Słowo Boże na dziś – 5 listopada 2014r. – środa – Iść za Jezusem znaczy uczynić go pierwszym i najważniejszym w swoim życiu.

Myśl dnia

Małżeństwo to diament szlifowany całe życie.

Antoni Regulski

ŚRODA XXXI TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK IIPIERWSZE CZYTANIE  (Flp 2,12-18)

Zabiegajcie o własne zbawienie

Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Filipian.

Umiłowani moi, skoro zawsze byliście posłuszni, zabiegajcie o własne zbawienie z bojaźnią i drżeniem nie tylko w mojej obecności, lecz jeszcze bardziej teraz, gdy mnie nie ma. Albowiem to Bóg jest w was sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z Jego wolą.
Czyńcie wszystko bez szemrań i powątpiewań, abyście się stali bez zarzutu i bez winy jako nienaganne dzieci Boże pośród narodu zepsutego i przewrotnego. Między nimi jawicie się jako źródła światła w świecie. Trzymajcie się mocno Słowa Życia, abym mógł być dumny w dniu Chrystusa, że nie na próżno biegłem i nie na próżno się trudziłem.
A jeśli nawet krew moja ma być wylana przy ofiarniczej posłudze około waszej wiary, cieszę się i dzielę radość z wami wszystkimi: a także i wy się cieszcie i dzielcie radość ze mną.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 27,1.4.13-14)

Refren: Pan moim światłem i zbawieniem moim.

Pan moim światłem i zbawieniem moim, *
kogo miałbym się lękać?
Pan obrońcą mego życia, *
przed kim miałbym czuć trwogę?

O jedno tylko proszę Pana, o to zabiegam, +
żebym mógł zawsze przebywać w Jego domu, *
przez wszystkie dni mego życia;
abym kosztował słodyczy Pana, *
stale się radował Jego świątynią.

Wierzę, że będę oglądał dobra Pana *
w krainie żyjących.
Oczekuj Pana, bądź mężny, *
nabierz odwagi i oczekuj Pana.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (1 P 4,14)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Błogosławieni jesteście, jeżeli złorzeczą wam z powodu imienia Chrystusa,
albowiem Duch Boży na was spoczywa.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Łk 14,25-33)

Kto nie wyrzeka się wszystkiego, nie może być uczniem Jezusa

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Wielkie tłumy szły z Jezusem. On zwrócił się i rzekł do nich: „Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem.
Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw, a nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej gdyby założył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy patrząc na to zaczęliby drwić z niego: «Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć».
Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju.
Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem».

Oto słowo Pańskie.

*************************************************************************************************************************************
KOMENTARZ

 

 

Być uczniem

Być uczniem to pozwolić się nauczać, kształtować i prowadzić. Być uczniem to zaufać i powierzyć się. Nie wystarczy fizycznie iść za Jezusem. Ewangelia mówi nam, że szły za Nim tłumy… Iść za Jezusem znaczy uczynić go pierwszym i najważniejszym w swoim życiu. Ważniejszym od własnych porażek, upadków, grzechów, trudów, czyli umieć nieść swój krzyż. Iść za Jezusem to także uczynić Go największym skarbem swojego życia, niczego i nikogo nie przedkładać ponad Niego.Jezu, staram się iść wiernie za Tobą i być Twoim uczniem, ale czy potrafię uczynić Cię naprawdę pierwszym i najważniejszym w swoim życiu?

www.edycja.plRozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html
**********************

„Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem”. (…) Jan Paweł II podczas jednego z przemówień do młodzieży z okna na Franciszkańskiej 3 mówił, że gdy był młodym człowiekiem, do prawdziwości Ewangelii przekonywał go brak tanich obietnic. Bóg nie kupuje człowieka obietnicą beztroskiego życia, szybkiej kariery i pespektywą przyjemnych doświadczeń. Daje o wiele więcej – swoje królestwo, ale i oczekuje ofiary, często ze wszystkiego.

Hieronim Kaczmarek OP, „Oremus” listopad 2008, s. 29

TO, NA CO PATRZYLIŚMY

Panie, spraw, abym mógł Cię poznać tak, jak zostałem przez Ciebie poznany (1 Kor 13, 12)

Kiedy Sobór twierdzi, że kapłani powinni dążyć „ku coraz większej świętości” poprzez troski, utrapienia, a nawet niebezpieczeństwa apostolstwa, wskazuje zarazem do tego drogę: „żywiąc i wspierając swą działalność obfitością kontemplacji” (KK 41). Aby kontemplacja nie była pustym słowem lub synonimem złudzeń wyobraźni, trzeba wiernie oddawać się modlitwie osobistej. Jeśli sprawowanie Eucharystii i innych sakramentów jest szczytem łączności z Bogiem, jeśli w szczególny sposób czynią Go obecnym w chrześcijaninie, to jednak trzeba te łączność przeżywać świadomie. „Jeśli my — pisze św. Teresa — przyjąwszy Go w Komunii nie zważamy na Jego obecność [w Eucharystii], zwracamy się ku szukaniu rzeczy poziomych, cóż On ma czynić? Czy może siłą ma nas pociągnąć, abyśmy na Niego patrzyli, czy też gwałtem ma nas przytrzymywać, abyśmy od Niego nie odchodzili, aby nam mógł objawić siebie?… Ale żeby komu jawnie bez zasłony ukazał siebie i dopuścił go do uczestnictwa w wielmożnościach swoich i użyczył mu skarbów swoich, tego uczynić nie zechce, tylko takim, o których wie, ze żarliwie Go pragną” (Dr.d. 34, 13).

Apostoł spragniony poznać Pana, spragniony zażyłości z Nim, nie daje się porwać działalności, lecz tak ją układa, aby każdego dnia móc poświęcić dość czasu na modlitwę osobistą, pamiętając o upomnieniu Jezusa: „Troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba tylko jednego!” (Łk 10, 41). Istotną, jedynie potrzebną rzeczą dla siebie i dla innych jest ścisła łączność z Bogiem, bez której nie ma prawdziwej łączności w miłości z braćmi, bez której prace apostolskie stają się zwykłą działalnością ludzką. Prawda, że na mocy święceń kapłańskich kapłan, nawet jeśli nie posiada głębokiego życia duchowego lub jeśli jest pozbawiony łaski poświęcającej, udziela ważnie sakramentów; jednak jest również prawdą, że jego słowo, przykład, działalność osobista mają zbyt mały wpływ i skuteczność. Jakkolwiek by było, samo udzielanie łaski innym przez wykonywanie najświętszej posługi nie zdoła go uświęcić. Każdy apostoł musi być człowiekiem modlitwy do tego stopnia, by osiągnąć „obfitość kontemplacji na pociechę całemu Kościołowi Bożemu” (KK 41).

