Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny – Piątek, 28 sierpnia 2015 św. Augustyna, biskupa i doktora Kościoła, wspomnienie

Myśl dnia

Jeśli chcesz być wielki, zaczynaj od rzeczy małych.

św. Augustyn

Żyjąc „tu i teraz” mamy jednak żyć roztropnie. Nie traktować przeszłości jako ucieczki,
a przyszłości jako fatum wiszącego nade mną.
Grzegorz Kramer SJ
Nie można “wyjść na spotkanie Oblubieńca”, jeśli nie ma się Miłości. On bowiem jest samą Miłością.
Mieczysław Łusiak SJ
Czuwanie, wytrwałość i systematyczność to cechy, które jeśli są obecne w życiu człowieka,
wtedy jest pokój w jego codziennym życiu. Podejmowane decyzje jeśli są przemyślane,
to prowadza do konkretnego celu. Kiedy zaś jest chaos, wtedy popełniamy błędy,
które prowadzą do wielu nieszczęść.
Mariusz Han SJ
droga-życia
Panie, dodawaj mi siły i odwagi, abym nigdy nie ustawał w drodze do Ciebie.
Dodaj mi odwagi w podejmowaniu nawet najtrudniejszych wyzwań.

PIĄTEK XXI TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK I

PIERWSZE CZYTANIE  (1 Tes 4,1-8)

Nie powołał nas Bóg do nieczystości, ale do świętości

Czytanie z Pierwszego listu świętego Pawła Apostoła do Tesaloniczan.

Bracia, prosimy i zaklinamy was w Panu Jezusie: według tego, coście od nas przejęli w sprawie sposobu postępowania i podobania się Bogu, jak już postępujecie, stawajcie się coraz doskonalsi! Wiecie przecież, jakie nakazy daliśmy wam przez Pana Jezusa.
Albowiem wolą Bożą jest wasze uświęcenie: powstrzymywanie się od rozpusty, aby każdy umiał utrzymywać własne ciało w świętości i we czci, a nie w pożądliwości namiętnej, jak to czynią nie znający Boga poganie. Niech nikt w tej sprawie nie wykracza i nie oszukuje brata swego, albowiem jak wam to przedtem powiedzieliśmy, zapewniając uroczyście: Bóg jest mścicielem tego wszystkiego. Nie powołał nas Bóg do nieczystości, ale do świętości. A więc kto to odrzuca, nie człowieka odrzuca, lecz Boga, który przecież daje wam swego Ducha Świętego.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 97,1 i 2b.5-6.10.11-12)

Refren: Niech sprawiedliwi weselą się w Panu.

Pan króluje, wesel się, ziemio, *
radujcie się, liczne wyspy.
Prawo i sprawiedliwość *
podstawą Jego tronu.

Góry jak wosk topnieją przed obliczem Pana *
przed obliczem władcy całej ziemi.
Jego sprawiedliwość rozgłaszają niebiosa; *
a wszystkie ludy widzą Jego chwałę.

Pan tych miłuje, *
którzy zła nienawidzą,
On strzeże życia swoich świętych, *
wyrywa ich z rąk grzeszników.

Światło wschodzi dla sprawiedliwego *
i radość dla ludzi prawego serca.
Radujcie się w Panu, sprawiedliwi *
i sławcie Jego święte imię.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Łk 21,36)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Czuwajcie i módlcie się w każdym czasie,
abyście mogli stanąć przed Synem Człowieczym.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Mt 25,1-13)

Przypowieść o dziesięciu pannach

Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.

Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść:
„Podobne jest królestwo niebieskie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie oblubieńca. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły ze sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w naczyniach. Gdy się oblubieniec opóźniał, zmorzone snem wszystkie zasnęły.
Lecz o północy rozległo się wołanie: «Oblubieniec idzie, wyjdźcie mu na spotkanie». Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. A nierozsądne rzekły do roztropnych: «Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną». Odpowiedziały roztropne: «Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie».
Gdy one szły kupić, nadszedł oblubieniec. Te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną i drzwi zamknięto. W końcu nadchodzą i pozostałe panny, prosząc: «Panie, panie, otwórz nam». Lecz on odpowiedział: «Zaprawdę powiadam wam, nie znam was».
Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny”.

Oto słowo Pańskie.

 *********************************************************************************************************************

KOMENTARZ

 

 

Aby nie przeoczyć nadejścia Pana

Przypowieść o dziesięciu pannach mówi o potrzebie czuwania. Nie wystarczy powiedzieć: wierzę, a następnie zatrzymać się w miejscu. Nasza relacja z Bogiem potrzebuje wzrostu. Każdy nowy dzień jest zaproszeniem do modlitwy. Ale takiej, która jest żywa i autentyczna. Z nastaniem nocy wszystkie panny  ogarnęło znużenie i sen. Te, które miały oliwę w lampach, wraz z nadejściem Oblubieńca szybko się pozbierały i były gotowe do drogi. Jezus oczekuje od nas, abyśmy byli przygotowani na Jego nadejście. Żyjąc na co dzień słowem Bożym i oraz sakramentami, które sprawuje Kościół, na pewno nigdy nie przeoczymy nadejścia Pana.

Panie, dodawaj mi siły i odwagi, abym nigdy nie ustawał w drodze do Ciebie. Dodaj mi odwagi w podejmowaniu nawet najtrudniejszych wyzwań.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html
*********
87476_foto_5

ROZTROPNOŚĆ

by Grzegorz Kramer SJ

Najpierw to. Głupie panny to tacy ludzie, którzy chcą żyć kosztem innych. Nie podejmują trudu i ryzyka „stracenia” pieniędzy na zakup oliwy. Żyją na zasadzie – „jakoś to będzie”. Ona może być stosowana do wszystkich rejonów życia. Od tych zewnętrznych, bytowych do duchowych i psychiki. Żyjąc „tu i teraz” mamy jednak żyć roztropnie. Nie traktować przeszłości jako ucieczki, a przyszłości jako fatum wiszącego nade mną.

Drugie jest to. „Mogłoby i nam, i wam nie starczyć”. Głupia litość. Czasami sami na sobie wymuszamy taką litość albo inni ją na nas wymuszają. Słyszymy głos, z nas albo z zewnątrz, że skoro jesteś chrześcijaninem to musisz coś: zrobić, dać, powiedzieć itd.

I jeszcze to. Ta przypowieść nie jest tak naprawdę o przedsiębiorczości, ale o czuwaniu. Czuwanie to jednak jest o tyle ciekawe, że wszystkie dziesięć posnęło. Nie zawsze czuwanie polega na nie-spaniu. Tym razem Panu chodzi o zapasy. Możesz zasnąć, stracić kontakt z rzeczywistością, ale miej zapasy. Co nimi jest?

A Mareczek podsunął mi kiedyś taką interpretację. Te kobity to obraz naszego życia duchowego. Ignacy mówi o dynamice pocieszenia i strapienia. Pełne lampy to okresy, kiedy jest dobrze, wszystko wydaje się łatwe, Bóg jest blisko, kontakt z Nim prosty. Jednak przychodzi czas snu, czas w którym nie czuje się Boga, stan, który jest owocem zmęczenia, znużenia. Czas strapienia. Zapas oliwy to jest roztropność, o której mówi Ignacy, polegająca na tym, by się nie udławić tym pocieszeniem, by pamiętać, że to nie jest jedyny czas w życiu.

http://kramer.blog.deon.pl/2015/08/28/roztropnosc/

*********

#Ewangelia: Zaopatrzmy się w Miłość

Mieczysław Łusiak SJ

Mieczysław Łusiak SJ

28.08.2015 07:23
(fot. shutterstock.com)

Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść: “Podobne jest królestwo niebieskie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie oblubieńca. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych.

 

Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły ze sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w naczyniach. Gdy się oblubieniec opóźniał, zmorzone snem wszystkie zasnęły.

 

Lecz o północy rozległo się wołanie: «Oblubieniec idzie, wyjdźcie mu na spotkanie!» Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. A nierozsądne rzekły do roztropnych: «Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną». Odpowiedziały roztropne: «Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie». Gdy one szły kupić, nadszedł oblubieniec: te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną i drzwi zamknięto. W końcu nadchodzą i pozostałe panny, prosząc: «Panie, panie, otwórz nam». Lecz on odpowiedział: «Zaprawdę powiadam wam, nie znam was».

 

Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny”.

 

Komentarz do Ewangelii:

 

“Czuwać” nie oznacza “nigdy nie zasnąć”. “Czuwać”, to mieć zawsze wszystko, co jest niezbędne do życia wiecznego. A do życia wiecznego niezbędna jest Miłość. To ona jest ową “oliwą”. Nie można “wyjść na spotkanie Oblubieńca”, jeśli nie ma się Miłości. On bowiem jest samą Miłością. To nie oznacza, że w chwili śmierci musimy być doskonali w Miłości, by pójść do Nieba, ale musimy być już jakoś w nią zaopatrzeni, tak by wystarczyło tylko jej oczyszczenie, czyli pełne rozpalenie.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2545,ewangelia-zaopatrzmy-sie-w-milosc.html

************

 

Na dobranoc i dzień dobry – Mt 25, 1-13

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. -Snugg- / Foter / CC BY-NC)

Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia…

 

Przypowieść o pannach roztropnych i nierozsądnych
Jezus powiedział swoim uczniom tę przypowieść: Podobne jest królestwo niebieskie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie pana młodego. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły z sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w naczyniach. Gdy się pan młody opóźniał, zmorzone snem wszystkie zasnęły. Lecz o północy rozległo się wołanie: Pan młody idzie, wyjdźcie mu na spotkanie!

 

Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. A nierozsądne rzekły do roztropnych: Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną. Odpowiedziały roztropne: Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie! Gdy one szły kupić, nadszedł pan młody. Te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną, i drzwi zamknięto.

 

W końcu nadchodzą i pozostałe panny, prosząc: Panie, panie, otwórz nam! Lecz on odpowiedział: Zaprawdę, powiadam wam, nie znam was. Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny.

