Nieprzyjaciół nie trzeba lubić, trzeba ich kochać miłością bezwarunkową – Czwartek, 10 wrzesnia 2015r.

Myśl dnia

Jeden gram praktyki jest lepszy niż tona teorii.

Swami Shivananda

Uczyć się miłości, gdy zewsząd doświadczamy tylko miłości,
to mniej więcej tak samo, jak uczyć się pływać bez wchodzenia do wody.
Obyśmy byli otoczeni ludzką życzliwością, ale gdy jej brakuje nie rozpaczajmy,
bo to jest dobra okazja, by nasza miłość wzrosła i oczyściła się.
Mieczysław Łusiak SJ
(…) dać wrogowi to, czego wymaga, zwłaszcza wtedy, gdy sami nie mamy za dużo,
to wielka odwaga serca.
Nienawiść bowiem potrafi  zaślepić, aż do granic ludzkich możliwości…
Mariusz Han SJ
Od czasu wynalezienia pisma bardzo straciły na sile prośby,
a zyskały rozkazy.
Georg Christoph Lichtenberg
d1033125918
Modlę się za wszystkich tych, którzy wyrządzają bądź wyrządzili mi krzywdę. Panie, oddal ode mnie ducha zemsty
i uzdolnij do gestów dobroci wobec nich.

CZWARTEK XXIII TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II

PIERWSZE CZYTANIE  (Kol 3,12-17)

Miłość jest więzią doskonałości

Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Kolosan.

Bracia:
Jako wybrańcy Boży, święci i umiłowani, obleczcie się w serdeczne miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość, znosząc jedni drugich i wybaczając sobie nawzajem, jeśliby miał ktoś zarzut przeciw drugiemu: jak Pan wybaczył wam, tak i wy.
Na to zaś wszystko przyobleczcie miłość, która jest więzią doskonałości. A sercami waszymi niech rządzi pokój Chrystusowy, do którego też zostaliście wezwani w jednym Ciele. I bądźcie wdzięczni. Słowo Chrystusa niech w was przebywa z całym swym bogactwem: z wszelką mądrością nauczajcie i napominajcie samych siebie przez psalmy, hymny, pieśni pełne ducha, pod wpływem łaski śpiewając Bogu w waszych sercach. I wszystko, cokolwiek byście działali słowem lub czynem, wszystko czyńcie w imię Pana Jezusa, dziękując Bogu Ojcu przez Niego.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 150,1-2.3-4.5)

Refren: Wszystko, co żyje, niechaj chwali Pana.

Chwalcie Boga w Jego świątyni, *
chwalcie na ogromnym Jego nieboskłonie.
Chwalcie Go za potężne Jego dzieła, *
chwalcie za niezmierzoną Jego wielkość.

Chwalcie Go dźwiękiem rogu, *
chwalcie na harfie i cytrze.
Chwalcie Go bębnem i tańcem, *
chwalcie na strunach i flecie.

Chwalcie Go na dźwięcznych cymbałach, *
chwalcie na cymbałach brzęczących:
Wszystko, co żyje, *
niechaj chwali Pana.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (1 J 4,12)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Jeżeli miłujemy się wzajemnie, Bóg w nas mieszka
i miłość ku Niemu jest w nas doskonała.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Łk 6,27-38)

Przykazanie miłości nieprzyjaciół

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają.
Jeśli cię kto uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi. Jeśli bierze ci płaszcz, nie broń mu i szaty.
Daj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje.
Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie. Jeśli bowiem miłujecie tych tylko, którzy was miłują, jakaż za to dla was wdzięczność? Przecież i grzesznicy miłość okazują tym, którzy ich miłują. I jeśli dobrze czynicie tym tylko, którzy wam dobrze czynią, jaka za to dla was wdzięczność? I grzesznicy to samo czynią. Jeśli pożyczek udzielacie tym, od których spodziewacie się zwrotu, jakaż za to dla was wdzięczność? I grzesznicy grzesznikom pożyczają, żeby tyleż samo otrzymać.
Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych.
Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny.
Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane: miarą dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrze wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie”.

Oto słowo Pańskie.

 

**********************************************************************************************************************

KOMENTARZ

 

 

Dobro za zło

Patrząc z perspektywy czysto ludzkiej, nie jest łatwo czynić dobrze osobom, które nie są nam życzliwe i wyrządzają nam zło. Jezus zachęca do przełamania tego ludzkiego sposobu myślenia i wychodzenia naprzeciw sytuacjom konfliktowym. Zło dobrem przemieniać jest jedyną możliwością, jaką ma chrześcijanin. Odpłacanie złem za zło nigdy nie doprowadzi do pokoju. Jedne rany będą wywoływać kolejne i tak spirala zła będzie się nakręcała. Jezus zachęca do modlitwy za tych, którzy nas przeklinają i oczerniają. Modlitwa jest tą jedyną siłą, która pozwoli nam wytrwać w takiej postawie i która ma moc przemieniać serca naszych adwersarzy.

Modlę się za wszystkich tych, którzy wyrządzają bądź wyrządzili mi krzywdę. Panie, oddal ode mnie ducha zemsty i uzdolnij do gestów dobroci wobec nich.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html
*********

#Ewangelia: Miłość trzeba hartować

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. shutterstock.com)

Jezus powiedział do swoich uczniów: “Powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają.

Jeśli cię kto uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi. Jeśli bierze ci płaszcz, nie broń mu i szaty.

Daj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje.

Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie. Jeśli bowiem miłujecie tych tylko, którzy was miłują, jakaż za to dla was wdzięczność? Przecież i grzesznicy miłość okazują tym, którzy ich miłują. I jeśli dobrze czynicie tym tylko, którzy wam dobrze czynią, jaka za to dla was wdzięczność? I grzesznicy to samo czynią. Jeśli pożyczek udzielacie tym, od których spodziewacie się zwrotu, jakaż za to dla was wdzięczność? I grzesznicy grzesznikom pożyczają, żeby tyleż samo otrzymać.

Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny.

Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane: miarą dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrze wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie”.

 

Rozważanie do Ewangelii

Jezus namawia nas dziś do bezwarunkowej, czyli czystej miłości. Któż z nas nie chciałby być kochany taką miłością? Kto nauczy się takiej miłości, ten jej też doświadczy: “Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie”. Kto nauczy się takiej miłości ma bowiem zapewnione życie wieczne w Niebie, gdzie Miłość będzie podstawowym doświadczeniem. Jednak nauka takiej miłości musi odbywać się w klimacie zgoła przeciwnym: w zetknięciu z nieprzyjaciółmi i w doświadczeniu niewdzięczności. Uczyć się miłości, gdy zewsząd doświadczamy tylko miłości, to mniej więcej tak samo, jak uczyć się pływać bez wchodzenia do wody.

Obyśmy byli otoczeni ludzką życzliwością, ale gdy jej brakuje nie rozpaczajmy, bo to jest dobra okazja, by nasza miłość wzrosła i oczyściła się.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2564,ewangelia-milosc-trzeba-hartowac.html

***********

Na dobranoc i dzień dobry – Łk 6, 27-38

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. lecercle / Foter / CC BY-NC-SA)

Daj każdemu, kto cię prosi…

 

Miłość nieprzyjaciół
Jezus powiedział do swoich uczniów: Lecz powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. Jeśli cię kto uderzy w [jeden] policzek, nadstaw mu i drugi. Jeśli bierze ci płaszcz, nie broń mu i szaty. Daj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje.

 

Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie! Jeśli bowiem miłujecie tych tylko, którzy was miłują, jakaż za to dla was wdzięczność? Przecież i grzesznicy miłość okazują tym, którzy ich miłują. I jeśli dobrze czynicie tym tylko, którzy wam dobrze czynią, jaka za to dla was wdzięczność? I grzesznicy to samo czynią.

 

Jeśli pożyczek udzielacie tym, od których spodziewacie się zwrotu, jakaż za to dla was wdzięczność? I grzesznicy grzesznikom pożyczają, żeby tyleż samo otrzymać.

 

Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny.

 

Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone.

 

Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie.

 

Opowiadanie pt. “O królu Mahawelim”
Na południu Indii panował kiedyś król imieniem Mahaweli. Jeszcze dziś opowiadają a jego sprawiedliwości i dobroci. Ponoć w jego królestwie nie było wag, nie bito monet. Drzwi nie miały zamków, gdyż nie było złodziei. Do monarchy o każdej porze mogli przyjść ze swymi żalami i troskami wszyscy poddani (nawet ptaki i zwierzęta).

 

Pewnego dnia napadli na kraj nieprzyjaciele i uwięzili dobrego króla. Raz tylko w roku mógł się pokazać swemu ludowi, nie wolno mu jednak było odezwać się ani słowem. Nie miał więc praktycznie żadnego wpływu na życie byłych swych poddanych, które toczyło się teraz zgodnie z wolą najeźdźców. A jednak wszyscy cieszyli się i czekali na owo coroczne nieme ukazanie się umiłowanego władcy.

 

Również dzisiaj obchodzi się dzień Mahaweli jako święto narodowe. Ludzie przygotowują się z pietyzmem i zaangażowaniem na “przyjście” legendarnego króla, który przecież od dawna nie ma im już nic do powiedzenia.

 

Refleksja
Dać to, czego żąda od nas wróg, to szczyt heroizmu. Łatwo bowiem daje się tym, których lubimy lub którzy mało nas “kosztują zachodu”. Często dzielimy się raczej tym z tego nam zbywa. Tymczasem dać wrogowi to, czego wymaga, zwłaszcza wtedy, gdy sami nie mamy za dużo, to wielka odwaga serca. Wtedy miłość nieprzyjaciół, wyczytana z książek, sprawdzana jest przez nas w codziennym zyciu, czyli w tzw. “praniu”. Nie ma już bowiem czasu na teoretyzowania, ale jest konkret życia, który jest poparty naszym czynami…

 

Jezus uczy nas, że miłość nieprzyjaciół i pomoc im to nie jest łatwa rzecz. Trzeba bowiem przełamywać w sobie naturalny odruch serca, który podpowiada nam zamknięcie się w sobie i nie kontaktowanie z tym, który jest nam wrogiem. Jezus ukazał nam, że On sam wybaczał nawet wtedy, gdy wisiał na krzyżu, gdzie za chwilę miał umrzeć z powodu nienawiści ludzi. Nie było w Nim nienawiści, bo wiedział, że ci, którzy zgotowali mu ten los, byli nieświadomi do końca zła swojego postępowania. Nienawiść bowiem potrafi  zaślepić, aż do granic ludzkich możliwości…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Jak zrozumieć swojego wroga i go pokochać?
2. Czy po ludzku możliwa jest miłość nieprzyjaciół?
3. Jak odizolować się od uczucia nienawiści?

 

I tak na koniec…
Od czasu wynalezienia pisma bardzo straciły na sile prośby, a zyskały rozkazy (Georg Christoph Lichtenberg)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,381,na-dobranoc-i-dzien-dobry-lk-6-27-38.html

**********

Miłość NIEPRZYJACIÓŁ

10 września 2015, autor: Krzysztof Osuch SJ

Słońce naszej miłości przyćmiewa się dość szybko w zderzeniu z czyimś atakiem na nas. Jezus przestrzega nas, byśmy nie szli bezmyślnie za pierwszym odruchem zranionego serca. Nalega, byśmy nie przyzwalali na niechęć wobec osoby krzywdziciela. W świat pierwszych emocji winien co prędzej wkroczyć nasz rozum i światło wiary. W przeciwnym razie niechęć będzie rosła i, po jakimś czasie, objawi się jako ślepa nienawiść, żądająca odwetu i zemsty.

– Gdyby pierwszy akt czyjejś złości przedstawić symbolicznie jako półokrąg, a naszą niechęć czy nienawiść jako drugi półokrąg, to ich połączenie okaże się dla nas zamkniętym kręgiem i więzieniem. Ten zamykający się krąg może zostać znów otwarty jedynie aktem miłości i przebaczenia względem osoby czyniącej zło. Jeśli tego aktu miłości i przebaczenia zabraknie, to trzeba się liczyć z nakręcającą się spiralą nienawiści i wyniszczających odwetów.

– Przykłady potwierdzające tę prawidłowość znajdziemy zarówno w małych jak i dużych ludzkich społecznościach.

Znalezione obrazy dla zapytania Miłość NIEPRZYJACIÓŁ facebook

Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski (Mt 5,43-48).

Jezus powiedział do swoich uczniów: Powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. Jeśli cię kto uderzy w [jeden] policzek, nadstaw mu i drugi. Jeśli bierze ci płaszcz, nie broń mu i szaty. Daj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje. Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie! Jeśli bowiem miłujecie tych tylko, którzy was miłują, jakaż za to dla was wdzięczność? Przecież i grzesznicy miłość okazują tym, którzy ich miłują. I jeśli dobrze czynicie tym tylko, którzy wam dobrze czynią, jaka za to dla was wdzięczność? I grzesznicy to samo czynią. Jeśli pożyczek udzielacie tym, od których spodziewacie się zwrotu, jakaż za to dla was wdzięczność? I grzesznicy grzesznikom pożyczają, żeby tyleż samo otrzymać. Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie (Łk 6,27-38).

1. Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują – takie jest wyraźne zalecenie Jezusa, tymczasem dobrze wiemy, że na okazaną nam wrogość reagujemy uczuciami dość dalekimi od miłości. Im bardziej ktoś nas dotknie i zrani, tym większą mamy chęć, by się zrewanżować. Odwet – w myśl zasady: ząb za ząb może się wydać sprawiedliwy. I dlatego bez większego namysłu odpłacamy „pięknym za nadobne”. Oddanie komuś z nawiązką sprawia nam pewną satysfakcję („ale mu dołożyłem”; „ale mu dołożył”). Formy oddawania dokonują się na poziomie emocji i słów. Są to niekończące się potyczki słowne, złośliwości, udowadnianie swej wyższości, surowe osądy itd. Jedno jest pewne, że te przemyślane czy spontaniczne formy reagowania na doznane zło nie mają nic wspólnego z Jezusowym zaleceniem, by nieprzyjaciół miłować (por. Mt 5, 43), by dobrze im czynić, błogosławić i modlić się za nich (por. Łk 6, 28).

  • Jezus stawia tamę naszemu niewłaściwemu reagowaniu na zło, stawiając nam przed oczy Dobroć Boga Ojca i zachęcając nas do stawania się doskonałymi jak doskonały jest Ojciec nasz niebieski. Widomym znakiem nieograniczonej życzliwości Boga jest Słońce, które świeci wszystkim, i deszcz, który pada na wszystkich – bez różnicy.

Słońce naszej miłości przyćmiewa się dość szybko w zderzeniu z czyimś atakiem na nas. Jezus przestrzega nas, byśmy nie szli bezmyślnie za pierwszym odruchem zranionego serca. Nalega, byśmy nie przyzwalali na niechęć wobec osoby krzywdziciela. W świat pierwszych emocji winien co prędzej wkroczyć nasz rozum i światło wiary. W przeciwnym razie niechęć będzie rosła i, po jakimś czasie, objawi się jako ślepa nienawiść, żądająca odwetu i zemsty.

– Gdyby pierwszy akt czyjejś złości przedstawić symbolicznie jako półokrąg, a naszą niechęć czy nienawiść jako drugi półokrąg, to ich połączenie okaże się dla nas zamkniętym kręgiem i więzieniem. Ten zamykający się krąg może zostać znów otwarty jedynie aktem miłości i przebaczenia względem osoby czyniącej zło. Jeśli tego aktu miłości i przebaczenia zabraknie, to trzeba się liczyć z nakręcającą się spiralą nienawiści i wyniszczających odwetów. – Przykłady potwierdzające tę prawidłowość znajdziemy zarówno w małych jak i dużych ludzkich społecznościach.