  • O Chryste, naucz mnie podnosić oczy i serce do Ciebie, przyzywać na siebie i na świat wody miłości, gasić moje pragnienie w modlitwie, żyć nią, kierować jej strumień ku wszystkim duszom spragnionym…
    O mój Panie Jezu, patrzę na Ciebie w Twoich podróżach w poszukiwaniu dusz naszych: jesteś zmęczony, szedłeś w skwarze południa po gorącym piasku pustyni, a oto siedzisz przy studni Jakuba. Odczuwasz pragnienie i raczysz prosić nas o trochę wody. Nie prosisz dla siebie, lecz dla nas: pragniesz dać siebie samego, ponieważ woda, jaką dotychczas piliśmy, nie gasi pragnienia naszego na cały dzień, a Ty otwierasz nam źródło wieczystej wiosny, z której wypływa napój Życia wiecznego… O, gdybyśmy poznali Twój dar!…
    Lecz aby zgłębić te cuda, trzeba by być Duchem Świętym i czytać w Twoich boskich głębokościach… Ty udzielasz swoim apostołom, o Panie, łaski poznania tych tajemnic. Duch naszego apostolstwa nie jest duchem świata, lecz pochodzi od Ciebie i objawia nam Boże skarby Twojej łaski… Dlatego na próżno człowiek, który rozporządza jedynie zasobami przyrodzonymi, usiłowałby przyswoić sobie sprawy Twojego Ducha… Spraw, o Panie, abym był uległy Twojemu Duchowi… i nie opierał się na innych sądach, jak tylko na sądach Ducha Świętego. Obym mógł zrozumieć i dać się przeniknąć mojemu posłannictwu apostoła, obym mógł posiąść Twojego Ducha, o Chryste, i żyć Nim! (D. Mercier).
  • O Jezu, Ty pragniesz, aby serce Twojego kapłana było przepełnione miłością, pragniesz także, aby umysł jego oświecała prawda i nauka. O Jezu, daj mi miłość ku Tobie, miłość żarliwą, pobożną, żywo pulsującą i otwartą na wszystkie łaski mistycznej zażyłości, które praktykę pobożności kapłańskiej czynią tak pociągającą, modlitwy… której oddawać się jest rozkoszą, jest smakowitym i mocnym pokarmem dla duszy; jest nieustannym źródłem męstwa, pociechy w trudnościach, niekiedy w przykrościach życia oraz posługi kapłańskiej i pasterskiej.
    Daj mi miłość Kościoła świętego i dusz, szczególnie tych powierzonych moim troskom i moim najświętszym odpowiedzialnym obowiązkom: dusz należących do wszystkich grup społecznych; lecz ze szczególnym zainteresowaniem i troską dusz grzeszników, ubogich wszelkiego rodzaju… ożywiając wszystko tchnieniem miłości ewangelicznej (Jan XXIII).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. III, str. 412

http://mateusz.pl/czytania/2014/20141105.htm
************

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus (1873-1897), karmelitanka, doktor Kościoła
List 197 z 17/09/1896

„Nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem”

 

Moja droga siostro, jakże możesz mnie się pytać, czy jest ci możliwym kochanie Boga tak, jak ja Go kocham?… Moje pragnienie męczeństwa jest niczym, to nie daje mi bezgranicznej ufności, którą odczuwam w moim sercu. Szczerze mówiąc, bogactwa duchowe czynią niesprawiedliwym, jeśli się spoczywa na nich z upodobaniem i wierzy się, że są czymś wielkim… Dobrze czuję, że… to, co się dobremu Bogu podoba w mojej małej duszy, to umiłowanie mojej małości i ubóstwa, oraz ślepa nadzieja którą pokładam w Jwgo miłosierdziu. Oto mój jedyny skarb…

Moja droga siostro…, zrozum, że żeby kochać Jezusa… im bardziej jest się słabym, bez pragnień ani cnót, tym bardziej stajemy się otwarci na działanie tej Miłości, która nas pochłania i przemienia. Pragnienie ofiary wystarczy, ale trzeba się zgodzić na pozostanie ubogim i bez sił, a to jest prawdziwie trudne, bo: „Gdzie znaleść prawdziwie ubogiego w duchu? Trzeba daleko szukać”, jak mówi psalmista. Nie mówi, że trzeba szukać między szlachetnymi duszami, ale „daleko”, to znaczy w niskości i nicości.

Trzymajmy się więc z dala od tego, co błyszczy, kochajmy nasze ubóstwo, kochajmy poczucie pustki (duchowej), a wtedy będziemy prawdziwie ubodzy w duchu i Jezus nas odnajdzie; choćbyśmy byli nie wiem jak daleko, to On nas przemieni w płomienie miłości. Och, jakże chciałabym, żebyś zrozumiała co czuję! To ufność i tylko ufność powinna nas prowadzić do Miłości. Czy bojaźń nie prowadzi do sprawiedliwości? (Do surowej sprawiedliwości, którą przedstawia się grzesznikom, ale nie do tej, którą Jezus zachowuje dla kochających Go). Skoro widzimy drogę, biegnijmy nią razem. Tak, czuję to, Jezus chce nam dać te same łaski, chce nam darmo dać swoje Niebo.

www.evzo.pl

********************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

5 listopada

 

Elżbieta i Zachariasz nadają imię synowi Święci Elżbieta i Zachariasz, rodzice św. Jana Chrzciciela

Według Ewangelii św. Łukasza (Łk 1, 5-80) Elżbieta pochodziła z kapłańskiego rodu Aarona. Uchodząca za bezpłodną, mimo podeszłego wieku urodziła Zachariaszowi syna. Jej brzemienność – przedstawiona w kontekście zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie – miała być dowodem, “że dla Boga nie ma nic niemożliwego”. Kiedy Elżbieta była już w szóstym miesiącu ciąży, odwiedziła ją jej kuzynka, Maryja. Elżbieta za natchnieniem Ducha Świętego poznała w niej Matkę Boga i powitała ją słowami: “Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony owoc żywota Twojego”. Maryja pozostała przy Elżbiecie aż do jej rozwiązania. Św. Elżbieta jest patronką matek, żon, położnych.

Zachariasz był ojcem Jana Chrzciciela (Łk 1, 5-25. 59-79). Pochodził z ósmej klasy (gałęzi) kapłańskiej Abiasza (były 24 klasy wywodzące się od Aarona, brata Mojżesza; klasy te ustanowił król Dawid dla uregulowania kolejności służby Bożej w Świątyni). Cerkiew prawosławna, obchodząca do dzisiaj święto wprowadzenia Bogarodzicy do Świątyni Jerozolimskiej utrzymuje, że Zachariasz był tym kapłanem, który trzyletnią Marię wprowadził do Świętego Świętych – miejsca zastrzeżonego dla kapłanów. Tradycja zachodnia nie wspomina o tym wydarzeniu.
Na kartach Biblii Zachariasz przedstawiony jest jako sprawiedliwy mąż żyjący ze swoją żoną Elżbietą w bezdzietnym małżeństwie w Ain Karem niedaleko Jerozolimy. Kiedy – wyznaczony przez losowanie – składał w świątyni ofiarę kadzenia, ukazał mu się archanioł Gabriel i przepowiedział, że jego żona urodzi syna, któremu ma nadać imię Jan. Z powodu niedowierzania został porażony niemotą. Odzyskał mowę dopiero przy obrzezaniu syna, kiedy napisał na tabliczce jego imię: Jan. Ewangelia św. Łukasza wkłada w jego usta hymn Benedictus, który wskazuje na posłannictwo Jana Chrzciciela.

Po narodzeniu Jana Chrzciciela ani Pismo Święte, ani tradycja zachodnia nie podają o jego rodzicach żadnych informacji. Zapewne Zachariasz opuścił ziemię, gdy Jan był jeszcze chłopcem. Tradycja Kościołów Wschodnich opowiada, że gdy król Herod rozkazał, aby wszyscy chłopcy w wieku do dwóch lat w Betlejem i okolicy zostali zabici, sprawiedliwa Elżbieta ukryła się wraz z synem w górach. Żołnierze próbowali dowiedzieć się od Zachariasza, gdzie jest jego syn. Jednak ojciec nie zdradził tej informacji. Zabito go więc pomiędzy świątynią i ołtarzem. Sprawiedliwa Elżbieta miała umrzeć czterdzieści dni po swym mężu, a św. Jan Chrzciciel, ochraniany przez Boga, miał przebywać na pustyni aż do dnia swego pojawienia się narodowi izraelskiemu.
Cześć rodzicom św. Jana Chrzciciela oddawano w Kościele od dawna i to we wszystkich obrządkach. Ciało Zachariasza, odnalezione “cudownie” 11 lutego 415 roku, przewieziono do Konstantynopola, gdzie ku jego czci wystawiono bazylikę. W Rzymie, w bazylice laterańskiej, ma się znajdować relikwia głowy św. Zachariasza. Tradycja nie wspomina natomiast o relikwiach św. Elżbiety.