 

Opowiadanie pt. “O dwóch mnichach i życiu pozagrobowym”
Dwóch mnichów (pobożnych i roztropnych) umówiło się, że ten, który pierwszy umrze, da znać drugiemu o tym, czy zaświaty wyglądają właśnie tak, jak to oni sobie wyobrażali; czy też inaczej.

 

Meldunek miał być krótki i rzeczowy, i miał zawierać tylko jedno słowo: albo “totaliter”  (“całkowicie tak”), albo “aliterd” (“inaczej”).

 

Po śmierci pierwszego z nich przychodzi wiadomość: “Totaliter aliterd” (“całkowicie inaczej!”).

 

Refleksja
Czuwanie, wytrwałość i systematyczność to cechy, które jeśli są obecne w życiu człowieka, wtedy jest pokój w jego codziennym życiu. Podejmowane decyzje jeśli są przemyślane, to prowadza do konkretnego celu. Kiedy zaś jest chaos, wtedy popełniamy błędy, które prowadzą do wielu nieszczęść. Dlatego tak bardzo ważne jest planowanie tego, co będzie kiedyś. Tylko zastanawiając się i przewidując to, co będzie, jest duża szansa, abyśmy nasze życie zakończyli z uśmiechem na twarzy, dziękując Bogu za każdy dzień…

 

Jezus uczy nas, że roztropność jest bardzo ważna w naszym życiu. Bez niej możemy być zaskoczeni wydarzeniami, które będą miały miejsce w przyszłości. Ludzie roztropni wiedzą o tym, że nie można myśleć tylko o tu i teraz. Uwzględniają oni nie tylko wydarzenia czasu przeszłego, teraźniejszego, ale potrafią przewidzieć “rzeczy” przyszłe. Aby tak się stało, potrzebna jest spokój, roztropność i nasza mądrość…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Jak wyrobić w sobie wytrwałość i systematyczność?
2. Dlaczego przewidywanie jest tak ważne?
3. Jak przewidywać “rzeczy” przyszłe?

 

I tak na koniec…
[…] praca to wysiłek, lecz także mądrość i wytrwałość; nie chodzi tu o użycie brutalnej siły wobec materii, lecz o to, by wiedzieć, co się chce zrobić i dlaczego […] (M. Eduardo Mendoza, Rok potopu)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,368,na-dobranoc-i-dzien-dobry-mt-25-1-13.html

*********

Św. Augustyna

0,17 / 12,43
Ewangelia jest słowem, którym Bóg pragnie karmić nas każdego dnia. Wsłuchaj się w to, co Bóg mówi dziś do ciebie.Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Mateusza
Mt 25, 1–13
Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść: «Podobne jest królestwo niebieskie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie oblubieńca. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły z sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w naczyniach. Gdy się oblubieniec opóźniał, zmorzone snem wszystkie zasnęły. Lecz o północy rozległo się wołanie: „Oblubieniec idzie, wyjdźcie mu na spotkanie”. Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. A nierozsądne rzekły do roztropnych: „Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną”. Odpowiedziały roztropne: „Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie”. Gdy one szły kupić, nadszedł oblubieniec. Te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną i drzwi zamknięto. W końcu nadchodzą i pozostałe panny, prosząc: „Panie, panie, otwórz nam”. Lecz on odpowiedział: „Zaprawdę powiadam wam, nie znam was”. Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny».Wszystkie panny z usłyszanej przypowieści poznały Boga i wyszły Mu na spotkanie. Oznacza to, że została zaszczepiona w nich wiara. Ty również otrzymałeś ten drogocenny dar. Co z nim robisz? Czy bliżej ci do panien roztropnych, czy nierozsądnych?

Panny, aby w ich lampach nie zgasnął płomień, potrzebowały oliwy. Wiara nie jest ci dana raz na zawsze. Aby była żywa, musi być tak jak ogień w lampie, odpowiednio podtrzymywana. Czas ofiarowany Bogu, czytanie Pisma Świętego, wytrwałość w poznawaniu Boga, to wszystko stanowi oliwę, dzięki której płomień wiary nie gaśnie. Zastanów się, jak ty dbasz o swoją wiarę?

Mogłoby się wydawać, że nierozsądne panny nie zawiniły aż tak bardzo, by usłyszeć od Oblubieńca tak ostre zdanie: „Nie znam was”, on jednak rzeczywiście nie rozpoznał ich, gdyż ich lampy nie płonęły. Niech te słowa będą dla ciebie przestrogą, ale także zachętą do tego, by pogłębiać swoją wiarę, gdyż to ona jest tym światłem, dzięki któremu zostaniesz rozpoznany przez Chrystusa. Nie zniechęcaj się, nawet jeśli Oblubieniec się opóźnia.

Poproś dziś Jezusa o to, aby nigdy nie zabrakło ci wytrwałości w trosce o rozwój swojej wiary.

http://modlitwawdrodze.pl/home/
***********************************************************************************************************************
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
28 SIERPNIA
********

Św. Augustyn – nawrócony łzami i modlitwą

Marek Wójtowicz SJ

(fot. Renata Sedmakova / Shutterstock.com)

Życie i teologia św. Augustyna na trwale wpisała się w żywą tradycję Kościoła. Były w Augustynie wielka pasja i umiłowanie życia, filozoficzny głód prawdy, dobra i piękna, ale jego serce pozostawało niespokojne.

W rozterkach i duchowym zagubieniu towarzyszyła świętemu jego matka św. Monika. Przez wiele lat zanosiła wytrwałą modlitwę do Boga o nawrócenie syna. Pewnego dnia św. Ambroży, biskup Mediolanu, pocieszył ją słowami: matka tylu łez nie może być nie wysłuchana przez Boga. Wreszcie niewypowiedziana tęsknota za Bogiem oraz nieustanne poszukiwania intelektualne i religijne Augustyna zaowocowały jego spotkaniem z Jezusem Chrystusem.

Augustyn urodził się 13 listopada 354 roku w Tagaście, w rodzinie ojca poganina i wiernej Chrystusowi matki, Moniki, która przez heroiczną ufność wyprosiła u Boga łaskę przyjęcia chrztu przez męża, który przez długi czas obojętnie traktował chrześcijańską wiarę. Augustyna pociągał świat i chęć robienia kariery retora. Zdobył wykształcenie w rodzinnym mieście, a następnie w Madurze i Kartaginie. Po dziesięciu latach uczenia retoryki udał się do Rzymu.
Jego metafizyczny i religijny niepokój zaprowadził go do sekty manichejczyków, która wydawała mu się bardziej racjonalna od nauki proponowanej przez Kościół Katolicki. Wykształcony w literaturze pięknej Augustyn z pewnym zażenowaniem czytał zbyt proste zdania Ewangelii. Nie odkrył jeszcze piękna Słowa Bożego. Nadal szukał sensu i szczęścia w poszukiwaniach filozoficznych i w czysto ludzkiej miłości. Od 371 roku przez 15 lat żył w wolnym związku z kobietą, która urodziła mu syna, Adeodata.
Niezadowolony ze swojej pracy wykładowcy retoryki w Rzymie postanowił udać się do Mediolanu, bardzo ważnego w tym czasie ośrodka intelektualnego. Jego więzi z manichejczykami uległy osłabieniu. Dość szybko zorientował się, że nie odpowiadają oni na najważniejsze pytania, jakie zadaje sobie człowiek. Nie przypuszczał, że Pan Bóg przygotował dla niego wielką niespodziankę i dar w osobie wielkiego Ojca Kościoła, św. Ambrożego, którego wkrótce miał zostać pilnym uczniem.
Zachwycił go sposób przemawiania Ambrożego, doskonale wykształconego nie tylko w mowie, ale też i w rzeczach duchowych. Spotkał świętego, który promieniał światłem Chrystusa. Reszty dokonał Duch Święty. W roku 386 przeżył gruntowne nawrócenie, które przemieniło jego dotychczasowe życie – przyjął chrzest razem ze swoim synem, stając się człowiekiem modlitwy, zakochanym w Chrystusie. Przestał mu smakować dotychczasowy tryb życia, odczuł jego pustkę i gorycz.
Ta wewnętrzna przemiana była też czasem duchowej walki, którą dokładnie opisał w swoim najbardziej znanym dziele “Wyznania”. Napisał je, by oddać chwałę Bogu, oraz by jak najwięcej młodych ludzi pociągnąć do Jezusa i Jego Kościoła. Mimo iż od napisania “Wyznań” upłynęło prawie 1600 lat, nie przestają one fascynować, poruszając do głębi ludzkie umysły i serca. Augustyn ubolewa, że zbyt wiele czasu zmarnował i zbyt wielu goryczy doświadczył, zanim odkrył Chrystusa:
Późno Cię ukochałem,
Piękności dawna i zawsze nowa!
Późno Cię ukochałem!
We mnie byłaś, ja zaś byłem na zewnątrz
i na zewnątrz Cię poszukiwałem.
Sam pełen brzydoty, biegłem za pięknem, które stworzyłeś.
Byłeś ze mną, ale ja nie byłem z Tobą.
Z dala od Ciebie trzymały mnie stworzenia,
które nie istniałyby w ogóle, gdyby nie istniały w Tobie.
Przemówiłeś, zawołałeś i pokonałeś moją głuchotę.
Zajaśniałeś, Twoje światło usunęło moją ślepotę.
Zapachniałeś wokoło, poczułem i chłonę Ciebie.
Raz zakosztowałem, a oto łaknę i pragnę;
dotknąłeś, a oto płonę pragnieniem Twojego pokoju.
Niedługo po nawróceniu syna zmarła jego matka, Monika. Na kilku stronicach Augustyn opisuje ostatnią z nią rozmowę. Są to przejmujące karty pełne chrześcijańskiej nadziei na życie wieczne.
W 396 roku Augustyn został wybrany biskupem Hippony. Był niestrudzony w trosce o swoją owczarnię, którą karmił komentarzami do Pisma Świętego i katechezami o sakramentach świętych. Pozostawił po sobie bogatą spuściznę teologiczną, z której najważniejszy jest “Traktat o Trójcy Świętej”, pisany prawie 20 lat, w którym zebrał najcenniejszy dorobek teologów ze Wschodu i Zachodu, dotyczący centralnej chrześcijańskiej tajemnicy. Ważnym dziełem Augustyna,  pisanym już pod koniec życia, jest książka “O państwie  Bożym”, w której opisał walkę duchową, jaka toczy się w każdej ludzkiej społeczności. “Wyznania” są świadectwem indywidualnej walki duchowej, zaś dzieło “O państwie Bożym” zawiera wskazówki, jak budować cywilizację miłości w wymiarze społecznym, odrzucając cywilizację śmierci zdominowaną przez ludzki egoizm. Augustyn zmarł w oblężonej przez Wandalów Hipponie 28 sierpnia 430 roku.
http://www.deon.pl/religia/swiety-patron-dnia/art,113,sw-augustyn-nawrocony-lzami-i-modlitwa.html
***********************************************************************************************************************
TO WARTO PRZECZYTAĆ
**********

