Komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą – Środa, 21 października 2015r. – bł. Jakuba Strzemię, biskupa, wspomnienie

Myśl dnia

Przeciwności losu uczą mądrości. Powodzenie ją odbiera.

Seneka

Cytat dnia

Pierwszą i najwspanialszą formą życia duchowego jest modlitwa.

Jan Paweł II

12106862_966721286727192_7179876327843879680_n

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Jezu, powierzam Ci wszystkie moje uzdolnienia i talenty. Chciałbym,

aby służyły one nie tylko mnie samemu, ale także innym ludziom.

 

Słowo Boże

 

Bł. Jakuba Strzemię

0,14 / 12,04
W dzisiejszej przypowieści Jezusa usłyszysz o dwóch postawach rządcy wobec swoich współpracowników. Poproś Boga, aby te słowa pomogły ci stanąć w prawdzie przed Nim oraz by dodały ci sił w codziennym trudzie. Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Łukasza
Łk 12, 39-48
Jezus powiedział do swoich uczniów: «To rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie». Wtedy Piotr zapytał: «Panie, czy do nas mówisz tę przypowieść, czy też do wszystkich?». Pan odpowiedział: «Któż jest owym rządcą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowi nad swoją służbą, żeby na czas wydzielał jej żywność? Szczęśliwy ten sługa, którego pan powróciwszy zastanie przy tej czynności. Prawdziwie powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem. Lecz jeśli sługa ów powie sobie w duszy: „Mój pan ociąga się z powrotem”, i zacznie bić sługi i służebnice, a przy tym jeść, pić i upijać się, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna; każe go ćwiartować i z niewiernymi wyznaczy mu miejsce. Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. Ten zaś, który nie zna jego woli i uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę. Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą».Rozważ pierwszą postawę, jaką przyjąć może ów rządca. Jest to postawa wierności i roztropności. Uczciwości wobec woli swego pana, jak również wobec swoich współsług. Taki rządca jest godny zaufania nawet podczas nieobecności swego Pana. Działa zgodnie z jego wolą, nawet gdy nie jest bezpośrednio rozliczany ze swej działalności. Co motywuje ciebie do uczciwości i rzetelności?Druga postawa to bunt wobec woli swego pracodawcy. Rządca zapomina, co było wolą jego pana i zaczyna źle traktować współpracowników. Troszczy się o swoją własną wygodę i satysfakcję, zaniedbując powierzoną mu odpowiedzialność i nadużywając władzy. Jak ty traktujesz swoich współpracowników? Jaki masz stosunek do powierzonej ci odpowiedzialności?

Jezus poprzez tę przypowieść zaprasza swych słuchaczy do życia w taki sposób, by zawsze byli gotowi na Jego powtórne przyjście. Kiedykolwiek to nastąpi: czy na końcu czasów, czy na końcu ich doczesnego życia. Jakie dziedziny twego życia chciałbyś zrewidować przed ostatecznym stanięciem przed Bogiem twarzą w twarz?

Poproś Jezusa, abyś potrafił żyć wiernie, czyniąc to, co dobre. Abyś pod koniec życia miał poczucie dobrze wypełnionej misji.

http://modlitwawdrodze.pl/home/
**********
ŚRODA XXIX TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK IIPIERWSZE CZYTANIE  (Rz 6, 12-18)Chrześcijanin jest sługą sprawiedliwości stroniącym od niewoli grzechuCzytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Rzymian.

Bracia:
Niech grzech nie króluje w waszym śmiertelnym ciele, poddając was swoim pożądliwościom. Nie oddawajcie też członków waszych jako broń nieprawości na służbę grzechowi, ale oddajcie się na służbę Bogu jako ci, którzy ze śmierci przeszli do życia, i członki wasze oddajcie jako broń sprawiedliwości na służbę Bogu. Albowiem grzech nie powinien nad wami panować, skoro nie jesteście poddani Prawu, lecz łasce.
Jaki stąd wniosek? Czy mamy dalej grzeszyć dlatego, że nie jesteśmy już poddani Prawu, lecz łasce? Żadną miarą. Czyż nie wiecie, że jeśli oddajecie samych siebie jako niewolników pod posłuszeństwo, jesteście niewolnikami tego, komu dajecie posłuch: bądź niewolnikami grzechu, co wiedzie do śmierci, bądź posłuszeństwa, co wiedzie do sprawiedliwości?
Dzięki jednak niech będą Bogu za to, że gdy byliście niewolnikami grzechu, daliście z serca posłuch nakazom tej nauki, której was oddano, a uwolnieni od grzechu oddaliście się w niewolę sprawiedliwości.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 124 (123), 1-2. 3-5. 6-8)

Refren: Naszą pomocą jest nasz Pan i Stwórca.

Gdyby Pan nie był po naszej stronie, *
przyznaj Izraelu,
gdyby Pan nie był po naszej stronie, *
gdy ludzie przeciw nam powstali,

wtedy pochłonęliby nas żywcem. +
Gdy gniew ich przeciw nam zapłonął, *
wówczas zatopiłaby nas woda,
potok by popłynął nad nami. *
Wówczas potoczyłyby się nad nami wezbrane wody.

Błogosławiony Pan, który nas nie wydał na pastwę ich zębom. *
Dusza nasza jak ptak się wyrwała z sideł ptaszników,
sidło się podarło, i zostaliśmy uwolnieni. *
Nasza pomoc w imieniu Pana, który stworzył niebo i ziemię.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Mt 24, 42a. 44)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Czuwajcie i bądźcie gotowi,
bo w chwili, której się nie domyślacie,
Syn Człowieczy przyjdzie.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA  (Łk 12,39-48)

Przypowieść o słudze oczekującym Pana

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Jezus powiedział do swoich uczniów:
«To rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie».
Wtedy Piotr zapytał: «Panie, czy do nas mówisz tę przypowieść, czy też do wszystkich?»
Pan odpowiedział: «Któż jest owym rządcą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowi nad swoją służbą, żeby na czas wydzielał jej żywność? Szczęśliwy ten sługa, którego pan powróciwszy zastanie przy tej czynności. Prawdziwie powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem. Lecz jeśli sługa ów powie sobie w duszy: „Mój pan ociąga się z powrotem”, i zacznie bić sługi i służebnice, a przy tym jeść, pić i upijać się, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna; każe go ćwiartować i z niewiernymi wyznaczy mu miejsce.
Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. Ten zaś, który nie zna jego woli i uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę. Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą».

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

 

 

Służyć talentami

Każdy człowiek otrzymuje pewne talenty, które powinien jak najlepiej wykorzystać. Czyni to zwłaszcza wtedy, gdy służą one innym osobom. Egoistyczne wykorzystywanie talentów dalekie jest od ducha Ewangelii. Od tych, którym dano ich więcej, będzie się też więcej wymagało. Dlatego jeśli czujesz, że możesz ze swoimi zdolnościami służyć wspólnocie, do której przynależysz, rodzinie, miastu czy nawet krajowi – czyń to. Ale pamiętaj zawsze o rachunku sumienia. Stawiaj sobie pytanie: Czy to, co robię, czynię dla innych, czy też jedynie kieruję się egoistycznymi pobudkami i buduję swój własny wizerunek?Jezu, powierzam Ci wszystkie moje uzdolnienia i talenty. Chciałbym, aby służyły one nie tylko mnie samemu, ale także innym ludziom.Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”

Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html
**********

#Ewangelia: Czy lepiej być ignorantem?

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. shutterstock.com)

Jezus powiedział do swoich uczniów: “To rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie”. Wtedy Piotr zapytał: “Panie, czy do nas mówisz tę przypowieść, czy też do wszystkich?”

 

Pan odpowiedział: “Któż jest owym rządcą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowi nad swoją służbą, żeby na czas wydzielał jej żywność? Szczęśliwy ten sługa, którego pan powróciwszy zastanie przy tej czynności. Prawdziwie powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem. Lecz jeśli sługa ów powie sobie w duszy: «Mój pan ociąga się z powrotem», i zacznie bić sługi i służebnice, a przy tym jeść, pić i upijać się, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna; każe go ćwiartować i z niewiernymi wyznaczy mu miejsce.

 

Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. Ten zaś, który nie zna jego woli i uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę. Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą”.

 

Komentarz do Ewangelii:

 

Pan Jezus przypomina oczywistą zasadę, że zło popełniane przy ograniczonej świadomości niesie ze sobą mniejszą winę, niż zło czynione z pełną świadomością. Może więc lepiej nie być uświadomionym? Może lepiej być ignorantem, gdy chodzi o to, jak powinno się postępować? Ma to pewne zalety, ale rezygnując z bycia świadomym, rezygnujemy z roli “rządcy”, który jest “ustanowiony nad innymi, żeby na czas wydzielał im żywność”. Każdy z nas może stać się takim “rządcą”, którego rolą nie jest panowanie, ale służba i obdarowywanie. A to, i tylko to, czyni człowieka szczęśliwym. Musimy jednak pozwolić Bogu, by nas pouczał i kształtował wewnętrznie, czyniąc jednocześnie świadomymi Jego woli.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2612,ewangelia-czy-lepiej-byc-ignorantem.html

*********

Na dobranoc i dzień dobry – Łk 12, 39-48

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. ClaraDon / Foter / CC BY-NC-ND)

Dwa oblicza wierności…

 

Przypowieść o słudze wiernym i niewiernym
Jezus powiedział do swoich uczniów: To rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie złodziej ma przyjść, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie.

 

Wtedy Piotr zapytał: Panie, czy do nas mówisz tę przypowieść, czy też do wszystkich? Pan odpowiedział: Któż jest owym rządcą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowi nad swoją służbą, żeby na czas wydzielił jej żywność? Szczęśliwy ten sługa, którego pan powróciwszy zastanie przy tej czynności. Prawdziwie powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem.

 

Lecz jeśli sługa ów powie sobie w duszy: Mój pan ociąga się z powrotem, i zacznie bić sługi i służące, a przy tym jeść, pić i upijać się, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna; każe go ćwiartować i z niewiernymi wyznaczy mu miejsce. Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę.

 

Ten zaś, który nie zna jego woli i uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę. Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele zlecono, tym więcej od niego żądać będą.

 

Opowiadanie pt. “Pierwszy dzień wytrwania”
Do proboszcza przyszedł mężczyzna w sile wieku i poprosił o Mszę św. z okazji srebrnego jubileuszu małżeństwa. W oznaczonym dniu przywiózł na wózku swoją żonę, zaniósł na rękach jak dziecko przed ołtarz. Dziwny to był widok.

 

Kobieta spostrzegła, że jej obecność zrobiła na księdzu ogromne wrażenie, zwróciła do niego rozpromienioną ze szczęścia twarz i powiedziała: – Ksiądz zapewne się dziwi temu co w tej chwili widzi. Już 24 lata jestem sparaliżowana. W rok po naszym ślubie stało się nieszczęście, zostałam kaleką i ciężarem dla męża. Nic nie miał ze mnie w ciągu tych 24 lat. A jednak z dumą muszę powiedzieć, że mój mąż przez te wszystkie lata tak był mi wierny, jak w pierwszym dniu naszego małżeństwa.

 

Refleksja
Wierność ma to do siebie, że każdego z nas kosztuje. Najlepiej bowiem uciec i poddać się chwilowej zachciance. Każdy woli pozbywać się kłopotów, niż się z nimi na co dzień zmagać. Jakże jest to ludzki odruch wynikający z poczucia bezpieczeństwa. I jest to jedna strona medalu. Druga to ta, że idąc wciąż przez życie na tzw. łatwiznę, nie uczymy się wiele i nie hartujemy swojego charakteru…

 

Jezus uczy nas, że wierność temu, co obraliśmy sobie za drogę jest bardzo ważne z punktu widzenia naszej wolności. Robimy i działamy bowiem za tym co chcemy, a nie to co nam się teraz zachce. Chcenie ma coś z przymusu, który hartuje na w boju. Zachcianki spełniają tylko dzieci, które bez obowiązków nie mają na sobie tak dużej odpowiedzialności jak każdy dorosły człowiek…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Dlaczego wierność kosztuje?
2. Jaka jest różnica między tym, co mi się chce, a zachce?
3. W czym być dziś wiernym Jezusowi?

 

I tak na koniec…
Bądź wierny sobie, a nie będziesz niewierny innym (Francis Bacon)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,423,na-dobranoc-i-dzien-dobry-lk-12-39-48.html

*********

BLISKOŚĆ OJCA

by Grzegorz Kramer SJ

 

<iframe width=”560″ height=”315″ src=”https://www.youtube.com/embed/nk4On30xtVs” frameborder=”0″ allowfullscreen></iframe>

 

Nasz Bóg jest Bogiem zazdrosnym – On nie chce od nas kultu polegającego na tym, że w umówionych porach przyjdziemy złożyć Mu homagium, przyjdziemy się rozliczyć i powiedzieć, co u nas słychać.  Taka pobożność wydaje się być w porządku, jest zdrowy dystans stworzenia do swego Stwórcy, uznanie tego, że On rządzi i to On jest Bogiem. Prawda jednak jest taka, że ów „szacunek” nie wyraża niczego poza naszym strachem i brakiem wiary.

On chce naszego ciągłego skupienia na Nim, chce, byśmy żyli w ciągłej świadomości czuwania. Nie dlatego, że jest narcyzem skupionym na sobie. Nasza uwaga niczego nie może Mu dodać. Ale wie, jak nas stworzył, wie, że nasze życie jest od Niego zależne, albo dokładnie jakość naszego życia. Oczywiście nie mam tutaj na myśli statusu ekonomicznego, pozycji społecznej, czy samopoczucia psychicznego. To wszystko może być na wysokim poziomie także u ludzi niewierzących, a nawet tych, którzy postępują źle. Chodzi tutaj o to „coś”, co sprawia, że ludzkie serce zbliża się do spełnienia, do głębokiego wewnętrznego spokoju. A do tego można się zbliżyć tylko wtedy, kiedy żyje się w ciągłej uważności skierowanej na Niego.

Ta Ewangelia jest kolejną zachętą Boga do wejścia z Nim w relację bliskości, Jezus przez całe życie spotykał się z ludźmi osobiście, całe jego przesłanie jest takie – wyrwać ludzi z myślenia o Bogu jak o bóstwie, które trzeba ubłagać i trzymać na dystans. Wiem, wiem, zaraz mi się oberwie za brak szacunku do Boga. Bliskość to nie jest brak szacunku. Przeczytałem kiedyś ten artykuł i znów się we mnie zagotowało. Nie cierpię, kiedy ktoś sugeruje, że nie szanuję Najświętszego Sakramentu, bo chcę Go dotykać, stać przed Bogiem jak przed równym, jak Jego syn. Właśnie po to On stał się człowiekiem, byśmy nie musieli zachowywać się jak buddyści, muzułmanie i inni wyznawcy kogokolwiek i czegokolwiek. To jest nieustanna nowość Ewangelii, że Królestwo Boże jest pośród nas. To, że dziecko chce dotykać swojego ojca, wchodzi mu na głowę, nie oznacza, że nie szanuje swojego taty. Właśnie na tym polega piękno ojcostwa, że dziecko się tego nie boi. I jasne jest, że ojcu należy się szacunek, ale niech nikt nie mówi, że brakiem szacunku jest brak przyklęknięcia.

Być blisko Drugiego, być w nieustannym oczekiwaniu i napięciu, bo zaraz przyjdzie, zaraz się pojawi. To jest najfajniejsza sprawa w chrześcijaństwie. Ważne jest tylko to, by nie zapomnieć, że wiele dostaliśmy, a to zobowiązuje do większej odpowiedzialności.

http://kramer.blog.deon.pl/2015/10/21/bliskosc-ojca/

**********

Św. Fulgencjusz z Ruspe (467 – 532), biskup w Afryce Północnej
Homilia I, 2-3 ; CCL 91 A, 889

 

„Słudzy Chrystusa i szafarze tajemnic Bożych” (1 Kor 4, 1)
 

Aby sprecyzować rolę sług, których postawił na czele swojego ludu, Pan wygłosił to słowo, które przytacza Ewangelia: „Któż jest tym sługą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowił nad swoją służbą, żeby na czas rozdał jej żywność? Szczęśliwy ów sługa, którego pan, gdy powróci, zastanie przy tej czynności”… Jeśli się pytamy, jaką miarą  odmierza tą żywność to św. Paweł nam mówi: „miara, którą Bóg każdemu w wierze wyznaczył” (Rz 12, 3). To, co Chrystus nazywa miarą zboża, Paweł określa miarą wiary, żeby nas nauczyć, że nie ma innego zboża duchowego niż misterium wiary chrześcijańskiej. Tę miarę zboża wydzielamy za każdym razem kiedy, oświeceni przez duchowy dar łaski, przemawiamy do was według reguły prawdziwej wiary. Tę miarę otrzymujecie przez szafarzy Pana każdego dnia, kiedy słyszycie słowo prawdy z ust sług Bożych.

Niech będzie naszym pokarmem ta miara zboża, którą Bóg nam daje w dziale. Niech podsyca nasze prawe postępowanie, abyśmy doszli do nagrody życia wiecznego. Wierzmy w Tego, który sam się daje jako pokarm, żeby nie zasłabnąć w drodze (Mt 15, 32) i który daje nam siebie jako nagrodę, abyśmy znaleźli radość w ojczyźnie.  Wierzmy w Niego i ufajmy Mu; kochajmy Go ponad wszystko. Bo Chrystus jest naszym pokarmem i będzie naszą nagrodą. Chrystus jest pokarmem i wytchnieniem podróżników w drodze; On jest nasyceniem i radosnym uniesieniem błogosławionych w ich wypoczynku.

************

Łaska domaga się współpracy (21 października 2015)

  • przez PSPO
  • 20 października 2015

wspolpraca-z-laska-komentarz-liturgiczny

Czujność jest podstawową cnotą chrześcijanina. Pan Jezus nieraz do niej wzywa. Dzisiaj przyjmuje ona charakter gotowości przyjęcia przychodzącego Pana:

 

bądźcie go­to­wi, gdyż o go­dzi­nie, której się nie domyślacie, Syn Czło­wieczy przyj­dzie (Łk 12,40).

 

Jego przyjście ma dwa różne wymiary, które jasno ukazuje Pan Jezus w zapowiedzi sądu ostatecznego. Mówi o swoim przyjściu na końcu czasów, czyli o paruzji, ostatecznym przyjściu, aby objąć królestwo w sposób widzialny. Ale mówiąc o kryteriach stawiania ludzi po prawej i lewej swojej stronie podczas sądu, przypomina im swoją obecność w spotkaniach z innymi ludźmi: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili (Mt 25,40). Wezwanie: „Bądźcie gotowi” można najpierw przyjąć jako ostrzeżenie, aby się przygotować na ostateczne przyjście Pana.

Dzisiejsze czytania liturgiczne: Rz 6, 12-18; Łk 12, 39-48

W tym momencie może warto zwrócić uwagę na pewną zasadę rozumienia przypowieści wygłoszonych przez Pana Jezusa. Jest to ważne w odniesieniu do przytoczonych słów:

 

A to ro­zu­miej­cie, że gdyby gos­po­darz wiedział, o której godzinie zło­dziej ma przyjść, nie poz­wo­liłby włamać się do swe­go do­mu (Łk 12,39).

 

Niektórych przeraża, że Pan Jezus przyrównuje swoje przyjście do przyjścia złodzieja w nocy. Złodziej oczywiście chce zupełnie zaskoczyć i przyjść w momencie, kiedy nikt się go nie spodziewa. Ponadto przychodzi w złym zamiarze. Dlaczego takie porównanie? Otóż w przypowieściach Pana Jezusa nie należy rozciągać porównania na całość przykładu, ale jedynie odnieść je do bardzo konkretnego elementu. W tym porównaniu momentem zasadniczym jest niespodziewane przyjście. Natomiast nie należy porównania rozciągać na inne cechy: zły zamiar, świadome zwodzenie człowieka, przyjście by obrabować i następnie uciec itd. Porównanie ogranicza się jedynie do niespodziewanego przyjścia. Pan Jezus w innym miejscu używa innego porównania:

 

Albowiem jak błyskawica zabłyśnie na wschodzie, a świeci aż na zachodzie, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego (Mt 24,27).

 

Błyskawica nie ma negatywnych moralnie skojarzeń, dlatego może łatwiej nam ją przyjąć jako porównanie do przyjścia Pana Jezusa niż porównanie do złodzieja nocą.

Ostateczne przyjście Pana Jezusa poprzedzone jest Jego codziennym przychodzeniem w naszym życiu, w szczególności w spotkaniach z bliźnimi. Bądźcie gotowi w tym kontekście znaczy: bądźcie czujni i rozpoznawajcie Jego przychodzenie do was. Jest ono zazwyczaj zaskakujące nie tylko w ten sposób, że odnosi się do nieoczekiwanych sytuacji: nagle stajemy wobec kogoś, kto nas całkowicie zaskakuje swoimi potrzebami. Nasze zabieganie nie pozwala się zająć nim dobrze, więc uciekamy, robimy uniki. Bądźcie gotowi, czyli umiejcie tak patrzeć, by Chrystus przychodzący w braciach nie przeszedł obok nas albo, co gorsza, nie został przez nas zignorowany lub źle potraktowany. W tych naszych spotkaniach rozstrzyga się gotowość przyjmowania Chrystusa przychodzącego niespodziewanie w momencie naszej śmierci.

Pamiętamy np. niespodziewaną śmierć Br. Rogera. On pewnie był na tyle otwarty na Chrystusa, że Ten mógł do niego przyjść w każdej chwili, nawet najbardziej niespodziewanej.

Ale czuwanie ma także inny wymiar: czuwajcie, abyście się nie dali zwieść złu. O takiej konieczności pisze z kolei św. Paweł w Liście do Rzymian:

 

Niech grzech nie króluje w wa­szym śmiertelnym ciele, poddając was swoim po­żą­dli­wo­ściom. Nie oddawajcie też członków waszych jako broń nieprawości na służbę grzechowi, ale oddajcie się na służ­bę Bogu jako ci, którzy ze śmierci przeszli do życia, i czło­nki wasze oddajcie jako broń sprawiedliwości na słu­żbę Bogu (Rz 6,12n).

 

Czuwanie polega w tym przypadku na trzeźwym rozróżnianiu, co jest dobre, a co jest złe. Przy czym w dalszej części św. Paweł mówi o konkretnym niebezpieczeństwie zuchwałego zawierzenia w łaskawość Bożą mimo popełniania grzechów. Łaska domaga się współpracy. Ona nie robi wszystkiego za nas. A właściwie to robi wszystko za nas, ale tylko przy naszej współpracy z nią. Ona nie potrafi za nas powiedzieć: „Tak” w każdej konkretnej sytuacji. „Czuwajcie” oznacza w tym momencie: bądźcie trzeźwi w ocenie tego, co się dzieje, zobaczcie prawdziwą wartość podejmowanych czynów i nie wpadajcie w niewolę grzechu.

W tym momencie istotna jest dla nas inna czujność: przytomność wobec misteriów, do których przystępujemy.

Włodzimierz Zatorski OSB

http://ps-po.pl/2015/10/20/laska-domaga-sie-wspolpracy-21-pazdziernika-2015/

**********

Bezpośredni odnośnik do obrazka

***********

 

<iframe width=”560″ height=”315″ src=”https://www.youtube.com/embed/chp0LmJqcGQ” frameborder=”0″ allowfullscreen></iframe>

**********************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

21 PAŹDZIERNIKA

**********

Bł. Jakub Strzemię – patron Lwowa

Marek Wójtowicz SJ

Bł. Jakuba Strzemię (1340 – 1409 ) (Anonim XVIIIw)

Urodził się w diecezji krakowskiej, później jego rodzina zamieszkała we Włodzimierzu na Rusi. Wstąpił do Zakonu Braci Mniejszych, był gorliwym franciszkaninem, z zapałem głosił Ewangelię na Rusi Czerwonej, Wołyniu, Podolu i Wołoszczyźnie. Przez trzy lata pełnił funkcję gwardiana klasztoru św. Krzyża we Lwowie. Jest Patronem Archidiecezji Lwowskiej. W 1391 roku papież Bonifacy IX mianował Ojca Jakuba biskupem Halicza.