W ikonografii św. Zachariasz, podobnie jak św. Elżbieta, występują w cyklach poświęconych Janowi Chrzcicielowi. Atrybutami św. Zachariasza są: gałązka oliwna w ręce, imię Jan; czasami bywa przedstawiany na ośle jako zapowiedź Chrystusa triumfującego w Niedzielę Palmową. Św. Elżbieta ukazywana jest często w scenie nawiedzenia NMP lub tuż po urodzeniu św. Jana. Rzadko występuje osobno.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/11-05a.php3

Święty Gerald Święty Gerald, biskup

Gerald urodził się około roku 1080 (lub 1070), prawdopodobnie w szlacheckiej rodzinie. Jako młody chłopiec został kanonikiem regularnym. Około roku 1101 przyjął święcenia kapłańskie. W 1105 r. został wybrany przeorem opactwa Cassan nieopodal Roujan na południu Francji. Opactwu przywrócił dawną świetność, stawiając wiele nowych budynków, w tym szpital. Opat Gerald był bardzo pobożny i poświęcał wiele czasu biednym, a zwłaszcza chorym.
W 1121 r. został biskupem Beziers (obecna archidiecezja Montpellier). Był człowiekiem odznaczającym się podziwu godną szczerością i prostotą. Wiele wysiłku włożył w niesienie ulgi ubogim, wydawał na ich wsparcie całe przychody diecezji. Dlatego w obrazach i rzeźbach rozpoznać go można jako biskupa przedstawianego razem z jałmużnikiem.
Zmarł 5 listopada 1123 roku i zgodnie ze swoją wolą został pochowany w katedrze obok św. Afrodyzjusza, pierwszego biskupa Beziers. Jego relikwie zostały przeniesione w 1259 r. do nieistniejącego już klasztoru św. Klary i tam odbierały cześć aż do czasów wojen religijnych. Rozproszone najpierw przez hugenotów (1562), zostały całkowicie zniszczone w roku 1739, podczas rewolucji francuskiej.
W Roujan zachował się srebrny pierścień św. Geralda, uważany za cudowny, ponieważ przywrócił wzrok wielu dzieciom. Niestety, został on skradziony w 1980 r. Św. Gerald jest patronem Puissalicon, miejsca swojego urodzenia. Jego imię nosi francuskie miasteczko Saint-Guiraud (w Langwedocji).

W ikonografii przedstawiany jest jako biskup rozdający jałmużnę. Jego atrybutem jest mitra, pastorał, księga, jałmużniczka.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/11-05b.php3

Błogosławiona Franciszka Amboise Błogosławiona Franciszka Amboise, zakonnica

Franciszka urodziła się 9 maja 1427 r. w zamku Thouars w zachodniej Francji, jako najstarsza córka Ludwika z Amboise, wicehrabiego Thouars i Marii z Rieux, pochodzącej z rodziny baronów Encenis.
Żyła w czasach wojny stuletniej między Francją a Anglią, która rościła sobie pretensje do korony francuskiej. Niedługo po jej urodzeniu wojna objęła posiadłości rodzinne i musiała z matką przenieść się początkowo do Vannes, a potem na dwór księcia Bretanii w Nantes.
Z powodów politycznych w wieku 4 lat została zaręczona z Piotrem, drugim synem Jana VI Mądrego, księcia Bretanii. Odtąd resztę dzieciństwa spędziła z Joanną, swoją przyszłą teściową, córką i siostrą królów Francji Karola VI i Karola VII, która była kobietą pobożną i cnotliwą i stała się drugą matką dla Franciszki.
Małżeństwo z Piotrem II Franciszka zawarła prawdopodobnie w grudniu 1442 r. Początkowo nie było udane, bo Piotr był człowiekiem zamkniętym, lękliwym, chorobliwym, skrajnie zazdrosnym; zdarzało się, że bardzo źle traktował żonę. Franciszka była natomiast łagodna, pogodna. Dzięki silnej woli udało się jej stopniowo zmieniać usposobienie męża, który – by odpokutować przewinienia młodości – zaczął pomagać jej w dziełach charytatywnych. Małżeństwo było bezdzietne. W 1450 r. niespodziewanie zmarł starszy brat Piotra i w ten sposób mąż Franciszki odziedziczył księstwo Bretanii; ich koronacja odbyła się w Rennes. Jako księżna Bretanii Franciszka rozszerzyła swoją działalność charytatywną na całe państewko. Położyła podwaliny pod system pomocy prawnej dla osób, które nie mogły sobie na nią pozwolić.
Siedem lat po objęciu rządów Piotr niespodziewanie zachorował i w 1457 r. umarł. W swojej ostatniej woli napisał bardzo ciepłe słowa o posłudze i poświęceniu Franciszki. Taką też zapamiętał ją dwór i poddani, którzy mówili potem, że były to “czasy błogosławionej księżnej”: widzieli w niej opiekunkę ubogich, chorych i trędowatych, których w tamtych wojennych latach było bardzo wielu. Próbowano ją znów wyswatać, a nawet w przemyślny sposób porwać. Oparła się zdecydowanie tym zakusom. Interesował się nią m.in. król Ludwik XI, ale mu odmówiła.

Ufundowała konwent klarysek w Nantes i wspomagała konwent dominikański w tym mieście. W 1458 r. brała udział w przygotowaniach do kanonizacji św. Wincentego Ferreriusza, który był znanym misjonarzem i kaznodzieją dominikańskim. Kult tego świętego wzbudziła w niej teściowa, darząca go specjalnym nabożeństwem. W 1459 r. poznała bł. Jana Soretha, generała karmelitów, który chciał rozwinąć żeńską gałąź tego zakonu. W cztery lata później Franciszka wyposażyła pierwszy we Francji żeński konwent karmelitański pod patronatem “Trzech Marii” (Trois Marie) w Bondon w pobliżu Vannes, i przyjęła tam pierwsze zakonnice, pochodzące głównie ze zgromadzenia założonego w Liége przez Jana Soretha. W pięć lat później, w 1468 r., Franciszka rozpoczęła w nim nowicjat, a po roku złożyła śluby. Mimo że była księżną, prosiła, by ją nazywać “służką Chrystusa”. Początkowo pracowała jako pielęgniarka w klasztornym szpitaliku. W 1473 r. została wybrana przeoryszą i była nią już do końca życia. Gdy konwent w Vannes okazał się za mały, w 1477 r. Franciszka założyła, po długich staraniach, większy konwent w Couëts w pobliżu Nantes i przeniosła się tam ze swoimi jedenastoma współsiostrami.
Dawała przykład poświęcenia i charyzmatu karmelitańskiego. Była wyrozumiała, ale bardzo wymagająca. Miała rozsądne matczyne podejście do sióstr jako przełożona. Dbała, by przestrzegano ścisłej reguły. Siostry, zwłaszcza chore, codzienne przyjmowały Komunię św. Rygoryzm Franciszki wyprzedzał o stulecie postanowienia papieża św. Piusa V i uchronił jej klasztory przed złem, które szerzyło się w zakonach bardziej otwartych.
Franciszka głosiła zakonnicom m.in. takie nauki: “Jakiekolwiek problemy i trudności by cię nie przygnębiały, znoś je cierpliwie w świadomości tego, że stanowią one część naszego krzyża. Zaofiaruj pomoc naszemu Panu i noś ciężar Jego krzyża z radością w sercu. Cierpienie nigdy nas nie opuszcza, ale jeśli odrzucimy jeden krzyż, sprawmy, byśmy następnego, być może cięższego, już nie odrzucali. Jeśli ufamy w Bogu i polegamy na Jego pomocy, wszystkie pokusy zła przezwyciężymy. Nie wolno nam nigdy zaprzestać starań i dozwolić, by nasza pielgrzymka uległa wstrzymaniu, ale musimy zawsze poddawać serca nieustannej dyscyplinie”.
Zmarła w stanie ekstazy w Nantes 4 listopada 1485 r. W testamencie zapisała słowa, które często za życia powtarzała: “We wszystkim, co czynicie, kochajcie jeszcze bardziej Boga”.
W momencie wybuchu rewolucji francuskiej we Francji istniały cztery klasztory oparte na konstytucji opracowanej przez Franciszkę. Jej relikwie przetrwały wojny hugenockie i rewolucję francuską, ale trzeba była je kilkakrotnie potajemnie przenosić. Dziś przechowywane są w ołtarzu katedry w Nantes. Inne pamiątki, oryginalne manuskrypty z zasadami wprowadzonymi przez Franciszkę i rękopisy jej medytacji, zaginęły. Beatyfikował ją w 1863 r. Pius IX.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/11-05c.php3

Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Lyonie, we Francji – bł. Gomidasa Keumurdżiana, męczennika. Był synem ormiańskiego kupca z Konstantynopola i sam wykonywał zrazu ten zawód. Był żonaty i miał siedmioro dzieci. W roku 1685 został kapłanem. Jako taki opowiadał się stale za jednością z Rzymem. Naraziło go to na prześladowania ze strony duchowieństwa monofizyckiego. Kilka razy uchodził i krył się. Wykorzystując ten czas, sporządził wierszowaną wersję Dziejów Apostolskich, a potem napisał historię prześladowania. W końcu sam został uwięziony i oskarżony o to, że jest “Frankiem”. Zachęcany do odstępstwa i złożenia monofizyckiego wyznania, okazał się nieustraszonym. Umęczono go w roku 1707. Ambasador Francji wywiózł jego ciało do Lyonu. Męczennika, czczonego zwłaszcza przez Ormian, beatyfikował w roku 1929 Pius XI.

W Hung-Yeu, w Wietnamie – św. Dominika Mau, męczennika. Gdy sędzia próbował go zmiękczyć obietnicami, powiedział: “Po cóż te zabiegi? Czy sądzisz, że masz do czynienia z dziećmi, które dadzą się nastraszyć i obrażą Boga?” Ścięto go w roku 1862. Razem z dwudziestoma innymi, wikariuszem generalnym i wiernymi różnych stanów, beatyfikowano go w roku 1951.

oraz:

świętych męczenników Domnina, Teotyma, Filoteusza i Sylwiana (+ 307); św. Fibicjusa, opata i biskupa (+ VI w.); św. Letusa, prezbitera (+ ok. 875); św. Magnusa, biskupa (+ ok. 550)

 

***************************************************************************************************************

Co kryje serce kobiety

Pytania do refleksji i modlitwy:

  • Co sądzę o biblijnym rozumieniu niepłodności?
  • Czym jest dla mnie płodność (duchowa lub fizyczna)? W jaki sposób się wyraża?
  • W jaki sposób Bóg objawia mi swoje plany?
  • Czy żądam od Boga nadzwyczajnych znaków? Czy może potrafię odczytywać w codzienności Jego obecność i działanie?
  • Czy jestem osobą wyczuloną na znaki nadprzyrodzone? Czy raczej muszę wszystko zmierzyć i zważyć?
  • Czy akceptuję wolność działania Boga?
  • Czym jest dla mnie błogosławieństwo? Czy cenię je sobie?
  • Czy widzę „efekty” mojego zaufania i zawierzenia Bogu?

************************

 

ZACHARIASZ OTRZYMUJE OBIETNICĘ JANA

Widziałam Zachariasza mówiącego do Elżbiety, że jest przepełniony smutkiem, ponieważ zbliża się czas, iż musi iść na ofiarę do świątyni, gdzie, wskutek jego niepłodności, z pogardą na niego spoglądać będą. Zachariasz szedł dwa razy do roku do świątyni. Nie mieszkał on w samym Hebron, lecz w Jucie, oddalonej mniej więcej o kwadrans drogi od Hebron. Pomiędzy obiema miejscowościami leżały jeszcze zapadłe mury, tak iż można było sądzić, ze niegdyś były z sobą złączone. Po innych stronach Hebron leżało jeszcze więcej podobnych szczątków dawnego Hebron, które było niegdyś wielkie jak Jerozolima. W Hebron mieszkali podrzędniejsi, w Jucie przedniejsi kapłani, a Zachariasz był jakoby przewodniczącym wszystkich. Tak jego, jak i Elżbietę niezmiernie tam czczono, ponieważ oboje pochodzili w prostej linii z rodziców pokolenia Aaronowego.


Jan Chrzciciel

Widziałam Zachariasza schodzącego się z licznymi innymi tej okolicy ludźmi na małej majętności, którą w okolicy Juty posiadał, a która składała się z ogrodu z altanami, z domu i studni. Podczas nawiedzenia Maryi również tam był ze świętą rodziną. Nauczał i modlił się z ludźmi, jakby przygotowując się na uroczystość. Mówił im też o swoim wielkim smutku i że mu się wydaje, iż mu się coś wydarzy.

Miejscowość En Kerem (źródło winorośli).
Według tradycji chrześcijańskiej to tu
urodził się i żył Jan Chrzciciel

Widziałam go idącego w towarzystwie tych ludzi do Jerozolimy, widziałam też, że tutaj jeszcze 4 dni czekać musiał, za nim na niego kolej ofiarowania przyszła. Modlił się aż, do tego czasu w przodku w świątyni. Lecz gdy na niego przyszła kolej, wszedł do miejsca świętego, znajdującego się przed wejściem do miejsca najświętszego. Odkryto zasłonę u góry nad ołtarzem kadzenia, tak że gołe niebo widzieć było można. Ofiarującego kapłana nie można było widzieć z dworu, była bowiem przegroda; za to wznoszący się dym można było widzieć.

Święci Elżbieta i Zachariasz,
rodzice św. Jana Chrzciciela

Zdawało się, jakoby Zachariasza mówił do innych kapłanów, iż sam pozostać musi, albowiem widziałam tychże z miejsca świętego znowu wychodzących. Zachariasz udał się do miejsca najświętszego, gdzie ciemno było, i zdawało mi się, jakoby był przyniósł tablice, zawierające przykazania i je na złoty ołtarz kadzenia położył. Gdy zapalił ofiarę kadzenia, widziałam po prawej stronie ołtarza blask na niego zstępujący, a w nim jaśniejące postacie.

Zachariasz, odstąpiwszy zatrwożony, upadł, jakby w zachwyceniu, na prawą stronę ołtarza. Anioł podniósł go, rozmawiał z nim, a Zachariasz odpowiadał. Widziałam z nieba jakby drabinę do niego prowadzącą, i że dwaj aniołowie po niej do niego schodzili i znowu wchodzili. Jeden z nich wziął coś od niego, zaś drugi włożył w jego bok, jakieś jaśniejące, małe ciało, i to tam, gdzie Zachariasz był rozpiął szatę swą. Zaniemówił. Widziałam, iż zanim wyszedł z miejsca świętego, napisał coś na leżącej tamże tabliczce i ją potem wysłał naprzód do Elżbiety, która o tej samej godzinie także widzenie miała.