Zarys drogi – wg Fundamentu

28 sierpnia 2015, autor: Krzysztof Osuch SJ

 Coś „tajemniczego” próbuje tak nas „programować” i determinować, by samemu pozostawać w centrum własnej uwagi. Nawet nasz Bóg i Stwórca – we Fundamencie Ćwiczeń duchownych św. Ignacego Loyoli postawiony w centrum uwagi – jawi się jako „zamachowiec” czyhający na naszą wolność, autonomię i samowystarczalność.

  • Można by obrazowo powiedzieć, że choć przez „tkającą” nas myśl Stwórcy jesteśmy ukształtowani jako skierowani ku Bogu, to jednak borykamy się z (również taką) siłą grawitacyjną, która sprawia, że najchętniej koncentrujemy się na sobie. Dość długo, czasem bardzo długo, znajdujemy przyjemność w grzechu nieustannego „zakrzywiania się ku sobie” – jak powiedziałby św. Augustyn.

Prawda wyzwala

Bóg jako pierwszy wybrał nas i umiło­wał, a będąc Miłością i wspólnotą Trzech Boskich Osób, nie ma wątpliwości, czy zwrócić się do nas przyjaźnie i zaofiarować nam Przymierze Miłości. Wąt­pliwości i przeszkody są po naszej stronie. Bywamy w tak fatalnym stanie serca, iż nieraz długo zastanawiamy się, czy warto zaufać propozycji Boga, naszego Stwórcy i Przyjaciela.

  • Jest to rodzaj wewnętrznego zniewolenia: nie móc dziecięco prosto i ufnie przyjąć zaofiarowaną miłość i rodzaj „paktu obronnego”, który chroni przed wszelkim złem i zagrożeniem.
  • Żeby się to zmieniło, potrzebna jest akcja zbawcza. Przeprowadza ją Jezus Chrystus. Czyni to pod programowym „hasłem”: „I poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8, 32). Nie chodzi jednak o poznanie jakiejś abstrakcyjnej prawdy czy określonego zestawu prawdziwych twierdzeń (choć to też); rzecz polega na kontakcie z Jezusem Chrystusem.
  • On Sam, „wszczepiając nas w Siebie” (por. (J 15, 1-6), wyzwala i uruchamia w nas niebywały potencjał, właściwy osobie Bogu podobnej. Co to praktycznie znaczy, oglądać możemy w świętych, np. w ojcu Pio, Matce Teresie, Janie Pawle II i wielu innych.

Jest w Kościele niewątpliwie wiele sposobów i metod, którymi Duch Święty wewnętrznie aktywizuje nas i pobudza do owocowania. Jedną z cennych i sprawdzonych metod są Ćwiczenia duchowne św. Ignacego Loyoli. 

Tekst prawdziwie fundamentalny

Ćwiczenia zaczynają się „mocnym” tekstem. Jeśli się go rozważa jako rzeczywiście „zasadę pierwszą i podstawową”, według której ma się dokonać „sformatowanie” mojej i twojej wolności (sposobu dokonywania codziennych wyborów i podejmowania decyzji), to można w sobie odnotować całą gamę reakcji i uczuć.

  • Osoby, które odprawiły Rekolekcje Ignacjańskie, coś o tym wiedzą, a inni niech zechcą, choćby krótko, skonfrontować się z ideałem zakreślonym w Fundamencie.
  • Oto pełne brzmienie precyzyjnie ułożonego „tekstu”, przypominającego jako żywo sylogizm z dwoma przesłankami i logicznymi wnioskami.

„Człowiek po to jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwalił, czcił i jemu służył, a przez to duszę zbawił duszę swoją. Inne zaś rzeczy na obliczu ziemi są stworzone dla człowieka i aby mu pomagały do osiągnięcia celu, dla którego jest on stworzony.

Z tego wynika, że człowiek ma korzystać z nich w całej tej mierze, w jakiej mu one pomagają do jego celu, a znów w całej tej mierze winien się od nich uwalniać, w jakiej mu są przeszkodą do tegoż celu.

I dlatego trzeba nam stać się ludźmi obojętnymi [nie robiącymi różnicy] w stosunku do wszystkich rzeczy stworzonych, w tym wszystkim, co podlega wolności naszej woli, a nie jest jej zakazane [lub nakazane], tak byśmy z naszej strony nie pragnęli więcej zdrowia niż choroby, bogactwa [więcej] niż ubóstwa, zaszczytów [więcej] niż wzgardy, życia długiego [więcej] niż krótkiego, i podobnie we wszystkich innych rzeczach.

[Natomiast] trzeba pragnąć i wybierać jedynie to, co nam więcej pomaga do celu, dla którego jesteśmy stworzeni” (Ćd 23). [Tekst Ćwiczeń… – http://www.madel.jezuici.pl/inigo/ignacy_cd.htm ]

Tekst jest, jak widać, krótki i zwięzły, ale już przy pierwszej uważnej lekturze wyczuwamy jego „konfrontacyjny” charakter. Oto ktoś mocno osadzony w relacji do Boga (swoiście) pozywa nas do przyjrzenia się swojej religijności, swojemu przeżywaniu odniesienia do Boga. Tak twierdząc, być może, za szybko posunąłem się „tak daleko”.

  • Przyznaję, że pełne zrozumienie Fundamentu, a zwłaszcza uczynienie go praktyczną zasadą postępowania, może zająć sporo czasu. I chyba nikt (lub mało kto) powie, że już w pełni żyje według wizji i zasad Fundamentu.
  • Dla św. Ignacego było oczywiste, że dopiero w długim procesie czterech tzw. Tygodni Ćwiczeń (to zajmuje około 30 dni intensywnych rozważań i modlitwy) rekolektant, trudząc się, dojrzewa do coraz pełniejszego uczestniczenia w Łasce Jezusa Chrystusa, do bycia człowiekiem Fundamentu.

„Zaszyfrowana” Miłość

Pomijając wiele kwestii, zwrócę uwagę (może ktoś to już spostrzegł) na to, że w Fundamencie ani jeden raz nie pojawia się słowo „miłość”. Rzeczywiście, samo to słowo jest najwyraźniej nieobecne, ale sama miłość Boga jest w Fundamencie jak najbardziej obecna. Miłość Boga – i obiektywnie, i dla św. Ignacego – jest najważniejsza. Autor Ćwiczeń wolał jednak (mając po temu zapewne jakieś ważne powody), mówić o niej wprost i po wielekroć dopiero na samym końcu Ćwiczeń w Kontemplacji pomocnej do uzyskania miłości (Ćd 230-237).

Na początku drogi ku zjednoczeniu z Bogiem św. Ignacy wolał miłość Boga do człowieka zaszyfrować. Szyfr jest jednak dość „prosty” i łatwo go „złamać”, wczytując się choćby w to jedno oznajmujące zdanie: „Człowiek jest stworzony” (por. Ćd 23).

  • Chyba nie potrzeba nie wiadomo jak przenikliwego i genialnego umysłu, by stwórczy akt, którym Bóg powołuje do istnienia człowieka i Wszechświat, odczytać jako jedno wielkie wyznanie miłości. Potwierdzenie takiej „lektury stworzeń”, i to w wydaniu pięknym i natchnionym, znaleźć można w tych kilku zdaniach z Księgi Mądrości:  

„Nad wszystkim masz litość, bo wszystko w Twej mocy, i oczy zamykasz na grzechy ludzi, by się nawrócili. Miłujesz bowiem wszystkie stworzenia, niczym się nie brzydzisz, co uczyniłeś, bo gdybyś miał coś w nienawiści, nie byłbyś tego uczynił. Jakżeby coś trwać mogło, gdybyś Ty tego nie chciał? Jak by się zachowało, czego byś nie wezwał? Oszczędzasz wszystko, bo to wszystko Twoje, Panie, miłośniku życia! (Mdr 11, 23-26).  

My jednak mamy czy miewamy trudność z łamaniem szyfru miłości. Tego, że Bóg wyznaje nam swą Miłość, nie słyszymy z oczywistością porównywalną z widzeniem i uznaniem tego, że Słońce świeci i ogrzewa! Jakby zawodziły nas oczy i uszy, a jeszcze bardziej umysł i serce. Nic więc dziwnego, że otwarcie lub skrycie „krzywimy się”, słysząc klarowne stwierdzenia św. Ignacego (Katechizmu też), że droga do zbawienia wiedzie przez chwalenie Boga, oddawanie Mu czci i służenie Mu.

Realny opór

Niestety, nasze odniesienie do Boga, postulowane w Fundamencie, napotyka w nas na realny opór. „Coś” bardzo realnego musi w nas ten opór wywoływać. To się nie bierze z niczego czy znikąd.