Bardzo dbał o rozwój Kościoła, budował świątynie, zakładał nowe parafie. Żył bardzo skromnie. Jego kurią był franciszkański klasztor we Lwowie. Pośród franciszkanów i dominikanów szukał ochotników do pracy misyjnej.
Troszczył się także o rozwój gospodarczy i handlowy tego obszaru naszej Ojczyzny. Zaprzyjaźniony był ze św. Królową Jadwigą oraz jej mężem Władysławem Jagiełłą. Starał się łagodzić różne spory, dbając zawsze o dobro wspólne wiernych i obywateli.
W swojej diecezji żywo włączył się w szerzenie rodzącego się właśnie publicznego kultu Eucharystii. Sam organizował i rozpowszechniał nabożeństwa do Najświętszego Sakramentu, organizując procesje i adoracje z udziałem ludu. Wielką czcią otaczał Maryję i Jej matczynej opiece powierzył swoja archidiecezję i miasto Lwów.
Błogosławiony biskup szczególną troską otaczał ludzi biednych duchowo i materialnie. Dbał o szpital i przytułek dla bezdomnych we Lwowie. W swoim testamencie napisał, że wszystkie swoje dobra pragnie przekazać na paramenty liturgiczne i na jałmużnę dla ubogich.
Jeden z kronikarzy tak scharakteryzował błogosławionego, którego wspominamy 21 października:
Był to mąż wielkiej cnoty, sławny pobożnością życia prostego, mogący być wzorem i przykładem dla innych, senator uczciwy i pełen dobrej rady, granic kraju gorliwy obrońca“.

 

W 1790 roku publiczny kult błogosławionego Jakuba Strzemię zatwierdził papież Pius VI.

http://www.deon.pl/religia/swiety-patron-dnia/art,23,bl-jakub-strzemie-patron-lwowa.html

***********

Błogosławiony Jakub Strzemię, biskup

 

Zobacz także:

Błogosławiony Jakub Strzemię Jakub Strepa herbu Strzemię urodził się w 1340 r. Pochodził z diecezji krakowskiej, ale rodzina jego osiedliła się we Włodzimierzu na Rusi. O jego rodzinie i młodości brak informacji; niektórzy hagiografowie uważają, że kształcił się w Rzymie, chociaż brak na to dowodów. Pewne jest tylko to, że wstąpił do zakonu franciszkanów i że był członkiem Stowarzyszenia Braci Pielgrzymujących dla Chrystusa we Lwowie. Stolica Apostolska wyposażyła tę instytucję misyjną, utworzoną w zakonie dominikanów i franciszkanów dla działań na Rusi i Mołdawii, w rozległe przywileje duszpasterskie.
W latach 1385-1388 Jakub był gwardianem franciszkańskiego klasztoru Świętego Krzyża we Lwowie. Z ówczesnych akt wynika, że był nie tylko gorliwym przełożonym konwentu, ale troszczył się także o dobro Kościoła na Rusi. Pośredniczył w sporze, jaki zaistniał pomiędzy arcybiskupem Halicza, Bernardem, a magistratem miasta Lwowa. Doszło do tego, że zapalczywy hierarcha zamierzał obłożyć miasto karami kościelnymi i w ten sposób pozbawić go normalnej opieki duchowej. Jakub spór załagodził. Niemniej energicznie stawał w obronie zakonów żebrzących (głównie dominikanów i franciszkanów) przeciwko niektórym duchownym, którzy zakazywali na swoich obszarach kaznodziejom głosić Słowo Boże i sprawować posługę duchową, chociaż ci mieli na to zezwolenie Stolicy Apostolskiej. Dowodem wielkiego zaufania, jakim Jakub cieszył się w Rzymie, było mianowanie go inkwizytorem na całą Ruś.
27 czerwca 1391 r. papież Bonifacy IX mianował Jakuba drugim (po Bernardzie) arcybiskupem Halicza. Sakrę biskupią Jakub przyjął w Tarnowie w 1392 r. Znał już wtedy bardzo dobrze swoją metropolię, którą jako misjonarz wiele razy przemierzył pieszo. Ponieważ była to metropolia nowa, powstała w roku 1367, nie było w niej jeszcze ani katedry, ani kapituły. Kościołów i kapłanów było bardzo mało; nawet granice diecezji nie były dokładnie ustalone. We wsiach mieszkała głównie ludność prawosławna (ruska). Nowemu arcybiskupowi przyszło organizować metropolię właściwie od podstaw.
Za punkt wyjścia pracy obrał sobie wizytację swojej rozległej diecezji. Zamieszkał w drewnianym domku przy klasztorze lwowskim. Stamtąd udawał się do miast i osiedli. Wszędzie, gdzie byli panowie polscy, zachęcał ich do fundowania nowych kościołów, które czynił ośrodkami parafialnymi. Popierał gorliwie zakony franciszkanów i dominikanów w ich pracy misyjnej. Bardzo szybko zaczęła topnieć liczba prawosławnych, a powiększała się liczba katolików. Nie mając jeszcze kapituły, arcybiskup Jakub sam rządził diecezją ze swoim oficjałem i notariuszem, który prowadził jego kancelarię. W trudniejszych i ważniejszych sprawach radził się proboszczów i przełożonych klasztorów. W ostatnich latach swoich rządów dobrał sobie do pomocy biskupa Zbigniewa z Łapanowa jako swojego sufragana.
W 1406 r. zorganizował we Lwowie pierwszy synod prowincjonalny dla rozstrzygnięcia pewnych spornych spraw. Tak bardzo zasłużył się dla katolickiej Rusi, że nazwano go “ojcem i stróżem ojczyzny, senatorem mądrym”. Jadwiga i Władysław Jagiełło darzyli go szczególnym zaufaniem. Jakub darzył ich wzajemną czcią i miłością. Należał do zaufanych doradców Jagiełły. Wielką miłością darzyli go też wierni. Na wiadomość, że zamierza przenieść stolicę metropolii do Lwowa, mieszkańcy miasta bardzo ofiarnie i szczodrze zabrali się do budowy katedry. Jej poświęcenia Jakub dokonał w 1404 r.
Zmarł we Lwowie 20 października 1409 r. Zgodnie z testamentem został pochowany w chórze franciszkańskiego kościoła we Lwowie. Przez całe życie był tak ubogi, że w testamencie poza szatami liturgicznymi nie miał dosłownie nic do rozdania. Zostawił po sobie ponad 20 dokumentów. Mówią o nim także źródła postronne. W swej pobożności miał szczególną cześć dla Najświętszego Sakramentu. Zarządził, aby wieczna lampka paliła się przed tabernakulum, co nie było jeszcze wówczas w Kościele stałym zwyczajem. Dominikańskiemu kościołowi Bożego Ciała we Lwowie nadał odpusty, aby zachęcić lud do licznego udziału w adoracji i wystawieniu w monstrancji, jakie wtedy zaczęło wchodzić w zwyczaj.
Zaraz po śmierci zaczęto oddawać mu cześć. Kronikarz napisał o nim taką pochwałę: “Był to mąż wielkiej cnoty, sławny pobożnością, i życia prostego, mogący być wzorem i przykładem dla innych”. W latach późniejszych jednak cześć jego zupełnie zanikła – tak dalece, że nie wiedziano nawet, gdzie znajduje się jego grób. Znaleziono go dopiero przypadkowo 29 listopada 1619 r. Pod wpływem wciąż rosnącego nabożeństwa i wielu łask, jakie działy się za jego przyczyną, w roku 1777 rozpoczęto kanoniczny proces. 11 września 1790 r. papież Pius VI zatwierdził jego kult i pozwolił obchodzić jego święto. Na prośbę metropolity papież św. Pius X ogłosił bł. Jakuba wraz z Matką Bożą Królową Polski współpatronem archidiecezji lwowskiej. Został on też obrany patronem polskiej prowincji franciszkańskiej. Relikwie bł. Jakuba, spoczywające w kaplicy Chrystusa Ukrzyżowanego w katedrze lwowskiej, po ostatniej wojnie przeniesiono do katedry tarnowskiej, a w 1966 r. przewieziono do Lubaczowa. 5 grudnia 2009 r., po blisko 65 latach, relikwie patrona archidiecezji lwowskiej, bł. Jakuba Strzemię, powróciły do katedry rzymskokatolickiej Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny we Lwowie. Uroczystościom przeniesienia i wprowadzenia relikwii do katedry przewodniczył metropolita lwowski, abp Mieczysław Mokrzycki.

W ikonografii bł. Jakub przedstawiany jest w stroju biskupa. Jego atrybut to pieczęć herbowa z wizerunkiem Matki Bożej.

http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/10-21a.php3

Litania do bł. Jakuba Strzemię

Kyrie Eleison, Christe eleison, Kyrie eleison.
Chryste usłysz nas, Chryste wysłuchaj nas.
Ojcze z nieba Boże, zmiłuj się nad nami.
Synu odkupicielu świata Boże, zmiłuj się nad nami.
Duchu Święty Boże, zmiłuj się nad nami.
Święta Trójco Jedyny Boże, zmiłuj się nad nami.
Święta Maryjo, módl się za nami.
Bł. Jakubie, arcybiskupie i wyznawco, módl się za nami.
Bł. Jakubie, gorliwy czcicielu Najświętszego Sakramentu
Bł. Jakubie, czcicielu Maryi Panny
Bł. Jakubie, jaśniejący żywą wiarą
Bł. Jakubie, w zakonie cnotami jaśniejący
Bł. Jakubie, łaską Ducha Świętego obdarzony
Bł. Jakubie, wzorze głębokiej pokory
Bł. Jakubie, miłośniku rad ewangelicznych
Bł. Jakubie, niestrudzony misjonarzu
Bł. Jakubie, dźwigający upadłych
Bł. Jakubie, ozdobo naszego kraju
Bł. Jakubie, miłośniku zgody i wzajemnego pokoju
Bł. Jakubie, opiekunie ubogich i sierot
Bł. Jakubie, umocniony wielką nadzieją
Bł. Jakubie, pałający miłością Boga i bliźniego
Bł. Jakubie, roztropny w działaniu
Bł. Jakubie, sprawiedliwy w rządzeniu
Bł. Jakubie, mężny w trudnościach i przeciwnościach życia
Bł. Jakubie, wierny synu Kościoła
Bł. Jakubie, wielki Arcypasterzu Lwowa
Bł. Jakubie, niestrudzony głosicielu Ewangelii
Bł. Jakubie, nauczycielu niewiernych
Bł. Jakubie, przyjacielu dzieci
Bł. Jakubie, który opuściłeś wszystko, by iść za Chrystusem
Bł. Jakubie, który byłeś posłany, jak owca między wilki
Bł. Jakubie, który byłeś w nienawiści dla imienia Chrystusowego
Bł. Jakubie, który byłeś postawiony jako stróż w winnicy Pańskiej
Bł. Jakubie, który nauczałeś w duchu cichości
Bł. Jakubie, który przez skromność, gorliwość i świątobliwość ozdobiłeś urząd biskupi
Bł. Jakubie, który ku sprawiedliwości przyprowadziłeś wielu
Bł. Jakubie, który świecisz jako przykład utwierdzenia w Prawdzie
Bł. Jakubie, który byłeś miłosierny dla bliźnich
Bł. Jakubie, który zbawienie otrzymałeś
Bł. Jakubie, który zasłużyłeś na królestwo niebieskie
Bł. Jakubie, który czcicieli swoich cudami wspomagasz
Bł. Jakubie, sługo wierny i roztropny
Bł. Jakubie, szafarzu tajemnic Bożych
Bł. Jakubie, patronie naszej ojczyzny
Bł. Jakubie, ozdobo Zakonu Franciszkańskiego
Abyśmy Boga kochali nad wszystko, uproś nam u Boga
Abyśmy byli wiernymi dziećmi Kościoła
Abyśmy byli gorliwymi czcicielami Najświętszego Sakramentu
Abyśmy byli wiernymi czcicielami Maryi Panny
Abyśmy stale ciebie wzywali i naśladowali
Abyśmy z tobą w niebie królowali
Abyśmy za twoją przyczyną łask i cudów doznawali
Bądź nam miłościw, przepuść nam Panie!
Bądź nam miłościw, wysłuchaj nas Panie!
Od zła wszelkiego, wybaw nas Panie!
Od sideł szatańskich
Od wiecznej śmierci
Przez przyczynę bł. Jakuba
My grzeszni Ciebie Boga prosimy, wysłuchaj nas Panie!
Abyś nas zachował w czystości wiary
Abyś wszystkim uciekającym się do bł. Jakuba użyczył zdrowia duszy i ciała
Abyś wszystkim uciekającym się do bł. Jakuba użyczył swej łaski
Abyś dał nam bł. Jakuba za stróża na wszystkich drogach życia
Abyśmy zawsze, jak bł. Jakub, pełnili Twoją wolę
Abyśmy za jego przykładem nie pokładali ufności w bogactwach tego świata
Abyśmy, jak bł. Jakub, przyoblekli się w miłosierdzie, dobroć, pokorę, cichość i cierpliwość
Abyś wysłuchał nasze prośby, które zanosimy za jego przyczyną
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata- przepuść nam Panie!
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata- wysłuchaj nas Panie!
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata- zmiłuj się nad nami!

K:
Módl się za nami bł. Jakubie.
W: Abyśmy się stali godnymi obietnic Chrystusowych.

K: Módlmy się. Boże, który w bł. Jakubie, Wyznawcy Twoim i Biskupie; odnowiłeś ducha Apostolskiego, spraw prosimy, abyśmy przez jego zasługi i przyczynę, naśladowali jego czyny i wierzyli w to, czego nauczał. Przez Chrystusa Pana naszego.
K: Amen

 

 

“Jakubowe” nowinki
„Grób to więc chwalebny. A jeśli tak, to czemu dokoła niego tak cicho? Czemu dziś tak cicho o łaskach za przyczyną bł. Jakuba? Nie naszego Błogosławionego w tym wina. Nie ustała ani dobroć Jego, nie ustała też moc Jego u Pana Boga. On wciąż jednakowo u Boga potężny, wciąż mocen być dobrym przewodnikiem łask Bożych. Wina jest po naszej stronie. Zmalały modlitwy nasze do bł. Jakuba, stąd On, nie może nam pomagać, przynajmniej w tym stopniu jak tego pragnie. „Nie odbieracie dlatego- mówi apostoł- iż nie prosicie…Albo jeśli prosicie, a nie bierzecie, to dlatego, że źle prosicie.”

http://semkrak.nazwa.pl/jakub/index.php?view=article&catid=42%3Anaboestwa&id=68%3Alitania-do-b-jakuba-strzemi&option=com_content&Itemid=66

**********

Modlitwy różne do bł. Jakuba Strzemię

Różaniec
2 Modlitwa do bł. Jakuba Strzemię w intencji dzieci
3 Modlitwa do bł. Jakuba Strzemię w intencji osób zranionych w relacjach uczuciowych
4 Modlitwa do bł. Jakuba strzemię o dobrych i śwętych biskupów
5 Droga Światła z bł. Jakubem Strzemię
6 Droga Krzyżowa z bł. Jakubem Strzemię
7 Modlitwa do bł. Jakuba Strzemię o miłość i cześć do Najświętszej Maryi Panny
8 Modlitwa o uproszenie łask za przyczyną bł. Jakuba
9 Modlitwa o kanonizację bł. Jakuba Strzemię
10 Dodatkowe wezwania do próśb modlitwy brewiarzowej – Nieszpory
11 Dodatkowe wezwania do próśb modlitwy brewiarzowej – Jutrznia
12 Południowa adoracja Najświętszego Sakramentu

http://semkrak.nazwa.pl/jakub/index.php?view=category&id=48%3Amodlitwy-rone&option=com_content&Itemid=62

**********

Różaniec

TAJEMNICE RADOSNE

  

1. Zwiastowanie Najświętszej Maryi Pannie

          Miriam z Nazaretu z wiarą i ufnością odpowiedziała aniołowi: „Niech mi się stanie według słowa Twego”. Dzięki temu przyzwoleniu, Bóg stał się człowiekiem, rozpoczęło się wielkie Boże dzieło we wszechświecie.

Każdego z nas Matka Boża zadziwia, ale i uczy wskazując, że Bóg chce zawsze dobra dla swoich dzieci. W każdym swoim dziele może posługiwać się sposobami, które często nie mieszczą się w ogólnie i powszechnie przyjętych normach i zasadach- Bóg jest ponad wszystkim.

Bł. Jakub Strzemię odpowiadał Bogu na Jego wezwania jako zakonnik, misjonarz i arcybiskup. Jako ubogi duchowy syn św. Franciszka miał do zaoferowania swoje ręce, nogi, usta, ale przede wszystkim serce płonące gorącą miłością do Boga i ludzi.

 

2. Nawiedzenie św. Elżbiety

Matka Boża otrzymała największy skarb- Boga samego. Wraz z chęcią pomocy Elżbiecie, zaniosła Jezusa swojej krewnej, która przyjęła ten dar z wielką radością, rozpoznając w Maryi Matkę Pana.

Za każdym razem, kiedy dzielimy się z kimś jakimś dobrem materialnym lub duchowym, niesiemy ludziom Boga. On sam wtedy wlewa w ludzkie serca pokój, ukojenie i radość.

Bł. Jakub Strzemię przemierzając swoją archidiecezję czynił wiele dobra znękanym, niewierzącym, grzesznym. Dla ubogich, potrzebujących i chorych ufundował szpital i przytułek, wiedział, bowiem, że kiedy człowiek dzieli się i czyni dobro, niesie samego Boga między ludzi.

 

3. Narodzenie Pana Jezusa

        Pan Jezus przyszedł na świat w ubogiej stajni, pod osłoną nocy, z dala od miejskiego gwaru. Przyjściu temu towarzyszyły cudowne znaki: zjawienie się aniołów, niebiańskie śpiewy, gwiazda, pasterze, Mędrcy.

Każdy z nas może stać się świadkiem, że Pan Jezus przyszedł na świat, że jest Mesjaszem, Bogiem-Człowiekiem, że czyni cuda, że przyszedł dla naszego zbawienia.

Bł. Jakub Strzemię słowami i życiem głosił i świadczył, że Bóg ukochał człowieka, i że przyszedł w ludzkim ciele, by jeszcze bardziej wynieść człowieczeństwo ponad inne stworzenia.

 

4. Ofiarowanie Pana Jezusa w świątyni

          Pan Jezus po swoim narodzeniu został przedstawiony Bogu w świątyni. Dokonało się to w atmosferze prorockich uniesień Symeona i Anny, którzy jawnie mówili zebranym o przyjściu Mesjasza.

Każdy z nas został przez chrzest oddany Bogu, każdy z nas także winien być prorokiem ogłaszającym dobroć i wielkość Boga sprawiającego cuda.

Bł. Jakub Strzemię ofiarowując Bogu swoje życie, służąc ludziom, uczył zasad wiary; stawał się prorokiem głoszącym wielkie dzieła Boga, w których uczestniczy każdy człowiek.

5. Znalezienie Pana Jezusa w świątyni

      Matka Boża wraz z Józefem musieli czuć wielką bezradność wobec słów, jakie usłyszeli z ust młodego Pana Jezusa: „Czemuście mnie szukali…”.

Każdemu z nas w tym wydarzeniu zostało ukazane, gdzie możemy znaleźć Jezusa z Jego miłością i mądrością, których chce nam udzielać.

Bł. Jakub Strzemię zawsze wiernie zachowywał i spełniał postanowienia Kościoła, pokazując tym samym swoim owcom gdzie każdy człowiek może spotkać Boga.

 

TAJEMNICE ŚWIATŁA

 

1. Chrzest Pana Jezusa w Jordanie

Pan Jezus, kiedy przyjął chrzest z rąk św. Jana, zstąpił Duch Święty. Wydarzenie chrztu św. było rozpoczęciem publicznej działalności Pana.

Każdy z nas dostąpił łaski chrztu św., który zmazał grzech pierworodny, włączył nas we wspólnotę Kościoła i otworzył nas na zstąpienie Ducha Świętego- rozpoczął w nas nowe, Boże życie. Zawsze ilekroć chcemy rozpocząć jakieś Boże dzieło, musimy prosić o łaskę Ducha Świętego, by ożywiał, uświęcał i rozpoczynał swoją działalność w nas.

Bł. Jakub Strzemię mając świadomość łaski chrztu świętego, nie tylko często Go wzywał, ale pomagał wiernie wypełniać Jego pouczenia nauczając i przypominając zasad i prawd wiary. Dużą część swojej uwagi w tym względzie poświęcał dzieciom, które są pierwocinami życia Kościoła i świata.

 

2. Wesele w Kanie Galilejskiej

         Podczas weselnej wrzawy, pląsów i tańców oraz cichego zamieszania, które spowodował brak wina, Maryja z matczyną miłością mówi: „Zróbcie wszystko cokolwiek powie wam mój Syn”.

Każdy z nas często zastanawia się, w jaki sposób bezgranicznie zaufać Chrystusowi. Sam Bóg daje nam odpowiedź poprzez różne wydarzenia, przez ludzi, których stawia na naszej drodze oraz w przykładzie życia świętych, którzy żyli i żyją pośród nas.

Bł. Jakub Strzemię swoim życiem wskazuje, że człowiek chcąc szerzyć dobro i żyć w pokoju, musi kiedyś w końcu zaufać Bogu i poprosić o Jego łaskę w każdej, nawet najbardziej beznadziejnej sytuacji życiowej. Jeżeli bowiem będzie taka wola Boża, każda woda naszego życia może zostać przemieniona w najszlachetniejsze wino.

 

3. Głoszenie Królestwa Bożego

Sam Pan Jezus wysłał swoich uczniów na cały świat, by głosili Dobrą Nowinę, że dla każdego człowieka jest szansa na zanurzenie się w łasce Bożego Miłosierdzia, że nie wszystko stracone.

Każdy z nas jest wezwany do głoszenia Ewangelii miłości i pokoju. Winno to dokonywać się także wtedy, gdy prawdy głoszone nie są modne i nie mieszczą się w kanonach panujących mód i stereotypów.

Bł. Jakub Strzemię na serio potraktował to posłanie Jezusa. Swoim życiem udowodnił, że głoszenie Bożego Królestwa, to nie tylko słowa, ale konkretne czyny, to gorliwość o sprawy duchowe i zapobiegliwość w sprawach doczesnych wszystkich ludzi.

 

4. Przemienienie Pana Jezusa na Górze Tabor

Ci, którzy poszli za Panem Jezusem, usłyszeli głos z nieba, że On jest umiłowanym Synem Ojca, otrzymali także nakaz, by we wszystkim słuchać słów Chrystusa.

Każdy z nas, idąc za Chrystusem, winien przemieniać się Jego mocą, by kiedyś razem z Nim królować w niebie. Każdemu z nas najbardziej powinno zależeć na własnym uświęceniu. Będzie się to działo tylko wtedy, gdy będziemy słuchać słów Jezusa oraz naśladować Jego życie i czyny.

Bł. Jakub Strzemię każdego dnia przemieniał się dzięki przebywaniu w łączności z Jezusem poprzez modlitwę i sakramenty. Wiedział, bowiem, że własne uświęcenie ma wielki wpływ na uświęcanie się innych ludzi, do których był posłany.

 

5. Ustanowienie Eucharystii

Pan Jezus, kiedy przemienił chleb i wino w swoje Ciało i Krew, powiedział, że należy to czynić na Jego pamiątkę, abyśmy mieli posiłek na życie wieczne- On chce zawsze z nami być.

Każdy z nas ma przystęp do Stołu Pańskiego. Jesteśmy zaproszeni do uwielbiania, czczenia i przyjmowania Eucharystii, gdyż Jezus chce być obecny w naszym życiu, ale i w naszych sercach.

