a u stóp Pienin zaraz na brzegu Dunajca wysiadłszy, gdy stąpiła, na wielki kamień, opoka twarda zmiękła i pozostał ślad stopy jej wyraźnie wyciśnięty, a spod kamienia, na którym gorzko, zapłakała, wytrysło źródełko słonawej wody.  Inni bają, że przekląwszy krościeńcan, żaliła Się na niewdzięczność ludzką, a skargi swe pisała palcem na kamieniu. Kamień do dziś nosi ślady jej pisanych żalów. A ludzie, żałując swej złości, postawili tam kapliczkę.

 

Święta Kinga, uciekająca, ledwie żywa, nie wiedziała już do kogo zwrócić się o pomoc. Niedaleko Krościenka nad Dunajcem, siał właśnie góral pszenicę pod zimę. Wtem posłyszał hałas  spojrzy, a tu bieży tłum niewiast w czarnych szatach, poprzedza je ksiądz niosąc Krzyż Pański. Gdy podskoczył ku nim, wysunęła się jedna z niewiast i rzekła:  Dobry wieczór wam człowiecze! A cóż tak późno robicie? – słonko już zaszło, a on jeszcze nie skończył swej roboty. –  Sieję, odrzek góral. – Szczęść ci Boże, odparła. – Ale jeśliś poczciwy człowiek, tedy zrobisz, coć powiem. Jutro będzie gonił za nami srogi nieprzyjaciel, pytać będzie, czyśmy tędy szły. Ty zaś odpowiedz, żeśmy właśnie szły, kiedyś siał pszenicę. – Dobrze  – rzekł góral – a Kras się zywał, ale nim się zdołał pokłonić, już jej nie było. Nazajutrz o świcie idzie na pole, a tu cud, bo gdzie wczoraj siał, bujają pszeniczne kłosy. Doleciał go tętent: spojrzy a tu ćma Tatarów. Jeden przypada doń i pyta:  Powiedz człeku, czy nie widziałeś tu wczoraj pani Kingi? – Widziałem –  odparł  szła tędy z siostrami, a właśniem siał pszenicę. Patrzy Tatar, a tu pszenica dojrzała…  i tak z tego wyszło, że albo Kinga była tu łońskiego roku, albo chłop kłamał. Tatarska pogoń zawróciła, a cudowne pole odtąd, nazywa się Kras.

 

Gdy św. Kinga posłyszała wroga, pędzącego za nią, rzuciła poza siebie grzebień, a lasy gęste i wysokie wyrosły z ziemi i zasłoniły ją swym wieńcem. Biegła, aż znowu wrogowie zaczęli ją dopędzać. Wtedy rzuciła Za siebie perłowy różaniec, a białe skały Pieniny wyrosły z ziemi, zasłaniając ją. Znowu Tatarzy za nią. Rzuca więc zwierciadełko, które się rozprysło, zamieniając się w wodę. Kinga ucieka Pieninami, a woda idzie za nią  wreszcie Dunajec przegryzł się przez pienińskie skały. Tak dotarła Św. Kinga do zamku w Pieninach.

 

Tatarzy wytropili zamek i poczęli szturmować go od strony Pieninek. Zakonnice z trwogą posłyszały, że bój się zbliża. Kiedy ujrzały na skałach ćmę tatarską i strzały stamtąd lecące, schroniły się do kaplicy zamkowej. Jedynie Św. Kinga nie zatrwożyła się. Padła na kolana błagając Boga o litość. I została wysłuchana. Za kilka chwil spadła gęsta czarna mgła, osłaniając zamek i oblężonych. Tatarzy widząc, że samo niebo osłania ich ofiarę zawyli dziko i wypuścili strzały, ale te przenosząc się we mgle ponad zameczkiem, raziły wojowników stojących po drugiej stronie. A tu pioruny biją, a ulewą wezbrany Dunajec rozrywa wątłą zaporę – pieniński kamień ciężkim rumorem skalnym zawala doliny pokryte tatarską czernią. Co z tego nie zginęło w Pieninach, to poległo pod Starym Sączem, gdzie dzielny rycerz Gerży Szowarski z towarzyszącymi mu Węgrzynami, wysłany przez brata Św. Kingi a króla węgierskiego Władysława na pomoc Leszkowi Czarnemu, zastąpił Tatarom drogę od strony Rytra i tak ich wytłukł, że Porad krwią się zabarwił.

 

Ks. Skarga podaje w żywocie bł. Kingi że Tatarzy długo oblegali zameczek “Pieniany” ale za sprawą boską “żadnej szkody i w budowaniu nie uczynili. Tam w oblężeniu Kinga, gdy jej winą, nie stało, które z wodą pijała, nic innego pić nie mogąc, dwaj młodzieńcy dwie flasze wina przynieśli do zamku, których wnet znaleźć i widzieć nie można było. Be wątpienia aniołowie byli”.

 

Inna legenda mówi, że Kinga nie potrzebowała wędrować trudną granią Pienin, by dotrzeć do zamku. W Trzech Koronach były bowiem pieczary długie na 300 stóp, należące do zamku i stanowiące część podziemnego przechodu. Do tych przejść wystarczyło dojść Kindze, by mogła czuć się bezpiecznie. Czy zamek pieniński wzniesiono rzeczywiście dla bł. Kingi? Czy stał się on jej schronieniem przed Tatarami? Na te pytania częściowo odpowiedziały badania wykopaliskowe, prowadzone przez Instytut Archeologii UJ z ramienia władz nowosądeckich w 1976 roku (ich wyniki ogłosiła w 1978 roku doc. M. Cabalska). Uzyskane obserwacje pozwoliły na nową, hipotetyczną rekonstrukcję zamku. Przy jego budowie wykorzystano naturalny układ grani skalnych, uzupełniając stromizny murem zaporowym. Skały stanowiły naturalną ścianę 2,5 m wysokości dodatkowo wykuto w nich wpłaszczenia umożliwiające wejście do dolnej kondygnacji umocnień bramy zachodniej. Do zamku jeszcze do niedawna dostawano się od strony wschodniej  z doliny Jaworowej, czyli z dna doliny Pienińskiego Potoku. W stromiźnie soku wykuto kilka półek, które ułatwiały mieszkańcom wejście do warowni; na wysokości 750 m znajdowała się brama wschodnia z wieżą obronną (od zachodu wchodziło się szczeliną między granią a murem). Między obu bramami wzniesiono mur tarczowy, którego zachowały się resztki przylegających doń podpiwniczeń budynków mieszkalnych oraz wielkiej czworokątnej cysterny. Wewnętrzną przestrzeń fortecy zorganizowano przy pomocy półek wciętych w skałę, umożliwiających posadowienie budynków.

 

Zamek Pieniny był więc znakomicie zamaskowany zarazem mógł pomieścić liczną załogę. Ukryty w skałach, wzniesiony z miejscowego kamienia, gubi się wśród skał i tylko wtajemniczeni mogą znaleźć prowadzącą doń drogę. Wyjście zachodnie otwierało drogę do Krościenka i w dolinę Dunajca zatem na ważny trakt handlowy. U ujścia zaś Pienińskiego Potoku przełom jest wąski i a połączenie przez przełęcz Przechodki z Potokiem Leśnickim, a dalej wyjście na węgierską stronę, co umożliwiało załodze penetrację tego odcinka granicy. Jako typ zamku refugium nie ma zameczek pieniński żadnych analogii w Polsce. Materiał wykopaliskowy nie potwierdza jednak wieku podanego przez legendy  zameczek pochodzi z XV stulecia. Najprawdopodobniej forteca ta wiąże się nie z najazdami Tatarów, lecz z wojnami Polski z Maciejem Korwinem, królem Węgier. W XV wieku silna zaciężna “czarna armia” Korwina budowała w trzy tygodnie podobne schronienia będące ważnymi punktami strategicznymi. Zamek pieniński mógł być zatem najprawdopodobniej węgierską fortecą wypadową i zarazem strażnicą graniczną w wojnie z Polską.

http://www.pieniny.com/pl/io298/legenda-o-sw-kindze-zamek-pieniny

Św. Kinga do rządzących: “Więcej ofiary i dyspozycyjności”

autor: Michał Bondyra

 

 

Z biskupem Wiktorem Skworcem, ordynariuszem tarnowskim, rozmawia Michał Bondyra

 

Św. Kinga, węgierska księżna, której wspomnienie obchodziliśmy jakiś czas temu, to jak przed 10 laty powiedział Jan Paweł II przykład świętości jednej z chrześcijanek, która „w zwyczajnych warunkach życia rodzinnego i zawodowego podejmuje swoje codzienne obowiązki”…

– Świętość wiernych świeckich, w zwyczajnych warunkach życia, polega na naśladowaniu Chrystusa, który stał się jednym z nas, członkiem ludzkiej rodziny i społeczności narodowej. Będąc człowiekiem, synem, „obywatelem” uświęcił sposób życia w świecie, przemieniając go od wewnątrz, właśnie przez wierne wypełnianie codziennych obowiązków domowych, przez pracę… Chrystus dał przykład, że być w świecie oznacza wyzwalać go spod panowania grzechu i dźwigać ku Bogu.

Św. Kinga, poznając „świecki” charakter życia Chrystusa, życia w świecie, rodzinie, społeczeństwie, mogła Go naśladować w tym, co zwyczajne, codzienne, w wypełnianiu obowiązków związanych z jej pozycją i powołaniem. Miała na kim się oprzeć.

Poza tym, co jest bardzo ważne, Kinga pochodziła z rodu Arpadów, który wydał wielu świętych i błogosławionych, m.in.: św. Stefana, głównego patrona Węgier, jego syna – św. Emeryka, ale i św. Władysławę, św. Elżbietę Turyńską, św. Jadwigę Śląską, św. Agnieszkę z Pragi i wreszcie siostry Kingi — św. Małgorzatę i bł. Jolantę. Jest oczywiste, że te przykłady świętego życia krewnych oddziaływały na Kingę i zachęcały ją do pójścia podobną drogą.

Wzorów dla swego bytowania w świecie poszukiwała też w Polsce – przykładem jest tu staranie Kingi o kanonizację krakowskiego biskupa męczennika Stanisława ze Szczepanowa. Poza tym żyła w czasach bogatych w świętych. Patrząc na nich, musiała dostrzec, że świętość nie jest przypisana tylko jednemu stylowi życia. Każdy może stać się świętym.

 

Kinga, jako żona Bolesława Wstydliwego, stała się wzorem służby publicznej względem nowej ojczyzny Polski i swoich poddanych. W czym powinni ją naśladować rządzący naszym krajem, na co zwracać szczególną uwagę?

– Przede wszystkim na to, że władza nie jest panowaniem, lecz służbą. W życiu krakowskiej Księżnej znalazły wyraz słowa Chrystusa, który powiedział: „Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, ale by służyć”. Naśladować św. Kingę w sprawowaniu władzy oznacza postrzegać ją jako pracę na rzecz drugiego i całej wspólnoty, jako pracę na rzecz dobra wspólnego. Chodzi tu nie tylko o pomnażanie bogactw materialnych, zapewniających dobrobyt obywatelom – Kinga czyniła to m.in. oddając swój posag na rzecz podniesienia kraju z ruiny po najazdach tatarskich; z jej imieniem związane są przecież żupy solne w Wieliczce i Bochni. Nie zapominała o tych, którzy w społeczeństwie odsunięci byli na margines, o ubogich i chorych, o sierotach i wdowach. Kinga starała się rozwijać też dobra duchowe, tworzące kulturę opartą na chrześcijańskich, więc głęboko ludzkich, wartościach. Sprawowanie władzy, jeśli ma być naśladowaniem św. Kingi, musi być służbą całemu człowiekowi i każdemu człowiekowi.

Jest jeszcze jeden, interesujący rys życia i publicznej służby św. Kingi – jej rezygnacja z naturalnego macierzyństwa. Z pewnością ta ofiara była podjęta z motywów religijnych, niemniej jednak miała wpływ na sprawowanie władzy – czyniła Kingę całkowicie dyspozycyjną wobec społeczności, która nazywała ją „lekarką”, „pocieszycielką”, „żywicielką” czy „świętą matką”. Rządzącym św. Kinga zdaje się mówić: „Więcej ofiary, więcej dyspozycyjności!”.

 

Święta była bardzo religijna. Jednym z przejawów jej pobożności były śluby czystości, które złożyła. Czy w świecie epatującym pornografią szczególnie młodzi mogą czerpać z jej postawy?

– Dla młodych świadectwo Kingi może być niezrozumiałe, ale jeśli bliżej poznaliby motywy, które doprowadziły Świętą do złożenia ślubu czystości w małżeństwie, a później w życiu zakonnym, przekonaliby się, że celem jej życia było osiągnięcie duchowej, wewnętrznej wolności, by służyć bliźnim i Bogu.

Życie w czystości niesie wolność. Brak czystości – zniewolenie, uprzedmiotowienie siebie i drugiego człowieka. Czy młodzi ludzie nie pragną wolności rozumianej nie jako samowola, lecz jako panowanie nad sobą? Święta Kinga może im pomóc zrozumieć, czemu czystość ma służyć i co jest jej owocem.

 

 

 


Bp Wiktor Skworc ur. się w 1948 r. w Rudzie Śląskiej – Bielszowicach. Święcenia kapłańskie przyjął w 1973 r. W tymże roku ukończył też studia filozoficzno-teologiczne w Wyższym Śląskim Seminarium Duchownym w Krakowie. W 1979 r. uzyskał licencjat z teologii na ATK w Warszawie, gdzie 16 lat później zyskał tytuł doktora nauk humanistycznych. W latach 1975-80 był sekretarzem i kapelanem biskupa katowickiego H. Bednorza. W katowickiej kurii pełnił funkcje kanclerza, wikariusza generalnego i ekonoma. W 1997 r. Jan Paweł II mianował go biskupem tarnowskim. Sakrę biskupią przyjął z rąk papieża 6 stycznia 1998 r. w Bazylice św. Piotra na Watykanie. Jako biskup tarnowski został przewodniczącym Rady Ekonomicznej KEP, przewodniczącym Komisji Misyjnej KEP i delegatem KEP ds. działalności w Polsce „Kirche in Not”. Benedykt XVI mianował go członkiem Kongregacji ds. Ewangelizacji Narodów. W 2007 r. został przewodniczącym Zespołu ds. Kontaktów z Konferencją Episkopatu Niemiec.

http://www.przewodnik-katolicki.pl/nr/wiara_i_kosciol/__sw_kinga.html

Homilia podczas Mszy Św. i kanonizacji bł. Kingi (Stary Sącz)

Jan Paweł II

Pielgrzymka do Ojczyzny 1999

 

Homilia podczas Mszy Św. i kanonizacji bł. Kingi (Stary Sącz)

Stary Sącz, 16 czerwca 1999

 

1. “Święci nie przemijają. Święci żyją świętymi i pragną świętości”.

Umiłowani Bracia i Siostry!

Prawie dokładnie trzydzieści trzy lata temu wypowiedziałem te słowa w Starym Sączu, podczas uroczystości milenijnych. Wypowiedziałem je nawiązując do szczególnej okoliczności. Oto, mimo niepogody, przybyli do tego miasta mieszkańcy ziemi sądeckiej i okolic i całe to wielkie zgromadzenie Ludu Bożego pod przewodnictwem Księdza Prymasa Stefana Wyszyńskiego i biskupa tarnowskiego Jerzego Ablewicza prosiło Boga o kanonizację bł. Kingi. Jakże więc nie powtórzyć tych słów w dniu, w którym z Bożej Opatrzności dane mi jest dopełnić tej kanonizacji, tak jak dane mi było przed dwoma laty ogłosić świętą Jadwigę Królową, Panią Wawelską. Jedna i druga przybyły do nas z Węgier, weszły w nasze dzieje i pozostały w pamięci narodu. Tak jak Jadwiga, tak i Kinga oparła się przemijaniu. Minęły stulecia, a blask jej świętości nie tylko nie przygasa, ale wciąż rozpala kolejne pokolenia. Nie uszła z ich pamięci ta królewna węgierska, księżna małopolska, fundatorka i mniszka sądeckiego klasztoru. A dzisiejszy dzień jej kanonizacji jest tego najwspanialszym dowodem. Niech będzie Bóg uwielbiony w swoich świętych!

2. Zanim wejdziemy w duchu na drogi świętości księżnej Kingi, aby dziękować Bogu za to dzieło Jego łaski, pragnę pozdrowić wszystkich tu zgromadzonych i cały Kościół na pięknej ziemi tarnowskiej wraz z biskupem Wiktorem i biskupami pomocniczymi Józefem, Władysławem i Janem oraz drogim biskupem seniorem Piotrem. Witam biskupów węgierskich z Prymasem, kard. László Paskaiem, jak również prezydenta Węgier pana Arpada Göncza i towarzyszące mu osoby. Pozdrawiam pana premiera Słowacji Mikulaša Dziurindę. Słowa pozdrowienia kieruję również do premiera Jerzego Buzka. Pozdrawiam wszystkich kapłanów, zakonników i siostry zakonne, a w szczególny sposób siostry klaryski. Słowo serdecznego pozdrowienia kieruję do naszych gospodarzy – mieszkańców Starego Sącza. Wiem, że Stary Sącz słynie ze swego przywiązania do św. Kingi. Całe wasze miasto zdaje się być jej sanktuarium. Pozdrawiam również Nowy Sącz – miasto, które zawsze urzekało mnie swoim pięknem i gospodarnością. Sercem obejmuję całą diecezjalną wspólnotę, każdą rodzinę i osoby samotne, wszystkich chorych, jak również tych, którzy uczestniczą w tej liturgii za pośrednictwem radia i telewizji. Wszelka łaska od Tego, który jest źródłem i celem naszej świętości, niech będzie z wami!

3. “Święci żyją świętymi”. W pierwszym czytaniu słyszeliśmy proroczą zapowiedź: “Wspaniałe światło promieniować będzie na wszystkie krańce ziemi. Liczne narody przyjdą do ciebie z daleka i mieszkańcy wszystkich krańców ziemi do świętego twego imienia” (Tb 13,13). Te słowa proroka odnoszą się w pierwszym rzędzie do Jerozolimy – miasta naznaczonego szczególną obecnością Boga w Jego świątyni. Wiemy jednak, że od kiedy przez śmierć i zmartwychwstanie “Chrystus (…) wszedł nie do świątyni, zbudowanej rękami ludzkimi, będącej odbiciem prawdziwej [świątyni], ale do samego nieba, aby teraz wstawiać się za nami przed obliczem Boga” (Hbr 9,24), to proroctwo spełnia się na wszystkich tych, którzy postępują za Chrystusem tą samą drogą do Ojca. Odtąd już nie światło jerozolimskiej świątyni, ale blask Chrystusa, który opromienia świadków Jego zmartwychwstania, przyciąga liczne narody i mieszkańców wszystkich krańców ziemi do świętego imienia Bożego.