Scena nadania imienia Jan

Widziałam lud wzruszony i niespokojny, iż Zachariasz tak długo z miejsca św. nie wychodził; już chciano drzwi gwałtem otworzyć. On zaś, zaniósłszy tablicę na powrót do Arki, wyszedł. Nalegano nań, iżby powiedział, dlaczego tak długo w miejscu świętym pozostawał. Chciał mówić, lecz nie mógł i dawał znaki, iż zaniemówił, a potem odszedł. Był on sędziwym, wysokim i bardzo majestatycznej postaci.

Józef był z pomiędzy sześciu braci trzecim z rzędu. Rodzice jego mieszkali w wielkim budynku przed Betlejem, w domu, w którym niegdyś urodził się Dawid, lecz którego tylko jeszcze główne istniały mury. Ojciec jego nazywał się Jakub. Przed domem było wielkie podwórze, a właściwie ogród, w którym znajdowało się źródło, osłonięte z wierzchu domkiem kamiennym; woda z tego źródła wytryskiwała ze łbów zwierzęcych. Ogród otoczony był murami i alejami.

Dom mieszkalny zawierał na dolnym piętrze jedne tylko drzwi, a żadnych okien; zaś na górnym piętrze były okrągłe otwory, nad którymi ciągnęła się szeroka galeria, a na każdym narożniku tej galerii była wieżyczka z kopułą. Z kopuły daleki roztaczał się widok na okolicę. Podobne wieże z kopułą mi były też na pałacu Dawida w Jerozolimie, z takiej też wieży ujrzał Dawid Betsabę. Nad środkiem tą galerią otoczonego płaskiego dachu wznosiło się jeszcze jedno mniejsze piętro, na którym również taka wieża z kopułą się znajdowała.

Tutaj u góry mieszkał Józef z braćmi i pewien sędziwy żyd, ich nauczyciel. Tenże mieszkał na najwyższym piętrze. Wszyscy bracia spali dokoła w jednej izbie, a ich miejsca do spania przegradzały rozwinięte maty, które za dnia ku ścianom zwijano. Widziałam ich bawiących się w swych odgrodzonych miejscach; mieli też zabawki w postaci zwierząt, podobnych do małych mopsów.



Jan Chrzciciel – Sanktuarium Poprzednika Mesjasza

Nauczyciel udzielał im rozmaitych dziwacznych lekcji, których nie rozumiałam. Ułożywszy na ziemi z prętów rozmaite figury, stawiał w nie chłopców, którzy znowu w inne figury wstępowali i pręty rozkładali, potem znowu je układali w inny sposób i dzielili, aby najrozmaitsze powstające figury wymierzać. Widziałam też ich ojca i matkę, lecz niewiele o dzieci się troszczyli. Nie widziałam ich w żadnej z nimi styczności. Nie wydawali się też być ani dobrymi ani złymi. Józef miał może lat osiem. Był zupełnie innym aniżeli bracia, był bardzo utalentowany i uczył się bardzo dobrze; lecz był prostoduszny, spokojny, pobożny i bez ambicji. Widziałam, że drudzy bracia rozmaite płatali i mu figle i wszędzie nim popychali.

Mieli oni oddzielone małe ogrody, a u wejść do tych ogrodów stały przy filarach, nieco zakryte, obrazy podobne do lalek w powijakach. Takie obrazy widuję często, a także na zasłonach w modlitewnikach Anny i świętej Dziewicy, tylko że owa lalka na obrazie w modlitewniku Maryi trzymała na ręku coś podobnego do kielicha, z którego coś wystaje. W tym domu będące obrazy podobne były do lalek w powijakach o okrągłych twarzach, otoczonych promieniami. Mnóstwo takich figur było także w Jerozolimie, mianowicie w dawniejszych czasach, a także pomiędzy ozdobami świątyni. W Egipcie również podobne widziałam, a pomiędzy figurami, które Rachel zabrała ojcu, również były takie, lecz mniejsze. U niektórych żydów takie lalki w powijakach leżały w małych pudełeczkach i koszykach.

Przedstawiały one Mojżesza w koszyczku z sitowia, a powijaki oznaczały związanie prawem. Często przy tym pomyślałam: żydzi mieli obrazki, przedstawiające dziecię Mojżesza, my zaś mamy obrazki, przedstawiające Dzieciątko Jezus.

W ogródkach dla chłopców były krzewy, drzewka i zioła. Widziałam, jak w ogródku Józefowym bracia często potajemnie rośliny rozdeptywali lub wyrywali. Obchodzili się z nim zawsze lekceważąco, on zaś cierpliwie to znosił. Ilekroć w krużgankach naokoło przedsionka modlił się, zwrócony ku ścianie, na kolanach, na ziemię go obalali. Raz widziałam, że jeden z nich Józefa, gdy się modlił, kopnął nogą, w plecy, czego Józef jakoby nie zauważył. Brat powtarzał razy tak długo, aż Józef nie upadł, i poznałam, że był zatopiony w Bogu. Nie mścił się jednak, lecz, odszedłszy spokojnie, szukał innego zacisza.

Po zewnętrznej stronie były przybudowane do muru, ogród otaczającego, małe pomieszkania, w których mieszkały dwie podstarzałe niewiasty o zasłoniętych twarzach, co często przy szkołach tamtejszych się zdarzało. Były to służebne domu. Widziałam je wodę noszące do domu, urządzonego na wzór domu Joachima i Anny, widziałam je zwijające posłania i postawiające przed nie plecionki. Drugich braci widziałam często ze służebnymi rozmawiających, im w pracy pomagających; zaś Józef nigdy z nimi nie rozmawiał. Żył zawsze w odosobnieniu. Zdawało mi się, jakoby też córki w domu były.

Rodzice nie koniecznie byli z niego zadowoleni; chcieli, iżby, korzystając z utalentowania swego, przysposabiał się do jakiego świeckiego urzędu, lecz on nie miał do tego żadnej skłonności. Gdy mniej więcej miał lat dwanaście, widywałam go często po drugiej stronie Betlejem, naprzeciwko groty, będącej stajenką, w której później Chrystus Pan się narodził, u kilku bardzo pobożnych, sędziwych żydówek, które w pewnej jaskini miały ukryte miejsce do modlitwy. Wisiała w nim lampa, a na ścianie rolka, na której głoski były napisane.

Nie wiem, czy to były krewne Józefa, lecz sądzę, że prędzej były krewne Anny. Do tych niewiast przychodził Józef często, gdy był zmartwiony, i modlił się z nimi; przebywał też w ich pobliżu u pewnego cieśli, któremu pomagał w robocie i u którego nauczył się rzemiosła, w czym znajomość sztuki mierzenia bardzo mu się przydała. Wskutek nieprzyjaznego usposobienia braci swych, był Józef zmuszonym, mając mniej więcej lat osiemnaście, w nocy ujść z domu. Pewien przyjaciel z Betlejem dopomógł mu do ucieczki, przynosząc inne szaty.

Widziałam go w Libonie ciesielką się trudniącego. Pracował na utrzymanie u pewnej bardzo ubogiej rodziny. Mąż pracował na swoje i rodziny utrzymanie, wyrabiając takie same surowe plecionki, jakie Józef robił, który ludziom tym z wielką pokorą we wszystkim pomagał.