Bł. Jakub Strzemię naśladował Pana Jezusa na różny sposób, najdoskonalej czynił to poprzez Eucharystię, udzielając Ją wiernym. Wiedział też, że uświęcanie się i przemiana człowieka dokonuje się także poprzez wpatrywanie się w Pana, dlatego wystawiał Go w monstrancji i niósł między ludzi podczas specjalnych procesji.

 

 

TAJEMNICE BOLESNE

 

1. Modlitwa Pana Jezusa w Ogrójcu

         Pan Jezus w tym trudnym dla Niego czasie zanosił swoje pokorne modlitwy do swego Ojca. Mimo cierpienia prosił, aby spełniła się wola Ojca a nie Jego.

Każdy z nas w ciężkich i cierpiętliwych chwilach swojego życia modli się do Boga i prosi, by pomagał swoją miłosierną łaską.

Bł. Jakub Strzemię znał moc modlitwy. Wielokrotnie swoim przykładem i pasterskimi postanowieniami zachęcał wiernych do rozmowy z Bogiem, prosząc o laski potrzebne do codziennego życia.

 

2. Biczowanie Pana Jezusa

         Pan Jezus został odrzucony przez swój naród, często przez tych, którym pomagał, którzy Go znali. Przywiązano Go do słupa i biczowano. Niesprawiedliwe oskarżenia i niesprawiedliwa kara za sprawiedliwe słowa, czyny i życie.

Każdy z nas bywa czasem niesłusznie oskarżony i skazany. Bywa też, że to my kogoś niesłusznie oskarżamy i skazujemy na niesprawiedliwą karę swoim językiem i czynami.

Bł. Jakub Strzemię, po wielkiej radości biskupiej konsekracji, został odrzucony przez swoje owce chcąc wejść do biskupiego miasta Halicza- został tam nawet obrzucony kamieniami.

 

3. Pan Jezus cierniem ukoronowany

Pan Jezus okrutnie cierpiał, kiedy na Jego głowę włożono upleciony z cierni wieniec. Jak bardzo musiały boleć Go także drwiny i szyderstwo żołnierzy.

Są takie chwile w naszym życiu, kiedy każdemu z nas ktoś wkłada taką koronę z cierni na głowę. Bijemy się często wtedy z cierpiętliwymi myślami, które niejednokrotnie doprowadzają do fizycznego bólu głowy.

Bł. Jakub Strzemię jest patronem cierpiących na bóle głowy. Jego arcybiskupią mitrą dotykano bolących głów i dolegliwości mijały. Dał Błogosławiony dowód na to, że zawsze trzeba ufać Bożej Opatrzności, aby nas w życiu głowa o nic nie bolała.

 

4. Droga Krzyżowa

         Pan Jezus dźwigając swój krzyż i przeżywając niewyobrażalne cierpienia, pokazał nam jak bardzo nas kocha. Jak być dobrym pasterzem, który oddaje swoje życie za owce.

Każdy z nas chcąc uświęcić się ma zaprzeć się siebie samego i codziennie dźwigać swój krzyż, ucząc się od Pana Jezusa miłości do Boga i ludzi.

Bł. Jakub Strzemię od samego Jezusa uczył się być dobrym pasterzem, który kierując się pasterska gorliwością, oddaje życie swoje za owce mu powierzone.

 

5. Pan Jezus na krzyżu umiera

Pan Jezus jeszcze w ostatnich chwilach swojego życia dał dowód wielkiej miłości do człowieka. Powiedział nam, że Jego Matka, od tej chwili, jest Matką każdego z nas.

Jest tak w naszym życiu, że często zapominamy o tych słowach Pana: „Oto Matka twoja”, trwając w przepaści rozpaczy i samotności. Tymczasem Maryja zawsze trwa pod naszym krzyżem do końca, chcąc ulżyć naszemu cierpieniu.

Bł. Jakub Strzemię pamiętał o Matczynej opiece Maryi, dlatego w ciemnych chwilach swojego życia wołał: „Okaż mi się Matką”, i na nowo Bóg potwierdził swój Testament z Krzyża mówiąc Błogosławionemu, który ujrzał Święte Postacie: „Masz Matkę i Syna”

 

TAJEMNICE CHWALEBNE

 

1. Zmartwychwstanie Pana Jezusa

Pan Jezus według swojej zapowiedzi ZMARTWYCHWSTAŁ. Ukazując się swoim uczniom potwierdzał prawdziwość tego cudu oraz swojego posłannictwa miłości i pokoju.

Każdy z nas, poprzez spotkanie ze Zmartwychwstałym, winien szukać duchowych i materialnych potwierdzeń swojej wiary, którą w ten sposób zgłębia się i utwierdza.

Bł. Jakub Strzemię poprzez studia teologiczne i głęboką kontemplację prawd wiary otwierał swoje serce na dary Boże, które później był w stanie nieść innym jako misjonarz i biskup.

 

2. Wniebowstąpienie Pana Jezusa

Pan Jezus przed swoim wejściem do nieba dał nakaz Apostołom, aby poszli na świat głosząc Dobrą Nowinę udzielając chrztu świętego.

Każdy z nas jest apostołem w swoim środowisku, w którym winien świadczyć o Jezusie i Jego Ewangelii słowem i czynem.

Bł. Jakub Strzemię będąc zakonnikiem odkrył powołanie misyjne. Odpowiadając na Boże wezwanie gorliwie głosił Słowo Boże, udzielając sakramentów włączając ludzi do wspólnoty Kościoła.

 

3. Zesłanie Ducha Świętego

Pan Jezus zapowiedział Apostołom, że ześle im Pocieszyciela. Stało się tak, kiedy zgromadzili się wraz z Maryją i trwali jednomyślnie na modlitwie.

Każdy z nas przeżywa taki Wieczernik, kiedy otrzymuje Ducha Świętego. Dzieje się to w sakramencie bierzmowania.

Bł. Jakub Strzemię wierny natchnieniom Ducha Świętego dbał o dobra duchowe swoich owiec, ale nie zaniedbywał ich potrzeb doczesnych.

 

4. Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny

Pan Jezus przyjął do nieba swoją Matkę z duszą i ciałem, chcąc pokazać jak bardzo wywyższa człowieka, który w sposób doskonały pełni Jego wolę.

Każdy z nas winien dążyć do doskonałej wielkości w wypełnianiu woli Bożej, aby uświęcić siebie i wejść do nieba.

Bł. Jakub Strzemię dzięki czynom swego życia zyskał sobie miano świątobliwego, co potwierdziły cuda, jakie działy się przez jego wstawiennictwo u Boga.

 

5. Ukoronowanie Matki Bożej na Królowa nieba i ziemi

Pan Jezus, jak wierzymy, uczynił swoją Matkę Królową nieba i ziemi.

Każdy z nas doświadcza Jej królowania w naszej Ojczyźnie, ale i każdy z nas winien uczynić Ją Królową swego serca i swego życia.

Bł. Jakub Strzemię często zwracał się do Maryi o Jej wstawiennictwo i łaskę pokoju. Jego świątobliwe życie ozdobione miłością do Maryi, zostało ukoronowane ogłoszeniem go Błogosławionym.

 

 

“Jakubowe” nowinki
„Ze Stolicą Apostolską Jakub całe życie pozostawał w najściślejszej jedności. Wiedział on i czuł głęboko, że łączność z Rzymem jest łącznością z Bogiem, wierność Rzymowi, wiernością Chrystusowi, posłuszeństwo Rzymowi, posłuszeństwo samemu Bogu. Za szczęście największe sobie poczytywał, że jest synem i kapłanem św. Kościoła katolickiego; wierzył całą duszą w ten Kościół, wierzył Kościołowi, wierzył z Kościołem, wszystkie nadzieje pokładał w tym Kościele, kochał ten Kościół… dlań co dzień targał z radością swoje siły i życie.”

http://semkrak.nazwa.pl/jakub/index.php?view=article&catid=48%3Amodlitwy-rone&id=169%3Aroaniec&option=com_content&Itemid=62

***********

Modlitwa do bł. Jakuba Strzemię w intencji osób zranionych w relacjach uczuciowych

Bł. Jakubie Strzemię, przychodzę do Ciebie i mimo braków w wierze, w tej trudnej chwili, pragnę prosić o Twoją opiekę i pomoc. Wzywam twojego przemożnego wstawiennictwa i proszę, byś wyprosił mi łaskę uzdrowienia mojego serca i uczuć, które zostały zranione. Wzywając imienia Chrystusa Jezusa proszę o dar uwolnienia mnie ze zniewalających mocy relacji względem osoby, która tak bardzo zraniła moje uczucia, jakie do niej żywiłem. Bł. Jakubie, ty okazywałeś się aniołem pokoju pośród niespokojnych relacji międzyludzkich, proszę, wypraszaj mi łaskę wolności i pokoju serca oraz uzdrowienia uczuć, abym  mógł z kimś innym budować swoją przyszłość w miłości i wolności dziecka Bożego. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.

http://semkrak.nazwa.pl/jakub/index.php?view=article&catid=48%3Amodlitwy-rone&id=160%3Amodlitwa-do-b-jakuba-strzemi-w-intencji-osob-zranionych-w-relacjach-uczuciowych-&option=com_content&Itemid=62

*************

Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Reims, we Francji – św. Celiny. Była matką biskupa Remigiusza, który w historii Franków zapisał się złotymi głoskami. Zmarła po roku 458.

oraz:

świętych żołnierzy-męczenników: Dasjusza, Zotyka i Kajusa (+ IV w.); św. Hilariona, opata (+ ok. 317); św. Malchusa, mnicha (+ IV w.); bł. Piotra Capucci z Tiferno, zakonnika (+ 1445)

http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/10-21a.php3

**********************************************************************************************************************

TO WARTO PRZECZYTAĆ

“Na Synodzie ścierają się dwie odmienne teologie”

KAI / slo

(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)

Ścierają się dwie odmienne teologie: bardziej egzystencjalna i metafizyczna – powiedział prał. Duarte da Cunha, ekspert XIV Zwyczajnego Zgromadzenia Ogólnego Synodu Biskupów nt. rodziny, jakie w dniach 4-25 października trwa w Watykanie.

 

Portugalski duchowny, który na co dzień jest sekretarzem generalnym Rady Konferencji Biskupich Europy (CCEE), wyjaśnił, że uczestnicy Synodu dyskutują nad ostatnimi kwestiami i wkrótce powstanie dokument końcowy zgromadzenia, dzięki któremu poznamy, jakie są owoce obrad. – Widziałem i słyszałem, że ich dyskusje są poważne, a zarazem braterskie. Dostrzegam też różnice w ich podejściu, perspektywie, formacji teologicznej i duszpasterskiej. Ale w dialogu jest to bogactwem, choć dialog w gronie 270 osób nie zawsze jest łatwy i niektóre kwestie muszą jeszcze dojrzeć – przyznał ks. Cunha.

Wyraził przy tym nadzieję, iż wszyscy ojcowie synodalni mają poczucie, że stoją przed obliczem Boga. – Czasem ogarnia nas pokusa podobania się światu. Byłoby czymś strasznym, gdybyśmy robili coś tylko po to, by zadowolić ludzi. Musimy robić to, co zadowoli Boga. Nie dlatego, żeby ludzie nie byli zadowoleni, ale dlatego, że wtedy będą oni bardziej zadowoleni, choć może nie od razu – wskazał portugalski duchowny. Dodał, że wezwanie Jezusa do niesienia swego krzyża nie jest łatwe do podjęcia, ale “jest to droga świętości i prawdziwej radości”.

Odnosząc się do synodalnych dyskusji nt. osób, które po rozwodzie zawarły nowe związki cywilne wskazał, że w Europie jest bardzo dużo osób w takiej sytuacji. Stanowi to prawdziwy problem duszpasterski. Istniał od zresztą od początku Kościoła, przez całe jego dzieje i będzie istniał do końca świata. Uczestnicy Synodu szukają więc rozwiązań dla tej grupy wiernych.

– Bóg wzywa ludzi do całkowitej wierności, a ludzie nie są do niej zdolni i czasem upadają. Kiedy upadają i próbują powstać, czasem zapominają o Bogu i liczą na własne siły. Ponieważ jest to sytuacja bardzo obecna w naszych parafiach i diecezjach, nie można jej nie brać pod uwagę – przekonywał sekretarz generalny CCEE.

Jego zdaniem uczestnicy Synodu stanęli przed wieloma pytaniami. Czy udzielanie – lub przekonanie, że nie byłoby rozsądne udzielanie – Komunii św. tym, którzy nie są w prawdziwym małżeństwie i znajdują się w sytuacji nieuporządkowanej w stosunku do tego, czego uczył Jezus, jest problemem teologicznym? Czy nierozerwalność małżeństwa jest tylko kwestią dyscyplinarną, czy też faktem dogmatycznym? Bo jeśli Bóg jest autorem tego faktu dogmatycznego, to nie Kościół podejmuje tu decyzje. Czy wierność małżeńska i nierozerwalność małżeństwa są wymagane do przyjmowana Komunii św.? Bo jeśli nie, to Komunii można udzielać grzesznikom nie znajdującym się na drodze nawrócenia, tylko idącym własną drogą. A wtedy trzeba by jej udzielać po prostu wszystkim – bo wszyscy jesteśmy słabi, wszyscy jesteśmy w pewnym sensie chorzy, choć chcemy iść drogą Bożą.

– Dają tu o sobie znać dwie odmienne teologie: jedna bardziej egzystencjalna, która bierze pod uwagę socjologię, i druga bardziej metafizyczna, która bierze pod uwagę rzeczy takie, jakie są. Tworzy to napięcia w dyskusjach ojców synodalnych – wskazał prał. Cunha.

Pytany przez KAI o swą rolę synodalnego eksperta, wyjaśnił, że zajmuje się m.in. robieniem streszczeń wystąpień w auli synodalnej, które są przekazywane uczestnikom dyskusji w małych grupach językowych. Dodał, że są też i tacy eksperci, którzy pomagają przy redagowaniu dokumentu końcowego tego zgromadzenia Synodu.

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,23882,na-synodzie-scieraja-sie-dwie-odmienne-teologie.html

*********

 

ks. Tadeusz Guz

Czym jest wszechwiedza Boga?