 2. Jezus uświadamia nam, że nienawidzenie prześladowców i złoczyńców nie jest czymś, co musi nas determinować. Jesteśmy wezwani do wolności najwyższej klasy: zło możemy dobrem zwyciężać! Wybór należy do nas. Winniśmy wybrać – po namyśle – to, co nam się podoba i to, co jest prawdziwym dobrem. Taki wybór nie jest jednak czymś jednorazowym; raz wybrawszy, ciągle wybierać muszę powie Poeta.Nasuwa się pytanie, jak wzmacniać i podtrzymywać nasz wybór miłości jako stałej zasady życia.

  • Po pierwsze, trzeba nam gorąco prosić Boga, by On sam wlewał w nasze serca swoją Boską Miłość. Można powiedzieć, że wszystkie prośby z Ojcze nasz (z uwagą wypowiadane) otwierają nas na ład Boskiej Miłości…
  • Jeśli proszenie o Boską miłość uznać za coś pierwszego, to czymś najpierwszym jest regularne kontemplowanie wspaniałej miłości Boga Stwórcy i Boga Ojca. Szczególnym objawieniem Pięknej Boskiej Miłości jest Serce Jezusa Ukrzyżowanego. Częste przypatrywanie się Miłości Ojca i Syna, niewątpliwie, zmiękcza twarde ludzkie serce i otwiera je, także dla prześladowców.
  • Po trzecie: „Miłości trzeba się uczyć i jeszcze raz uczyć; ten proces nie ma końca! Nienawiść nie potrzebuje instrukcji; wystarczy ją tylko sprowokować” (Katharine Anne Porter). – Próbujmy sobie dopowiedzieć, co to właściwie znaczy: „Miłości trzeba się uczyć i jeszcze raz uczyć; ten proces nie ma końca!”

Czy mamy swoje sposoby wdrażania w konkretne sytuacje i relacje tej miłości, którą Duch Święty rozlewa w naszych sercach? Jaką pomoc w tym względzie stanowi codzienny pięciopunktowy rachunek sumienia? Czymś niezastąpionym w uczeniu się miłości jest naginanie prymitywnych odruchów starego człowieka w nas do Prawa Boskiej Miłości.

– Trzeba nam wciąż na nowo odwoływać się do wielu świateł rozumu i wiary, by „naturę poddać łasce” (H. de Lubac). By nie poddać się żywiołom skażonej natury.

Myślę, że dobrze jest brać sobie do serca choćby taką zachętę:

„Ciągle was pouczam, że ten zwycięża – choćby był powalony i zdeptany – kto miłuje, a nie ten, który w nienawiści depce. Ten ostatni przegrał! A zwyciężył już dziś – choćby leżał na ziemi podeptany – kto miłuje i przebacza, kto jak Chrystus oddaje serce swoje, a nawet życie za nieprzyjaciół swoich” (Ks. Prymas Stefan Wyszyński, rok 1966).

Do czynienia rzeczy trudnych potrzebujemy motywów. Przebaczanie i miłowanie nieprzyjaciół jest rzeczą trudną i nie dzieje się ot tak sobie. W różnych obszarach ludzkiej aktywności obowiązują różne procedury, zapewniające skuteczność.

– W pokonywaniu zła dobrem też obowiązują pewne procedury i toki myślenia.

  • Gdy mówię komuś: przebaczam ci, to chcę mu powiedzieć, że patrzę na niego nie poprzez doznane zło, lecz patrzę na niego z Chrystusem i Jego oczami. Uświadamiam sobie, że ten ktoś (krzywdziciel, wróg) jest w oczach Bożych kimś niezmiernie drogim, cennym i godnym szacunku. Każdy człowiek, będąc stworzonym na Boży obraz i podobieństwo, jest arcydziełem Boskiej Miłości i Mądrości i nigdy nie przestaje nim być w swej osobowej głębi!
  • To prawda, że czyjeś wrogie akty potrafią bardzo ciążyć, ale ich waga w porównaniu z „wagą” osobowej godności krzywdziciela – jest czymś nieskończenie mniej ważącym. Bardziej niż złość krzywdziciela waży nieskończona Miłość Boskich Osób, „zainwestowana” w każdą ludzką osobę, w tę konkretną osobę!
  • Czasem wystarczy pomyśleć, czy mnie nie trafiały się podobne naganne zachowania? – Może nie wszystkie, ale niektóre na pewno tak! …To dobrze, że umiem siebie zrozumieć i nadać mniejsze znaczenie swym raniącym słowom i gestom czy też upadkom. Pozostaje mi podobną taryfę, dla podobnych racji, zastosować do bliźniego, który zachował się nagannie!

Każdy człowiek jest wewnętrznie rozdarty. Choć każdy nosi w sobie wielkie pragnienia, które kierują ku zjednoczeniu z Bogiem i naśladowaniu Ojca w niebie, to przecież także każdy człowiek obciążony jest skażeniem pochodzącym z grzechu pierworodnego. Każdy bywa, nieraz bardzo, kuszony przez podstępnego i inteligentnego szatana. Na każdego oddziałuje tyle złych przykładów. Każdy spotyka się z tyloma prowokacjami – ku czynieniu zła itp. Czy zatem należy tak bardzo dziwić się temu, że ktoś okazał się zaborczym egoistą, że odniósł się do mnie nietaktownie? Że odegrał się na mnie za swoje niepowodzenia? Że zwraca moją uwagę na jego zagubienie i cierpienie?

Na koniec pełna treści myśl Jana Pawła:

„chrześcijańskie przebaczenie nie oznacza po prostu tolerancji, ale jest czymś więcej. Nie jest równoznaczne z zapomnieniem o złu ani też – co byłoby jeszcze gorsze – z zaprzeczeniem zła. Bóg nie przebacza zła, ale przebacza człowiekowi i uczy nas odróżniać sam zły czyn, który jako taki zasługuje na potępienie, od człowieka, który go popełnił, a któremu On daje możliwość przemiany. Podczas gdy człowiek skłonny jest utożsamiać grzesznika z grzechem, zamykając przed nim wszelką drogę wyjścia, Ojciec niebieski zesłał na świat swego Syna, aby otworzyć wszystkim drogę zbawienia. Tą drogą jest Chrystus: umierając na krzyżu odkupił nas z naszych grzechów. Ludziom wszystkich czasów Jezus powtarza: ja cię nie potępiam, idź i nie grzesz więcej (por. J 8, 11).” (…) Potrzebne jest dziś chrześcijańskie przebaczenie, które daje nadzieję i ufność, a zarazem nie osłabia walki ze złem. Trzeba udzielać i przyjmować przebaczenie. Człowiek jednak nie będzie zdolny przebaczyć, jeśli najpierw nie pozwoli, by Bóg mu przebaczył, i nie uzna, że potrzebuje Jego miłosierdzia. Będziemy gotowi odpuścić winy innym tylko wówczas, gdy uświadomimy sobie, jak wielka wina została odpuszczona nam samym” [1].

 


[1] Jan Paweł II, CHRZEŚCIJAŃSKIE PRZEBACZENIE, Anioł Pański. 29 marca 1998

Krzysztof Osuch SJ pisze:

11 września 2014 o 17:12

W swojej homilii Ojciec Święty odniósł się do czytanego dziś fragmentu Ewangelii (Łk 6,27-38), w którym Pan Jezus wzywa do miłowania nieprzyjaciół, do modlitwy za tych, którzy nas źle traktują. Podkreślił czasowniki, jakich używa Jezus: miłujcie, czyńcie dobrze, błogosławcie, módlcie się i nie potępiajcie. Chodzi o dawanie siebie, dawanie serca tym właśnie, którzy czynią nam zło, naszym nieprzyjaciołom. To jest nowością Ewangelii.

Franciszek zauważył, iż Pan Jezus ukazuje, że nie jest naszą zasługą jeśli miłujemy tych, którzy nas miłują, bo to czynią także i grzesznicy. Natomiast chrześcijanie wezwani są do miłowania nieprzyjaciół. „Czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka”.

Papież zwrócił uwagę, że Ewangelia jest nowością, za którą niełatwo pójść, ale droga ta jest naśladowaniem Jezusa, jest drogą chrześcijanina, której naucza nas Pan. Dodał, że to wszystko, co radzi nam czynić Pan Jezus możemy czynić jedynie z sercem miłosiernym. Życie chrześcijańskie nie jest bowiem zamknięte w sobie, odwołujące się jedynie do samego siebie. Wychodzi ono, aby dać siebie innym.

Ojciec Święty podkreślił, że Pan Jezus chce od nas, byśmy byli miłosierni i nie sądzili, abyśmy sami nie byli sądzeni, czy też nie zostali potępieni, abyśmy przebaczali, aby zyskać przebaczenie. Franciszek przypomniał, że codziennie odmawiamy „Ojcze nasz” i prosimy: „Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”… „To jest życie chrześcijańskie” – stwierdził Franciszek.

Papież nawiązał do niedawno czytanego fragmentu z 1 Listu św. Pawła do Koryntian, w którym mowa, że nauka krzyża głupstwem jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą zaś dla dostępujących zbawienia. Podkreślił, że bycie chrześcijaninem oznacza odrzucenie owej przebiegłości świata, aby czynić to wszystko, co nam każe czynić Jezus, chociaż po ludzku wydaje się to dla nas niekorzystne. Jednak taka właśnie jest droga, wskazywana nam przez Jezusa: droga wielkoduszności, hojności, dawania siebie bez miary. Dlatego bowiem Jezus przyszedł na świat i tak czynił. On dał samego siebie, przebaczał, o nikim nie mówił źle, nie osądzał. Franciszek zaznaczył, że bycie chrześcijaninem nie jest łatwe, ale jest to możliwe nie dzięki naszym siłom, lecz dzięki Bożej łasce. Na zakończenie Ojciec Święty zachęcił, by się modlić.

„Panie, daj mi łaskę, bym stał się dobrym chrześcijaninem, dobrą chrześcijanką, bo nie daję rady. Na pierwszy rzut oka to przeraża, ale weźmy Ewangelię i przeczytajmy ponownie, po raz trzeci i czwarty VI rozdział Ewangelii św. Łukasza i poprośmy Pana o łaskę zrozumienia, co to znaczy być chrześcijaninem i o Jego łaskę, bo nie możemy tego uczynić o własnych siłach” – powiedział Franciszek.

Krzysztof Osuch SJ pisze:

13 września 2014 o 23:21

Papież Franciszek w Redipuglii na stulecie I wojny światowej: trzeba umieć zapłakać


Wojna jest szaleństwem, za którym stoją ideologie bądź niepohamowana żądza władzy i pieniędzy wsparta obojętnością wobec drugiego. Mówił o tym Papież odwiedzając cmentarz wojenny w Fogliano di Redipuglia w prowincji Gorycja na północnym wschodzie Włoch. Kryje on prochy stu tysięcy włoskich żołnierzy poległych w pierwszej wojnie światowej.

Przed odprawieniem tam Mszy Franciszek odwiedził też położony nieopodal cmentarz austrowęgierski. Obie nekropolie to pamiątka po zaciętych walkach nad rzeką Isonzo i symbol daniny krwi Wielkiej Wojny, której stulecie wybuchu przypada w tym roku. Warto dodać, że w wojnie tej brali udział krewni obecnego Papieża, a dwóch jego stryjecznych dziadków poniosło w niej śmierć. Włoska minister obrony przekazała zresztą Franciszkowi w czasie uroczystości pamiątkę w postaci karty ewidencyjnej jego dziadka jako poborowego.

W homilii Ojciec Święty nawiązał do opisanej w Księdze Rodzaju zbrodni Kaina – człowieka, którego zawiść poprowadziła do zabicia własnego brata i obojętności na jego los. Właśnie na skrywane motywy agresji zwrócił uwagę Franciszek:

„Chciwość, nietolerancja, żądza władzy… to motywy pobudzające do decyzji o wojnie, a są one często usprawiedliwiane ideologią. Wcześniej jednak jest namiętność, bodziec wypaczony. Ideologia jest usprawiedliwieniem, a gdy nie ma ideologii, to pojawia się odpowiedź Kaina: «Co mnie obchodzi mój brat?». Co mnie obchodzi… «Czyż jestem stróżem brata mego?» (Rdz 4,9). Wojna nikomu nie patrzy w twarz: starszym, dzieciom, matkom, ojcom… «Co mnie to obchodzi?». Nad wejściem na ten cmentarz unosi się szydercze motto wojny: «Co mnie to obchodzi?». Wszyscy ci, którzy tutaj spoczywają, mieli swoje plany, marzenia…, ale ich życie zostało przerwane. Dlaczego? Bo ludzkość powiedziała: «Co mnie to obchodzi?»”.

Ojciec Święty powrócił też do refleksji o trwającej już kolejnej wojnie światowej, tyle że „pokawałkowanej”. Również ona przynosi zbrodnie, masakry, zniszczenia. Zdaniem Papieża medialne doniesienia o nich też powinny nosić tytuł: „Co mnie to obchodzi?”. Ilustrowałby on postawę przeciwną niż ta, której domaga się Jezus, gdy woła o zatroszczenie się o głodnego, spragnionego, przybysza, chorego czy uwięzionego. Tymczasem nad tymi ofiarami dawnych i obecnych konfliktów należałoby zapłakać.

„Także dziś jest wiele ofiar… – mówił dalej Franciszek. – Jak to możliwe? Bo także dziś za kulisami kryją się interesy, geopolityczne plany, żądza pieniędzy i władzy, jest przemysł zbrojeniowy, który zdaje się tak bardzo ważny! I ci planiści terroru, organizatorzy starć, a także przedsiębiorcy zbrojeniowi wypisali w sercach: «Co mnie to obchodzi?». Cechą mędrców jest uznanie błędów, ubolewanie z ich powodu, wyrażenie skruchy, poproszenie o przebaczenie i płacz. Być może spekulujący na wojnie z tym noszonym w sercu «Co mnie to obchodzi?» zarabiają dużo, ale ich zdemoralizowane serce utraciło zdolność do płaczu. Kain nie zapłakał. Nie mógł zapłakać. Cień Kaina obejmuje nas dzisiaj tutaj, na tym cmentarzu. Widać go tutaj. Widać go w historii od roku 1914 aż po dzień dzisiejszy. Widać go także w naszych czasach”.

Mszę na cmentarzu w Redipuglii zakończyła specjalna modlitwa za poległych w tej „bezsensownej rzezi”, jak pierwszą wojnę światową nazwał za Benedyktem XV Franciszek. Z Papieżem liturgię koncelebrowali ordynariusze polowi i kapelani wojskowi z różnych krajów świata. Polskę reprezentował bp Józef Guzdek.

Dzisiejsze spotkanie modlitewne z Papieżem Franciszkiem, to wyraźny znak dla tych wszystkich, którzy mówią, że konflikty zbrojne, przemoc, wojna ich nie obchodzi – powiedział Radiu Watykańskiemu biskup polowy Wojska Polskiego. – Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni. Nikt nie może powiedzieć jak Kain: «A któż mnie ustanowił stróżem mego brata?». Dochodzą do nas głosy z Afryki, Azji, głosy bliskie z sąsiedniej Ukrainy. Leje się krew. Potrzebne jest działanie tych, którzy są odpowiedzialni za rozwiązywanie konfliktów, a więc organizacji międzynarodowych, jak ONZ, ale równocześnie potrzebne jest budzenie świadomości, że żołnierze są strażnikami pokoju i jeśli jest taka potrzeba, to należy udać się w te rejony i jednak pomóc. Rozdzielić zwaśnione strony i powstrzymać tę morderczą dłoń agresora”.