Widziałam go drwa zbierającego i w wiązkach przynoszącego. Rodzice jego sądzili, że go porwano. Gdy go bracia tutaj wyśledzili, zmartwił się. Pozostał jednak u ubogich tych ludzi i przy swym skromnym zatrudnieniu, którego rodzina jego się wstydziła. Widziałam go później w innej miejscowości (Tanach). Tutaj zamieszkiwała zamożna rodzina, a Józef lepszą robotę dla niej wykonywał. Była to mała miejscowość, lecz miała synagogę. Józef żył bardzo pobożnie i w pokorze, a wszyscy ludzie kochali go bardzo i cenili wysoce. Na końcu pracował u pewnego człowieka w Tyberiadzie, gdzie mieszkał sam w pewnym domu nad wodą.

Rodzice jego od dłuższego czasu już nie żyli, z braci dwóch tylko zamieszkiwało jeszcze w Betlejem, inni się rozeszli. Dom rodzinny przeszedł w inne ręce, a cała rodzina szybko podupadła. Józef był bardzo pobożnym i gorąco o przyjście Mesjasza się modlił. Widziałam, że wobec płci żeńskiej zawsze był nieśmiałym. Krótko przedtem, nim go, celem zawarcia ślubu z Maryją, powołano do Jerozolimy, zamierzał urządzić sobie przy swym mieszkaniu jeszcze więcej osamotniony kącik, w którym by się mógł modlić. Wtem ukazał mu się wśród modlitwy Anioł i powiedział mu, aby tego nie czynił, albowiem, jak niegdyś patriarcha Józef w Egipcie w tym czasie stał się z woli Bożej zawiadowcą zboża w Egipcie, tak samo i teraz jemu ma być powierzonym spichlerz zbawienia. Józef, w swej pokorze nie rozumiejąc tych słów anioła, udał się na modlitwę. Wreszcie został powołany do Jerozolimy, aby świętą Dziewicę zaślubił.

Razem z Maryją miano jeszcze 7 innych dziewic zwolnić ze świątyni, by je za mąż wydać. Święta Anna była z tej przyczyny w Jerozolimie u Maryi. Nie chciała ona świątyni opuścić, lecz oznajmiono jej, że musi poślubić męża. Widziałam sędziwego kapłana, który chodzić już nie mógł, jak go niesiono do miejsca najświętszego. Składano ofiarę kadzenia. Ów kapłan siedząc, modlił się z rolki, a wśród widzenia spoczęła ręka jego na owym miejscu księgi proroka Izajasza, w którym napisano jest o korzeniu Jessego, z którego różdżka wyjdzie (Jesse 11,1.) Potem widziałam, że wszystkich mężów z pokolenia Dawidowego w kraju zawezwano do świątyni.

Przybyło mnóstwo w szatach świątecznych, którym Maryję przedstawiono. Widziałam wśród nich jednego z okolicy Betlejem, młodzieńca bardzo pobożnego, który zawsze gorąco modlił się o to, by do przyjścia Mesjasza mógł się przyczynić. Pragnął gorąco poślubić Maryję. Lecz gdy Maryja płakała, żadnego nie życząc sobie męża, widziałam, że arcykapłan każdemu z tych mężów podał gałązkę i że każdy swą gałązkę podczas modlitwy i ofiarowania w ręku trzymać musiał. Potem złożono wszystkie gałązki w miejscu najświętszym gdyż ten, którego by gałązka zakwitła, miał zostać mężem Maryi. Tymczasem ów młodzieniec, w jednym z przysionków świątyni, wołał z rozszerzonymi ramionami do Boga i płakał bardzo, gdy ani jego gałązka, ani też żadna inna nie zakwitła. Potem opuścili mężowie świątynię, a zaś ów młodzieniec, poszedłszy na górę Karmel, gdzie od czasów Eliasza zawsze pustelnicy mieszkali, żył tutaj, modląc się o przyjście Mesjasza.

Widziałam, że kapłani jeszcze raz w rozmaitych szukali rolkach, czy czasem jeszcze nie istnieje jaki potomek Dawida, który się nie stawił. Ponieważ zaś w rolkach sześciu braci z Betlejem, jako pochodzących od Dawida, naznaczonych było, z których jeden był nieznany i wszelkie wieści o nim zaginęły, przeto dowiadywali się o niego, i w ten sposób wykryli miejsce pobytu Józefa, który 6 mil od Jerozolimy, przy Samarii w pewnej małej miejscowości nad rzeczką pracował pod innym majstrem jako cieśla. Mieszkał tutaj sam jeden w pewnym domku nad wodą. Doniesiono mu, iż do świątyni przybyć musi. Przyszedł w swym najlepszym, ubiorze. Dano mu również gałązkę, a gdy ją na ołtarz chciał położyć, wykwitł z jej czubka biały kwiat, podobny do lilii. Widziałam światłość, jakby Ducha św., na niego zstępującego. Zaprowadzono potem Józefa do komory, w której była Maryja, a ona przyjęła go jako męża swego.

Ślub przypadł, zdaje mi się, według naszej rachuby, na 23 stycznia. Obchodzono go w Jerozolimie, przy górze Syjon, w pewnym domu, gdzie często podobne uroczystości się odbywały. Owe siedem dziewic, które razem z Maryją ze świątyni zwolniono, już się były porozjeżdżały. Zawezwano je na powrót do świątyni, poczym towarzyszyły Maryi po ślubie w uroczystym pochodzie do Nazaret, gdzie Anna cały jej domek urządziła. Wesele trwało 7 lub 8 dni. Uczestniczyły w nim niewiasty i dziewice, towarzyszki Maryi podczas jej pobytu w świątyni, prócz tego liczni krewni Joachima i Anny, również dwie córki z Gofny. Zabito mnóstwo jagniąt i ofiarowano Bogu.

Widziałam bardzo dokładnie szatę godową Maryi. Suknię spodnią miała wełnianą, bez rękawów, ramiona owinięte były przepaskami z białej wełny. Piersi pokrywał aż do szyi biały, klejnotami, perłami itp. naszyty kołnierz. Potem włożyła na się przestronną, z przodu otwartą szatę. Ta szata była od góry do dołu jak płaszcz obszerna, były też przy niej szerokie rękawy. Niebieskie tło sukni przeplatane było wielkimi pąsowymi, białymi i żółtymi różami z listkami, na wzór staroświeckich ornatów, zaś górny rąbek sukni przylegał do białego kołnierza u szyi. Dolny brzeg obszyty był frędzlami i ozdobami.

Na tej sukni zwierzchniej nosiła rodzaj szkaplerza z jedwabiu w złote i białe kwiaty; przed piersiami naszyty był szkaplerz perłami i klejnotami, na pół łokcia był szeroki i spadał ponad przednim otworem sukni aż do rąbka tejże. U dołu były frędzle i guziki. Taśma, tej samej co szkaplerz długości, wisiała na plecach, zaś krótsze i węższe na ramionach. Pod pachami przednia część szkaplerza ściągnięta była z tylną złotymi sznurkami czy też łańcuszkami, przez co szeroka górna część sukni była ściągnięta, zaś napierśnik przylegał tak, że kwiecista materia z pomiędzy sznurków cokolwiek wystawała. Szerokie rękawy spięte były na pośrodku ramienia i przedramienia klamrami i tworzyły bufy naokoło ramion, łokci i rąk.

Na tym stroju miała długi, błękitny płaszcz. Pod szyją był zapięty kosztowną spinką, a naokoło szyi znajdowała się na płaszczu biała fryza jakby z piór lub strzępków jedwabiu. Płaszcz opadał na oba ramiona, lecz po bokach znowu na przodek występował, kończąc się wreszcie w tyle spiczastą powłoką. Rąbek haftowany był złotymi kwiatami.