Kwartalnik Homo Dei

Ja jestem Prawdą
W Księdze Mądrości Syracha czytamy: Tylko jeden jest mądry […], tylko sam Pan […]. Wszystka mądrość od Pana pochodzi i jest z Nim przez wieki (Syr 1,8.1). Zdumiewający jest fakt, że Sokrates w świetle swojego naturalnego rozumu powiedział prawie to samo, co obdarzony łaską Boga mędrzec Syrach: że to, co Boskie, jest piękne, mądre, dobre i temu podobne (Platon, Fajdros, 246d-e) oraz że rozum Boski karmi się niewymieszanym intelektem i nauką, co jest, analogicznie, charakterystyczne także dla każdej ludzkiej duszy (tamże, 247d). Jest tak, ponieważ Bóg jest absolutną tożsamością Prawdy i Jego wiecznego życia, a zatem jest odwieczną Mądrością, natomiast nasz ludzki rozum powołany jest przede wszystkim do przyjęcia tego, do radości z oglądania prawdziwego Bytu Boskiego oraz do karmienia się tym oglądaniem Prawdy (tamże, 247d). Poprzez to, mówi dalej Sokrates, dusza […] zagłębia się we wnętrzu Nieba i powraca z powrotem do domu, gdyż w swoim ziemskim życiu ta miłująca prawdę dusza najwspanialej szła za Bogiem i naśladowała Go (tamże, 247e-248a).
Zarówno według Biblii, jak i w wielkiej myśli filozoficznej Bóg nie zdobywa wiedzy, lecz będąc wieczny, jest Prawdą nie mającą tak jak sam rozum Boski ani początku, ani końca, dlatego Arystoteles mówi o Bogu jako najdoskonalszym życiu, które wiecznie kontempluje swoją prawdę (Arystoteles, Metafizyka, ks. XII). Św. Tomasz z Akwinu stwierdza, że w Bogu istnieje wiedza, i to w najdoskonalszej postaci (Sth. I, q. 14, a. 1). Nawet największe cierpienie nie potrafiło świętym mędrcom, np. sprawiedliwemu Hiobowi, przyćmić światła tej Boskiej nauki, że Bóg ma […] rozum (Hb 12,13), który nie nabywa wiedzy jak człowiek, w sensie jakości lub sprawności (Sth. I, q. 14, a. 1), lecz Boski rozum; zarazem wiedza w Bogu ukryta jest Jego samym jestestwem i czystą rzeczywistością (Sth. I, q. 14, a. 1). Stąd mówimy, że Bóg jest Prawdą, co potwierdzają słowa Jezusa z Nazaretu: Ja jestem Prawdą, a nie “poznałem prawdę”, jak każdy szukający jej człowiek.Bez wiecznej Prawdy Boga…
Charakterystyczną misją, powołaniem i sposobem bytowania człowieka Bożego na tym świecie jest wielbienie Boga w Jego wszechwiedzy i mądrości. Chodzi przy tym nie tylko o uświadamianie współczesnemu światu niezwykłej prawdy o absolutnej, wiecznej i świętej wiedzy Boga, ale raczej o kształtowanie na jej fundamencie całego swojego istnienia. Rozum ludzki potrzebuje takiego zdrowego “oddechu dla ducha” jak nasze ciało czystego powietrza. Niestety, różnorodne formy aberracji rozumu ludzkiego, których wyrazem jest odwracanie się od prawdy Boga objawionego w Chrystusie, pojawiają się w różnych współczesnych ideologiach. Bez wiecznej Prawdy Boga rozum ludzki odchodzi od swojego właściwego przeznaczenia: poznania Boskiego Stwórcy i Zbawcy, poznania człowieka i całego stworzenia. Skutkiem tego są relatywistyczne koncepcje prawdy i zobojętnienie na odwieczną Boską prawdę. To z kolei prowadzi do powolnej utraty możliwości poznawczych rozumu, do rezygnacji z dążenia do cennych wartości, a w konsekwencji nierzadko do nihilistycznej rozpaczy – po prostu wręcz do śmierci duchowej w sensie teoriopoznawczym. Nasze polskie, europejskie i światowe elity w większości pogrążone są dzisiaj, podobnie jak za czasów Sokratesa w starożytnej Grecji, w potopie sofistycznego relatywizmu, niszczącego wielkie realne możliwości i perspektywy ludzkiego rozumu.
Trzeba czynić wszystko, by wspierać i ratować chory rozum współczesnego człowieka, stając w służbie rozumu Boga Stwórcy i Odkupiciela, który powołał nas do wiecznego życia. Trzeba wspierać i ratować każdego bez wyjątku, ponieważ każdy jest powołany, by w wieczności mieć udział w oglądzie i chwale samego Absolutu, a tutaj na ziemi stać się, jak uczy Wilhelm z Saint-Thierry, intelektem oświeconej miłości (cyt. w: Lumen fidei 27). Niejednokrotnie trzeba dzisiaj ratować ludzki rozum wbrew niemu samemu właśnie poprzez zwrócenie jego uwagi na istnienie prawdy Boskiej i rozumu Boskiego. Trzeba nieustannie przywoływać prawdę, której uczył m.in. Sokrates, że Boski rozum ma początek i koniec, i centrum wszystkiego tego, co jest, w swoich rękach (Platon, Prawa IV, 715e-716a), a która koresponduje doskonale ze słowem natchnionej przez Boski rozum Księgi Mądrości: W Jego rękach jesteśmy my i nasze słowa (Mdr 1,16). Ta prawda stanowi niezwykłe światło i nadzwyczajną moc dla każdego człowieka poszukującego i broniącego mądrości Pana oraz głoszącego ją. To słowo Boże daje łaskę do pozostania wiernym wobec poznanego Boga i nie pozwala ulec różnym negacjom Boga i Jego prawdy czy pokusie zwątpienia oraz rozgoryczenia. Tego prawdziwi miłośnicy Bożej prawdy, czyli ludzie prawdziwie pobożni, a zatem prawdziwi filozofowie, nie znają, bo to oznaczałoby zgodę na bycie pokonanym przez każdą ideologię, która w istocie hołduje głupocie lub kłamstwu, zaprzeczając rozumowi i jego najdoskonalszej postaci: mądrości i wierze.Odejście od mądrości Bożej 
Warto zadać pytanie, dlaczego nie można pokonać prawdziwego miłośnika Bożego rozumu. Według św. Augustyna dla Boga istnieć to tyle, co być mądrym, natomiast to Augustyńskie bycie mądrym to tyle, co myśleć-poznać (Sth. I, 14, a. 4), stwierdzi Doctor Angelicus w Sumie teologicznej. Skoro Bóg w niebie stale, tzn. Wiecznie, myśli o nas i o świecie, to jak można twierdzić – co uczynili m.in. Marcin Luter, Georg W.F. Hegel czy Martin Heidegger – że Bóg Objawienia chrześcijańskiego nie tylko “zapomniał” o człowieku i świecie, lecz nawet “z zapomnienia” w ogóle stworzył wszystko, co jest? Ten zarzut stał się zresztą przyczyną odrzucenia Boga chrześcijańskiego w Jego katolickiej interpretacji przez dwóch ostatnich filozofów. Zapomnieć może jednak tylko rozum anielski lub ludzki, który odszedł od przyjaźni z odwieczną Mądrością i tym samym zdradził prawdę, do czego Bóg Pisma Świętego ani nie jest w swojej wszechwiedzy zdolny (o ile można użyć tego paradoksalnego w stosunku do Niego sformułowania), ani też nie chce tego czynić w swoim wiecznym myśleniu o człowieku i reszcie stworzenia. Wybitny dogmatyk niemiecki ks. Matthias Joseph Scheeben podkreśla, że wraz z zaprzeczeniem prawdy Boga zostaje również zakwestionowana wszelka pozostała prawda obiektywna, a następnie to fundamentalne kłamstwo, które zaprzecza istnieniu istotnie Bytującego, przemienia wszelkie poznanie nie tylko w niepewne, lecz w kłamstwo i błąd (M.J. Scheeben, Handbuch der katholischen Dogmatik: Gotteslehre oder die Theologie im engeren Sinne, Freiburg i.Br. 1943).
Trudno się dziwić tak masowym odejściom współczesnych ludzi od Boga, jeżeli wbrew naturalnemu rozumowi człowieka, zdolnemu do poznania istnienia Boga jako prawdziwego, ufają oni opartym na protestantyzmie ideologiom: empiryzmu, liberalizmu, materializmu, niemieckiego idealizmu, socjalizmu, komunizmu, nazizmu, ateistycznego i relatywistycznego egzystencjalizmu czy postmodernizmu. Co więcej, to odejście od mądrości Bożej prowadzi dzisiaj do zdrady osoby ludzkiej jako takiej, ponieważ człowiek zapominający o swoim Stwórcy natychmiast ulega “ideologii egoizmu”, która może prowadzić do ludobójstwa, na co XX wiek dostarczył aż nadto wielu dowodów. Ksiądz biskup i profesor filozofii Ignacy Dec zauważa w swoim przemówieniu na Jasnej Górze z 7 sierpnia 2010 roku: Lata 1935-60. W tym czasie rozegrała się nowa tragedia dla Polski, Europy i świata. Została rozpętana II wojna światowa, wywołana przez przywódców dwóch bezbożnych totalitaryzmów – hitlerowskiego i stalinowskiego. Było to wypowiedzenie walki Bogu i człowiekowi. Można było gołym okiem zauważyć, jak nieprzyjaciele Pana Boga stają się nieprzyjaciółmi człowieka (ks. bp Ignacy Dec, Z Maryją, Jasnogórską Matką i Królową Polski, na polskiej ziemi, w: Królowa w nowych szatach, red. J. Pach, Częstochowa 2011, s. 60-61). Jakże potężne przestrzenie samotności aż do samozatracenia zrodził dzisiejszy świat, który zapomniał o swym boskim pochodzeniu – bezpośrednio poprzez świadomy i wolny akt stwórczy Boga – z prawdy Trójosobowego Stwórcy!
Jakże pięknie i mądrze, w przeciwieństwie do antyboskiej i antyludzkiej postawy negatywnego słowa i czynu upadłego ducha świata, brzmią słowa świętego mędrca z Biblii, który obrał Ducha Świętego jako swego przewodnika mądrości: Poznałem wszystkie rzeczy ukryte i jawne, gdyż uczyła mnie mądrość – mistrzyni wszystkiego. Jest w niej duch rozumny i święty, niezwykły, różnorodny, subtelny, nieśmiertelny, przenikliwy, nieskalany, jasny, nienaruszalny, miłujący dobro, bystry, nieskrępowany, dobroczynny, życzliwy dla ludzi, pewny, bezpieczny, beztroski, wszechpotężny, wszystkowiedzący i przenikający wszystkie duchy rozumne, czyste i najsubtelniejsze. Mądrość bowiem jest szybsza od wszelkiego ruchu, przenika wszystko do głębi dzięki [swej] czystości, gdyż jest tchnieniem mocy Bożej i prawdziwym odbiciem majestatu Wszechmocnego (Mdr 7,15.21-25). Dlatego mędrcy rozumu i wiary opowiadają się za tym Bogiem jako miarą wszystkich rzeczy. Według Sokratesa i Platona ci, którzy chcą się stać drogimi takiej istocie Boskiej, powinni stać się rozsądnymi, i jako tacy, podobnymi (Platon, Prawa IV, 716c-d) do samej mądrości Najwyższego. W przeciwieństwie do tych ludzi, po Bożemu mądrych, człowiek niemądry jest niepodobny do Niego, nieprzyjacielski wobec Niego i niesprawiedliwy. Dla mądrych ludzi, lub jak pisze Platon, dla dobrego człowieka najpiękniejszym i najlepszym, i najskuteczniejszym środkiem do życia szczęśliwego i jemu stąd całkiem adekwatnego jest ofiarowanie i stały kontakt z Bogiem poprzez modlitwy, dary poświęceń i wszystkie formy uczczenia Boga (tamże, 716d-e).Czy Najwyższy posiada wszechwiedzę?
Sokrates z Platonem mają rację, gdy twierdzą, iż rozum człowieka potrzebuje jakiejś świętej nauki, której oni sami jeszcze nie znali, bo nie poznali Boga Ojca, Chrystusa Pana i Ducha Świętego. “Rozum katolicki” wprawdzie bazuje na swojej naturze i rozwija takie nauki, jak m.in. filozofia, arytmetyka, geometria, optyka czy muzyka, ale nawet już na tym naturalnym poziomie intelektualnym zauważamy konieczność akceptacji “wiary naturalnej”, gdy optyka posługuje się geometrią, a muzyka arytmetyką. Podobnie ma się rzecz z korzystaniem naturalnego rozumu z nadprzyrodzonej nauki świętej samego Boga w postaci cnoty wiary, wlanej weń jako nadprzyrodzona łaska, by rozszerzać możliwości poznawcze ludzkiego ducha. I tak jak muzyk “wierzy naturalnie” w zasady podane mu przez matematykę, tak też chrześcijanin wierzy w sposób nadprzyrodzony zasadom wiary świętej i objawionej w Jezusie Chrystusie jako Prawdzie, a w ten sposób nauka święta staje się jakby odbiciem tej Boskiej wiedzy, która jest jedną i niezłożoną wiedzą wszechrzeczy (Sth. I, q. 1, a. 3).
Pozostać w Maryi, Matce Zbawiciela i Stolicy Mądrości Bożej, Królowej myślenia chrześcijańskiego, pokornymi sługami Boskiej mądrości i nieustannymi jej głosicielami na tym etapie dziejów myśli jest wielkim wyzwaniem i misją do spełnienia. Dzielić się tą Mądrością wieczną z każdym, zawsze i wszędzie, jak uczyniła to Maryja, przyjmując do swego serca Niepokalanej Dziewicy Syna Ojca Przedwiecznego, to złożyć godne dziecka Bożego świadectwo niebiańskiej Prawdy. Stać się rozmiłowanym w tej Boskiej Mądrości to stać się współczesnym żłóbkiem betlejemskim. Postawa pasterzy z Betlejem inspiruje chrześcijan do stałej czci wobec naszego Pana i Boga oraz ofiarowywania Mu, jak trzej święci królowie ze Wschodu, najcenniejszych skarbów, tj. całkowitego poświęcenia siebie dla planów niebiańskiego Stwórcy – na podobieństwo intelektów św. Ludwika Marii Grignona de Montfort i bł. Jana Pawła II Wielkiego z ich totus Tuus.
Duch ludzki, obdarzony niezmierzonym bogactwem mądrości Praojca dziejów, nie oczekuje jakiejkolwiek pochwały ze strony upadłego “ducha tego świata”, by nie podzielić losu króla Heroda, zakompleksiałego, zastraszonego i ogołoconego przez pychę z boskiego daru rozumu i wiary; czy losu Herodiady, żądnej krwi niewinnego i świętego Jana Chrzciciela, a tym samym żądnej chaosu prawno-moralnego w państwie; czy też losu zarabiających na przysłowiową miskę soczewicy siepaczy świętych młodzianków z Betlejem; czy losu uczonych-sprzedawczyków zrzeszonych w klubach faryzejskiej sofistyki współczesnego świata, w których wycenia się finansowo bezcenną Prawdę i Mądrość, by w końcu zdyskredytować ją i potępić; uczonych, którzy zamiast być sługami ludzi i praw (Platon, Prawa IV, 715c) Boskich, czynią sami siebie miarą dobra i zła. Ich wspólnym błędem jest rozczarowanie i rozgoryczenie ducha z powodu przyjścia majestatu mądrości prawdziwego Pana i niebiańskiego Króla wszechrzeczy w osobie Jezusa z Nazaretu, by odkupić to, co upadłe i grzeszne, czyli podarować swą Boską Mądrość na nowo rozumnemu i wolnemu stworzeniu – człowiekowi. Jak nierozumni pytają, o czym pisze psalmista: Jakże mógłby Bóg wiedzieć? Czy Najwyższy posiada wszechwiedzę? (Ps 73,11), tak nawet najbardziej genialny i uzdolniony duch ludzki zostanie poprzez zerwanie ze Źródłem wiedzy pogrążony w otchłani głupoty oraz poniżony i zrujnowany aż po granicę “samobójstwa bytowego”.On przenika przepaście i serca
Warto tu przywołać cytat z dzieła francuskiego filozofa: Stawiam się w miejsce Boga, by zaprzeczył sobie, by poczuł do siebie wstręt, by odrzucił to, co podejmuje, to, czym jest w nieobecności, w śmierci. Gdy jestem Bogiem, zaprzeczam Mu aż do głębi negacji, jeśli jestem tylko sobą, nie chcę Go znać (G. Bataille, Expérience intérieure, s. 202). Współczesnemu człowiekowi, który nierzadko w ten sposób zaprzecza istnieniu prawdy Boga lub buntuje się przeciwko Niemu, usiłując (nadaremnie zresztą) zająć miejsce Ojca wieczności, potrzebne wydaje się ponowne ożywienie i zainteresowanie, a nawet wręcz katolickie zafascynowanie się rozumem Bożym i prawdą Bożą. Z uwagi na systematyczne negacje prawdy Bóg stał się przestarzałym już przedmiotem poznania ludzkiego, a przecież Arystoteles zawstydza nas dzisiaj, gdy stwierdza, że najmniejsza nawet okruszyna prawdy, jaką możemy zdobyć z poznania rzeczy najważniejszych, cenniejsza jest niż najpewniejsze poznanie rzeczy najniższych (Arystoteles, De animalibus 1,5).
Boska mądrość, która powołała do istnienia czas i przestrzeń, zna je doskonale: Ja od początku ogłaszam przyszłość i od wieków to, co się [jeszcze] nie zdarzyło (Iz 46,10). Także rozum ludzki (już u starożytnych Greków) doszedł do przekonania, że czas z racji swego przemijania nie wyjaśnia sam siebie, lecz koniecznie zakłada istnienie wieczności jako bytu samego z siebie. A ponieważ Grecy nie znali stworzenia dokonanego przez Boga, dlatego uczynili wiecznym świat. Dopiero w myśli ojców Kościoła pojawia się filozoficzno-teologiczne pojęcie stworzenia czasu i świata, a wieczność zostaje przypisana Bogu. Analogicznie jest z rozumieniem przestrzeni, która, jako stworzona przez Boga, też nie może wyjaśnić sama siebie, lecz zakłada istnienie “przestrzeni doskonałej”. Św. Augustyn pisze, że Bożemu Duchowi wszystko, co przeszłe, i wszystko, co przyszłe, jest dobrze znane tak jak pieśń, którą dobrze znam (Augustyn, Wyznania, 12, 31).
Wszechwiedza Boga dotyczy znajomości wszystkich naszych myśli i słów. Mędrzec Syrach pisze: On przenika przepaście i serca i poznaje wszystkie ich zamysły. Bo Najwyższy posiada pełnię wiedzy i widzi znaki wieczności. On ogłasza przeszłość i przyszłość i odsuwa zasłonę rzeczy tajemnych. Nie brak Mu żadnego poznania (Syr 42,18-20). A Księga Mądrości dopowie: Duch Pański napełnił sobą okrąg ziemski, a wszystko ogarniając, wie o [każdym] słowie. Dlatego też nie ukryje się nikt, kto grzeszy słowami (Mdr 1,7-8).
Bóg inspiruje zawsze do dobrego
Wszechwiedza Najwyższego dotyczy także czynów człowieka, bowiem Bóg zna je wszystkie, jak powie psalmista: On ukształtował serce każdego z nich i zważa na wszystkie ich poczynania (Ps 33,15) – i jest to absolutna przedwiedza, tzn. zanim człowiek dokona czegoś, jest to wiadome Bogu. Ale ta przedwiedza Boga nie oznacza predestynacji do danego czynu, tzn. Bóg nie zmusza człowieka ani do czynu dobrego, ani do złego (Augustyn, De libero arbitrio 3,4,10), lecz inspiruje zawsze do czynienia dobra, co wyraził trafnie św. Cyryl z Aleksandrii: Jego przedwiedza nikomu nie przynosi szkody ani też zysku (Rom 8, 30), w sensie zastąpienia człowieka w działaniu, co protestanci zakwestionowali w swojej tezie o predestynacji. Przerzucili oni ostateczną przyczynę grzechu z upadłych aniołów i ludzi na samego Boga Stwórcę i tym samym dokonali “uwiecznienia” zła. To zaś sprzeciwia się zasadniczo zarówno wolności i rozumieniu człowieka, jak i – tym bardziej – wiecznie doskonałemu intelektowi Boga, co Akwinata wyraża pojęciem perfectio Divini intellectus, będącego essentia Dei (Sth I, q. 14, a. 5).
Bóg zna tajemnice serca (Ps 44,22), bowiem Jego rozum przenika nas całkowicie i jest większy aniżeli nasze serce, On wie wszystko (1 J 3,20), ponieważ wiedza Boska (scientia Dei) nie jest, jak wiedza ludzka, jakością czy cnotą, lecz substancją i aktem czystym (substantia et actus purus) (Sth. I, q. 14, a. 1). W człowieku natomiast wiedza istnieje jako habitus czy qualitas, czyli jako przypadłość, a nie jako substancja, ponieważ w osobie ludzkiej zachodzi realna różnica między istnieniem a istotą. Bóg natomiast jest absolutną tożsamością bytu i istoty, czyli istnienia i intelektu. Dlatego scientia Divina jest samą istotą Boga (essentia Dei), a ponieważ w niej jako causa prima (Sth. I, q. 14, a. 5) są idee stworzenia, stąd Boskiemu rozumowi znane są wszystkie myśli, akty sumienia, woli, serca, całego ducha i duszy ludzkiej oraz wszelkie odruchy ciała ludzkiego jeszcze przed ich zaistnieniem. Innymi słowy, scientia Divina nie jest wiedzą “dyskursywną” (Sth. I, q. 14, a. 7), czyli zdobytą na podstawie już istniejącego faktu po dokonaniu odpowiednich aktów rozumowania czy eksperymentu. Ze względu na wieczną tożsamość bytu Boga i Jego myśli odwieczny intelekt Boski, znając doskonale siebie, poznaje właśnie w sobie wszelki byt stworzony – łącznie z bytem czasu, ponieważ także czas jest przez wiecznego Boga w pełni, tj. w jego przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, asolutnie i wiecznie znany.
Również nasze przewinienia (Ps 68,6) są Mu znane, ponieważ jako Duch Święty, jest On całkowicie światłem i ciemności nie ma w Nim (1 J 1,5), jak pisze św. Jan. Św. Bernard z kolei jest przekonany, że Bóg jest okiem, a temu oku nic nie uchodzi, ponieważ ono się nigdy nie zamyka (De consid. 5,4,10). A św. Augustyn mówi, że skoro Bóg ma oko poznania, to ty miej oko wiary. Co On widzi, to wierz w to! (Augustyn, Ps. 36,2,2). Św. Tomasz z Akwinu naucza, że Bóg widzi siebie samego w sobie samym, bo widzi siebie poprzez własną swoją istotę, inne zaś rzeczy widzi nie w nich samych, ale [także] w sobie samym, gdyż Jego istota zawiera w sobie podobizny (idee) wszystkich rzeczy poza Nim istniejących (Sth. I, q. 14, a. 5).
Nasze modlitwy też są Bogu znane wiecznie. Genialny XVIII-wieczny matematyk i znaczący fizyk Leonhard Euler powiada: Jeżeli człowiek kieruje owocnie modlitwę do Boga, to nie trzeba sobie tego tak wyobrażać, jakoby Bóg zdobył tę wiedzę dopiero teraz. Nie, On zna od wieków tę modlitwę i urządził bieg rzeczy wyraźnie na rzecz modlącego się […]. Nie ma żadnej racji, by zaprzeczać, że Bóg uczynił prawdziwe cuda, i także dzisiaj tu i ówdzie je czyni. Człowiek pobożny zatem modli się nie w tym celu, by poinformować Boga o swojej nieznanej Mu jakoby sprawie, lecz kieruje do Niego słowa uwielbienia, dziękczynienia, prośby i zadośćuczynienia, by własny ludzki byt otwierać coraz głębiej i szerzej na realną obecność Pana i na Jego działalność łaski w nas i przez nas. Poprzez modlitwę realizuje się proces dostrojenia ludzkiego ducha do Ducha Bożego oraz ukształtowania ludzkiego bytowania na miarę stwórczego planu Władcy wszechświata.Prawda potrzebuje miłości
Ile prawdy możemy poznać jako ludzie? Warto przywołać pewien obraz z życia wielkiego fizyka i matematyka Izaaka Newtona, który powiedział: Nie wiem wprawdzie, jak przedstawiam się światu, ale sam względem siebie przedstawiam się jako dziecko, które bawi się na brzegu morza i rozwesela się tym, że od czasu do czasu znajduje wygładzony kamień i muszelkę cięższą niż zwykle, podczas gdy przede mną rozpościera się ocean niezbadanej prawdy. W poznaniu prawdy Bożej i prawdy o świecie jesteśmy zawsze zaledwie na samym początku, stąd pokora największych uczonych w historii nauki, którzy, jak np. Andr? Amp?re, zachwycali się wielkością jedynie samego Boskiego Stwórcy. Zachęca nas do tego także bł. Jan Paweł II słowami encykliki Veritatis splendor: Blask prawdy jaśnieje we wszystkich dziełach Stwórcy, w szczególny zaś sposób w człowieku, stworzonym na obraz i podobieństwo Boga (por. Rdz 1,26): prawda oświeca rozum i kształtuje wolność człowieka, który w ten sposób prowadzony jest ku poznaniu i umiłowaniu Pana. Warto w tym kontekście przywołać kilka myśli Romano Guardiniego na temat wiedzy Boga, przenikniętej Jego odwieczną miłością: Ta wiedza ma jasność słońca i stawia wszystko w pełni prawdy bytu. Ta wiedza ma głębię morza, w którym wszystko zanika. I ona ma nieskończone objęcie miłości, w którym się wszystko wyjaśnia (R. Guardini, Gott, 77).
Skoro odwieczna wszechwiedza Boga jest absolutnie tożsama z miłością Trójosobowego Boga, to dla człowieka oznacza, że należy dążyć do przeniknięcia poznanej prawdy miłością wolnej woli, a wszystkie akty miłości tworzyć na gruncie prawdy, czego nauczają papież Benedykt XVI i papież Franciszek w ostatniej, “wspólnej” encyklice Lumen fidei (27): Jeśli miłość potrzebuje prawdy, to także prawda potrzebuje miłości. Nie można rozdzielać miłości i prawdy. Bez miłości prawda staje się zimna, bezosobowa, uciążliwa dla życia konkretnej osoby. Prawda, której szukamy, ta, która nadaje sens naszej drodze, oświeca nas, gdy jesteśmy dotknięci przez miłość. Kto kocha, rozumie, że miłość jest doświadczeniem prawdy, że to ona otwiera nasze oczy, byśmy mogli zobaczyć całą rzeczywistość w nowy sposób, w jedności z kochaną osobą. W tym sensie św. Grzegorz Wielki napisał, że amor ipse notitia est – miłość jest sama poznaniem, niesie z sobą nową logikę (Homiliae in Evangelia, II, 27, 4; PL 76, 1207). To katolickie rozumienie konieczności współdziałania i jedności prawdy i miłości wypływa z nauki o Bogu Objawienia chrześcijańskiego jako Prawdzie i zarazem Miłości.
Pozostać i ciągle na nowo stawać się jako człowiek wspaniałym, światłym, pobożnym, sprawiedliwym oraz prawdziwym i zarazem miłującym sługą Boga w Trójcy Świętej Jedynego, Maryi jako Stolicy Mądrości i Niepokalanej Stolicy Miłości, sługą Kościoła Chrystusowego, naszego polskiego narodu i wszystkich narodów ziemi, sługą człowieka – każdego człowieka jako siostry i brata in Christo, wiernym sługą wielkiej, świętej wszechwiedzy i zarazem najwspanialszej mądrości naszego Stwórcy i Odkupiciela, potwierdzonej w swojej wszechpotędze zwycięskim Krzyżem i Zmartwychwstaniem Jezusa jako Mesjasza w niebie – jest istotą naszej egzystencji i misji chrześcijańskiej w dobie (zresztą niezbędnej) reewangelizacji Starego Kontynentu i świata. Tak oto, na wzór Służebnicy Pańskiej Maryi, ziemski człowiek dosięga na sposób ducha wiecznych “brzegów” prawdy, mądrości i miłości Boga Przenajświętszego, a tym samym dosięga codziennie na nowo wielu “brzegów” ludzkich dusz i serc, by je, jako myśli-idee obecne w odwiecznej Mądrości, wzmocnić i doprowadzić w pielgrzymce rozumu i wiary do życiodajnych i miłujących ramion Niewidzialnego oraz w swojej wszechwiedzy wiecznie istniejącego Pana i Boga. To jest ten dynamizm chrześcijańskiego Roku Wiary: Credo, ut intelligam; intellego, ut credam, o który apelują papieże Benedykt XVI i Franciszek do całej ludzkości, a którego istotą jest wprowadzić nas z ciałem i duszą w dążenie całego stworzenia ku swej pełni w Bogu […], aż nadejdzie ten dzień bez zmierzchu, którym jest sam Chrystus, Boży Syn, nasz Pan! (Lumen fidei 44, 60).
ks. Tadeusz Guz
Homo Dei nr 2/2014
fot. Danfador Dawn

Pixabay (cc)

 http://www.katolik.pl/czym-jest-wszechwiedza-boga-,25123,416,cz.html?s=3
************

 

ks. Zbigniew Kapłański

Narodziny miłości

Droga

Pan Jezus bardzo często w swoim nauczaniu odwoływał się do przyrody, do ziarna, które musi „umrzeć”, by powstało nowe życie, musi „poddać się przemianie”. A potem to nowe życie – słaby kiełek przebija stwardniałą ziemię i rośnie. A drzewo może stać się schronieniem. Ale nie o rośliny tu chodzi. Zbliżające się święta Bożego Narodzenia są doskonałą okazją, by popatrzeć na nieustannie dostępną szansę, okazję wejścia na drogę szczęścia.
Przygotować serce
Pamiętamy przypowieść o ziarnie rzuconym na różne rodzaje podłoża: zdeptane na drodze, zbyt słabe na płytkim gruncie, nieodżywione na suchej i spękanej ziemi, aż wreszcie w glebie gotowej, by „z nią współpracować”. A więc można być nieprzygotowanym na miłość, na współpracę konieczną, by „coś z tego wyszło”.
Zatem jak przygotować glebę swego serca na narodziny Miłości?
Przede wszystkim trzeba być wolnym. Wolnym od lenistwa, od zniechęcenia, od chciwości i nieczystości, od plotkowania i zazdrości, od wszystkiego, co jest złym nawykiem. Czy to jest możliwe? Jeśli nie odbierzemy zadania zbyt perfekcjonistycznie, to można temu zadaniu sprostać – jak uczą moraliści, warunkiem wystarczającym, traktowanym jako start do wolności, jest szczera wola zerwania ze wszystkim, co zniewala. Oczywiście ta szczera wola pociąga za sobą zdecydowany sprzeciw, gdy pojawi się pokusa, uczenie się obojętności wobec złych emocji, radykalizm w powolnym choćby wzrastaniu.
Kolejnym warunkiem, aby móc owocnie przyjąć miłość, jest mądrze pojęta miłość własna – tak, by widzieć swoja prawdziwą wartość w tym, że Pan Bóg nas kocha i przeznaczył do zbawienia, a nie w ziemskiej sławie, popularności, bogactwie czy władzy. Mądrze pojęta miłość własna chętnie korzysta z okazji, by z siebie zażartować (warto pamiętać, że zły duch żartu boi się szczególnie, nawet lekkiego, on chce być traktowany bardzo poważnie).
Z troski o własny rozwój wynika dobre zainteresowanie się drugim człowiekiem: takie spojrzenie na niego, by pomóc mu odkrywać, co w nim jest dobrego, jakie zadania Pan Bóg mu powierza. Traktując ludzi według Bożego zamiaru, szanujemy ich wolność, ale też staramy się być oparciem, gdy to jest potrzebne.
Jak gotową glebę trzeba podtrzymywać w gotowości, tak i serce trzeba ćwiczyć w jego otwartości. Harcerze zdobywają sprawności przez stawianie sobie różnych zadań, każdy, kto chce pomóc Bożej miłości, dba o sprawność i dyspozycyjność, umie czasem rezygnować z drobiazgów, powstrzymać się przed wypowiedzeniem niepotrzebnych słów, a czasami powie coś, co jest potrzebne: pochwali, podziękuje, poprosi o radę.
„Nawożenie” serca
Glebę trzeba wzbogacać, serce też. Nie przypadkiem młodzież jeździła za Janem Pawłem II, oni wiedzieli, że ten sędziwy człowiek chce dla nich dobra, że jest źródłem.
Trzeba szukać wielu źródeł: są nimi sakramenty święte z Eucharystią na czele, jest wpatrywanie się w ludzi stawianych przez Kościół jako wzór: na świętych i błogosławionych. Oparciem dla chrześcijanina jest grupa, wspólnota modlitwy, działalność dobroczynna.
Wiele umocnienia daje też dobra lektura: mam tu na myśli nie tylko Pismo Święte, ale każda książka, każdy artykuł, które podnoszą na duchu, które wskazują drogi rozwoju, podpowiadają rozwiązania różnych problemów, pomagają odróżnić i szerokim łukiem ominąć zło albo „wszystko, co ma choćby pozór zła” (por. 1 Tes 5, 22).
Gotowość na przyjęcie miłości może być coraz większa, podobnie, jak niektóre rodzaje gleby przynosiły aż stukrotny plon. „Żyzność serca” rośnie, gdy ma się stałego spowiednika albo kierownika duchowego, gdy ma się przyjaciół, z którymi można o wielu codziennych i zwyczajnych sprawach podyskutować.
Wtedy jest Boże Narodzenie
Zawsze, ilekroć uśmiechasz się do swojego brata
i wyciągasz do niego ręce,
jest Boże Narodzenie.
Zawsze, kiedy milkniesz, aby wysłuchać,
jest Boże Narodzenie.
Zawsze, kiedy rezygnujesz z zasad,
które jak żelazna obręcz uciskają ludzi
w ich samotności,
jest Boże Narodzenie.
Zawsze, kiedy dajesz odrobinę nadziei „więźniom?,
tym, którzy są przytłoczeni ciężarem fizycznego,
moralnego i duchowego ubóstwa,
jest Boże Narodzenie.
Zawsze, kiedy rozpoznajesz w pokorze,
jak bardzo znikome są twoje możliwości
i jak wielka jest twoja słabość,
jest Boże Narodzenie.
Zawsze, ilekroć pozwolisz by Bóg
pokochał innych przez ciebie,
Zawsze wtedy
jest Boże Narodzenie.
[Bł. Matka Teresa z Kalkuty]
ks. Zbigniew Kapłański
http://www.katolik.pl/narodziny-milosci,24515,416,cz.html
*********
Łukasz Przybyło CMF

