Atak Złego następuje zazwyczaj wtedy, gdy jesteśmy u kresu sił-Niedziela, 14 lutego 2016r.-I Niedziela Wielkiego Postu

Myśl dnia

Wierzę, że im bardziej się kocha, tym więcej się czyni.

Vincent van Gogh

_________________
Ważne jest, by nigdy nie przestać pytać. Wielki płomień rodzi się z małej iskry.
Dante
________________
milosc-to-jest-to-co-pozostaje
_____________________
„Miłość nie pamięta złego” (1 Kor 13,5).
_____________________
121464_pustynia_slady_czlowiek
Jezu, Synu Boży, karmię się Twym słowem, aby nie zwiódł mnie podszept złego ducha.
Pragnę jak Ty wytrwać w wierności Ojcu. Bądź ze mną, zwłaszcza gdy odczuję samotność pustyni.
_________________________________________________________________________________________________

Słowo Boże

_________________________________________________________________________________________________

I NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU, ROK C

PIERWSZE CZYTANIE (Pwt 26,4-10)

Wyznanie wiary ludu wybranego

Czytanie z Księgi Powtórzonego Prawa.

„Kapłan weźmie z twoich rąk koszyk i położy go przed ołtarzem Pana Boga twego. A ty wówczas wypowiesz te słowa wobec Pana Boga swego:
»Ojciec mój, Aramejczyk błądzący, zstąpił do Egiptu, przybył tam w niewielkiej liczbie ludzi i tam się rozrósł w naród ogromny, silny i liczny.
Egipcjanie źle się z nami obchodzili, gnębili nas i nałożyli na nas ciężkie roboty przymusowe. Wtedy myśmy wołali do Pana, Boga przodków naszych. Usłyszał Pan nasze wołanie, wejrzał na naszą nędzę, nasz trud i nasze uciemiężenie. Wyprowadził nas Pan z Egiptu mocną ręką i wyciągniętym ramieniem wśród wielkiej grozy, znaków i cudów. Zaprowadził nas na to miejsce i dał nam ten kraj opływający w mleko i miód.
Teraz oto przyniosłem pierwociny płodów ziemi, którą dałeś mi, Panie«.
Rozłożysz je przed Panem Bogiem swoim i oddasz pokłon Panu Bogu swemu”.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 91,1-2.10-11,12-13.14-15)

Refren:Bądź ze mną, Panie, w moim utrapieniu.

Kto się w opiekę oddał Najwyższemu *
i mieszka w cieniu Wszechmocnego,
mówi do Pana: „Tyś moją ucieczką i twierdzą, *
Boże mój, któremu ufam”.

Nie przystąpi do ciebie niedola, *
a cios nie dosięgnie twego namiotu.
Bo rozkazał swoim aniołom, *
aby cię strzegli na wszystkich twych drogach.

Będą cię nosili na rękach, *
abyś nie uraził stopy o kamień.
Będziesz stąpał po wężach i żmijach, *
a lwa i smoka podepczesz.

Ja go wybawię, bo przylgnął do Mnie, *
osłonię go, bo poznał moje imię.
Będzie Mnie wzywał, a Ja go +
i będę z nim w utrapieniu, *
wyzwolę go i sławą obdarzę.

DRUGIE CZYTANIE (Rz 10,8-13)

Wyznanie wiary prowadzi do zbawienia

Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Rzymian.

Bracia:
Cóż mówi Pismo? „Słowo jest blisko ciebie, na twoich ustach i w sercu twoim”. A jest to słowo wiary, którą głosimy. Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych, osiągniesz zbawienie. Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej do zbawienia. Wszak mówi Pismo: „Żaden, kto wierzy w Niego, nie będzie zawstydzony”.
Nie ma już różnicy między Żydem a Grekiem. Jeden jest bowiem Pan wszystkich. On to rozdziela swe bogactwa wszystkim, którzy Go wzywają. „Albowiem każdy, kto wezwie imienia Pańskiego, będzie zbawiony”.

Oto słowo Boże.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Mt 4,4b)

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

Nie samym chlebem żyje człowiek,
lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych.

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

EWANGELIA (Łk 4,1-13)

Jezus przebywał w Duchu Świętym na pustyni i był kuszony

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Jezus pełen Ducha Świętego powrócił znad Jordanu i czterdzieści dni przebywał w Duchu na pustyni, gdzie był kuszony przez diabła. Nic w owe dni nie jadł, a po ich upływie poczuł głód. Rzekł Mu wtedy diabeł: „Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz temu kamieniowi, żeby się stał chlebem”.
Odpowiedział mu Jezus: „Napisane jest: »Nie samym chlebem żyje człowiek«.
Wówczas wyprowadził Go w górę, pokazał Mu w jednej chwili wszystkie królestwa świata i rzekł diabeł do Niego: „Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, bo mnie są poddane i mogę je odstąpić, komu chcę. Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje”.
Lecz Jezus mu odrzekł: „Napisane jest: »Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz«”.
Zaprowadził Go też do Jerozolimy, postawił na narożniku świątyni i rzekł do Niego: „Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się stąd w dół. Jest bowiem napisane: »Aniołom swoim rozkaże o Tobie, żeby Cię strzegli«, i »na rękach nosić Cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień«”.
Lecz Jezus mu odparł: „Powiedziano: »Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego«”.
Gdy diabeł dokończył całego kuszenia, odstąpił od Niego aż do czasu.

Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

Moc słowa Bożego

Wszystkie cytaty, którymi Jezus pokonuje pokusy szatana, pochodzą z Księgi Powtórzonego Prawa. To pokazuje, że był On poddany tym samym próbom i pokusom, które były udziałem ludu wybranego podczas wędrówki przez pustynię. Brak chleba, żądza władzy i wystawianie Boga na próbę były przyczynami ich kolejnych buntów. Izraelici ulegali tym pokusom. Jezus je przezwycięża. Pamiętajmy o tym, gdy pojawi się przy nas nasz przeciwnik i będzie nas zwodził i kusił.

Jezu, Synu Boży, karmię się Twym słowem, aby nie zwiódł mnie podszept złego ducha. Pragnę jak Ty wytrwać w wierności Ojcu. Bądź ze mną, zwłaszcza gdy odczuję samotność pustyni.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2016”

  1. Mariusz Szmajdziński
    Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

______________________________________

Pierwsza Niedziela Wielkiego Postu

0,11 / 11,03

W dzisiejszej Ewangelii zobaczysz Jezusa, który przebywa na pustyni czterdzieści dni. Dla Żydów jest to bardzo symboliczna liczba, która nawiązuje do czterdziestu lat przebywania Izraelitów na pustyni. Dla Jezusa był to swoisty okres przejściowy między ukrytym życiem w Nazarecie a publiczną działalnością.

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Łukasza
Łk 4, 1–13

Jezus pełen Ducha Świętego powrócił znad Jordanu i czterdzieści dni przebywał w Duchu na pustyni, gdzie był kuszony przez diabła. Nic w owe dni nie jadł, a po ich upływie poczuł głód. Rzekł Mu wtedy diabeł: «Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz temu kamieniowi, żeby się stał chlebem». Odpowiedział mu Jezus: «Napisane jest: „Nie samym chlebem żyje człowiek”». Wówczas wyprowadził Go w górę, pokazał Mu w jednej chwili wszystkie królestwa świata i rzekł diabeł do Niego: «Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, bo mnie są poddane i mogę je odstąpić, komu chcę. Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje». Lecz Jezus mu odrzekł: «Napisane jest: „Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz”». Zaprowadził Go też do Jerozolimy, postawił na narożniku świątyni i rzekł do Niego: «Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się stąd w dół. Jest bowiem napisane: „Aniołom swoim rozkaże o Tobie, żeby Cię strzegli”, i „na rękach nosić Cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień”». Lecz Jezus mu odparł: «Powiedziano: „Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego”». Gdy diabeł dokończył całego kuszenia, odstąpił od Niego aż do czasu.Pobyt Jezusa na pustyni miał miejsce bezpośrednio po chrzcie w Jordanie, gdzie został napełniony Duchem Świętym i pełen tego Ducha udał się na pustynię. Pustynia w tradycji biblijnej jest szczególnym miejscem spotkania człowieka z Bogiem, ale jest także siedliskiem złych duchów, które były odpowiedzialne za kuszenie człowieka. Dlatego właśnie w takim miejscu ze swymi pokusami szatan dotykał najdelikatniejszych strun człowieczeństwa Chrystusa.

Głód, który pojawił się u Jezusa po czterdziestu dniach, ujawnił fakt, że był On prawdziwym człowiekiem. Ten właśnie głód stał się motywem pierwszej szatańskiej pokusy. Czy zastanawiasz się nad tym, jakie masz w życiu głody? Diabeł w drugiej pokusie poinformował Chrystusa, że wszystko na świecie jest jemu poddane i wszystko mu służy. Czy zdajesz sobie sprawę z siły tych słów? W sensie ścisłym świat nie należy do diabła, który jedynie jako uzurpator posiada serca i społeczności. Pokusa ta związana jest natomiast z jedną z największych słabości ludzkich, którą jest żądza władzy i panowania nad innymi.

Naród wybrany wielokrotnie podczas wędrówki przez pustynię wystawiał Boga na próby, by zakwestionować Jego miłość i opatrznościową opiekę oraz usiłować narzucić Stwórcy własną wolę. Chcieli mieć Boga niejako na swoich usługach, wymagając Jego cudownych interwencji na każde ich życzenie. Jezus po trzeciej pokusie przypomina szatanowi, że nie można wystawiać na próbę miłości Bożej i od tych prób uzależniać swojej wiary.

Poproś Jezusa, by pomagał ci zwyciężać walkę z diabłem, gdyż przez całe życie będziesz poddawany różnym pokusom. Niech umacniają cię słowa Jezusa wypowiedziane do św. Siostry Faustyny: „Nie walcz sama z pokusą, ale natychmiast odsłoń ją spowiednikowi, a wtenczas pokusa straci całą swą siłę“ (Dz. 1560).

http://modlitwawdrodze.pl/home/
_____________________________

Wprowadzenie do liturgii

 ROZRÓŻNIANIE DOBRA I ZŁA BEZ BOGA

W Środę Popielcową rozpoczęliśmy Wielki Post przygotowujący nas do uroczystości Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Jest to czas wyciszenia, modlitwy, refleksji, postu, wyrzeczeń, jałmużny, praktykowania uczynków miłosiernych względem duszy i ciała, a także odrzucania pokus.
Pokus doświadczamy praktycznie każdego dnia. Dlatego zwracamy szczególną uwagę na kuszenie naszego Zbawiciela odnotowane przez Ewangelistę. Trzeba sobie dokładnie uprzytomnić, że człowiek od początku swojego istnienia wystawiony jest na pokusę „rozróżniania dobra i zła” bez Boga, obok Boga, a nawet wbrew Panu Bogu, zwłaszcza gdy w grę wchodzi to wszystko, co oznacza chleb i „przepych królestw świata”. To nam często przypominał św. Jan Paweł II.
Człowiek zaabsorbowany doczesnymi pożądaniami i troskami jest skłonny nie pamiętać o Bogu i oddać się szatanowi. Tymczasem jest napisane: „Panu Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz” (Ewangelia).
Pokusy przypominają prawdę o naszej grzeszności, słabości i braku silnej woli. Natura ludzka została bowiem skażona przez grzech pierworodny. Pokusy można i należy odrzucać, ale nie da rady ich całkiem wyeliminować. Jednocześnie zmuszają one do niekłamanej pokory wobec Stwórcy.
Jedyny Zbawiciel człowieka i całego świata odrzucił szatańskie pokusy. Odważnie i śmiało szedł drogą cierpienia, krzyża i miłości. To jedyna słuszna droga, zwłaszcza dla wyznawców Chrystusa. Przeżyjmy dobrze Wielki Post. Niech ten czas „właściwy” i „upragniony” przybliży nas do kochającego i miłosiernego Boga.

ks. Jan Augustynowicz

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/968

_________________________________

Liturgia słowa

W minioną środę prostym i wymownym obrzędem posypania głów popiołem rozpoczęliśmy Wielki Post. W tym czasie pragniemy – przez modlitwę, wyrzeczenia i uczynki miłosierdzia – nawrócić się do Chrystusa, przywracając ład we własnym życiu, w relacjach z innymi ludźmi oraz z Bogiem. „Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię” – to wezwanie będzie nam towarzyszyło przez najbliższe tygodnie aż do uroczystości paschalnych.

PIERWSZE CZYTANIE (Pwt 26,4-10)
Do zrozumienia tajemnicy Paschy prowadzą nas w okresie Wielkiego Postu kolejne pierwsze czytania ze Starego Testamentu. Wyznaczają one etapy historii zbawienia, a także przedstawiają biblijne postaci będące wzorami życia przenikniętego wiarą. Wysłuchajmy zatem jednego z tekstów Pięcioksięgu, w którym wspominanie historii wyzwolenia Izraela z Egiptu połączone jest z rytem składania darów ofiarnych. Wszystko to służyło odnowieniu wiary i przypomnieniu wielkich dzieł, które Bóg zdziałał w Narodzie Wybranym.

Czytanie z Księgi Powtórzonego Prawa
Mojżesz powiedział do ludu:
«Kapłan weźmie z twoich rąk koszyk i położy go przed ołtarzem Pana Boga twego. A ty wówczas wypowiesz te słowa wobec Pana Boga swego:
„Ojciec mój, Aramejczyk błądzący, zstąpił do Egiptu, przybył tam w niewielkiej liczbie ludzi i tam się rozrósł w naród ogromny, silny i liczny.
Egipcjanie źle się z nami obchodzili, gnębili nas i nałożyli na nas ciężkie roboty przymusowe. Wtedy myśmy wołali do Pana, Boga przodków naszych. Usłyszał Pan nasze wołanie, wejrzał na naszą nędzę, nasz trud i nasze uciemiężenie. Wyprowadził nas Pan z Egiptu mocną ręką i wyciągniętym ramieniem wśród wielkiej grozy, znaków i cudów. Zaprowadził nas na to miejsce i dał nam ten kraj opływający w mleko i miód.
Teraz oto przyniosłem pierwociny płodów ziemi, którą dałeś mi, Panie”.
Rozłożysz je przed Panem Bogiem swoim i oddasz pokłon Panu Bogu swemu».

PSALM (Ps 91,1-2.10-11.12-13.14-15)
Myślą przewodnią tego psalmu jest ufność Bogu, który chroni człowieka od niebezpieczeństw, powierzając go opiece aniołów. Chrześcijanie rozpoznają w psalmie treści mówiące o tajemnicy Chrystusa i życia wiecznego. Słowami tego psalmu szatan kusił Pana Jezusa do zuchwałości wobec Ojca.