Włosy jej niewymownie pięknie były trefione. Na środku były rozczesane i podzielone w liczne cienkie, nie splecione promienie. Podwiązane były białym jedwabiem i perłami, formując w ten sposób wielką siatkę, która, spadając na ramiona, pokrywała plecy aż do środka płaszcza jakby spiczasto kończącą się tkaniną. Włosy były na wewnątrz zwijane, a cały brzeg tej sieci z włosów otaczał strój z frędzli i pereł.

Na głowie miała najpierw wianek z białego, surowego jedwabiu czy też wełny, u góry trzema wstążkami z tej samej materii w pęczek ściągnięty. Nad tym spoczywała mniej więcej jak dłoń szeroka korona, obsadzona licznymi różnego koloru klejnotami, trzema klamrami złączona, spojonymi na czubku gałką.

W lewej ręce miała wianek z białych i pąsowych jedwabnych róż, w prawej piękny pozłacany lichtarz bez nogi; nad i pod tą częścią lichtarza, gdzie się go chwytało, była rękojeść z gałkami, podobnie jak u berła. Lichtarz był ku środkowi coraz grubszym, a czubek miał kształt talerzyka, z którego białawy płomień wychodził.

Trzewiki składały się z dwóch prawie jak palec grubych sandałów z obcasami pod podeszwą i pod piętą. Całe sandały były z zielonej materii, tak jakby stopa stała na trawniku, a dwoma białymi, pozłacanymi rzemieniami do nóg były przytwierdzone. Dziewice, przebywające w świątyni, tak ślicznie uczesały Maryję. Widziałam, jak ją czesały, kilka dziewic było tym zajętych, a szło to niesłychanie szybko. Anna przyniosła owe piękne szaty; zaś Maryja tak była pokorną, iż wcale ich przywdziać nie chciała.

Po ślubie podwinięto sploty jej włosów naokoło głowy, zdjęto koronę, zawieszono jej śnieżnej białości welon, sięgający aż do połowy ramion, a na welon wsadzono znowu koronę jej na głowę. Święta Dziewica miała czerwonawo — żółte włosy i ciemne, wysokie, delikatne brwi, bardzo wyniosłe czoło, wielkie ku ziemi spuszczone oczy z długimi, ciemnymi rzęsami, delikatny, prosty, podługowaty nos, bardzo szlachetne, miłe usta, spiczasty podbródek, była wzrostu średniego, a kroczyła w swym bogatym stroju bardzo skromnie i poważnie. W czasie wesela przebrała się w inną, w paski, mniej wspaniałą suknię, z której strzępek posiadam pomiędzy relikwiami. Ową w paski suknię nosiła także w Kanie i podczas innych uroczystości. Suknię ślubną miała jeszcze kilka razy na sobie w świątyni.

Ludzie bardzo zamożni zmieniali suknie podczas wesela trzy do czterech razy. W tych strojnych szatach była Maryja podobną do sławnych niewiast późniejszych czasów, jak np. do cesarzowej Heleny, a nawet do Kunegundy, jakkolwiek pojedynczy strój niewiast żydowskich od stroju tychże się odróżniał, podobnemu więcej do rzymskiego.

Józef nosił długą, szeroką, niebieską sukmanę, zapinaną od piersi aż do obwódki na sznury i guziki. Po bokach były szerokie rękawy, także sznurami ściągane; były owe szeroko podwinięte, a wewnątrz jakby opatrzone kieszeniami. Naokoło szyi miał jakby brunatny kołnierz, rodzaj stuły, a z piersi zwieszały się dwie białe wstęgi. Po ślubie poszedł Józef do Betlejem, gdzie miał do załatwienia interesy, zaś Maryja udała się z dwunastu lub piętnastu niewiastami i dziewicami do domu Anny przy Nazaret. Szły pieszo. Gdy Józef powrócił, widziałam uroczystość w domu Anny. Prócz zwykłych domowników było mniej więcej sześciu gości i kilkoro dzieci. Na stole stały kubki. Święta Dziewica miała na sobie czerwonymi, niebieskimi i białymi kwiatami haftowany płaszcz, na twarzy welon przeźroczysty, a na nim welon czarny.

Widziałam potem Józefa i Maryję w domu w Nazaret. Józef miał na przedzie domu, przed kuchnią, osobne miejsce, trójkątną komorę. Oboje byli nieśmiali i bojaźliwi wobec siebie. Zachowywali się bardzo spokojnie, modląc się.

Raz widziałam, że Anna zabierała się w podróż do Nazaret. Niosła tłumoczek pod pachą, chcąc go zanieść Maryi. Szła przez równinę i zagajenie do Nazaret, leżącego przed pagórkiem. Maryja bardzo płakała i towarzyszyła Annie kawałek drogi z powrotem. Józef był w przedniej części domu, sam jeden w swym przedziale.

Nie mieli właściwego gospodarstwa. Wszystko dostawali od Anny. Widziałam, że Maryja przędła, szyła, lecz wielkimi ściegami. Szaty miały mało szwów i składały się z wielkich szmat. Widziałam ją także haftującą i wykonującą roboty białymi pręcikami. Gotowała bardzo pojedyncze potrawy, a podczas gotowania pieczono chleb w popiele. Żywili się także owczym mlekiem, a co do mięsa, przeważnie gołębiami.

http://pasja.wg.emmerich.fm.interia.pl/zycie_jezusa12a.htm

 