Światła na pustyni…

Różaniec

Był rok 2003. Pewnego dnia zostałem poproszony o poprowadzenie rekolekcji dla pustelników w Teksasie. Byłem wtedy młodym kapłanem, wydawało mi się, że będzie to wspaniała przygoda… aż do momentu przekroczenia bramy pustelni.
Na ogromnym obszarze stało kilkanaście domków w odległości ok. 20 min spacerem. Dalej, we wszystkich kierunkach, rozciągały się nieużytki. Miejscem jednoczącym małe pustelnie był niski budynek, w którym mieściła się kaplica, kuchnia i jadalnia. Pustelnicy ­codziennie rano spotykali się na Eucharystii, a w niedziele cieszyli się wspólnym obiadem. Pozostały czas spędzali na modlitwie i pracy w samotności. Tym, co najbardziej mnie zdziwiło, był widok trzech młodych pustelników. Zapytałem jednego z nich: „Czy wiesz, że tu się nic nie wydarzy, że nic nie osiągniesz, że tu powoli umierasz?”. Mężczyzna uśmiechnął się i odpowiedział pogodnie: „Wiem”. Został dla mnie największym i najodważniejszym bohaterem.
Ciche życie z Bogiem
Pustelnicy często kojarzą nam się z odległymi krajami i czasami. Okazuje się, że i dzisiaj nie brakuje młodych ludzi, którzy pragną oddać się cichemu życiu z Bogiem, w surowym ubóstwie i radykalnym posłuszeństwie. Skąd pomysł na takie rozminięcie się z atrakcyjnymi propozycjami świata?
Odpowiedzi możemy szukać u św. Antoniego Wielkiego (ur. ok. 251 r.), znanego pustelnika z Egiptu. Pewnej niedzieli usłyszał słowa: „Jeśli chcesz być ­doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!” (Mt 19, 21). Ponieważ pragnął doskonałości, zrobił dokładnie to, co usłyszał: sprzedał majątek i rozdał go ubogim, a młodszą siostrę, której był opiekunem od śmierci rodziców, oddał pod opiekę pobożnych kobiet. Następnie przez 20 lat uczył się od mądrych starców różnych cnót ewangelicznych. Mieszkał na pustyni, walczył z pokusami i wątpliwościami. Kolejne dwie dekady spędził w całkowitym zamknięciu i samotności. Żył zamurowany w małym pomieszczeniu, a jedzenie podawali mu przez dach życzliwi ludzie. Po tym czasie wierni przyjaciele rozbili mury jego zamknięcia i znaleźli Antoniego „pełnego Boga”, jak napisał św. Atanazy, jego biograf. Odtąd stał się ich ojcem duchowym, a także pośrednikiem wielu uzdrowień i cudów. Pragnienie bliskości jedynie Boga sprawiło, że Antoni uciekł od popularności jeszcze bardziej w głąb pustyni, gdzie do końca życia towarzyszyło mu tylko kilku uczniów.
Życie Ewangelią
Czego uczy nas ten rodzaj konsekracji? Miłość to nie tylko romantyczne obietnice, ale realizacja słów: „Pójdę za tobą nawet na koniec świata. Zostawię wszystko, będziemy tylko my!”. Pustelnicy dążą do tego ideału w niezwykle prosty sposób: ­żyją Ewangelią, wzorując się choćby na św. Janie Chrzcicielu, który wiódł życie na pustyni w wielkiej prostocie. Łacińskie sformułowanie fuga mundi, czyli „ucieczka od świata”, dobrze oddaje pragnienie pustelników.
Oddanie Bogu nie zwalnia z miłości bliźniego
Znanym pustelnikiem jest również św. Pachomiusz (ur. ok. 290 r.). Po nawróceniu i przyjęciu chrztu przez siedem lat przygotowywał się do życia pustelniczego pod kierunkiem starca Palemona. Kiedy ukończył budowę pustelni, ujrzał anioła, który powiedział, że wolą Bożą jest, aby „oddał się służbie ludzi i pojednania ich z Bogiem”. Pachomiusz zgodził się na to niechętnie. Tłumaczył, że „poszedł na pustynię, aby służyć Bogu, a nie ludziom”. Niedługo potem przyłączyła się do niego grupa uczniów, których jednak przepędził, ponieważ nie byli mu posłuszni. Kolejnych uczniów przyjął, ale pod warunkiem, że złożą ślub ubóstwa i posłuszeństwa. Pachomiusz zorganizował życie pustelnicze w następujący sposób: rozlokował po dwudziestu pustelników w jednym domku, którego mieszkańcy musieli sami się utrzymać i zapewnić sobie wyżywienie, zachowując przy tym dyscyplinę pracy i modlitwy. Takich domków było bardzo dużo, a wszystkie łączyła jedna reguła życia, napisana przez Pachomiusza. Szacuje się, że w latach świetności życia pustelniczego pustelników było od pięciu do siedmiu tysięcy!
W życiorysie św. Pachomiusza widzimy opatrznościowe działanie Boga, przypominające pustelnikom o tym, że konsekracja nie zwalnia z miłości bliźniego i że powinni oni znajdować sposobność, by służyć światu, a nie chować swoją świętość i mądrość pod korcem.
Droga do szczęścia
Wiedzy o życiu pustelniczym dostarcza także życiorys św. Pawła z Teb (ur. ok. 228 r.). Gdy miał ok. 20 lat, uciekł przed prześladowaniami Decjusza i ukrył się w jaskini. W tej pustelni przeżył ok. 113 lat, modląc się i żywiąc daktylami oraz chlebem przynoszonym przez kruka. Przed śmiercią odwiedził go 90-letni Antoni Wielki. Spotkanie to często przedstawiane jest na obrazach. Nie możemy zapomnieć także o gałęzi ­żeńskiej – równie gorliwej i wiernej życiu pustelniczemu i pokutnemu. Historia Kościoła wspomina święte: ­Melanię, Sarę, Synkletykę, Teodorę, Taidę i wiele innych. W ciągu wieków istnienia Kościoła Duch Święty inspirował ludzi do prowadzenia życia, które byłoby milczącym przepowiadaniem Chrystusa na wzór cichej, ale jakże pięknie jaśniejącej świecy. To bardzo szczególna droga, która nie jest samotna ani smutna. Bóg prowadzi do szczęścia wszystkich, których powołuje!
Łukasz Przybyło CMF
Różaniec 2/2015
fot. Skeeze Owachomo bridge
Pixabay (cc)
http://www.katolik.pl/swiatla-na-pustyni—,25142,416,cz.html
*********
Wojciech Giertych OP

Trzeci brat z przypowieści

Pastores

Syn marnotrawny był człowiekiem – według dzisiejszych standardów – otwartym. Nie widział swej przyszłości w ciasnych ramkach instytucji, jaką był klan rodzinny. Był ciekaw świata, chciał przygód, nowości, świeżych inicjatyw w życiu. Zwrócił się więc do ojca z żądaniem: „daj mi część własności, która na mnie przypada” (Łk 15,12), i gdy otrzymał swoją należność, ruszył w świat.
Można jego postawę porównać do stanowiska ludów pogańskich. Mają one tylko mgliste, wywnioskowane przez naturalny rozum pojęcie o Bogu. Traktują dary, jakie im przypadły, jako należność opatrzności i mając je w garści, próbują się urządzić w świecie, jak tylko umieją, licząc na własne siły, talenty, a niekiedy i chytrość. Marnotrawny z przypowieści świadomie zdystansował się wobec swego ojca, w przekonaniu, że jego własny talent i życiowa zaradność oraz należna własność są wystarczającym moralnym i materialnym wyposażeniem. Mając pieniądz i twórczą zdolność, poczuł się dorosły, niepotrzebujący ojcowskich rad i pouczeń. Pewnie gdzieś w jego psychice tkwiło to, co wcześniej od ojca słyszał, ale teraz miał zamiar wszystko to „przerobić” po swojemu, nie licząc się z mądrością ojca.
Starszy brat z przypowieści tylko na pozór wydaje się być człowiekiem lepszym. Zdawało mu się, że to on ma właściwy stosunek do ojca, bo nigdy wprost nie stawiał żądań. Na razie trwał przy ognisku domowym i z wielkim poczuciem sprawiedliwości spełniał swe obowiązki. Wykonywał prace domowe, dostawał za nie słuszne wynagrodzenie i w ogóle pod każdym względem był „w porządku”.
Można jego postawę porównać do narodu wybranego, który był dumny ze swej drobiazgowej wierności wobec litery Prawa. W swej uczciwości starszy brat był nieugięty, sztywny, zamknięty w sobie. On też, choć w bardziej ukryty sposób, zdystansował się wobec ojca i w ogóle nie był tego świadom. Myślał, że z racji swej wierności trwa przy ojcu, ale też nieopatrznie deformował swoje odniesienie do niego. On również narzucał ojcu swoje myślenie, a ojcowskie oczekiwania przerabiał w swoim umyśle na własną ciasną miarę.
Mamy świadomość, że Jezus mówi w tej przypowieści o swoim Ojcu i pozwala nam zobaczyć nas samych w roli Jego synów – mniej lub bardziej i na różny sposób marnotrawnych. Przypowieść Jezusowa ukazuje nam jeszcze trzeciego brata – tego, którego często nie zauważamy. On nie postawił się na równi z Ojcem, żeby Mu cokolwiek dyktować lub domagać się jakiejś należności. On zamiast tego „ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi” (Flp 2,7). To On się śnił marnotrawnemu, gdy ten w biedzie karmił świnie i cierpiał z głodu. On, jako przedłużenie oczu, rąk i serca Ojca, spełniał Jego polecenia. On przyjął powracającego marnotrawnego, umył mu nogi i ubrał go w świeże szaty. Pełniąc rolę sługi, trzeci brat zastawił stół z okazji powrotu marnotrawnego. To on spotkał się ze starszym bratem i starał się, zresztą nieskutecznie, wytłumaczyć mu sens domowej radości oraz piękno ojcowskiego serca. Trzeci brat miał serce ufne i otwarte wobec serca Ojca. Jego wola była wobec Niego całkowicie dyspozycyjna (J 4,34). On zgodnie z prawdą mógł powiedzieć: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10,30).
Błąd dwóch braci polegał na tym, że obaj starali się przykrawać więź z Ojcem do własnych pomysłów. Każdy z nich dokonywał pewnej manipulacji i nie jest istotne, czy działo się to świadomie, czy nieświadomie. Obaj chcieli swoją miarę narzucić Ojcu, dlatego okazali się zamknięci na żar Jego serca. Droga powrotu do Ojca, w postawie czystej, ufnej, otwartej na Jego serce i prowadzenie, była dla obu trudna. Droga marnotrawnego, która wiodła przez życiowe pomyłki i bolesne przejścia, okazała się bardziej bezpośrednia. On szybciej trafił do serca Ojca, choć przecież nie tak wyobrażał sobie powrót do domu. Gdy się doświadcza własnej biedy, gdy ewidentna własna głupota wymusza pokorę, wtedy szybciej można się wczuć w bicie Ojcowskiego serca, chociaż nawet w tym przypadku marnotrawny prawie do samego końca snuł domysły, jak to on się z Ojcem spotka, jakie gesty pokutne uczyni, żeby się wkupić na nowo w Jego łaski. Nie mieściło mu się w głowie, że Ojciec nie chciał słuchać jego pełnych kajania przemówień, bo nigdy nie przestał go kochać. I jeden, i drugi brat musiał w końcu dać się zaskoczyć przez ogrom Ojcowskiego miłosierdzia.
Oczyszczenia serca starszego brata pewnie musiały być głębsze i bardziej bolesne, aby także on otworzył się na Ojcowską tajemnicę. Jak i kiedy to następuje, tego przypowieść nam nie mówi, podobnie jak Ewangelia nie podaje, kiedy serce Izraela otworzy się na Jezusa.
Przypowieść odczytana z uwagą skupioną na trzecim, ukrytym bracie zachęca do przyjrzenia się wszelkim ukrytym manipulacjom, które przesłaniają Ojca i deformują odniesienie do Niego. Ten, kto wysuwa własne pomysły wobec Ojca, kto stara się Go dostosować do swojej wydumanej, zaplanowanej lub nieświadomej miary i nie pozwala się zaskoczyć, „wypada” z dziecięcej postawy wobec Ojca, ponieważ ustawia swego rodzaju zaporę. Taki człowiek staje się niewrażliwy na Ojca, gdyż własne projekty okazują się ważniejsze od tajemniczej drogi wiodącej do Niego. Dla takiego człowieka Bóg może być Pierwszą Przyczyną, Celem Ostatecznym, Stwórcą Świata, Źródłem Ładu lub Sędzią, ale to, że jest Ojcem, jakoś umyka jego uwadze. Filozoficznie poprawnym, ogólnym definicjom Boga czy też prawdom katechizmowym może towarzyszyć niewrażliwość na żywe Ojcostwo Boga, a zatem także niewrażliwość na wyjątkową, całkowicie dyspozycyjną wobec Ojca misję Syna.
Boża tajemnica
Apostoł Paweł miał żywą świadomość Bożej tajemnicy, ukrytej mądrości, która musi być przyjęta wiarą, wykracza bowiem poza racjonalną pojemność naturalnego umysłu, poza to, co oko widzi, ucho słyszy i serce pojmuje (1 Kor 2,7-9). Zasadniczym aspektem tej tajemnicy jest Boże wybranie, darmo dane i przez nikogo niezasłużone, jako uprzednie wobec stworzenia świata, a więc uprzednie również wobec człowieczego zaistnienia, grzechu i nawrócenia. Ten tajemniczy Boży zamysł zmierza do tego, abyśmy wszyscy żyli w prawdziwie synowskiej więzi z Ojcem (Ef 1,4-5). Wszyscy są przeznaczeni do tego, „by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był Pierworodnym między wielu braćmi” (Rz 8,29). Św. Paweł wiarą rozpoznał, że dane mu było ogłoszenie, czym jest „wykonanie tajemniczego planu, ukrytego przed wiekami w Bogu” (Ef 3,9), i że ten boski plan przekracza horyzont ludzkiej mądrości, a więc również horyzont filozofii, i to nie tylko błędnej, sofistycznej, ale również dobrej filozofii, ponieważ chodzi o to, żeby człowiek nie przyznawał ostatniego słowa własnym rozumowaniom i odkryciom prawdy, ale by sięgał dalej i kierował się wiarą, która zapewnia kontakt z żywym Bogiem. Trzeba zaś, by wiara „opierała się nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej” (1 Kor 2,5). Dzięki żywej wierze człowiek przestaje kierować się wyłącznie swoimi kalkulacjami i daje się poprowadzić jak dziecko. Jedynie „ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi” (Rz 8,14). To, że człowiek niesie w sobie żywą świadomość własnych grzechów i pomyłek, wcale go nie przekreśla i nie wyklucza z Bożego prowadzenia. Może on, jak marnotrawny, zdać się na ojcowskie miłosierdzie, ponieważ w Chrystusie „mamy śmiały przystęp do Ojca z ufnością, przez wiarę w Niego” (Ef 3,12).
Św. Paweł zatem uczy, że nie są decydujące ludzkie filozofie i ideologie, argumenty, nawet te wydedukowane z prawa naturalnego, pomysły odnośnie do tego, co jest stosowne, świadome czy nieświadome manipulacje redukujące Bożą drogę do własnego pojmowania aktualności, socjologiczne, medialne lub polityczne oceny potrzeb duszpasterskich. Decydująca jest Boża tajemnica, odsłonięta w Chrystusie. Im czystsza jest dyspozycyjność wobec Ducha Świętego i Jego prowadzenia, tym głębsze może być zjednoczenie wiarą z Chrystusem. Poprzez Niego i Jego dzieło odkupieńcze może dojść do prawdziwego spotkania dziecka z Ojcem. Warto jednak stale pamiętać, że więź z Ojcem nie jest nigdy nagrodą i odległym punktem docelowym. Jest ona od początku przez Ojca zamierzona. „Moje dziecko, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko, co moje, do ciebie należy” (Łk 15,31). Tyle tylko, że ten, kto jest zaaferowany własnymi pomysłami, przykrawaniem Boga do swojej miary, ogromu Ojcowskiego serca nie rozpoznaje.