Refren: Bądź ze mną, Panie, w moim utrapieniu.

Kto się w opiekę oddał Najwyższemu *
i mieszka w cieniu Wszechmocnego,
mówi do Pana: «Tyś moją ucieczką i twierdzą,*
Boże mój, któremu ufam». Ref.

Nie przystąpi do ciebie niedola, *
a cios nie dosięgnie twego namiotu.
Bo rozkazał swoim aniołom, *
aby cię strzegli na wszystkich twych drogach. Ref.

Będą cię nosili na rękach, *
abyś nie uraził stopy o kamień.
Będziesz stąpał po wężach i żmijach, *
a lwa i smoka podepczesz. Ref.

«Ja go wybawię, bo przylgnął do Mnie, *
osłonię go, bo poznał moje imię.
Będzie Mnie wzywał, a Ja go wysłucham †
i będę z nim w utrapieniu, *
wyzwolę go i sławą obdarzę». Ref.

DRUGIE CZYTANIE (Rz 10,8-13)
Słowem, które głosi św. Paweł, jest prawda o zmartwychwstaniu i zbawieniu. Można ją przyjąć jedynie z pomocą Bożej łaski, która obdarza nas wiarą. Człowiek dostępuje zbawienia w Chrystusie dzięki wierze przenikającej głębiny serca i wyznawanej ustami.

Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Rzymian
Bracia:
Cóż mówi Pismo? «Słowo jest blisko ciebie, na twoich ustach i w sercu twoim». A jest to słowo wiary, którą głosimy. Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że Jezus jest Panem, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych, osiągniesz zbawienie. Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej do zbawienia. Wszak mówi Pismo: «Żaden, kto wierzy w Niego, nie będzie zawstydzony».
Nie ma już różnicy między Żydem a Grekiem. Jeden jest bowiem Pan wszystkich. On to rozdziela swe bogactwa wszystkim, którzy Go wzywają. «Albowiem każdy, kto wezwie imienia Pańskiego, będzie zbawiony».

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Mt 4,4b)
Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.
Nie samym chlebem żyje człowiek,
lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych.
Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

EWANGELIA (Łk 4,1-13)
Na początku Wielkiego Postu Kościół przypomina o niebezpieczeństwie grożącym każdemu wierzącemu. Jest nim próba podporządkowania sobie człowieka przez władcę tego świata. W scenie kuszenia Jezusa odnajdujemy przestrogę przed zbyt łatwym przyjmowaniem „kompromisów” ze złem. Jezus kuszony przez szatana całkowicie zawierza się Bogu i Jego słowu, odnosząc zwycięstwo nad wszelkiego rodzaju pokusami.

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza
Jezus pełen Ducha Świętego powrócił znad Jordanu i czterdzieści dni przebywał w Duchu na pustyni, gdzie był kuszony przez diabła. Nic w owe dni nie jadł, a po ich upływie poczuł głód. Rzekł Mu wtedy diabeł: «Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz temu kamieniowi, żeby się stał chlebem».
Odpowiedział mu Jezus: «Napisane jest: „Nie samym chlebem żyje człowiek”».
Wówczas wyprowadził Go w górę, pokazał Mu w jednej chwili wszystkie królestwa świata i rzekł diabeł do Niego: «Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, bo mnie są poddane i mogę je odstąpić, komu chcę. Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje».
Lecz Jezus mu odrzekł: «Napisane jest: „Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz”».
Zaprowadził Go też do Jerozolimy, postawił na narożniku świątyni i rzekł do Niego: «Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się stąd w dół. Jest bowiem napisane: „Aniołom swoim rozkaże o Tobie, żeby Cię strzegli”, i „na rękach nosić Cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień”».
Lecz Jezus mu odparł: «Powiedziano: „Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego”».
Gdy diabeł dokończył całego kuszenia, odstąpił od Niego aż do czasu.

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/968/part/2

_________________________________

Katecheza

Tajemnica człowieka

W Księdze Psalmów czytamy: Czym jest człowiek? (Ps 8,5). To pytanie staje przed każdym pokoleniem ludzi i każdym myślącym człowiekiem. Odpowiedzi na nie szukają: nauka, filozofia i religia. Wezwanie Sokratesa: „Poznaj samego siebie”, jest ciągle aktualne. Nauki medyczne coraz lepiej rozpoznają ludzkie ciało, mimo to człowiek ciągle pozostaje „istotą nieznaną”, gdyż jego azylem jest wewnętrzne życie ducha.
Bogatą, złożoną osobowość człowieka dobrze uchwycił św. Augustyn, mówiąc: „Człowiek istnieje jak kamienie, żyje jak rośliny, czuje jak zwierzęta, myśli jak aniołowie”. On jest integralną częścią materialnego świata, ale wykracza poza jego ograniczenia jako posiadacz niematerialnego ducha. Prawa fizyki i biologii łączą go z kosmosem. Różnią go jednak od niego: myśl refleksyjno-krytyczna, pragnienie poznania prawdy, zdolność do wolnego wyboru wartości, celów i osób, wrażliwość na wyższe wartości. Osoba ludzka jest przedmiotem wielu nauk empirycznych, filozofii i wiary. Nauki przyrodnicze wyjaśniają funkcjonowanie ludzkiego ciała. Filozofia usiłuje rozpoznać także „wnętrze” ludzkiej osoby: jej specyfikę bytową, władze intelektu i wolnej woli, zdolność samokierowania swym życiem, krąg wartości transbiologicznych, życie religijne.
Człowiek posiada podwójną „kolebkę”: biologiczną i duchową. Jest skomplikowaną osobowością materialno-psychiczną, jest połączeniem biologicznej kruchości ciała i wielkości ducha. Mówiąc językiem Blaise’a Pascala, jest słaby jak trzcina, lecz jest trzciną myślącą i poszukującą nieprzemijających absolutnych wartości – na czele z prawdą i miłością. Chrześcijański personalizm dostrzega w człowieku osobie wszystkie elementy składowe: ciało i duszę, życie biologiczne i umysłowo-duchowe, fizyczne ograniczenia i zdolność do samodoskonalenia. Jest on mikrokosmosem i zarazem „obrazem Boga” przez aktywność intelektu i wolnej woli. Dotkliwie i nieraz tragicznie przeżywa człowiek własne ograniczenia, a mimo to odczuwa potrzebę trwałych wartości – w tym również Boga.
Tajemnica człowieka zazębia się z tajemnicą Tego, który jest wiekuistą Miłością. Ignorowanie czy negowanie wewnętrzno-duchowego wymiaru człowieka, charakterystyczne dla nurtów materialistyczno-naturalistycznych, jest fałszowaniem integralnej prawdy o bogactwie umysłowego życia osoby ludzkiej.

ks. Stanisław Kowalczyk

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/968/part/3

____________________________

Rozważanie

Panu Bogu twemu będziesz oddawał hołd
i tylko Jego będziesz czcił.
(Łk 4, 8)

Atak Złego następuje zazwyczaj wtedy, gdy jesteśmy u kresu sił. Wówczas pojawiają się wątpliwości, czy aby na pewno Bóg mnie kocha. Skoro jestem Jego dzieckiem, dlaczego w takim razie tyle trudności pojawia się w moim życiu? Dlaczego cierpię? W kolejnym ataku Szatana nawet słowo Boże jest użyte, aby przekonywać, iż Bóg powinien sprawić to, czego pragnę, a jeśli tego nie czyni, to widocznie wcale Mu na mnie nie zależy. Za trzecim razem diabeł przypuszcza frontalny atak. Kto jest szczęśliwy i ma wszystko, czego zapragnie? Bogaty. A więc walcz o pieniądze! Te pokusy nie dotyczyły wyłącznie Jezusa. Zły podobnie atakuje każdego z nas.

Rozważanie zaczerpnięte z terminarzyka Dzień po dniu
Wydawanego przez Edycję Świętego Pawła

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/968/part/4

__________________________

I Niedziela Wielkiego Postu

Przeżywamy dzisiaj pierwszą niedzielę Wielkiego Postu. Kościół daje nam wyjątkowy czas, który mamy dobrze wykorzystać, by z czystym i nawróconym sercem móc spotkać się za kilka tygodni ze Zmartwychwstałym Chrystusem. Uczmy się od Jezusa, jak prawdziwie przezwyciężać pokusy. Weźmy z Niego przykład i ofiarujmy Mu osobisty, dobrowolny post jako nasz dar z siebie. Oddalmy się jak Jezus do miejsca odosobnionego, gdzie spotkamy się sam na sam ze Stwórcą, gdzie wejdziemy z Nim w głęboki dialog i relację miłości. Prośmy Boga, by pomnażał w nas wiarę, nadzieję i miłość, byśmy mogli nieść je innym i zarażać braci ewangelicznym entuzjazmem.

Komentarz do I czytania (Pwt 26, 4-10)

Niezwykła historia. Bóg silną ręką wyprowadził swój lud z niewoli i zaprowadził go do ziemi obiecanej – miejsca urodzajnego i obfitującego we wszystkie dobra. To wyjście z niewoli poprzedziło wołanie ludzi skierowane do Boga, któremu ufali i mocno wierzyli, że ich uratuje. W dzisiejszym czytaniu z Księgi Powtórzonego Prawa czytamy o tym, jak członkowie ludu wybranego przynoszą do ołtarza na ręce kapłana dary dla Pana, który wobec nich okazał swoją moc. Wybrany przez Kościół na dziś fragment ze Starego Testamentu pokazuje nam opis prostego obrzędu dziękczynienia. Zastanówmy się, jak my dzisiaj dziękujemy Bogu za to, czym nas obdarowuje. Czy naprawdę jesteśmy w stanie oddać Mu chociaż część tego, co od Niego niezasłużenie otrzymaliśmy?

Komentarz do II czytania (Rz 10, 8-13)

„Wierzę” – tak mówi wiele osób. Co naprawdę znaczy wierzę? Święty Paweł w Liście do Rzymian pisze, że oznacza to, iż jestem w stanie w wolności powiedzieć i wyznać ustami Jezus jest Panem. Wierzyć – przyjąć i przekazywać innym prawdę, że Bóg wskrzesił z martwych swojego Syna. Naszą wiarą musimy się dzielić z innymi. Nie możemy jej zachowywać dla siebie. Przed nami pojawia się zadanie: mamy stać się apostołami XXI wieku. W szkole, w pracy, w rodzinie mamy głosić ludziom tę prawdę, o której pisze św. Paweł. Każdy z nas, kto wyzna, że Jezus jest Panem, dostąpi Zbawienia. Musimy zrobić tylko tyle, ale i aż tyle. Zastanówmy się, czy potrafimy z głębi serca powiedzieć te słowa. Wyznać wielkość Chrystusa. Zdanie do ciągłego, lecz nie bezmyślnego powtarzania i głoszenia bliźnim.

Komentarz do Ewangelii (Łk 4, 1-13)

Jezus po ziemi kroczył jako człowiek. Niejednokrotnie my, ludzie, doświadczamy pokus. Chrystus również był kuszony przez szatana. Czy my, wierzący w XXI wieku również nie wystawiamy Zbawiciela na próbę? Szatan mówił: ”Jeśli jesteś Synem Bożym”. Wiele osób w chwilach trudnych mówi: „Boże, jeśli jesteś”. On jest, chociaż nie zawsze Go dostrzegamy. Szatan rozkazuje Jezusowi, by dokonał spektakularnego cudu – ma przemienić kamień w chleb. Wiemy, że Jezus był w stanie to zrobić, ale nie uczynił tego. Ufność w Boże obietnice daje nadzieję ich spełnienia. Bylebym nie był jak szatan wystawiający Go na próbę. Powinniśmy prosić Boga o siły w mężnym znoszeniu pokus, abyśmy mogli być silni mocą kuszonego Chrystusa.

Pomyśl:

  • Co ofiaruję Bogu, w czasie tego Wielkiego Postu?
  • Jak dzielę się wiarą z innymi?
  • W jaki sposób opieram się pokusom?

 

Pełne teksty liturgiczne oraz komentarze znajdziesz w miesięczniku liturgicznym Od Słowa do Życia.

http://www.odslowadozycia.pl/pl/n/526

_________________________

Walka z pokusą – 1. Niedziela Wielkiego Postu (14 lutego 2016)

Jezus pełen Ducha Świętego powrócił znad Jordanu i czterdzieści dni przebywał w Duchu na pustyni, gdzie był kuszony przez diabła. Nic w owe dni nie jadł, a po ich upływie poczuł głód. Rzekł Mu wtedy diabeł: «Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz temu kamieniowi, żeby się stał chlebem».

Odpowiedział mu Jezus: «Napisane jest: „Nie samym chlebem żyje człowiek”».

Wówczas wyprowadził Go w górę, pokazał Mu w jednej chwili wszystkie królestwa świata i rzekł diabeł do Niego: «Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, bo mnie są poddane i mogę je odstąpić, komu chcę. Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje».

Lecz Jezus mu odrzekł: «Napisane jest: „Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz”».

Zaprowadził Go też do Jerozolimy, postawił na narożniku świątyni i rzekł do Niego: «Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się stąd w dół. Jest bowiem napisane: „Aniołom swoim rozkaże o Tobie, żeby Cię strzegli”, i „na rękach nosić Cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień”».

Lecz Jezus mu odparł: «Powiedziano: „Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego”».

Gdy diabeł dokończył całego kuszenia, odstąpił od Niego aż do czasu (Z rozdz. 4 Ewangelii wg św. Łukasza)

 

Wszystkie niedziele Wielkiego Postu układają się w czytelną katechezę na temat osoby Jezusa Chrystusa. Dobrze, abyśmy tak słuchali czytań kolejnych niedziel, aby zobaczyć wykład tego, Kim Jezus Chrystus jest i po co przyszedł na świat. Ten układ jest reliktem bardzo starym, zapewne odwołującym się do schematu ostatnich katechez przed udzieleniem chrztu podczas Wigilii Paschalnej. Dla nas, już ochrzczonych, może to być okazja do lepszego przygotowania się do odnowienia przyrzeczeń chrzcielnych, które złożymy podczas liturgii Wigilii Paschalnej.

Pierwsza Niedziela Wielkiego Postu pokazuje nam Jezusa kuszonego na pustyni. W Jego zwycięstwie nad złym duchem i my mamy udział. Znaczące jest, że Wielki Post zaczynamy od lektury opisu klęski diabła. Ma nas to odpowiednio przygotować: już zwyciężyliśmy dzięki łasce Chrystusa.

Dzisiejsze czytania liturgiczne: Pwt 26, 4-10; Rz 10, 8-13; Łk 4, 1-13

Kolejne czytania mszalne pokazują nam jak do tej walki z pokusą lepiej się przygotować. Księga Powtórzonego Prawa zwraca naszą uwagę na dziękczynienie. Ten zwycięży diabła, kto stara się pielęgnować w sobie ducha wdzięczności za doznane dobrodziejstwa, kto uczy się dziękować za to, co ma i ucieka przed duchem szemrania i narzekania.