W przedziwny sposób tego zbawiennego promieniowania świętości zaznała w swoim życiu św. Kinga począwszy od dnia narodzin. Przyszła bowiem na świat w węgierskiej, królewskiej rodzinie Beli IV z dynastii Arpadów. Królewski ten ród z wielką troską pielęgnował życie wiary i wydał wielkich świętych. Z niego pochodził św. Stefan, główny patron Węgier, i jego syn, św. Emeryk. Szczególne zaś miejsce pośród świętych z rodziny Arpadów zajmują kobiety: św. Władysława, św. Elżbieta Turyńska, św. Jadwiga Śląska, św. Agnieszka z Pragi i wreszcie siostry Kingi – św. Małgorzata i bł. Jolanta. Czyż nie jest oczywiste, że światło świętości tej rodziny prowadziło Kingę do świętego imienia Bożego? Czy przykład świętych rodziców, rodzeństwa i krewnych mógł pozostać bez śladu w jej duszy?

Ziarno świętości posiane w sercu Kingi w rodzinnym domu, znalazło w Polsce dobrą glebę do rozwoju. Gdy w 1239 r. przybyła wpierw do Wojnicza, a potem do Sandomierza, nawiązała serdeczną więź z matką swego przyszłego męża Grzymisławą i jej córką Salomeą. Obydwie odznaczały się głęboką religijnością, ascetycznym życiem oraz zamiłowaniem do modlitwy, lektury Pisma Świętego i żywotów świętych. Ich serdeczne towarzyszenie, zwłaszcza w trudnych, pierwszych latach pobytu w Polsce, miało wielki wpływ na Kingę. Ideał świętości coraz bardziej dojrzewał w jej sercu. Szukając wzorców do naśladowania, które mogły odpowiadać jej stanowi, za szczególną patronkę obrała sobie swą świętą krewną – księżną Jadwigę Śląską. Chciała również wskazać całej Polsce świętego, który dla wszystkich stanów i wszystkich dzielnic stałby się nauczycielem umiłowania Ojczyzny i Kościoła. Dlatego wespół z biskupem krakowskim Prandotą z Białaczewa podjęła usilne starania o kanonizację krakowskiego męczennika, bpa Stanisława ze Szczepanowa. Z pewnością niemały wpływ na jej duchowość wywarli żyjący wówczas św. Jacek, bł. Sadok, bł. Bronisława, bł. Salomea, bł. Jolanta – siostra Kingi i wszyscy ci, którzy tworzyli w ówczesnym Krakowie szczególne środowisko wiary.

4. Jeżeli dziś mówimy o świętości, o jej pragnieniu i zdobywaniu, to trzeba pytać, w jaki sposób tworzyć właśnie takie środowiska, które sprzyjałyby dążeniu do niej. Co zrobić, aby dom rodzinny, szkoła, zakład pracy, biuro, wioski i miasta, w końcu cały kraj stawały się mieszkaniem ludzi świętych, którzy oddziaływują dobrocią, wiernością nauce Chrystusa, świadectwem codziennego życia, sprawiając duchowy wzrost każdego człowieka? Św. Kinga i wszyscy święci i błogosławieni XIII w. dają odpowiedź: potrzeba świadectwa. Potrzeba odwagi, aby nie stawiać pod korcem światła swej wiary. Potrzeba wreszcie, aby w sercach ludzi wierzących zagościło to pragnienie świętości, które kształtuje nie tylko prywatne życie, ale wpływa na kształt całych społeczności.

Napisałem w Liście do Rodzin, że “poprzez rodzinę toczą się dzieje człowieka, dzieje zbawienia ludzkości. Rodzina znajduje się pośrodku tego wielkiego zmagania pomiędzy dobrem a złem, między życiem a śmiercią, między miłością a wszystkim, co jest jej przeciwieństwem. Rodzinom powierzone jest zadanie walki przede wszystkim o to, ażeby wyzwolić siły dobra, których źródło znajduje się w Chrystusie Odkupicielu człowieka, aby te siły uczynić własnością wszystkich rodzin, ażeby – jak to powiedziano w polskim milenium chrześcijaństwa – rodzina była “Bogiem silna”” (n. 23). Dziś, opierając się na ponadczasowym doświadczeniu św. Kingi, powtarzam te słowa tu, pośród mieszkańców sądeckiej ziemi, którzy przez wieki, często za cenę wyrzeczeń i ofiar, dawali dowody troski o rodzinę i wielkiego umiłowania życia rodzinnego. Wraz z patronką tej ziemi proszę wszystkich moich rodaków: niech polska rodzina dochowa wiary Chrystusowi! Trwajcie mocno przy Chrystusie, aby On trwał w was! Nie pozwólcie, aby w waszych sercach, w sercach ojców i matek, synów i córek zagasło światło Jego świętości. Niech blask tego światła kształtuje przyszłe pokolenia świętych, na chwałę imienia Bożego! Tertio millennio adveniente.

Bracia i siostry, nie lękajcie się chcieć świętości! Nie lękajcie się być świętymi! Uczyńcie kończący się wiek i nowe tysiąclecie erą ludzi świętych!

5. “Święci pragną świętości”. Takie pragnienie żywe było w sercu Kingi. Z tym pragnieniem rozważała słowa św. Pawła, które słyszeliśmy dzisiaj: “Nie mam (…) nakazu Pańskiego co do dziewic, lecz daję radę jako ten, który – wskutek doznanego od Pana miłosierdzia – godzien jest, aby mu wierzono. Uważam, iż przy obecnych utrapieniach dobrze jest tak zostać, dobrze to dla człowieka tak żyć” (1 Kor 7,25-26). Zainspirowana tym wskazaniem, pragnęła poświęcić się Bogu całym sercem przez ślub dziewictwa. Toteż, gdy ze względu na historyczne okoliczności miała zostać żoną księcia Bolesława, przekonała go do dziewiczego życia na chwałę Bożą i po dwuletniej próbie małżonkowie złożyli na ręce biskupa Prandoty ślub dozgonnej czystości.

Ten sposób życia, dziś może trudny do zrozumienia, a głęboko zakorzeniony w tradycji pierwotnego Kościoła, dał św. Kindze tę wewnętrzną wolność, dzięki której z całym oddaniem mogła troszczyć się przede wszystkim o sprawy Pana, prowadząc głębokie życie religijne. Dziś na nowo odczytujemy to wielkie świadectwo. Św. Kinga uczy, że zarówno małżeństwo, jak i dziewictwo przeżywane w jedności z Chrystusem może stać się drogą świętości. Ona staje dziś na straży tych wartości. Przypomina, że w żadnych okolicznościach wartość małżeństwa, tego nierozerwalnego związku miłości dwojga osób, nie może być podawana w wątpliwość. Jakiekolwiek rodziłyby się trudności, nie można rezygnować z obrony tej pierwotnej miłości, która zjednoczyła dwoje ludzi i której Bóg nieustannie błogosławi. Małżeństwo jest drogą świętości, nawet wtedy, gdy staje się drogą krzyżową.

Mury starosądeckiego klasztoru, któremu początek dała św. Kinga i w którym dokonała swego życia, zdają się dziś dawać świadectwo o tym, jak bardzo ceniła czystość i dziewictwo, słusznie upatrując w tym stanie niezwykły dar, dzięki któremu człowiek w sposób szczególny doświadcza własnej wolności. Tę zaś wewnętrzną wolność może uczynić miejscem spotkania z Chrystusem i z człowiekiem na drogach świętości. U stóp tego klasztoru, wraz ze św. Kingą proszę szczególnie was, ludzie młodzi: brońcie tej swojej wewnętrznej wolności! Niech fałszywy wstyd nie odwodzi was od pielęgnowania czystości! A młodzieńcy i dziewczęta, których Chrystus wzywa do zachowania dziewictwa na całe życie, niech wiedzą, że jest to uprzywilejowany stan, przez który najwyraźniej przejawia się działanie mocy Ducha Świętego.

Jest jeszcze jeden rys ducha św. Kingi, który wiąże się z jej pragnieniem świętości. Jako księżna umiała troszczyć się o sprawy Pana także na tym świecie. Przy boku męża współuczestniczyła w rządzeniu, wykazując stanowczość i odwagę, wielkoduszność i troskę o dobro kraju i poddanych. W czasie niepokojów wewnątrz państwa, walki o władzę w podzielonym na dzielnice królestwie, siejących spustoszenie najazdów tatarskich, św. Kinga potrafiła sprostać wyzwaniom chwili. Gorliwie zabiegała o jedność piastowskiego dziedzictwa, a dla podniesienia kraju z ruiny nie wahała się oddać tego wszystkiego, co otrzymała w posagu od swego ojca. Z jej imieniem związane są żupy solne w podkrakowskiej Wieliczce i w Bochni. Nade wszystko jednak miała na względzie potrzeby swych poddanych. Potwierdzają to jej dawne żywoty zaświadczając, że lud nazywał ją “pocieszycielką”, “lekarką”, “żywicielką”, “świętą matką”. Zrezygnowawszy z naturalnego macierzyństwa, stała się prawdziwą matką dla wielu.

Troszczyła się również o rozwój kulturalny narodu. Z jej osobą i tutejszym klasztorem wiąże się powstanie takich pomników literatury, jak pierwsza napisana po polsku książka: Żołtarz Dawidów – Psałterz Dawidowy.

Wszystko to wpisuje się w jej świętość. A gdy dziś pytamy, jak uczyć się świętości i jak ją realizować, św. Kinga zdaje się odpowiadać: trzeba troszczyć się o sprawy Pana na tym świecie. Ona daje świadectwo, że wypełnianie tego zadania polega na nieustannym staraniu o zachowanie harmonii pomiędzy wyznawaną wiarą a własnym życiem. Dzisiejszy świat potrzebuje świętości chrześcijan, którzy w zwyczajnych warunkach życia rodzinnego i zawodowego podejmują swoje codzienne obowiązki; którzy pragnąc spełniać wolę Stwórcy i na co dzień służyć ludziom, dają odpowiedź na Jego przedwieczną miłość. Dotyczy to również takich dziedzin życia, jak polityka, działalność gospodarcza, społeczna i prawodawcza (por. Christifideles laici, 42). Niech i tu nie braknie ducha służby, uczciwości, prawdy, troski o dobro wspólne nawet za cenę wielkodusznej rezygnacji ze swego, na wzór świętej księżnej tych ziem! Niech i w tych dziedzinach nie zabraknie pragnienia świętości, którą zdobywa się przez kompetentne, służebne działanie w duchu miłości Boga i bliźniego.

6. “Święci nie przemijają”. Kiedy wpatrujemy się w postać Kingi, budzi się to zasadnicze pytanie: Co uczyniło ją taką postacią poniekąd nieprzemijającą? Co pozwoliło jej przetrwać w pamięci Polaków, a w szczególności w pamięci Kościoła? Jakie jest imię tej siły, która opiera się przemijaniu? Imię tej siły jest miłość. Na to wskazuje dzisiejsza Ewangelia o dziesięciu pannach mądrych. Kinga z pewnością była jedną z nich. Tak jak one wyszła na spotkanie Boskiego Oblubieńca. Tak jak one czuwała z zapaloną lampą miłości, ażeby nie przeoczyć momentu, kiedy Oblubieniec przyjdzie. Tak jak one spotkała Go nadchodzącego i została zaproszona, aby uczestniczyć w uczcie weselnej. Miłość Boskiego Oblubieńca, która w życiu księżnej Kingi wyraziła się tylu czynami miłości bliźniego – ta właśnie miłość sprawiła, że przemijanie, któremu poddany jest każdy człowiek na ziemi, nie zatarło jej pamięci. Po tylu wiekach Kościół na ziemi polskiej dzisiaj daje temu wyraz.

“Święci żyją świętymi i pragną świętości”. Raz jeszcze powtarzam te słowa tu, na ziemi sądeckiej. Tę ziemię otrzymała Kinga w darze w zamian za posag, który przekazała na ratowanie kraju i ta ziemia nigdy nie przestała być jej szczególną własnością. Ona wciąż troszczy się o ten lud wierny, który tu żyje. Jakże jej nie dziękować za opiekę nad rodzinami, zwłaszcza nad tak licznymi tu rodzinami wielodzietnymi, na które patrzymy z podziwem i szacunkiem. Jakże nie dziękować jej za to, że wyprasza dla tutejszej wspólnoty Kościoła łaskę tak wielu powołań kapłańskich i zakonnych. Jak nie dziękować jej za to, że dziś zgromadziła nas, jednocząc we wspólnej modlitwie braci i siostry z Węgier, Czech, Słowacji, Ukrainy, na nowo budząc tę tradycję duchowej jedności, którą sama tworzyła z takim oddaniem.

Pełni wdzięczności wielbimy Boga za dar świętości pani tej ziemi i prosimy, by blask tej świętości trwał w nas wszystkich; by w nowym tysiącleciu to wspaniałe światło promieniowało na wszystkie krańce ziemi i by ich mieszkańcy przyszli z daleka do świętego imienia Bożego (por. Tb 13,13) i ujrzeli Jego chwałę.

“Święci nie przemijają”.
Święci wołają o świętość.
Św. Kingo, pani tej ziemi,
uproś nam łaskę świętości!

[Tekst odczytany przez kard. Franciszka Macharskiego.]

[Pozdrowienie końcowe po Mszy św.]

Wdzięczny jestem Bożej Opatrzności za to, że dane mi było dokonać kanonizacji bł. Kingi tu, na ziemi sądeckiej, z którą tak bardzo była związana i która przechowała jej pamięć przez siedem wieków. Dziękuję wam, bracia i siostry, mieszkańcy tej ziemi, że zachowaliście ją w swoich sercach, że modliliście się przez jej przyczynę i wyprosiliście u Boga ten dzień.

Jest jeszcze jeden motyw do dziękczynienia Bogu: oto pośród 108. męczenników, którzy zostali wyniesieni do chwały ołtarzy, znajduje się również zamęczony w oświęcimskim obozie śmierci rektor seminarium duchownego w Tarnowie ks. Roman Sitko. Wiem, jak wielką czcią pośród was, a szczególnie pośród tutejszego duchowieństwa, cieszy się ten bohaterski kapłan, wychowawca duszpasterzy i wierny świadek Chrystusa. Jego beatyfikacja jest również owocem waszej modlitwy. Proszę was, trwajcie nadal w modlitwie za przyczyną św. Kingi i bł. ks. Romana i otoczcie nią także moją papieską posługę na Stolicy św. Piotra.

Trudno nie wspomnieć również sługi Bożego o. Stanisława Papczyńskiego, który urodził się w niedalekim Podegrodziu, a tu zasłynął świętością, którą potwierdza toczący się proces beatyfikacyjny.

Cieszę się, że duch apostolski świętych i błogosławionych żywy jest stale w Kościele tarnowskim. Już od 25. lat wasza diecezja prowadzi swe dzieło misyjne w Kongo-Brazzaville. Wielu pochodzących z tej diecezji duchownych i świeckich uczestniczy w działalności misyjnej Kościoła w różnych częściach świata. Spośród nich trzy osoby przypieczętowały misyjne powołanie ofiarą życia. O. Zbigniew Strzałkowski, franciszkanin konwentualny, ks. Jan Czuba, kapłan diecezjalny, i kleryk Robert Gucwa. Proszę Boga, aby ta misyjna służba i posiew krwi wydały obfite owoce.

Kończąc tę liturgię, pragnę serdecznie podziękować całej diecezji tarnowskiej za dzisiejszą gościnę. Dziękuję zwłaszcza mieszkańcom ziemi sądeckiej. Pozdrawiam władze samorządowe, zwłaszcza ziemi sądeckiej, które tak serdecznie i jednogłośnie mnie zapraszały. To podziękowanie składam na ręce burmistrza miasta Nowy Sącz.

Ze szczególną wdzięcznością zwracam się do sióstr klarysek, dziękuję im za modlitwy i za wierne pielęgnowanie charyzmatu świętej matki Kingi. Pozdrawiam wszystkie tu obecne osoby życia konsekrowanego. Serdecznie witam i pozdrawiam pielgrzymów z kraju pochodzenia św. Kingi – z Węgier, wraz z panem prezydentem Arpadem Gönczem i towarzyszącymi mu osobami, przedstawicielami władz tego kraju. Dla upamiętnienia, że św. Kinga wyszła spośród narodu węgierskiego, nasi bracia Węgrzy wznieśli przy murze klasztornym sióstr klarysek symboliczną “bramę szeklerską”. Przez podobną bramę przechodziła zapewne kiedyś Kunegunda.

Dziękujemy za ten znak wspólnej czci dla świętej księżnej Małopolski. Pozdrawiam również Pana Premiera rządu Słowacji i Pana Premiera rządu Rzeczypospolitej Polskiej. Jest tu wielu kardynałów z USA, Francji, Italii, Węgier, z Polski. Dziękujemy im za obecność.

Cieszę się, że są pośród nas biskupi, duchowieństwo i wierni z Białorusi, Czech, Litwy, Mołdawii, Rosji, Słowacji, Ukrainy oraz innych krajów. Dziękujemy im za obecność i wspólną modlitwę.

Pozdrawiam tych, którym w szczególny sposób patronuje św. Kinga: górników z kopalni soli w Bochni i Wieliczce. Św. Kinga zgromadziła tu dziś wielu ludzi młodych. Kochani chłopcy i dziewczęta, sercem ogarniam każdego i każdą z was. Wiem, że od kilku miesięcy pielgrzymowaliście w “pielgrzymce zaczynu nowego świata” na spotkanie z Papieżem. Modlę się, abyście pozostali na tym duchowym szlaku ewangelicznej wędrówki i byście byli zaczynem cywilizacji miłości i świętości. Miejcie odwagę, wzorem św. Kingi, iść za głosem Chrystusowego wezwania, aby służyć Bogu i człowiekowi. Tu, w Starym Sączu, pragnę powtórzyć to, co powiedziałem do młodzieży na Filipinach, przekazując apel Chrystusa: “Pójdźcie za Mną w trzecie tysiąclecie, aby zbawiać świat. Pójdź ze Mną zbawiać świat, dwudziesty pierwszy już wiek”. Z wdzięcznością myślę też o waszych rodzicach, dziękuję im za wszelkie trudy związane z macierzyństwem i ojcostwem, szczególnie za trud waszego wychowania w wierze, nadziei i miłości.