  • Coś „tajemniczego” próbuje tak nas „programować” i determinować, by samemu pozostawać w centrum własnej uwagi. Nawet nasz Bóg i Stwórca – we Fundamencie postawiony w centrum uwagi – jawi się jako „zamachowiec”, jako czyhający na naszą wolność, autonomię i samowystarczalność.
  • Można by obrazowo powiedzieć, że choć przez „tkającą” nas myśl Stwórcy jesteśmy ukształtowani jako skierowani ku Bogu, to jednak borykamy się z (również taką) siłą grawitacyjną, która sprawia, że najchętniej koncentrujemy się na sobie. Dość długo, czasem bardzo długo, znajdujemy przyjemność w grzechu nieustannego „zakrzywiania się ku sobie” – jak powiedziałby św. Augustyn.
  • – Na szczęście Bóg jest cierpliwy i zna wiele sposobów docierania do ludzi. Każdą osobę na Siebie przyjaźnie naprowadza, gdyż z każdą osobą, jako Jemu podobną, ma …romans, „święty romans”[1].

Jeśli Słońce nad nami wszystkimi codziennie wschodzi i nas ogrzewa, to tym bardziej nieustannie oddziałuje na nas potężny magnes, jakim jest Bóg. Przynajmniej w pewnych momentach i okolicznościach każdy i każda z nas odczuwa, że „pole magnetyczne” Boskiej Miłości przenika wszystkie pokłady osoby i porządkuje, ładzi je. A efektem „odczutego” ładu jest szczere pragnienie, by liczyć się z Bogiem i zbliżać do Niego poprzez każdy świadomy i dobrowolny „zamiar, decyzję i czyn”.

Także „inne rzeczy na obliczu ziemi”, o których mówi drugie zdanie Fundamentu, „wzlatują w niebo”; a dokładniej, wciąż z człowiekiem pozostając, otaczają go, służą mu i „pokornie” oddają się do jego dyspozycji, a jednocześnie bezsłownie szepcą o Tym, który je stworzył i zrobił z nich prezent dla człowieka (por. Rdz 2, 19-20). Człowiek – wreszcie czy na powrót – słysząc, o Kim (i o czym) tak naprawdę szepcą stworzenia, nie przestaje ich używać i nad nimi panować (por. Rdz 1, 28-29); przestaje ich jednak nadużywać. Nie odgradza się nimi od Stwórcy. Nie gromadzi ich po to, by czuć się bogatym, pewnym siebie i od Boga niezależnym. Rzeczy, stworzenia – jeśli im na to „pozwolimy” – po prostu w przejrzysty sposób objawiają to, czym są naprawdę w oczach Stwórcy i czym powinny być dla obdarowanego nimi człowieka.

Ktoś kiedyś powiedział: „Wszystko zmienia się w dniu, w którym dowiadujemy się, że nie jesteśmy sami”.

  • Podobnie można powiedzieć, że radykalnie zmienia się nasza percepcja i widzenia wszystkiego, co jest, w dniu, w którym słońce Boskiej Miłości zaczynamy przyjmować w sposób świadomy, zreflektowany.
  • Urok i potęga doświadczanej miłości Boga działają jak światło, w którym wszystkie rzeczy, wszystkie stworzenia jawią się w prawdzie.

I wtedy zaczynamy czuć całym wnętrzem, że dobrano nam właściwe, prawdziwe okulary. Jak w wierszu, zatytułowanym „Dippold optyk”. 

Co widzisz teraz?
Czerwone, żółte, purpurowe kule.
Chwileczkę!  Teraz?
Ojca, siostrę, matkę.
W porządku, a teraz?
Rycerzy w zbrojach, piękne kobiety, miłe twarze.
Weź te!
Łan zboża, miasto.
Świetnie!  A teraz?
Młodą kobietę, nad nią schyleni Aniołowie.
Mocniejsze szkła!  A teraz?
Liczne kobiety, ich wzrok jasny, usta rozchylone.
Weź te!
Tylko puchar na stole.
Aha.  Spróbujmy tych szkieł.
Tylko otwarta przestrzeń – nic określonego.
Zgadza się. Teraz?
Sosny, jezioro, letnie niebo.
Te lepsze. Teraz?
Książka.
Przeczytaj mi stronę.
Nie mogę, wzrok biegnie poza nią.
Przymierz te!
Głębia powietrza.
Wyśmienicie!  I teraz?
Światło! Tylko światło,
W nim każda rzecz jak zabawka.
W porządku. Takie właśnie damy okulary[2].  
  • Światło, które w końcu, po długim dobieraniu okularów, dojrzał tytułowy Dippold optyk, jest jednym z wielkich imion Boga (por. 1 J 1, 5; J 1, 4; 12, 46). Tego samego Boga, który Mojżeszowi przedstawił się tak: „JESTEM, KTÓRY JESTEM” (Wj 3, 14). Ten Sam Bóg zechciał objawiać się na przestrzeni ludzkich dziejów, zwłaszcza w Izraelu i w Jezusie Chrystusie, jako miłujący Ojciec, jako Miłość. Św. Jan powie wprost: „Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam. Bóg jest miłością: kto trwa w miłości, trwa w Bogu, a Bóg trwa w nim” (por. 1 J 4, 16).

Tak, zawsze gdzieś u początku drogi do Boga jest odkrycie prawdy Bytu, a także Ojcostwa, Boskiej Miłości. Im wcześniej i więcej Miłości Boga względem człowieka potrafimy wyczytać, tym lepiej dla nas – dla odnalezienia się w świecie, w życiu, pośród zadań i trudów pielgrzymowania.

W pięknym i prostym wierszu, zatytułowanym „Potęga miłości” [3], Autor pięknie opowiada, jakich to cudnych rzeczy dokonuje miłość. Wzniosłość i pełna godności proza życia – mają swe źródło w Miłości, w Bogu.

To sprawia miłość
że rzeczy
są nie tylko sobą
lecz fruną daleko
w niebo metafory
 
Magia miłości
paradoks miłości
tragizm miłości
wielki wielki ból
A ona szara
jak poranek
każdy
dzieci uczy i karmi
mężowi przebacza
i choć nie nazwana: caritas agape
to w niebie ma początek
i do nieba zbliża.

… Taki jest przywilej poetów, godny pozazdroszczenia. O ileż mniej słów. A to samo lub więcej.  

Duch Fundamentu genialnie uchwycony

Nie mogę sobie odmówić tej przyjemności, by dodać jeszcze znakomitą i pełną finezji modlitwę bł. Karola de Foucauld, który znakomicie wyraził ducha Fundamentu, przynajmniej to, co tyczy się (powiedziałbym, arystokratycznej) sztuki bycia wolnym dla Boga.

„Boże mój, daj mi łaskę, abym widział tylko Ciebie w stworzeniach, abym się nigdy na nich nie zatrzymywał ani nie zatapiał się w ich piękności materialnej czy duchowej, tak jakby ona była ich własnością, lecz tylko jak w odblasku Twoim. Spraw, abym się wzniósł ponad zasłonę… i abym tak pomijając wszelkie pozory, mógł oglądać Ciebie, Byt istotny, posiadający w całej pełni życie, a cząstkę jego wlewający w stworzenie, które mi się podoba…

Zatrzymywać się na stworzeniach to niedelikatność i niewdzięczność, nadużycie zaufania, ponieważ Ty udzielasz im piękności, a mnie dajesz odczuwać ich urok tylko po to, abym Ciebie widział, abyś mnie mógł pociągnąć do siebie, pobudzić do wdzięczności za Twoją dobroć i do miłowania Twojej piękności. W ten sposób wzywasz mię, abym się wznosił aż do Twojego tronu i duszę moją złożył Ci w adoracji, w kontemplacji ekstatycznej, wdzięczności… Niechże więc moje obcowanie będzie jedynie w niebie, bo oglądanie ziemi pozwala mi tylko domyślać się Twojej piękności i Twojej czułości…

Stworzenia, w których podziwiam odblask Twoich doskonałości i które oświecił mały Twój promień, o Słowo nieskończone, są poza mną, oddalone, oderwane ode mnie. Lecz Ty, Boże mój, dobroci, miłości nieskończona i istotna, jesteś we mnie, obejmujesz mię i całego napełniasz”.

 

To rozważanie (z nieco zmienionym tytułem) i ponad 20 innych można znaleźć w książce:

PRZYJDĘ NIEBAWEMhttp://www.sklep.deon.pl/produkt/art,49106,przyjde-niebawem-rozwazania-.html

Zobacz szczegółowy SPIS TREŚCIhttp://osuch.sj.deon.pl/2013/11/17/szczegolowy-spis-tresci-ksiazki-przyjde-niebawem/

http://osuch.sj.deon.pl/2015/08/28/zarys-drogi-wg-fundamentu/

*************

Tęsknota za wolnością

wydrukuj

George A. Maloney SJ

 

(fot. shutterstock.com)

Obserwujemy dziś wielki wzrost zainteresowania rozwojem duchowym. Zawsze będą chłopcy i dziewczęta wyjeżdżający na tak zwane “wakacje z Bogiem”, dyletanci, którzy parają się doraźnie mistyką. Oni również przebywają na obrzeżach pustyni, lecz mają złudzenie, że wniknęli w siebie. Ci nigdy nie pozostawili garnków mięsa w ziemi egipskiej. Wciąż są zniewoleni przez swoje fałszywe “ja”.