Święty Paweł i Ewangelia koncentrują naszą uwagę na mocy Słowa Bożego, które daje wiarę (Paweł) i życie (Ewangelia). Wychowując się do dziękczynienia i powracając regularnie do Bożego Słowa, szykujemy sobie potężną broń w walce z pokusą. Wielki Post jest dobrą chwilą, aby do tych podstawowych praktyk powrócić.

Tak możemy się modlić w ciągu nadchodzącego tygodnia słowami dzisiejszej modlitwy po komunii:

komunia_swieta1

 

Posileni Chlebem z nieba, który ożywia wiarę, rozwija nadzieję i umacnia miłość, + prosimy Cię, Boże, naucz nas pragnąć Jezusa Chrystusa, chleba żywego i prawdziwego, * i żyć każdym słowem, które pochodzi z ust Twoich. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

 

Szymon Hiżycki OSB | Pomiędzy grzechem a myślą

http://ps-po.pl/2016/02/13/walka-z-pokusa-1-niedziela-wielkiego-postu-14-lutego-2016/

______________________________

#Ewangelia: to są 3 zasady udanego życia

Jezus pełen Ducha Świętego powrócił znad Jordanu i czterdzieści dni przebywał w Duchu na pustyni, gdzie był kuszony przez diabła. Nic w owe dni nie jadł, a po ich upływie poczuł głód.
Rzekł Mu wtedy diabeł: “Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz temu kamieniowi, żeby się stał chlebem”. Odpowiedział mu Jezus: “Napisane jest: «Nie samym chlebem żyje człowiek»”.
Wówczas wyprowadził Go w górę, pokazał Mu w jednej chwili wszystkie królestwa świata i rzekł diabeł do Niego: “Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, bo mnie są poddane i mogę je odstąpić, komu chcę. Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje”.

 

Lecz Jezus mu odrzekł: “Napisane jest: «Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz»”.
Zaprowadził Go też do Jerozolimy, postawił na narożniku świątyni i rzekł do Niego: “Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się stąd w dół. Jest bowiem napisane: «Aniołom swoim rozkaże o Tobie, żeby Cię strzegli, i na rękach nosić Cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień»”.

 

Lecz Jezus mu odparł: “Powiedziano: «Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego»”. Gdy diabeł dokończył całego kuszenia, odstąpił od Niego aż do czasu.

 

Łk 4, 1-13

 

 

Komentarz do Ewangelii:

Być może nie raz spotykaliśmy się z zarzutem: “Skoro jesteś wierzący w Boga, to dlaczego twoje życie jest naznaczone trudem i cierpieniem, tak samo jak życie niewierzących?”. Skoro jestem synem Boga, to dlaczego moje życie nie jest łatwe i przyjemne. I dlaczego to nie ja rządzę na tym świecie? Ba! Nawet Bóg nie rządzi, bo ludzie robią co chcą!
Oto współczesne kuszenie. Odpowiedzi Jezusa na to kuszenie pozostają aktualne także dziś i warto abyśmy uczynili je swoimi regułami postępowania:

 

“Nie samym chlebem żyje człowiek”;

“Nie będę wystawiał na próbę Pana, Boga swego”;

“Panu, Bogu swemu, będę oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będę”.

 

Kto stosuje w życiu te trzy zasady, będzie miał na pewno udane życie. Udane, bo wieczne w Niebie.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2766,ewangelia-to-sa-3-zasady-udanego-zycia.html

____________________

 

___________________________

Św. Jan Chryzostom (ok. 345-407), kapłan w Antiochii, potem biskup Konstantynopola, doktor Kościoła
Homilie na ewangelię wg św. Mateusza, nr 13,1 ; PG 57, 207

Wzmocnieni pokusami

“Wtedy Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła”… Wszystko, czego Jezus doświadczył miało być dla nas nauką. Pozwolił się zaprowadzić się na to miejsce by walczyć z demonem, aby nikt spośród ochrzczonych nie niepokoił się jeśli zaraz po chrzcie poddany jest wielkim pokusom, jakby to było coś nadzwyczajnego. Musiał znosić to wszystko zgodnie z porządkiem rzeczy. Po to właśnie otrzymaliście broń – nie po to by być bezużytecznymi, ale by walczyć.

Właśnie z tego powodu Bóg nie usuwa pokus, które na was przychodzą. Po pierwsze, aby wam pokazać, że staliście się dużo mocniejsi. Następnie, abyście zachowali miarę, zamiast popadać w pychę z powodu ogromu darów, które otrzymaliście, gdyż pokusy mogą was upokorzyć. Ponadto, będziecie poddawani pokusom, aby zły duch, który wciąż liczy, że nie wyrzekliście się go prawdziwie, został przekonany, poprzez doświadczenie pokus, że całkowicie się od niego odcięliście. Poza tym, będziecie kuszeni, abyście ćwiczyli się oraz byli silni i twardzi jak stal. I jeszcze po to, abyście mili całkowitą pewność co do skarbu, który został wam powierzony. Gdyż demon nie zaatakuje was, jeśli nie będzie widział, że otrzymaliście najwyższy zaszczyt.

_____________________________

Propozycja kontemplacji ewangelicznej według “lectio divina”

I Niedziela Wielkiego Post C
14 lutego 2016 r.

I.  Lectio: Czytaj z wiarą i uważnie święty tekst, jak gdyby dyktował go dla ciebie Duch Święty.

Jezus pełen Ducha Świętego powrócił znad Jordanu i czterdzieści dni przebywał w Duchu na pustyni, gdzie był kuszony przez diabła. Nic w owe dni nie jadł, a po ich upływie poczuł głód. Rzekł Mu wtedy diabeł: “Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz temu kamieniowi, żeby się stał chlebem”. Odpowiedział mu Jezus: “Napisane jest: ‘Nie samym chlebem żyje człowiek’.

Wówczas wyprowadził Go w górę, pokazał Mu w jednej chwili wszystkie królestwa świata i rzekł diabeł do Niego: “Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, bo mnie są poddane i mogę je odstąpić, komu chcę. Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje”.

Lecz Jezus mu odrzekł: “Napisane jest: ‘Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz'”. Zaprowadził Go też do Jerozolimy, postawił na narożniku świątyni i rzekł do Niego: “Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się stąd w dół. Jest bowiem napisane: ‘Aniołom swoim rozkaże o Tobie, żeby Cię strzegli’, i ‘na rękach nosić Cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień'”. Lecz Jezus mu odparł: “Powiedziano: ‘Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego'”. Gdy diabeł dokończył całego kuszenia, odstąpił od Niego aż do czasu.
(Łk 4,1-13)

II. Meditatio: Staraj się zrozumieć dogłębnie tekst. Pytaj siebie: “Co Bóg mówi do mnie?”.

Jezus pełen Ducha Świętego powrócił znad Jordanu i czterdzieści dni przebywał w Duchu na pustyni, gdzie był kuszony przez diabła. Idąc za Panem Jezusem jego uczeń powinien się liczyć, że też będzie kuszony przez diabła. Czy się liczę? O tym pamiętam? Tego nie lekceważę? Czy w Jezusie jestem gotowy te ataki skutecznie odeprzeć?

“Napisane jest: ‘Nie samym chlebem żyje człowiek'”. Człowiek to coś więcej niż ciało i jego głód. Człowiek to też głód serca i duszy, głód Bożego słowa, głód miłości czy prawdy. Czy pamiętam o tych innych głodach? Czy je zaspakajam? Czy nie jest tak, że na poziomie ciała jestem przejedzony a na poziomie ducha grozi mi anemia?

“Napisane jest: ‘Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz'”. Proste. To stworzenie ma czcić i służyć Stwórcy. Odwrócenie tych porządków to katastrofa dla stworzenia. A więc nic nie zmieniam, nie przestawiam. Ja czczę, służę i jestem szczęśliwy.

“Powiedziano: ‘Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego'”. Można próbować pokarmy, czy są dobre w smaku. Nowy sprzęt, czy jest godzien zakupu. Sztukę teatralną nim dojdzie do premiery. Pana Boga nie poddaje się żadnym próbom, manipulacji, szantażowi, kontroli jakości. Pana Boga się kocha. Czy kocham i usiłuję się czynić to coraz mocniej?

Gdy diabeł dokończył całego kuszenia, odstąpił od Niego aż do czasu. On nie odpuści. On znowu zaatakuje. On znowu uderzy. Ja też nie odpuszczę. Ja będę czujny, przygotowany, rozmodlony, z dnia na dzień w coraz bardziej zażyłej relacji z Panem Jezusem. Ani na chwilę od Niego nie odstąpię.

Pomodlę się o dar Bożej mądrości i mocy w zmaganiu się z pokusami złego ducha, o dar owocnego przeżycia czasu Wielkiego Postu, trwającego Roku Miłosierdzia, dla mnie, moich bliskich, całego Kościoła świętego, o owocną realizację realnych i przemyślanych wielkopostnych postanowień.

III  Oratio: Teraz ty mów do Boga. Otwórz przed Bogiem serce, aby mówić Mu o przeżyciach, które rodzi w tobie słowo. Módl się prosto i spontanicznie – owocami wcześniejszej “lectio” i “meditatio”. Pozwól Bogu zstąpić do serca i mów do Niego we własnym sercu. Wsłuchaj się w poruszenia własnego serca. Wyrażaj je szczerze przed Bogiem: uwielbiaj, dziękuj i proś. Może ci w tym pomóc modlitwa psalmu:

Kto się w opiekę oddał Najwyższemu
i mieszka w cieniu Wszechmogącego,
mówi do Pana: “Tyś moją ucieczką i twierdzą,
Boże mój, któremu ufam”…

(Ps 91, 1-2)

IV Contemplatio: Trwaj przed Bogiem całym sobą. Módl się obecnością. Trwaj przy Bogu. Kontemplacja to czas bezsłownego westchnienia Ducha, ukojenia w Bogu. Rozmowa serca z sercem. Jest to godzina nawiedzenia Słowa. Powtarzaj w różnych porach dnia:

Bądź ze mną, Panie, w moim utrapieniu

***

opracował: ks. Ryszard Stankiewicz SDS
Centrum Formacji Duchowej – www.cfd.salwatorianie.pl
Poznaj lepiej metodę kontemplacji ewangelicznej według Lectio Divina:
http://www.katolik.pl/modlitwa.html?c=22367

__________Copyright (C) www.Katolik.pl 2000-2014 ____________

_______________________________

 

________________________________________________________________________________________________

Świętych obcowanie

_________________________________________________________________________________________________

 

14 lutego

 

Święci Cyryl i Metody Święci Cyryl, mnich, i Metody, biskup, patroni Europy
Święty Walenty Święty Walenty, biskup i męczennik

Walenty był biskupem Terni w Umbrii. Wiadomości o nim są dość skąpe i niejednoznaczne. Żył w III w. i był kapłanem rzymskim. Tam w czasie prześladowań (Klaudiusza II Gota), wraz ze św. Mariuszem i krewnymi, asystował męczennikom w czasie ich procesów i egzekucji. Wkrótce sam został pojmany i doprowadzony do prefekta Rzymu, który przeprowadził rutynowy proces polegający na wymuszaniu odstępstwa od Chrystusa. W tym celu kazał użyć kijów. Ponieważ nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu, kazał ściąć Walentego. Stało się to 14 lutego 269 roku.
Pochowano go w Rzymie przy via Flaminia. Brak bliższych wiadomości o nim nie przeszkodził w szybkim rozwoju jego kultu. Jego grób już w IV w. otoczony był szczególną czcią. Nad grobem papież Juliusz I wystawił bazylikę pod wezwaniem św. Walentego. Odnowił ją później papież Teodor I. Bazylika wraz z grobem św. Walentego stała się prawdziwym sanktuarium i jednym z pierwszych miejsc pielgrzymkowych. W ciągu średniowiecza kult Walentego objął całą niemal Europę.
W średniowieczu na terenie niemieckim Święty był wzywany jako orędownik podczas ciężkich chorób, zwłaszcza nerwowych i epilepsji. Na Zachodzie, zwłaszcza w Anglii i Stanach Zjednoczonych, czczono św. Walentego jako patrona zakochanych. W związku z tym dzień 14 lutego stał się okazją do obdarowywania się drobnymi upominkami.

W ikonografii św. Walenty przedstawiany jest jako kapłan w ornacie, z kielichem w lewej ręce, a z mieczem w prawej, także w stroju biskupa uzdrawiającego chłopca z padaczki.

 

 

Ponadto dziś także w Martyrologium:
św. Auksencjusza, opata (+ V w.); św. Antonina, opata (+ 830); św. Eleuchadiusza z Rawenny, biskupa (+ ok. 112); bł. Mikołaja Palea z Giovinazzo, zakonnika (+ 1255); św. Nostriana z Neapolu, biskupa (+ ok. 450); św. Zenona z Rzymu, męczennika (+ III w.)

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/02-14.php3

___________________________

Święty Walenty i prawdziwa miłość

S. Agnieszka Szymańska

14 lutego, pomimo liturgicznego święta Cyryla i Metodego (patronów Europy), zapisał się już na stałe w umysłach Polaków jako Dzień Zakochanych, którym patronuje św. Walenty.
Kim był św. Walenty?
Źródła historyczne są, niestety, zbyt skąpe, aby można było coś pewnego powiedzieć o tym Świętym. Wiadomo jednak, że był rzymskim kapłanem lub być może nawet biskupem Terni k. Rzymu, który został ścięty w czasie prześladowania za panowania cesarza Klaudiusza II Gota, ok. 270 r. Ikonografia przedstawia Walentego przeważnie w stroju kapłana, czasem biskupa, w momencie jak uzdrawia chłopca z padaczki. Św. Walenty był otoczony szczególnym kultem już od IV w. i czczono go jako patrona chorych na epilepsję oraz chorych nerwowo. W Polsce, w Krobi (archidiecezja poznańska), było, a być może jest nadal, jego sanktuarium, a także trumienka z relikwiami.
Dlaczego ten męczennik stał się patronem zakochanych?
Istnieje hipoteza dowodząca, że zwyczaj przesyłania podarków, listów i obrazków miłosnych jest pozostałością pogańskiego obyczaju, według którego chłopcy 15 lutego rysowali imiona swych ukochanych na cześć bogini dziewcząt Februata Juno. Chrześcijaństwo, na rysowanych w tym dniu obrazkach, pod imię bogini podstawiło imię św. Walentego, chcąc zaadoptować pogańską praktykę do chrześcijańskich czasów, które nastały w IV w.
Może jednak to wcale nie przypadek, że tradycja ludzka uczyniła z patrona osób chorych nerwowo, tak zwanych „szaleńców”, patrona zakochanych. Według mnie, nie jest to aż tak odległa analogia, zważywszy na to, że prawdziwa miłość musi mieć coś w sobie z szaleństwa.
Czym jest prawdziwa miłość?
Warto zastanowić się nad tym, aby gdy nadejdzie 14 lutego nie pogubić się w stosie serduszek, kartek i reklamowej propagandy, która chce zarobić na miłości rozumianej bardzo powierzchownie. Częstym błędem jest utożsamianie miłości tylko z przelotnym uczuciem.