Zachowujemy serdeczną więź z tymi, którzy w sposób wyjątkowy uczestniczą w krzyżu Pana naszego Jezusa Chrystusa, a mianowicie z chorymi, niepełnosprawnymi oraz z ich opiekunami. Dostrzegam waszą obecność i polecam sprawy Kościoła modlitwie każdego z was.

Pragnę jeszcze pozdrowić licznie tu zgromadzonych funkcjonariuszy Straży Granicznej z rodzinami.

Są pośród was również uchodźcy z Kosowa, którzy otrzymali schronienie w niedalekich Gołkowicach i innych miejscowościach w Polsce. Cieszę się, że w naszym kraju znalazło się dla nich miejsce i życzliwe przyjęcie. Proszę Pana Boga, aby jak najszybciej mogli wrócić do swojej ojczyzny i by mogli tam żyć w pokoju. Ufam też, że szybko zostanie położony kres tragedii wojny. Wszystkich odpowiedzialnych za losy mieszkańców Bałkanów wzywam do zaprzestania działań, które niosą zniszczenia i cierpienie ludzi.

Na koniec pragnę powtórzyć to, co powiedziałem przed dwunastu laty w Tarnowie: “Ta ziemia od lat była mi bardzo bliska” (10 czerwca 1987 r.). Jeszcze pragnę pozdrowić naszych sąsiadów – Węgrów, Słowaków i Czechów. Będzie to egzamin z języka.

[po węgiersku:]

Bardzo serdecznie pozdrawiam pielgrzymów węgierskich, którzy przybyli osobiście na tę uroczystą kanonizację bł. Kingi. Niech przykład i wstawiennictwo nowej świętej, siostry św. Małgorzaty i bł. Jolanty, umocni w was wszystkich miłość do Chrystusa i do Jego Kościoła. Kiedy powrócicie do waszych rodzin i wspólnot parafialnych, zabierając z sobą piękne wspomnienie tego dnia, niech wam towarzyszy moja wdzięczność i błogosławieństwo. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

[po czesku:]

Z serdecznym pozdrowieniem zwracam się do was, drodzy pielgrzymi z Republiki Czeskiej. Dziękuję za wasz udział w tej uroczystej kanonizacji. Trwajcie w wielkodusznej służbie na rzecz wspólnoty kościelnej i rozwoju całego społeczeństwa. Niech wam w tym pomaga Boża miłość, wstawiennictwo Maryi Panny, opieka świętych patronów i moje błogosławieństwo. [po słowacku:]

Pozdrawiam was, drodzy wierni ze Słowacji, i życzę wam, aby ta pielgrzymka stała się dla was okazją do przygotowania do Wielkiego Jubileuszu Roku 2000, który jest blisko. Zawierzam Kościół na Słowacji i wasz umiłowany naród macierzyńskiemu wstawiennictwu Matki Bożej od Siedmiu Boleści, szczególnej Patronce Słowacji. Wszystkich was z serca błogosławię.

[dalej po polsku:]

A teraz jeszcze powtórka z geografii. Jesteśmy tu w Starym Sączu. Stąd wyruszamy ku Dzwonkówce, Wielkiej Radziejowej na Prehybę, dochodzimy do Wielkiej Raczy. Wracamy na Prehybę i schodzimy albo zjeżdżamy na nartach z Prehyby do Szlachtowej i do Krościenka. W Krościenku na Kopiej Górce jest centrum Oazy. W Krościenku przekraczamy Dunajec, który płynie razem z Popradem w kierunku Sącza, Nowego i Starego, i jesteśmy w Sączu z powrotem. A kiedy na Dunajcu jest wysoka woda, to można w pięć-sześć godzin przepłynąć od Nowego Targu do Nowego Sącza. To tyle tej powtórki z geografii.

Jan Paweł II

http://ekai.pl/biblioteka/dokumenty/x359/homilia-podczas-mszy-sw-i-kanonizacji-bl-kingi-stary-sacz/?print=1

W środku: Malowidło ludowe na szkle – bł. Kinga – malowała Ewa Skrzypiec z Nowego Sącza.

Starosądecka Miłościwa Pani i Opiekunka – Św. Kinga

Klasztor starosądecki należy do najstarszych sanktuariów w Polsce. Piękna architektura i bogate dzieła sztuki, zawarte w jego wnętrzu, świadczą dobrze o ludziach z minionych wieków dbających o to miejsce. Od czasu śmierci jego fundatorki bł. Kingi, klasztor stał się miejscem pielgrzymek do jej grobu. Swoista skarbnica kultury narodowej doświadczana była w ciągu wieków licznymi dziejowymi zawieruchami: napady, wojny, rabunki, kasata klasztoru w 1782 roku. W naszym wieku podczas pierwszej i drugiej wojny światowej starosądecki klasztor i miasto ocalały, doświadczając opieki bł. Kingi. Mimo to, burzliwe losy dziejowe odbiły się na uszczupleniu cennych pamiątek klasztoru. Do dzisiaj z wielkim pietyzmem w kaplicy klasztornej w ozdobnych relikwiarzach przechowywane są relikwie błogosławionej. Zachowane są także przedmioty używane przez bł. Kingę: kryształowy kubek, pierścień, medalion, łyżeczka jaspisowa, rękojeść noża z napisem “Ave Maria”, trzon pieczęci z kryształu górskiego oraz Psałterzyk z końca XIII wieku (w tradycji zakonnej bezpośrednio związany z błogosławioną). W klasztornym archiwum znajdują się pochodzące z XIII-XIV w. bogato zdobione rysunkami i miniaturami antyfonarze i graduały, świadczące o wysokiej kulturze muzycznej środowiska klasztornego. Historycy przypisują bł. Kindze wprowadzenie do liturgii w języku polskim pieśni i kazań. To z jej polecenia przełożono Psałterz na język polski, ku wielkiemu pożytkowi zakonnic i Ludu Bożego. W zakonie starosądeckim splata się przeszłość z teraźniejszością. Kiedy zaborcy grozili kasatą klasztoru siostry przez pewien okres prowadziły szkołę dla dziewcząt, służąc na polu edukacji nie tylko miejscowej społeczności. Wychowanką tej szkoły była między innymi słynna śpiewaczka Jadwiga Szayer znana jako Ada Sari (+1963). Starosądecki Festiwal Muzyki Dawnej wiele razy rozbrzmiewał w średniowiecznym kościele wspaniałością śpiewu, zachwycając wielu współczesnych jej znawców. Ostatnie lata kończącego się stulecia były latami jubileuszy. W latach 1980-1981 klasztor obchodził 700 lecie istnienia. W 1990 roku świętowano 300 rocznicę beatyfikacji bł. Kingi, a w 1992 roku 700 rocznicę jej śmierci. Obecny rok 1999, rok VII apostolskiej podróży do Ojczyzny papieża Jana Pawła II i szczególnie data 16 czerwca tego roku czyli dzień uroczystej kanonizacji Świętej Kingi, będzie najradośniejszą chwilą z burzliwej historii starosądeckiego grodu. Na malowniczym tle Starego Sącza, pod murami średniowiecznego klasztoru, z udziałem Piotra naszych czasów i rozmodlonych wielotysięcznych tłumów wiernych, będziemy świadkami uskutecznienia zanoszonej przez wieki do Boga prośby o kanonizację Matki Sądecczyzny. Całe jej życie należało do Boga i ludzi, chodziła drogami cierpień i doświadczeń ludu polskiego, a teraz jako Święta całego Kościoła wypraszać będzie wszystkim potrzebne łaski. Zegar na klasztornej wieży odmierzy kolejny czas historii, a przez bramę, prowadzącą na dziedziniec klasztorny, przejdą siostry Klaryski wracając w zakonne mury z uroczystości kanonizacyjnych, aby nadal realizować życie we wspólnocie, oparte o zasady Ewangelii i reguły z 1253 roku (zatwierdzone przez papieża Urbana IV). Znów w klauzurze zakonnej będzie rozbrzmiewał śpiew, prowadzona będzie kontemplacja i adoracja Najświętszego Sakramentu. Zwinne pracowite ręce Klarysek wyhaftują niejedne liturgiczne szaty, a Bóg w swej opatrzności z pewnością powoła gorące serca dziewcząt do kontynuowania dzieła Świętej Kingi. Franciszkańskie zaś hasła: “Bóg mój i wszystko”, “Pokój i dobro” wcielać się będą w polską religijność trzeciego tysiąclecia. Aureola świętości Kingi jaśnieć zaś będzie w całym Kościele, a nawet pod ziemią, jak w Bochni i w Wieliczce, gdzie górnicy w kopalniach soli poświęcili już dawno ołtarze swej patronce. Natomiast stara lipa na zewnętrznym dziedzińcu kościelnym w Starym Sączu, otoczonym przez XVIII – wieczne budynki, będzie nadal niemym świadkiem dla odwiedzających to miejsce pielgrzymów, a złożone przez nich wota w klasztorze, przypominać będą o doznanych łaskach.

ks. Stanisław Groń SJ

http://www.gron.com/kinga.htm

Pamiątki po Św. Kindze: http://www.gron.com/Pamiatki.htm

Życiorys Świętej Kingi

Jest to imię wywodzące się z węgierskiej formy Kunegunda. Należało ono między innymi do księżniczki krakowskiej, a córki króla węgierskiego. Przyszła Ona na świat w marcu 1234 roku jako trzecia z kolei córka Beli IV i cesarzówny bizantyjskiej Marii Laskarisow. Mało wiemy o jej pobycie na dworze ojca. Więcej informacji napotykamy o niej gdy zostaje sprowadzona do Polski w 1239 roku. Jakie były powody sprowadzenia tak młodej Kingi do kraju?

Polska była rozbita na drobne księstwa. Młody 13-letni władca Bolesław musiał mieć możnego opiekuna. Wzrok jego padł na króla węgierskiego. Inne były racje Beli IV. Wiedział, że trzeba zjednoczyć Europę wschodnią, by sprzeciwić się Mongołom. I tak powstała myśl pozyskania Bolesława dla pięcioletniej Kingi. Spotkanie przyszłych małżonków miało miejsce w Wojniczu. Tutaj zawarto wstępną umowę małżeńską. Dla Bolesława najważniejszym było to, że zyskał sojusznika na Węgrzech, a w Kindze towarzyszkę życia. Kinga wniosła mężowi bogaty posag, który pomógł w odbudowie kraju, a przez to stała się “matką duchową” odrodzenia i odnowy naszej ojczyzny, która przeżywała wtedy kryzys polityczno – gospodarczy. Pierwsze lata pobytu Kingi w kraju to lata tułaczki, pełne trudności i niepokoju. Ciągła zmiana miejsca pobytu (najazdy Tatarów), spotkanie różnych ludzi i doznawanie coraz to nowych wrażeń pozostawiło trwały ślad w umyśle i sercu Kingi i stało się bogatą skarbnicą doświadczeń.

Kinga otoczona była na dworze dygnitarzami świeckimi i duchownymi. Oni wywarli pozytywny wpływ na jej wychowanie. Osobowość jej była kształtowana przez dwie bliskie jej kobiety: matkę Bolesława księżnę Grzymisławę oraz jego starszą siostrę Salomeę (późniejszą błogosławioną). Stały się nie tylko jej wychowawczyniami, ale i powiernicami. Dzięki nim poznała Kinga ducha franciszkańskiego, co potem znalazło odzwierciedlenie w jej postępowaniu względem ubogich. Zasłyszane opowiadania o św. Klarze i Franciszku wycisnęły na jej duszy niezatarty ślad i miały stać się dla niej wskazówką postępowania. Wychowana wśród takich wzorców rozpoczyna pracę nad sobą, aby zniszczyć w sobie ziemskie skłonności, stłumić zmysły i przypodobać się Bogu. Na dworze uczyła się także pisać, czytać, poznawała łacinę i podstawowe prawdy wiary chrześcijańskiej, życie przodków własnych oraz męża. Zajmowała się także podług ówczesnej mody haftowaniem ornatów i innych szat kościelnych.

Gdy Kinga ma około 13 lat, a Bolesław 21 – odbywają się uroczystości zaślubin. Podczas weselnych zabaw często odchodzi w zaciszne miejsce, by polecać Chrystusowi przyszłość swego dziewictwa. Bowiem pod wpływem nabożeństw do świętych mężów i niewiast, u których dziewiczość miała największe znaczenie, rodzi się w niej myśl pójścia w ich ślady. Aby wytrwać w tym postanowieniu, prosi Boga o pomoc i pości w tej intencji. Dużo czasu spędza teraz na modlitwie. Spotyka się z Chrystusem w swojej domowej kapliczce, do której przychodziła kilka razy w ciągu dnia. Zaczyna się ćwiczyć w nocnym czuwaniu i odmawianiu sobie różnych przyjemności. Jednak zapatrzona w niebo nie zapomniała, że jest współrządczynią księstwa krakowskiego i sandomierskiego. Podsuwała mężowi odpowiednie myśli i postanowienia w najważniejszych sprawach. Mogła to czynić dzięki inteligencji, energii, a przede wszystkim religijnemu światopoglądowi. Czuwała, aby stosunek księcia do poddanych był sprawiedliwy i połączony ze zrozumieniem ich potrzeb. Niekiedy sama angażowała się w sprawy sądowe, by bronić wdowy, sieroty i ubogich. Uważała, że pomoc niesiona potrzebującym jest pomocą samemu Chrystusowi.

Kinga wybierając drogę czystości starała się być matką narodu. Wsparła księstwo finansowo. Wniosła swemu małżonkowi wielki posag w wysokości 40 tys. grzywien, który częściowo przeznaczony był na walkę z Tatarami i na odbudowę kraju ze zniszczeń wojennych. Dzięki jej funduszom odbudowano Kraków zniszczony dwukrotnym najazdem tatarskim. Obdarowywała także kościoły, fundowała klasztory, zakładała przytułki dla starych chorych. Hojność Kingi wyrażała się także w opiece, jaką otaczała samotne, spodziewające się dziecka matki. Miała dar zjednywania sobie ludzi, odznaczała się tzw. dobrym podejściem. Nie wzdrygała się rozmawiać z kobietami lekkich obyczajów, swoim wpływem prostując ich kręte ścieżki życia. Pośrednio przyczyniła się do kanonizacji bp. Stanisława. A gdy sprowadzono do kraju jego relikwie, własnoręcznie obmyła je winem i rozłożyła do drogocennych relikwiarzy. Uderzającą cechą Kingi była wielka stanowczość, zdecydowanie, wytrwałość, a nawet wielki upór w dążeniu do celu. Jest to pewność pani przyzwyczajonej do spełniania każdego jej rozkazu i równocześnie świętej, nie dbającej o względy i aprobatę ludzi.

Do klasztoru w Starym Sączu przez Nią założonego wstąpiła po śmierci męża, która nastąpiła w grudniu 1279 roku. W klasztorze starosądeckim przebywała 12 lat. W zachowanym dokumencie prawnym z 1280 roku Kinga po raz ostatni została nazwana “domina” – pani, teraz mówi się, że jest siostrą zakonu św. Franciszka. Przez cały czas pobytu w klasztorze Bóg nie szczędził jej cierpień. Ciężka choroba przykuwa ją do łóżka na 10 miesięcy. Wszystkie cierpienia znosi spokojnie i z pogodą ducha. Pomocą jest dla niej codzienna Msza św. odprawiana w jej celi. Gdy cierpienia ustępują, ma jeszcze dość sił, by szyć odzież dla chorych, ubogich i sierot. Kinga przeczuwając zbliżający się koniec woła siostry i w ich obecności wypowiada swój testament. Napomina ona siostry, by pokładały ufność w Bogu, darzyły Go nadzieją, a siebie nawzajem traktowały z życzliwością i zrozumieniem. Niedługo potem umiera.

Jest 24 lipca 1292 roku. Ceremonie pogrzebowe odbywają się w Starym Sączu. Pochowano ją pod posadzką klasztornej kaplicy. Dokonywane za jej pośrednictwem cuda sprawiły, że niedługo po jej śmierci dokonano translacji jej relikwii, przygotowano cenne relikwiarze. W związku z kasatą klasztoru klarysek relikwie zostały wywiezione ze Starego Sącza w 1782 roku. Urzędnicy austriaccy wywieźli głowę, rękę i trumienkę z relikwiami i obrabowali je z drogocennych ozdób. Ale po pewnym czasie relikwie wróciły do Starego Sącza.

Beatyfikowano ją po długich staraniach 11 czerwca 1690 roku. Papież Aleksander VIII dniem jej poświęconym ogłosił 24 lipca, zaś Benedykt XIII przyznał jej tytuł patronki Polski i Litwy. Jest ona także patronką górników Bochni i Wieliczki. Kinga została kanonizowana przez Ojca św. Jana Pawła II w dniu 16 czerwca 1999 roku w Starym Sączu.