Są jednak we wszystkich środowiskach ludzie, którzy prawdziwie i szczerze poszukują prawdy. Tęsknią za wolnością wewnętrzną. Pragną odnaleźć swoje prawdziwe “ja” w Absolutnym Drugim. Gotowi są stanąć twarzą w twarz ze śmiercią, by odnaleźć prawdziwe życie. Boże, Ty Boże mój, Ciebie szukam; Ciebie pragnie moja dusza, za Tobą tęskni moje ciało (Ps 63 (62), 1).
Bóg może dokonać z nimi wszystkiego, ponieważ zobaczyli już, że bez Boga ich życie nie ma sensu. Gotowi są odrzucić i zniszczyć maski oraz fałszywe bożki, angażując się coraz głębiej w walkę wewnętrzną. Człowiek taki odważnie zadaje sobie w każdej chwili swego życia pytanie: “Kim naprawdę jestem?”, i uczciwie czeka, by usłyszeć w ciszy odpowiedź. Razem z Gabrielem Marcelem “stał się raz na zawsze pytaniem sam dla siebie”. Może pozostać “wewnątrz” samego siebie, po omacku poszukując odpowiedzi, a nie wybiegać “na zewnątrz”, by nie odwracać uwagi od ważnej kwestii, którą ma rozstrzygnąć. Marcel tak charakteryzuje poczucie pustki wewnętrznej, które ogarnia patrzącego do wewnątrz:
Gdy jesteśmy spokojni, stwierdzamy, że w sposób prawie nieunikniony stajemy wobec swojej własnej pustki wewnętrznej, i ta właśnie pustka jest w rzeczywistości dla nas nie do zniesienia. Jest jednak coś więcej, jest fakt, że przez tę pustkę w sposób nieunikniony uświadamiamy sobie nędzę swojej własnej kondycji, «kondycji tak nędznej – jak powiada Pascal – że nic nie jest w stanie nas pocieszyć, gdy pomyślimy o niej uważnie». Stąd konieczność odwrócenia uwagi.
To poczucie pustki jest pierwszym krokiem do jej obfitego wypełnienia. Chrześcijanin stawia ten pierwszy krok i wchodzi na pustynię. Nie rezygnuje z bitwy, lecz dotrzymuje przeciwnikowi pola i walczy w swoim sercu, by uwolnić się od wielu motywów swego wcześniejszego zaangażowania w życie polegające na dogadzaniu zmysłom oraz życie uczuciowej i umysłowej ślepoty. Stoi, odarty z wszelkiej mocy. Złamany i chory staje wobec Boga, jako Podstawy swojej istoty.
Zagłębia się na kolejne poziomy wewnętrznej ciemności i śmierci, jak rycerz na sztychu Albrechta Durera “Rycerz, śmierć i diabeł”. Rycerz jest w pełnej zbroi, jedzie konno doliną. Z jednej strony towarzyszy mu śmierć, a z drugiej – diabeł. Bez strachu, w skupieniu i z ufnością patrzy przed siebie. Jest sam, ale nie osamotniony. Będąc samotnym, wydaje się mieć swój udział w sile, która daje mu odwagę i umacnia go, mimo obecności negacji istnienia. Człowiek zagłębiający się w swoje serce najpierw odkrywa własną samotność. Gdy stwierdza, że nie jest sam, lecz w głębi jego istoty obecny jest Wszechmogący Bóg, pojawia się wiara. Razem z Jeremiaszem może zawołać: Nigdy nie zasiadałem w wesołym gronie, by się bawić; pod Twoją ręką siadałem samotny, bo napełniłeś mnie gniewem (Jr 15, 17). W swej samotności odnajduje bowiem łączność z Transcendentnym Bogiem, którego bardzo potrzebuje i który jako jedyny może przyjść mu na ratunek. Z Nim samym wiąże całą swą siłę i wszystkie dążenia. Ubóstwo podporządkowuje się Jego bogactwu. Odosobnienie i samotność przemieniają się w miłującą jedność z przebywającym w nim Bogiem.
Bezsens i śmierć, jak cienie, walczą i giną wobec mocy światła Bożego objawienia. Bóg staje się obecny w sercu człowieka, zawsze stwarzając człowieka na swój obraz i podobieństwo. W tej chwili rodzi się autentyczna modlitwa, gdy człowiek wyznaje swoje prawdziwe ubóstwo i grzeszność, a jednak całą swoją istotą woła o pełnię miłości i życia, którą Ojciec Niebieski chce mu dać.
Człowiek osiąga wewnętrzną wolność od bezsensu, gdy poddaje się na najgłębszych poziomach swej istoty twórczym energiom miłości przebywającej w nim Trójcy, gdy Bóg z miłością wzywa do prawdziwej natury jego bytu swego Jednorodzonego Syna, Jezusa Chrystusa przez miłującą obecność Ducha Świętego. Boże działanie polega na “formacji” człowieka, gdy Jego Syn Jezus wzrasta i dojrzewa w świadomości duchowej człowieka. Pierwotny obraz, według którego człowiek został stworzony, poznaje on w modlitwie jako dynamiczne rozwinięcie się potężnych w swej wspaniałości energii miłości, które Bóg zamknął w nim, by stawał się coraz bardziej “na podobieństwo” Jezusa.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1089,tesknota-za-wolnoscia.html

 

*********

Bp Ryś: O co chodzi w miłości?

psm.pallotyni.pl / kw

(fot. youtube.com)

Dlaczego nie możemy odczuwać miłości? Czemu nie potrafimy jej przekazać? “Niektórym się wydaje, że miłość to jest taki właśnie magazyn dobrych uczuć. A nie o to w niej chodzi”. O miłości do Boga i do ludzi – mówi bp Grzegorz Ryś.

 

Rozmowę z biskupem Grzegorzem Rysiem przeprowadzono z okazji zbliżających się IX Pallotyńskich Dni Młodych.

 

ks. Łukasz Gołaś SAC: O miłości dużo już pisano, śpiewano, wystawiano na deskach teatrów, nakręcono mnóstwo filmów. To temat zawsze aktualny, wątek miłości – zwłaszcza tej człowieka do człowieka – ciągle się przewija. Przed oczami stają mi wydarzenia z Ostatniej Wieczerzy, gdzie Jezus dał nam Przykazanie Miłości bliźniego. Mam jednak wrażenie, że nadal wiele osób nie rozumie wartości tej Miłości. Jak pokazać – szczególnie młodym ludziom – jej wielkie piękno?
Bp Grzegorz Ryś: Myślę, że w młodych ludziach generalnie jest wielka wiara w miłość. To jednak tylko punkt wyjścia. Zauważyłem, że młodzi ludzie najwięcej pytań zadają o miłość i jej przeżywanie. Gdzieś w sobie czytają mocne wezwanie do miłości.

 

Problem chyba nie tkwi w młodych ludziach. Problem jest z tym, że dzisiejsza kultura dość karykaturalnie przedstawia miłość. Jeśli natomiast pytasz o to, jak wychować człowieka do takiej miłości, o której mówi Chrystus, to myślę, że właściwa odpowiedź jest chyba tylko jedna. Trzeba poprowadzić młodego człowieka do tego, żeby w ogóle odkrył osobę Pana Jezusa i żeby doświadczył tego, że jest przez Niego kochany. Wtedy ta miłość jest nie tyle nakazana, nie jest przy-kazaniem, co jest odpowiedzią po stronie człowieka.

 

My niestety nie robimy tego za często. Młodym ludziom głównie przekazujemy wiedzę, a nie doświadczenie wiary i doświadczenie spotkania z Jezusem. Ostatnio słyszałem taką wypowiedź jednego z kardynałów, zdaje się z północnej Ameryki, który był pytany o to, jak ściągnąć więcej młodzieży do kościoła.

 

Jego odpowiedź zszokowała pytającego, ponieważ odpowiedział, że jego to kompletnie nie interesuje. I dodał: mnie interesuje, jak pozwolić większej liczbie młodych spotkać Jezusa Chrystusa. Jak to się stanie, to przyjdą do kościoła. Natomiast nie bardzo wiadomo, po co przychodzić do kościoła jako takiego.

 

Jeśli jednak ktoś w kościele doświadcza tego, że spotyka Jezusa Chrystusa jako żywą osobę, jako kogoś, kto go kocha, no to wszystko zaczyna być na swoim miejscu. Ta miłość, o którą nam chodzi, jest na to spotkanie odpowiedzią.
Pan Jezus dał Przykazanie Miłości na Ostatniej Wieczerzy, a nie od razu. To jest jakiś punkt dojścia na drodze, po której On prowadzi uczniów. Jeśli przyjąć wersję Janową, to przez trzy lata najpierw im mówi: słuchajcie, słuchajcie, słuchajcie, a po tych trzech latach mówi: To teraz “miłujcie się tak, jak ja was umiłowałem, przykazanie nowe wam daję”.

 

To jest pewien punkt dojścia, a nie stan wyjściowy. Uczniowie przez trzy lata mieli możliwość doświadczyć tego, jak On ich kocha, bo poszli za Nim i słuchali Go, widzieli Jego i wiele rzeczy, które robił, odkrywali, że coraz bardziej nie ma przed nimi żadnych tajemnic. On sam o tym mówi: “nazywam was przyjaciółmi, bo powiedziałem wam wszystko”. I jakby na koniec tego procesu dopiero jest wezwanie do miłości. Ale kluczem jest to, że generalnie łatwiej się człowieka prowadzi do miłości kochając go, niż opowiadając mu o tym, co to jest miłość.
Każdy potrzebuje miłości. Bez wyjątku. Właściwie chyba najbardziej jej potrzebują ci, którzy się tego wypierają. Ci, którzy może nigdy nie doświadczyli miłości.
Pewnie tak. Wiele postaw, które ludzie prezentują, są takim wielkim krzykiem – po to, żeby ich zauważono. Nieraz są to takie postawy, które w pierwszej chwili odnoszą przeciwny skutek, to znaczy zniechęcają do tych ludzi, a nie zapraszają. To dość trudny problem, bo nie każdemu człowiekowi tak samo łatwo można pomóc. Miłość to nie są tylko dobre uczucia.