Po zakończeniu uroczystości Franciszek powrócił samolotem do Rzymu.

tc, lg, dg/ rv

Tekst pochodzi ze strony http://pl.radiovaticana.va/news/2014/09/13/papie%C5%BC_franciszek_w_redipuglii_na_stulecie_i_wojny_%C5%9Bwiatowej:_trzeba/pol-825120
strony Radia Watykańskiego

Z: List s.Emmanuel z 15 lutego 2013 r

2 lutego 2013 Mirjana miała comiesięczne objawienie blisko swojego domu, w nowym budynku służącym do przyjmowania pielgrzymów. Po objawieniu przekazała następujące orędzie:
„Drogie dzieci! Prowadzi mnie do was miłość, miłość taka, że pragnę uczyć także was prawdziwej miłości, jaką mój Syn ukazał, gdy umarł na krzyżu z miłości do was – miłości, która zawsze jest gotowa przebaczać i prosić o przebaczenie. Jaka jest wielkość waszej miłości?
Moje matczyne serce jest smutne, gdy szuka miłości w waszych sercach. Nie jesteście gotowe do tego, żeby waszą wolę poddać woli Boga z miłości. Nie możecie mi pomóc postępować w taki sposób, żeby ci, którzy nie poznali miłości Boga, poznali ją, ponieważ nie macie prawdziwej miłości. Poświęćcie mi swoje serca, a ja was poprowadzę. Nauczę was przebaczać, kochać nieprzyjaciela i żyć według mojego Syna. Nie bójcie się o siebie! Mój Syn nie zapomina w smutku tych, którzy kochają. Będę u waszego boku. Będę prosiła Ojca Niebieskiego, żeby oświeciło was światło wiecznej prawdy i miłości. Módlcie się za swych pasterzy, żeby dzięki waszemu postowi i waszej modlitwie mogli was prowadzić w miłości. Dziękuję wam!”

2. 9 lutego widząca Mirjana znajdowała się we Włoszech, w kościele „Santa Maria Maggiore” w Trieście. Podczas swego świadectwa oświadczyła:
„Proszę was jak siostra – ponieważ wiem o tym wszystkim, co Matka Boża nam przygotowuje – Kochajcie! Kochajcie waszych kapłanów! Pomagajcie im, módlcie się za nich, zwłaszcza za naszego Ojca Świętego! Zwłaszcza za niego, który w tych czasach, w których żyjemy, bardzo potrzebuje waszej pomocy, naszej pomocy, naszych modlitw, naszej miłości, a nie naszych sądów! Ponieważ jeśli jutro znajdziesz się przed Bogiem, a On cię zapyta: „Jak mogłeś osądzać? Kim ty jesteś?” Co Mu odpowiesz?
Dlatego proszę was jak siostra, proście Boga o dar miłości! Gdy masz dar miłości, to nigdy nie osądzasz, nigdy nie krytykujesz, ponieważ w każdej osobie widzisz Jezusa i zawsze znajdujesz wytłumaczenie. I nawet jeśli ci się wyrządza zło, ty to tłumaczysz, znajdujesz usprawiedliwienie, bo dla ciebie, w twoim życiu Bóg jest na pierwszym miejscu. Reszta przemija, tylko Bóg zostaje.
Jesteśmy pewni tylko jednej rzeczy: że wszyscy znajdziemy się przed Bogiem, a wtedy podniesiemy głowę czy ja opuścimy?
Proszę was, módlcie się także za nas, widzących, żebyśmy mogli robić to, czego Bóg od nas chce, ale we właściwy sposób, ponieważ łatwo się pomylić. Ja będę się za was modlić z całego serca.”
(Na tym spotkaniu modlitewnym był obecny arcybiskup Triestu, Mgr Giampaolo Crepaldi.)
Mirjana otrzymała 10 tajemnic, tak samo, jak Ivanka i Jakov. Zna więc wielką część przyszłości świata, co nadaje jej słowom znaczną wagę.

http://osuch.sj.deon.pl/2015/09/10/k-osuch-sj-milosc-nieprzyjaciol-mt-543-48-sb-po-i-wp/

**********

KAMIEŃ

by Grzegorz Kramer SJ

To, co Jezus mówi, jest piękne; o, jak dobrze się słucha takich pouczeń. Naprawdę człowiek może na moment oddać się fantazji o świecie, w którym potrafimy przebaczać, wznosić się ponad urazy i krzywdy.

To, co Jezus mówi, jest też bardzo skandaliczne. To nie jest teologiczna gadka na temat naszej wolności, grzechu i łaski, gdzie wszystko należy dopowiedzieć precyzyjnie, żeby nie zostawić przestrzeni, w której mogłoby dojść do pobłądzenia owieczek. To, co mówi dziś Jezus, dalekie jest od akademickich sporów, bo są to słowa, które odnoszą nas do naszej codzienności, do relacji.

Wydaje się, że naturalną (cokolwiek to znaczy) reakcją na krzywdę jest oddanie ciosu. W świecie, w którym oszukuje mnie mój szef, w którym widzę, że inni oszukują i się ustawiają, żyją potrójnym życiem, zabija się bliskich, współwyznawców, obraża polityków, z którymi sympatyzujesz, spora część ludzi nie żyje żadną moralnością w kwestiach seksualnych, a bioetyce przesuwa kolejne granice, w takim świecie wydaje się czymś naturalnym powiedzenie sobie: mnie też wolno.

Jezus naprawdę jest niepoważny – według wielu ludzi, nawet wśród Jego uczniów – kiedy mówi, że mamy miłować naszych nieprzyjaciół, że kiedy ktoś życzy nam źle, czyni nam źle – my mamy go błogosławić.

A jednak On tak naucza, właśnie wbrew logice, sprawiedliwości, porządkowi świata. I nie tylko naucza, ale jak Go krzyżowali, a wcześniej brutalnie maltretowali, to błogosławił i modlił się, bo „nie wiedzieli co czynią”.

I właśnie ta Jego modlitwa: „przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”, jest dla mnie kluczem do zrozumienia tej Jego nielogicznej nauki.

Chrześcijan to ktoś, kto ‘wie’ więcej, ma wiedzę, której nie ma człowiek niewierzący. Ma wiedzę o tym, że każdy człowiek na tym świecie ma wspólnego Ojca, ma wiedzę o tym, że Bóg kocha każdego człowieka, bez względu na to, jak zły człowiek może się stać.

Kazanie na górze jest sednem naszego chrześcijaństwa. Ono nie wyraża się w liturgii, ślicznych kościelnych budynkach, takich czy innych fatałaszkach nałożonych na celebransów, czy dekretach określających: co, kto, kiedy i jak może. Ono wyraża się w przebaczeniu wrogowi i błogosławieniu wtedy, kiedy mnie prześladują. Okazuje się, że może być ono kamieniem, przez który wielu z nas – chrześcijan upadnie i zgorszy się Bogiem, który okazuje się być kimś kompletnie innym od nas.

Miara miłosierdzia będzie zastosowana wobec mnie. Podobnie, jak miara wymierzonej przeze mnie sprawiedliwości.

Dobrze czytać te teksty, patrząc na ukrzyżowane i nieżywe Ciało Pana Jezusa.

http://kramer.blog.deon.pl/2015/09/10/kamien/

**********

Dzień powszedni

0,17 / 12,37
W swoim dzisiejszym nauczaniu Jezus pragnie powiedzieć ci o twojej najważniejszej misji – o najważniejszej misji każdego chrześcijanina. Dlatego warto być uważnym na każde słowo.Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Łukasza
Łk 6,27-38
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. Jeśli cię kto uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi. Jeśli bierze ci płaszcz, nie broń mu i szaty. Daj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje. Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie. Jeśli bowiem miłujecie tych tylko, którzy was miłują, jakaż za to dla was wdzięczność? Przecież i grzesznicy miłość okazują tym, którzy ich miłują. I jeśli dobrze czynicie tym tylko, którzy wam dobrze czynią, jaka za to dla was wdzięczność? I grzesznicy to samo czynią. Jeśli pożyczek udzielacie tym, od których spodziewacie się zwrotu, jakaż za to dla was wdzięczność? I grzesznicy grzesznikom pożyczają, żeby tyleż samo otrzymać. Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie.»

Wyobraź sobie teraz scenę, w której kogoś krzywdzisz, ranisz, choćby w drobny sposób. A potem wyobraź sobie, że musisz poprosić tę osobę o wybaczenie. I pomyśl, że w relacji między tobą a Bogiem zdarzyło się to wielokrotnie. A On posłał swojego Syna, aby zamiast ciebie poniósł karę za wszystkie twoje winy. Więc wyobraź sobie na koniec, że ci przebaczono…

Wyobraź sobie teraz, że ta osoba, którą przed chwilą prosiło się o wybaczenie, rani cię. I przychodzi z przeprosinami. Jak reagujesz w takich sytuacjach? Czy pamiętasz momenty, w których tobie odpuszczono winy, czy nie?

Chrześcijanie mają miłować nieprzyjaciół nie dlatego, że są lepsi od pogan czy tak zwanych „grzeszników”, ale ponieważ wiedzą, że Bóg im przebaczył. Ponieważ odczuli na własnej skórze swoją złość i Boską miłosierną odpowiedź. I chcą naśladować to drugie. Czy ty jesteś w tym sensie chrześcijaninem?

Kończąc, poproś Maryję, Matkę miłosierdzia, aby uczyła cię prosić o przebaczenie i przebaczać.

http://modlitwawdrodze.pl/home/
*********
Św. Maksym Wyznawca (ok 580-662), mnich i teolog
Cztery wieki miłosierdzia, Centurie 1 o miłości
„Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny”

Nie przywiązuj się do podejrzeń lub ludzi, którzy cię gorszą. Bo ci, którzy w ten lub inny sposób się gorszą tym, co im się przytrafia (czy tego chcieli czy nie), nie znają drogi pokoju, która przez miłość prowadzi do poznania Boga tych, którzy go miłują.

Ten, który przejmuje się naturą ludzką, który kocha jednego a nienawidzi drugiego, albo kocha lub nienawidzi tego samego człowieka z tych samych powodów, ten nie ma jeszcze miłości doskonałej. Doskonała miłość nie rozdziera jedynej i tej samej natury ludzi, bo ci mają różne charaktery, ale mając na celu tą sama naturę, kocha wszystkich ludzi jednakowo. Kocha cnotliwych jak przyjaciół, a złośliwych jak wrogów, czyniąc im dobrze, znosząc ich cierpliwie, wytrzymując to, co od nich pochodzi, nie biorąc pod uwagę ich złośliwości i cierpiąc nawet za nich, jeśli nadarzy się okazja. W ten sposób uczyni z nich przyjaciół, jeśli to możliwe, lub przynajmniej pozostanie wierna sobie i pokaże swe owoce wszystkim ludziom. Nasz Pan i Bóg, Jezus Chrystus, okazując nam swoją miłość, cierpiał za całą ludzkość i wszystkim dał nadzieję zmartwychwstania, nawet jeśli każdy, przez swoje dzieła, ściąga na siebie chwałę lub karę.

**********

Któż z nas jest bez winy?! (10 września 2015)

ktoz-z-nas-jest-bez-winy-komentarz-liturgiczny

Pan Jezus konsekwentnie wskazuje nowe zasady życia. Punktem odniesienia dla nas ma być sam Bóg: Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny (Łk 6,36). Przez miłosierdzie upodabniamy się do Ojca, stając się Jego dziećmi: A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego (Łk 6,35). W ten sposób Pan Jezus podaje właściwą zasadę życia moralnego Jego uczniów: punktem odniesienia dla nas nie są takie czy inne zasady prawne, ale postawa Ojca niebieskiego, którą wyróżnia bezinteresowna miłość. Jej najlepszym sprawdzianem jest miłość nieprzyjaciół. Jeżeli nas na nią nie stać, to jeszcze nie osiągnęliśmy prawdziwej bezinteresowności. Okazuje się, że poza miłością jest dla nas jeszcze coś ważniejszego, coś, na czym nam bardziej zależy, albo coś, co potrafi zagłuszyć samą miłość.

Dzisiejsze czytania liturgiczne: Kol 3, 12-17; Łk 6, 27-38

Wzorowanie się na Ojcu posiada według Pana Jezusa jeszcze inny wymiar. Jego miłosierdzie jest dla nas nie tylko szlachetnym wzorem, ale właściwie jedyną nadzieją i szansą. Któż z nas jest bez winy?! Wierzymy jednak prawdziwie w Jego miłosierdzie, gdy sami je uznajemy za podstawę własnego życia. Nie potrzebuje ono innego uzasadnienia, gdyż jest treścią życia. Okazując miłosierdzie innym, wybieramy tę zasadę życia dla siebie samych:

 

Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie (Łk 6,37n).

 

„Nie będziecie potępieni”, „będzie wam odpuszczone”… ten bezosobowy sposób wyrażania oznacza, że to Bóg nas nie potępi, odpuści, odmierzy nam według miary, jaką sami mierzymy. W Jego sądzie kryterium rozstrzygającym jest nasze podobieństwo do Niego. Takimi nas na początku stworzył i tylko to, co jest odbiciem Jego istoty, przetrwa. Wszystko inne jako fałszywe odpadnie, przestanie istnieć.

We wczorajszym pierwszym czytaniu św. Paweł, w pewnym sensie podsumowując tę chrześcijańską zasadę życia, napisał:

 

szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus zasiadając po prawicy Boga. Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi (Kol 3,2n).

 

Dalej mówił o konieczności zadawania śmierci temu, co przyziemne. W dzisiejszym czytaniu koncentruje się natomiast na pozytywnej stronie, na „dążeniu do tego co w górze”. Kolejno wymienia: miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość, cierpliwość, przebaczenie, miłość, pokój Chrystusowy, wdzięczność. W Liście do Galatów napisał, że te cnoty są owocami Ducha Świętego. Natomiast w Pierwszym Liście do Koryntian, w Hymnie o miłości, wymieni je jako cechy miłości prawdziwej. Są to zatem dary. Nie można ich osiągnąć, nie przyjmując miłości, jaką nas Bóg obdarza w postaci Ducha Świętego. Naszego podobieństwa do Ojca nie osiągamy przez własny wysiłek, ale jest nam ono dane. Tak właśnie stało się przy naszym stworzeniu. Ulepiony z gliny człowiek nie miał w sobie szczególnego podobieństwa do Boga. Uzyskał je przez otrzymanie tchnienia od Boga, przez co stał się „istotą żywą”. Podobnie dzisiaj stajemy się nowym stworzeniem przez Ducha. To On nas czyni odbiciem Boga i Jego dziećmi, a tym samym daje przystęp do Jego życia. Najważniejsze w naszym życiu zatem jest otwarcie się na dar Ducha Świętego, co się dokonuje w naszych konkretnych wyborach na co dzień.

Włodzimierz Zatorski OSB

http://ps-po.pl/2015/09/09/ktoz-z-nas-jest-bez-winy-10-wrzesnia-2015/

 

***********************************************************************************************************************
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
10 WRZEŚNIA
******************

Fresk przedstawiający św. Pulcherię Święta Pulcheria, cesarzowa
Błogosławiony Ogleriusz Błogosławiony Ogleriusz, opat
Błogosławiony Franciszek Gárate Błogosławiony Franciszek Gárate, zakonnik
Święty Mikołaj z Tolentino Święty Mikołaj z Tolentino, prezbiter
Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Nagasaki, w Japonii – błogosławionych misjonarzy i miejscowych chrześcijan, którzy zginęli w roku 1622, w dniu nazwanym Wielkim Męczeństwem. Były wśród nich wybitne postacie: Karol Spinola, jezuita z Genui; Franciszek Morales z Madrytu, prowincjał franciszkanów; Anioł Orsucci, dominikanin z Toskanii i inni. Wśród chrześcijan japońskich znaleźli się katechiści oraz ci, którzy ukrywali misjonarzy. Niektórzy z nich prosili w więzieniu o przyjęcie do zakonu.oraz:

św. Agabiusa, biskupa (+ V w.); bł. Antoniego Ixidy, prezbitera i męczennika (+ 1632); świętych męczenników Apeliusa, Klemensa i Łukasza (+ I w.); świętych biskupów i męczenników: Datywa, Feliksa, Liteusza, Lucjusza, Nemezjana, Poliana i Wiktora (+ III w.); św. Kandydy Młodszej (+ ok. 585); św. Piotra, biskupa (+ ok. 1002); św. Salwiusza, biskupa (+ 564); św. Teodora, biskupa i męczennika (+ ok. 670)

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/09-10.php3
**********************************************************************************************************************
TO WARTO PRZECZYTAĆ
**********

Nieprzytulalne

Kontakt

Ignacy Dudkiewicz

(fot. shutterstock.com)

“Hania zmarła nagle, pięć lat temu, we śnie. Miała siedem miesięcy. Znaleźliśmy ją martwą w kołysce”. Co robić, jak umrze dziecko? Z rodzicami Hani rozmawia Ignacy Dudkiewicz.