 

 

 

24 lipca
Święta Krystyna z Bolseny, dziewica i męczennica
Święta Krystyna z Bolseny Żywoty św. Krystyny z Bolseny głoszą, że pochodziła ona z Tyru w Fenicji (dzisiejszy Liban). Jej ojciec miał być namiestnikiem miasta. Kiedy wybuchło prześladowanie, we własnym domu przesłuchiwał chrześcijan, kazał ich dręczyć i skazywał na śmierć. Krystyna podziwiała bohaterstwo chrześcijan i pilnie wypytywała się o naukę Chrystusa. W porozumieniu z dwoma niewiastami, które były już chrześcijankami, ale ukrywały się, dowiedziała się o głównych prawdach wiary katolickiej. To one umożliwiły Krystynie – bez wiedzy ojca – przyjęcie chrztu.
Krystyna początkowo ukrywała ten fakt; jednak na widok odwagi, z jaką na śmierć szli wyznawcy Chrystusa, zaczęła Go wyznawać publicznie, w nadziei męczeństwa. Na oczach ojca miała potłuc złote i srebrne posążki bóstw rzymskich. Ojciec wpadł w szał i kazał dziesięcioletnią córkę wysmagać rózgami. Kiedy ta jednak nadal głośno wyznawała swoją wiarę w Chrystusa, ojciec kazał ją rozdzierać żelaznymi hakami, a potem obracać na kole, polewać jej ciało wrzącym olejem, palić na wolnym ogniu, a wreszcie z kamieniem u szyi zatopić. Wedle innych przekazów, Krystyna, przywiązana do słupa, skonała pod strzałami, którymi ją przeszyto.
Śmierć Krystyny musiała być wyjątkowo okrutna, skoro tradycja – tak na Wschodzie, jak i na Zachodzie – oddawała jej kult przez wszystkie wieki, mimo że tyle innych niewiast poniosło także śmierć męczeńską za Chrystusa. Obecnie centrum kultu św. Krystyny z Tyru znajduje się nad jeziorem Bolsena, od którego nazwę przyjęła także miejscowość. Jest tam kościół poświęcony św. Krystynie. Wspaniały ołtarz jest dziełem słynnego rzeźbiarza Jana della Robia (XV w.). Przedstawia on sceny z życia Męczennicy. Co roku 24 lipca urządza się tu uroczyste nabożeństwo i wystawia obrazy, przedstawiające jej życie. Najstarszy ślad jej kultu spotykamy już w wieku IV.

Ikonografia nie przedstawia Krystyny jako dziewczynki, ale w postaci dorosłej, by podkreślić, że ukochaniem Pana Jezusa i okazanym męstwem przerosła wielu dorosłych.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-24b.php3

24 lipca

Żywot świętej Krystyny,
panny i Męczenniczki

(Żyła około roku Pańskiego 200)

 

Święta Krystyna była córką poganina Urbana, który we Włoszech w mieście Tyrze pełnił służbę starosty. Nierzadko w jego domu pociągano chrześcijan do odpowiedzialności i kuszono ich rozmaitymi udręczeniami do porzucenia wiary Chrystusowej. Mała dziewczynka ze łzami w oczach podziwiała cierpliwość, niewzruszoną wytrwałość i ochoczość, z jaką wyznawcy nowej wiary znosili największe męki, a nawet śmierć, pytała przeto służebnicy, czemu ci ludzie wśród najsroższych cierpień okazują taką pogodę umysłu. Służebnica, która była chrześcijanką, wtajemniczyła ją w prawdy wiary Jezusowej i przysposobiła do chrztu świętego, a kapłan nadał dziewczątku imię Krystyny.

Urban, niechętnie widząc litość, jaką jego dwunastoletnia córeczka okazywała chrześcijanom, wyznaczył jej osobne mieszkanie, ozdobił je bożyszczami ulanymi ze złota i srebra, wręczył jej pewną ilość kadzidła i nakazał służebnicom dawać baczenie, aby ich pani codziennie składała bogom ofiary.

Krystyna modliła się żarliwie w samotności i ani świec nie paliła przed bożyszczami, ani kadzeniem czci im nie oddawała. Niewolnice przypomniały jej pewnego dnia: “Pani, już od tygodnia zaniedbujesz ofiary bogom; pomnij na to, że gniew ich spadnie na nas i przyprawi nas o zgubę”. “Nierozsądne – rzekła dziewica – jakież brednie prawicie! Ślepym świec nie palę, głuchych nie proszę o posłuch; żywemu tylko Bogu, władcy Nieba i ziemi, przynoszę ofiarę prawdy i miłości”. Niewolnice, przestraszone tymi słowy, uwiadomiły o tym ojca Krystyny, który zagroził jej: straszną zemstą, gdyby nieśmiertelnym bogom nie oddała czci przynależnej.

Krystyna nie ulękła się pogróżek i nie troszczyła się wcale o bożków, w nocy zaś wychodziła z domu na tajne nabożeństwa chrześcijan, odwiedzała więźniów, krzepiła ich na duchu, i rozdarowywała ubogim wszystko co posiadała. Wierzyła tak gorąco, że potłukła kosztowne posągi bożyszcz na drobne kawały, a za złoto tym sposobem uzyskane zakupywała chleb dla zgłodniałych. Gdy ojciec dowiedział się o tym co zaszło, wybuchnął srogim gniewem i zapytał córkę: “Czyś oszalała do tego stopnia, że ważysz się rękę podnieść przeciw bogom?” “Miły ojcze – odparła Krystyna – jacyż mi to bogowie, których zdruzgotać zdoła ręka dziecięca! Martwe to raczej postacie ulane z kruszcu. Jeden tylko jest Bóg, wiekuisty, niewidzialny, i tego wielbię”. Zapalony niepohamowanym gniewem Urban znieważył ją czynnie, a potem kazał niewolnikom siec ją rózgami. Krew lała się z pleców i bioder dziecięcia, kawały skóry i ciała spadały pod silnymi razami na ziemię, ale Święta nie zachwiała się. Po tej strasznej kaźni kazał ją ojciec zamknąć w więzieniu, sam zaś usunął się do komnaty, oddany na łup gniewu, wstydu i żalu. Wszyscy krewni, znajomi i przyjaciele wśród łez i zaklęć błagali Krystynę, aby była posłuszna woli ojca, ale nadaremnie. Zdecydowana na wszystko panienka odpowiedziała: “Życia chętnie gotowam się wyrzec, ale nigdy nie porzucę swej wiary”.

Okrutny Urban wpadł tedy na szatański pomysł. Kazał córkę przywiązać do koła, rozniecić pod nim ogień, obracać ją jak na rożnie i polewać olejem, ale anioł obronił ją od poparzenia i spalenia, podniósł się bowiem silny wiatr, skierował płomień i wrzący olej na katów i kilku z nich strasznie poparzył. Cud ten nie tylko nie przekonał Urbana, lecz przyprawił go o gniew wściekły i niepohamowany. Męczennicę wtrącono z powrotem do więzienia, a rozjątrzenie Urbana tak się wzmogło, iż paraliżem ruszony nagle umarł.

Święta Krystyna

Krystyna zalała się gorzkimi łzami dowiedziawszy się o śmierci rodzica i modliła się dzień i noc o łaskę wytrwałości.

Następca Urbana, Dion, kazał Krystynę zawieść do świątyni Apollina, aby uroczystą ofiarą starała się zjednać sobie przychylność bożka. Gdy Krystyna weszła do świątyni, posąg Apollina runął z ołtarza i rozprysnął się na tysiąc kawałków, zaczem Dion kazał ją wrzucić do żelaznej kołyski napełnionej wrzącą smołą. Krystyna przeżegnała się i weszła w nią ze słowami: “Słusznie czynicie, kładąc mnie w kołyskę, gdyż rok właśnie minął, odkąd chrztem świętym odrodziłam się w duchu”, nie poniosła wszakże żadnej szkody na ciele i śpiewała hymny i pobożne pieśni na chwałę Boga. Dion, nie mogąc znieść poniżenia, jakiego doznała jego pycha, runął paraliżem ruszony martwy na ziemię. Wielu świadków tego zdarzenia przyjęło wiarę Chrystusową, a Męczennica wróciła do więzienia. Następcą Diona był Julian. Cieszył się on nadzieją przełamania uporu dziewicy i pozostawił jej do wyboru, co woli, czy uczcić bogów rzymskich, czy też zginąć w czeluściach rozpalonego pieca. Krystyna nie zawahała się w wyborze i przejęta nadziemskim zachwytem znowu opiewała w płomieniach chwałę Boga. Sąd, przypisując ten cud siłom czarodziejskim, kazał ją zamknąć w jamie napełnionej jadowitymi gadami, wszakże żaden wąż nie tknął jej, a dziewica wdzięcznością przejęta, wielbiła miłosierdzie Boże. Nie posiadając się w gniewie, kazał jej tyran wyrwać język, ale Krystyna za łaską Bożą i bez niego sławiła Zbawiciela. Widzowie, zdumieni tym cudem mimo woli uznali potęgę Pana nad pany i uwierzyli w Chrystusa, a Julian, zawstydzony stałością nieletniej dziewicy, kazał ją przeszyć strzałami. Ugodzona w samo serce, zakończyła żywot doczesny, po czym jeden z krewnych, wzruszony jej stałością i pobożnością, wyprosił sobie zwłoki Męczennicy i uczciwie je pogrzebał.

Nauka moralna

Czyimże dziełem była ta nieugięta stałość, nieulękłość, cierpliwość i niepojęta wytrwałość świętej Krystyny? Na to jedna tylko jest odpowiedź: cuda te sprawiła łaska uświęcająca.

Łaska ta wytwarza w człowieku trzy cnoty, trzy dary nadprzyrodzone, tj.

dar wiary w Boga Ojca,

dar nadziei w Jezusie Chrystusie jako oswobodzicielu i Zbawicielu naszym,

i dar miłości ku Duchowi świętemu, w którym jednoczy się niejako miłość Ojca i Syna.

Święty Tomasz z Akwinu tłumaczy i wyjaśnia to działanie łaski uświęcającej w ten sposób: “Jak łaska naturalna, która czyni człowieka człowiekiem, udziela mu sił i zdolności czynienia i osiągnięcia tego, co człowiek ma czynić i osiągnąć, tak łaska uświęcająca, która go czyni nową istotą, dziecięciem Boga, udziela mu tych sił i zdolności, za pomocą których może to czynić i to osiągnąć, co osiągnąć powinien jako dziecię Boże, tj. szczęście w Bogu”. Okażmy przeto wdzięczność Bogu, uświęcając i oczyszczając skłonności i popędy naturalne aktami wiary, nadziei i miłości.

Łaska uświęcająca wytwarza w duszy naszej cztery cnoty kardynalne:

mądrość,

sprawiedliwość,

wstrzemięźliwość

i męstwo.

Toteż św. Antoni mówi jak następuje: “Jak ze słońca wychodzą promienie ogrzewające i ożywiające naszą ziemię, tak z łaski Bożej płyną cnoty zdobiące dusze”. Podziwiajmy dobroć Boga, który nie tylko nas przyjął za dzieci swoje i stworzył nas istotami zdolnymi pojąć i miłować Go, ale opatrzył nas siłą budowania bliźnich, czynienia im dobrze i wpływania na ich poprawę. Korzystajmy przeto z tych nadprzyrodzonych sił i darów, tak jak św. Krystyna, abyśmy kiedyś mogli wejść do Królestwa niebieskiego i oglądać oblicze Stwórcy i Pana naszego.

Modlitwa

Prosimy Cię, Panie, aby święta Krystyna, Panna i Męczenniczka, wyjednała nam przebaczenie grzechów za pośrednictwem owych licznych zasług, jak również cnoty czystości i męstwa, którymi ją w męczeństwie obdarzyłeś. Amen.

 

Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937r.

http://ruda_parafianin.republika.pl/swi/k/krysty2.htm

 

24 lipca
Błogosławione dziewice i męczennice
Maria Pilar, Teresa i Maria Angeles
Błogosławione męczennice z Guadalajary
Męczennice hiszpańskie, karmelitanki bose z klasztoru św. Józefa w Guadalajara, zostały zabite za wiarę podczas prześladowania religijnego. Poniosły śmierć męczeńską 24 lipca 1936 roku, gdy szukały poza klasztorem schronienia przed prześladowaniami gwardii rewolucyjnej. Beatyfikował je św. Jan Paweł II w 1987 roku.

Maria Pilar od św. Franciszka Borgiasza urodziła się w Tarazona 30 grudnia 1877 roku. Do Karmelu wstąpiła w roku 1898. Męczeństwo poniosła po trzydziestu ośmiu latach życia zakonnego. Przeszyta kulami i poraniona nożem, znosiła okrutne męki na wzór swego Boskiego Oblubieńca na krzyżu. Przed śmiercią modliła się słowami: “Mój Boże, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”.

Teresa od Dzieciątka Jezus urodziła się w Mochales 5 marca 1909 roku. Mając szesnaście lat, wstąpiła do Karmelu w Guadalajara. Swoje pragnienie męczeństwa wyraziła kilka lat przed śmiercią, pisząc w liście do przyjaciółki: “Niech żyje Chrystus Król! O, gdybym tylko mogła pewnego dnia powtórzyć ten okrzyk na gilotynie”. Bóg udzielił jej tej łaski. Przymuszana do okrzyków: “Niech żyje komunizm”, zawołała: “Niech żyje Chrystus Król!” Strzelono do niej, gdy biegła naprzód z rozkrzyżowanymi ramionami.

Maria Angeles od św. Józefa urodziła się 6 marca 1905 roku w Getafe. Od najmłodszych lat pragnęła zostać zakonnicą. W roku 1929 wstąpiła do Karmelu. Po jej męczeńskiej śmierci, w jednej z książek, których używała, znaleziono kartkę z jej modlitwą: “Mój Boże, przyjmij ofiarę mego życia pośród cierpień męczeństwa, abym w ten sposób mogła dowieść mojej miłości ku Tobie, tak jak uczyniło to tyle dusz, które Cię kochały i umarły z miłości do Ciebie”.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-24c.php3
24 lipca
Błogosławiona Maria Mercedes Prat,
dziewica i męczennica
Błogosławiona Maria Mercedes Prat Maria urodziła się 6 marca 1880 r. w Barcelonie, w rodzinie religijnej, która oprócz niej dała Kościołowi także brata – kapłana. Uczyła się u sióstr terezjanek. W wieku 15 lat straciła ojca, rok później matkę. Od młodości interesowała się sztukami pięknymi, była ponadto katechetką w tzw. szkole niedzielnej.
W roku 1905 wstąpiła w Tortosie do terezjanek. Po nowicjacie pracowała w rozmaitych placówkach zgromadzenia. W roku 1915 mianowano ją konsultorką prowincji. Nieco później podjęła współpracę z przeglądem pedagogicznym o nazwie Iesús Maestro. Była równocześnie sekretarką przełożonej generalnej i asystentką junioratu.
Wojna domowa zastała ją w San Gervasio. Początkowo siostry znalazły schronienie w prywatnym domu. 22 lipca 1936 r. Mercedes wspólnie z siostrą Joaquiną Miguelą udała się do domu innej z sióstr. W drodze rozpoznano je jako zakonnice. Zamknięto je zaraz razem z innymi. Maltretowano potem w rozmaity sposób i straszono nagłym rozstrzelaniem. W nocy z 22 na 23 lipca obydwie wyprowadzono w końcu na drogę i tam Mercedes została śmiertelnie zraniona. Żyła jeszcze przez parę godzin, cierpiąc i recytując Modlitwę Pańską, Credo i akty strzeliste. Westchnienia te zwróciły uwagę innych milicjantów, którzy zajęli opuszczony posterunek. Do Mercedes strzelono po raz wtóry.
Zmarła z upływu krwi, modląc się i wyrażając przebaczenie. Joaquina Miguela, która także została postrzelona, ale zdołała przeżyć, stała się później koronnym świadkiem w staraniach o beatyfikację Mercedes. Dokonał jej 29 kwietnia 1990 r. papież św. Jan Paweł II.

BŁ. MARIA MERCEDES PRAT Y PRAT

Najstarsza z sześciorga rodzeństwa, z którego dwoje zmarło w wieku niemowlęcym, Maria Mercedes Prat y Prat, urodziła się w Barcelonie, 6 marca 1880 r. Nazajutrz, zgodnie ze zwyczajem praktykowanym przez pobożne rodziny Katalonii, została ochrzczona. Spędziła swe dzieciństwo w domu rodzinnym, w którym otrzymała religijne wychowanie i przyswoiła sobie zwyczaj codziennego odmawiania modlitwy różańcowej; każdego wieczoru rodzice recytowali bowiem różaniec razem ze swymi dorastającymi dziećmi.

W siódmym roku życia Maria Mercedes rozpoczęła naukę w pobliskiej szkole, prowadzonej przez zakonnice z Towarzystwa św. Teresy od Jezusa, założonego w 1876 r. przez Henryka de Ossó (kanonizowanego 16 czerwca 1993). W maju 1890 r., aby mogła lepiej przygotować się do przyjęcia pierwszej Komunii św., rodzice oddali ją do internatu prowadzonego przez te same siostry zakonne. Pozostała tam do 30 czerwca, tj. do dnia, w którym przyjęła po raz pierwszy do swego serca eucharystyczne go Jezusa. Bardzo polubiła siostry i atmosferę panującą w internacie, jednak ze względu na brak środków finansowych musiała powrócić do domu, skąd codziennie przychodziła do szkoły, którą ukończyła w czerwcu 1895 r. Miesiąc wcześniej, 26 maja, zmarł jej ojciec, Jan Prat Serra, który od pewnego czasu chorował.

Jesienią tego samego roku Maria Mercedes wróciła z powrotem do szkoły sióstr, ale już nie na poranne lekcje z zakresu wiedzy ogólnej, lecz na popołudniowe zajęcia nauki haftu, w którym duchowe córki Henryka de Ossó były prawdziwymi mistrzyniami.

Równocześnie żywiąc wielkie nabożeństwo do Matki Bożej i do św. Teresy, wszczepione jej na lekcjach religii prowadzonych przez zakonnice, zapisała się do Arcybractwa Córek Maryi i Teresy od Jezusa, istniejącego przy parafii Matki Bożej w dzielnicy El Pino w Barcelonie. Bractwo to zainicjował kilka lat wcześniej założyciel sióstr – Henryk de Ossó. Maria Mercedes podjęła też pierwsze inicjatywy apostolskie, mianowicie nauczanie czytania i pisania w niedzielnej szkółce Serca Jezusowego w Barcelonie, uczęszczanej przez dzieci ubogich robotników.

Jako najstarsza córka pomagała bardzo swej owdowiałej matce, Teresie Prat Bordoy, w prowadzeniu domu i w wychowaniu młodszego rodzeństwa. Od 16 maja 1896 r., to jest od niespodziewanej śmierci matki, musiała wziąć na siebie całą odpowiedzialność za dom. Liczyła wtedy zaledwie 16 lat. Wspólnie z młodszym o rok bratem Janem, wspomagani przez krewnych, podejmując różne zajęcia (głównie pracę najemną), zapewnili opiekę młodszemu rodzeństwu. Maria Mercedes dbała nie tylko o potrzeby materialne, ale przede wszystkim starała się dobrze wpłynąć wychowawczo na swych młodszych braci i siostrę: troszczyła się o ich formację religijną i wierna przykładowi rodziców nie zaniedbywała codziennej wspólnotowej praktyki odmawiania różańca.