 

Papież Benedykt napisał w “Deus caritas est”, że niektórym się wydaje, że miłość to jest taki właśnie magazyn dobrych uczuć. A nie o to chodzi w miłości. Wtedy trzeba sobie postawić pytanie: czego ten człowiek potrzebuje i czy na pewno ja jestem tym, który może mu to dać? Inaczej to byśmy mówili raczej o pójściu prosto za swoimi emocjami. W ten sposób można człowieka jeszcze bardziej skrzywdzić, a ten problem, który w nim jest, pogłębić zamiast rozwiązać.
Ostatnio wiele mówimy o kerygmacie (prawie na każdym spotkaniu ewangelizacyjnym). Ksiądz biskup w czasie jednej z ewangelizacji na barce powiedział, że kerygmat jest zawsze doświadczeniem miłosierdzia Bożego – jest spotkaniem z Ojcem, który mnie kocha. Kocha mnie z racji na to, że jestem – wbrew moim grzechom i niegodziwościom. Jak młodym ludziom – bardzo często pogubionym, poranionym – pokazać że miłość, ta prawdziwa, nie przereklamowana i przegadana, to coś pięknego, coś czym mogą się podzielić z innymi?
Nie pokażesz im inaczej, jak ich kochając i koniec. Nie ma innej odpowiedzi. Miłość jest też zaproszeniem do wyjścia ze swoistej izolacji, w której młodzi ludzie dzisiaj czasami chcą siedzieć.

 

Czasem jak jestem na wizytacjach w szkołach, zwłaszcza średnich, pytam nauczycieli o to, jak można młodego człowieka pociągnąć, czy wyciągnąć. Zwłaszcza wyciągnąć z tego świata, w którym kocha siedzieć: to znaczy w świecie wirtualnym. Jak go pociągnąć do realnej wspólnoty?

 

Bardzo często jest tak, że młodemu człowiekowi od początku trzeba coś zaproponować, coś co możemy zrobić razem. I to w takim kluczu, który jest bezinteresowny. Pokazać gdzieś jakiś sens, jakiś ważny cel, który możemy podjąć razem.

 

Robienie czegoś razem pogłębia relację. Pokazuje też młodemu, że ma on w sobie dary, talenty, których może użyć dla innych, dla wspólnoty. Potrzebny jest ten pierwszy krok, w którym człowiek, mówiąc językiem papieża z ostatniej encykliki, przestaje być tylko konsumentem. Dzięki któremu wierzy, że szczęście jest nie w tym, że wszystko zgarnia pod siebie, tylko że potrafi coś od siebie dać. No ale on musi to w kimś zobaczyć. Musi zobaczyć człowieka, który w ten sposób żyje i jest z tym w dodatku jeszcze szczęśliwy!

 

Bycie dla innych jest czymś, co naprawdę daje szczęście, a nie daje komuś na przykład tytuł do pretensjonalności. Bardzo ważne jest, żeby środowisko młodych ludzi, którzy już są przekonani, nie chciało się zamykać w sobie, tylko było otwarte, trafiało także do innych, zwłaszcza swoich rówieśników.
Hasło IX Pallotyńskiego Spotkania Młodych, które odbywa się w ostatni weekend wakacji w Ołtarzewie to: Miłość! Ale jak? – no właśnie: jak?
Bardzo zapraszam na to Spotkanie! Mam nadzieję na doświadczenie miłości, a nie tylko na gadanie o niej. Miłości nie można doświadczyć, jeśli się nie jest razem. Miłość przy wielu swoich twarzach, ostatecznie ma tę samą naturę: jest byciem dla innych.

 

Dla chrześcijan miłość ma jeszcze jeden ważny sens. Odważyć się kochać, to znaczy odważyć się poszukać wyraźnych śladów działania Bożego w sobie, bo Bóg jest Miłością. Niekiedy Boga szukamy po omacku. Każde zaś doświadczenie Boga, a więc każde doświadczenie Miłości prawdziwej, jest doświadczaniem Boga w sobie. Jest jakby złapaniem Pana Boga za rękę, na gorącym uczynku.

 

Widzimy Go nie w teorii, nie w książce, nie w katechizmie, tylko w działaniu, w obecności, w mocy, w dynamice. Do tego zapraszam. Zapraszam, żeby przyjechać i trochę pomedytować.

 

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1971,bp-rys-o-co-chodzi-w-milosci.html

 

*********

Ojcze Nasz – paciorek czy Esencja Ewangelii?

Mikołaj Kapusta

(fot. shutterstock.com)

Jak powinniśmy odmawiać Modlitwę Pańską? Czy naprawdę wiemy, co mówimy do Ojca, który jest w niebie?

https://youtu.be/FaxAMDnWtog

Mikołaj Kapusta – jest katolikiem od urodzenia. Od trzeciego roku życia bierze udział w corocznych rekolekcjach letnich i comiesięcznych spotkaniach modlitewnych organizowanych przez wspólnoty Odnowy w Duchu Świętym. Razem ze wspólnotą Betlejem pomaga w organizacji “Rekolekcji na Wyspie” na Kaszubach. Jest też animatorem na rekolekcjach Ruchu Światło-Życie. Studiuje teologię. Prowadzi stronę dobranowina.net

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1970,ojcze-nasz-paciorek-czy-esencja-ewangelii.html

********

 

Najpiękniejsza plaża świata i tajemnice fatimskie

Niedziela

Witold Dudziński / pk

Praia da Marinha, uchodząca za jedną z najpiękniejszych plaż na świecie (fot. shutterstock.com)

Zróżnicowane, dzikie krajobrazy. Malownicze miasta i wioski rybackie, zabytki, muzea, strome klify i rozległe plaże. Portugalia oferuje sporą różnorodność przeżyć – podkreśla Michał Lorenc, wybitny kompozytor muzyki filmowej.

 

Zachęca do podróży i wypoczynku w Polsce, na Mazurach i w Bieszczadach. – Ale jeżeli ktoś chce pojechać dalej, powinien wybrać się do Portugalii. Byłem tam wielokrotnie i zawsze chętnie wracam – mówi Michał Lorenc. – Do Portugalii trzeba wybrać się samolotem, podróż samochodem zalecałbym tylko młodym ludziom – trudno przetrzymać dwa-trzy dni w podróży. – Zazwyczaj jeździmy tam całą rodziną, nawet z wnukami, sporo zwiedzamy. Nasze wyjazdy mają przede wszystkim cel poznawczy – mówi. – Całej Portugalii jeszcze nie zjeździliśmy, pozostała nam północ. Mam przyjaciół na granicy hiszpańsko-portugalskiej, zapraszają mnie do siebie i w tym roku najpewniej skorzystamy z zaproszenia.
Niezbyt weseli ludzie
Kompozytora urzeka w Portugalii wysoki poziom cywilizacyjny (najpewniej wynik kolonialnej przeszłości) i specyficzna atmosfera. – Portugalczycy, jak na południowców, wykazują zupełnie inny temperament niż Hiszpanie czy Włosi – mówi. – Są melancholijni, posępni, poważni. Uśmiechnięci, ale bez poczucia humoru; wszystkie spotkania z nimi, nawet te ze sprzedawcami w sklepach, są traktowane z wielką powagą.
Jak sam podkreśla, jest pod wielkim wrażeniem melancholijnego klimatu panującego w kraju leżącym na granicy wielkiego oceanu. – Ten smutek daje się wszędzie odczuć, jest obecny w ludziach – mówi. – Wymownym wyrazem ich duszy są pieśni fado. Nie jestem w stanie słuchać ich dłużej niż przez 20 sekund. Portugalia nie jest więc inspirująca dla Michała Lorenca jako kompozytora i muzyka.

 

Portugalia oferuje sporą różnorodność przeżyć (fot. shutterstock.com)

Fado i saudade – rodzaj nostalgii i melancholii – mają ważne znaczenie w portugalskiej kulturze. Z fado (los, przeznaczenie), tradycyjnymi pieśniami, opowiadającymi o miłości, zdradzie, rozstaniu, smutku, tęsknocie, biedzie, nieszczęściu, zawsze kojarzy się saudade (smutek i tęsknota).
Mircea Eliade – słynny filozof kultury pisał, że “Portugalczycy są melancholijni, zamyśleni (…), noszą w sobie niewytłumaczalny, niemający przyczyny smutek”. Portugalczycy to “weseli ludzie ze smutnym sercem”.
Miasto wind
Zadziwiająco bogata w zabytki jest Lizbona. Najważniejszym z nich jest klasztor Hieronimitów, uchodzący za największe arcydzieło typowego dla Portugalii stylu późnogotyckiego. Leży na przedmieściach, w pobliżu ujścia Tagu do Atlantyku, w Belém, skąd wyruszyła wyprawa Vasco da Gamy. Podróżnik został pochowany w tym klasztorze.
Życie w mieście skupia się wokół rozległego Praça de Comercio, usytuowanego na brzegu Tagu. Niedaleko stąd do katedry Sé Patriarcal – łączącej w sobie różne style architektoniczne – z piękną romańskią fasadą. Przypomina ona twierdzę, co jest świadectwem burzliwych czasów, w których powstała. Budowę zlecił pierwszy król Portugalii Alfons I Zdobywca, wkrótce po wypędzeniu z Lizbony Arabów.
Najpiękniejszy widok roztacza się z obwarowań mauryjskiego Zamku św. Jerzego (Castelo de São Jorge), skąd widać najważniejsze miejsca w mieście. Kręte uliczki dzielnicy Bairro Alto zachęcają do romantycznych spacerów, choć łatwo się w nich zgubić.
Nie można pominąć muzeów, a szczególnie Gulbenkiana. Prezentowanych w nim jest blisko tysiąc dzieł sztuki ze zbiorów zgromadzonych przez Colouste Gulbenkiana, ormiańskiego biznesmena i azylanta, przekazanych Portugalii. Największym zainteresowaniem cieszą się dzieła Rubensa, Rembrandta, Renoira i Maneta.