Deformacje Bożego światła
Niebezpieczeństwo zatrzymania się na własnych ograniczonych pomysłach, które przesłaniają tajemniczą drogę Bożą, bardziej zagraża tym, co żyją w tradycyjnej obyczajowości religijnej. Ten, kto startuje z życiowego pogubienia, kto boleśnie doświadcza swoich ograniczeń, łatwiej może w swej biedzie zajęczeć i po omacku znaleźć miłosierne ramiona Ojca. Ten zaś, kto żyje zwyczajnie, kto jest pewny siebie, kogo niesie otaczająca go religijna obyczajowość, może w ogóle nie zauważyć, jak bardzo Boga sobie oswoił, jak mechanicznie pojawia się w nim odruch ignorowania Bożych sygnałów, ponieważ on już wszystko wie, wie, czego Bóg wymaga i na te wymagania odpowiada. Słowa mówiące o Bogu stały się dla niego żargonem, mową-trawą, która właściwie nic nie znaczy lub ma znaczenie jedynie fasadowe i pozbawione głębi.
Nie tylko wielkie ideologie jak hitleryzm czy komunizm przesłaniają żywego Boga. Także dzisiejsze ideologie, występujące bardziej w formie soft, jak ideologia gender czy ideologie moralnego libertynizmu i seksualnego hedonizmu, są stawianiem ludzkich projektów ponad Bożą tajemnicą. Ale są też inne formy manipulacji przyklejające się do życia religijnego, takie jak wysuwa nie na pierwszy plan określonych opcji politycznych lub zmierzanie przede wszystkim do życiowego sukcesu, nawet w ramach instytucji Kościoła. Najgroźniejsze są różne małe ideologie, codzienne kompromisy z niezbyt ewangelicznymi postawami oraz ucieczki przed zaskoczeniem przez Boga, ponieważ pewniejsze zdaje się być schronienie w tym, co się zawsze robiło, w utrwalony obyczaj, nawet jeśli wartości, które ten obyczaj miał nieść, już dawno poszły w zapomnienie, a pozostała sama forma obyczaju. Często w sposobie funkcjonowania i w obyczajach zakonów i duchowieństwa jest trwanie przy ustalonych trybach działania, we wręcz biurokratycznej rutynie, bez refleksji, bez korygowania siebie, bez autentyzmu, ponieważ „zawsze tak było”, a może tylko dlatego, że utrwalony obyczaj pozwala na różne małe ucieczki, deformacje i niewierności, które – jak to się mówi – „przecież nikomu nie przeszkadzają”, w sumie jednak oddalają od Bożej tajemnicy.
Każde pokolenie i każdy człowiek musi odziedziczone pojęcie świętości oraz swoją drogę do Boga oczyszczać. Musi czuwać nad tym, by wyzwalać się z rutyny, z niebezpieczeństwa spowszednienia. Trzeba rozpoznawać codzienne herezje, i to nie tyle herezje w sensie socjologicznym, czyli jako określone grupy społeczne działające na sposób sekciarski, ale herezje ukryte, deformujące otwartość na żywego Boga, ponieważ generują one nawyki myślowe i działania, w których kryje się niewierność, wypaczenie, zagubienie tego, co istotne. Wypaczenia te widać bardziej w przyjmowaniu postaw skrajnych. W krajach anglosaskich zmieniono święto Wszystkich Świętych All Hallows w Halloween, a kult św. Mikołaja potwornie zbanalizowano. Powszechnie święta Bożego Narodzenia przerabia się w seans zakupów. Media zapraszają do deformacji szacunku i posłuszeństwa wobec Papieża, gdy przywiązują nadzwyczajne znaczenie do butów, jakie nosi, do samochodu czy autobusu, jakimi jeździ, i do jego zwyczajnych gestów. Czy do tego ma się sprowadzać otwartość na papieską misję uświęcania, utwierdzania w wierze, głoszenia prawdy objawionej i kierowania Kościołem? A nadawanie liturgiom rangi happeningu, w którym najważniejsze zdaje się być spotkanie towarzyskie i zrobione zdjęcia, jak to czasem bywa przy pierwszej Komunii dzieci, ślubach, czy święceniach kapłańskich i prymicjach? Wszystko to stanowi zewnętrzny przejaw przesunięcia akcentów, w którym o istocie się zapomina lub traktuje się ją jako oczywistą, a więc niewymagającą uważnej troski i wewnętrznego skupienia. Trzeba zatem przyglądać się wewnętrznym nastawieniom, które Boga oswajają, traktują na sposób mechaniczny i rutynowy i przez to uniemożliwiają trwanie w zachwycie i w eucharystycznej wdzięczności wobec niezbadanych Bożych dróg. Każdy w swoim rozliczaniu się wobec Boga musi ciągle sprawdzać, czy nie utworzył sobie jakichś bożków, które sprawiają, że niknie wyczulenie na podszept Ducha Świętego, prowadzący do czystej wiary skoncentrowanej na Chrystusie, i przez Niego do serca naszego wspólnego Ojca.
Droga trzeciego brata
Droga Kościoła to droga trzeciego brata z przypowieści. Chrystus musi być w centrum wszystkiego, ażeby wciąż mogło się urzeczywistniać zjednoczenie z Nim i Jego Misterium Paschalnym. Dokonuje się to poprzez modlitwę, będącą czynnym wyrazem wiary ożywionej miłością, a więc wiary zmierzającej ku Chrystusowi i otwierającej na dar łaski Ducha Świętego. Wtedy pochodzące od Boga intuicje, tajemnicze, wymagające, a zarazem naznaczone mocą Bożą, są rzeczywiście wpuszczane w sferę myślenia, działania, odczuwania, podejmowania decyzji, nakierowywania swoich nawyków, a także pogłębiania i odnawiania zastanych obyczajów. Decydująca jest tutaj systematyczna adoracja, pod warunkiem, że czas spędzany przed Najświętszym Sakramentem nie będzie tylko chwilą psychicznego odprężenia czy błądzenia gdzieś myślami. Podczas adoracji chodzi bowiem nie o to, żeby wiele myśleć, ale o to, żeby wiele kochać. Niech człowiek modlący się wierzy w moc swojej wiary, która ustanawia kontakt z żywym Bogiem i otwiera na strumienie niewidzialnej, nieodczuwalnej zmysłami, ale realnej łaski! W modlitwie adoracyjnej realizuje się zdawanie się na Boga, i to zdawanie się jest wymagające, ponieważ łaska, na którą człowiek się zdaje, mobilizuje do tego, by nią żyć, by ją zapraszać do codziennych sytuacji i odniesień. Miłość Boża, rozlana w sercu przez Ducha Świętego (Rz 5,5), mobilizuje, przynagla do ofiarności, która jest odpowiedzią na ofiarność Boga i poszerzaniem przestrzeni dla Bożego działania. Bóg potrzebuje oddanych Mu rąk, serc i inicjatyw, aby to czułe miłosierdzie, z jakim się spotkał marnotrawny, ponownie się ujawniło tu i teraz, gdzie Bóg nas postawił.
Trzeci brat z przypowieści podjął powierzoną Mu misję i objawił miłość Ojca do samego końca, do śmierci na krzyżu. Misterium Paschalne nie jest tylko dziełem Jezusa – jest dziełem całej Trójcy Świętej, ponieważ w ofierze Jezusa, w Jego całkowitym darze z siebie odsłoniła się miłość Ojca. Miłość ta okazała się potężniejsza niż grzech i śmierć, dlatego ma wartość zbawczą. Ale w jakimś sensie można także powiedzieć, że Misterium Paschalne jest również naszym dziełem, ponieważ my swoim udziałem w Eucharystii przywołujemy owoce tego boskiego daru. Taki jest sens ofiary Mszy świętej. Poprzez posługę celebransa Chrystus nadal ofiaruje się Ojcu w sposób realny, choć bezkrwawy na ołtarzach Kościoła. Droga Kościoła wpisuje się w czystą ofiarność sługi z przypowieści i jest przedłużeniem Jego słów i gestów. Dlatego w Kościele nie głosi się słów własnych, będących wynikiem osobistych przemyśleń i pomysłów głoszącego. Głosi się Boże słowo, otrzymane i przekazywane w Kościele od czasów apostolskich. Trzeba, oczywiście, tę przekazywaną treść wyjaśniać i pokazywać, jak ją realizować w naszych czasach; trzeba ukazywać, jak ona wpisuje się naszą kulturę i ją przetwarza. Zawsze jednak dobrze jest pamiętać, że głosi się nie siebie i swoją oryginalność, tylko słowo zbawcze, święte pouczenie, mające zasadnicze źródło w tych tajemniczych prawdach, które Bóg sam nam odsłonił, i to najpełniej we Wcielonym Słowie, w Chrystusie. Trwanie przy łaskach płynących z Misterium Paschalnego i przy ich opisie danym w Objawieniu oraz stosowanie tychże łask w codziennej czynnej miłości, nawet niekiedy trudnej, naznaczonej cierpieniem, jest „dopełnianiem braków udręk Chrystusa, dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1,24). Oczywiście, nie oznacza to, że dar Jezusa, dany w ofierze krzyża, był niepełny. Ten dar ma wartość nieskończoną, ale my ten dar przedłużamy, wnosząc swój wkład w życie Kościoła. Troska o to, żeby być przedłużeniem misji trzeciego brata z przypowieści, jest wymagająca: przedłużenie to ma być ofiarne, czyli także twórcze w swej ofiarności, a jednocześnie czyste, wolne od narośli deformujących je pomysłów.
Im prawdziwiej żyjemy autentycznym darem Bożym, tym większa jest owocność wewnętrznej dynamiki Kościoła. Wszelkie oswajanie Boga do poziomu rutyny, wszelkie redukowanie tchnienia łaski do miary czysto ludzkich aspiracji, do naszej oceny jej stosowności na nasze czasy, wszelkie wysuwanie na pierwsze miejsce własnych pomysłów jest de facto zatruwaniem Bożej mocy. Uświadomienie sobie tego jest ważne nie tylko po to, aby nie dochodziło do promowania błędnych ścieżek. Jest ważne również przy podejmowaniu dobrych dzieł, wtedy, gdy się je podejmuje tylko dlatego, że są nasze. Nie tylko złe, ale również dobre inicjatywy muszą przejść przez kryterium krzyża Chrystusowego. Nie należy traktować własnych inicjatyw duszpasterskich i pomysłów na poprawienie świata i Kościoła jako swoich małych imperiów, które się buduje, niby na chwałę Bożą, a właściwie na własną chwałę. Zdarzają się sytuacje, gdzie wydawałoby się, że należy wybudować kościół czy otworzyć nową misję lub wyjść z nowatorską inicjatywą duszpasterską, ale Duch Święty nie posyła danej osoby do tego dzieła albo zwleka ze stworzeniem dogodnych warunków. I ten, kto się do dzieła rwie, może rwie się w niewłaściwy sposób, bo mu zależy na sukcesie albo kieruje się czysto naturalnym altruizmem. Na tym też polega przesłanianie mocy Bożej własną małą ideologią.
Oczyszczające niespodzianki
Wzrost Kościoła dokonuje się w sposób tajemniczy i droga każdego wierzącego jest naznaczona Bożą tajemnicą. Trzeba się na tę tajemnicę zgadzać. Oznacza to zgodę na Boże niespodzianki, na niekiedy długie okresy czekania, na zupełnie niespodziewane oczyszczające próby, które wymuszają dyspozycyjność wobec Boga oraz ufną dziecięcą zależność wobec Niego, nie sparaliżowaną pamięcią o własnej grzeszności, ale liczącą na Jego miłosierdzie. Czym ostatecznie jest nasze powołanie, dowiadujemy się nie u progu życia, ale na łożu śmierci. Dopiero wtedy poznajemy, które chwile w życiu były najważniejsze, najbardziej przeżywane w całkowitym oddaniu się Bogu. I może te ostatnie chwile u progu przejścia do wieczności okażą się najważniejsze.
W drodze duchowej ku Bogu konieczne są oczyszczenia, które uwalniają od dyktowanych Bogu pomysłów i pozwalają na otwarcie się na poruszenia serca Ojca. Oczyszczenia te są zarówno nasze, gdy sami zauważamy konieczność poprawy, jak i doznawane, niejako wymuszane przez Boga, któremu mamy się biernie i ufnie poddać. Widać, że pomimo różnych postanowień te same problemy powracają. A ile jest w tych postanowieniach pychy? Ile liczenia na własne siły? O wiele ważniejsze są zatem te oczyszczenia, które spadają na nas niespodziewanie.
Boże prowadzenie dokonuje się przez przeróżne próby, które pozostawiają człowieka w biedzie, w lęku wywołanym dostrzeżeniem własnej nieudolności i bezsensowności swoich pomysłów. Bóg wiedzie prosto po krzywych ścieżkach ludzkich; krzywizny te mogą przerażać, ale właśnie w chwilach takich nocy trzeba wyrywać się ufnie do Ojca. To ze względu na trud tegoż oczyszczenia sam Jezus wkłada nam w usta słowa: „I nie wódź nas na pokuszenie, ale nas zbaw ode złego” (por. Mt 6,13). Bóg nas nie kusi, ale dopuszcza, a nawet prowadzi do sytuacji, które są dla nas próbą, a ta wymusza głębsze nawrócenie i uwolnienie od własnych deformujących pomysłów. To doświadczenie jest trudne, niekiedy bolesne, ponieważ wypalana jest w nim ludzka pycha. Albo w tym momencie w człowieku dojdzie do głębszego otwarcia się na samego Boga, albo podejmie on głupie kroki, które doprowadzą go do życiowej ruiny. Podczas takich duchowych nocy trzeba mocno trzymać się Boga, aby uwolnić się od złego i nie popaść w rozpacz. Przez takie okresy próby przechodzą wszyscy, i świeccy, i duchowni, i przechodzi przez nie Kościół. Ileż było w okresie Soboru Watykańskiego II prób odnowy, korekt życia Kościoła, i ile było w tym wszystkim pychy i nadziei na natychmiastową wiosnę? Przyszedł jednak czas, kiedy to Bóg sam dopuścił rozmaite próby i zaczął wymuszać głębsze nawrócenie. Po kolei, różne Kościoły lokalne, każdy według swojego rytmu, a także Kościół powszechny przechodzą przez tego rodzaju próby. I albo dokonamy gruntownej przemiany, uwalniając się od swoich deformacji Bożych dróg i głębiej zawierzymy Bogu, albo też będziemy długo trwać w bolesnym kryzysie.
Wojciech Giertych OP
Pastores nr 65 (4)2014
fot. PublicDomainImages Boat 

Pixabay (cc)

http://www.katolik.pl/trzeci-brat-z-przypowiesci,25141,416,cz.html?s=3
***********
ks. Piotr Prusakiewicz CSMA

Jak przez aniołów wpływać na innych ludzi?

Któż jak Bóg

Błogosławiony Jan XXIII i jego “bardzo piękny sekret”
Do powszechnie znanych czcicieli Aniołów zalicza się papieża Błogosławionego Jana XXIII. Jego wiara w ustawiczną i wierną obecność jego anioła była tak wielka, że to co niewidzialne, w oczach jego wiary przedstawiało się jakby widzialnie. Świadkowie podają, że papież patrząc z okna na tłumy pielgrzymów przybyłych na plac św. Piotra na modlitwę Anioł Pański, myślał o niezliczonych zastępach aniołów stróżów niewidzialnie zgromadzonych na tym samym miejscu. Ojciec Święty przeżywał całą wielkość obecności aniołów stróżów – swojego i innych ludzi.
Nabożeństwo do anioła stróża praktykował on zawsze – gdy był dzieckiem, klerykiem, kapłanem, biskupem i papieżem. Wyznał, że 5 razy dziennie odmawia modlitwę „Aniele Boży Stróżu mój” i w ciszy serca się z nim w ten sposób kontaktuje. Świętego anioła nazywał niebieskim obrońcą, kierownikiem naszych kroków i świadkiem naszych najbardziej intymnych wysiłków. Ten intymny związek Jana XXIII z opiekuńczym duchem ujawniał się m.in. w wyrażeniach, które często słyszeli przebywające z nim osoby. Mówił wtedy np. “Mój dobry anioł podsunął mi to”, “Mój dobry anioł podszepnął mi tamto.” a nawet “Mój dobry anioł obudził mnie dzisiaj rano”. Wzywał jego pomocy by raczył mu towarzyszyć przy codziennym brewiarzu, aby go odmawiał godniej, uważniej i pobożniej, i by przyniósł owoc jemu i tym, za których się modlił. Papież sam doświadczał i o tym nauczał, że ów anielski duch, jego niebieski przyjaciel jest dobrym doradcą, wstawia się za nami u Boga, pomaga w naszych potrzebach oraz strzeże przed niebezpieczeństwami i upadkami. Wyznał, że to anioł stróż podczas modlitwy dał mu natchnienie do zwołania soboru.
Zachęcał także do rozmawiania nie tylko ze swoim aniołem stróżem ale i z aniołami innych ludzi. Pisał: “Kiedy mam złożyć wizytę jakiejś ważnej osobistości, by z nią omówić sprawy stolicy Apostolskiej, wówczas proszę mego anioła stróża by porozmawiał z aniołem tej osobistości, by ją dobrze usposobił do tej rozmowy“.
Powyższa praktyka to wprowadzanie w życie „bardzo pięknego sekretu” jaki zlecił mu poprzednik na Stolicy Piotrowej – papież Pius XI. Jan XXII jeszcze jako monsignore Angelo Roncalli pełnił obowiązki nuncjusza apostolskiego w Bułgarii, Grecji i Turcji. Katolicy stanowili tam mniejszość. Treść sekretu przekazana mu przez ówczesnego papieża brzmiała: “Jeśli znajdziemy się w takiej sytuacji że musimy pertraktować z człowiekiem, dla którego nasze trudne argumenty są trudne do przyjęcia, a nasze słowa mają dla niego zabrzmieć bardziej przekonywująco, uciekajmy się do pomocy naszego anioła stróża. Ja również proszę mojego aniola stróża o wstawiennictwo u aniola stróża tej osoby, z którą mamy się spotkać. Jeżeli między tymi dwoma aniołami nastąpi porozumienie, wówczas rozmowa papieża z jego gościem przebiega o wiele latwięj. Anioł stróż toruje drogę do umyslów ludzi, z którymi mam się spotkać i nastawia ich do mnie życzliwie“.
Zachęta Błogosławionego Jana XXIII by nabożeństwo do aniołów nabierało coraz większego znaczenia jest zawsze aktualna. Każdy ma własnego anioła stróża i każdy może rozmawiać z aniołami innych ludzi. Wołajmy zatem często słowami Ojca Św.: Mój Aniele Stróżu, pod szczególną twoją opiekę oddaje moje skupienie w tych dniach. Oddal ode mnie roztargnienie, dodawaj sily w zniechęceniu, udziel mi pokoju, pogody ducha i dyscypliny wewnętrznej. (…) Oby aniołowie weszli do każdego domu i zwiastowali tam naszą troskę o utwierdzenie zgody społecznej, czystości obyczajów, miłości bliźniego i pokoju między narodami. Amen.
ks. Piotr Prusakiewicz CSMA
Opracowanie na podstawie: – Georges Huber, „Mój aniol pójdzie przed Tobą”, Wydawnictwo Michalineum, Marki 1982.
http://www.katolik.pl/jak-przez-aniolow-wplywac-na-innych-ludzi-,1298,416,cz.html
***********
ks. Marek Starowieyski

Józef i Maryja

Powściągliwość i Praca
z cyklu: LEGENDARNY ŚWIAT APOKRYFÓW
Józef i Maryja
Opowiadanie o zaślubinach św. Józefa i Maryi oraz opis Zwiastowania przynosi nam również apokryf Protoewangelia Jakuba.
Mąż sprawiedliwy
I tak Maryja przebywała w świątyni dziewięć lat i osiągnęła wiek dwunastu lat, a więc wiek, w którym dziewczęta izraelskie wchodziły w okres przygotowania do małżeństwa. Co więc należało z Nią zrobić? Wszedł więc kapłan, odziany w strój z dwunastoma dzwonkami, do Świętego Świętych w świątyni i modlił się w sprawie Maryi. I oto Anioł Pański stanął, mówiąc: – Zachariaszu! Zachariaszu! Wyjdź i zwołaj wdowców spośród ludu i niech każdy z nich przyniesie różdżkę, i niech stanie się Maryja żoną tego, któremu Bóg okaże znak…
Wyszli więc posłańcy na cały kraj judzki i zabrzmiała trąba Pańska, i zbiegli się wszyscy. Rzucił i Józef swój topór – bo był cieślą – ujął różdżkę i udał się w drogę. Gdy wszyscy wdowcy przybyli do świątyni, kapłan wziął od nich różdżki. Zaniósł je do świątyni i modlił się nad nimi, lecz gdy oddawał je kolejnym wdowcom, nie zobaczył żadnego znaku. Dopiero gdy wziął ostatnią i podawał Józefowi, wyleciała z niej gołębica i usiadła na głowie Józefa: był to widzialny znak, że to on właśnie miał wziąć do siebie Maryję – co też wyraźnie powiedział kapłan. Jednak Józef przeraził się bardzo: nie tylko był starcem, lecz także miał dorosłe dzieci – w ten sposób stanie się pośmiewiskiem dla całego Izraela! Ale kapłan surowo go upomniał, przypominając wydarzenia z dziejów Izraela historię tych, którzy sprzeciwiali się woli Bożej w czasach Mojżesza. Datana, Abirona i Korego pochłonęła ziemia. Na te groźne słowa Józef zrezygnował z dalszego oporu i wziął pod opiekę Maryję, mówiąc: – Maryjo, wziąłem Ciebie ze świątyni Pańskiej. Teraz zaś zostawiam Cię w domu moim. Wychodzę budować domy, ale przyjdę po Ciebie. Pan będzie Cię strzegł…
***
To opowiadanie zakorzeniło się w naszej pobożności: Józef przedstawiany jest jako starzec; lilia w ręce Józefa to właśnie ta różdżka; takim widzimy Józefa na figurach i obrazach w naszych kościołach. Całe opowiadanie jest typowym opowiadaniem apologetycznym i egzegetycznym. Apologetycznym – ponieważ przedstawiono Józefa jako starca, by w najmniejszym nawet stopniu nie rzucić podejrzenia na czystość i dziewictwo Maryi. Egzegetycznym, bo w ten sposób starano się wyjaśnić wzmianki w Ewangeliach o braciach i siostrach Jezusa: były to dzieci Józefa z pierwszego jego małżeństwa – miało ich być sześcioro: czterech chłopców i dwie dziewczyny; było to więc rodzeństwo przyrodnie Jezusa. Tak tłumaczą zresztą zwrot bracia i siostry Jezusa również pisarze wczesnochrześcijańscy, jak np. wielki Orygenes, który – jak się zdaje – idzie tu za tradycją apokryfów. Ci bracia i siostry Jezusa, czyli Jego kuzynowie, pojawiają się raz po raz na dalszym planie zarówno Ewangelii kanonicznych jak i apokryficznych: Samuel, np. postępuje z Maryją i Józefem do Betlejem.
To, co nas jednak zdumiewa to brak kultu Józefa w starożytnym Kościele. Nie mamy utworów na jego cześć, nie ma homilii, nie ma święta jemu poświęconemu. W pismach Ojców Kościoła niewiele razy pojawia się imię Józef. Istnieje zaledwie jeden apokryf – jak zobaczymy – o nim mówiący. Trzeba było dopiero Średniowiecza, by zaczęły pojawiać się pierwsze homilie ku czci św. Józefa, a prawdziwie kult św. Józefa rozwinął się w XVI w. – od działalności św. Teresy z Avila.
Dlaczego? Istniały racje teologiczne i organizacyjno-kościelne. Jeśli idzie o teologię, to starano się unikać wspomnień o św. Józefie, chcąc podkreślić Boże macierzyństwo Maryi i Jej dziewictwo. Był jeszcze inny powód: natury organizacyjnej. Otóż wielkim problemem Kościoła pierwszych wieków byli judeochrześcijanie, czyli chrześcijanie, którzy zbyt mocno uwydatniali dawny kult i obyczaje żydowskie. Oni to obdarzali szczególnym kultem mężów sprawiedliwych, sławionych w Starym Testamencie. Ostatnim z takich mężów był św. Józef. Konflikt judeochrześcijański doprowadził do odsunięcia kultu św. Józefa męża sprawiedliwego, rozwiniętego w gminach judeochrześcijańskich – jak się zdaje – w Egipcie.
Józef pojawi się jako główna postać jeszcze w trzech scenach głęboko tragicznych. Pierwsza to opis momentu, kiedy Józef odkrywa, że Maryja jest brzemienna. Druga – to decyzja o ucieczce do Egiptu, którą Józef musi podjąć jako głowa rodziny.
Trzecia – to scena śmierci Józefa. Będzie o nich mowa w następnych odcinkach. W innych miejscach św. Józef będzie już tylko – mniej lub bardziej ważną – postacią drugoplanową, by w końcu zniknąć z opowiadania ewangelicznego. Naprawdę, św. Józef był tylko cieniem Ojca i na tym polega jego wielkość.
Zwiastowanie
Nie ma w Europie ważniejszego muzeum, w którym nie byłoby przynajmniej jednego przedstawienia Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie. Artyści bowiem szczególnie zachwycali się tą sceną. I słusznie, bo jest ona jednym nie tylko z najpiękniejszych opisów Ewangelii, lecz także tych najważniejszych – wtedy bowiem ważyły się losy ludzkości. Artyści idą zazwyczaj za opisem Ewangelistów, jednak często spotykamy na ich obrazach – szczególnie na ikonach – elementy apokryficzne. Apokryfy, szczególnie zaś Protoewangelia Jakuba, opierając się na Ewangeliach, subtelnie zbudowały obraz tej tak ważnej w dziejach zbawienia sceny.
Najpierw przygotowanie. Po wzięciu Maryi do swego domu Józef odszedł na dłuższy czas, by podjąć pracę. Wtedy właśnie kapłani postanowili, by utkano nową zasłonę dla świątyni – miały to uczynić dziewice bez zmazy z pokolenia Dawida. Gdy je zebrano w świątyni, kapłan przypomniał sobie, że należy do nich również Maryja. Gdy losowano kolory Maryja wyciągnęła purpurę i szkarłat.
Po tym przygotowaniu następuje sama scena Zwiastowania, która rozgrywa się w dwóch aktach. Pierwszy ma miejsce przy studni: Maryja udała się tam po wodę. Tam, przy źródle, usłyszała głos:
– Witaj, pełna łaski. Pan z Tobą. Błogosławiona jesteś Ty między niewiastami. Na te słowa Maryja obejrzała się na wszystkie strony, jednak nikogo nie dostrzegła. Wtedy, przestraszona, wróciła i weszła do domu. Postawiła dzban. Usiadła na tronie i zaczęła prząść purpurę.
Rozpoczyna się drugi akt – właściwe Zwiastowanie. Przed Maryją stanął Anioł Pański i rzekł: – Nie lękaj się, Maryjo. Znalazłaś bowiem łaskę wobec wszechwładnego Pana wszechrzeczy. Poczniesz za sprawą Jego Słowa. Maryja zaś, usłyszawszy te słowa, rozważała je w sobie, mówiąc: – Czyż ja pocznę z Boga Żywego i porodzę jak każda kobieta rodzi? Odpowiedział Jej Anioł: – Nie tak, Maryjo. Moc bowiem Pana Cię ocieni. Dlatego Święty, którego porodzisz, będzie nazwany Synem Najwyższego. I nadasz Mu imię Jezus. On bowiem wybawi lud swój z grzechów jego. I rzekła Maryja: – Oto ja, służebnica Pana przed Jego obliczem. Niech mi się stanie według słowa Twego.
***
Wszyscy znający Ewangelię mogą tutaj zapytać: po co te wszystkie zmiany i komplikacje sytuacji? Opis ten jednak ma swoją wewnętrzną logikę. Najpierw udramatyzowanie sceny. Na początku spokojna scena w świątyni: rozdzielanie materiałów, by tkać zasłonę – podkreślono tu rolę Maryi przez chwyt stylistyczny: kapłan przypomniał sobie o Maryi na samym końcu.
Następnie dramatyczna scena przy źródle: tajemniczy głos, lęk Maryi; nowe rekwizyty: purpura, szkarłat, które Maryja przędzie, dzban, tron. Dopiero później pojawia się Anioł, w czasie gdy Maryja tka zasłonę do świątyni. Tu każdy szczegół ma swoje symboliczne znaczenie: purpura i szkarłat – to kolory królewskie, podobnie jak tron (skąd on się wziął w ubogim mieszkaniu w Nazarecie?) jest oznaką władzy królewskiej; Maryja tka dla świątyni zasłonę, a więc tę, która rozdarła się w chwili śmierci Chrystusa na krzyżu – tkaniem nazywane jest w Psalmach formowanie ciała ludzkiego w łonie matki; zasłona to ponadto ciało ludzkie Chrystusa według Listu do Hebrajczyków. Tak więc trzeba rozumieć głębię tej apokryficznej sceny: podkreśla ona realność ciała Jezusa, które uformowało się w Maryi i którego Ona jest Matką; Ten, którego urodzi, nie jest jednak tylko człowiekiem, lecz także Królem i Panem. A ponieważ słowa o lęku Maryi z Ewangelii św. Łukasza budziły wątpliwości (czyżby Maryja zwątpiła, czyli zgrzeszyła brakiem wiary, jak twierdził Orygenes?), nasz autor przenosi je do sceny przy źródle: Maryja zlękła się, usłyszawszy głos, a nie zobaczywszy osoby. Nie może być zatem jakichkolwiek wątpliwości co do wiary Maryi.
Nie znaczy to jednak, że wszystko udało się naszemu autorowi. Sformułowanie: Poczniesz za sprawą Jego Słowa nie jest zbyt fortunne. W dalszej części apokryfu Maryja dziwi się słysząc błogosławieństwo Elżbiety i nie rozumie, dlaczego ma być błogosławiona, a w rozmowie ze św. Józefem Maryja zapomniała o słowach Anioła. Następuje spokojne zakończenie sceny Zwiastowania. Maryja oddaje kapłanowi purpurę i szkarłat, bo ich rola skończyła się i są już tylko rekwizytami niepotrzebnymi w dalszej scenerii. natomiast Kapłan natomiast błogosławi Jej słowami, które stanowią streszczenie Magnificat, opuszczonego w apokryfie epizodu nawiedzenia św. Elżbiety: Maryjo, Pan Bóg wywyższył Twe imię i będziesz błogosławiona pośród wszystkich narodów ziemi.
Scena Zwiastowania w Protoewangelii Jakuba jest doskonałym przykładem egzegezy apokryficznej sceny ewangelicznej: uzupełnia ją teologicznie i literacko. Trzeba przyznać, że te uzupełnienia na ogół autorowi się udały i uwypukliły pewne elementy myśli sceny Zwiastowania przedstawionego przez św. Łukasza, choć nam – nie przygotowanym do myślenia symbolicznego – może się to wszystko wydawać niejasne i skomplikowane.
ks. Marek Starowieyski
http://www.katolik.pl/jozef-i-maryja,1097,416,cz.html
***********
Jacek Salij OP

Po co żyjemy?