Trzeba uświadomić sobie, że miłość jest rodzajem postawy życiowej, wyrażającej się w konkretnych czynach ofiary, poświęcenia i przebaczenia. Mistrzem i nauczycielem na drodze autentycznej miłości jest sam Jezus Chrystus, prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek.

Jego życie to nieustanne nakierowywanie siebie na innych i ich potrzeby. Chcąc być „dla”, niejednokrotnie rezygnuje z siebie, ze swojego odpoczynku, ciągle nasłuchuje, skąd będzie słychać: „Jezusie, ulituj się!”, aby przyjść z pomocą. Modli się w nocy, ponieważ tak bardzo zajęty jest w dzień.

Jest to miłość, która nieustannie rozdaje, wyrzeka się siebie i ofiaruje, aż do ostatecznej ofiary zbawczej na krzyżu, wśród kpin i niezrozumienia, przebaczająca.

Jest to miłość prawdziwie szalona, niemieszcząca się w kategoriach ludzkiego rozumowania.
Jak my, ludzie stworzeni do miłości, możemy naśladować naszego Mistrza?
Matka, która poświęca siebie, np. swoją karierę zawodową, aby być z dzieckiem, aby go wychować i zaspokoić jego potrzeby, kocha prawdziwie.

Żona lub mąż, którzy rezygnują ze swojego „ego”, np. ze swojego zdania w sprawie spornej, aby dojść do porozumienia i kompromisu, a tym samym zachować pokój w rodzinie, naprawdę się kochają.

Wreszcie osoba, która ofiaruje swoje młode życie na służbę Panu, opuszczając rodzinę, kocha autentycznie.

Przykłady można by mnożyć…
Miłość zatem nie jest zwiewnym i nieokreślonym uczuciem, ale konkretną postawą, ofiarującą swoje życie braciom, na wzór naszego Pana Jezusa Chrystusa, który ukochał do końca. Taka miłość w dzisiejszym świecie nastawionym na patrzenie z perspektywy „ja” i „dla mnie” jest uznawana za szaleństwo. Tylko jednak taka miłość może zaspokoić ludzkie serce, które zostało stworzone na wzór serca Bożego.

14 lutego prośmy Pana o miłość szaloną, zapominającą o sobie, miłość Jezusową, miłość ofiarną i przebaczającą. Św. Walenty, módl się za nami!

Edycja zamojsko-lubaczowska 6/2004 E-mail: niedziela_zamojska@pro.onet.pl
Adres: ul. Zamoyskiego 1, 22-400 Zamość
Tel.: (84) 639-96-06_____________________________

Zakochani i epileptycy

LUCAS CRANACH STARSZY

“Św. Walenty”,
olej na desce, 1502-1503 Galeria Sztuk Pięknych, Wiedeń

PowiększenieŚw. Walenty, biskup rzymskiego miasta Terni i męczennik, który żył w III wieku, został ogłoszony pod koniec średniowiecza patronem zakochanych, ale obrazy z tego okresu przedstawiają go przeważnie w towarzystwie chorych na epilepsję. Dlaczego? Wszystko wskazuje na to, że… pomylono Walentych.

W V wieku w rzymskiej prowincji Recja żył inny biskup o tym imieniu, który został wyniesiony na ołtarze. Zasłynął on właśnie leczeniem epileptyków. Dzień tego świętego obchodzono 7 stycznia, ale w średniowieczu stopniowo zacierała się świadomość, że chodzi o różne osoby. Walenty – patron zakochanych – był popularny w innych regionach niż Walenty – patron epileptyków. Rozszerzanie się ich kultów doprowadziło do złączenia obu tradycji.

Najwięcej wizerunków św. Walentego pochodzi z południowych Niemiec, Austrii i Szwajcarii. Te terytoria składały się na dawną rzymską prowincję Recja, gdzie przez całe średniowiecze silny był kult Walentego – lekarza chorych na padaczkę. Tego właśnie świętego widzimy na obrazie Lucasa Cranacha. To typowe dzieło namalowane na zamówienie. Pod koniec średniowiecza wielu bogatych ludzi pragnęło posiadać własny portret. Zadaniem takiego obrazu było podkreślenie pobożności portretowanej osoby. Powstało wówczas wiele przedstawień ukazujących bogatych ludzi, pokornie klęczących. Za ich plecami ustawieni byli święci patroni.

Na obrazie Cranacha widzimy właśnie taką scenę. Święty Walenty w stroju biskupa stoi za fundatorem dzieła. Za świętym widzimy natomiast leżącego epileptyka. To wskazówka, że chodzi o Walentego.

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 6 – 8 lutego 2009r.

____________________________

Światło chrztu

JACOPO DA PONTE, ZWANY BASSANO

“Św. Walenty chrzczący św. Lucyllę”,
olej na płótnie, ok. 1575r., Museo Civico, Bassano del Grappa

PowiększenieŚwięty Walenty polewa wodą głowę klęczącej kobiety. W tej samej chwili nad nimi rozbłyska jasne światło. Dziwne miejsce jak na chrzest! Na ulicy, w tłumie ludzi… Wszystko staje się zrozumiałe dopiero wtedy, gdy zapoznamy się z żywotami głównych bohaterów obrazu. Oboje żyli w III wieku i zostali wyniesieni na ołtarze jako męczennicy, ofiary prześladowań chrześcijan w starożytnym Rzymie. Kobieta, którą chrzci św. Walenty, to Lucylla. Urodziła się niewidoma, lecz odzyskała wzrok w chwili przyjmowania chrztu. Tradycja Kościoła nie łączy tego wydarzenia z osobą Walentego. Żył on jednak w tym samym czasie, a legendarne przekazy o nim informują, że kiedyś przywrócił wzrok niewidomej. Jacopo Bassano połączył więc te dwie tradycje.

Ludzie widniejący na obrazie to nie przypadkowi przechodnie. To niewidomi. W tle widzimy żebraczkę proszącą o jałmużnę w drzwiach pałacu. Lucylla i kilka innych osób zarabia na życie, sprzedając różne przedmioty. Niewidomym towarzyszą pomagający im chłopcy. Lucylla jeszcze przed chwilą wyszywała, siedząc na krześle z lewej strony. Nadejście Walentego sprawiło, że porzuciła wszystko, by natychmiast przyjąć chrzest.

O tym, że jesteśmy świadkami cudu, informuje nas nadnaturalne światło rozbłyskające za postaciami dwóch aniołków. Jasne promienie zdają się dosięgać Lucylli, której imię pochodzi od słowa luce (światło). Aniołki trzymają także dużą gałązkę palmy, stanowiącą tradycyjny symbol męczeństwa. To zapowiedź losu obojga bohaterów obrazu. Lucylla padła ofiarą prześladowań w 257 roku, a Walenty w 269.

Artysta podpisał się na obrazie. Na pierwszym schodku możemy odczytać słowa Jac. Da Ponte Bassanensis (Jacopo da Ponte z Bassano).

Leszek Śliwa

Tygodnik Katolicki “Gość Niedzielny” Nr 6 – 13 lutego 2011r.

_________________________

Skąd się wzięły walentynki?: Ptasia sprawka

dodane 04.11.2002 19:55

Święty Walenty był biskupem męczennikiem, który żył w III wieku. Dlaczego właśnie on został patronem zakochanych? W jego życiu próżno szukać wytłumaczenia. Skąd wziął się zatem dzień zakochanych i czemu przypada właśnie 14 lutego? Istnieją dwie zasadnicze hipotezy.

Święto wiosny
W średniowieczu w literaturze angielskiej i francuskiej często pojawia się pogląd, że w dniu świętego Walentego ptaki łączą się w pary. Pisze tak m.in. Geoffrey Chaucer (ok. 1340-1400) – najwybitniejszy poeta angielski z czasów przed Szekspirem. Wspomina o tym również wielu innych autorów. Zapewne było to popularne ludowe porzekadło.
Według tej hipotezy walentynki byłyby czymś w rodzaju święta wiosny. Zimowa data nie jest nieprawdopodobna. Pamiętajmy, że do XVI wieku obowiązywał kalendarz juliański, który nie uwzględniał tego, że rok kalendarzowy nie pokrywa się dokładnie z astronomicznym. Błąd ten naprawił dopiero papież Grzegorz XIII, wprowadzając 15 października 1582 roku kalendarz gregoriański. Niedokładność kalendarza juliańskiego sprawiła, że w połowie lutego mogła się zaczynać wiosna. Poza tym w średniowieczu klimat był cieplejszy niż obecnie. Wikingowie, gdy odkryli Grenlandię nazwali ją właśnie Gren land – zielony kraj, a teraz jest tam lodowiec. A więc wiosna mogła się zaczynać tak wcześnie nawet w Europie Północnej.Rzymskie Lupercalia
Druga hipoteza odwołuje się do starego rzymskiego obrzędu, dość tajemniczego i nie do końca zbadanego, który odbywał się w połowie lutego.
Luty był miesiącem oczyszczenia, z czym łączy się nazwa Februarius (łac. februum – środek oczyszczania od zmazy). Lupercalia miały być oczyszczeniem z “uroków”, które – jak wierzono – powodowały m.in. bezpłodność.
Było to jedno z najstarszych świąt rzymskich, prawdopodobnie kontynuacja greckich obrzędów ku czci boga Pana. W Rzymie odpowiadał mu Faun o przydomku Lupercus. Składano mu ofiary u stóp wzgórza Palatyn w grocie Lupercal, w której według tradycji wilczyca (po łacinie – lupa) miała wykarmić Romulusa i Remusa – legendarnych założycieli Rzymu. Po złożeniu ofiar kapłani Luperkowie (Luperci) obiegali dookoła Palatyn uderzając przechodniów rzemieniami ze skóry zabitego w ofierze kozła. Miał to być właśnie obrzęd oczyszczania ze zmazy. Uderzeniom poddawały się dobrowolnie kobiety bo wierzyły, że w ten sposób uchronią się przed bezpłodnością.

Hipoteza druga wydaje się mniej prawdopodobna. Nie sposób bowiem wytłumaczyć, dlaczego zwyczaje walentynkowe nie są praktycznie znane we Włoszech i innych starych prowincjach Imperium, a tylko w krajach, które prowincjami rzymskimi były stosunkowo krótko. Za pierwszą hipotezą przemawia też pierwotna lokalność tego zwyczaju. Ptasie gody odbywają się w różnych terminach zależnie od panującego w danym regionie klimatu. W Wielkiej Brytanii i Francji było to zapewne rzeczywiście w połowie lutego (czyli zgodnie z obecnym kalendarzem na przełomie lutego i marca). Anglicy “eksportowali” zwyczaje walentynkowe do swych kolonii. A to, że obecnie zwyczaje te są znane prawie na całym świecie, to już zasługa ekspansywności kultury Stanów Zjednoczonych. A z tym święty Walenty ma już niewiele wspólnego.

Patron zakochanych

W Kościele katolickim jest aż ośmiu świętych Walentych, przy czym 14 lutego obchodzi się święto trzech z nich. O jednym wiadomo tylko, że poniósł śmierć męczeńską w Afryce. O dwóch pozostałych wiadomo trochę więcej, ale są to tak fragmentaryczne wiadomości, że być może chodzi o jedną i tę samą osobę. Obaj żyli w III wieku w Italii. Jeden był księdzem w Rzymie, a drugi biskupem w mieście Interamna (obecnie Terni). Ten drugi wsławił się nawróceniem na chrześcijaństwo filozofa Kratona. Obaj byli prześladowani przez cesarza Klaudiusza II. Biskup był podobno wcześniej przyjacielem imperatora, ale próbował go nawrócić i został wtrącony do więzienia. Uwięziony, według tradycji, uzdrowił niewidomą córkę jednego ze strażników.

Obaj święci zostali skazani na karę śmierci. Jeden został zabity maczugami, a drugi ścięty 14 lutego 269 lub 270 roku. Informacje są tak podobne, że może rzeczywiście chodzi o jedną osobę?
W każdym razie święty Walenty został zabity na wychodzącej z Rzymu drodze Via Flaminiana w okolicach bramy do miasta zwanej wówczas Porta Flaminiana, potem Bramą św. Walentego, a obecnie Porta de Poppolo (bramą ludową). Papież Juliusz I w miejscu śmierci świętego nakazał wybudować kościół. Relikwie świętego Walentego umieszczono natomiast w rzymskim kościele św. Praksedy.
Jest patronem nie tylko zakochanych, ale również epileptyków.

Po czym poznać św. Walentego?

Strój biskupi
14 lutego został wyznaczony dniem św. Walentego już w 496 roku. Ale pierwszy zachowany wizerunek tego świętego pochodzi dopiero z ilustracji zamieszczonej w Kronice Norymberskiej, wydanej w 1493 roku. Prawdopodobnie był biskupem, więc tradycyjnie przedstawia się go w stroju biskupim. Jest męczennikiem, więc czasem jego atrybutem jet palma męczeństwa. Obok: rzeźba z rzymskiego kościoła św. Praksedy, gdzie znajdują się relikwie świętego.

Ptaki i róże
Świętego Walentego przedstawia się zwykle z ptakami. Według średniowiecznej tradycji w dniu tego świętego ptaki łączyły się w pary. Pisał o tym najwybitniejszy przed Szekspirem poeta angielski Geoffrey Chaucer (ok. 1340-1400), a także wielu innych autorów angielskich i francuskich. Warto dodać, że w średniowieczu 14 lutego przypadał w rzeczywistości ok. dwa tygodnie później. Obowiązywał wówczas kalendarz juliański nie uwzględniający dni przestępnych (gregoriański wprowadzono dopiero w XVI wieku. Rosja, która nie przyjęła nowego kalendarza miała później Rewolucję Październikową w listopadzie). W połowie lutego w średniowieczu praktycznie zaczynała się więc wiosna. Z tą symboliką początku wiosny i dnia zakochanych wiąże się także kolejny atrybut świętego – bukiet róż.