 

Ignacy Dudkiewicz: Kiedy Hania zmarła?

 

Katarzyna Doboszyńska-Markiewicz: Pięć lat temu. Umarła nagle, we śnie, kiedy miała siedem miesięcy. Znaleźliśmy ją martwą w kołysce.

 

Śmierć łóżeczkowa?
K D.-M.: Nie. Hania urodziła się z rozszczepem podniebienia. To wada genetyczna, która zdarza się często i której dzisiejsza medycyna jest w stanie szybko zaradzić. Hania umarła na trzeci dzień po rutynowej, kosmetycznej ponoć operacji.

 

Co poszło nie tak?
Kamil Markiewicz: Sama operacja była przeprowadzona profesjonalnie. Wszystko sprowadzało się do niedostatku opieki i informacji, do obojętności wobec tego, co się dzieje z pacjentem potem. Przekonywano nas, że nie należy się spodziewać komplikacji. Nie byliśmy na nie przygotowani. Hania była osłabiona, ale sądziliśmy, że to chwilowy stan.

 

Co było przyczyną śmierci?
K.D.-M.: Zachłyśnięcie się pokarmem. W protokole z sekcji napisano, że doszło do czasowej zbieżności zdarzeń. Operacja zbiegła się w czasie z osłabieniem organizmu, czego skutkiem było zachłyśnięcie.

 

Macie do kogoś żal?
K.D.-M.: Teraz już do nikogo.
K.M.: Obojętność lekarzy była bolesna. Pewien żal wciąż w sobie noszę. Ale dokonałem w swoim sumieniu aktu przebaczenia lekarzowi prowadzącemu Hanię. Snu z oczu mi ten człowiek nie spędza.

 

Pytacie jeszcze: dlaczego?
K.D.-M.: Na to pytanie można odpowiadać bez końca. Chce się za wszelką cenę znaleźć racjonalne wytłumaczenie śmierci swojego dziecka. Bo może gdybyśmy to wytłumaczenie znaleźli, bylibyśmy spokojniejsi? Wszystko w tym świecie, który się rozpadł, znowu by się poukładało?

 

Człowiek próbuje to objąć rozumem, ale rozum dochodzi do ściany. W pewnym momencie zauważyliśmy, że trzeba to pytanie odsunąć.

 

Bóg tak chciał?
K.M.: Są wciąż osoby, które tak myślą i mówią. Bóg zabrał ci dziecko, bo wiedział lepiej. Kiedyś się dowiesz. Bóg chciał je ocalić przed jeszcze większym cierpieniem. Albo Bóg chciał ci coś pokazać. Nie widział innego rozwiązania. Wariantów jest wiele.
K.D.-M.: Bardzo mnie bolało już samo słowo “zabrał”. Bóg nie “zabrał” mojej Hanulki. Wierzę, że kiedy umarła, On “przejął” jej duszyczkę. Tak delikatnie, żeby nie zdążyła się nawet przestraszyć. Zrobił to z największą delikatnością, taką, jaką tylko On jest w stanie dziecko otoczyć.

 

Lubię myśleć o tej delikatności Boga wobec naszych dzieci, o tym, że tak naprawdę Jemu jeszcze bardziej od nas zależało, żeby nie cierpiały w momencie śmierci. Śmierci, której na pewno nie chciał.
K.M.: Nie można mówić o czyjejkolwiek śmierci, że Bóg jej chciał, że chciał coś za jej pomocą osiągnąć. Najgorsze jest to, że na siłę szuka się wytłumaczenia tam, gdzie nie jesteśmy w stanie go znaleźć.

 

Dotyczy to zwłaszcza księży?
K.M.: Reakcje księży to temat rzeka. Często ich słowa zamiast pocieszyć przynoszą odwrotny skutek. Trudno mówić o śmierci w ogóle, o śmierci dziecka jeszcze trudniej. I nawet duchowni, którzy mają duże doświadczenie duszpasterskie, też ciągle się tego uczą.

 

A gdyby ksiądz powiedział chociażby: “wydaje mi się, że może to czemuś służyło, ale przecież nie jestem Bogiem i tego nie wiem. Ale wiem, że Bóg jest dobry”, to byłoby to dla mnie uczciwe postawienie sprawy. Ale księża niestety często aspirują do posiadania wyższej wiedzy. Mówienie, że śmierć twojego dziecka była w pewnym sensie pożądana, sprzyja kształtowaniu negatywnego obrazu Boga.

 

A jednak człowiek chciałby widzieć w tym jakąś celowość.
K.M.: Gdyby człowiek widział w tych wszystkich okropnościach świata jakiś Boży plan, to chyba musiałby zwątpić. Do mnie bardziej przemawia myśl, że Bóg płacze w takich chwilach. To dla mnie bardziej kojąca wizja niż obraz wszechmocnego Boga, który ustawia sobie wszystko na szachownicy i zbija pionki.

 

Kolejny slogan: Bóg wyprowadzi z tego jakieś dobro.
K.M.: To akurat bywa sensowne. Wierzę, że tak może być.
K.D.-M.: Może, ale nie musi.

 

A w waszym wypadku?
K.M.: Nie wiem. To doświadczenie na pewno otworzyło nam oczy na różne sprawy. Na ogół nie okazuję uczuć i kiedyś z trudem przychodziło mi spotkanie z człowiekiem w żałobie. Teraz nie mam oporów, żeby objąć taką osobę, powiedzieć coś od serca.
K.D.-M.: Śmierć dziecka jest czymś złym. To, co nas spotkało, obiektywnie jest złem. A zło ma tendencję do pociągania za sobą kolejnego zła. Można zacząć się wzajemnie obwiniać. Inne dzieci mogą zostać zaniedbane, bo tylko to jedno się liczy. Od nas zależy, czy temu złu postawimy szlaban. Czy pozwolimy Bogu zadziałać tak, żeby coś dobrego z tego wyszło. Bóg nic na siłę nie zrobi.

 

Skoro tego nie chciał i nie ma w tym ukrytego celu.
K.M.: Ale jest miłosierny i solidaryzuje się z ludźmi w cierpieniu.
K.D.-M.: W najcięższym okresie po śmierci Hanulki trudno było mi się modlić. Z drugiej strony bardzo potrzebowałam kontaktu z Bogiem, chociażby dlatego, że właśnie tam, przy Nim, była moja córeczka. Poprzez Niego mogłam być wciąż blisko niej. I w tej niemocy modlitwy, powtarzały się we mnie dwa słowa: obecność i miłość.
Cały obraz Boga, który budowałam przez lata, w chwili śmierci mojego dziecka się zawalił. Ale jednocześnie On pozwolił mi odkryć wtedy swoją obecność i ogromną miłość, którą otoczył mnie niemal fizycznie.

 

To znaczy?
K.D.-M.: Nie opiszę ci tego słowami. Ale tęsknię za tym. Był to czas w moim życiu, kiedy byłam najbliżej Boga, kiedy pozwolił mi dotknąć tajemnicy. Czułam wtedy Jego miłość, która przenosi przez najgorszy czas w życiu.

 

Świadomość tego, że moja córeczka jest tą miłością już na zawsze otoczona, była dla mnie pocieszająca. W języku polskim mówimy o żalu, smutku “nieutulonym”. Mój został “utulony” – przez Boga, a także przez dobrych ludzi. Żal nie zniknął, ale z takim “utulonym” żalem można dalej żyć.
K.M.: Papież Benedykt pisał, że nieważne jest to, w kogo się wierzy, ale komu się wierzy. Zawierzyliśmy Bogu, zamiast powtarzać prawdy o Nim, które gdzieś zostały zapisane, ale są zupełnie abstrakcyjne. Bożej miłości trzeba doświadczać, a nie o niej teoretyzować.

 

I na naszych spotkaniach rodziców po stracie staramy się wprowadzać jak najwięcej konkretów, dzielić się wspomnieniami, zwłaszcza dobrymi. Pokazywać tę Bożą miłość, a nie zarzucać ludzi “prawdami”.

 

 

Szukaliście pomocy?
K.D.-M.: Od samego początku. Znaleźliśmy informację o rekolekcjach dla osób w żałobie – nie tylko po stracie dziecka – organizowanych przez księdza Stanisława Szlassę i jego współpracowników. Bardzo nam pomógł ten wyjazd.
K.M.: Prowadzący nie narzucali nam żadnych rozwiązań. Przedstawili kwestię żałoby w ujęciu psychologicznym, podkreślali, że mamy prawo ją przeżywać. Na spotkaniach też staramy się dowartościować wymiar psychologiczny. Nie da się przejść przez stratę z uśmiechem na ustach. To nie działa tak, że człowiek się trochę pomodli, zyska pewność, że dziecko jest szczęśliwe u Boga i wszystko już jest w porządku.
K.D.-M.: Wyjazd był okazją do uporządkowania wszystkiego, co się w nas działo, a także do zrozumienia, co jeszcze może się dziać i że wszystkie nasze reakcje są normalne. To, że jedni na początku chodzą kilka razy dziennie na cmentarz, jest tak samo normalne, jak to, że inni nie są w stanie tam pójść w ogóle.

 

To, że ktoś płacze całymi dniami, jest tak samo normalne, jak to, że ktoś nie potrafi z siebie tych łez wycisnąć.
To mi najbardziej z tego wyjazdu zostało – świadomość, że każdy na swój sposób musi sobie pozwolić na przeżywanie smutku i różnych trudnych emocji, które się pojawiają. Także tych, które wydają się nam złe. Wiemy, że teoretycznie emocji nie powinniśmy w ogóle wartościować…

 

Ale?
K.D.-M.: Ale często jest tak, że osierocony rodzic czuje wielką zazdrość, widząc dziecko w wózku albo kobietę w ciąży. Ludzie, którzy przychodzą na spotkania, często myślą: przecież to złe, że nie chcę widzieć dziecka mojej siostry, że nie chcę spotykać koleżanek, które są w ciąży. A czasami trzeba sobie dać także do tego prawo.

 

Do wszystkiego?
K.D.-M.: Oczywiście, tej rozpaczy też trzeba powiedzieć kiedyś “stop”. Ale to tak łatwo powiedzieć, a ludzie są zupełnie rozbici. Na spotkania przychodzą rodzice i opowiadają, że ich nastoletnie dziecko, z którym byli w świetnej relacji, nagle popełniło samobójstwo.

 

Takie osoby często myślą, że chcą być tam, gdzie ich dziecko, też chcą się zabić. Inna sytuacja: kilka lat minęło od śmierci dziecka, a ktoś nadal nic nie zmienił w jego pokoju, spędza tam kilka godzin dziennie. Tak naprawdę nie żyje. Kiedy umarło jego dziecko, jego życie się skończyło. Z zewnątrz łatwo jest oceniać.
K.M.: Trzeba jednak powiedzieć, że pewne sposoby przeżywania żałoby na pewno nie są dobre. Poza tym warto się czasem przyznać do bezradności. Bo nie można wymagać od siebie nadludzkich sił. Czasami człowiek po prostu potrzebuje fachowej pomocy z zewnątrz.

 

A wy jak przeżywaliście swoją żałobę?
K.D.-M.: Wiesz, na spotkania na Służewie przychodzą różne osoby. Są takie, które całkowicie tracą grunt pod nogami, kiedy umiera ich malutkie dziecko niedługo po ślubie. My mieliśmy fundament. Był nim nasz najstarszy synek, Jerzyk, który w momencie śmierci Hani, jak się z perspektywy czasu wydaje, był jak na swój wiek, bardzo dojrzały.

 

W jakim był wieku?
K.M.: Dwa lata i osiem miesięcy. Przeżywał to w niesamowity sposób. Widać było, że próbuje nas pocieszyć, na miarę swoich możliwości podtrzymywać na duchu. Co więcej, kiedy Hania zmarła, Kasia była w ciąży i już po pół roku przyszedł na świat nasz drugi syn. Nie było możliwości, żebyśmy się poddawali rozpaczy. Nie przeżyliśmy klasycznej żałoby.
K.D.-M.: Wszystkie jej etapy “przerabialiśmy” w trybie przyspieszonym. Na początku byłam w strasznym stanie. Ale od razu pomyślałam o tym maleństwie, które noszę pod sercem. Miałam świadomość, że ono razem ze mną przeżywa to wszystko, co się dzieje we mnie.
K.M.: Życie pędziło do przodu, nie oglądając się na nas. Potem pojawił się trzeci syn. Nasi chłopcy to wulkany energii, na co dzień refleksja o Hani schodzi na drugi plan.
Wywołuje to w was poczucie winy?
K.M.: Czasami czuję dyskomfort. Ludzie często opowiadają nam o tym, jak to cały czas noszą w sercu tę stratę. A ja? Ciężko te dwie rzeczywistości sprowadzić do jednego mianownika.

 

Jak rozmawialiście z Jerzykiem o śmierci Hani?
K.M.: Ważne, żeby trochę ruszyć głową i nie powtarzać komunałów. W kwestiach dotyczących wiary mamy tendencję to klepania formułek. A jak zapytasz, o co właściwie w nich chodzi, to człowiek na ogół nie potrafi odpowiedzieć. Usłyszał, zapamiętał i powtarza.
K.D.-M.: Mówiliśmy o tym normalnie. Nazywaliśmy rzeczy po imieniu. Nie mówiliśmy, że jego siostrzyczka jest aniołkiem na chmurce, tylko że Hania umarła. Używaliśmy tego słowa. Dziecko, które ma niespełna trzy lata, jeszcze go nie rozumie, ale będzie je miało w pamięci i z czasem doda sobie do niego sens.

 

Pamiętam, że Jerzyk na początku myślał, że Pan Jezus przysłał po Hanię specjalny samolot, którym poleciała do nieba. Tak to sobie tłumaczył.

 

Teraz ma siedem lat, prawda?
K.D.-M.: Tak. Wzrusza nas, że dla niego jest całkowicie naturalne, że Hania należy do naszej rodziny. Kiedy wymienia jej członków, na przykład rozmawiając z młodszymi braćmi, którzy Hani nie poznali, zawsze dodaje: “ale pamiętajcie, że Hania też jest. Hania jest w niebie, ale jest naszą siostrą”. I my też tak myślimy.

 

Czujecie jej obecność?
K.D.-M.: Tak. Są takie chwile, kiedy czuję ją szczególnie mocno. Na przykład kiedy chłopcy są w niebezpieczeństwie i okazuje się, że wyszli z tego cało. Niektórzy się śmieją, że dzieci w ogóle mają dodatkowych aniołów stróżów, ale myślę, że nasze dzieci rzeczywiście mają dodatkowe wsparcie swojej siostrzyczki.

 

Kiedy jeszcze?
K.D.-M.: Momentem, w którym najbardziej chyba odczuwam obecność Hani, jest Msza Święta. Tajemnica świętych obcowania jest dla mnie bardzo obecna w Eucharystii. To moje doświadczenie, dar, który sobie wybłagałam u Pana Boga.

 

Kiedy modlę się po przyjęciu Komunii, czuję, że Hania jest tuż przy mnie. Kiedy słyszę słowa: “Pamiętaj także o naszych zmarłych braciach i siostrach, którzy zasnęli z nadzieją zmartwychwstania”, myślę o niej jako o starszej siostrze w wierze, która już o wiele więcej rozumie z tajemnic nieba niż ja. Która poznała już to, co my na ziemi możemy tylko przeczuwać. Czasem otrzymujemy dotknięcie łaski, przeczucie na modlitwie. A ona już to wszystko wie. To jest tajemnica, ale taka, która niesie pocieszenie.
K.M.: Dla mnie to zawsze było niejednoznaczne. Małe dzieci są zbawione bez żadnej wątpliwości i na pewno są szczęśliwe. Ale bardzo buntuję się wobec podejścia, jakie ma wielu księży, którzy bagatelizują sprawę na zasadzie: “dziecko jest szczęśliwe, wszystko jest dobrze”. Nie jest.