 

Kamieniczki Porto (fot. shutterstock.com)
Najpiękniejsza plaża na świecie
W okolicy Lizbony warto odwiedzić Sintrę, a w niej – królewski Palácio Nacional de Sintra, w którym łatwo zapamiętać gotyckie łuki, mauretańskie okna i dwa niezwykłe, wielkie stożkowe kominy. Nie można ominąć Pałacu Pena – budowli jak z bajki, w której każda wieżyczka ma inny kształt i barwę, a każde pomieszczenie urządzone jest w innym stylu. Nad Sintrą góruje zamek Maurów, odbity przez krzyżowców i Alfonsa I Zdobywcę, z którego rozciąga się piękny widok na miasto. Na zalesionych wzniesieniach wokół miasta leżą pałace i ogrody, a w oddali majaczy Atlantyk.
Najpiękniejsze plaże Portugalii leżą na południu, na wybrzeżu Algarve. Gwarantują nie tylko czysty piasek (i żwir) i chłodzące morze, ale też pogodę, pyszne jedzenie, zabytki rozsiane w nadbrzeżnych miasteczkach i znakomite widoki. To tu znajduje się Praia da Marinha, uchodząca za jedną z najpiękniejszych plaż na świecie.
Na Algarve leży Przylądek Świętego Wincentego (Cabo de São Vicente) – najbardziej na południowy zachód wysunięty punkt Europy, z wysokimi klifami opadającymi do oceanu. Turyści chętnie ściągają do kurortów Vilamoura i Albufeira. Faro, tętniąca życiem stolica regionu, z sympatyczną starówką, ma mniejsze wzięcie.
Kolebka państwowości
Nie pozna Portugalii ktoś, kto nie był w Porto, Fatimie i Coimbrze. Porto, drugie co do wielkości miasto, ma specyficzny klimat: nowoczesne centrum biznesowe sąsiaduje ze starymi domami i wąskimi uliczkami, które zachowały dawny charakter.
Najciekawsza część tego miasta obejmuje średniowieczną dzielnicę znajdującą się w obrębie XIV-wiecznego muru, którego pozostałości istnieją do dziś. Są tu warte obejrzenia zabytki: Sé Catedral – katedra z gotyckimi krużgankami, Torre dos Clérigos – wieża o wysokości 75 m, katedra św. Franciszka z pięknym rokokowym wnętrzem, nabrzeże Ribeira i Ponte Dom Luís I – dwupiętrowy stalowy most.
Coimbra przez jakiś czas była stolicą kraju, tu narodziło się sześciu królów, nic więc dziwnego, że Portugalczycy widzą w niej kolebkę swojej państwowości. Położona jest nad rzeką Mondego, która nazywana jest “rio dos poetas” – rzeką poetów. Urok i klimat miasta tworzony jest przede wszystkim przez najstarszy uniwersytet w Portugalii i jeden z najstarszych w Europie – ma już 725 lat – górujący nad miastem. Miasto do dziś należy do studentów. Wiele domów stojących przy wąskich i stromych uliczkach starego miasta to – od średniowiecza – kwatery studentów.

 

Zabytki Portugalii zapierają dech w piersi (fot. shutterstock.com)
Śnieżyca na Maderze
Żeby poznać Portugalię, niekoniecznie trzeba posmakować miejscowych potraw. Portugalska kuchnia nie jest zbyt oryginalna. Przeważają pożywne, często gotowane dania, w których dominują ryby i owoce morza. Michał Lorenc nie poznał potraw takich, jak zielona zupa caldo verde, suszony dorsz – bacalhau, krokiety z dorsza – bolinhos de bacalhau czy porco à alentejana, czyli wieprzowina gotowana z mięczakami.
– Turystyka kulinarna jest mi zupełnie obca – mówi kompozytor. – Nie znam się na wysmakowanych potrawach, nie mam wyrafinowanych kubków smakowych. Najbardziej lubię kanapkę z żółtym serem, popitą kefirem z GS-u, na Mazurach albo w Bieszczadach.
Rzadko, choć ostatnio częściej, Polacy trafiają na Maderę, portugalską wyspę położoną ok. 1 tys. km od wybrzeża Europy i 500 km do wybrzeża Afryki. Madera słynie z klifów, pięknych widoków i rosnących tu bujnie kwiatów, m.in. azalii, hortensji, strelicji, które sprawiają, że wyspa przypomina rajski ogród.
Jest tu ciepło przez cały rok, choć nie zawsze. Michała Lorenca w środku naszego lata złapała… ciężka zima. – Zastała nas tam śnieżyca. Była wielkim przeżyciem dla Portugalczyków, dla których to wielka rzadkość – opowiada. – Na maskach samochodów lepili bałwany.

 

Madera słynie z klifów i pięknych widoków (fot. shutterstock.com)
Tajemnice fatimskie
Sanktuarium w Fatimie to jedno z najpopularniejszych centrów pielgrzymkowych Europy. Neobarokowa bazylika upamiętnia objawienia Matki Bożej trójce pastuszków. Łucja dos Santos miała usłyszeć tajemnice fatimskie. W koronie Matki Bożej Fatimskiej umieszczony został jeden z pocisków, które trafiły Jana Pawła II w czasie zamachu w maju 1981 r.
W Fatimie Michał Lorenc jeszcze nie był. – Nie dotarłem do Fatimy, choć byłem od niej 5 km. Traktuję to w kategoriach znaku. Moje liczne wizyty w Izraelu ostatecznie przekonały mnie, że cała ziemia jest święta, nie tylko ta, gdzie są sanktuaria – mówi. – Bardzo chciałbym pojechać do Fatimy w tym roku. Może uda mi się to na urodziny – w październiku kończę 60 lat.

 

Fatima (fot. Francisco Antunes / Foter / CC BY)

http://www.deon.pl/po-godzinach/podroze-wycieczki/art,461,najpiekniejsza-plaza-swiata-i-tajemnice-fatimskie.html

***************

Przebaczenie. Boisz się dotknąć swojego wnętrza?

Raffaele Cavaliere / slo

(fot. shutterstock.com)

Wiele osób żyje w ciągłym konflikcie z sobą, z innymi, często nie potrafiąc zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Jednocześnie osoby te są przekonane, że ich własne postawy, postępowanie i zachowania są w porządku.

 

Nie idąc za własnym wewnętrznym głosem, często działają, wykorzystując jako punkty odniesienia to, czego się nauczyły. Ale nasze społeczeństwo i nasza kultura nie uczą, jak oceniać własne doświadczenie, nie pozostawiają miejsca dla rozumienia wewnętrznej aktywności podmiotu, starają się natomiast dostosować podmiot w jego społecznych interakcjach do przyjętego modelu. Ludzie są wychowywani do posłuszeństwa, do dyscypliny i do wykonywania rozkazów. Cieszą się akceptacją tylko wtedy, gdy dostosowują się do zasad grupy, gdy są zintegrowani i nie zakłócają funkcjonowania jej regulaminu.

 

W procesie dokonującej się identyfikacji podmiotu z wartościami społecznymi brakuje niejednokrotnie krytycyzmu, człowiek chce być “takim samym” jak inni, zgadzając się na panujący “porządek”. Pragnienie, aby nie czuć się “innym”, poszukiwanie protekcji, przynależności do czegoś znaczniejszego, żeby tylko nie czuć się samotnym, zachęcają podmiot do rezygnacji ze swego “ja”, aby dostosować się do “woli” grupy lub innego podmiotu.

 

W ten sposób podmiot żyje podporządkowany innym, a jego uczucia i emocje widziane są jako zagrożenie dla struktury czy organizacji grupy. W grupie relacje międzyludzkie regulowane są przez procesy logiczne, a schematy odpowiadają za formalny charakter ich więzi. Każda bezpośrednia więź między ludźmi jawi się w tej perspektywie jako zagrożenie dla systemu i dla celów, jakie sobie wyznacza określona grupa społeczna.

 

Komunikację międzyludzką często charakteryzuje brak autentyzmu, hipokryzja. Człowiek posługuje się maską i postępuje według reguł grupy społecznej, w której się znajduje. Zapomina, że jest bohaterem, że doświadcza uczuć i że ma własne myśli, zwykle też nie próbuje ani zrozumieć drugiego, ani jego wewnętrznego świata. Prawie wszystkie aktualne modele społeczno-kulturowe bazują na rolach – stereotypach. Nierzadko możemy usłyszeć następujące zdania: “Czuję w sobie pustkę”, “Czuję się nikim”, “Żyję bez przekonania i wydaje mi się, że życie mi ucieka”.

 

Można dziś być ojcem, nie prowadząc prawdziwego dialogu z dziećmi, można być matką, nie dostrzegając i nie rozumiejąc ich rozwoju. Rodzice troszczą się przede wszystkim o to, aby zagwarantować dzieciom byt materialny i umożliwić im włączenie się w struktury życia społecznego. Rodzina często nie jest zintegrowaną komórką, lecz jakimś zlepkiem indywidualności, które nie potrafią żyć w harmonii; każdy bowiem spełnia tylko swoje zadanie, odgrywa swoją “rolę”, nie troszcząc się o rzeczywiste potrzeby drugiego człowieka. Wydaje się, że rodzina stanowi model, bezkrytycznie akceptowany, w którym jej członkowie nie pytają się wcale o jego znaczenie, o sferę uczuciową i o wagę miłości, jako siły jednoczącej. Kwestie materialne do tego stopnia są przedkładane nad sprawy ludzkie, że rodzina, w większości przypadków, przestaje być źródłem emocjonalnych doświadczeń, natomiast staje się jakimś laboratorium pozbywania się kontaktu ludzkiego. Milczenie i znieczulica zdają się dominować w relacjach międzyosobowych. Zakochane pary coraz szybciej poddają się rutynie, przez co oddalają się od siebie tak bardzo, że ich spoiwem pozostaje jedynie przyzwyczajenie.

 

W relacjach osobowych można dostrzec wszystkie problemy osób, które zatraciły poczucie własnej tożsamości i nie są już zdolne do mówienia o własnych uczuciach i potrzebach. Niektórzy oskarżają innych o brak zrozumienia, nie zdając sobie przy tym sprawy, że sami nie są zdolni powiedzieć, co czują, ponieważ boją się otworzyć przed drugim i powierzyć mu swoje problemy. W ten sposób nie może być mowy o wymianie prawdziwych doświadczeń.