 

http://kosciol.wiara.pl/doc/491287.Skad-sie-wziely-walentynki-Ptasia-sprawka/3

_________________________________________________________________________________________________

Orędzie papieża Franciszka na Wielki Post

Do pełnienia uczynków miłosierdzia względem duszy i względem ciała wzywa Franciszek w swym orędziu na Wielki Post. Zapowiada także rozesłanie “Misjonarzy Miłosierdzia, aby byli dla wszystkich żywym znakiem Bożego przebaczenia i bliskości”. Orędzie nosi tytuł “Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary (Mt 9,13). Dzieła miłosierdzia na drodze jubileuszu”.

 

Tekst Orędzia:

Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary (Mt 9,13). Dzieła miłosierdzia na drodze jubileuszu.

1. Maryja, ikona Kościoła, który ewangelizuje, bo jest ewangelizowany

W bulli ogłaszającej Jubileusz napisałem: “Niech Wielki Post w Roku Jubileuszowym będzie przeżywany jeszcze bardziej intensywnie, jako ważny moment, by celebrować miłosierdzie Boga i go doświadczać” (“Misericordiae vultus”, 17). Przez wezwanie do słuchania Słowa Bożego oraz inicjatywę “24 godziny dla Pana” pragnąłem podkreślić prymat modlitewnego słuchania Słowa Bożego, zwłaszcza prorockiego. Miłosierdzie Boże jest bowiem przesłaniem skierowanym do świata, ale każdy chrześcijanin jest powołany do tego, by sam go doświadczył. Dlatego w czasie Wielkiego Postu roześlę Misjonarzy Miłosierdzia, aby byli dla wszystkich żywym znakiem Bożego przebaczenia i bliskości.

Po przyjęciu od archanioła Gabriela Dobrej Nowiny Maryja w Magnificat profetycznie sławi miłosierdzie, z którym Bóg Ją wybrał. Tym samym zaręczona z Józefem Dziewica z Nazaretu stała się doskonałą ikoną Kościoła, który ewangelizuje, bo sam był i jest nieustannie ewangelizowany za sprawą Ducha Świętego, który zapłodnił Jej dziewicze łono. W tradycji prorockiej miłosierdzie – jak wskazuje etymologia tego słowa – ma ścisły związek z matczynym łonem (rahamim) i z dobrocią wielkoduszną, wierną i współczującą (hesed), praktykowaną w związkach małżeńskich i w rodzinie.

2. Przymierze Boga z ludźmi: historia miłosierdzia

Tajemnica Bożego Miłosierdzia objawia się w dziejach przymierza między Bogiem i Izraelem. Bóg jest bowiem zawsze bogaty w miłosierdzie, w każdych okolicznościach gotowy otoczyć swój lud wielką czułością i współczuciem, zwłaszcza w najbardziej dramatycznych momentach, gdy niewierność zrywa przymierze i trzeba je na nowo ustanowić, w sposób bardziej stabilny, w sprawiedliwości i prawdzie. Jest to prawdziwy dramat miłości, w którym Bóg odgrywa rolę zdradzonego Ojca i męża, a Izrael – niewiernych syna/córki i małżonki. Właśnie obrazy z życia rodzinnego – jak w Księdze Ozeasza (por. Oz 1-2) – pokazują, jak bardzo Bóg pragnie związać się ze swoim ludem.

Ten dramat miłości osiągnął swój szczyt w Synu, który stał się człowiekiem. Jego Bóg napełnił swoim bezgranicznym miłosierdziem, czyniąc z Niego “wcielone Miłosierdzie” (por. “Misericordiae vultus”, 8). Jako człowiek, Jezus z Nazaretu jest w pełni synem Izraela. Uosabia owo doskonałe słuchanie Boga, które jest wymagane od każdego Żyda w Szema Jisrael, jeszcze dzisiaj stanowiące sedno przymierza Boga z Izraelem: “Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem – Pan jedynie. Będziesz więc miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił” (Pwt 6, 4-5). Syn Boży jest Oblubieńcem czyniącym wszystko, by zdobyć miłość swojej Oblubienicy, z którą łączą Go więzy bezwarunkowej miłości, uwidoczniającej się w wiecznych zaślubinach z nią.

To jest pulsujące serce kerygmatu apostolskiego, w którym Boże miłosierdzie ma centralne i fundamentalne miejsce. On jest “pięknem zbawczej miłości Boga objawionej w Jezusie Chrystusie, który umarł i zmartwychwstał” (por. “Evangelii gaudium”, 36), głównym orędziem, “do którego trzeba stale powracać i słuchać na różne sposoby i które trzeba stale głosić podczas katechezy” (tamże, 164). Miłosierdzie zatem “wyraża zachowanie Boga w stosunku do grzesznika, ofiarując mu jeszcze jedną możliwość skruchy, nawrócenia i wiary” (“Misericordiae vultus”, 21), a tym samym odbudowania relacji z Nim. W Jezusie ukrzyżowanym Bóg pragnie dotrzeć do grzesznika, który odszedł najdalej, tam właśnie, gdzie się zagubił i od Niego oddalił. Robi to z nadzieją, że zdoła poruszyć zatwardziałe serce swojej Oblubienicy.

3. Uczynki miłosierdzia

Miłosierdzie Boże zmienia serce człowieka i pozwala mu doświadczyć wiernej miłości, sprawiając, że i on staje się zdolny do miłosierdzia. Wciąż nowym się cudem jest, że miłosierdzie Boże może opromienić życie każdego z nas, pobudzając nas do miłości bliźniego i tego, co tradycja Kościoła nazywa uczynkami miłosierdzia względem ciała i duszy. Przypominają nam one o tym, że nasza wiara wyraża się w konkretnych, codziennych uczynkach, które mają pomagać naszemu bliźniemu w zaspokajaniu potrzeb jego ciała i duszy i na podstawie których będziemy sądzeni: karmienie, nawiedzanie, pocieszanie, pouczanie. Dlatego pragnąłem, “aby chrześcijanie zastanowili się podczas Jubileuszu nad uczynkami miłosierdzia względem ciała i względem duszy. Będzie to sposób na obudzenie naszego sumienia, często uśpionego w obliczu dramatu ubóstwa, a także na wchodzenie coraz głębiej w serce Ewangelii, gdzie ubodzy są uprzywilejowani przez Boże miłosierdzie” (“Misericordiae vultus”, 15). Bowiem to w człowieku ubogim ciało Chrystusa “staje się znów widoczne w umęczonych, poranionych, ubiczowanych, niedożywionych, uciekinierach…, abyśmy mogli Go rozpoznać, dotknąć i troskliwie Mu pomóc” (tamże). Jest niebywała i skandaliczna tajemnica przedłużającego się w dziejach cierpienia niewinnego Baranka, krzaku gorejącego bezinteresowną miłością, przed którym można tylko, jak Mojżesz, zdjąć z nóg sandały (por. Wj 3, 5); a tym bardziej, gdy ubogim jest brat lub siostra w Chrystusie, cierpiący z powodu swojej wiary.

W obliczu tej miłości potężnej jak śmierć (por. Pnp 8, 6) najnędzniejszym ubogim jest ten, kto nie chce przyznać, że nim jest. Wydaje mu się, że jest bogaty, a w rzeczywistości jest najuboższy z ubogich. A to dlatego, że jest niewolnikiem grzechu, który każe mu używać swego bogactwa i władzy nie po to, by służyć Bogu i bliźnim, ale by zagłuszyć w sobie głęboką świadomość, że i on w rzeczywistości jest tylko ubogim żebrakiem. Im większym bogactwem i władzą dysponuje, tym większe może się stać jego kłamliwe zaślepienie. Dochodzi do tego, że nie chce nawet widzieć ubogiego Łazarza, żebrzącego u drzwi jego domu (por. Łk 16, 20-21), który jest figurą Chrystusa żebrzącego w ubogich o nasze nawrócenie. Łazarz stanowi możliwość nawrócenia, którą Chrystus nam daje, a której być może nie widzimy. Temu zaślepieniu towarzyszy pełne pychy delirium wszechmocy, w którym rozlegają się złowieszczo szatańskie słowa: “będziecie jak Bóg” (Rdz 3, 5), będące źródłem każdego grzechu. To delirium może przyjąć formę społeczną i polityczną, jak pokazały systemy totalitarne XX w. i jak pokazują dzisiaj ideologie promujące jedyną słuszną myśl oraz techno-naukę, dążące do tego, by Bóg stał się nieistotny, a człowiek został sprowadzony do masy, którą można posługiwać się w sposób instrumentalny. Obecnie mogą to pokazywać także struktury grzechu związane z modelem fałszywego rozwoju, opartego na kulcie pieniądza, który zobojętnia na los ubogich bogatsze osoby i społeczeństwa, które zamykają przed nimi drzwi, odmawiając nawet ich zobaczenia.

Dla wszystkich zatem Wielki Post w tym Roku Jubileuszowym jest sprzyjającym czasem, by wreszcie móc wyjść z wyobcowania poprzez słuchanie Słowa Bożego oraz uczynki miłosierdzia. Poprzez uczynki względem ciała dotykamy ciała Chrystusa w braciach i siostrach, którzy potrzebują, by ich nakarmić, odziać, przyjąć do domu i nawiedzić, a poprzez uczynki duchowe – dawanie rad, pouczanie, darowanie uraz, upominanie i modlitwę, obcujemy bardziej bezpośrednio z naszą własną grzesznością. Z tego powodu uczynków względem ciała i względem ducha nigdy nie należy od siebie oddzielać. Bowiem właśnie wtedy, gdy dotyka w ubogim człowieku ciała Chrystusa Ukrzyżowanego, grzesznik może otrzymać w darze uświadomienie sobie, że on sam jest biednym żebrakiem. Na tej drodze także “pyszniący się”, “władcy”, “bogacze”, o których mówi Magnificat, mają możliwość spostrzeżenia, że są niezasłużenie miłowani przez Chrystusa ukrzyżowanego, który umarł i zmartwychwstał również dla nich. Tylko ta miłość może zaspokoić pragnienie nieskończonego szczęścia i miłości, które człowiek usiłuje osiągnąć, łudząc się, że je znajdzie w kulcie wiedzy, bogactwa i władzy. Jest jednak zawsze niebezpieczeństwo, że coraz szczelniej zamykając się na Chrystusa, który w ubogich i potrzebujących wciąż puka do drzwi ich serc, pyszni, możni i bogaci skażą sami siebie na tę wieczną otchłań samotności, którą jest piekło. Dlatego dla nich i dla nas wszystkich na nowo rozbrzmiewają pełne bólu słowa Abrahama: “Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają!” (Łk 16, 29). Słuchanie Słowa i wprowadzanie go w życie przygotowuje nas w najlepszy sposób do świętowania ostatecznego zwycięstwa nad grzechem i nad śmiercią zmartwychwstałego Oblubieńca, Tego, który pragnie oczyścić swą Oblubienicę, która oczekuje na Jego przybycie.

Nie zmarnujmy tego czasu Wielkiego Postu, który sprzyja nawróceniu! Prośmy o to przez macierzyńskie wstawiennictwo Dziewicy Maryi, która jako pierwsza, w obliczu wielkiego Bożego miłosierdzia, jakim Bóg Ją darmo obdarował, uniżyła się (por. Łk 1, 48) mówiąc, że jest pokorną służebnicą Pańską (por. Łk 1, 38).

Watykan, 4 października 2015 r., w święto św. Franciszka z Asyżu

http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/dokumenty/oredzia-papieskie/art,31,oredzie-papieza-franciszka-na-wielki-post.html

________________________

Tajniki serca

Wraz z Chrystusem dusza odważnie staje przeciw wrogom. Jemu wyznaje grzechy, tylko On bowiem ma moc je odpuścić. Nieustannie obejmuje swym wezwaniem Chrystusa, gdyż wyłącznie On zna tajniki serca.

(Hezychiusz z Synaju)

Wyszliśmy na pustynię, by całe swe istnienie poświęcić modlitwie i pogłębieniu więzi z Bogiem. Istotą tej duchowości nie była ucieczka od świata i przeżycie pustki, lecz pragnienie wewnętrznego pokoju i samotności, przede wszystkim zaś oczyszczenie i „obudzenie” serca, by, przez łaskę Ducha Świętego, mogło stać się ono mieszkaniem Boga. Pustynia nie była miejscem duchowego azylu, ale raczej wzmożonej walki wewnętrznej, zmagania się z pokusami i demonami. Ona wyraźniej pokazywała, kim człowiek jest i do czego ma dążyć.

http://ojcowie.ps-po.pl/tajniki-serca/?utm_source=feedburner&utm_medium=email&utm_campaign=Feed%3A+OjcowiePustyni+%28Ojcowie+Pustyni+ucz%C4%85…%29

Kto stara się o świętość?

kto-stara-sie-o-swietosc

Filoteusz rozpoczyna swoje dzieło „O czujności” od zdania: „Na płaszczyźnie duchowej toczy się w nas walka, która jest cięższa od widzialnej”.

Na początku autor wyróżnia płaszczyznę duchową i widzialną. Ta pierwsza odnosi się do tego, co duchowe (a więc również do naszej duszy),  do rzeczywistości niewidzialnej, a w konsekwencji do wieczności. Płaszczyzna widzialna odnosi się do szeroko rozumianej materii, czyli do naszego ciała, życia zmysłów, rzeczywistości świata materialnego. To doczesność.

Jest zaś ona rzeczywistością przemijania. Wszystko w niej jest, a jednocześnie jest jakby pozorem rzeczywistości. Wszystko w niej wskazuje na nietrwałość, która każe nam szukać rzeczywistości wiecznej, niezmiennej i trwałej. Straszne w naszej doczesności jest to, że nie myślimy, aby ją maksymalnie wykorzystać, aby wszystko robić doskonale według woli Bożej. Nasze życie doczesne to trwała i stała okazja do czynienia dobra i życia łaską.

Dlaczego od tego zaczyna swój traktat Filoteusz? Jest to bowiem rzecz podstawowa, która jednocześnie często nam umyka. W rytmie dnia codziennego, w pogoni za różnymi sprawami, nie za bardzo zdajemy sobie sprawę z konsekwencji tego podziału. Jego zaś przywołujemy w każdą niedzielę, gdy odmawiamy Credo. Wyznajemy przecież w nim Boga, jako Stworzyciela rzeczy widzialnych i niewidzialnych. Praktyka modlitwy Jezusowej jest doskonałą okazją, aby świadomość ulotności doczesności i trwałości wieczności była w nas stale obecna. Skoro mówimy o modlitwie nieustannej, to w konsekwencji nieustanna jest w nas również pamięć o podziale, który przypomina nam Filoteusz. Modlitwa Jezusowa ma nas uwrażliwiać na prawdę o rzeczywistości, w której żyjemy.