Jakkolwiek już od swego dzieciństwa, przede wszystkim do pobytu w internacie i od dnia pierwszej Komunii s. Maria Mercedes była urzeczona sposobem życia sióstr Stowarzyszenia św. Teresy, nie mówiła nigdy o zamiarze wstąpienia w ich szeregi. Jednak gdy 14 czerwca 1901 r. wzięła udział w obchodach srebrnego jubileuszu erygowania zgromadzenia, wyjawiła swoje pragnienie pozostania terezjanką (tak potocznie nazywane są do dziś duchowe córki Henryka de Ossó: las teresianas),zwierzając się równocześnie, że od dawna czuła w swym sercu powołanie do służby Bożej, ale nie mogła go zrealizować ze względu na obowiązki wobec swych braci i sióstr. „Teraz – powiedziała – nadszedł już chyba odpowiedni moment”. Rzeczywiście, jej młodsze rodzeństwo już bowiem dorosło: najmłodsza siostra, Teresa, miała już 15 lat, bracia, Trinidad ­20, i Jan – 23, a sama Maria Mercedes – 24.

Siostry Terezjanki, ucieszone bardzo decyzją swej byłej wychowanki, przyjęły ją do swego grona bez żadnych zastrzeżeń. Zaproponowały jej jeszcze pogłębienie wiedzy, aby mogła – jako jedna z nich – pracować jako nauczycielka. Równocześnie wraz z nimi uczyła już katechizmu i niektórych innych przedmiotów w szkole i w ubogich dzielnicach miasta.

W dniu 27 czerwca 1904 r. wstąpiła formalnie do Stowarzyszenia św. Teresy. W marcu następnego roku przyjęła habit zakonny i po odbytym dwuletnim nowicjacie, 10 marca 1907 r. złożyła śluby zakonne.

Pracowała najpierw jako nauczycielka i wychowawczyni w kolegium prowadzonym przez zgromadzenie przy ul. Bilbao w Barcelonie. W sierpniu 1909 r., z powodu rozruchów rewolucyjnych, określanych mianem „tragicznego tygodnia” (La semana tragica )w tym mieście, które skądinąd jest jej miastem rodzinnym, udaje się wraz z kilkoma siostrami do Madrytu. Jednak już w końcu września wraca do Barcelony, aby uczestniczyć w Mszy św. prymicyjnej swojego brata, ks. Trinidad Prat y Prat, i by podjąć nauczanie w szkole prowadzonej przez zgromadzenie.

Wierna ideałom nakreślonym przez założyciela, realizuje swoje powołanie zakonne, będąc wierną życiu modlitwy i równocześnie całkowicie oddaną sprawie wychowania i kształcenia dzieci i młodzieży. W dniu 10 marca 1913 r. składa swoje śluby wieczyste i na najbliższej kapitule generalnej zgromadzenia zostaje obrana drugą radną i sekretarką generalną.

Od 1920 r. przebywa w domu macierzystym Stowarzyszenia św. Teresy, gdzie pełni posługę zastępczyni przełożonej przyległego kolegium, w którym prowadzi zajęcia dydaktyczne z wielu przedmiotów, będąc równocześnie mistrzynią sióstr po pierwszej profesji zakonnej. Współpracuje z redakcją miesięcznika „Jesús Maestro” (Jezus Nauczyciel), po dziś dzień wydawanego przez zgromadzenie.

Nazajutrz po wybuchu wojny domowej w Hiszpanii, tj. 19 lipca 1936 r., opuszcza z całą wspólnotą macierzysty klasztor i ukrywa się z grupą sióstr u znajomych. Gdy 23 lipca, ze względu na prześladowanie i bestialskie zbrodnie komunistów w stosunku do osób duchownych, siostry otrzymują od przełożonych nakaz przebrania się w ubrania cywilne i rozproszenia, Maria Mercedes Prat y Prat wyznała: „Zabiją mego brata i mnie, bo jesteśmy duchownymi; poddajemy się jednak we wszystkim temu, czego chce od nas Pan”. Po południu tego samego dnia, gdy ze współsiostrą Joachimą Miguel Paredes udawała się do jej krewnych, aby szukać u nich schronienia, została aresztowana i osadzona w więzieniu „Casal del Can Catala”. Stamtąd, po paru zaledwie godzinach, bo już o godz. 21.00, obydwie siostry zostają wraz kilkoma innymi osobami brutalnie załadowane na ciężarówkę i wywiezione na rozstrzelanie. W grupie tej oprócz nich są dwie zakonnice franciszkanki – siostry Katarzyna i Michaela, jeden brat zakonny – Paweł Noguera ze zgromadzenia Najśw. Serc Jezusa i Maryi, i jedna kobieta – Prudencia Cañellas, która wbrew zakazowi komunistów ukrywała w swym mieszkaniu prześladowane osoby duchowne. Pod osłoną nocy, zmuszani przez milicjantów do wyparcia się Chrystusa, wszyscy oni dochowali wierności swemu Oblubieńcowi. Komuniści trzymali aresztowanych cały czas pod obstrzałem i kilkakrotnie, w celu zastraszenia i psychicznego torturowania, ustawiali ich do rozstrzelania, które przesuwali następnie na później. W końcu oddali do nich strzały, które jednak nie dla wszystkich okazały się śmiertelne. Siostry Joachima i Katarzyna zostały tylko zranione. Pierwsza z nich udała zabitą i dzięki temu ocalała, do drugiej oddano śmiertelne strzały przy próbie ucieczki.

Dzięki siostrze Joachimie, która była też pierwszym świadkiem w procesie beatyfikacyjnym Marii Mercedes Prat, znamy ostanie chwile życia męczennicy. Otóż zraniona śmiertelnie kulami oprawców nie umarła od razu, ale zachowując pełną świadomość umysłu, męczyła się do godz. 2.00 nad ranem następnego dnia: były to chwile szczególnej modlitwy, także za oprawców, którym przebaczyła na wzór swego Mistrza. Odmawiała wspólnie z s. Joachimą modlitwy Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo,i wzbudzała liczne akty strzeliste. Cierpiała bardzo. Zmarła recytując wyznanie wiary – Credo,po otrzymaniu dodatkowego strzału od przechodzącego milicjanta, który zauważył, że była jeszcze przy życiu. Siostra Joachima, udając w tym momencie umarłą, po oddaleniu się milicjanta zbiegła z miejsca egzekucji i ukryła się, jako obywatelka Portugalii, w konsulacie swego kraju. Stała się ona pierwszą osobą rozpowiadającą sławę świętości i heroicznego męczeństwa za wiarę swej współsiostry.

Proces beatyfikacyjny Marii Mercedes Prat, prowadzony przez Postulację Generalną Karmelitów Bosych, rozpoczął się 21 kwietnia 1961 r. w Kurii Arcybiskupiej w Barcelonie. Po jego pozytywnym zakończeniu, w dniu 29 kwietnia 1990 r., podczas Mszy św. pontyfikalnej sprawowanej na Placu św. Piotra w Rzymie, Ojciec Święty Jan Paweł II zaliczył Sługę Bożą do chwały błogosławionych, wraz z innymi dziesięcioma męczennikami hiszpańskiej wojny domowej.

Wspomnienie liturgiczne błogosławionej Marii Mercedes Prat, dziewicy i męczennicy, obchodzi się w zakonie karmelitańskim i w Hiszpanii w dniu 24 lipca, tj. w dniu jej męczeńskiej śmierci, czyli narodzin dla nieba.

Papież, wynosząc ją na ołtarze, powiedział: „W 1936 r., umiera śmiercią męczeńską zakonnica Stowarzyszenia św. Teresy od Jezusa, Maria Mercedes Prat y Prat, którą przed chwilą ogłosiliśmy błogosławioną. Wielka miłość, jaką żywiła w stosunku do Boga i do bliźnich sprawiła, że oddała się ona bez reszty pracy apostolskiej w ramach katechizacji i poprzez dodatkowe nauczanie w szkole niedzielnej. Oprócz cnoty roztropności, wyróżniała się także szczególną cnotą męstwa, która dała się w niej poznać w całej pełni, kiedy zbliżały się chwile niebezpieczeństw i cierpień z powodu prześladowań. Jej wielka miłość bliźniego objawiła się przede wszystkim w geście przebaczenia tym, którzy ją rozstrzelali”

]http://karmel.elk.pl/czytelnia/3-czytelnia/55-malo-znani-swieci-karmelu.html?showall=&start=5

24 lipca
Błogosławiona Joanna z Orvieto, dziewica
Błogosławiona Joanna z Orvieto
Joanna urodziła się ok. 1264 r. w górskiej wiosce włoskiej nieopodal malowniczego, leżącego na górze Orvieto. Osierocona w wieku lat pięciu, zaufała szczególnie Aniołowi Stróżowi. Od dziecka żyła z pracy własnych rąk. Wcześnie odrzuciła propozycje zamążpójścia i udała się do Orvieto, gdzie jako młodziutka szwaczka wstąpiła do Trzeciego Zakonu św. Dominika.*
Dwukrotnie uniknęła zasadzek na niewinność. Wkrótce stała się popularną doradczynią i ofiarną służebnicą w licznych potrzebach ubogich mieszkańców miasteczka. Zwano ją zdrobniale: siostra Vanna. Wydawało się, że nie ma nic innego do roboty, jak tylko spełniać ludzkie życzenia. Była wzorem pociągających cnót. Za krzywdy opłacała dobrem, a znosząc cierpliwie opuszczenie we własnych chorobach, zasłużyła sobie na dar czynienia cudów. Jej modlitwa była tak gorąca, że nawet w zimie podczas niej ciało jej było zlane potem. Cierpienia Chrystusowe przeżywała tak intensywnie, że słychać było, jak gdyby jej się rwały i łamały kości.
Zmarła 23 lipca 1306 r. Jej ciało po śmierci zaczęło wydawać przedziwną woń kwiatów i pozostało nieskażone. Papież Benedykt XIV zatwierdził jej kult 11 września 1754 r.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/07-24e.php3

*

Zakon Dominikanów Świeckich wywodzi swe pochodzenie od św. Dominika Guzmana. Jest to jeden z tych świętych, którego życiorys i dzieło są powszechnie znane. Jest on założycielem Zakonu Braci Kaznodziejów i tak zwanego Zakonu Drugiego – mniszek dominikańskich. Historycy wydaje się są zgodni co do tego, że nawet jeżeli nie założył on osobiście formacji, zwanej dziś Zakonem Dominikanów Świeckich, jest jednak inspiratorem i ojcem duchowym idei złączenia z Zakonem Kaznodziejskim ówczesnego Zakonu od Pokuty, formacji średniowiecznej, przeznaczonej z gruntu dla ludzi świeckich.
Litania do św. Ojca Dominika
Kyrie elejson! Chryste elejson! Kyrie elejson!
Chryste, usłysz nas! Chryste, wysłuchaj nas!

Ojcze z nieba, Boże, zmiłuj się nad nami!
Synu, Odkupicielu świata, Boże, zmiłuj się nad nami!
Duchu Święty, Boże, zmiłuj się nad nami!
Święta Trójco, Jedyny Boże, zmiłuj się nad nami!

Święta Maryjo, módl się za nami!
Królowo Różańca Świętego, módl się za nami!

Święty Patriarcho Dominiku, módl się za nami!
Imieniem Pańskim uprzywilejowany, módl się za nami!
Przez Matkę Bożą synem nazwany, módl się za nami!
Światło Kościoła Bożego, módl się za nami!
Oświecenie świata całego, módl się za nami!
Pochodnio wiary gorejąca, módl się za nami!
Gwiazdo od wieków jaśniejąca, módl się za nami!
Heroldzie słowa Bożego, módl się za nami!
Różo cierpliwości, módl się za nami!
Zbawienia ludzkiego pragnący, módl się za nami!
Męczeństwa pożądający, módl się za nami!
Mężu ewangeliczny, módl się za nami!
Przykładzie głębokiej pokory, módl się za nami!
Miłośniku posłuszeństwa, módl się za nami!
Naśladowco Chrystusowego ubóstwa, módl się za nami!
Filarze zakonności, módl się za nami!
W cnoty wszelkie bogaty, módl się za nami!
Żarliwy kaznodziejo, módl się za nami!
Zwiastunie świętej Ewangelii, módl się za nami!
Chorób ciała i duszy lekarzu doskonały, módl się za nami!
Opiekunie ubogich i strapionych, módl się za nami!
Niezmordowany chwalco Maryi, módl się za nami!
Krzewicielu różańca świętego, módl się za nami!
Z niewinności życia Aniele, módl się za nami!
Zakonów trzech mądry Założycielu, módl się za nami!
W nawracaniu dusz gorliwy Apostole, módl się za nami!
W głoszeniu nauki Jezusowej wierny Ewangelisto, módl się za nami!
W umartwieniu ciała przedziwny Męczenniku, módl się za nami!
Wielością cnót chwalebny Wyznawco, módl się za nami!
Światłem nauki prawdziwy Doktorze, módl się za nami!
Czystością duszy i ciała niewinny Dziewico, módl się za nami!
Zasługami potężny przed Bogiem nasz Ojcze, módl się za nami!
Nauczycielu i wodzu, módl się za nami!

Abyśmy wiernie Ciebie naśladowali, módl się za nami!
Abyśmy zbawieniu ludzkiemu służyli, módl się za nami!
Abyśmy cnotami przed światem jaśnieli, módl się za nami!
Abyśmy Kościołowi świętemu użyteczni byli, módl się za nami!
Abyśmy w niewinności żyli, módl się za nami!
Abyśmy za Twoją przyczyną od wszelkich błędów i nieprawości wolni byli, módl się za nami!
Abyśmy od nagłej i niespodziewanej śmierci byli zachowani, módl się za nami!
Abyśmy łaski ostatecznej dostąpili, módl się za nami!
Abyśmy w godzinie śmierci do chwały wiekuistej przyjęci zostali, módl się za nami!

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.

K. Módl się za nami święty Ojcze Dominiku!
W. Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych!

Módlmy się. Boże, niech święty patriarcha Dominik, gorliwy kaznodzieja Twojej prawdy, wspiera Twój Kościół swoimi zasługami i nauką, i niech zawsze przyczynia się za nami. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

http://www.sluzew.tercjarze.dominikanie.pl/index.php?p=dominik

 

Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Wyszogrodzie pod Kijowem – męczenników Gleba i Borysa. Synowie św. Włodzimierza zginęli z rąk siepaczy, nasłanych przez ich brata Światopełka. Książę Jarosław wybudował im w roku 1071 cerkiew. Kult rozprzestrzenił się szybko, docierając do Czech i Armenii. Na ziemiach polskich długo był bardzo żywy, o czym świadczą wezwania licznych cerkwi, a także uchwała synodu zamojskiego z roku 1720, obowiązująca w diecezjach unickich.

oraz:

bł. Augustyna z Biella, zakonnika (+ 1493); św. Ursycyna, biskupa (+ V w.); św. Wiktora, żołnierza, męczennika (+ III)

Borys i Gleb

Borys i Gleb, święci, imiona chrzestne Roman i Dawid (?- po 1015), książęta kijowscy, młodsi synowie ks. Włodzimierza Wielkiego. Z woli ojca Borys miał panować w Rostowie, Gleb zaś w Muromie. Po śmierci ojca (1015) zamordowani z polecenia starszego brata, Światopełka I, podczas walk o sukcesję. Szczegóły wydarzeń pozostają jednak niejasne, być może uczestniczył w nich także drugi brat, Jarosław Mądry, na którego panowanie przypadają początki kultu zamordowanych. Pierwszy z braci zginął w okolicach Wyszogrodu, drugi – Smoleńska; wg tradycji każdy z nich przyjął śmierć dobrowolnie, na wzór Jezusa Chrystusa. Kanonizowani w 1072 przez ruski Kościół prawosławny (pierwsi rodzimi święci). Centrum ich kultu był Wyszogrod koło Kijowa, gdzie 1072 w nowo wybudowanej, drewnianej świątyni spoczęły zwłoki Borysa i Gleba; kamienną cerkiew konsekrowano w 1115. Wcześniej byli czczeni przez lud jako męczennicy – 1020 (lub 1039) metropolita Jan ułożył poświęcone im oficjum. Ich kult sprzyjał idei umacniania władzy ks. kijowskiego i uniezależnienia Rusi od wpływów bizantyjskich. Postaci Borysa i Gleba były częstym tematem sztuki staroruskiej, także drobnej – ich przedstawienia spotyka się m.in. na krzyżach napierśnych, tzw. enkolpionach (jeden z takich krzyży został znaleziony w Krakowie-Nowej Hucie). Czczeni także przez Kościół katolicki.

 

http://portalwiedzy.onet.pl/60639,,,,borys_i_gleb,haslo.html

 

 

Kaplica Świętych Męczenników Borysa i Gleba

 

 

Kaplica pod wezwaniem Świętych Męczenników Borysa i Gleba w Jurowlanach – prawosławna kaplica cmentarna. Należy do parafii św. Jerzego w Jurowlanach, w dekanacie Sokółka diecezji białostocko-gdańskiej Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego.

Kaplicę wzniesiono w 1865. Budowla drewniana, o konstrukcji zrębowej, orientowana, salowa, zamknięta prostokątnie. Od frontu kruchta. Dachy jednokalenicowe, kryte gontem. Nad centralną częścią nawy niewielka wieżyczka zwieńczona cebulastym hełmem.

Uroczystość patronalna obchodzona jest 6 sierpnia (24 lipca według starego stylu).

Świątynię wpisano do rejestru zabytków 10 lipca 2001 pod nr A-17.

za wikipedia.org.

Imieniny 24 Lipiec

Antoni

Antoni imieniny obchodzi: 9 stycznia, 12 stycznia, 17 stycznia, 6 lutego, 1 Marca, 28 Marca, 3 kwietnia, 10 kwietnia, 7 czerwca, 13 czerwca, 5 lipca, 7 lipca, 24 lipca, 3 września, 24 października, 31 października, 7 listopada oraz 28 grudnia

Imię męskie wywodzące się od starożytnego rodu rzymskich plebejuszów Antonii, lub gens Antonia. Najsłynniejszą postacią z tego rodu był Marcus Antonius, czyli Marek Antoniusz, najpierw współpracownik, a potem przeciwnik Augusta Oktawiana. Skąd się wzięła nazwa tego rodu, nie wiemy; pod koniec republiki rzymskiej greccy literaci poczęli ją wywodzić od syna Herkulesa, Antona.