 

Chrystus po Zmartwychwstaniu też wciąż miał rany. Hania również przeżyła konkretne cierpienie fizyczne, ale też duchowe związane z odłączeniem od rodziny, z naruszeniem porządku stworzenia. I myślę, że małe dzieci w niebie są szczęśliwe, ale noszą w sobie to cierpienie. To nie jest przeciwstawne. Można się z tego cieszyć, ale na pewno przez łzy.

 

Czy ludzie wokół was mieli trudność z tym, czy poruszać temat śmierci Hani?
K.D.-M.: To temat trudny dla wielu osób z zewnątrz. Tych, którzy tego nie przeżyli. Kiedy mija trochę czasu, kiedy bliscy już nie chcą słuchać w kółko tego samego, nie chcą siedzieć przy osobie, która ciągle płacze i na okrągło mówi o swoim dziecku, to szuka się kogoś, kto to zrozumie.

 

Da się to zrozumieć?
K.D.-M.: Do końca nie. Ale śmierć powinna być czymś bardziej naturalnym w rozmowach, niż jest. A ludzie nie wiedzą, co powiedzieć, więc się nie odzywają, przechodzą na drugą stronę ulicy, przestają dzwonić.

 

Spotkało was to?
K.M.: Aż tak mocne reakcje nas akurat nie. Ale na pewno wielu osobom nie było łatwo.
K.D.-M.: Odzywały się po kilku miesiącach i przepraszały, że tak długo milczały, ale właśnie nie wiedziały, co powiedzieć.

 

A co powiedzieć?
K.M.: Kiedyś się nawet zastanawiałem, co sam powiedziałbym takiej osobie, zanim stanąłem wobec tego doświadczenia. Pewnie nic mądrego, może nic, a być może coś głupiego. To była dla mnie abstrakcja. Aby przekazać wsparcie w takich chwilach, lepiej mówić mniej niż więcej. Kiedy zaczyna się mówić za dużo, interpretować i szukać we wszystkim sensu, to osiąga się przeciwny skutek.

 

Chcieliście, żeby ktoś z wami był? Chcieliście, żeby wam coś powiedział?
K.M.: Nie mieliśmy czasu się nad tym zastanawiać. Ale pomoc od znajomych zaczęła od razu spływać w sposób bardzo dyskretny, a jednocześnie konkretny i budujący. Przyjaciółka żony gotowała nam obiady. Naprawdę bardzo mnie wzruszyło, kiedy mój kolega, lekarz, bardzo chciał wystawić mojej żonie lewe zwolnienie. Mówił, że jeżeli potrzebuje odpoczynku, to chorobę się już wymyśli.
K.D.-M.: Nie mam prawa jazdy, więc znajomi wozili mnie w różne miejsca. To drobiazgi, ale świadczą o dużej wyobraźni na temat tego, co można zrobić.
K.M.: Inni znajomi przyjechali się z nami pomodlić. Na co dzień człowiek nie modli się tak po prostu ze swoimi znajomymi. Zamiast mówić od siebie i wymyślać mądrości, odmówiliśmy nieszpory, specjalne oficjum za zmarłych. Jest ono pełne pocieszających słów.
K.D.-M.: Przez pierwsze dni, nawet tygodnie, drzwi się u nas właściwie nie zamykały. Ciągle ktoś przychodził, żeby po prostu pobyć z nami, posiedzieć chwilę. Cenne dla nas było to, że nie bali się mówić o Hani. Zdążyła już zaistnieć w życiu naszych przyjaciół, znajomych. Nie bali się mówić o jej chrzcie, o swoich wspomnieniach. To bardzo ważne, bo często ludzie chcieliby mówić o wszystkim, byle nie o dziecku, które odeszło. A Hania była w te dni cały czas obecna. Tak powinno być.

 

Czuliście gniew wobec Boga?
K.M.: My nie. Szybko zyskaliśmy przekonanie, że to nie jest Jego dzieło. Ale często o tym słyszymy na spotkaniach.
K.D.-M.: Zawsze wtedy mówimy, że jest to normalne, żeby tego nie tłumić, bo Pan Bóg się na pewno nie obrazi. Podkreśla to zawsze dominikanin, ojciec Stanisław Górski, który jest duchowym opiekunem spotkań dla rodziców po stracie dziecka w służewskim klasztorze. Takie myśli mogą przyjść, zwłaszcza gdy ktoś ma bardzo tradycyjny obraz Boga.
K.M.: Wtedy może się poczuć oszukany.

 

Bo Bóg miał go chronić?
K.D.-M.: Tak. Bo przecież się zawsze modlił, chodził do kościoła. Sama musiałam sobie ten obraz Boga wyprostować o tyle, że miałam w sobie właśnie taką myśl: “On zawsze będzie chronił moją rodzinę”. A okazuje się, że ta ochrona nie polega na tym, że nikomu nic złego się nie stanie, tylko na byciu z nami zawsze, także wtedy, kiedy to zło się dzieje.
Bóg przecież też doświadczył zła. Też jest w końcu rodzicem po stracie. Wie, jak to jest, kiedy umiera twoje ukochane dziecko. Lubię nawet myśleć, że ponieważ dla Niego nie istnieje czas, to być może widząc cierpienia wszystkich osieroconych rodziców w całej historii świata, utożsamił się z nimi do tego stopnia, że postanowił sam tego doświadczyć. Do końca przez to przeszedł.
K.D.-M.: Tak. Święta Zmartwychwstania już nigdy nie są takie same po stracie dziecka. Całe Triduum przeżywam w pamięci o Hani, o tym, że idziemy do niej, że dla nas zmartwychwstanie będzie czymś bardzo konkretnym. Nie wiemy, jak będzie wyglądało, ale wtedy spotkamy ją będącą całością, razem z ciałem.

 

Element zmartwychwstania ciał stał się dla mnie bardzo ważny. Może umrę wcześniej, zanim Chrystus przyjdzie ponownie, i spotkam Hanulkę w wymiarze duchowym, ale bardzo będę czekała na ten dzień, kiedy znów zobaczę to jej śliczne ciałko, które teraz rozkłada się w tym okropnym grobie. Dlatego właśnie nie bardzo lubię chodzić na cmentarz. I kiedy mówię, że “oczekuję Twego przyjścia w chwale”, to mówię to całym sercem. Bardzo czekam na chwilę, kiedy wszystko znowu będzie na swoim miejscu.

 

Czyli nie jest. Czyli się wcale nie poukładało.
K.D.-M.: Nie można się pogodzić ze śmiercią swojego dziecka. Żałoba trwa do końca życia. Książkowe jej etapy mam już za sobą, normalnie funkcjonuję, potrafię się śmiać, nie mam wyrzutów sumienia. Życie toczy się dalej. Ale są takie chwile, kiedy smutek wraca jak fala tsunami. Czasami w zupełnie niespodziewanych momentach.

 

Patrzę na nasze dzieci, które się bawią, śmieją się, jest wesoło i nagle uświadamiam sobie, że kogoś tutaj brakuje. Nigdy nie pogodzę się do końca z tym, że Hani w tej grupce nie ma. Jest takim nieprzytulalnym dzieckiem, któremu nie można ani sukienki włożyć na święta, ani nakarmić, ani się z nim pobawić.

 

Proste rzeczy.
K.D.-M.: Wiesz, ostatnio widziałam, jak jakiś tata w parku wziął na kolana dziewczynkę, żeby wyjąć jej kamyczek z sandałka. To było dla mnie takie wzruszające. Pomyślałam, że ja tego nigdy dla Hani nie zrobię.

 

 

*   *   *
Spotkania grupy wsparcia rodziców dzieci utraconych (niezależnie od ich wieku oraz czasu i okoliczności ich śmierci) odbywają się od października do czerwca w każdy drugi piątek miesiąca w klasztorze oo. Dominikanów na warszawskim Służewie.

 

O 17.30 rozpoczyna się wspólnie przygotowana Msza Święta w intencji zmarłych dzieci i ich rodziców, celebrowana w kaplicy klasztornej (wejście przez furtę klasztoru). Następnie uczestnicy mają możliwość podzielenia się swoim przeżywaniem straty i różnych etapów żałoby. Na spotkania zaproszone są również dotknięte stratą dziecka osoby niewierzące lub przeżywające kryzys wiary.

 

Katarzyna Doboszyńska-Markiewicz i Kamil Markiewicz – małżeństwo od dziewięciu lat, rodzice Hani w niebie i trzech ziemskich chłopaków: Jerzyka, Stefka i Tomka. Wspólnie z innymi osobami prowadzą spotkania grupy wsparcia rodziców dzieci utraconych (zob. notka powyżej). Kasia jest doktorem językoznawstwa, adiunktem na Wydziale Nauk Humanistycznych UKSW w Warszawie. Kamil jest tłumaczem, m. in. książek z dziedziny teologii oraz poradników życia duchowego.

 

Wywiad pochodzi z 26. numeru Kwartalnika “Kontakt” pt. “Zielone pojęcie”.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1978,nieprzytulalne.html

**********

Słuchasz, czy udajesz, że słuchasz?

Mary E. Siegel, Paul J. Donoghue / slo

(fot. shutterstock.com)

Pierwszym krokiem, aby stać się dobrym słuchaczem, jest uświadomienie sobie, jak to się dzieje, że nie słuchamy. Czy potrafimy określić swoje zachowania, które “udają” słuchanie?

 

Stanowią one marny substytut zachowań, dzięki którym rzeczywiście słyszymy, co się do nas mówi, i okazujemy to osobie mówiącej. Jeśli nie uzmysłowimy sobie swoich przyzwyczajeń, które nie sprzyjają słuchaniu – pomimo naszych najszczerszych chęci – w wielu przypadkach nie będziemy słuchać. Dopóki nie rozpoznamy naszych zachowań, które nie sprzyjają słuchaniu, i nie nauczymy się ich korygować, nie staniemy się dobrymi słuchaczami. Niektóre z tych zachowań powszechnie zastępujących słuchanie to:

 

• obrona

• identyfikacja typu “ja też”

• udzielanie rad

• ocenianie mówcy

 

Pokażemy, że chociaż zachowania te mogą sprawiać wrażenie uważnego słuchania, nie są nim. Niektóre z nich zostaną dość łatwo zdemaskowane jako zachowania, które w sposób oczywisty służą raczej zaspokajaniu naszych potrzeb niż potrzeby mówiącego, aby został usłyszany. Niektóre stanowią bardziej subtelny przykład niesłuchania. Wszystkie znacząco i boleśnie wpływają na mówcę oraz nasze relacje. To smutne, że bardzo często nasze reakcje wobec małżonka, dziecka, klienta lub ucznia polegają właśnie na niesłuchaniu. Słuchanie wymaga od słuchającego:

 

Uwagi: Słuchacz koncentruje się na osobie mówiącej, a nie na sobie.

 

Zaangażowania: Słuchacz koncentruje się na informacji, uczuciach lub wiadomości, która jest przekazywana przez osobę mówiącą.

 

Potwierdzenia: Słuchacz “sprawdza”, potwierdza u osoby mówiącej, że to, co usłyszał, jest tym, co osoba mówiąca zamierzała przekazać.

 

Pomimo skarg ze strony tych, którzy znają nas najlepiej, większość z nas uważa się za dobrych słuchaczy. Nie mamy zatem zbyt dużej motywacji do nauki czegoś w sytuacji, kiedy nie jesteśmy przekonani, że tego nie znamy. Jesteśmy jednak całkowicie przekonani, że inni nie słuchają nas. Bardzo chcielibyśmy powiedzieć naszemu szefowi, co myślimy, czego potrzebujemy i co czujemy, ale nie jesteśmy pewni, czy on będzie słuchać. Zamiast tego spodziewamy się kłótni, zachowań obronnych lub uprzejmie protekcjonalnych. Zachowania tego typu nie wyrażają zrozumienia i nie zachęcają do komunikacji.

 

Jakże byśmy chcieli móc zwierzyć się mężowi lub żonie z uczucia samotności, frustracji, bólu lub rozczarowania. Jaką ulgę by nam to przyniosło, gdybyśmy mieli pewność, że zareagują szczerą gotowością do zrozumienia nas. Zamiast tego czasami spodziewamy się raczej gniewnej reakcji samousprawiedliwiania się, zwracającej się przeciwko nam i przynoszącej krytykę oraz osąd. Nie odzywamy się zatem, wycofujemy albo wybuchamy po jakimś czasie. W pewnym momencie ze smutkiem zdajemy sobie sprawę z tego, że po prostu nie jesteśmy słyszani. Nie możemy się oprzeć przekonaniu, że ci, których najbardziej potrzebujemy, aby nas wysłuchali, reagują zamiast tego postawą obronną, pretensjami, obwinianiem, pouczaniem bądź tylko w niewielkim stopniu albo w ogóle nie zwracają uwagi na to, co mówimy. Poznajemy wartość słuchania, boleśnie doświadczając jego braku.

 

Chcemy, aby postrzegano nas takimi, jakimi jesteśmy, oraz aby rozumiano to, co próbujemy zakomunikować. Może gdybyśmy przestali o tym myśleć, dostrzeglibyśmy, że nasz szef, małżonek, dziecko, pracownik także potrzebują naszej uwagi i zrozumienia. Może kiedy uświadomimy sobie, że te osoby, które odgrywają w naszym życiu główną rolę, chcą, aby ich słuchano, tak samo jak my, będziemy gotowi dostrzec, iż w takim samym stopniu, w jakim nie jesteśmy słyszani, sami również nie słuchamy. Tak jak ci, którzy są nam bliscy, nie wiedzą, jak słuchać, tak nie wiemy tego i my.

 

Nasza szefowa wydaje się rozkojarzona, kiedy chcemy, aby zwróciła na nas uwagę. Ale my także często nie zauważamy, kiedy nasz pracownik, nasze dziecko lub małżonek próbują z nami porozmawiać. Żona lub mąż przyjmują postawę obronną, gdy tylko zaczynamy mówić, tak samo robimy i my, kiedy oni zwracają się do nas. Nasze dziecko znajduje wymówki – my także. Ktoś z naszych przyjaciół mówi “ja też” i od razu przechodzi do opowiadania swojej historii, kiedy my próbujemy opowiedzieć naszą. Dokładnie tak się zachowujemy, gdy nasz przyjaciel opowiada o ekscytującym lub smutnym zdarzeniu. Nasz ojciec śpieszy z udzielaniem rad, kiedy staramy się opowiedzieć o naszych uczucich. Tak samo i my mówimy innym, co powinni, a czego nie powinni robić. Kiedy postępujemy w ten sposób, zachowania te wydają się takie naturalne, może nawet wydają się wyrażać troskę. Te same jednak zachowania wobec nas mogą wzbudzać frustrację i złość. Wywołują w nas postawę obronną oraz zniechęcają do mówienia o tym, co myślimy lub czujemy. Zachowania te nie wynikają z wysiłku, aby nas wysłuchać, zrozumieć lub “postawić się w naszej sytuacji”. Są to zachowania niesprzyjające słuchaniu. Nie chcemy ich. Tak jak nie chcą ich inni. Zamykamy się, kiedy nie jesteśmy słuchani, oddalamy się i stajemy się mniej skorzy do mówienia. Zamiast umożliwiać nam, w atmosferze bezpieczeństwa i zaufania, nawiązywanie relacji z szefem, małżonkiem, przyjacielem, rodzicem lub dzieckiem, te niesprzyjające słuchaniu zachowania tworzą dystans oraz powodują wyobcowanie pomiędzy ludźmi.