Ten zaś podział rodzi ponadto ścisłe dla nas konsekwencje. Stawia przed nami pytanie o wybór życia, jak również o jego cel. Do czego chcę dążyć? Gdzie jest kres mojej drogi? Być może dlatego Filoteusz pisze dalej tak: „Kto stara się o świętość, ten w swym umyśle wytrwale winien dążyć do celu: dokładnie zachować w sercu pamięć o Bogu, niby perłę albo inny drogocenny kamień”.

Kto stara się o świętość? Kto jej pragnie? Aby lepiej to sobie wyobrazić należy przywołać rzecz podstawową.

Świętość jest powołaniem człowieka. To zadanie, które stoi przed każdym z nas. My czasami boimy się świętości. Święty to człowiek radosny, szczęśliwy, to po prostu człowiek zbawiony. Każdy z nas zaś pragnie szczęścia, trwałego szczęścia; momentu, w którym już nie musi trwożliwie patrzeć w przyszłość, będąc wewnętrznie zatroskanym o to, co ma nadejść.

Stary Testament zachęca mocno do wybrania świętości:

«Mów do całej społeczności Izraelitów i powiedz im: Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan, Bóg wasz! (Kpł 19,2).

To samo jest w Nowym Testamencie:

Dlatego przepasawszy biodra waszego umysłu, [bądźcie] trzeźwi, miejcie doskonałą nadzieję na łaskę, która wam przypadnie przy objawieniu Jezusa Chrystusa. (…) w całym postępowaniu stańcie się wy również świętymi na wzór Świętego, który was powołał, gdyż jest napisane: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty (1 P 1,13.15n).

To wezwanie Bóg kieruje do każdego z osobna. Każdego pragnie obdarzyć szczęściem, którego końca nie będzie. Ten stan czeka na każdego z nas. Tylko od naszej osobistej decyzji zależy czy po niego wyciągniemy rękę. Jednocześnie to dążenie ma się dokonać poprzez nas umysł. Zatem jest ono oparte na rozumie. To działanie w pełni świadome. To jest zarazem bycie przytomnym, ciągle obecnym i nieustannie pamiętającym o ostatecznym celu. Wiara zatem ściśle opera się na rozumie. Nie może od niego być niezależna. Bez niego byłaby jakimś pustym wyobrażeniem. W tym wszystkim nieoceniona jest wartość modlitwy Jezusowej. Ona jest w istocie dążeniem do świętości. To chęć dojścia do tego, co trwałe, niezmienne i wieczne. To pragnienie urzeczywistnienia tego, co jest najgłębszym przedmiotem dążenia serca człowieka. To chęć osiągnięcia już stanu niezmąconego pokoju i harmonii wewnętrznej.

_________________________

Dlaczego mówi się, że Pan Bóg stworzył zło?

dlaczego-mowi-sie-ze-bog-stworzyl-zlo

Germanus: Często czytamy w Piśmie Świętym, że Bóg stworzył zło lub, że zesłał je na ludzi. Weźmy chociażby ten przykład: Beze mnie nie ma niczego. Ja jestem Pan, i nie ma innego. Ja tworzę światło i stwarzam ciemności, sprawiam pomyślność i stwarzam niedolę [zło]; albo: Czyż zdarza się w mieście nieszczęście [zło], by Pan tego nie sprawił?

Odpowiedź

Abba Teodor: Pismo Święte używa nieraz słowa „zło” na określenie ludzkiego cierpienia lub niedoli. Jest to o tyle nieścisłe, że nasze utrapienie nie są „złem” w sensie właściwym, ale są czymś niedobrym, złym, dla tego, kto zostaje nimi dotknięty dla własnego dobra. Jest jednak oczywiste, że Pan Bóg zwracając się do ludzi ze swoimi wyrokami, używa ich pojęć i stosuje się do ich odczuć. Zwróćmy uwagę, że kiedy lekarz dokonuje zbawiennych cięć na naszym ciele lub wypala nieprzyjemne wrzody, nikt nie twierdzi, że nam nie pomaga, wszyscy jednak uważamy sam zabieg za coś złego. Ostroga też, zresztą, nie jest przyjemna dla konia, a kara dla przestępcy.

Apostoł powiada, że dla tego, kto ćwiczy się w cno­cie, wszelkie upomnienia wydają się początkowo gorzkie: Wszelkie karcenie na razie nie wydaje się radosne, ale smutne, potem jednak przynosi tym, którzy go doświadczyli, błogi plon sprawiedliwości. Mówi też, że kogo miłuje Pan, tego karze, chłoszcze zaś każdego, którego za syna przyjmuje [] Jakiż to bowiem syn, którego by ojciec nie karcił? Widzimy więc wyraźnie, że słowo „zło” zastępuje nieraz ludzkie utrapienia i niedolę, o czym mówi nam także inne zdanie: Ulitował się Bóg nad niedolą [złem], którą postanowił na nich sprowadzić i nie zesłał jej, lub: Pan bowiem jest łaskawy, miłosierny, nieskory do gniewu i wielki w łaskawości, a lituje się na widok niedoli [zła]; mówiąc inaczej, Pan żałuje cierpień i trudów, które musi zsyłać z powodu naszych grzechów.

Inny prorok, wiedząc, jak pożyteczne dla niektórych ludzi są takie utrapienia, prosi aby Pan ich nimi dotknął – nie ze złej woli, rzecz jasna, ale z troski o ich zbawienie: Ześlij na nich zło, Panie, ześlij zło na pyszniących się na tej ziemi; sam Pan mówi natomiast: Oto sprowadzę na nich nieszczęście [zło] , tzn. boleść i spustoszenie, aby doświadczeni zbawiennie przez krótki czas, powrócili do Mnie z pośpiechem, gdyż zapomnieli już o mnie w swoim szczęściu.

Z tego, co powiedzieliśmy, wynika, że teraźniejsze utrapienia nie są złem w sensie właściwym, w wielu bowiem przypadkach wychodzą nam one na dobre i stają się przyczyną naszej wiecznej radości.

Wszystko więc, cokolwiek może nas spotkać ze stro­ny wroga lub kogokolwiek innego, a co uważamy za zło, nie jest złem, lecz czymś obojętnym. Nawet gdyby złośliwy wróg starał się nam uczynić coś złego, to i tak od nas zależy, nie od niego, czym będzie dla nas to cierpienie.

Jeżeli więc męża świętego spotka śmierć, nie uwa­żajmy jej za nieszczęście, lecz za wypadek zupełnie obojętny: dla grzesznika, owszem, byłaby ona nieszczęściem, dla człowieka sprawiedliwego jednak – odpoczynkiem i końcem wszelkiego zła, albowiem: Człowiek nieświadomy jest swej drogi i śmierć dla niego jest odpoczynkiem. Dlatego też mąż sprawiedli­wy nie doznaje szkody przez zabójstwo. Nic go przecież nie spotkało nieoczekiwanego, to jedynie czego miała dokonać naturalna konieczność, dosięgło go z ręki niegodziwego wroga – nie pozostanie to zresztą bez nagrody w życiu wiecznym. Śmierć sprawiedliwego jest więc tylko spłatą długu, od którego żaden człowiek nie może się wymówić. W tym wypadku jednak, dzięki poniesionym cierpieniom, spłata długu przynosi obfity owoc i wielkie wynagrodzenie.

http://ps-po.pl/2016/01/20/dlaczego-mowi-sie-ze-pan-bog-stworzyl-zlo/

_____________________

Trzy metody walki ze złymi myślami według Ewagriusza z Pontu

trzy-metody-walki-ze-zlymi-myslami

Umysł błądzący pokrzepiają: czytanie duchowne, czuwanie i modlitwa. Rozpaloną pożądliwość gasi post, trudy i odsunięcie się od świata. Wzburzoną popędliwość uspokaja zaś śpiewanie psalmów, cierpliwość i miłosierdzie. Wszystko to musi mieć swój czas i miarę. To bowiem, co nie zna właściwego czasu ani miary, trwa krótko, a to, co krótkotrwałe, przynosi więcej szkody niż pożytku (Ewagriusz z Pontu – Pisma ascetyczne, tom 1)

Pierwsza polega na tym, aby człowiek nie walczył bezpośrednio z wadą, która obecnie go dręczy, ale żeby wykonał krok w tył: jeżeli ktoś cierpi z powodu gniewu, powinien zbadać, co było przyczyną jego smutku (jak pamiętamy smutek powstaje w wyniku niezaspokojonego gniewu). Ewagriusz mówi, że w ten sposób podcina się korzeń zła: dręcząca nas obecnie zła myśl traci siłę i ostatecznie ucieka. Ewagriusz mówi, że nie jest to sprawa do jednorazowego załatwienia – jest to pewien proces. Tak możemy sobie to wyobrazić: ktoś próbuje wykopać pień olbrzymiego dębu, ale przecież nie wykona tej pracy od razu, ale będzie musiał sporo się napocić zanim cały teren oczyści z resztek korzenia; podobnie ma się rzecz ze złymi myślami.

Natomiast istnieje jeszcze drugi sposób walki. Trzeba wyjść od omawianego już podziału myśli, który dokonany został wedle poszczególnych części duszy – pożądliwej i popędliwej. Z pożądliwością wiążą się obżarstwo, nieczystość i chciwość; z kolei z popędliwością smutek, gniew i acedia.

Ewagriusz uważał, że te pierwsze trzy leczy się poprzez wyrzeczenie, czyli powstrzymanie się od rzeczy zbędnych. Wyrzeczenie, czyli jak już mówiliśmy zobaczenie, że nie musimy mieć wszystkiego, czego zapragniemy, podcina korzenie zła, które wiążą się ze sferą pierwszych trzech złych myśli; wyrzeczenie – dodajmy – w jakiś sposób nas wyzwala i pomaga odróżnić to, co ważne od tego, co nieistotne. Ewagriusz określa to za pomocą trzech pojęć: post, trudy i odsunięcie się od świata.

Natomiast myśli popędliwe, czyli gniew, smutek i acedia, powiada Ewagriusz, są leczone przez to, że człowiek okazuje łagodność i miłosierdzie wobec swoich bliźnich. Innymi słowy przenosi wzrok z samego siebie, bo jak pamiętamy tamte myśli są bardzo egoistyczne, i stara się zobaczyć innych. Dziś może powiedzielibyśmy, że fundamentem tej zmiany jest empatia. Łagodność i miłosierdzie, życzliwość wobec innych ludzi według Pontyjczyka wzmacnia gorliwie pielęgnowana psalmodia, czyli dzisiaj powiedzielibyśmy, codzienna modlitwa ustna, której człowiek wytrwale się oddaje.

Dwie ostatnie myśli, próżność i pycha, leczone są wedle Ewagriusza poprzez czytanie, czuwanie i modlitwę.

Jak to już zostało wyjaśnione, te dwie złe myśli próbują wmówić człowiekowi fałszywe widzenie jego własnej osoby. Aby uniknąć kłamstwa, a jednocześnie lepiej poznać Boga i samego siebie, należy wedle Ewagriusza podjąć z Bogiem głęboki dialog modlitewny. Szczera relacja z Nim pokazuje nam coraz bardziej, jacy jesteśmy naprawdę; w prawdzie ugruntowuje nas lektura i rozważanie Biblii oraz stała czujność – według współczesnych pojęć, staranny rachunek sumienia. Przez modlitwę w tym wypadku należy rozumieć coś na kształt dzisiejszej modlitwy Jezusowej – Ewagriusz ściśle odróżniał psalmodię (a zatem modlitwę ustną) od modlitwy w ogóle – ta ma dla niego zawsze wymiar kontemplacyjny, nawet jeśli pozostaje on jeszcze w fazie embrionalnej (poniżej dodam jeszcze o tym zagadnieniu kilka słów.)

Zwróćmy na koniec uwagę na bardzo istotny element: zawsze dużą rolę gra wytrwałość. Bez niej i dużej ilości czasu, który przeznaczymy na to, aby z tymi myślami się uporać, nie zostaniemy od nich uwolnieni. Złe widzenie świata zapuszcza w człowieka korzenie bardzo głęboko i w związku z tym walka z nim wymaga bardzo wiele czasu. Tym, o co powinniśmy prosić Pana Boga, to przede wszystkim cierpliwość.

http://ps-po.pl/2015/12/15/trzy-metody-walki-ze-zlymi-myslami-wedlug-ewagriusza-z-pontu/

__________________________

“Erotyczny” upadek człowieka

Wydaje mi się, że gdyby wszystkie stworzenia doznały tych łask, co ja, to Dobry Bóg w nikim nie wzbudzałby lęku, kochano by Go do szaleństwa i z miłością, a nie z drżeniem”(…) Mnie on obdarzył nieskończonym Miłosierdziem i poprzez nie właśnie widzę i wielbię boskie przymioty”.

Tak pod koniec XIX wieku pisała św. Teresa z Lisieux, doktor Kościoła, kilkadziesiąt lat przed objawieniami udzielonymi przez Jezusa św. Faustynie Kowalskiej. Wiemy, że św. Teresa żyła w czasach, gdy katolicy zajęci byli głównie zasługiwaniem i wynagradzaniem Bożej sprawiedliwości. Ona sama patrzyła jednak na świat inaczej. Przez pryzmat Miłosierdzia Boga, którego najpierw sama mocno doświadczyła. Jest to do tego stopnia inny sposób widzenia rzeczy, że nawet Boża sprawiedliwość w jej interpretacji nie pasuje do “tradycyjnych” ujęć. Święta karmelitanka zdefiniowała sprawiedliwość w zadziwiający sposób: “Jak dobrze pomyśleć, że Dobry Bóg jest Sprawiedliwy, to znaczy, że ma wzgląd na naszą słabość, że doskonale zna kruchość naszej natury”. Według św. Teresy miłosierdzie i sprawiedliwość Boga pokrywają się ze sobą.

Uderzającą cechą wszystkich świętych przemienionych przez Ducha Świętego jest ich wzrastająca w miarę upływu życia łagodność i wyrozumiałość wobec bliźnich. Nie są oni skłonni do potępiania, ale bardziej do ocalania. Dlaczego? Im bardziej odkrywają dobroć Boga, tym bardziej dojrzewa w nich pokora, czyli także uznanie siebie – ukochanych przez Boga – za grzeszników. I to jest paradoks. Święci dwoją się i troją, by “usprawiedliwiać” innych, podczas gdy sami uznają się za niegodnych tak wielkiej Bożej miłości. Jest to o tyle dziwne, że przecież wszyscy urodzili się takimi samymi ludźmi jak my. Wcale nie żyli w szklarniowych warunkach, z idealnymi rodzicami i wychowawcami. Niektórzy z nich mieli sporo na sumieniu. Ich świętość moralna jest efektem długiego procesu przemiany patrzenia i myślenia, niemożliwej do osiągnięcia jedynie ludzkim wysiłkiem. Od lęku przed Bogiem i kochania Go z musu doszli do miłości, która nie obawia się kary, lecz jest radosną i chętną odpowiedzią. Co się z nami stało, skoro nawet dobroć Boga często postrzegamy jako zagrożenie? Co najbardziej wzbrania nas przed przyjęciem Jego miłosierdzia? Te pytania towarzyszyły mi w ostatnich miesiącach.