W Polsce imię Antoni poświadczone jest od połowy XIII w. w postaciach: Antoni, Jantoni, a także Anton i Janton (to ostatnie z Rusi Czerwonej) oraz w formach zdrobniałych: Antonek, Antoniec, Antosz i Jantosz, Antusz. Od tego imienia pochodzą nazwiska typu Antonowicz, Antoniewicz, Antosiewicz. Antoni w Polsce używany jest tylko jako imię chrześcijańskie; dla określenia członków wspomnianego rodu rzymskiego Antonii używamy późniejszego (XVI-wiecznego-) przyswojenia Antoniusz, w którym łac. –ius oddano przez polskie –iusz. Antoni zdominował u nas podobne imię Antonin, które się nie przyjęło. Warto wspomnieć, że odwrotny proces nastąpił u Czechów, gdzie imieniem podstawowym jest Antonin.

Zdrobnieniami i skróceniami formy podstawowej są postacie: Antek, Antoś, Toni, Tosiek itp. Żeńskim odpowiednikiem tego imienia była znana w średniowieczu Antonia, dziś Antonina (zob. poniżej).

Odpowiedniki obcojęz. łac. Antonius, ang. Anthony, fr. Antoine, niem. Antonius, Antoni, Toni, ros. Antonij, wł. Antonio.

Święci i błogosławieni, którzy nosili to imię, są bardzo liczni. Bibliotheca Sanctorum wylicza przeszło osiemdziesięciu. Tutaj przedstawimy kilkunastu.

Antoni Pustelnik. Urodził się około r. 251 w Keman, w Środkowym Egipcie. Wcześnie osierocony, opiekował się siostrą. W dwudziestym roku życia usłyszał przypadkowo Chrystusowe słowa o doskonałości (Mt 19, 21) i wówczas bez zwłoki rozdał biednym majętność. Zabezpieczywszy los siostry, udał się następnie na pustkowie w pobliżu swej rodzinnej wioski i rozpoczął tam życie niezwykle umartwione. Następnie przeniósł się do groty grzebalnej na Pustyni Libijskiej, gdzie stoczył walki z pokusami. Te właśnie walki stały się później ulubionym tematem malarzy i pisarzy. Potem przekroczył Nil i osiedlił się w ruinach opustoszałego zameczku. Rozgłos jego sławy sprawił, że zaczęli do niego ściągać uczniowie. Około r. 305 zdecydował się ich przyjąć i odtąd pustynia zaczęła się zapełniać celkami eremitów. W r. 311 odwiedził Aleksandrię, aby pokrzepić prześladowanych chrześcijan. Mniej więcej w rok później jeszcze raz zmienił miejsce swej pustelni i schronił się w okolice Morza Czerwonego. Utrzymywał jednak kontakty z ludźmi: przyjmował odwiedzających, udzielał im rad, korespondował nawet z cesarzem Konstantynem i jego synami, raz po raz schodził do swych uczniów, którzy pozostali nad Nilem, i jeszcze raz odwiedził Aleksandrię, aby poprzeć Atanazego. Jako stuletni starzec przepowiedział uczniom swój zgon. Wedle tradycji zmarł 17 stycznia 356. W tym też dniu wspominały go martyrologia zachodnie i synaksaria Kościołów wschodnich. Miejsce, w którym go pochowano, zgodnie z jego życzeniem utrzymane zostało w tajemnicy. Odnaleziono je rzekomo cudownie w czasach Justyniana i wówczas relikwie przeniesiono najpierw do Aleksandrii, następnie do Konstantynopola, a pod koniec XI w. do południowej Francji, gdzie później były przedmiotem sporów. Na kult Antoniego i jego ogromny rozwój największy wpływ miał jednak jeden z pierwszych utworów hagiograficznych starożytności, Vita Antonii pióra św. Atanazego. Nie jest to biografia w znaczeniu obecnym, ale raczej panegiryk pisany (około 360 r.) ku zbudowaniu wiernych w stylu właściwym dla swego czasu. Mimo to nie przestaje on być dokumentem pierwszorzędnej wartości, tym cenniejszym, że sporządził go pisarz, który bohatera znał osobiście. Zresztą został on potwierdzony przez innych. Miały te relacje wpływ ogromny. Za przykładem Antoniego poszły nie tylko rzesze chrześcijan z Egiptu, ale również liczne gromady wyznawców z innych stron chrześcijańskiego świata, zapełniając – np. pod Rzymem, Mediolanem czy Trewirem – pustkowia eremickimi celkami, zgrupowanymi w kolonie, które na Wschodzie zaczęto z czasem zwać ławrami (laurae). Żywot Antoniego czytał świeżo nawrócony Augustyn i jego towarzysze. Wszyscy podziwiali w nim ascetyzm wprawdzie surowy, lecz pozbawiony przesady, zmierzający zawsze do zachowania czystości serca i swobody ducha, do zjednoczenia z Bogiem. Mądrość zawartej w nim nauki duchowej kryła się również w subtelnej psychologii i rozeznaniu dróg nadprzyrodzonych, w tym, co później nazwano umiejętnością rozeznawania duchów. Antoni nie stworzył reguły, a to, co zaczęło za nią uchodzić, było zbiorem przepisów sztucznie wyodrębnionych z jego biografii. Jest on autorem siedmiu listów oraz mów, które ocalały w retorycznej przeróbce Atanazego, ale nie napisał traktatu ascetycznego czy kodeksu życia zakonnego. Potomności przekazał raczej ducha, przekonany, że pustelnik kroczyć ma własną drogą. Tym duchem natchnione zostały liczne instytucje życia eremickiego i cenobitycznego. Z czasem powstały także zgromadzenia zakonne, które nawiązały wprost do postaci Antoniego. Na Wschodzie istnieje po dziś dzień siedem takich zgromadzeń -Antonianów-. Kult Antoniego przejawił się ponadto w niezliczonych dziełkach pobożności, w sztuce, w zwyczajach ludowych. Wzywano go w chorobach, zwłaszcza epidemicznych. Był orędownikiem w czasie pożarów. Troszczył się o trzodę i bydło domowe, zwłaszcza o nierogaciznę, o czym świadczy m. in. Rej w Krótkiej rozprawie. Ku jego czci święcono ogień, wodę oraz krzyżyki zwane egipskimi, zbliżone kształtem do greckiej litery Tau. Z czasem kult ten przygasł, przytłumiony nabożeństwem do jego imiennika z Padwy, ale Antoni Pustelnik, zwany także Wielkim, nie przestawał intrygować mistrzów pędzla i pióra (Flaubert, Anatole France).

Antoni Pieczerski – Antypas (Antyp) – bo takie było jego pierwotne imię – pochodził z leżącego na północ od Kijowa grodu Lubecz. Wybrawszy się na wędrówkę po świecie, dotarł na świętą górę Athos i tam zapoznał się z życiem mnichów. Po pewnym czasie przyjęto go do ich grona i wtedy właśnie przyjął zakonne imię Antoni. Nieco później wysłano go na Ruś. Ponieważ nie pociągało go życie w klasztorach kijowskich, zajął odosobnioną pieczarę i wnet zasłynął z surowego życia. Około r. 1054 zebrała się wokół niego grupa dwunastu uczniów, których postrzygł na mnichów, a następnie wraz z nimi wykopał dużą pieczarę i urządził podziemną cerkiew. Miał jednak usposobienie eremity, toteż wkrótce zamianował ihumenem Barłaama, sam zaś usunął się do osobnej pieczary, której już przez 40 lat, aż do śmierci, nie opuszczał. Niemniej mnisi w ważniejszych sprawach zwracali się do niego. On też wyprosił u księcia darowanie całej góry mnichom, dzięki czemu mógł powstać kompleks klasztorny, zwany Pieczerskim, który będzie uchodził za córę -św. góry Athos-. W roku 1945 podjęto pracę nad rekonstrukcją tego zabytku. Antoni interweniował także wtedy, gdy Barłaam powołany został przez księcia Izasława na ihumena nowego klasztoru. Naznaczył wówczas mnichom następnego ihumena w osobie Teodozjusza (Fiedosij), który Ławrze nadał rozmach i ramy organizacyjne i wystarał się o regułę zakonną, przestrzeganą w słynnym klasztorze Studion w Konstantynopolu. Dzięki temu od Antoniego i Teodozjusza wywodzą się w Kościele kijowskim dwa kierunki życia zakonnego: ascetyczny, pustelniczy, pełen wyrzeczeń, reprezentowany przez Antoniego, a przejęty z tradycji palestyńsko-studyckiej; oraz praktykowanie ćwiczeń duchownych pod kierunkiem bardziej doświadczonych osób i działalność społeczno-ascetyczna, którą znowu uosabiał św. Teodozjusz, a przejęta była z tradycji egipsko-syryjsko-athoskiej. Dokładnych danych o życiu Antoniego nie posiadamy. Podstawowe dane przynosi Powiest’ Wriemiennych Let pod r. 1051, nieco szczegółów dorzuca Życie św. Teodozjusza, powstałe w XII w. i przekazane przez Paterykon Klasztoru Kijowsko-Pieczerskiego. Pamiątkę Antoniego Kościoły wschodnio-słowiańskie obchodzą w domniemanym dniu jego śmierci, to jest 10 lipca.

Antoni Padewski, doktor Kościoła. Fernando (bo takie było jego imię chrzestne) urodził się około r. 1195 w Lizbonie. Tam też zapewne uczęszczał do szkoły katedralnej. Prawdopodobnie w piętnastym roku życia wstąpił do kanoników regularnych św. Augustyna, których klasztor znajdował się na przedmieściu. W dwa lata później przeniósł się do klasztoru Santa Cruz w Coimbrze, gdzie dopełnił swego, jak na owe czasy, solidnego wykształcenia, wgłębiając się zwłaszcza w studium Pisma Św. i Ojców. W r. 1220 na wieść o bohaterstwie pierwszych męczenników franciszkańskich, których relikwie przewieziono z Maroka do Coimbry, zapragnął przyłączyć się do Braci Mniejszych. Przywdziawszy ich habit udał się do Olivarez, gdzie osiedlili się przy kościółku Św. Antoniego. Tam właśnie poprosił o zmianę imienia. Wkrótce udał się do Maroka, ale nie zniósłszy klimatu zachorował. Gdy był w drodze powrotnej, okręt gnany burzą zawinął na Sycylię. Pojechał wówczas na kapitułę generalną do Asyżu (1221), skąd zabrał go prowincjał Romanii (środkowe Włochy), Gracjan. Przez czas jakiś przebywał w pustelni Monte Paolo niedaleko Forli, póki przypadkiem nie dał się poznać jako wyjątkowo utalentowany kaznodzieja. Wysłano go tedy czym prędzej na głoszenie słowa Bożego i zwalczanie błędnowierców. W latach 1222-1224 pracował w tym charakterze w północnych Włoszech, następnie zaś udał się do południowej Francji. Wedle tradycji przebywał tam w różnych miejscowościach, niestety, z braku odpowiednich źródeł szczegóły i chronologia tego okresu nie są dostatecznie jasne. W r. 1227 widzimy go znów w Italii. W tym czasie miał objąć urząd prowincjała Romanii, który sprawował do r. 1230. Najlepiej znanym okresem w jego życiu jest jednak czas od przybycia do Padwy (1230). Jest to zarazem czas jego najbardziej intensywnej działalności kaznodziejskiej, która największą popularność osiągnęła w Wielkim Poście 1231 r. Antoni nie tylko gromadził wokół siebie tysiące słuchaczy, doprowadzając ich do poprawy życia, ale także wydatnie zwalczał lichwę, więzienie dłużników i wyzysk biednych. Starał się także o ulżenie losowi ofiar ówczesnych walk (gwelfów i gibelinów) i dlatego jeździł do tyrana Werony, Ezellina III. Z początkiem lata, wyczerpany pracą, usunął się do Camposampiero. Zachorowawszy, zapragnął wrócić do Padwy, ale 13 czerwca zmarł u jej wrót, w klasztorze klarysek z Arcella. Pogrzeb stał się prawdziwą jego apoteozą. W niespełna rok później (30 V 1232) Grzegorz IX kanonizował go w katedrze w Spoleto. Wkótce też rozpoczęto budowę bazyliki, ośrodka jego kultu, którą jednak ukończono dopiero w r. 1424. Postacią świętego bardzo wcześnie zajęli się hagiografowie, toteż powstała bogata o nim literatura, rozkwitły też kwiaty pięknych legend. Osnuty tymi legendami, Antoni stał się w wyobraźni swych czcicieli przede wszystkim wielkim cudotwórcą. Bracia Mniejsi czcili go natomiast przede wszystkim jako kaznodzieję i doktora. Dla nich Antoni był pierwszym lektorem teologii, który to urząd miał spełniać z polecenia św. Franciszka już w r. 1223. W rzeczy samej pozostawił po sobie dorobek pisarski, spośród którego za niewątpliwie autentyczny uznawany jest zbiór kazań Sermones dominicales et in Solemnitatibus Sanctorum. Autorstwo innych albo odrzucono, albo podawane jest w wątpliwość. Wspomniane zaś Sermones to osnowy na użytek kaznodziei, które niejednokrotnie stają się jakby komentarzem biblijnym. Antoni okazuje się w nich doskonałym znawcą Pisma Św., a także wytrawnym moralistą, który zna bolączki swego wieku. Jako uczeń św. Augustyna precyzyjnie wykłada naukę o łasce. Jego znaczenie sprowadza się, mówiąc krótko, do teologii praktycznej, do kaznodziejskiego określenia i umiejętnego wyjaśniania prawd wiary, z bogactwem ich zastosowań. Toteż rychło zaczęto Antoniego nazywać Doktorem ewangelicznym. Cześć tę ukoronował w r. 1946 Pius XII nadając świętemu tytuł Doktora Kościoła. Nieco innym, a bardzo szerokim nurtem popłynęła część świętego pośród licznych rzesz wiernych. Silnie rozbudzona już w w. XIV, szła ona poprzez stulecia, czniąc Antoniego najbardziej popularnym ze świętych. Wzywano go jako orędownika w poszukiwaniu zguby. Był patronem narzeczonych i małżeństw, jego wstawiennictwa szukano przed rozwiązaniem i w niepłodności. Nie sposób zresztą wymienić wszystkich okoliczności tego popularnego orędownictwa, jak nie sposób także wymienić instytucji, bractw pod jego imieniem i innych objawów kultu rozpowszechnionego w całym Kościele. Z częściej spotykanych wspomnijmy jeszcze dwa: pocznając od w. XVII czci się świętego szczególnie we wtorki, co miało być nawiązaniem do dnia, w którym został pochowany. W r. 1890 z inicjatywy Ludwiki Bouffier powstało w Tulonie dzieło, znane dziś powszechnie pod nazwą Chleba św. Antoniego. Popularny kult znalazł też godne odbicie w sztuce. Początkowo Antoni przedstawiany był z książką w ręku; w w. XIV dodano mu ogień, symbol gorliwości; w w. XV serce, a następnie lilię. Od w. XVII jego atrybutem stało się Dzieciątko Jezus i z Nim najczęściej się go przedstawia po dzień dzisiejszy. Dodajmy, że swego pędzla użyczali czci świętego tacy mistrzowie, jak Donatello, Perugino, Corregio, Tycjan, Murillo, Rubens, van Dyck i inni, w Polsce zaś F. Lekszycki i Czechowicz. U nas zresztą kult zaczął się szerzyć stosunkowo późno, bo dopiero w w. XVII, a więc wówczas, kiedy na Zachodzie był już bardzo żywy.

Antoni z Nowogrodu (Dobrynia Jadrejkowicz). Habit mnisi przywdział w Chutyniu nad Wołchowem. Gdy w r. 1212 mieszkańcy Nowogrodu przepędzili z miasta metropolitę Metrofana, Antoniego powołano na opuszczoną stolicę. W siedem lat później Metrofana wezwano z wygnania, a sprawę Antoniego przedłożono arcybiskupowi Kijowa. Osadzono go wtedy na stolicy biskupiej w Przemyślu. Do Nowogrodu wrócił po śmierci Metrofana. Przeżył tam wiele niepokojów, wywoływanych przez zwalczające się stronnictwa. W końcu usunął się do Chutynia, gdzie zmarł 8 października 1238 r. Pozostawił po sobie kilka fundacji, ale do historii przeszedł przede wszystkim jako autor opisu pielgrzymki, którą przed przyjęciem sakry odbył do Konstantynopola. Przechowywany w kilku rękopisach, potąd dostatecznie nie przebadanych, opis ten jest cennym świadectwem, które stolicę cesarstwa przedstawia taką, jaka była przed złupieniem jej przez krzyżowców w r. 1204. Opisując świętości Konstantynopola, Antoni naiwnie powtarzał przy tym legendy (o przechowywanej w Bizancjum lasce Mojżesza, mannie, trąbach jerychońskich itp.), ale podał też wiele szczegółów, których nie odnotowali inni. W prawosławiu rosyjskim autor wspominany jest 14 lutego i 4 października.

Antoni Pavonius urodził się około r. 1326 w Saviglione, w Piemoncie. Już w r. 1341 wstąpił w swym rodzinnym mieście do dominikanów. W dziesięć lat później wyświęcono go na kapłana. W r. 1355 został następcą bł. Piotra z Rufii, inkwizytora, który poniósł z rąk waldensów śmierć męczeńską. Dwukrotnie piastował też urząd przeora. Przede wszystkim oddawał się jednak głoszeniu słowa Bożego. Dzięki swej gorliwości do Kościoła przywiódł wielu zagorzałych innowierców. Wzbudził przez to nienawiść u pozostałych. W r. 1374 zdawał już sobie dobrze sprawę z tego, że poprzysięgają mu zemstę. Zginął 9 kwietnia tegoż roku, gdy po odprawieniu mszy niedzielnej i wygłoszeniu kazania wychodził z kościoła. Ciało przeniesiono do Saviglione, a kult zaaprobował Pius IX. Od czasu, gdy za wstawiennictwem błogosławionego pewien szlachcic odnalazł cenny pergamin, czczono jako pomocnika w odnajdywaniu rzeczy zagubionych. Ten to kult przeszedł z czasem na Antoniego Padewskiego.