 

Nie słuchamy nie dlatego, że nie zależy nam na mówiącym lub że nie jesteśmy zainteresowani. Nie słuchamy, ponieważ popadliśmy w przyzwyczajenia, które nie sprzyjają słuchaniu, zachowania, które są wyuczone i automatyczne. Prawdopodobnie wyrastaliśmy w atmosferze niesprzyjającej słuchaniu. Pewnie tylko sporadycznie dana była nam radość bycia słyszanym i naprawdę zrozumianym przez rodzica, dziadka, innego członka rodziny lub nauczyciela. Zapewne przez większość czasu spotykaliśmy się ze zgoła innymi reakcjami: odpowiedziami, pouczeniami, ostrzeżeniami, radami, zachęcającymi lub zniechęcającymi słowami oraz różnego typu osądami. Napotykaliśmy je, obserwowaliśmy i naśladowaliśmy.

 

Nie słuchamy, ponieważ nigdy się nie nauczyliśmy, jak to robić. Dorastaliśmy, mówiąc językiem naszych rodziców oraz rówieśników. Mówimy z akcentem nabytym w rodzinie. A zatem, tak czy inaczej, porozumiewamy się w sposób, którego nauczyliśmy się w domu. Aby zostać dobrym słuchaczem, musimy najpierw podnieść naszą świadomość zachowań niesprzyjających słuchaniu, których się nauczyliśmy i które stosujemy. Jak to się dzieje, że nie słuchamy? Są trzy zasadnicze sposoby niesłuchania: koncentracja na sobie, reagowanie zgodnie z naszymi emocjami oraz założenie, że usłyszeliśmy to, co trzeba.

 

Koncentracja na sobie przeszkadza w słuchaniu

 

Słuchać to znaczy koncentrować się na mówiącym oraz na wiadomości, którą próbuje przekazać. Wiadomość ta nie musi koniecznie odnosić się do faktów, może dotyczyć uczuć lub potrzeb mówcy. Kiedy nie słuchamy uważnie, obiekt koncentracji ulega zmianie. Osoba, która ma słuchać, koncentruje się na swoich sprawach. W poniższej wymianie zdań Mandy nie słyszy Johna, ponieważ skupia się na sobie.

 

John: Nienawidzę swojej pracy, nienawidzę tych kłótni i przycinków, które stale tam słychać.

Mandy: Tak się cieszę, że stamtąd odeszłam. Myślę, że powinieneś był zrobić to samo już dawno temu.

 

Jej rada może być słuszna, ale Mandy nie koncentruje się na Johnie. Nie zwraca uwagi na to, co on czuje. Nie poświęca czasu na wysłuchanie, jaki wpływ mają na niego owe kłótnie i przycinki. Mandy koncentruje się na swoich uczuciach i swojej opinii. Mogłaby usprawiedliwić się słowami: “Wiem dokładnie, co on czuje – dlatego właśnie stamtąd odeszłam”. Jeżeli jednak go rozumie, nie okazuje mu tego zrozumienia. Robi coś innego: mówi o sobie. Mówi o swojej uldze, że ona odeszła, radzi, co powinien zrobić, i gani go za to, że nie podejmuje działań, które ona uważa za słuszne.

 

Wszystkie nawyki niesprzyjające słuchaniu łączy skłonność do mówienia o sobie, a nie do słuchania innych. Rolando oświadcza na przykład: “Nie chcę grać w baseball w tym roku”. Kiedy jego tata odpowiada: “Posłuchaj, wydałem pięćdziesiąt dolców na sprzęt. Nie ma mowy, żebyś nie grał”, mówi o swoich wydatkach i swojej decyzji. Mógłby skorzystać z okazji, aby udzielić synowi lekcji podejmowania odpowiedzialnych decyzji, ale on nie słucha. Nie próbuje się dowiedzieć, dlaczego Rolando nie chce grać w baseball. W innym przypadku, kiedy Tony z upodobaniem zaczyna opisywać wspaniały posiłek w nowej restauracji, a Ted odpowiada: “Jadłem tam zaraz po otwarciu. Słyszałem, że już schodzą na psy”, Ted odwraca uwagę od Tomy’ego i kieruje ją tam, gdzie jemu się podoba, czyli na siebie. Podobnie kiedy Shelly skarży się swojemu mężowi Adamowi: “Czułam się tak głupio na tym twoim obiedzie firmowym, kiedy rozmawiałeś z szefem, a mnie zostawiłeś samą na pół godziny”, obrona, którą stosuje Adam, koncentruje się na nim samym. Wyraża swoją słabość oraz swoją obawę, mówiąc: “A co mam robić? Płaci mi. Chciał porozmawiać. Nie miałem wyboru!”. Nie próbuje się dowiedzieć niczego więcej na temat dyskomfortu żony, jej żalu, zażenowania, strachu lub nieśmiałości.

 

Bobbie, energiczna trzydziestosiedmiolatka, opisywała wpływ, który miał na jej uczucia oraz bliskość z mężem fakt, że została usłyszana.

 

“Co najmniej przez ostatnie dwa lata próbowałam powiedzieć Brentowi, że czuję się po prostu zbyt samotna. Chciałam, aby mniej podróżował. Za każdym razem, kiedy próbowałam z nim o tym porozmawiać, odpowiadał: “Musisz znaleźć sobie więcej przyjaciół” albo “Ile mógłbym osiągnąć jako headhunter, gdybym nie wyjeżdżał?”. W zeszłym tygodniu powiedziałam mu, że nie chodzi mi o powiększenie grona przyjaciół. Mam ich mnóstwo, tylko że po prostu tęsknię za nim. Chcę spędzać z nim czas. Nie wiem, czy powiedziałam to jakoś inaczej, czy on poczuł się w końcu gotowy, aby mnie usłyszeć, ale wysłuchał mnie i naprawdę dotarło to do niego. Usłyszał w końcu, jak to u mnie jest, kiedy czuję się bez niego samotna, chcę być z nim, uprawiać z nim jakiś sport albo spotykać się razem na kolacji z przyjaciółmi. Przynajmniej wiem, że on wie, jak się czułam. Od lat nie byliśmy tak blisko ze sobą.”

 

Kiedy wydaje się nam, że słuchamy, ale zamiast tego koncentrujemy się na sobie, to przekazujemy nasz punkt widzenia, nasze uczucia, nasze rady, nasze opinie, nasze doświadczenia. Z tego powodu nie potrafimy usłyszeć i zrozumieć mówiącego. Na ironię zakrawa fakt, iż zakładamy, że ten mówiący, którego tak naprawdę nie słyszymy i nie rozumiemy, wysłucha tego, co my będziemy mieli do powiedzenia. Nic dziwnego, że tego rodzaju uchybienia w słuchaniu powodują taki smutny brak kontaktu!

 

Więcej w książce: SZTUKA SŁUCHANIA – Mary E. Siegel, Paul J. Donoghue

 

 

 

Redakcja DEON.pl poleca
SZTUKA SŁUCHANIA
Klucz do udanych relacji
Mary E. Siegel, Paul J. Donoghue
Podobno połowa populacji ludzkiej narzeka, że druga połowa nie chce jej słuchać. Żony, mężowie, dzieci, szefowie i pracownicy twierdzą, że nie są słuchani. Paul J. Donoghue oraz Mary E. Siegel, praktykujący psychoterapeuci, pytają, jak to się dzieje, że ludzie mają trudności ze słuchaniem.
SZTUKA SŁUCHANIA
pomaga znaleźć odpowiedź na to pytanie, prezentując jednocześnie techniki pomocne w rozwijaniu tej umiejętności.”Doktorzy Donoghue i Siegel prezentują wartościową mapę drogową do lepszego słuchania. Stworzyli prosty, prowadzący nas krok po kroku, poradnik, jak rozwijać tę sztukę.”
Joan Lunden
autorka i była współprowadząca program Good Morning America

“Po książkę powinni sięgnąć wszyscy ci, którzy chcą słuchać właściwie i głęboko. To podstawowy poradnik umiejętności słuchania, rozumienia i bycia rozumianym. SZTUKA SŁUCHANIA przypomina, że dobra komunikacja stanowi istotę udanych związków. To lektura obowiązkowa dla każdego!”
James O’Donnel
dyrektor zarządzający, szef U.S. Equities, Citigroup

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/poradnia/art,403,sluchasz-czy-udajesz-ze-sluchasz.html
***********

Przestań tłumić uczucia! Dopuść je do głosu

Jennifer Guntzelman / slo

Czy pozwalasz, żeby twoje uczucia pokazywały, że żyjesz, czy też zmuszasz je do zejścia w podziemie? (fot. shutterstock.com)

Strata oddziałuje na całe nasze , ja”, nie tylko na umysł i serce. Możemy przewidywać, że przeżywając żal, będziemy totalnie wstrząśnięci i poruszeni. Po usilnych staraniach unikania prawdy o poniesionej stracie, do naszej świadomości zacznie w końcu docierać rzeczywistość. Uświadomienie sobie straty, uznanie jej i nazywanie po imieniu, dopuszcza do nas uczucia, które pomagają wyrazić ból naszych ran.

 

Decydując się wyjść na spotkanie nocy, zrobiłem pierwszy krok przybliżający mnie do wschodu słońca.
Gerald L. Sittser

 

Uczucia wyrażają to, co się w nas dzieje, są także sposobem komunikowania się z innymi ludźmi. – Czułem się beznadziejnie i cały czas miałem ochotę płakać, ale mówiłem wszystkim, że czuję się dobrze – powiedział mi kiedyś J. – Czasem z moich oczu zaczynały płynąć łzy, których nie mogłem powstrzymać. One były bardziej szczere niż moje słowa. Mówiłem to, co wydawało mi się, że ludzie chcą ode mnie usłyszeć, a nie to, co naprawdę czułem. Myślę, że te łzy naprawdę mi pomogły. One powiedziały prawdę.

 

Wbrew temu, czego uczy nas otoczenie, uczucia nie są oznaką słabości. Bardzo często ludzie, którzy cierpią, mówią o sobie, że “muszą być silni” – zazwyczaj dla kogoś innego. Prawdopodobnie mają na myśli to, że muszą trzymać na wodzy swoje uczucia. Czasami, gdy musimy się skupić na jakichś konkretnych obowiązkach, możemy na krótko odsunąć uczucia na dalszy plan. Jednakże, gdy temu, co odłożyliśmy na później, nie poświęcimy pełnej uwagi, stworzymy sobie problemy. Prawdziwa siła to zdrowe wyrażanie uczuć.

 

Niektóre pojawiające się w nas uczucia mogą nas zaskakiwać. Wielu ludzi opowiadało mi, że są źli na bliską, zmarłą osobę: – Wiedziała, że będzie mi bez niej bardzo ciężko – mówił o swojej żonie pewien starszy mężczyzna. – Rozmawialiśmy o tym i zgodziliśmy się, że ja powinienem odejść pierwszy. A to ona odeszła i mnie zostawiła. – Taka złość pojawia się wtedy, gdy doświadczamy ogromnej bezradności w obliczu śmierci bliskiej osoby. Szukamy kogoś, kto byłby za nią odpowiedzialny.

 

Czasami odczuwanie ulgi, złości, albo nawet świadomość naszej nieudolności, może wywoływać w nas poczucie winy. Gdy umieranie długo trwało, kiedy byliśmy wyczerpani emocjonalnie, gdy nadchodził koniec, kiedy sprawowanie opieki nad chorym wycieńczyło nas fizycznie – po śmierci drogiej nam osoby możemy odczuwać ulgę. Przed zbliżającym się zgonem ukochanego męża, E. wybuchła szlochem i powiedziała:
– Czemu Bóg go nie zabierze? Nie wiem, jak długo on jeszcze może cierpieć, ani na ile jeszcze starczy mi sił! – A zanim zdążyła złapać oddech, zawołała – Ach, co ja mówię? Jak mogłam o czymś takim pomyśleć?

Gdy jesteśmy pogrążeni w żalu, kotłują się w nas przeciwstawne uczucia: smutek, złość, poczucie winy, lęk, zwątpienie, rozpacz.
Dopuść do głosu uczucia związane z przeżywaniem żalu i inne uczucia, których możemy nawet nie być w stanie nazwać. Mogą one towarzyszyć samotności, zmartwieniu, a nawet poczuciu nierzeczywistości. Jedne uczucia są uznawane za dobre, inne za niestosowne.

 

Większość z nas dorastała słuchając następujących uwag:
“Nie złość się”.
“Nie płacz”.
“Nie martw się”.

W rezultacie, jedynymi akceptowanymi uczuciami, jak sądzimy, które możemy wyrażać, są wdzięczność, radość i zadowolenie. Uczucia najbardziej typowe dla przeżywania żalu stają się “wrogami”, nad którymi usiłujemy odnieść zwycięstwo. Wytężamy się więc, starając się odeprzeć to, co naprawdę moglibyśmy odczuwać, próbując zastąpić to “byciem silnymi” dla innych.

 

Stłumione uczucia nie znikają, raczej schodzą do podziemia i oddziałują na nas w inny sposób. Tracimy więc mądrość naszych uczuć, leczące działanie, jakie mogą one wnieść do naszych przeżyć. Zdrowe przeżywanie żalu pozwala nam zaakceptować pojawiające się uczucia, nazwać je i pozwolić wyrazić smutek. Co ciekawe, kiedy przestajemy uczucia zwalczać i pozwalamy im się ujawnić, zaczynają one słabnąć. Walka o stłumienie uczucia, odnosi dokładnie przeciwny skutek. Uczucie zaczyna się wzmagać lub schodzi do podziemia i czeka na inną okazję, aby się wyrazić.

 

Niektórzy z nas boją się dać wypłynąć swym uczuciom, z obawy, że mogą nad nami całkowicie zapanować. Często słyszałam: “jeżeli raz zacznę płakać, to boję się, że będę płakać bez końca”. Niektórzy zamykają się na swoje uczucia, “ponieważ są one zbyt bolesne”. Inni boją się, że okazując swoje uczucia “odstraszą od siebie ludzi” , są zdania, że: “wszyscy mają dosyć własnych zmartwień, nie chcą słuchać o moich”. Rzadko uczy się nas, że wyraźne i właściwe wyrażenie uczucia jest zdrowe. A większość sposobów wyrażania uczuć służy zdrowiu. Jedynym niewłaściwym wyrażaniem emocji, jest wyrażanie ich w sposób destrukcyjny. Ranienie drugiego człowieka lub wymierzanie mu ciosów ma złe skutki dla obydwu stron.

 

Wyrażenie bólu emocjonalnego porusza nasze wnętrze i zachęca do przyjścia z pomocą drugiemu człowiekowi. Z głębi własnego doświadczenia wiemy, że przeżywanie żalu jest bardzo bolesne i potrafimy okazać miłość, zrozumienie i troskę innej osobie, która boleje nad czymś, co utraciła.