To nic innego jak grzech naruszył nasze postrzeganie Boga, człowieka i całego stworzenia. Wykoślawił nasze patrzenie, czyli sposób myślenia i czucia. By zobaczyć, co się wydarzyło i pozostało w nas trwały ślad, cofnijmy się do początku, czyli do Adama i Ewy.

W National Gallery of Art w Waszyngtonie można obejrzeć jedną z najciekawszych interpretacji malarskich grzechu pierwszych rodziców – “Upadek człowieka”, autorstwa holenderskiego artysty Hendrika Goltziusa. Zazwyczaj przedstawienia grzechu Adama i Ewy podkreślają wstyd, winę, porażkę i smutek. Autor tego dzieła scenę upadku ukazuje jako miłosny flirt, zauroczenie dwojga zakochanych, uwiedzenie. Erotyzm i fizyczna atrakcyjność odgrywa tutaj niebagatelną rolę. Na obrazie widzimy Ewę, która już ugryzła kawałek owocu.Jej oczy już się otworzyły, a teraz zwraca się w stronę Adama i rękę kładzie na jego sercu. Oboje patrzą jednak na siebie. Chociaż owoc umieszczony jest między nimi, nie skupia ich uwagi. Adam jest całkowicie oniemiały, zachwycony Ewą. Obraz Goltziusa pokazuje, że grzech jak złowieszcza siła wchodzi do wnętrza człowieka dosłownie przez jego oczy i wyobraźnię. W tle dostrzegamy pociągającą kobiecą twarz węża, symbol pozorów, mamiącej powierzchowności, która najpierw uwodzi Ewę. Kobieta patrząc na owoc doznała najpierw radykalnej zmiany “sposobu widzenia rzeczy”. Jej oczy zostały skażone przez grzech. Reszta była już tylko konsekwencją tego “zarażenia”.

Spójrzmy na szerszy kontekst pierwotnego kuszenia człowieka. Przede wszystkim, Bóg umieszczając człowieka w ogrodzie w zasadzie nie daje mu żadnych zakazów z wyjątkiem jednego: “Z wszystkim drzew możesz jeść według upodobania, oprócz drzewa poznania dobra i zła”. Bóg patrzy na rzeczywistość z głębi, widzi jej podstawy, nie skupia się tylko na tym, co widać oczami. Dlatego ostrzega, że zjedzenie owocu z drzewa poznania dobra i zła spowoduje śmierć człowieka. Tak jest do dzisiaj: patrzenie człowieka nieoświeconego objawieniem koncentruje się wyłącznie na tym, co zewnętrzne, zmysłowe, powierzchowne. Boga postrzega się wówczas jako zagrożenie, osobę, która właściwie wszystko człowiekowi zakazuje. Bez boskiego światła jesteśmy uwięzieni w zawężonym patrzeniu. A najdziwniejsze jest to, że gdy Bóg próbuje dotrzeć do nas z prawdą, to się przed nią bronimy, zamknięci w zaklętym kole.

Z kolei wąż obiecuje, że zjedzenie owocu nie przyniesie dramatu, lecz wyzwolenie – “otworzy człowiekowi oczy”, to znaczy, obdarzy go zupełnie nowym poznaniem, dostępnym dotąd tylko dla Boga. Człowiek przejdzie z ciemności, skoro ma zamknięte oczy, do światła.

Zwróćmy baczniejszą uwagę na zachowanie Ewy. Wąż zaczyna od, jak ja to nazywam, “wyśrubowania” nakazu Bożego. “Czy rzeczywiście Bóg powiedział, że nie możecie jeść owoców z wszystkich drzew tego ogrodu? (Rdz 3, 1). Ewa wchodzi w dyskusję. Najpierw staje się zażartą obrończynią Boga i Jego nakazu. Protestuje, że słowa węża są nieprawdziwe. Stwierdza bowiem:  “Możemy jeść z wszystkich drzew, poza jednym”. Ale dzieje się rzecz dziwna. Ewa staje się “bardziej papieska niż papież”. Chociaż Bóg tego nie powiedział, Ewa twierdzi, że drzewo poznania jest w środku i nie można go nawet dotykać. Św. Augustyn miał rację. Ewa już przed kuszeniem musiała być bardzo skoncentrowana na drzewie, myśleć o nim, gdzie ono może być, no i skoro nie można go było nawet dotknąć, to musiało ono być największym dobrem w całym ogrodzie. Diabeł doprowadza człowieka najpierw do zradykalizowania Bożego nakazu, żeby wzbudzić w nim podejrzenie, że pewnie Bóg zabiera mu coś najcenniejszego. Jak na tym tle wyglądają ci, którzy tak bardzo bronią doktryny, oburzają się na każdą zmianę formę czy słów, a potem schodzą na manowce. Diabeł zawsze próbuje skoncentrować na wycinku, popchnąć w kierunku skrajności, także w dobrych sprawach. Zwłaszcza ludzi wierzących nie skusi ewidentnym złem. Musi ich przekonać, że wybierając zło, w rzeczywistości wybierają dobro.

Gdy Ewa dowiedziała się od węża, że oczy jej się otworzą, już w tym momencie przyzwoliła na pokusę i “wtedy spostrzegła, że drzewo to ma owoce dobre do jedzenia, że jest ono rozkoszą dla oczu” (Rdz 3, 6). Zanim popatrzyła na owoc, coś się w niej zmieniło. Przyjęta kłamliwa wiedza węża poprzestawiała coś w sposobie myślenia Ewy. I co się stało? Najpierw obudził się w niej apetyt: “To by się chętnie zjadło”. Do dzisiaj mówimy, że “oczy by jadły”, by nazwać pożądanie, które każe nam chcieć więcej, chociaż żołądek jest już pełny. Chętnie byśmy nieraz przekroczyli fizyczne granice, ale mózg wysyła sygnał sytości. Niektórzy i tak go lekceważą, nawet jeśli nie mogą już więcej pomieścić…

Ewę pociągnął przede wszystkim zewnętrzny wygląd owocu. Bóg mówił o jego wewnętrznym wymiarze: to nie zwykły owoc niczym jabłko czy gruszka. Ukrywa się w nim coś “więcej”, czego gołym okiem nie widać. To Bóg posiada tę wiedzę. Na tym etapie Ewa już kompletnie zapomniała o tym, co wcześniej mówił Bóg.  W tym uniwersalnym mitycznym opowiadaniu z początku ludzkości tkwi zalążek wszelkiego konsumpcjonizmu, który nam obiecuje szczęście oparte na powierzchowności.

Co się jeszcze zmieniło w postrzeganiu owocu, czyli rzeczywistości przez człowieka? Wcześniej autor biblijny pisze: “Na rozkaz Pana Boga wyrosły z gleby wszelkie drzewa miłe z wyglądu i smaczny owoc rodzące” (Rdz 2, 6). Tutaj na pierwszym planie jest kontemplacja. Najpierw patrzymy, potem jemy. Ewie już się ta kolejność przestawiła: najpierw jemy, potem patrzymy. Na czoło wysuwa się chęć zjedzenia, czyli posiadania, przyswojenie, pożądanie. Bóg nie zabraniał patrzeć na drzewo poznania, tylko z niego jeść. Wąż znalazł więc sposób, by ten porządek odwrócić.

Innym przykładem naszego zmienionego patrzenia na świat jest chociażby słynna scena wyboru Dawida na króla. Prorok Samuel zostaje wysłany przez Boga, by namaścić następcę Saula. Jesse, ojciec Dawida, rozpoczyna więc prezentację synów. Przedstawia tego, który, jego zdaniem, najbardziej się nadaje. Zaczyna od najstarszego. Koncentruje się na zewnętrznych oznakach: wzroście, sile, wyglądzie, wieku. To wszystko da się zbadać, zmierzyć, ocenić. Z początku Samuel też tak myśli, dlatego Bóg musi mu udzielić pouczenia: “Nie zważaj ani na jego wygląd, ani na wysoki wzrost, gdyż nie wybrałem go, nie tak bowiem człowiek widzi jak widzi Bóg, bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce” (1 Sm 16, 7). Ostatecznie wybrany został najmłodszy z synów, którego ojciec nie brał w ogóle pod uwagę. “Pan patrzy na serce”, a więc widzi to, co dla nas często jest zakryte: motywy, intencje, głębsze powiązania naszych słabości i darów, to, co się rozwija w ukryciu, ale nie jest jeszcze widoczne.

W pewnym sensie do tego wydarzenia nawiązuje Jezus, gdy mówi: “Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Bo takim sądem, jakim sądzicie i was osądzą” (Mt 7, 1-3_ Jezus objawia nam niewidoczny dla nas mechanizm, który jest owocem zmiany naszego patrzenia u początków. Bardzo łatwo dostrzegamy w oku brata drzazgę. Tak nas ona drażni, że w gorliwości swojej chcemy ją natychmiast usunąć, ale nie widzimy tego, że w naszych oczach tkwi znacznie większa przeszkoda – belka. Uderza ta ogromna dysproporcja w rozmiarach drewnianych przedmiotów, które symbolicznie zaburzają nasze patrzenie. Belka w naszym oku zasłania nam wizję, zniekształca ją, stajemy się niemalże ślepi, zwłaszcza na swoje wnętrze. Słabo docieramy do naszego wewnętrznego rdzenia. Belka sprawia, że oceniamy innych po tym, co widać, powierzchownie, bo nie mamy wglądu w serce brata i swoje. Dlatego nasze osądy są pochopne i często niesprawiedliwe.

Co ciekawe, Jezus wcale nie mówi, aby nie zauważać tej drzazgi u brata i jej nie usuwać. Trzeba to robić, ale najpierw po przejściu innych kroków. “Wyrzuć belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć  drzazgę z oka swego brata” (Mt 7, 5) . Być może jest tak, że gdy usuniemy belkę ze swego oka, która tak naprawdę nas uciska i nam przeszkadza, to wtedy nie będziemy już odczuwać potrzeby, by wyciągać drzazgę z oka brata. Skoro Jezus wzywa, aby nie sądzić i nie potępiać, oznacza to, że On sam tego nie robi.

To tylko niektóre przeszkody, które sprawiają, że często nie rozumiemy miłosierdzia Boga, nie rozumiemy działania Boga, zmagamy się z problemem zła. Wprawdzie jako chrześcijanie już przyjęliśmy wiele Bożego światła, już przeszliśmy z ciemności do światła, ale także ciągle pozostajemy w drodze, podlegamy oczyszczeniu. Jeszcze nie zostaliśmy w pełni uwolnieni od zniekształconej grzechem wizji, nie patrzymy jeszcze na świat oczami Boga, które nie są dotknięte przez zło. Tak patrzyło na świat jedynie dwoje ludzi: Jezus i Jego Matka.

Całe nasze chrześcijańskie życie to w zasadzie powolna przemiana naszego patrzenia. Niestety, ten, kto nie przyjmuje Ewangelii, patrzy na świat niemal wyłącznie oczama zaburzonymi przez grzech. Radykalnym przejawem takie patrzenia jest skupienie na sobie. Kardynał J. Ratzinger wyraża tę tendencję zwięźle: “Wszyscy nosimy w sobie wrodzone złudzenie, na mocy którego każdy uznaje za centrum własne “ja”, sądząc, że świat i ludzie mają się kręcić wokół niego”.

Być chrześcijaninem oznacza dokonanie kopernikańskiego przewrotu: jestem jednym z wielu Bożych stworzeń i to Bóg jest w centrum. Ale ten przewrót nie dokonuje się naszą mocą i nie od razu, lecz na długiej wieloetapowej drodze. Oczyszczenie, korekcja wzroku, dokonuje się mocą Ducha Świętego, mocą Słowa Bożego – objawienia, sakramentów, także przez cierpienie. Często mówimy, aby “patrzeć na siebie i świat oczama wiary”.  W wierze podarowane nam jest zupełnie inne światło, inne priorytety, inna hierarchia.

Miłosierdzie to ściśle określony sposób patrzenia na człowieka, świat i zło. Przeniknięty miłością absolutną i bezinteresowną. Nasze spojrzenie musi zostać oczyszczone przez miłosierdzie, abyśmy mogli je przyjąć i czynić wobec innych. Św. Teresa z Lisieux pisze: “Darmowa miłość mnie odnawia, oczyszcza, nie pozostawia w duszy żadnego śladu grzechu”. Z kolei dominikanin Bernard Bro napisał, że “odkrycie miłosierdzia nie jest po prostu jakąś drogą, która umożliwia nam prawdziwe zrozumienie tajemnicy Bożej bliskości; jest ono jedyną drogą, która pozwala nam w pełni tę bliskość przyjąć” . Jest to jedyna droga, byśmy doświadczyli wewnętrznej przemiany i uzdrowienia.

W następnych tygodniach Wielkiego Postu spróbujemy odpowiedzieć sobie na pytanie, co w człowieku i w świecie widzi miłosierny Bóg. Uczynimy to na przykładzie czterech przypowieści: o pszenicy i kąkolu, o robotnikach w winnicy, o nielitościwym dłużniku i miłosiernym Samarytaninie. Całość zamknie spotkanie Jezusa z cudzołożną kobietą, którą faryzeusze chcieli ukamienować. A Jezus jeszcze poczekał z tym sądem…

http://www.deon.pl/religia/rekolekcje-wielkopostne/wielki-post-2016/co-widzi-w-nas-milosierdzie/art,1,erotyczny-upadek-czlowieka.html

_____________________

Wszyscy bywamy z Marsa [WYWIAD]

To on ciągle pyta: kochasz mnie? A ona odpowiada: powiem ci, jeżeli coś się zmieni. Bo ona nie lubi się powtarzać, a on chce mieć pewność. Takie pary istnieją.

 

Edyta Drozdowska, DEON.pl: Podobno mężczyźni wolą zołzy, a kobiety drani. Psychologia to potwierdza?

 

Dr Joanna Heidtman*: Jeśli uznamy to za prawdę, to zapewne urazimy wszystkich, u których jest akurat odwrotnie. Czyli kobiety, które wolą mężczyzn delikatnych i potrafiących budować relacje oraz tych mężczyzn, którzy wybierają ciepłe i także potrafiące budować relacje kobiety. Dlatego ja osobiście bardzo, bardzo przestrzegam przed posługiwaniem się takimi stereotypami i uogólnieniami.