Idziemy

Nie wierząc na serio w życie wieczne, nie da się być chrześcijaninem. Życie chrześcijańskie ze swojej istoty jest drogą do życia wiecznego.
Człowiek może uznać swoje życie za bezcelowe. Czy miał rację Dostojewski, że otwiera to drogę do odczłowieczenia? W każdym razie warto przypomnieć tę przejmującą scenę z noweli „Sen śmiesznego człowieka”, której bohater wybiera się popełnić samobójstwo z tego jednego jedynego powodu, że doszedł do przekonania o kompletnej bezsensowności i bezcelowości swojego życia.
Drogę zabiegła mu mała dziewczynka, cała w panice, natarczywie błagająca go o pomoc, bo coś złego dzieje się z jej matką. Ten dzikim wrzaskiem odpędził dziewczynkę. Przecież wkrótce nie byłoby już kogo prosić o pomoc – przekonuje sam siebie, że postąpił słusznie – bo idę przecież stać się zerem, zerem absolutnym. „Przecież właśnie dlatego zatupałem i wrzasnąłem nieludzko na nieszczęsne dziecko, że, widzicie, nie tylko nie czuję litości, ale choćbym nawet popełnił najhaniebniejszy uczynek, to teraz mi wolno, bo za dwie godziny wszystko ustanie”.
Zdaniem Dostojewskiego, kto uznaje swoje życie za bezcelowe, konsekwentnie całą rzeczywistość będzie uważał za jakby iluzoryczną i będzie się czuł upoważniony nadawać jej, niby plastelinie, dowolne własne sensy. „Wydawało mi się jasne – snuje swoje myśli ów nieszczęśnik – że życie i świat teraz jakby ode mnie zależą. Można powiedzieć nawet tak, że świat jakby teraz dla mnie samego istnieje: wystarczy bym się zastrzelił, a świata nie będzie, przynajmniej dla mnie”.
Słowem: Zwątpienie w to, że nasze życie ma jakiś cel absolutny, prowadzi do zwątpienia, czy w ogóle ma ono jakiś sens.
Cele doraźne
Popularnymi przejawami tego zwątpienia są hedonizm i utylitaryzm. Hedonizm – wiara, że dobrem najwyższym jest przyjemność – bierze się z tego, że człowiek rozpoznaje siebie samego jedynie jako ciąg ulotnych wrażeń, zatem dąży do tego, żeby przynajmniej były to wrażenia miłe i przyjemne. Skoro bowiem życie jest ewidentnie bezcelowe, wyznaczmy sobie przynajmniej jakąś namiastkę celu: „Jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy” – demaskuje bezsens tej postawy prorok Izajasz (22, 13).
Postawą psychologicznie odmienną jest utylitaryzm. Ludzi realizujących tę postawę cechuje zazwyczaj wysokie poczucie celowości życia. Pomyłka utylitaryzmu polega na wzięciu środków za cel ostateczny. Zamienili swą Chwałę na wizerunek złotego cielca (Ps 106, 20) – to chyba sama istota tej postawy. Krótkofalowo postawa ta może wydać się nader pozytywna, dynamizuje bowiem ludzi do celowego działania, do przekraczania stagnacji, charakterystyczne zaś dla tej postawy pragnienie sukcesu owocuje nieraz dobrymi skutkami społecznymi, nie tylko osobistą satysfakcją tego, kto sukces osiągnął. Jaka jest konsekwencja pomyłki utylitarystycznej? Jakie skutki wynikają z umieszczenia celu ostatecznego w horyzoncie doczesnym człowieka? Po pierwsze, człowiek nieuchronnie zaczyna wówczas sam siebie traktować jako system produkcyjno-konsumpcyjny. Do tego stopnia, że nawet kulturę traktuje się wówczas jako produkowanie i konsumowanie dóbr duchowych. Co więcej, w optyce produkcji oraz sukcesu widzi się nawet wartości moralne. Dobroć moralną sprowadza się wówczas do czynienia (jakby produkowania) dobra, nie doceniając tego, że sam człowiek powinien być kimś dobrym.
Moralność utylitarystów cechuje daltonizm na wartość tych postaw moralnych, które nie rokują sukcesu, oraz lekceważenie tych działań moralnych, które do sukcesu nie doprowadziły. W społeczeństwach, w których króluje utylitaryzm, ginie więc, bo musi ginąć, zrozumienie dla cnoty i kształtowania charakteru, zrozumienie dla moralnej doniosłości mądrego znoszenia zła (tego, co chrześcijanie tradycyjnie nazywają niesieniem krzyża), szerzy się natomiast przeświadczenie, że wartość życia człowieka mierzy się wielkością jego osiągnięć oraz że są jakoby sytuacje, kiedy życie człowieka nie ma już żadnego sensu.
Niezrozumienie własnego człowieczeństwa prowadzi – nieuchronnie – do zagubienia poczucia samej ludzkiej godności. Pojawia się w nas wówczas gotowość do instrumentalnego posługiwania się drugim człowiekiem, a nawet zgoda na to, żeby ktoś mnie używał za narzędzie i środek do swoich celów. Katechizm Kościoła katolickiego w zjawiskach tych dostrzega jedno z istotnych źródeł tworzenia się niesprawiedliwych struktur społecznych: „Zamiana środków i celów, która prowadzi do nadania wartości celu ostatecznego temu, co jest jedynie środkiem do jego osiągnięcia, lub do traktowania osób jako zwykłych środków ze względu na jakiś cel, rodzi niesprawiedliwe struktury…” (KKK 1887).
Dehumanizacja nieuchronna?
Życie ludzkie staje się ostatecznie bezcelowe, jeśli je zamkniemy wyłącznie w granicach śmierci. Wtedy samo nawet doświadczenie śmierci – jak napisał św. Jan Paweł II – „rzuca cień absurdu na całą egzystencję człowieka”. Od ostatecznej absurdalności nie uchroni naszego życia nawet – dostępne przecież tylko bardzo nielicznym ludziom – uzyskanie Nagrody Nobla czy inne najwyższe osiągnięcia. Niepokój Dostojewskiego, że zamknięcie się człowieka w granicach śmierci musi prowadzić do dehumanizacji, na pewno zasługuje na coś więcej niż niecierpliwe wzruszenie ramion.
Warto jeszcze zauważyć, że żaden człowiek nie potrafi swego życia uczynić idealnie bezcelowym. Bo nikt stworzony przez Boga, sam nawet diabeł, nie potrafi zatrzeć do końca tej prawdy, że jest Bożym stworzeniem. Tak jak odejście od Boga zawsze związane jest ze zwróceniem się ku jakimś bogom fałszywym, tak jak zło czynimy jako rozpoznaną przez nas postać dobra, podobnie nie da się porzucić celu ostatecznego, nie kierując się ostatecznie ku jakiemuś innemu celowi, choćby to miało być coś ewidentnie bezsensownego.
Potrafimy jednak, niestety, nie przejmować się naszym celem ostatecznym. Bierze się to z naszego zapomnienia o Bogu. Człowiek – jak to trafnie formułuje ostatni sobór – „wzbraniając się uznawać Boga za swój początek, burzy należyty stosunek do swego celu ostatecznego, a także całe swoje uporządkowane nastawienie czy to w stosunku do siebie samego, czy do innych ludzi i wszystkich rzeczy stworzonych” (KDK 13). Jak widzimy, na temat dehumanizacji wszystkiego, co ludzkie, kiedy zgubimy ostateczny cel naszego życia, soborowa Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym „Gaudium et spes” mówi mniej więcej to samo, co tak wstrząsająco pokazał Dostojewski.
W nauce wiary tradycyjnie wskazuje się na ścisły związek między naszym stosunkiem do Boga jako Początku wszystkiego a naszym ukierunkowaniem na ostateczny cel naszego życia. „Dwa pytania: pytanie o początek i pytanie o cel są nierozdzielne. Obydwa decydują o sensie i o ukierunkowaniu naszego życia i naszego działania” (KKK 282). Zazwyczaj kryzys celu życia bierze się z zapomnienia o Bogu. Trudno sobie nawet wyobrazić, żeby ktoś nieznający Boga prawdziwego, transcendentnego wobec wszystkiego, co stworzone, mógł się domyślać transcendentnego wobec doczesności celu naszego życia.
Konsekwencje decyzji, ażeby żyć tak, jakby Boga nie było, idą jednak nieubłaganie dalej: nie tylko niknie wówczas z naszego horyzontu cel naszego życia, ale trudny do uzasadnienia staje się jakikolwiek jego sens. „Nie można wykreślić rzeczywistości Boga i oczekiwać, że wszystko inne pozostanie dalej po staremu. Słowo Bóg w historii ludzkości rozumiane jest jako ostateczny fundament i ostateczny cel człowieka i jego świata. Jeśli Bóg przestaje się liczyć, wówczas świat popada w bezcelowość i pozostaje bez fundamentu, wtedy istnieje niebezpieczeństwo, że wszystko stanie się bezsensem. Coś posiada sens jedynie wówczas, kiedy odnajduje się w większym, sensownym z siebie samego kontekście. Wraz z utratą sensu całości, wraz ze zgubieniem wszystko określającej, podtrzymującej, wszystkim zawiadującej rzeczywistości Boga w ostateczności także część staje się bezsensowna”.
Cel naszej wiary
Dopiero ci, którym doskwiera absurdalność naszego zagubienia w horyzoncie śmierci i ostatecznej bezcelowości życia, mogą docenić i naprawdę uradować się „pojawieniem się naszego Zbawiciela, Chrystusa Jezusa, który przezwyciężył śmierć, a na życie i nieśmiertelność rzucił światło przez Ewangelię” (2 Tm 2, 10). Wiara w życie wieczne jest to rzeczywiste ukierunkowanie ku ostatecznemu celowi życia.
„W nadziei już jesteśmy zbawieni” – zapewniał apostoł Paweł (Rz 8, 24). Zatem już teraz, ale jeszcze nie ostatecznie. W pełni i ostatecznie – przypomina apostoł Piotr – „ucieszycie się radością niewymowną i pełną chwały wtedy, gdy osiągniecie cel waszej wiary – zbawienie dusz” (1 P 1, 8-9). Otrzymamy je od Tego, który jest „Drogą i Prawdą, i Życiem” (J 14, 6), a który sam o sobie powiedział: „Ja jestem Zmartwychwstanie i Życie; kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie” (J 11, 25).
To jeszcze warto przypomnieć, że „gdybyśmy tylko w tym życiu w Chrystusie pokładali nadzieję, bylibyśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania” (1 Kor 15, 19). Krótko mówiąc: Nie wierząc na serio w życie wieczne, nie da się być chrześcijaninem. Życie chrześcijańskie ze swojej istoty jest drogą do życia wiecznego, drogą do ostatecznego zmartwychwstania. Papież Grzegorz Wielki trafnie zauważył: „Niemądry to wędrowiec, który pociągnięty urokiem ukwieconych łąk, zapomina o celu swojej wędrówki”.
Jacek Salij OP
Idziemy nr 36 (519)
fot. Foundry Life
Pixabay (cc)
http://www.katolik.pl/po-co-zyjemy-,25140,416,cz.html
*********
ks. Marek Dziewiecki

Między rozpaczą a zawierzeniem

Zeszyty Formacji Duchowej

Rozpacz jako forma intensywnego cierpienia
Rozpacz należy do najbardziej intensywnych form ludzkiego cierpienia. Można ją określić jako stan dramatycznego przerażenia, desperacji i poczucia zupełnej bezradności w obliczu własnej sytuacji życiowej. Człowiek zrozpaczony to ktoś, kto przeżywa swoją egzystencję jako nieznośny ciężar i kto traci wszelką nadzieję, że ta sytuacja może się kiedykolwiek zmienić. Rozpacz dotyka całego człowieka, wszystkich jego sfer i funkcji życiowych. Przejawia się poprzez bardzo bolesne stany emocjonalne oraz towarzyszące im dokuczliwe, niepokojące myśli, przekonania i oczekiwania. Rozpaczy towarzyszą także cierpienia fizyczne, dotykające zwłaszcza tych organów i funkcji cielesnych, które związane są z oddychaniem i trawieniem. Rozpacz paraliżuje ludzką wolność, blokuje zdolność podejmowania decyzji, powoduje lęk przed kontaktem z ludźmi oraz sprawia, że najzwyklejsze codzienne zadania i obowiązki wydają się wyzwaniami przekraczającymi ludzkie możliwości Człowiek dotknięty rozpaczą zawęża swoją percepcję siebie i świata. Widzi tylko to, co niepokoi i zagraża. Rozpacz powoduje dramatyczne zawężenie pragnień. Największą aspiracją staje się wtedy szukanie doraźnej ulgi i zapomnienia o cierpieniu. A czasem już tylko pragnienie śmierci. Człowiek zrozpaczony ma ponadto zaburzoną postawę wobec czasu. Staje się niewolnikiem przeszłości lub przyszłości, w zależności od tego, gdzie upatruje źródło swojego cierpienia i zagrożenia. Rozpacz powoduje utratę kontaktu z teraźniejszością oraz utratę nadziei.
Rozpacz może mieć różne uwarunkowania. Czasami bywa uwarunkowana organicznie, zwłaszcza na skutek powikłań neurologicznych (np. uszkodzenie mózgu) lub zaburzonego funkcjonowania hormonalnego (np. niedoczynność lub nadczynność tarczycy). Może być także symptomem zaburzeń psychicznych. W obu przypadkach konieczne stają się szczegółowe badania medyczne i/lub psychologiczne, aby postawić właściwą diagnozę i zaprogramować odpowiednie leczenie lub terapię. Niniejsze opracowanie nie dotyczy jednak tego typu przypadków rozpaczy. W naszych analizach chcemy skupić się na sytuacji, w której dana osoba popada w rozpacz mimo, że nie występują u niej zmiany organiczne czy zaburzenia psychiczne, które tłumaczyłyby pojawienie się desperacji. Chodzi zatem o sytuacje, w których dana osoba stoi w obliczu zadania, by pomóc samej sobie w zrozumieniu sensu oraz w przezwyciężeniu rozpaczy.Teologiczny sens rozpaczyW jakimś stopniu doświadczenie rozpaczy dotyka niemal każdego człowieka. Podobnie jak inne formy intensywnego cierpienia, może mieć ona dwa główne źródła. Może być ceną za słabość i grzech lub – w szczególnych okolicznościach – ceną za miłość. Najczęściej rozpacz jest powiązana z ludzką słabością i grzechem. Pojawia się jako konsekwencja krzywdy, której dany człowiek doświadcza lub którą sam sobie wyrządza. Rozpacz odsłania zatem podstawowe prawdy antropologiczne. Sygnalizuje ona tę podstawową prawdę, że być człowiekiem to być kimś niedoskonałym i zagrożonym. Człowiek jest jedynym bytem na tej ziemi, która potrafi krzywdzić nie tylko innych, ale nawet samego siebie. Być człowiekiem to być kimś zagrożonym od wewnątrz: własną słabością, naiwnością, grzechem, uzależnieniami. To jednocześnie być kimś zagrożonym z zewnątrz, czyli ze strony innych ludzi. To być zagrożonym ich egoizmem, cynizmem czy okrucieństwem. Krzywda i grzech prowadzi do najbardziej drastycznej formy rozpaczy, którą możemy nazwać rozpaczą egzystencjalną. Oznacza ona niemal zupełny paraliż podstawowych władz ludzkich: świadomości i wolności. Rozpacz egzystencjalna przybiera najbardziej dramatyczną formę wtedy, gdy „ludzie zwiedzeni przez Złego, znikczemnieli w myślach swoich i prawdę Bożą zamienili na kłamstwo, służąc raczej stworzeniu niż Stworzycielowi, albo też, żyjąc i umierając na tym świecie bez Boga, narażeni są na rozpacz ostateczną” (KKK, 844).

Istnieje także inna forma rozpaczy, którą możemy nazwać rozpaczą emocjonalną. Tego typu rozpacz nie paraliżuje ludzkiej świadomości i wolności. Sprawia natomiast, że dojrzałe korzystanie z tych władz staje się niezwykle trudne. Rozpacz egzystencjalna to sytuacja, w której desperacja i lęk są silniejsze od człowieka. Rozpacz emocjonalna to sytuacja, w której człowiek okazuje się silniejszy od swoich bolesnych doświadczeń. To sytuacja, w której człowiek potrafi zaskakiwać samego siebie i innych ludzi wytrwałością i siłą woli. Tego typu rozpacz może towarzyszyć jakiejś długotrwałej chorobie czy kalectwu. „Choroba może prowadzić do niepokoju, do zamknięcia się w sobie, czasem nawet do rozpaczy i buntu przeciw Bogu””(KKK, 1501).
Rozpacz emocjonalna może być też w jakimś stopniu ceną za miłość. Najczęściej rozpacz jest ceną za miłość w jakimś stopniu niedojrzałą. Z taką sytuacją mamy do czynienia choćby wtedy, gdy ktoś stawia sobie wymagania, których człowiek nie jest w stanie udźwignąć. Tego typu sytuację przeżył np. znany zakonnik kanadyjski, autor wielu publikacji z zakresu duchowości – Henri J.M. Nouwen, który w sposób ogromnie ofiarny pomagał ludziom przeżywającym kryzys duchowy, moralny czy psychiczny. Czynił to kosztem własnego zdrowia. Nie miał chwili czasu na odpoczynek. Ceną za taki tryb życia było popadnięcie w dwuletnią głęboką depresję. W analogicznej sytuacji znajdują się ludzie, którzy nieraz heroicznie próbują pomagać najbliższym, przeżywającym dramatyczny kryzys, np. w postaci alkoholizmu czy narkomanii.
Rozpacz emocjonalna może być – chociaż raczej tylko w zupełnie skrajnych przypadkach – ceną za dojrzałą miłość. Najbardziej czytelnym przykładem takiej sytuacji jest Chrystus przeżywający dramatyczny lęk w Ogrójcu. Pocenie się krwią świadczyło o niezwykłej intensywności owego lęku psychicznego, któremu towarzyszyły dramatyczne cierpienia somatyczne.
Rozpacz – zwłaszcza ta, która jest konsekwencją grzechu czy doznanej krzywdy – może prowadzić nie tylko do dramatycznego kryzysu psychicznego, lecz także do głębokiego kryzysu religijnego. Zdarza się bowiem, że „wskutek rozpaczy człowiek przestaje oczekiwać od Boga osobistego zbawienia, pomocy do jego osiągnięcia lub przebaczenia grzechów” (KKK, 2091).Psychologiczny sens rozpaczy
W aspekcie psychologicznym rozpacz to jeden z najbardziej bolesnych stanów emocjonalnych. Rozumienie rozpaczy w tym wymiarze wymaga rozumienia psychicznego znaczenia ludzkiej emocjonalności. Emocje można zdefiniować jako sposoby przeżywania wszystkiego, co dzieje się w danym człowieku i w jego kontakcie ze światem zewnętrznym. W zależności od okoliczności człowiek przeżywa przyjemne odczucia (np. radość, satysfakcję, poczucie bezpieczeństwa) lub bolesne nastroje (np. niepokój, wstyd, poczucie winy, depresję, gniew, nienawiść, desperację). W każdym przypadku emocje spełniają ważną funkcję psychiczną, gdyż stają się dla nas cennym źródłem informacji o naszym aktualnym położeniu. Informacje te są tym cenniejsze, że w dużej mierze pozostają niezależne od naszej woli, od naszych przekonań, oczekiwań czy pragnień.Człowiek nie ma bowiem bezpośredniej władzy nad emocjami. Nie może ich sobie po prostu nakazać czy zakazać. Jeśli chcemy postępować w sposób odpowiedzialny, to powinniśmy korzystać z informacji, które docierają do nas drogą emocjonalną. Im większy bowiem mamy dostęp do informacji o nas samych i o naszej sytuacji życiowej, tym większą mamy szansę na odpowiedzialne postępowanie. Emocje są darem od Boga, są drugim – obok myślenia – źródłem informacji o nas samych i o naszym postępowaniu.Właściwie wykorzystywane emocje stają się rodzajem cennego przyjaciela, który nas informuje o naszej sytuacji życiowej i który jednocześnie mobilizuje nas do wykorzystania tych informacji. Gdy człowiek unika kontaktu z emocjami, wtedy nie tylko traci szansę na poznanie samego siebie, ale jednocześnie ryzykuje, że emocje, których sobie nie uświadamia, zaczną kierować jego myśleniem, postępowaniem i w końcu całym życiem. Dla przykładu, jeśli ktoś przeżywa zazdrość i nie ma odwagi, by sobie to uświadomić, to nieuświadomiona zazdrość będzie nadal kierowała jego postępowaniem. Człowiek nie może przecież zapanować nad czymś, z czego nie zdaje sobie sprawy. Jeśli natomiast zdemaskuje swoją zazdrość, to ma szansę czuwać, by nie skrzywdzić osoby, której zazdrości, a jednocześnie ma szansę odkryć i wyeliminować źródło zazdrości, np. skłonność do porównywania się z innymi.

Dojrzałość w sferze emocjonalnej nie oznacza, że przeżywamy jedynie miłe uczucia i że nie doświadczamy żadnych bolesnych stanów emocjonalnych. Taka sytuacja byłaby przejawem zaburzenia, gdyż emocje informują nas o naszej sytuacji życiowej, a w życiu każdego człowieka przynajmniej czasami pojawiają się sytuacje bolesne i niepokojące. Z tego względu także Jezus Chrystus przeżywał różne stany emocjonalne: od radości i wzruszenia do gniewu, niepokoju, lęku i dramatycznego cierpienia w Ogrójcu czy na krzyżu. Jednym błędem jest zatem próba ucieczki od emocji, np. za pomocą substancji uzależniających czy leków psychotropowych. Drugą skrajnością jest bierne uleganie emocjom. Dojrzałość natomiast to sytuacja, w której emocje informują człowieka o jego aktualnej sytuacji życiowej, lecz nim nie rządzą.

Dojrzały człowiek kieruje się bowiem miłością, prawdą i odpowiedzialnością, a nie emocjami.