 

“Kiedy uczucia są wyrażane – co oznacza, że substancje chemiczne, które są substratem uczuć, uwalniają się swobodnie – wszystkie układy organizmu są pouczone i zintegrowane. Kiedy uczucia są tłumione, gdy się ich wypieramy, nie dajemy im być tym, czym są, wewnętrzna sieć pouczeń zostaje zablokowana, zatrzymując przepływ niezbędnych… jednoczących substancji chemicznych, które kierują naszą biologią i naszym zachowaniem.”
Candace B. Pert

 

Dopuść do głosu uczucia związane z przeżywaniem żalu:

 

  • Zamiast unikać wyrażania uczuć, skieruj całą swoją uwagę na to, co właśnie odczuwasz. Zobacz, czy potrafisz nazwać to uczucie.
  • Dopuść do głosu uczucia związane z przeżywaniem żalu
  • Pozwól płynąć temu uczuciu. Nie staraj się go powstrzymać. Po prostu bądź z nim. Nie osądzaj go i nie rozstrzygaj, czy powinno ono mieć miejsce, czy nie.
  • Siedząc w ciszy i myśląc o tym, co utraciłeś, przemawiaj do każdego uczucia, które się pojawia. Przyjmij je życzliwie i nie przeszkadzaj mu. Proś je o mądrość. Zapisz te dialogi, pozwalając jednej ich stronie – ich “silnej stronie” – rozmawiać z drugą stroną, z głębokim smutkiem, złością lub poczuciem winy.
  • Czasem silnym uczuciom towarzyszą pewne myśli. Zapisz je w swoim dzienniku. Wróć do nich kiedyś po naukę i dary. Na co one wskazują, zwróć na to uwagę?
  • Uświadom sobie, kiedy twoje słowa nie zgadzają się z twoimi uczuciami, kiedy mówisz komuś, że czujesz się “dobrze”, a twoje ciało mówi ci coś zupełnie innego. Czego potrzeba, żebyś był bardziej uczciwy względem swoich uczuć? Czy jesteś skłonny respektować to, co ci mówią?
  • Jeżeli muzyka, zwłaszcza ta słuchana z osobą, która odeszła, pomaga dojść do głosu będącym w tobie uczuciom, posłuchaj jej uważnie. Pozwól swobodnie płynąć wszystkim pojawiającym się emocjom.
  • Słynny psycholog powiedział kiedyś, że uczucia są “podstawowymi oznakami” życia. Każdy je ma i przeżywa. Nie każdy ceni sobie ich mądrość. Czy pozwalasz, żeby twoje uczucia pokazywały, że żyjesz, czy też zmuszasz je do zejścia w podziemie?

 

“Przeżyjesz, pomimo swego bólu. Wszystkie uczucia są przejściowe i przeminą.”
Robert Miller

 

Więcej w książce: Jak sobie radzić z życiową tragedią – Jennifer Guntzelman

 

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/poradnia/art,78,przestan-tlumic-uczucia-dopusc-je-do-glosu.html

*********

Na czym polega modlitwa prostoty

Stanisław Biel SJ

(fot. shutterstock.com)

Modlitwa zakłada nieustanny rozwój. Zwykle jednak prowadzi do prostoty. Jesteśmy z wszystkich stron nieustannie bombardowani zalewem informacji, słowa. Potrzebujemy wyciszenia, równowagi ducha, spokoju i pokoju wewnętrznego. Pragniemy prostoty.

 

Odpowiedzią jest modlitwa serca. Polega ona na powtarzaniu w rytmie oddechu (wdech – wydech) imienia Jezus, bądź dłuższego zdania, mantry. Na Wschodzie, skąd wywodzi się modlitwa serca, szczególnie znane jest zdanie:Panie Jezu Chryste, Synu Boga żywego, zmiłuj się nade mną!

 

Modlitwa prostoty jest starożytna, sięga korzeniami Biblii, duchowości imienia. Pierwsi mnisi korzystali przede wszystkim z Psalmów; modlitwy Izraela, Jezusa i Kościoła. Uczyli się na pamięć pewnych zdań z Biblii, a następnie przeżuwali wewnętrznie, powtarzali z głęboką koncentracją, płynącą z serca. Dlatego serceodgrywało najważniejszą rolę w pierwotnej formie modlitwy monastycznej.

 

Modlitwa prostoty wymaga pokory i ubóstwa. Jest jednak bardzo głęboka. Wychodzi poza intelekt i zmysły, a wchodzi w głąb serca. Staje się bardziej wewnętrzna, kontemplacyjna, prowadzi do mistyki, stałego przebywania w obecności Jezusa.

 

Modlitwę serca można stosować w każdym miejscu i czasie, pośród różnych zajęć. Jak ukazuje to rosyjski mnich w Opowieściach pielgrzyma, może stać się ona z czasem modlitwą nieustającą: Ten, kto łączy modlitwę z biciem serca, nie będzie mógł nigdy zaprzestać modlitwy, bo staje się ona jakby życiodajną funkcją jego istnienia.

 

Specyficzną formą modlitwy prostoty na Zachodzie jest różaniec i akty strzeliste. Różaniec może być odmawiany w formie indywidualnej i wspólnotowej. Bywa tratowany jak modlitwa dziękczynna, uwielbienia czy wstawiennicza. Jest też modlitwą serca, prostoty, modlitwą imienia Jezus. Każde Zdrowaś zawiera imię Jezus. Różaniec jest również formą kontemplacji ewangelicznej. Każdadziesiątka wprowadza nas wraz z Maryją w kontemplacje człowieczeństwa Jezusa. Serce Maryi daje nam przystęp do serca Jezusa (J. Philippe). Dlatego w czasie objawień Maryja usilnie zachęca do praktykowania tej formy modlitwy.

 

Wzruszające jest świadectwo papieża Jana XXIII. W swoim dzienniku duchowym zaznacza, że modlitwę różańcową zawsze odmawiał na klęczkach. Również Jan Paweł II bardzo cenił różaniec. Po przeszło czterech wiekach tradycyjnej kontemplacji tajemnic radosnych, bolesnych i chwalebnych dołączył tajemnice światła. A rok 2003 ustanowił Rokiem Różańca.

 

Dla mnie osobiście modlitwa różańcowa staje się z latami coraz droższa. Pamiętam, jak trudno było mi skupić się i modlić w ten sposób w pierwszych latach życia zakonnego. Różaniec odmawialiśmy w kaplicy o jednej godzinie, ale indywidualnie, w ciszy. Ciszę co parę minut przerywał hałas, związany z zaśnięciem i upadkiem czyjegoś różańca na podłogę. Dzisiaj różaniec jest modlitwą, po którą sięgam bardzo chętnie. Czynię to również w sytuacjach zmęczenia, gdy trudniej jest medytować. Różaniec uspokaja, przynosi wewnętrzny pokój. Poprzez stałe, monotonne powtarzanie modlitw maryjnych, człowiek staje się łagodny, cichy, bardziej pokorny. Wchodzi w kontemplacje Boga.

 

Modlitwą prostoty są również akty strzeliste. Ta forma modlitwy bywa dziś odrzucana ze względu na staroświecki charakter, kojarzy się bowiem z modlitwami naszych babek, a może nawet prababek. Niemniej ma głęboki sens. Mauro Orsatti porównuje ją nawet do współczesnych spotów reklamowych:Przyjmując, że takie zestawienie nie jest brakiem szacunku i zuchwałością, możemy powiedzieć, że spoty reklamowe posiadły umiejętność sztuki aktów strzelistych. Istnieją wspólne elementy, które je upodabniają. Kilka charakterystycznych cech: zwięzłość ułatwiająca zapamiętanie; skondensowanie treści, czyli maksimum przekazu w minimalnej formie; powtarzalność mająca na celu zakodowanie przekazu w pamięci i ukierunkowanie życiowych wyborów.

 

W rzeczywistości akty strzeliste są modlitwą starożytną. Praktykowali ją Ojcowie Pustyni. Mówią, że bracia w Egipcie odmawiają często modlitwy, ale bardzo krótkie i jakby pospiesznie wyrzucane z siebie – zaświadczył św. Augustyn.

 

Akty strzeliste są modlitwą prostą. Chodzi w nich o krótkie zwroty, zainspirowane Biblią lub bezpośrednio z niej zaczerpnięte; znane i używane przez świętych jak i przez zwyczajnych, prostych ludzi. Są to modlitwy, które harmonizują z każdą sytuacja życiową. Można modlić się nimi w chwilach radości, dobra, bólu, cierpienia, wewnętrznego zagubienia… Akty strzeliste można wypowiadać w czasie adoracji, w ciszy ale również w największym zgiełku i zaangażowaniu, nie przerywając pracy.

 

Ojcowie Pustyni radzą, aby mieć na podorędziu zestaw aktów strzelistych. Każdy może przejrzeć Pismo Święte pod kątem takich leczących słów. Szczególnie łatwo zapadają w pamięci wersety z Psalmów, ksiąg mądrościowych przysłowia, albo poszczególne zdania Jezusa.

 

Do najbardziej znanych aktów strzelistych dziś, w związku z ustanowieniem Niedzieli Miłosierdzia przez Jana Pawła II, należy wezwanie św. Faustyny: Jezu, ufam Tobie!

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1990,na-czym-polega-modlitwa-prostoty.html

********

Jak poukładać wewnętrzny bałagan?

Niedziela

ks. Krzysztof Pawlina

(fot. shutterstock.com)

Kiedy próbujemy odnaleźć zagubiony przedmiot, zapalamy w domu wszystkie światła, niekiedy bierzemy do ręki latarkę i zabieramy się do szukania. Jak w naszym życiowym bałaganie odnaleźć siebie? Także trzeba zapalić światło.

 

W Albertinum, muzeum prezentującym sztukę od romantyzmu do współczesności, znajdującym się w Dreźnie, widziałem niecodzienną instalację. Niezliczona ilość używanych przez człowieka rzeczy została precyzyjnie poukładana, tworząc imponujący kwadrat.

 

Przedmioty codziennego użytku: telefon, czajnik, walizka, komputer, szczoteczka do zębów, suszarka i wiele innych, które zazwyczaj leżą gdzieś w naszych łazienkach bądź w pokojach, zostały pieczołowicie spakowane, ułożone. Pomyślałem sobie: spakowany bałagan, a może – poukładany bałagan.

 

Czy nie jest to symbol naszego życia? Wkrada się w nie często nieporządek. Ale są chwile, dni, wydarzenia, które mobilizują nas, aby to wszystko ogarnąć. Poukładany megabałagan może dawać pozór porządku. Ale nie harmonii. W życiu trzeba czegoś więcej niż poukładanego bałaganu. Szczęśliwe życie musi mieć wewnętrzną siłę porządkującą wydarzenia, myśli, decyzje i rzeczy.

 

Staramy się uporządkować nasze otoczenie, ale jedyne, co udaje się nam osiągnąć, to poukładany bałagan. Dlaczego tak się dzieje? Może dlatego, że do porządków zabierają się ludzie nieuporządkowani. Wewnętrzny bałagan tworzy chaos zewnętrzny. Co z tym zrobić?

 

O chaosie mówi już Księga Rodzaju. Czytamy o nim na pierwszych kartach Biblii. Chaos nie gwarantował dobrych warunków dla rozwoju człowieka. Przeszkadzał być szczęśliwym, dlatego Stwórca z chaosu wyprowadził harmonię. Stworzył z niego świat, w którym człowiek czuł się jak w raju. Ale szatan postarał się o to, aby w człowieku zagościł nieporządek. Zasugerował mu: “Rób, co chcesz”. Chaos powrócił. Zaistniał nie tylko poza człowiekiem, ale przede wszystkim w człowieku.

 

Dlatego dzieło porządkowania trwa. Może nie tyle porządkowania, ile stworzenia. Chaos nie jest końcem. Niekiedy jest początkiem. Dlatego jeśli nie można siebie odnaleźć albo w życiu czegoś odszukać, nie oznacza to od razu końca. Chaos może być początkiem. Może warto pozwolić się Bogu na nowo stworzyć. – Nie tyle uporządkować, co – stworzyć. Z chaosu powstał piękny świat. “Niech się stanie” – tak mówił Pan przy stwarzaniu.

 

Dziś mówi do nas, noszących w sobie bałagan, który może być początkiem nowego kosmosu. Ale my nie mamy czasu Go słuchać. Zapanowała bowiem epidemia bezproduktywnego aktywizmu. Według obserwatorów życia społecznego, “zasobem”, którego brakuje dzisiaj ludziom najbardziej, jest czas. Obsesyjny aktywizm i niezdolność do zdystansowania się i refleksji powiększają chaos, zamiast go porządkować. Wciągnięci w wir pracy nie wiemy, w co najpierw włożyć ręce. W rezultacie oddajemy się niesprecyzowanej aktywności, ciężko pracując, a zarazem niewiele robiąc. Zamiast porządkować świat – pomnażamy chaos.

 

W the Royal Academy of Arts w Londynie co roku organizowana jest Summer Exhibition. Podczas ubiegłorocznych wakacji wystawiono tam ponad tysiąc obrazów z całego świata. Wielka wystawa współczesnego malarstwa. Na zakończenie ekspozycji – niespodzianka: sala kontemplacji. Autor tego pomysłu umieścił pośrodku sali inscenizację światła. Patrząc w jeden punkt, można było zaobserwować zmieniające się kolory. Z daleka dochodziła delikatna muzyka. Głównym przesłaniem autora było motto: “Lubię, jak ludzie patrzą spokojnie w jeden punkt”.

 

Usiadłem naprzeciw i w milczeniu trwałem tak może kwadrans. Obserwowałem też innych ludzi. Większość po wejściu do sali kontemplacji zaraz z niej wychodziła. Aby zauważyć światło i usłyszeć muzykę, trzeba było się zatrzymać i trochę skupić. Byli też tacy, którzy siadali na ławce, ale po chwili brali do ręki telefon komórkowy i wysyłali SMS-y. Może pięć osób przez czas mojego tam pobytu potrafiło w tej sali się odnaleźć.

 

Rozbiegani, rozkrzyczani – nie widzimy, nie słyszymy. Aż strach pomyśleć, że może też w ten sposób traktujemy innych, kiedy do nas mówią. Chaos wewnętrzny produkuje chaos w zewnętrznym otoczeniu.

Bóg mówi jak przy stworzeniu: “Niech się stanie”. Ale wtedy każde powstające dzieło miało swój dzień – czas.

 

Chcąc więc zacząć coś od nowa, trzeba Bogu dać czas. Stracić go, aby odzyskać harmonię. Jeśli żyjemy aktywnie, należy zapewnić sobie czas na modlitwę.

 

Św. Franciszek Salezy, zapytany, ile czasu należy poświęcać na modlitwę, miał powiedzieć: “Wystarczy pół godziny dziennie, chyba że jesteśmy zbyt zajęci. W tym wypadku – stwierdził święty – trzeba modlić się dwa razy dłużej, czyli godzinę”.

 

A wtedy wszystko staje się nowe.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1975,jak-poukladac-wewnetrzny-balagan.html

*******

 

Poznać prawdę o sobie

Rachunek sumienia z Dekalogu
Ks. Alfons J. Skowronek
Życie Duchowe • WIOSNA 66/2011

Jak widzę samego siebie? Czy nie zafałszowuję swojego obrazu? Czy staram się o przekazywanie wyraźnego obrazu siebie? Czy szukam autentycznych wartości, także chrześcijańskich, jako fundamentu dla mojego życia? Czy raczej powtarzam bezrefleksyjnie zdania i oceny innych? Czy staram się o poznanie prawdziwych podstaw swojej egzystencji? Czy usiłuję zmagać się ze swoimi ułomnościami i walczyć ze swoimi słabościami? Czy inwestuję w swoje talenty i uzdolnienia, w kształtowanie swojego życia i świata, który mnie otacza? Czy w swoim życiu mam cele, które pragnę osiągnąć?

Czy pielęgnuję relacje z innymi ludźmi? Czy wnoszę dobrego ducha we wspólnoty, do których należę? Czy na co dzień jestem szczery wobec bliźnich? Jak zachowuję się w sporach i konfliktach? Czy uczestniczę w życiu, potrzebach i radościach bliźnich, swojej wspólnoty, parafii? Czy tylko uprawiam samouwielbienie?

Czy doświadczam wewnętrznie, że jestem dzieckiem Bożym? Czy wierzę, że odzwierciedlam chwałę Boga? Czy Bóg ma w moim życiu znaczenie? W jakich życiowych sytuacjach myślę o Nim? Czy dotrzymuję Mu wierności, ponieważ On jest mi wierny? Czy wierzę, że Bóg przebacza mi błędy i winy? Czy dziękuję Bogu za radość i dobro – te z przeszłości i te, których doświadczam dzisiaj? Czy w swoim życiu rozpoznaję osobistą drogę prowadzącą do Boga? Czy angażuję się w szukanie prawdy? Czy na co dzień daję świadectwo wiary w Jezusa Chrystusa?