Antoni Maria Zaccaria. Urodził się w r. 1502. Po studiach medycznych w Padwie był lekarzem w rodzinnej Cremonie. Spełniał wówczas bezinteresownie nie tylko posługi swego zawodu, ale także katechizował dzieci. W zrozumieniu ogromnych potrzeb duchownych w r. 1528 przyjął święcenia kapłańskie. Zostawszy kapelanem hrabiny Ludwiki Torelli wraz z nią znalazł się w r. 1530 w Mediolanie, gdzie zbliżył się do gorliwych członków Bractwa Wiekuistej Mądrości. Zaprzyjaźniwszy się tam z B. Ferrarim, J. M. Morigią, założył z nimi zgromadzenie kanoników regularnych św. Pawła, aprobowane w r. 1533, później zaś od kościoła Św. Barnaby, przy którym się osiedlili, nazwane barnabitami. Siostrom anielskim od św. Pawła nawróconego, zgromadzonym przez wspomnianą hrabinę Torelli, nadał regułę św. Augustyna i wyjednał aprobatę (1533). Wprowadził zwyczaj piątkowego dzwonienia ku czci Męki Pańskiej. Jego też inicjatywie czterdziestogodzinne nabożeństwo zawdzięcza swój uroczysty charakter, jeśli nie powstanie. Pozostawił ponadto po sobie kilka listów i drobnych pism. Wyczerpany pracą, zmarł 5 lipca 1539, w trzydziestym siódmym roku życia, w Cremonie i rychło zaczął doznawać czci. Ale beatyfikował go i kanonizował (1897) dopiero Leon XIII. Wspomnienie (obecnie memoria ad libitum) umieszczone zostało we właściwym dniu – 5 lipca.

Antoni Ixida i towarzysze. Ostatnie grupki męczenników japońskich, których Pius IX beatyfikował w r. 1867, zginęły w latach trzydziestych XVII w. W dniu 28 września 1630 r. ścięto w Nagasaki sześciu Japończyków, którzy byli augustiańskimi tercjarzami. W dwa lata później pochwycono i zgładzono ostatnich lub też niemal ostatnich misjonarzy kontynuujących dzieło, rozpoczęte przez św. Franciszka Ksawerego. Znalazło się wśród nich trzech augustianów, jeden kapłan diecezjalny, brat franciszkanin oraz o. Antoni Ixida, który często przedstawiany jest jako wódz tej męczeńskiej gromadki.

– Bartłomiej Gutierez urodził się w r. 1580 w mieście Meksyk. Od r. 1606 przebywał na Filipinach. W sześć lat później dotarł do Japonii, kraju swego przeznaczenia. Po powtórnym pobycie w Manili dotarł tam znów w r. 1618. Pracował stosunkowo długo. W listopadzie 1629 r. ujęto go i uwięziono w Nagasaki, gdzie spotkał przyszłych towarzyszy męczeństwa. Przebywali następnie we więzieniu w Omara. W dniu 25 listopada 1631 r. więźniów odtransportowano do Nagasaki. Zginęli po okrutnych torturach.

– Franciszek od Jezusa Ortega był Hiszpanem. Urodził się w Villa Medina pod Palencją. Po otrzymaniu święceń u augustianów wyjechał do Meksyku, a stamtąd w r. 1622 dotarł do Manili. Został potem wikariuszem swego zakonu na terenie Japonii, gdzie pracował potajemnie. Długo siedział w ciężkim więzieniu. Zginął razem z innymi w dniu 3 września 1632 r.

– Gabriel od św. Magdaleny Fonseca pochodził z Nowej Kastylii. Do Braci Mniejszych wstąpił w r. 1612. W Japonii pracował dość długo i z dużym powodzeniem. Zapewniała mu je jego charytatywna działalność, którą prowadził zwłaszcza wśród trędowatych. Ujęto go dość przypadkowo w dniu 20 marca 1630. Długo przetrzymywał go u siebie gubernator, który też korzystał z jego lekarskich porad. Zginął razem z innymi.

– Hieronim de Torres był Japończykiem, wychowanym w seminarium w Arima, a wyświęconym w Manili. Tam został także franciszkańskim tercjarzem. Do ojczyzny wrócił w r. 1628. Aresztowany w trzy lata później, podzielił los innych.

– Wincenty Carvalho był Portugalczykiem. Urodził się w Lizbonie, gdzie też wstąpił do augustianów. W czerwcu 1622 r. przybył do Japonii. Zrazu udawał żonglera, a gdy zdrowie nie pozwoliło mu na kontynuowanie takiego zawodu, trudnił się sprzedażą jarzyn, owoców i ryb. Wydany przez apostatę, ukrył się w górach. Gdy go ujęto, znalazł się we więzieniu z innymi, z którymi też podzielił dalsze losy.

– Antoni Ixida urodził się w r. 1569 w królestwie Arima, w Japonii. Na wychowanie oddano go do szkoły misyjnej. W r. 1589 wstąpił do jezuitów. Gdy otrzymał święcenia kapłańskie, okazało się, że jest świetnym kaznodzieją. Był przy tym energiczny i znał mentalność swoich rodaków. Po prześladowaniach z r. 1597 doprowadził do licznych nawróceń i z Bogiem pojednał wielu apostatów. Potem długo pracował w ukryciu. W czasie nowych prześladowań był pocieszycielem uwięzionych, do których potrafił docierać. Pochwycono go, gdy w Nagasaki zdążał do chorego. We więzieniu w Omura przesiedział dwa lata. Sprowadzony na powrót do Nagasaki, działał wiele dla umocnienia współwięźniów i przygotowania ich na męczeństwo. Przesłuchiwano go i dyskutowano z nim w obecności gubernatora. Bonzowie, którzy uczestniczyli w dyskusjach, niejednokrotnie przyznawali mu rację. Doradzali także, aby dla ocalenia życia zachował pozorną neutralność. Uznał to za równoznaczne z apostazją i zdecydowanie odmówił. Skazano go wówczas na okrutne tortury.

Wszyscy poddani zostali strasznej próbie kąpieli siarczanych. W końcu skazano ich na spalenie. Zapłonęli jako żywe pochodnie w dniu 3 września 1632 r.

Antoni Daniel urodził się 27 maja 1610 r. w Dieppe. Po studiach klasycznych zaczął studiować prawo, ale, przerywając naukę, w dwudziestym roku życia wstąpił do jezuitów. Ukończywszy nowicjat przez cztery lata nauczał w Rouen, potem przeniesiono go do słynnego kolegium Clermont w Paryżu. W latach 1627-1630 studiował teologię, potem znów nauczał w Eu. Gdy w r. 1632 przybył do Nowej Francji, skierowano go do pracy wśród Huronów nad Zatoką Św. Jerzego. Wezwany do powrotu, zajmował się nauczaniem dzieci hurońskich, uczęszczających do otwartego dla nich seminarium. W r. 1637 znów był nad Zatoką. Powierzono mu stacje w Cahiague i Ihonatiria. Znajdowały się one na samym skraju terenów zamieszkałych przez Huronów. W dniu 4 lipca, gdy kończył odprawianie Najśw. Ofiary, osiedle Ihonatiria zaatakowali Irokezi. Udzielił wtedy naprędce chrztu św. dzieciom, które przygotowywały się do przyjęcia tego sakramentu, potem, aby dać im czas do ucieczki, wyszedł sam naprzeciw wrogom. Zrazu stanęli oniemiali, ale gdy otrząsnęli się ze zdumienia, przeszyli go strzałami i pociskami z arkebuza. Martwe ciało wrzucili do kaplicy, którą podpalili. Razem z innymi męczennikami kanadyjskimi Antoniego beatyfikował (1925) i kanonizował (1930) Pius XI.

Antoni Turner urodził się w r. 1628 w Little Dalby, w hrabstwie Leicester. Był synem gorliwego pastora protestanckiego, ale gdy odbywał studia w Cambridge, uległ wpływowi bogobojnej, cierpliwej matki i przyjął katolickie wyznanie wiary. Potem, idąc za przykładem brata, wyjechał z Anglii i w r. 1650 wstąpił w Rzymie do Kolegium Angielskiego. W trzy lata później opuścił Wieczne Miasto i w belgijskim Watten wstąpił do jezuitów. U nich też odbył dalsze studia i przyjął święcenia kapłańskie. Od r. 1661 był już czynny w Worcester. Jego kapłańska działalność przyniosła tam liczne owoce. Aresztowano go na skutek -rewelacji- Tytusa Oatesa, głośnego mistyfikatora. Stawiony w Londynie przed sędziego, bez ogródek wyznał, że jest kapłanem i jezuitą. Razem z innymi skazano go na powieszenie. Trudno jednak powiedzieć, czy egzekucji dokonano razem z innymi w dniu 20 czerwca 1679 r., czy też w dziesięć dni później. Dość, że porwała go ta sama fala prześladowań i razem też z innymi beatyfikował go w r. 1929 Pius XI.

Antoni Baldinucci. Urodził się 19 czerwca 1665 r. we Florencji jako syn Filipa, pisarza i historyka sztuki. Uczył się w szkołach jezuickich. Już w czasach studenckich prowadził systematyczną pracę nad własnym wyrobieniem duchowym i należał do Sodalicji Mariańskiej. W r. 1682 wstąpił w Rzymie do jezuitów. Mając słabe zdrowie, kilkakrotnie przerywał studia; musiał też zrezygnować z wyjazdu na misje w Indiach. Mimo to od r. 1695 aż do śmierci pracował wydajnie jako misjonarz ludowy w okolicach Frascati i Viterbo. Stosował metodę Segneriego: wykład wiary łączył z procesją pokutną i czcią obrazu Matki Boskiej ucieczki grzeszników, który zawsze nosił ze sobą. Rekolekcje dla kapłanów i zakładanie stowarzyszeń religijnych, zwłaszcza Sodalicji Mariańskich uważał oprócz misji za najważniejsze środki odnowienia religijnego. Zmarł w Pofi 7 listopada 1717 r., spoczywa jednakże we Florencji. Beatyfikował go w r. 1893 Leon XIII. Sprawa kanonizacji w toku.

Antoni Lucci należy do tych postaci, które ongiś otaczano czcią i uważano za kandydatów do beatyfikacji, ale które potem poszły w pewne zapomnienie i czci ołtarzy doczekały się dopiero w czasach ostatnich. Antoni urodził się w Agnone del Sannio 2 sierpnia 1681 r. Wcześnie wstąpił do franciszkanów konwentualnych. Studiował w Agnone, potem w Neapolu i Asyżu. Jego zakonnym towarzyszem był wówczas bł. Antoni Fasani. W r. 1705 otrzymał święcenia kapłańskie. Był potem profesorem w Agnone, prowincjałem, w końcu zaś rektorem kolegium Św. Bonawentury w Rzymie. Piastował wtedy urzędy teologa synodu rzymskiego oraz konsultora Św. Oficium. W r. 1729 Benedykt XIII powołał go na stolicę biskupią w Bovino. W diecezji odnowił dyscyplinę kościelną, wybudował katedrę, seminarium duchowne i kilka kościołów. Równocześnie zasłynął jako jałmużnik i zasłużył sobie na przydomek anioła miłości. Zabiegał także o to, aby działalności kościelnej w niczym nie uzależniać od władzy świeckiej. W rękopisie pozostawił podręcznik teologii oraz Ragioni istoriche o franciszkańskich świętych z pierwszej epoki zakonu. Zmarł 25 lipca 1752 r. Jan Paweł II beatyfikował go w r. 1989.

Antoni Maria Gianelli. Urodził się 12 kwietnia 1789 r. w Cerreto w Ligurii jako syn niezamożnych rodziców. Wcześnie zdradzał uzdolnienie i oznaki powołania kapłańskiego. Do seminarium duchownego dostał się dzięki wsparciu Nicoletty Rebizzo. W r. 1812 otrzymał za dyspensą papieską święcenia kapłańskie i wkrótce potem został w Genui wikariuszem. Rychło zabłysnął gorliwością i talentem kaznodziejskim, przeto kardynał Lambruschini powołał go na stanowisko profesora retoryki i prefekta studiów. W r. 1826 został wikariuszem generalnym w Chiavari, gdzie dokonał wielu dalszych dzieł gorliwości kapłańskiej i założył dwa zgromadzenia: Córek Marii -dell’Orto- (Congregatio Religiosarum mulierum S. Mariae ab Hortu), które istnieją i rozwijają się po dziś dzień, oraz Misjonarzy Św. Alfonsa Liguoriego. To ostatnie zgromadzenie, poświęcajce się przede wszystkim misjom ludowym, przestało istnieć rychło po śmierci swego założyciela. Nastąpiła ona w osiem lat po objęciu przezeń biskupstwa w Bobbio, w dniu 7 czerwca 1846 r. Beatyfikował go Pius XI (1925), a kanonizował Pius XII (1951).

Antoni Maria Claret. Urodził się 23 grudnia 1807 r. w Sallent, w Katalonii, jako piąte dziecko spośród jedenaściorga rodzeństwa. Wcześnie rozpoczął pracę w warsztacie swego ojca, który był skromnym tkaczem. W osiemnastym roku życia udał się do Barcelony, aby udoskonalić znajomość rzemiosła. Wykonując je nauczył się równocześnie języków francuskiego i łacińskiego oraz zapoznał ze sztuką drukarską. W r. 1829 wstąpił do seminarium w Vich, nie porzucając jeszcze wcześniejszego zamiaru zostania kartuzem. Z tego czasu datuje się jego przyjaźń z Jakubem Balm-sem. Odznaczał się wówczas raczej pracowitością niż błyskotliwymi zdolnościami. W r. 1835 został kapłanem. W cztery lata później udał się do Rzymu, aby oddać się do dyspozycji Kongregacji Rozkrzewiania Wiary. Po odprawieniu rekolekcji wstąpił do Towarzystwa Jezusowego. W kilka miesięcy później opuścił je na skutek choroby. Wrócił wtedy do Hiszpanii, gdzie powierzono mu administrację parafii. Głównym polem jego działania stały się wówczas rekolekcje i misje ludowe, głoszone na terenie całej Katalonii. Kontynuacją tej działalności było jego intensywne pisarstwo i akcja wydawnicza, dzięki której ukazało się wiele broszur poświęconych pobożności i życiu duchowemu. Na ten czas przypadają również pierwsze niezwykłe dary łaski oraz rozliczne kontakty z osobami, które odegrały wybitną rolę w ożywieniu życia zakonnego tych czasów lub w formowaniu nowego, założonego przezeń zgromadzenia Misjonarzy Synów Niepokalanego Serca Maryi, zwanych często klaretynami. Powstanie tego zgromadzenia przypada na r. 1849, kiedy to gorliwy apostoł powrócił z piętnastomiesięcznej ciężkiej pracy na Wyspach Kanaryjskich. Wkrótce potem zmuszony był opuścić swoje nowe dzieło, podobnie jak założoną dopiero co Libreria religiosa, ponieważ na żądanie Izabeli II mianowany został arcybiskupem Santiago na Kubie. Rządy w zaniedbanej diecezji rozpoczął w r. 1851 od rekolekcji dla kapłanów i misji ludowych w swej biskupiej stolicy. Całe pasterzowanie odznaczało się podobną niestrudzoną gorliwością, toteż po upływie siedmiu lat rządów wyrażało się ono imponującymi liczbami: 53 nowe parafie, 11 tys. wygłoszonych kazań, 30 tys. zalegalizowanych małżeństw, 300 tys. bierzmowań. Dodajmy do tego zabiegi i troski o zdobywanie duchowieństwa i zakładanie nowych domów zakonnych. Osobno wymienić należy nowe zgromadzenie żeńskie pod nazwą Instytutu Apostolskiego Maryi Niepokalanej, którego powstaniu patronował (1855). Nie można też zliczyć wszystkich jego dzieł dobroczynności. Mimo to nie brakło mu wrogów, którzy czterokrotnie dokonywali zamachu na jego życie i spalili mu dom. W r. 1856 został poważnie raniony przez człowieka, którego konkubinę nawrócił. W rok później królowa mianowała go swym spowiednikiem i wezwała na dwór madrycki. Zrezygnował wówczas ze stolicy biskupiej na Kubie i otrzymał tytuł arcybiskupa Traianopolis. Nowe stanowisko nie wpłynęło na zmniejszenie jego gorliwości. Zajmując się sprawami dworu i wychowaniem dzieci królewskich, nie zaprzestał szerokiej działalności kaznodziejskiej, a długie godziny spędzał w konfesjonałach madryckich kościołów. Kontynuował też działalność wydawniczą. Ponadto założył w r. 1858 Akademię pod wezwaniem św. Michała, która gromadziła artystów i pisarzy. Kiedy w dziesięć lat później rewolucja zmusiła rodzinę królewską do opuszczenia Hiszpanii, a ją samą opuścili pochlebcy, on wiernie towarzyszył jej na wygnaniu w Pau i Paryżu. W kwietniu 1869 r. udał się do Rzymu, gdzie prowadził dalej swą działalność pisarską, a następnie bronił nieomylności papieskiej. W lipcu 1870 r., dotknięty chorobą, udał się do domu założonego przez siebie w Prades (Pireneje francuskie), ale usunięty stamtąd na żądanie władz hiszpańskich, schronić się musiał u cystersów w Fontfroide, gdzie pozostał do śmierci. Zmarł 24 października 1870 r. W dwadzieścia siedem lat później jego śmiertelne szczątki przeniesiono do Vich. Beatyfikował go Pius XI (1934), kanonizował natomiast Pius XII (1950).

Bibliografia prac świętego w Commentarium pro religiosis et missionariis, 16 (1935). O życiu i duchowości w DSp 2 (1953), 932-937. Dokumenty papieskie w AAS 26 (1934), 173-179; 44 (1952), 354-358. Inne w Bibl. Ss. 2 (1962), 210, gdzie także nota o ikonografii.