Dojrzałość w sferze emocjonalnej oznacza ponadto odkrycie, że bolesne emocje nie są nieszczęściem. Są natomiast ważną, chociaż bolesną informacją. Szczęście to nie dobre samopoczucie emocjonalne, lecz to konsekwencja życia w miłości i prawdzie. Człowiek dojrzały czyni nie to, co w danej sytuacji jest emocjonalnie przyjemniejsze lecz to, co jest wartościowsze. Miłość i odpowiedzialność jest zwykle trudniejsza niż wygodnictwo i egoizm. Ale wygodnictwo i egoizm prowadzi do postępowania, którego człowiek zaczyna się z czasem wstydzić i żałować. Natomiast wierność miłości i prawdzie owocuje radością, poczuciem bezpieczeństwa i wewnętrznym pokojem.
Żyjąc na tej ziemi po grzechu pierworodnym, nie mamy alternatywy: żyć w dobrym nastroju albo cierpieć. W każdym ludzkim życiu pojawia się jedno i drugie. Jeśli dla kogoś celem życia jest szukanie dobrego nastroju za wszelką cenę, także kosztem sumienia, miłości i prawdy, to taki człowiek będzie coraz bardziej rozgoryczony i nieszczęśliwy. Jeśli natomiast za cel życia postawi sobie ktoś postępowanie na miarę Bożego powołania, na miarę miłości i odpowiedzialności, to taki człowiek może być szczęśliwy mimo, że także w jego życiu będzie nadal miejsce na emocjonalny ból, cierpienie i niepokój.
Chrześcijańska postawa wobec rozpaczy 
Więcej chyba wiemy o procesie rozpaczy i desperacji niż o procesie zawierzenia czy odzyskiwania nadziei. Spróbujmy jednak rzucić nieco światła na chrześcijańską postawę wobec rozpaczy. Chrześcijanin to realista. To ktoś, kto zdaje sobie sprawę, że po grzechu pierworodnym każdy człowiek pozostaje w jakimś stopniu niespokojny w obliczu prawdy o sobie, w obliczu własnej sytuacji egzystencjalnej i własnych przeżyć. W tej sytuacji zdobycie się na wewnętrzne wyciszenie, na dojrzałość i równowagę jest możliwe tylko wtedy, gdy sercem, wolą i rozumem przylgniemy do Chrystusa – jedynego Zbawiciela człowieka. “W życiu chrześcijańskim sam Duch Święty wypełnia swoje dzieło, pobudzając całość bytu człowieka, wraz z jego cierpieniami, obawami, smutkami, jak to jawi się w agonii i męce Pana. W Chrystusie uczucia ludzkie mogą otrzymać swoje spełnienie w miłości i boskim szczęściu” (KKK 1769). W Chrystusie może zostać pokonana także rozpacz. Nie następuje to jednak w sposób automatyczny. Przezwyciężenie rozpaczy wymaga troski o dojrzałość psychiczną (łaska bazuje przecież na naturze) oraz troski o dojrzałość religijną.
Dojrzałość psychiczna oznacza, że dany człowiek traktuje rozpacz jako sygnał, jako informację o aktualnej sytuacji życiowej, a nie jako nieszczęście, wobec którego nie pozostaje nic innego jak tylko poddanie się bezradności czy wyzbycie się wszelkiej nadziei. Dojrzałość psychiczna oznacza ponadto, że osoba doświadczająca rozpaczy nie poddaje się nadmiernej koncentracji na sobie i na własnych przeżyciach, ani też nie ulega pokusie uciekania od bolesnych przeżyć, np. przez alkohol, narkotyk, lek psychotropowy, nadaktywność, unikanie ciszy czy samotności. Chrystus jest najdoskonalszym wzorem dojrzałości psychicznej w obliczu dramatycznego cierpienia. W Ogrójcu i na krzyżu przeżywa On agonalny niemal lęk. Czuje się kimś opuszczonym i zapomnianym. Wykrzykuje najbardziej dramatyczne słowa, jakie zostały zapisane w Ewangelii: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił” (Mt 27, 46). Ukrzyżowany Jezus przeżywa emocjonalną rozpacz. Jednak okazuje się silniejszy od doświadczanych emocji i zdobywa się na postawę zawierzenia: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego” (Łk 23, 46). Dojrzałość psychiczna to sytuacja, w której człowiek jest silniejszy od swoich stanów emocjonalnych, które stanowią przecież jedynie część jego rzeczywistości.
Sama jednak dojrzałość psychiczna nie wystarczy, by człowiek poradził sobie z własną rozpaczą. Potrzebna jest takżedojrzałość religijna. Przejawia się ona w zdolności do prawidłowego rozpoznania genezy rozpaczy, a także w umiejętnościodczytania duchowego przesłania, które rozpacz ze sobą niesie. Jeśli rozpacz jest ceną za grzech, to człowiek dojrzały rozumie, że warunkiem przezwyciężenia rozpaczy jest uczciwy rachunek sumienia i stanowcze nawrócenie. Jeśli rozpacz jest konsekwencją doznanej krzywdy, niezawinionej choroby czy innych dramatycznych doświadczeń, to dojrzały człowiek potrafi – w zjednoczeniu z Chrystusem – cierpliwie trwać pod krzyżem. Jeśli zaś rozpacz jest ceną za niedojrzałą miłość czy za stawianie sobie wymagań, które przekraczają ludzkie możliwości, to dojrzały chrześcijanin potrafi wyciągać wnioski z tego typu doświadczeń. Potrafi uznać granice własnych sił fizycznych, psychicznych i duchowych. Potrafi w pokorze przyjąć fakt, że nikt z ludzi nie jest zobowiązany do heroizmu. Potrafi zrozumieć, że jego dotychczasowa postawa w jakimś aspekcie wiązała się z naiwnością czy wyrażała niedojrzałą miłość.Dojrzały chrześcijanin to ktoś, kto – na wzór Chrystusa – zawierza się Bogu Ojcu w godzinie osamotnienia, cierpienia i rozpaczy. Ale to także ktoś, kto rozumie, że owo zawierzenie i zaufanie Bogu musi być połączone z wysiłkiem uczynienia wszystkiego, co leży w naszej mocy, by poprawić naszą sytuację życiową, która doprowadziła do rozpaczy. Znamienna w tym względzie jest modlitwa o pogodę ducha, do której odwołują się trzeźwiejący alkoholicy, a zatem ludzie, którzy niejednokrotnie doświadczyli rozpaczy i poczucia bezsilności w najbardziej skrajnej postaci. Oto treść tej modlitwy: „Boże, użycz mi pogody ducha, abym zmieniał to, co zmienić mogę, cierpliwości, abym znosił to, czego zmienić nie mogę oraz mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego”.Zajęcie dojrzałej postawy wobec rozpaczy sprawia, że nie musi prowadzić ona do zniechęcenia, desperacji czy buntu, lecz może stać się dla dotkniętego nią człowieka „drogą do większej dojrzałości, może pomóc lepiej rozeznać w swoim życiu to, co nieistotne, aby zwrócić się ku temu, co istotne” (KKK, 1501). Kluczową rolę pełni tu zdolność zawierzenia się Bożej miłości i ofiarowanie Bogu własnego cierpienia, zwłaszcza tego, które płynie z wierności wobec woli Bożej. Człowiek zawierzenia to ktoś, kto nawet w godzinie rozpaczy doświadcza, że jest kochany i kto nie traci nadziei na nową przyszłość. Staje się wtedy pielgrzymem, który zmierza z ziemi bólu i rozpaczy do obiecanej ziemi radości i błogosławieństwa. „Wszystko, co najważniejsze, zależy od nadziei. Jaka jest nadzieja pielgrzyma, taka jest jego przyszłość i jego stosunek do przyszłości, taki jest także jego styl przeżywania teraźniejszości i taki wreszcie jest sens oraz rozmiar przestrzeni, w której żyje” (J. Tischner, Myślenie według wartości, Znak, Kraków 1994, s.437). Prawdziwe spotkanie z Bogiem i zawierzenie się Jego miłości przynosi Boży pokój i nieoczekiwaną radość. Tej właśnie Bożej, nieoczekiwanej radości życzę wszystkim Czytelnikom na progu trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa.

ks. dr Marek Dziewiecki

http://www.katolik.pl/miedzy-rozpacza-a-zawierzeniem,23556,416,cz.html?s=3
**********

 Przygotowanie do dnia jutrzejszego : WSPOMNIENIE ŚW. JANA PAWŁA II, PAPIEŻA

Giuliano Raffo SJ

Modlitwa poranna Kościoła

Pastores

 

 

Modlitwa poranna Kościoła

Tomy Nauczania papieskiego w ciągu 26 lat pontyfikatu – gromadzące przesłania, przemówienia, homilie, katechezy – oraz inne publikacje Jana Pawła II zajmują sporo miejsca na bibliotecznych półkach. Do bogatej spuścizny literackiej Ojca Świętego należą też katechezy o psalmach jutrzni. Małe objętościowo, ale bogate duchowością, są zapisem katechez papieskich wygłoszonych podczas środowych audiencji generalnych. Jako komentarz do psalmów modlitwy porannej Kościoła, dają bodźce do refleksji dla księży, zakonników, zakonnic i świeckich.

Zasługa autora jest podwójna. Przede wszystkim przypomina on księżom o znaczeniu codziennej medytacji: zwykle jest się wiernym sprawowaniu Mszy świętej i odmawianiu Liturgii godzin, ale czasem pod ciężarem zadań duszpasterskich i obowiązków administracyjnych brakuje czasu na modlitwę myślną. Poza tym dostarcza użytecznej pomocy dla nadania jedności codziennym praktykom duchowym, zbierając chwile modlitwy wokół centralnej myśli, która będzie światłem na cały dzień. Wiele osób zresztą tak postępuje, czerpiąc myśli do medytacji z czytań mszalnych lub właśnie z psalmów zawartych w brewiarzu.

Jest to zachęta, którą Papież wypowiedział, rozpoczynając swe katechezy o psalmach: “Pragnę, by były one (…) pomocą w modleniu się tymi samymi słowami, którymi posługiwał się Jezus i które od tysięcy lat są obecne w modlitwie Izraela i Kościoła“. Jego zamiarem w przedstawianiu tych refleksji było “wydobycie z Psalmów zwłaszcza ich religijnego sensu, by ukazać, w jaki sposób teksty te, napisane wiele wieków temu przez wierzących żydów, mogą być włączone w modlitwę uczniów Chrystusa“.

Struktura tekstu jest taka, że nie ma ciągłości bądź łącznika w komentarzach do psalmów. Nie można zatem przedstawić ich wspólnego obrazu.
Aby prześledzić tok myślenia autora, przyjrzymy się w sposób szczególny komentarzowi do psalmów z niedzieli pierwszego tygodnia, które często się powtarzają, ponieważ są używane podczas uroczystości, świąt i we wspomnienia mające własne antyfony. Następnie, aby lepiej oddać styl komentarzy, przedstawimy kilka innych rozważań odnoszących się do psalmów wyrażających różne intencje modlitwy: uwielbienie, dziękczynienie, zaufanie, prośbę o pomoc lub przebaczenie.
Jutrznia z niedzieli pierwszego tygodnia

Psalm 63 – “Boże, mój Boże – “jest Psalmem mistycznej miłości, sławiącym całkowite zjednoczenie z Bogiem”. Jest pierwszą pieśnią pragnienia (“pragnie Ciebie moja dusza”): o świcie, jak sucha ziemia pragnie, by została nawodniona ulewą, tak wierzący pragnie Boga, żeby zostać przez Niego napełnionym. Podobną myśl zawiera Psalm 42: “Jak łania pragnie wody ze strumieni, tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże”. Św. Teresa z Avila pisze, że “pragnienie wyraża tęsknotę za czymś, ale tęsknotę tak dojmującą, że umieramy, jeśli nie zostanie zaspokojona”.

Po pieśni o pragnieniu następują wersety o głodzie (“Moja dusza syci się obficie”): obraz uczty przywołuje na myśl świętą ucztę, na którą wejdą wierzący będący w komunii z Bogiem, a zwłaszcza ucztę eucharystyczną przygotowaną przez Chrystusa w Wieczerniku. “Posilona mistycznym pokarmem komunii z Bogiem, dusza «lgnie» do Niego (…). Nieprzypadkowo mowa jest o uścisku, o niemal fizycznym zjednoczeniu (…) [«do Ciebie lgnie moja dusza»]. Nawet kiedy ogarnia nas ciemna noc, czujemy, że Bóg osłania nas swoimi skrzydłami, podobnie jak arka przymierza okryta jest skrzydłami cherubinów [«w cieniu Twych skrzydeł wołam radośnie»].” Gdy ten psalm jest odczytywany w świetle tajemnicy paschalnej, wówczas “nasze pragnienie i głód Boga zaspokaja Chrystus ukrzyżowany i zmartwychwstały”. Krew i woda, które wypłynęły z boku Chrystusa, są – jak powiada św. Jan Chryzostom – symbolami chrztu i Eucharystii, pokarmem, którym Chrystus nas syci.

Pieśń “Błogosławcie Pana, wszystkie dzieła Pańskie” została zaczerpnięta z Księgi proroka Daniela (Dn 3,57-88.56). “Ten litanijny tekst dokonuje jak gdyby przeglądu wszystkich rzeczy. Zwraca się najpierw ku słońcu, księżycowi i ciałom niebieskim; obejmuje spojrzeniem niezmierzony obszar wód, wznosi się ku górom, wymienia najróżniejsze stany pogody; przechodzi od zimna do ciepła, od światła do ciemności; rozpatruje świat nieożywiony i roślinny, skupia się na różnych gatunkach zwierząt. W kolejnych strofach opis rzeczywistości ogarnia cały wszechświat: przywołuje aniołów Bożych, wymienia wszystkich «synów człowieczych», ale szczególną uwagę poświęca Ludowi Bożemu, Izraelowi, jego kapłanom, sprawiedliwym.”

Pieśń trzech izraelskich młodzieńców, pragnących dochować wierności Przymierzu, przywołuje na myśl Pieśń zwycięstwa z Księgi Wyjścia, odczytywaną podczas Wigilii Paschalnej: tutaj droga otwarta dla Izraelitów pośród wód zapowiada nową drogę, którą Chrystus swoją śmiercią i swoim zmartwychwstaniem otworzy dla ludzkości. Podobnie Kantyk trzech młodzieńców, odmawiany w niedzielę – cotygodniową Paschę wierzących – wyraża “dziękczynienie za wielkie dzieła, jakich Bóg dokonał”, tak podczas stworzenia, jak przede wszystkim w tajemnicy paschalnej. Z tymi samymi uczuciami, jakie mieli ci trzej młodzieńcy w piecu, św. Franciszek dostrzegał poprzez piękno stworzenia miłość Bożą i “zaznawszy (…) najdotkliwszych cierpień cielesnych i duchowych, układał Pieśń brata słońce”.

Psalm 149 – “Śpiewajcie Panu pieśń nową” – zanoszony przez wierzących do Boga na początku dnia jest radosnym chórem, któremu towarzyszą tańce oraz dźwięki bębnów i cytry. “Modlitwa, do której zachęca ten Psalm, to dziękczynienie płynące z serca przepełnionego religijnym uniesieniem.” Jednak – co zauważono w komentarzu – “wydaje się dziwne, że w tym samym wersecie Psalmu znajdujemy «chwałę Bożą w ustach» oraz «miecz obosieczny w ich ręku»”. Pozorną sprzeczność wyjaśnia to, iż chodzi o “«wiernych» uczestniczących w walce wyzwoleńczej”, jak ta z czasów Machabeuszów, prowadzonej po to, aby lud ponownie mógł służyć Bogu.

“W dzisiejszym kontekście naszej modlitwy owa symbolika wojenna obrazuje postawę nas, wierzących, którzy po uwielbieniu Boga poranną pieśnią wchodzimy w świat pełen zła i niesprawiedliwości.” Ale ponieważ Pan stoi obok nas, zwycięstwo nad złem jest pewne: “Pan pokornych wieńczy zwycięstwem”.
Psalmy wyrażające różne intencje

Psalmy wielbiące Boga

Psalm 93 – “Pan króluje, oblókł się w majestat – należy do grupy psalmów (93,96-99) określanych jako “hymny na cześć Pana-Króla”. “Psalmista wysławia królewskie czyny Boga, czyli Jego skuteczną i zbawczą działalność, której owocem jest stworzenie świata i odkupienie człowieka. (…) Pan przebywa wśród swego ludu jako potężny (…) Zbawca.” Jego moc przewyższa huk wody: “Rzeki swój głos podnoszą, (…) ale Pan jest potężny w niebie”. “Rzeki i wody «podnoszące swój głos» przedstawiają, według Orygenesa, «znaczące postaci proroków i apostołów», którzy «sławią i głoszą chwałę Pana».” Natomiast św. Augustyn zauważa, że “przy wzburzonym morzu świata barka Kościoła wydawała się kołysać niebezpiecznie, (…) lecz Pan «chodził po morzu i uśmierzył fale»”.

W krótkim Psalmie 100 – “Wykrzykujcie na cześć Pana wszystkie ziemie – psalmista zachęca wierzących do wielbienia Boga, Pasterza swojego ludu. “Przywodzi to na myśl procesję liturgiczną, która wchodzi do świątyni syjońskiej, by sprawować obrzęd ku czci Pana: «W Jego bramy wstępujcie z dziękczynieniem».” Komentarz koncentruje się na siedmiu wyrażeniach w trybie rozkazującym. Określenia: “Wykrzykujcie na cześć Pana”, “Służcie Panu z weselem”, “Stańcie przed obliczem Pana z okrzykami radości”, “W Jego bramy wstępujcie” wskazują na gesty liturgiczne spełniane przez wierzących, którzy wchodzą do świątyni. Słowa: “Wiedzcie”, “Chwalcie Jego”, “Błogosławcie Jego imię” wyrażają wiarę w Pana i uwielbienie Go, ponieważ jest dobry i wierny.
Psalmy dziękczynne

W Psalmie 67 – “Niech Bóg się zmiłuje nad nami i nam błogosławi” starożytny hebrajski autor zanosi do Pana pieśń dziękczynną i wplata w swoje uwielbienie wszystkie ludy: “Niech Ciebie, Boże, wysławiają ludy, niech wszystkie narody oddają Ci chwałę”. Psalm zaczyna się i kończy usilną prośbą o Boże błogosławieństwo, którego skutkiem ma być urodzaj: “Ziemia wydała swój owoc”. “To samo zdanie zainteresowało Ojców Kościoła, którzy obraz rolniczy przełożyli na język symboli.” Orygenes odniósł ten werset do Maryi Panny i Eucharystii, a św. Augustyn do owocu nawrócenia, czyli do owocu zebranego dzięki głoszeniu słowa Bożego przez apostołów.

Również Psalm 118 – “Dziękujcie Panu, bo jest dobry – odmawiany we wszystkie niedziele albo podczas jutrzni, albo w trakcie modlitwy w ciągu dnia, jest hymnem dziękczynnym. Można przypuszczać, że powstał dla celów liturgicznych w czasach świątyni jerozolimskiej. Procesja zaczyna się “wśród namiotów sprawiedliwych”, czyli w domach wierzących, i dociera do “bramy sprawiedliwości”, do świętej bramy świątyni, przez którą “wejdą sprawiedliwi”. Sprawiedliwy był jak “kamień odrzucony”, ale Pan go podtrzymał i dzięki temu pokonał on wrogów Izraela – za to zanosi się dziękczynienie. Symbol “kamienia odrzuconego przez budujących, który stał się kamieniem węgielnym” został odniesiony przez Chrystusa do Niego samego. Św. Ambroży zauważa, że “Chrystus jest skałą, (…) również swemu uczniowi Chrystus zechciał dać to piękne imię” i wzywa chrześcijanina: “Również i ty staraj się być skałą”, aby być wewnątrz Kościoła.
Psalmy wyrażające zaufanie

Psalm 84 – “Jak miłe są Twoje przybytki – jest “to pełna słodyczy pieśń, przepojona mistyczną tęsknotą za Bogiem życia (…). Tłem całego Psalmu jest świątynia, do której zdąża pielgrzymka wiernych”. Obraz ptaków zakładających swoje gniazda w cieniu świątyni przedstawia szczęście przebywających w domu Pańskim, ale szczęśliwszy jest ten, kto postanawia podjąć pielgrzymkę wiary, której celem jest Pan. Ojcowie Kościoła kładą szczególny nacisk na “pielgrzymowanie” – starożytna tradycja ukazuje je jako “«wstępowanie» do świętego miasta”. Było ono “symbolem stałego dążenia sprawiedliwych do «wiecznych przybytków»”. Dlatego psalm ten kończy się wezwaniem: “Panie Zastępów, szczęśliwy człowiek, który ufa Tobie”.

Psalm 108 – “Gotowe jest serce moje, Boże – powstał z części dwóch innych psalmów (57,8-12 i 60,8-14), które – w ten sposób połączone – stworzyły nową modlitwę. Część pierwsza zaczyna się hymnem pochwalnym na cześć Boga (“Będę Cię chwalił wśród ludów, Panie”), po czym następuje wezwanie (“Wznieś się ponad niebiosa, Panie, (…) aby ocaleli, których Ty miłujesz”). Orygenes, odnosząc te słowa do Chrystusa, stwierdza: “Pan jest ukrzyżowany i wywyższony po to, by wyzwoleni zostali ci, których On miłuje”. W drugiej części Bóg “występuje jako rozjemca i pan całej ziemi”, dlatego “ponownie się objawi, wspomagając i prowadząc swój lud”. Św. Hieronim interpretuje to ostatnie pouczenie psalmisty w duchu chrześcijańskim: “Masz Chrystusa i lękasz się? On będzie naszą mocą, On naszym chlebem, On naszym przewodnikiem”.
Psalmy proszące o pomoc

Psalm 5 – “Usłysz, Panie, moje słowa – jest modlitwą poranną, którą “znamionuje napięcie i lęk przed nadchodzącymi niebezpieczeństwami i utrapieniami”. Jak to często się dzieje w psalmach błagalnych, występują w nim trzy postacie: Bóg (“Bo Ty nie jesteś Bogiem, któremu miła nieprawość”), źli ludzie, których długą listę przedstawia psalmista (nieprawy, złoczyńca, kłamca, podstępny, żądny krwi), oraz wierzący (“Wejdę do Twojego domu”). “Poranna modlitwa w świątyni daje człowiekowi wierzącemu siłę potrzebną, by stawić czoło jakże często nieprzyjaznemu światu.” On wie, iż “rozpoczynający się dzień, nawet jeśli przyniesie trudy i niepokój, będzie zawsze opromieniony słońcem Bożego błogosławieństwa”.

Również Psalm 77 – “Głos mój się wznosi do Boga, gdy wołam – jest błaganiem zanoszonym do Boga na początku pełnego udręki dnia. Modlący się, po bezsennej nocy, odczuwając ciężar Bożego milczenia, zastanawia się, dlaczego Pan odrzuca go i zapomina o swojej wcześniejszej czułości: “Czy Bóg zapomniał o litości?”. Tymczasem w drugiej części prośby wierzący potwierdza swoją wiarę także w dniu cierpienia, wspominając “zbawczą przeszłość, która miała swą epifanię światła w stworzeniu i wyzwoleniu z niewoli egipskiej”. W ten sposób Psalm “wyraża pośrednio pewność, że Bóg będzie nas znów prowadził do zbawienia”.
Psalmy proszące o przebaczenie

Psalm 51 – “Zmiłuj się nade mną, Boże, w łaskawości swojej – jest najsławniejszym z psalmów pokutnych (Miserere), który tradycja żydowska włożyła w usta króla Dawida, wezwanego do pokuty surowymi słowami przez proroka Natana, a który Liturgia godzin każe nam powtarzać w każdy piątek. “Psalm 51 ukazuje dwa horyzonty. Z jednej strony jest mroczna kraina grzechu, w której znajduje się człowiek od samego początku swego istnienia (…), [i jest duchowa kraina, opromieniona łaską].” Jest więc obecne “żywe poczucie grzechu, który pojmowany jest jako wolny wybór”, i zarazem “żywe przekonanie o możliwości nawrócenia” szczerze żałującego grzesznika oraz “mocno zakorzenione przekonanie o Bożym przebaczeniu, które (…) przemienia [grzesznika] w nowe stworzenie”.

Wreszcie Psalm 143 (1-11) – “Usłysz, Panie, modlitwę moją – będący ostatnim z siedmiu psalmów pokutnych, którymi w tradycji chrześcijańskiej posługiwano się, by prosić o przebaczenie grzechów. Psalm ten był szczególnie drogi św. Pawłowi, gdyż zdanie: “Nikt z żyjących nie jest sprawiedliwy przed Tobą” “stało się podstawą nauczania Apostoła o grzechu i łasce (…). Modlący się człowiek [zwraca się] do Boga, wiernego obietnicom zbawienia, (…) [i] prosi Boga, by go nie sądził: [«Nie wzywaj na sąd swojego sługi»]”. Następnie opisuje swą dramatyczną sytuację, z którą się boryka. Serce “zamiera”, ale wspomnienie cudów dokonanych w przeszłości przez Boga zapala iskrę nadziei, z której rodzą się wezwania: “Nie ukrywaj przede mną swojego oblicza”, “Wybaw mnie, Panie, od moich wrogów”, “Naucz mnie spełniać Twoją wolę”. Komentarz przynosi podsumowanie: “Powinniśmy powtarzać te godne podziwu słowa. Musimy zrozumieć, że dla nas największym dobrem jest zjednoczenie naszej woli z wolą Ojca niebieskiego”.

Giuliano Raffo SJ

z włoskiego tłumaczył: Grzegorz Niedźwiedź OFM

http://www.katolik.pl/modlitwa-poranna-kosciola,991,416,cz.html

O autorze: Słowo Boże na dziś