 

Wielu ludzi czuje się opuszczonych, ponieważ jako uzależnieni od jednej lub wielu osób, utracili zdolność podejmowania decyzji. Padają oni ofiarą własnej niepewności, ponieważ nie docenili nigdy własnego doświadczenia. Nie mają odwagi na samodzielną konfrontację z osobistymi przeżyciami, uważają się zawsze za ofiary własnego doświadczenia, którego nikt nie chce z nimi dzielić, a w konsekwencji nie uważają siebie za osoby wolne.

 

Nie brakuje też ludzi, którzy doświadczają uczucia miłości w odniesieniu do dzieci, do partnera, do krewnych, ale to uczucie ma cechy postawy niewolnika i w efekcie rodzi rozczarowanie, ponieważ nikt ich nie szanuje. Wiele osób czuje się instrumentalnie traktowanych przez swych bliskich, ponieważ to, co czynią, nie jest owocem ich decyzji, lecz wynika z poczucia obowiązku, spełnianej funkcji czy tradycji.

 

Ludzie przyjmują pewne zadania i postawy jedynie z poczucia obowiązku, chcąc odegrać swą rolę, a następnie wytykają innym to, co robią, żywią urazy za niewykorzystane możliwości z powodu obowiązków, które “zmuszeni” są wykonać. Tacy ludzie żałują niewykorzystanych okazji, które mogli poświęcić relacjom z innymi.

 

Autentyczność osoby w relacjach międzyludzkich często wydaje się nie istnieć. Odgrywanie ról zabija potrzebę zażyłego dialogu z bliźnimi. Stopniowa liberalizacja obyczajów, rozwiązłe modele życia, pobudzane reklamą, która pozostaje znakomitym instrumentem do manipulowania zbiorową nieświadomością, a także negatywne sugestie narzucane przez psychozę tłumu, bazujące na negatywnym lęku przed przyszłością, sprawiają, że ludzie coraz bardziej oddalają się od siebie.

Modele o charakterze współzawodnictwa negują możliwość uczuciowej więzi w życiu bliźniego. Hedonizm wyklucza wymiar społeczny, pragnienie przebywania razem, aby doświadczać chwil radości. Miłość w życiu społecznym, jako czynne kryterium relacji, została zastąpiona przez egoizm, potrzebę władzy i dominacji nad drugim.

 

W większości aktualne modele społeczno-kulturowe nie zważają na poszukiwanie szczęścia, które rodzi się we wnętrzu człowieka, a swój kres znajduje w przeżywaniu harmonii z innymi ludźmi, natomiast proponują szczęście jako wynik sukcesu zdobytego kosztem innych.

 

Stosowanie “masek” nie pozwala na prawdziwą relację z drugim, na jej autentyczne przeżywanie. Carl Rogers zdefiniował ten egzystencjalny warunek jako psychologiczny stan niespójności. Osoba nie jest autentyczna, ponieważ pomiędzy zachodzącymi w niej procesami wewnętrznymi i przejawianymi przez nią zachowaniami panuje rozdźwięk. Ta częściowa negacja własnej rzeczywistości, przeżyć i doświadczeń prowadzi najpierw do konfliktów wewnętrznych, a następnie do konfliktów ze światem.

 

Podejmujemy tematykę przebaczenia zdając sobie sprawę z tego, że jest ono integralną częścią zdolności kochania i zakłada pragnienie poznawania wagi uczuciowych relacji, a także pragnienie przeżywania modelu życia “pod prąd”, dalekiego od egoizmu i od nadużywania wolności drugich.

 

Przebaczenie może być sposobnością, która uczy czerpać wiedzę z własnego doświadczenia. Może być drogą do lepszego poznania siebie i ograniczenia własnych oczekiwań wobec świata. Zdolność przebaczania zależy w dużej mierze od wewnętrznych i zewnętrznych dynamik. Nie jest łatwą rzeczą właściwie ocenić swoje postępowanie. Dlatego umiejętność przyznania drugiemu racji, zaakceptowania jego odmienności i autonomii oznacza postawę pewności siebie. Proces nabywania świadomości pozwala człowiekowi lepiej poznać własne cechy, które są spostrzegane jak wielki strumień wody. Doświadczenie charakteryzuje się elastycznością, życie płynie, a osoba odczuwa własną dynamikę, życiową siłę, która wyraża się w podejmowaniu osobistych decyzji. Uczucia, także i te bolesne, pomagają określić własny cel, aby intensywnie przeżywać swoje doświadczenie.

 

Kto potrafi doświadczać osobistego kontaktu z samym sobą i odpowiednio go wyrażać, nie przestając przy tym aktywnie przekształcać swojego doświadczenia, ten jest autentyczną osobą. Jego sposób bycia jest spójny tak w postępowaniu, jak i w procesach psychicznych. Człowiek, który przebacza, uczy się nie osądzać bliźniego, nie kierować się uprzedzeniami, nie fałszować doświadczenia dla egoistycznych celów. Człowiek, który szuka wewnętrznego kontaktu z samym sobą, bierze odpowiedzialność za własne czyny, uczucia, myśli, unikając przerzucania na zewnątrz własnych braków, ograniczeń i trudności.

 

Gotowość przebaczenia dowodzi szacunku dla siebie i bliźniego. Zdolność do bezwarunkowej akceptacji otwiera drogę ku miłości, ku możliwości przeżywania doświadczeń z bliźnim na głębokim poziomie interakcji. Umiejętność przebaczania nie tylko zmniejsza konfliktowość w relacjach z innymi, lecz także pomaga wzrastać w empatii. Empatia to zdolność patrzenia na świat drugiego bez osądzania i bez oceniania go. Empatia to konieczność szanowania i bezwarunkowego zaakceptowania inności drugiego człowieka. Domaga się ona oczywiście autentyczności tego, kto ją stosuje. Tylko człowiek, który dobrze zna swoją wewnętrzną dynamikę i przejawy swoich zachowań, potrafi kierować się empatią, dogłębnie przeżywać własne doświadczenie i zmierzać ku szczęściu.

 

Przebaczenie nie oznacza natychmiastowego usunięcia krzywdy czy przeżytego bólu, lecz szacunek dla drugiego człowieka, bez rozpamiętywania bolesnego zdarzenia, bez odczuwania urazy. Trzeba uznać to doświadczenie za przeszłe, aby móc wrócić do życia teraźniejszością i budować “nowe” życie uczuciowe.

 

Człowiek, który potrafi przebaczać, będąc w pełni świadomy wszystkich wewnętrznych procesów, z pewnością jest dojrzałą osobą, która nie boi się dotknąć swojego wnętrza, a także przezwyciężyć negatywnych doświadczeń. Jest osobą, która dobrze wie, czego chce i która kieruje się w stronę “sukcesu”.

 

 

Więcej w książce: Sztuka przebaczania – Raffaele Cavaliere

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,777,przebaczenie-boisz-sie-dotknac-swojego-wnetrza.html

 

*************

Dlatego zły uderza w naszą seksualność

Grzegorz Kramer SJ /br

(fot. shutterstock.com)

Mężczyzna przychodzi ze swoją siłą do kobiety, a ta go zaprasza, wabi i podrywa. I żeby objawiła się prawdziwa miłość, musi, w nich obojgu być bezinteresowność. Dopiero spełniając ten warunek, namiętność – niesamowita siła, staje się bezpieczna, choć dalej dzika.

 

Jest coś niesamowitego w sposobie, w jakim objawia się intymna relacja kobiety i mężczyzny, w swoistym dialogu gestów, słów i przyciągania się. To wszystko co zewnętrzne i słowne ma prowadzić do wyrażenie togo, co najważniejsze i najsilniejsze – miłości.

 

On daje jej życie, ona je przyjmuje i tak ma być w każdym aspekcie ich życia, pod warunkiem, że będą chcieli o to zawalczyć. Kiedy mężczyzna odmawia kobiecie siebie, pozbawia ją życia, które może dać tylko on. To dawanie życia to: słowa, gesty, intymność i codzienna walka. Dawanie się sobie i stawanie się jednością, można zrozumieć tylko wtedy, kiedy o znaczenie tego będziemy pytać Boga, w Jego Kościele.
Relacja kobiety i mężczyzny, małżeństwa, jedność i intymność ma stawać się obrazem relacji Boga do człowieka. Nie ma lepszego sposobu wyrażenia i realizacji danych nam przez Boga pragnień: walki, piękna, intymności i miłości, jak małżeństwo. Małżeństwo to przywilej i zaszczyt, ale nie dla każdego, nikt na świecie nie ma możliwości bardziej intymnego poznania się nawzajem niż mąż i żona. To jest zaproszenie do poznania najintymniejszego ja. Już nie tylko gustów, zwyczajów, ale czegoś głębokiego, czegoś co jest tylko tego mężczyzny i tej kobiety.
Jedność Kobiety i Mężczyzny w Nowym Testamencie jest obrazem jedności Boga i Kościoła, a więc każdego z nas. Obrazem Boga jest człowiek – kobieta i mężczyzna, nie każde z nich z osobna, ale właśnie jako jedność. Bóg chce z nami doświadczać takiej jedności, nie podzielnej, komplementarnej, intymnej i niepowtarzalnej. To, do czego jesteśmy zdolni jako ludzie jest piękne samo w sobie (może takim być), ale jest też odniesieniem do czegoś większego, dlatego seks nigdy nie jest i nie będzie celem. Albo jest językiem mówienia do siebie, albo jest obrazem największej Intymności Boga i człowieka.
I właśnie dlatego zły tak bardzo uderza w naszą seksualność. By rozwalić jedność z człowiekiem i z Bogiem. Seks nie jest zły, nie jest plugawy, ale zły w niego mocno uderza, bo nie ma niczego bardziej delikatnego w życiu człowieka.

 

Tekst pochodzi z bloga: kramer.blog.deon.pl

 

http://www.deon.pl/slub/homilie-slubne/art,16,dlatego-zly-uderza-w-nasza-seksualnosc.html

 

 

 

O autorze: Słowo Boże na dziś