Antoni Chevrier. Urodził się 16 kwietnia 1826 r. w Lyonie. Wyświęcony na kapłana (1850), był wikariuszem w ubogiej parafii na przedmieściu. Tam to powziął myśl pełniejszego poświęcenia się służbie ubogich. Św. Jan Vianney umocnił go w tym postanowieniu. Pracę nad dziećmi łączył ze szczególnym nabożeństwem do Eucharystii, z którego wyrosła potem – w kontakcie z Madame Tamisier – inicjatywa kongresów eucharystycznych. W r. 1859 zainstalował się w Prado, ongiś sali tanecznej, zamienionej przezeń na Providence du Prado. Tam to zbierał dzieci i ubogich. Potem wiele uwagi poświęca przygotowywaniu kandydatów na kapłanów. Umiera 2 października 1879 r., niemal przekonany o niepowodzeniu swego dzieła. Beatyfikuje go w Lyonie w dniu 4 października 1986 Jan Paweł II.

Antoni Maria Pucci. Urodził się 16 kwietnia 1819 r. w Poggiole di Vernio, niedaleko Pistoi, w skromnej i licznej rodzinie wiejskiego kościelnego. W r. 1837 wstąpił we Florencji do serwitów. W sześć lat później otrzymał święcenia kapłańskie i został wikariuszem w Viareggio. Po trzech latach objął tam probostwo, które sprawował potem przez lat 45. Przez czas jakiś był też przełożonym domu zakonnego, a w latach 1884-1890 prowincjałem. W sercach potomnych zapisał się jednak przede wszystkim jako curatino, proboszcz niestrudzony we wszechstronnym duszpasterzowaniu, ojciec ubogich i sierot, ofiarny pocieszyciel chorych, troskliwy opiekun kuracjuszów oraz podróżnych. Był ponadto promotorem stowarzyszeń kościelnych oraz gorliwym przewodnikiem duszpasterstwa stanowego. Zmarł 12 stycznia 1892 r. Beatyfikował go Pius XII, kanonizował zaś Jan XXIII (1962).

http://www.deon.plwww.deon.pl/imieniny/imie,223,antoniego.html

Jakobina

Jakobina imieniny obchodzi: 24 lipca oraz 16 września

Imię żeńskie pochodzenia włoskiego, utworzone od męskiego Jacopo, Giacobbe, Giacomino. U nas nie używane.

Odpowiedniki obcojęz.: łac. Jacobina, wł. Giacomina.

Hagiografowie wymieniają w rozmaitych kontekstach dwie błogosławione Włoszki, które nosiły to imię. Pomijając Jakobinę (Jacopinę, Pinę) z Pizy, dominikankę, tu kilka słów poświęcimy postaci nieco wcześniejszej.

Jakobina z Septizonium (Settesoli). Z pochodzenia była Normandką, natomiast jej mąż należał do możnego w Italii rodu Frangipanich i był panem na Marino. Miała z nim dwóch synów, Jana i Gracjana. Zamieszkiwali dom przy dawnym rzymskim portyku, nazywanym Settesoli (od Septyma Sewera). Gdy św. Franciszek przebywał w Wiecznym Mieście, Jakobina słuchała jego kazań, a potem ofiarowała mu gościnę. Na krótko przed swą śmiercią Biedaczyna z Asyżu zapragnął zobaczyć bogobojną damę, ale Jakobina z własnej inicjatywy przybyła do łoża umierającego. Już przed r. 1217 była wdową. Uwolniwszy się od obowiązków rodzinnych, przeniosła się wtedy do Asyżu i tam zmarła w r. 1239. Ciało złożono w dolnej bazylice, obok relikwii św. Franciszka. Martyrologium franciszkańskie wspomina ją w dniu 8 lutego. Natomiast w literaturze franciszkańskiej często nazywana bywa frate Jacopa.

http://www.deon.plwww.deon.pl/imieniny/imie,1491,jakobina.html

Kinga

Kinga imieniny obchodzi: 24 lipca

Jest to imię wywodzące się z węgierskiej formy zdrobniałej imienia KUNEGUNDA, zapożyczonego przez Węgrów od Niemców. W piśmiennictwie węgierskim występują formy: Kunegund, Kinga, Kynga, Kynka. W Polsce pierwsza nosiła je pochodząca z Węgier żona Bolesława Wstydliwego.

W polskich źródłach poświadczone są formy: Kinga (1278), Kinka (1320-1329). Formy spieszczone dziś używane to: Kinia, Kingusia, Kingusieńka.

Kinga, księżna krakowska. Była córką króla węgierskiego Beli IV oraz jego małżonki Marii, cesarzówny bizantyńskiej. O młodości Kingi wiemy niewiele. Nie znamy nawet daty jej urodzenia. Przyjmowano na ogół r. 1224, ale ostatnio, po uwzględnieniu okruchów wiadomości rocznikarskich, wysuwa się datę o dziesięć lat późniejszą (1234). Jakkolwiek by było, jest rzeczą niewątpliwą, iż wcześnie wciągnięto ja w dynastyczne plany węgierskich Arpadów i naszych Piastów. Już w r. 1239 sprowadzona została do Polski i zaręczona z małoletnim księciem sandomierskim Bolesławem Wstydliwym, który w cztery lata później objął także władanie w Krakowie. Przeżyła wtedy napady tatarskie i walki o tron krakowski. Wtedy właśnie miała księżna przebywać m.in. w zameczku w Pieninach, o czym mówi Długosz i stara tradycja miejscowa. Tradycja przekazuje nam także przeświadczenie o tym, iż po powrocie z tułaczki do Nowego Korczyna – tam bowiem po zniszczeniu Krakowa znajdował się tymczasowo dwór książęcy – Kinga stoczyła walkę o zachowanie dziewictwa w małżeństwie: odniosła w niej zwycięstwo nakłaniając małżonka do wspólnego złożenia ślubu czystości. W świetle idei ascetycznych, żywych na ówczesnych dworach dzięki działalności franciszkańskiej, nie ma w tym nic nieprawdopodobnego. Łatwo również – tym razem w świetle ówczesnych stosunków politycznych i gospodarczych – założyć, iż następna legenda o Kindze, ta mianowicie, która mówi o odkryciu soli w Bochni, wiąże się ze sprowadzeniem do kraju górników węgierskich. W każdym razie w rządach krajem brała udział niepośledni. Toteż Bolesław Wstydliwy oddaje jej w r. 1252 w posiadanie Ziemię Sądecką. Tam to po następnym (1259/60) najeździe tatarskim Kinga tworzy główne dzieło swego życia, mianowicie zakłada starosądecki klasztor klarysek. Sprawa nie należała do najłatwiejszych, skoro po śmierci męża (1279) Leszek Czarny, jego następca na tronie krakowskim, okazał tej fundacji swą niechęć. Kinga była jednak równie wytrwała w przeprowadzeniu swych zamierzeń, co zręczna w pokonywaniu trudności. W r. 1280 fundacja starosądecka doszła do skutku, a w cztery lata później sprawy sporne między fundatorką a księciem zostały ostatecznie zażegnane. Nie wiadomo, kiedy Kinga sama została klaryską. Źródła mówią jednak, iż w r. 1289 złożyła uroczystą profesję. Prawdopodobnie nadal zajmowała się sprawami majątkowymi klasztoru. Tradycja przypisuje jej ponadto wprowadzenie polskich kazań, pacierzy i pieśni do religijnych zwyczajów starosądeckich klarysek. Razem z siostrami zimą 1287/88 Kinga przeżyła jeszcze jeden najazd Tatarów. Umarła po dłuższej chorobie w r. 1292, prawdopodobnie w dniu 24 lipca. Pobożność ludu, zwłaszcza Sądecczyzny, rychło otoczyła ją nimbem świętości i oplotła wieńcem pięknych legend. W zawody z Sądecczyzną poszli górnicy Bochni i Wieliczki. Tym oznakom żywego kultu wtórowali nieznani pisarze, autorzy jej Vita i Miracula, potem Długosz, jego tłumacze i wielu innych. Mimo tak wczesnego i bogatego kultu o jego aprobatę zdołano się wystarać dopiero w r. 1690. Starania o kanonizację rozpoczęto w r. 1742; przerwały je rozbiory.

http://www.deon.plwww.deon.pl/imieniny/imie,1648,kingi.html

Krystyna

Krystyna imieniny obchodzi: 18 stycznia, 14 lutego, 13 Marca, 24 lipca oraz 5 grudnia

Jest to żeńskie imię pochodzenia łacińskiego (zob. KRYSTYN).

W Polsce poświadczone od XIII w. Nosiła je m.in. żona Władysława II, córka cesarza Henryka IV. W języku staropolskim imię to przejęto jako Krzysztyna, Krystyna oraz Kierstyna. Formy skrócone to: Krystka, Krzyszka, Krysia, Krynia.

Odpowiedniki obcojęz.: łac. Cristina, Christina, ang. Christina, Cristina, fr. Christine, niem. Christine, Christina, ros. Christina.

Święte i błogosławione, które nosiły to imię, jedenaście razy pojawiają się w martyrologiach i innych wykazach hagiograficznych. Tu przedstawimy trzy sylwetki:

Krystyna z Tyru lub Bolzano (Włochy). Wspominana w Martyrologium Rzymskim pod dniem 24 lipca. Badania archeologiczne wskazywałyby na wczesny kult tej bliżej nie znanej męczennicy. Odpowiadałoby to wzmiankom w synaksariach wschodnich. Natomiast wczesne martyrologia łacińskie (z Lyonu, Adona) złączyły prawdopodobnie w jedną dwie odrębne wzmianki. Potem świętej dorobiono legendę, podobną w niejednym motywie do legendy o św. Barbarze. Jest więc w niej znowu ojciec, poganin, który nadaremnie przynagla, a potem torturuje córkę, bo chciałby ją oddać na służbę bożkom; jest także wieża, ciemnica, najrozmaitsze wyszukane męczarnie itd. Cokolwiek by można powiedzieć o tej legendzie, należy stwierdzić, że przyczyniła się ona walnie do rozpowszechnienia czci św. Krystyny. Jej kult był w średniowieczu jednym z najbardziej intensywnych. Zaznaczył się także w wyrazisty sposób w sztukach plastycznych. Wystarczy wspomnieć, że świętą Krystynę spotykamy na słynnych mozaikach raweńskich.

Krystyna Przedziwna (Admirabilis). Urodziła się w r. 1150 w Brustem, w belgijskiej Limburgii. Zrazu była skromną pasterką. Około r. 1182 popadła w poważną chorobę. Gdy uznano ją za zmarłą, nagle odzyskała przytomność. Wiodła potem życie wypełnione umartwieniami i niezwykłymi zjawiskami. Usunęła się wówczas do swej przyjaciółki Iwety i przebywała u niej na zamku w Looz, następnie w St. Truiden (St. Trond). Zmarła w r. 1224. Jej życiorys, będący przedmiotem historyczno-teologicznych dyskusji, sporządził Tomasz z Cantimpré. Wspomnienie obchodzone było w dniu 24 lipca.

Krystyna ze Stommeln. Urodziła się w r. 1242 w miejscowości położonej między Kolonią a Neuss. Gdy miała jedenaście lat, doznała pierwszej wizji Chrystusa. Przez rok przebywała u beginek w Kolonii. Pozostawała następnie w swej rodzinnej miejscowości pod opieką rektora Jana. W r. 1267 zetknęła się z Piotrem z Gotlandii. Wybitny dominikanin pozostawał w kontakcie z mistyczką do r. 1286. On też opisał najrozmaitsze przeżycia Krystyny. W r. 1269 otrzymała łaskę stygmatów. Zmarła 6 listopada 1312 r. Pochowano ją zrazu na cmentarzu w Stommeln, później jednak ciało jej przeniesiono do miejscowego kościoła. Od r. 1584 przechowywane jest w Nideggen nad rzeką Roer. Kult błogosławionej zaaprobował w r. 1908 Pius X.

http://www.deon.plwww.deon.pl/imieniny/imie,1724,krystyny.html

Kunegunda

Kunegunda imieniny obchodzi: 3 Marca oraz 24 lipca

Jest to imię dwuczłonowe pochodzenia germańskiego. Składa się z elementów: kunni- (goc. kuni) ‘ród, plemię’ i -gund ‘walka’. Kunegunda to ‘bojowniczka rodu’.

Odpowiedniki obcojęz.: łac. Cunegundis, fr. Cunégonde, niem. Kunigunde, wł. Cunegonda.

Święte i błogosławione, które nosiły to imię, nie są liczne. W wykazach zajmują pięć pozycji. Szóstą zajmuje postać, którą przedstawiliśmy pod imieniem Kinga, bo pod nim przeszła do naszej historii. Tu wystarczy nieco miejsca poświęcić dwom postaciom:

Kunegunda, dziewica. Średniowieczna legenda związała ją ze świętymi Mechtundą, Wigbrandą i Chrischoną. Wszystkie cztery miały być towarzyszkami św. Urszuli. Gdy wracały z Rzymu, zachorowały i zatrzymały się nad Jeziorem Zuryskim. Zmarły w Rapperswil. Kardynał Peraudi dokonał w r. 1504 translacji ich relikwii do Eichsel pod Rheinfelden. Do dziś dnia zdążają tam pielgrzymki i odbywają się uroczyste procesje. Kunegunda jest patronką niewidomych i chromych. Wspomnienie obchodzi się 16 lub 17 czerwca, a w Eichsel w trzecią niedzielę lipca.

Kunegunda, cesarzowa. Urodziła się około r. 978 jako córka Zygfryda, hrabiego na Lützelburgu (Luksemburg). O jej młodości wiemy niewiele. To wszakże pewne, że otrzymała staranne wychowanie i bardzo dobre jak na owe czasy wykształcenie. Między r. 998 a 1000 poślubiła księcia Bawarii, który wkrótce jako Henryk II miał zasiąść na tronie niemieckim, a później otrzymać i objąć w posiadanie koronę cesarską. Razem z nim została też i ona ukoronowana, najpierw (1002) w Paderborn przez arcybiskupa Willigisa z Moguncji, potem (1014) w Rzymie przez papieża Benedykta VIII. W rządach miała niemały udział, zwłaszcza wtedy, gdy pod nieobecność małżonka sprawowała regencję. Towarzyszyła mu także w urządzaniu jego słynnych fundacji. Jej samej (1017) zawdzięcza swe powstanie klasztor w Kaufungen (pod Kassel w Hesji), do którego po śmierci męża (1025) wstąpiła. Zmarła tam 3 marca 1033 r., ale pochowana została obok cesarza w katedrze bamberskiej. Kanonizował ją w 1200 r. Innocenty III. Nieco wcześniej anonimowy pisarz skomponował jej Vita i ubarwił mocno wątkami legendarnymi. Ten to właśnie utwór sprawił, iż długo czczono Kunegundę jako dziewicę albo jej małżeństwo z Henrykiem uważano za dziewicze. Zdaniem historyków XIX i XX w. (qua de re inter historicos multum disceptatum est, notują bollandyści) mniemania tego utrzymać się nie da: małżeństwo było bezdzietne, legenda powstała prawdopodobnie dlatego, że z czasem Henryk i Kunegunda wyrzekli się pożycia. Wielkość Henryka II tkwiłaby raczej w tym, iż nie poszedł za wskazaniami prawa niemieckiego i z małżonką się nie rozstał, ale dochowując wierności praktykował pełną wstrzemięźliwość.

http://www.deon.plwww.deon.pl/imieniny/imie,1737,kunegundy.html

Olga

Olga imieniny obchodzi: 11 lipca oraz 24 lipca

Jest to przejęte ze Skandynawii do języków wschodniosłowiańskich imię Helga (dosł. ‘zdrowa, szczęśliwa’). Pochodzi od starogermańskiego hails (por. niem. heil, heilig ‘zdrowy, szczęśliwy’).

Imię Olga pojawia się w dokumentach średniowiecznych w formach: Olga, Holga, Alga. Dziś imię to występuje w Polsce rzadko.

W r. 1829 wyszła powieść historyczna Al. Bronikowskiego pt. Olgierd i Olga.

Odpowiedniki obcojęz.: łac., ang., fr., wł., ros. Olga, niem. Helga, Helge, Olga.

Święta, która jako jedyna wprowadziła to imię do wykazów hagiograficznych, była żoną Igora, księcia ruskiego. Później nazywano ją Olgą Mądrą, co było może nawiązaniem do skandynawskiego brzmienia jej imienia Helga. Z braku źródeł wiemy o niej niewiele. Cały zresztą okres historii, na który przypada jej życie i działalność, jest okresem licznych przemian i krzyżujących się wpływów; szczegółowe rozeznanie się w tym okresie wydaje się dziś przekraczać badawcze możliwości historyków. Przekazy hagiograficzne są stosunkowo późne; pochodzą z wieków XIII-XVI, toteż nie dostarczają nam wiadomości, które by mogły wyraziście ukazać jej postać. Skąd pochodziła- Przypuszczają onomaści, że ze Skandynawii. Sądzą inni, że z Bułgarii, ale swą hipotezę opierają na piętnastowiecznej wzmiance o Pleskowie (Pskowie-), który gotowi są utożsamić z Pliską. Niepewna jest również data jej ślubu z Igorem. Przyjmuje się natomiast ogólnie, że w r. 945 owdowiała i wtedy objęła za syna, Światosława, rządy regencyjne. Jako regentka okazała wiele energii i przemyślności, może nawet bezwzględności. Kronikarze przypisują jej surowe pacyfikacje. Miała także talent administracyjny (utworzenie pagastów), albo może raczej zmysł państwowo-handlowy. Chrzest przyjęła w latach pięćdziesiątych X stulecia. W czasie wizyty w Konstantynopolu, w 957 r., towarzyszył jej już pop Grzegorz. Potem (959) nawiązała kontakt z cesarzem Ottonem I, którego już jako Helena prosiła o przysłanie biskupa i księży. Ale misja Adalberta, mnicha z Trewiru, konsekrowanego na biskupa misyjnego, spełzła niemal na niczym. W każdym razie w jej otoczeniu chrześcijaństwo krzewiło się i dojrzewało dość intensywnie, toteż metropolita Hilarion, wygłaszając w swoim Słowie o Prawie i łasce (ok. 1050) pochwałę pierwszego chrześcijańskiego władcy, Włodzimierza, miał rację, chwaląc zarazem jego babkę, która dla aktu Włodzimierza stworzyła odpowiednią atmosferę i podstawę. Regencja Olgi skończyła się między r. 960 a 964. Zmarła zaś w r. 969. Kult wedle dostępnych źródeł rozwinął się późno, w związku z kultem Włodzimierza. W XIII w. nazywano ją już powszechnie świętą. Wspominano ją zawsze 11 lipca. W tym też dniu czcili ją grekokatolicy.

 

O autorze: Judyta