 

Przykazanie pierwsze. Nie będziesz miał bogów cudzych przede Mną

Czy się modliłem? Czy modliłem się codziennie? Czy podejmowałem refleksję na temat mojej modlitwy? Czy jestem z niej zadowolony? Jeśli nie, czy próbowałem ją zmienić? Czy uczestniczyłem we Mszy świętej? Czy w czasie Mszy doświadczałem Boga? Jak Eucharystia wpływa na moje życie? Czy rozmawiam o Bogu z innymi? Czy sięgam po duchowe lektury? Czy szukam Boga w swojej życiowej przestrzeni? Jakie są moje doświadczenia religijne i duchowe?

Jakimi zasadami kieruję się w moim życiu? Które z nich wzbudzają moje dobre uczucie, a które złe? Cudzych bogów ma każdy z nas. Jakie są moje zagrożenia w tej kwestii? Czy moja wiara jest zagrożona? Co w moim życiu jest największą konkurencją dla Boga? Co stanowi dla mnie największe niebezpieczeństwo niewolniczego uzależnienia? W jakim stopniu cudzy bogowie zagrażają mojej wierze i mojemu życiu?

 

Przykazanie drugie. Nie będziesz brał imienia Pana, Boga twego, nadaremno

Czym jest dla mnie świętość? W jaki sposób myślę i mówię o Bogu, Jezusie, Maryi, świętych? W jaki sposób myślę i mówię o religijnych aktach: modlitwie, Mszy, pieśniach religijnych, religijnych zachowaniach i praktykach innych ludzi? Czym różni się moje religijne mówienie o świętościach od mowy na inne tematy? Czy wymiar świętości ma w mym życiu znaczenie? Jeśli nie – dlaczego tak się dzieje? Co w tej kwestii zmieniło się od czasów dzieciństwa – młodości? Jeśli tak – dlaczego, kiedy to nastąpiło?

W czym przejawia się mój szacunek dla świętości? Kiedy czuję, że go brak? Jak oceniam wpływy środowiska i wpływ kultury na moje życie i na moją wiarę? Jakie są moje lektury? Jakie nawiązuję kontakty? Jakie oglądam programy telewizyjne? Jak korzystam z internetu? Które z moich postaw i zachowań uważam za niszczące: padające słowa, mechanizmy agresji lub samoobrony? Jakie głębsze podłoże może mieć mój brak respektu dla innych ludzi?

 

Przykazanie trzecie. Pamiętaj, abyś dzień święty święcił

Czy uczestniczyłem w każdą niedzielę we Mszy świętej? Czy powody mej absencji lub spóźnienia na nabożeństwo były oczywiste? Czy starałem się o zachowanie należnego skupienia i modlitwy? Czy uczestniczę we Mszy wewnętrznie. Jeśli nie – dlaczego tak się dzieje? Czy uczestnictwo w liturgii ma wpływ na moje życie? Jaki jest mój stosunek do poszczególnych części Mszy świętej? Czy byłem przygotowany na przyjęcie Komunii świętej? Czy obecność w kościele kończyłem dziękczynieniem? Czy byłem godny uczestniczyć w niedzielnej Mszy i przystąpić do Komunii?

Jak spędzam niedzielę? Inaczej niż dzień powszedni? A może w niedzielne przedpołudnia robię zakupy w hipermarkecie, sam lub z rodziną? Czy znajduję czas na sprawy duchowe, medytację, odpoczynek, dialog i kreatywność? Czy niedziela staje się okazją do pogłębienia rodzinnych więzi? Jak wkraczam w nowy tydzień? Wypoczęty, zorientowany na następną niedzielę i z postanowieniami czy raczej zmęczony i zrezygnowany? Co niszczy moje niedziele: presja pracy, nuda, bierność? Czy Bóg jest centrum kształtowania mojego tygodnia?

 

Przykazanie czwarte. Czcij ojca swego i matkę swoją

Jaką rolę odgrywam wobec swoich rodziców? Za co jestem zobowiązany im do wdzięczności? Czy czuję się przez nich zraniony? Jeśli tak w czym? Czy są jakieś zdarzenia z mojego dzieciństwa i młodości, które obciążają mój stosunek do rodziców? Czy są jakieś metody wychowawcze lub decyzje rodziców, z którymi jeszcze się nie uporałem? W jaki sposób myślę o moich rodzicach? Ile czasu i troski im poświęcam? Jak oni odbierają moje zachowanie? Czy jestem za mało samodzielny, czy raczej zbyt zdystansowany? Co powinno się w tej kwestii zmienić?

 

Przykazanie piąte. Nie zabijaj

Kogo uważam za swoich bliźnich? W jakich sytuacjach przykazanie miłości bliźniego było dla mnie apelem do spotkania z człowiekiem na głębszej płaszczyźnie? Komu pomogłem, komu pomocy odmówiłem? W jaki sposób myślałem o życiu zagrożonym o aborcji, chorobie, starości, skrzywdzeniu? Jak zachowywałem się wobec powierzonych mi przez Boga bliźnich. W jakich sytuacjach byłem zbyt tchórzliwy, by stawić opór złu uderzającemu we mnie lub w innych? A w jakich sytuacjach byłem nadaktywny i narzucałem się innym? Jakie było moje myślenie o sobie i innych? Czy nawiązywałem nowe relacje, a w relacjach istniejących okazywałem wierność? Czy otwierałem się na ludzi, czy też raczej wycofywałem się lub zacietrzewiałem? Czy czuję się odpowiedzialny za sprawy społeczne? Czy nie wyrzucam sobie braku zainteresowania w obliczu klęsk żywiołowych lub innych problemów swojego środowiska?

 

Przykazanie szóste i dziewiąte. Nie cudzołóż. Nie pożądaj żony bliźniego swego

Jaki jest mój stosunek do własnego małżeństwa lub małżeństwa innych ludzi? Jakie jest moje nastawienie do rodziny? Czy stanowiłem zagrożenie dla małżeńskich i rodzinnych relacji? Czy komuś zaszkodziłem lub kogoś skrzywdziłem? Jaka jest moja postawa przed- lub pozamałżeńska? Jakie są moje małżeńskie zachowania? Jakie obowiązki względem współmałżonka zaniedbuję? Czy zaniedbuję: wyrazy czułości, zainteresowanie, pomoc? Jakie jest moje nastawienia do dziecka? Jaki jest mój stosunek do wyrzeczenia w życiu małżeńskim i rodzinnym?

Jaką rolę w moim życiu odgrywa seksualność i zachowania erotyczne? Czy ta sfera jest w moim życiu uporządkowana i afirmowana? Czy w moim życiu seksualność dominuje? Czy raczej ją wyparłem? Jakie jest moje mówienie o seksualności? Dlaczego mówię na ten temat tak a nie inaczej? W jaki sposób reaguję na kobiety, mężczyzn, dzieci i młodzież? Jakie jest moje faktyczne zachowanie seksualne? Czy towarzyszą mu jakieś fantazje i senne marzenia. Jeśli tak – jakie? Czy nie narażam się na niebezpieczeństwo przekraczania przykazania osłaniającego małżeństwo przez wadliwe autoerotyczne zachowanie? Czy odczuwam poczucie winy na tle erotycznym i seksualnym? Jeśli tak – w jakich sytuacjach?

 

Przykazanie siódme i dziesiąte. Nie kradnij. Ani żadnej rzeczy, która jego jest

Czy kradłem? Czy usprawiedliwiałem kradzież innych? Jak rozwijało się moje myślenie o własności? Czy ten temat jest mi obojętny? Czy własność wzbudza moją zazdrość? Czy mój stosunek do własności jest lekkomyślny? Jaka jest moja postawa wobec własnych zarobków i płacenia podatków? Jakie jest moje zachowanie względem własności innych?

Czy jestem uzależniony od konsumpcji? Kiedy wyrzekłem się, a kiedy zawiodłem wobec potrzeby wyrzeczenia? Jakie jest moje osobiste gospodarowanie pieniędzmi? Jaki jest mój stosunek do używek? Czy cierpiałem z powodu osobistych uzależnień? Jak wygląda kształtowanie mego wolnego czasu? Czy zastanawiałem się nad potrzebą umiarkowania i samoograniczenia w konsumpcji? Czy stawałem się – mniej lub bardziej – jej niewolnikiem? Czym jest dla mnie ubóstwo? Czy w moim życiu owocuje żądanie Jezusa skierowane do bogatego młodzieńca: Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie (Mk 10, 21)?

 

Przykazanie ósme. Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu

Czy kłamię? Jeśli tak – kogo okłamuję i z jakich powodów: z żądzy pieniądza, strachu, wyrachowania, bezsilności, miłości, troski o innych? Czy nie okłamywałem siebie samego: w postanowieniach, obietnicach, marzeniach, sferze kształtowania swojego życia, relacjach z innymi?

Czy to tworzę dla innych fałszywy obraz siebie? Jeśli tak – czym różni się mój wizerunek dla ludzi od tego, jaki jestem naprawdę? Czy nie dopuszczam się manipulacji moimi zachowaniami lub zachowaniami innych? Jeżeli tak – w jakich sytuacjach? W jakich sytuacjach zachowuję się dyplomatycznie nieszczerze: w pracy, w relacji do współmałżonka, dzieci? Jakie motywy wówczas mną kierują: presja sukcesu, ciśnienie osiągnięć, żądza znaczenia? Czy nie odgrywam nie swoich ról? Czy pragnę przewodzić, być lubiany, przyciągać uwagę innych, być użytecznym, mieć wpływy?

http://www.zycie-duchowe.pl/art-7365.poznac-prawde-o-sobie.htm

*********

Aby zrozumieć Jezusa, trzeba z naszej strony wysiłku opuszczenia swojego myślenia (21 kwietnia 2015)

 

aby-zrozumiec-jezusa-komentarz-liturgiczny

 

Rozbieżności i konfliktów ciąg dalszy. Tym razem przyjmują one w pierwszym czytaniu tragiczny obrót: Szczepan został zabity przez swoich wrogów. Zatwardziałość serca zdecydowanie kroczy w kierunku nienawiści i zbrodni. Taki dramatyczny porządek  pokazuje nie tylko Pismo Święte, ale i klasyczny dramat grecki czy późniejsi dramatopisarze z Szekspirem na czele. Kto sieje zło, zbiera nieszczęście (Ps 22,8) – jest to prawo moralne, które rządzi ludzkim losem. Okazuje się, że nie można bezkarnie ignorować prawdy i tworzyć sobie własnej prawdy i dobra według wymyślonej filozofii życiowej. Wcześniej czy później natrafimy na prawdziwy konflikt, w którym trzeba będzie się opowiedzieć po stronie prawdy lub kłamstwa. Wybór własnej filozofii, oderwanej od prawdy życia, niestety najczęściej prowadzi w takiej radykalnej sytuacji, do wyboru kłamstwa. To jest, niestety, częsty przypadek w życiu ludzi. Prawda domaga się zdecydowania od początku. A to, niestety, wiąże się z potrzebą rezygnacji z własnych wyobrażeń i realizacji własnych chęci.

Dzisiejsze czytania liturgiczne: Dz 7, 51-59; 8, 1; J 6, 30-35

Bóg, przychodząc, zawsze zaskakuje. Dlatego do Jego rozpoznania nie wystarczą wyobrażenia powstałe na bazie przyjętej, skądinąd właściwej teologii. Potrzeba innej otwartości. Schematy, nawet zbudowane na podstawie Prawa i Słowa Bożego, nie dają właściwego kryterium rozpoznania. Takim kryterium będą owoce, ale te także trzeba umieć rozpoznawać. W Ewangelii mamy przykład takiego konfliktu. Żydzi przyszli do Jezusa po doświadczeniu cudownego rozmnożenia chleba i domagali się od Niego znaku: Jakiego dokonasz znaku, abyśmy go widzieli i Tobie uwierzyli? Można by im odpowiedzieć: „No właśnie go  pokazał przez rozmnożenie chleba. Czy nie widzicie tego?” Okazuje się, że tego albo nie widzieli, albo nie uznali za znak. Mieli jakieś inne pojęcie znaku, inne oczekiwania w tej materii. I znowu pojawia się problem wyobraźni i oczekiwań , które zaciemniają.

Potem nastąpiło dalsze nieporozumienie, o wiele trudniejsze, które w istocie stanowi dalszy ciąg wstępnego nieporozumienia.

 

Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale dopiero Ojciec mój da wam prawdziwy chleb z nieba. Albowiem chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu (J 6,32n).

 

Pan Jezus podpowiedział im, podając kryterium rozpoznania: chlebem, który rzeczywiście daje Bóg, jest ten, który daje życie wieczne. Tylko taki chleb może być nazwany „Bożym chlebem” czy chlebem danym od Boga. Jest to logiczne i jasne. Chleb, który zaspakaja jedynie doraźnie  głód  w życiu ziemskim, jest tak czy inaczej chlebem ziemskim. Bóg, jeżeli daje, to zawsze daje według swojej miary i dlatego chleb od Niego jest chlebem na życie wieczne. I właśnie tym chlebem jest On sam. Tutaj także widać konsekwentnie: prawdziwym chlebem Bożym może być jedynie On sam, bo Bóg, dając, nie daje czegoś, ale daje siebie samego. Na tym polega tajemnica Boga i jego daru. Można było  o niej wywnioskować z autentycznego, pogłębionego czytania Pisma Świętego.

Żydzi jednak, ciągle myśląc w swoim schemacie, pragną chleba, który zaspokoi ostatecznie ich naturalny głód . Podobnie było z Samarytanką przy studni, która chciała „wody żywej, aby nie musiała więcej przychodzić i czerpać ze studni” (zob. J 4,15). Podobnie w dzisiejszym pierwszym czytaniu mamy do czynienia z nieporozumieniem. W tym przypadku wynika ono wyraźnie z braku chęci słuchania. Święty Szczepan głosił Chrystusa zmartwychwstałego, którego widział zasiadającego po prawicy Ojca, a Żydzi zatykali sobie uszy, uważając od razu te słowa za bluźnierstwo. Jeden z nich, późniejszy św. Paweł, sam poznał później tę prawdę i ją głosił właśnie w takiej wizji Chrystusa jako Pana.

Dialog nieporozumienia Jezusa z Żydami ciągnął się dalej:

 

Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie (J 6,35).

 

Pan Jezus podejmuje ich słowa, ale odpowiada ze swojej perspektywy. Ciekawi fakt, że nie stara się  wytłumaczyć na ich poziomie tego, o co Mu chodzi. Wiedząc o nieporozumieniu, konsekwentnie mówi ze swego poziomu i nie zniża się do ich rozumienia. To zdumiewa. Nie jest to jedyne miejsce, w którym Pan Jezus nie schodzi na poziom swoich rozmówców, nie robi tego, czego dzisiaj oczekuje się od homiletów i katechetów. W tej postawie czuć uparte domaganie się od słuchaczy wejścia na właściwy poziom rozumienia. W tym uporze zawiera się jakaś racja. Przecież jeżeli było Go stać na to, by być   Człowiekiem i ludzkim głosem przemawiać, to  takie zejście na poziom myślenia słuchaczy byłoby już drobiazgiem. Dlaczego jednak go nie wykonuje? Widać, że tego nie może robić, bo zaprzeczyłby sobie i temu, co głosi. Aby zrozumieć Jezusa, trzeba z naszej strony wysiłku opuszczenia swojego myślenia i podjęcia trudu pójścia za Jego myśleniem. Ten wysiłek i trud jest warunkiem udzielenia nam rozumienia. Bo to przecież nam powinno zależeć na tym zrozumieniu. Nie jest to łaskawy gest z naszej strony.

Druga racja, być może zasadnicza, to fakt, że trzeba przyjąć jego słowa bardzo konkretnie: Ja jestem chlebem  – to znaczy, że rzeczywiście jest pokarmem, czyli czymś, bez czego giniemy z głodu. Jest to zatem bardzo konkretne, praktyczne wskazanie: trzeba nam się Nim karmić.

Włodzimierz Zatorski OSB

http://ps-po.pl/2015/04/21/aby-zrozumiec-jezusa-trzeba-z-naszej-strony-wysilku-opuszczenia-swojego-myslenia-21-kwietnia-2015/

***********

O autorze: Słowo Boże na dziś