Zachariasz i Elżbieta, rodzice Jana Chrzciciela

Biskup Kazimierz Romaniuk

1. O Zachariaszu wiemy z Ewangelii – tylko Łukasz o nim wspomina (1, 5-25. 57-80):
– że pochodził z ósmej klasy kapłańskiej Abiasza;
– że był małżonkiem Elżbiety;
– że mieszkał ze swą małżonką Elżbietą w Ain Karem niedaleko Jerozolimy;
– że byli to ludzie pobożni, zachowujący Prawo Pańskie;
– że chyba nie byli jednak w pełni szczęśliwi, gdyż nie posiadali potomstwa, którego bardzo pragnęli.
Dwa wydarzenia z życia podeszłego już w latach Zachariasza zasługują na szczególną uwagę:
– zapowiedź narodzin Jana Chrzciciela;
– obrzezanie nowo narodzonego dziecka i nadanie mu imienia.
Zwiastowanie narodzin Jana Chrzciciela zaważyło w sposób wyjątkowy na reszcie życia Zachariasza i na jego stosunku do Boga. Dość nietypowo jak na męża pobożnego zachował się Zachariasz wobec anioła Gabriela; po prostu nie uwierzył w zapowiedź narodzin syna, poddając tym samym w wątpliwość przesłanie samego Boga. Ewangelista tak oto notuje wypowiedzi anioła: „Nie uwierzyłeś słowom moim, które się wypełnią we właściwym czasie” (Łk 1, 20).
Trudno stwierdzić, dlaczego i w co szczególnie Zachariasz nie uwierzył: czy w to, że w tak podeszłym wieku zostanie ojcem, czy też w to, kim miał być i co miał czynić jego przyszły potomek:
– będzie wielki w oczach Pana;
– od łona matki będzie pełen Ducha Świętego;
– wielu spośród Izraela nawróci;
– będzie szedł przed Panem w duchu i mocy Eliasza;
– ma przygotować Panu lud doskonały.
Bezpośrednio przedtem wypowiedział anioł słowa, które po dzień dzisiejszy stanowią podstawę dla definicji aktu wiary jako uznania czegoś za prawdę tylko dlatego, że znajduje się za nią autorytet samego Boga: „Ja jestem Gabriel, który stoi przed Bogiem. Zostałem posłany, aby mówić z tobą i by donieść ci tę dobrą nowinę” (Łk 1, 19). Otóż Zachariasz nie uznał autorytetu samego Boga w osobie anioła Gabriela. Nie uwierzył jego słowom.
Za tę niewiarę spotkała Zachariasza, jak wiadomo, kara w postaci niemożności mówienia aż do czasu narodzin Jana Chrzciciela. I tak zaczęły się dla Zachariasza, od chwili spotkania z aniołem, dni trudne; kiedy wyszedł ze świątyni, nic nie mógł powiedzieć; dawał tylko, jak każdy niemowa, różne znaki. Nigdy nie dowiemy się, co myślał przez czas wspólnego z Elżbietą oczekiwania na narodziny Jana.
Wiadomo natomiast, że zareagował już zgoła inaczej na Bożą interwencję przy nadawaniu imienia nowo narodzonemu dziecku. Ku wyraźnemu zaskoczeniu najbliższych, sądzących, że syn, wedle ówczesnego zwyczaju, otrzyma imię ojca, Zachariasz bez wahania opowiedział się za sugestią Elżbiety. Ona powiedziała: „Będzie się nazywał Jan” (Łk 1, 60). „A on, poprosiwszy o tabliczkę, napisał: Jan jest jego imię” (1, 63).
W tym momencie, jakby w nagrodę za poprawną postawę wobec woli Boga, kończy się czas Zachariaszowej niemożności mówienia. Ewangelista notuje: „Zaraz też otworzyły się jego usta i rozwiązał się język, i mówił wielbiąc Boga” (1, 64).
Zachariaszowi zawdzięczamy sławny hymn uwielbienia Pana i Boga Izraela. Jest to jeden z najbardziej znanych tekstów Nowego Testamentu a został spopularyzowany głównie przez to, że jest odmawiany codziennie w tak zwanych Laudesach, czyli w porannej modlitwie z Liturgii Godzin. Warto zauważyć, że w drugiej części tego hymnu powtarzają się, przynajmniej niektóre, myśli z anielskiego zwiastowania narodzin Jana Chrzciciela:
– że będzie prorokiem Najwyższego;
– że będzie szedł przed obliczem Pana;
– że będzie niósł ludowi wieść o zbawieniu.
W ten sposób Zachariasz jakby chciał dać do zrozumienia, że teraz już wierzy we wszystko, co powiedział anioł. Zresztą przed samym hymnem znajdują się słowa: „napełniony Duchem Świętym prorokował” (1, 67).
Tak więc Zachariasz to bardzo ludzka, ale zdecydowanie pozytywna postać. To przykład moralnej przemiany, dokonanej w człowieku mocą specjalnego napomnienia Bożego. Zachariasz dobrze zrozumiał na wskroś lecznicze właściwości nawet bolesnych doświadczeń zsyłanych na nas przez Boga. Resztę jego życia zapewne wypełniały uczucia radosnej wdzięczności i szczęścia.
Szkoda, że wśród chrześcijan jest tak mało Zachariaszów.

2. Żadnych cieni nie zanotował Ewangelista Łukasz w swej mini-biografii Elżbiety. Nad wszystkim, co o niej przekazał dominuje opis jej nawiedzenia przez Maryję. Wypowiedziane wtedy przez Elżbietę pozdrowienie Maryi, to jakby drugi – pierwszym była zapowiedź narodzin Jezusa – etap biblijnych początków kultu Bogurodzicy. Oto myśli przewodnie tej pramariologii:
– Maryja jest błogosławiona wśród wszystkich niewiast;
– Jest matką Pana;
– Szczególnie błogosławiony jest owoc jej łona;
– Wyniesienie Maryi jest zapłatą za Jej wiarę w spełnienie się obietnic Bożych;
– Pojawienie się Maryi w domu Elżbiety ta ostatnia uważa za całkowicie niczym niezasłużony z jej strony zaszczyt;
– Jeszcze nie narodzony Syn Boży właśnie poprzez Maryję rozpoczyna swoje zbawcze oddziaływanie na ludzi, bo za takie można by uznać symboliczne „poruszenie się dziecięcia” w łonie Elżbiety; tak właśnie „owocuje” owo łono.
Przy okazji wypowiada Elżbieta kilka prawd z zakresu bodaj najwcześniejszej chrystologii nowotestamentalnej. A więc:
– to, że Mesjasz miał się narodzić z niewiasty, bo to oznacza „bycie owocem” maryjnego łona;
– to, że Syn Człowieczy przychodzi na świat ze względu na ludzi;
– to, że przez poruszenie się jeszcze nie narodzonego Jana Chrzciciela ludzkość odczuwa działanie Boga. Zauważmy, że tu znów mamy do czynienia z nawiązaniem do słów anioła Gabriela, zwiastującego narodziny Jezusa. Określenie „łaski pełna” to przecież synonim formuły „błogosławiona między niewiastami”.
W tym opisie nawiedzin Elżbiety przez Maryję jedno pozostanie tajemnicą na zawsze: Skąd, i jak dowiedziała się Elżbieta, że Maryja miała być „Matką jej Pana”? Można by, co najwyżej, przypuszczać, że powiadomił ją anioł, ten sam, który pojawiając się przed Maryją powiedział: „Oto krewna twoja Elżbieta, również poczęła dziecię…” (Łk 1, 36).
Nie trudno też dostrzec, że w wypowiedziach Elżbiety niezwykłość moralnego uprzywilejowania Maryi bierze się z faktu jej wybrania na przyszłą Matkę Mesjasza. Tak więc ta mariologia Elżbiety jest z gruntu chrystologiczna. Do historii zbawienia Zachariasz dostał się za sprawą Jana Chrzciciela, Elżbieta także dlatego, że była matką Jana, ale jeszcze bardziej dlatego, że łączyło ją coś szczególnego, prócz więzów krwi, z Maryją. W każdym razie jej spotkanie z przyszłą Bogurodzicą stanowi treść jednej z tajemnic Różańca Świętego, co świadczy o doniosłości tego wydarzenia w historii zbawienia. Można by też zauważyć, że nawiedziny św. Elżbiety przez Maryję nie tylko stanowiły wspomniany już etap w biblijnej historii kultu Bogurodzicy, lecz zapoczątkowały trwające po dzień dzisiejszy cudowne objawianie się jej ludziom. W odróżnieniu od tych wszystkich późniejszych, w ramach których Maryja upomina nas, przestrzega a często także nad naszym losem płacze, tamto pierwsze było samą radością, bo to przecież pragnienie podzielenia się z Elżbietą prawdą o zwiastowaniu narodzin Jezusa sprowadziły Maryję do Ain Karem. Wtedy też rozpoczęło się posłannictwo Maryi jako pośredniczki łask wszelkich, czego przejawem najpełniejszym będzie udział Maryi w całym dziele zbawienia. I za to czcimy Bogurodzicę jako Współodkupicielkę rodzaju ludzkiego.
W odróżnieniu od Zachariasza rzadko patronującego chrześcijańskim mężczyznom, imię Elżbieta jest bardzo popularne po dzień dzisiejszy, wśród nie tylko zresztą katolickich niewiast. Pojawia się także często wśród wyznawców różnych gałęzi protestantyzmu.
Na koniec refleksja może trochę nieskromna: św. Elżbieta powinna być chyba szczególnie bliska nam Polakom, jako że mamy też naszą własną cząstkę w upowszechnianiu kultu Matki „Matki Pana naszego”. Współuwielbiajmy z Elżbietą Bogurodzicę Maryję.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

O autorze: Judyta