 

Czyli to, że kobiety są Wenus, a mężczyźni z Marsa i to, że one analizują i chcą rozmawiać, a oni tego nie lubią to też nieprawda?

 

To kolejne stereotypy, które spowodowały wiele szkód i niezrozumienia. To nieprawda, że ona zawsze pragnie rozmowy, a on tego nienawidzi, bo bywa dokładnie odwrotnie. To jest silnie związane z typem osobowości, a nie z płcią. Ktoś mocno introwertyczny, do tego logiczny, zdystansowany w relacjach może być zarówno kobietą, jak i mężczyzną. Kobieta może być zmęczona tym, że on ciągle chce rozmawiać, analizować, wgłębiać się, bo jest bardziej emocjonalnym ekstrawertykiem. Znam takie pary.

 

Jesteśmy wtłaczani w wiele stereotypów, stają się naszym filtrem, przez który oglądamy innych ludzi i nasze relacje. Owszem, zdarza się, że kobiety więcej rozmawiają z matkami, także o uczuciach i emocjach, a mężczyzn częściej przyucza się do działania i do milczenia w kwestiach emocjonalnych. Ale to  nie znaczy, że kobiety mają zawsze “jakoś”, a mężczyźni zawsze “inaczej”. Czasem przypomina mi się para, w której to on ciągle pyta: “kochasz mnie?”. A ona odpowiada: “powiem ci, jeżeli coś się zmieni, bo powiedziałam ci to dwa lata temu, a teraz chodźmy już do tego kina”. Choć stereotyp mówi inaczej, w tym związku to on potrzebuje bardziej słownych zapewnień o miłości. To sprawia mu radość.

Uwierzyliśmy w stereotypy i mamy je w głowach.

 

Niestety. Pełni takich uproszczeń i schematów wchodzimy w relacje. Gdybyśmy odsunęli, zawiesili  chociaż część z tych stereotypów, schematów bajek, opowieści rozpowszechnionych w filmowych scenariuszach i różnych  “pop-koncepcjach” na miłość, to mielibyśmy większe szanse na szczęśliwie i udane związki.

 

Co utrudnia nam tworzenie dobrych związków?

 

W dużej mierze silne deficyty miłości, z którymi wyszliśmy z naszych domów i oczekujemy, że partner nam te rany uleczy. A żaden człowiek nie jest w stanie tego zrobić. Najczęściej dopiero wtedy, kiedy uporządkujemy swoje wnętrze, kiedy  jesteśmy bardziej świadomi własnych potrzeb i pragnień, udaje nam się tworzyć dobre związki. Bywa, że najpierw musimy zająć  się relacjami, które mamy nieuporządkowane – w rodzinie, z bliskimi. Większa szansa, że potem będziemy gotowi na świadome tworzenie związku. Kiedy każda z osób chce zaspokajać swoje potrzeby, które tak naprawdę są nie do zaspokojenia przez partnera, związek powoduje głównie cierpienie.

 

Załóżmy, że jestem już gotowa na dawanie, ale przecież mam też  oczekiwania.

 

Nie powinniśmy rezygnować z oczekiwań w stosunku do partnera. Oczywiste, że mamy preferencje, sympatie – nie wszyscy nam w równym stopniu odpowiadają, nie z każdym nam będzie po drodze.  To naturalne. Świadomość tych oczekiwań jest ważna, a wypowiadanie ich zbawienne dla związku. Warto mówić: “lubię kiedy…”, “nie podoba mi się…”. Ludzie nie czytają sobie w myślach i tego trzeba się nauczyć. Dawanie i branie w związku jest oczywiste. Nigdy nie jest tak, że mamy być nastawieni tylko na dawanie udając, że nie mamy potrzeb. To byłoby mylące i pewnie kiedyś odezwałoby się z hałasem.

 

W psychoterapii mówi się czasem o takich trudnych ludzkich konfiguracjach: symboliczny “kat-i-ofiara”, “dawca-biorca”, “kat-ofiara-wybawiciel”. Czasem oglądam sytuacje, w których kobiety, choć mężczyźni czasem również, stawiają się w roli “wybawiciela”. Zazwyczaj dzieje się tak, gdy ze względu na jakieś kłopoty w domu, w rodzinie, jako dzieci musiały wejść w podobną rolę, na przykład wobec jednego z rodziców. Trwanie, w takiej konfiguracji doprowadza do tego, że nie potrafimy przyjmować miłości, bo w głębi serca uważamy, że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy, aby ją otrzymywać.

I wydaje nam się, że na nią nie zasługujemy.

 

Tak. Zdaję sobie sprawę, że występuję tutaj  trochę w roli osoby śledzącej ułomności i słabości ludzkich relacji i związków. Ale to obszar który jest jak forum, na którym rozgrywają się najważniejsze dla ludzi sprawy i wtedy najbardziej odsłaniają się meandry ich psychiki, emocje, dojrzałość lub jej brak. Często o tym nie wiedzą, ale ich związki o tym mówią. Związki potrafią też bardzo przyspieszać zmiany, zmieniamy się pod ich wpływem, dowiadujemy się więcej także i o sobie.

 

Miłość nam się przydarza, zaskakuje bez naszego wpływu?

 

Z psychologicznego punktu widzenia raczej nie. W mniejszym lub większym stopniu ją “przywołujemy” i to i poprzez nasze potrzeby emocjonalne i biologiczne i nawet duchowe. Gdy jesteśmy zakochani albo zafascynowani, wydaje nam się, że to grom z jasnego nieba, że coś przydarzyło nam zupełnie nieoczekiwanie. A jednak podświadomie czegoś szukamy, a nasze fascynacje nie są przypadkowe. Nie jesteśmy świadomi, że  wybieramy z tłumu osobę konkretną osobę, czy też reagujemy na konkretne zachowania, które nas tak nieodparcie przyciągają. Na przykład osobę podobną do naszego rodzica. To oczywiście nie jest jedyny wzorzec. Jest ich sporo.

 

Bywa, że kobiety nieświadomie wybierają partnerów niedostępnych i na których zainteresowanie muszą nieustająco “zasługiwać”, ponieważ to ich ojcowie byli niedostępni. W dzieciństwie nieustająco starały się o względy ojca, który nigdy ich nie doceniał i nie akceptował, więc szukają partnera, z którym odwzorują znaną im relację. Jedyną, jaką znają z mężczyzną. Takie sytuacje nam się nie “przydarzają”, one są przez nas podświadomie stwarzane.

 

Jak uwolnić się od takiego schematu? Zdarza się, że zmieniając partnerów ciągle jesteśmy w takiej samej relacji, tylko z inną osobą.

 

Tak, bo ktoś odtwarza swoją relację z rodzicem i to właśnie odbija się w kolejnych związkach. Ciągle odtwarzamy podobny scenariusz. Zazwyczaj takie osoby po którymś razie orientują się, że ich wybory nie są jednak przypadkowe i postanawiają to spokojnie i dla własnego i innych dobra przepracować. Jeśli ograniczają nas nasze podświadome mechanizmy, które działają niczym wgrany nam w dzieciństwie program komputerowy, to cokolwiek nie zrobimy, lądujemy  w podobnym punkcie.

 

Tego typu schematy powodują czasem ogromne cierpienie. Związki podobnie przebiegają i podobnie się kończą. Tym samym to, co powinno nas wzbogacać, czyli relacja z drugim człowiekiem bywa dla tych osób niszcząca.

Da się zrobić plan na miłość?

 

Czy plan, tego nie wiem. Ale stwierdzenie: “Tak, teraz czas na miłość” dotyczy często tych, którzy przepracowali swoje różne deficyty, problemy w relacjach, także z rodzicami, zranienia i ubytki w obszarze akceptacji, samooceny, potrzeby bycia kochanym. Jeśli nie pokochamy samych siebie będzie nam trudno wejść w pełną, nieraniącą, żywą, a nie opartą na naszych “przymusowych” schematach.  Mężczyźni i kobiety nie oczekują wtedy, że partner, czy partnerka zaspokoi ich deficyty, są gotowi na stworzenie relacji, branie i dawanie. Ta gotowość, to także dojrzałość. Zazwyczaj ma to niewiele wspólnego z młodzieńczym zakochaniem.

 

Co jeśli ktoś uważa, że tę gotowość ma, a w kwestii związku nic się nie zmienia. Czyli albo jest nieszczęśliwie albo nie ma z kim zbudować relacji?

 

Nie możemy mówić o jakieś abstrakcyjnej osobie. W ostateczności każdy jest jedynym w swoim rodzaju człowiekiem, ze swoją historią, uczuciami, poglądami . Bywa, że po prostu tej gotowości jednak w nas nie ma. Deklarujemy ją, chcemy żeby tak było, ale to nie znaczy, że tak naprawdę ta gotowość jest w naszym wnętrzu. Każdy ma swój system wartości i ważności wielu spraw. I bywa tak, że w rzeczywistości to inne sfery życia na tym etapie życia są dużo wyżej i tego “miejsca” miejsca na drugą osobę, w życiu i harmonogramie w istocie nie ma. Albo też, że w tym miejscu , które miała by zająć relacja są nadal nierozwiązane kwestie – emocjonalne, relacyjne, z samym sobą, z samooceną.

 

Widziała pani ostatnio miłość?

 

Tak, widziałam. Śmieję się, ponieważ w naszym pokoleniu, które dzisiaj ma 40 albo 50 lat jest niestety wiele związków, które się rozpadły, małżeństw po rozwodzie, więc zbyt wielu przykładów nie mam, ale tak, widziałam.

 

To relacja ludzi dojrzałych, bliżej 50-ki, po wielu życiowych trudnościach i zawodach miłosnych.  Widzę tę ich miłość w zupełnie codziennych, zwykłych sytuacjach. Nie towarzyszą jej fajerwerki emocjonalne, czy wielkie słowa, choć wielki bukiet róż na rocznicę ślubu jest! Ale obserwowałam tę miłość głównie w codzienności: rano w kuchni, przy  wspólnej pracy, w towarzystwie bliskich przyjaciół.

 

Sposób, w który mężczyzna patrzył na partnerkę –  z czułością, a może nawet rozczuleniem, wiedząc, że zostaną ze sobą już do końca życia. Traktowali się w sposób delikatny, z wielkim szacunkiem, bardzo akceptując się wzajemnie. Zostawiają sobie też sporo miejsca na różnice między sobą. Korzystają z tego co dobre w mich samych.

 

Na takie sielsko-anielskie życie można liczyć dopiero po 50-ce?

 

Niekoniecznie. Oni są od siebie bardzo różni i wiele ich dzieli, ale zostawiają sobie na te różnice i odmienności przestrzeń. Nie walczą ze sobą o to “czyje jest lepsze, czyje ważniejsze”, nie walczą też o wzajemną uwagę i akceptację.

 

To niestety też często obserwuję w związkach, że ludzie, którzy są jak mówiła Katarzyna Miller “niedokochani” w swoich rodzinach, czasem  wyrywają sobie wzajemnie akceptację, czas i uwagę. Nie ma kto dawać, bo obie strony nastawione są na branie. Niestety zwykle nie kończy się to dobrze.

 

“Niedokochani”, czyli jacy?

 

Katarzyna Miller, psychoterapeutka użyła kiedyś pojęcia “niedokochane dzieci”, także te dorosłe, czyli takie które bardzo pragną miłości i akceptacji, bo nie otrzymały ich w pełni od rodziców. I uważają, że ich potrzeby zaspokoi druga osoba. To nie jest tak, że zdarza się to dzieciom wychowanym w jakiś szczególnie złych warunkach. Tak naprawdę wielu z nas nosi w sobie w mniejszym lub większym stopniu to “niedokochanie”.

 

Tak więc, mamy te deficyty i ich zaspokojenia, naprawy szukamy w relacjach. A to nie ta kolejność. Trzeba się najpierw “dokochać”, żeby móc kochać drugą osobę. Para, o której wspomniałam wcześniej, nie tyle się w sobie zakochała, oni się pokochali.

Jest jakiś sposób na to, żeby umieć pokochać, zamiast ciągle się zakochiwać?

 

Stan zakochania jest bliski stanowi fascynacji i jest fizjologicznie określony. To taka ilość hormonów, które powodują w nas błogostan, euforię i niezwykle dobre samopoczucie, że aż trudno to wytrzymać. Możemy mieć poczucie, że unosimy się kilka centymetrów nad ziemią i chcemy, żeby ten stan trwał. A on trwa kilka miesięcy, rok. Jest prócz wszystkiego tak wyczerpujący dla organizmu, że trudno było by wytrzymać w nim dłużej.

 

Natomiast ludzie potrafią czasem się od tego stanu uzależnić. Użyjmy takiego, może dziwnego porównania – zakochanie robi z nas istną fabrykę substancji odurzających wprawiających nas w euforię. To bardzo przyjemne, i na tej przyjemności można się zatrzymać, nie staramy się wchodzić w coś trudniejszego od zakochania, czyli kochanie. Kiedy euforia opada, mówimy, “chyba już cię nie kocham” i tu się zatrzymujemy. Zaczynamy szukać kogoś następnego, może to trwać nawet przez całe życie. To jakich procent ludzi, ale też tak bywa.

 

Często spotyka pani ludzi, którzy się pokochali, jak wspomniania para, u której miłość widać?

 

Niestety częściej widzę pary, które tworzą ludzie sobie obojętni. Albo jeszcze gorzej, gdy są dla siebie przedmiotami ciągłych ataków. Taką bliską tarczą strzelniczą, w którą uderzają docinkami, złośliwością, frustracją, lękiem…
Czy dwoje “niedokochanych” dorosłych ma szansę na udany związek?

 

Na pewno nie dzieje się to samo z siebie, “ot tak” i bez żadnej pracy. Znam mężczyznę, który jest ogromnie skonfliktowany ze swoim ojcem i znaczną część energii życiowej wkłada w ten konflikt. Odbija się to na jego życiu, emocjach i związkach, bo ten konflikt może kosztować nas emocjonalnie dokładnie tyle, co miłość. Jeśli ten mężczyzna tego w sobie i w swoim życiu nie uporządkuje, to najprawdopodobniej nie znajdzie w sobie miejsca na kochanie siebie i innych.

 

To ważne, że owo niedokochanie objawia się też silnym deficytem miłości do siebie. A jak mówiłyśmy, i nie jest to żadna nowa prawda, zanim pokochamy innych, musimy obdarzyć miłością samych siebie.

 

Pragniemy miłości, ale często nie znajdujemy tego, czego chcemy.

 

Mijamy się, ale to nie jest przypadek. Gdybyśmy chcieli inaczej, to byłoby inaczej. Gdybyśmy inaczej potrafili, to też byłoby inaczej. Rozmawiamy o pokoleniach ludzi, którzy żyją w takim, a nie innym świecie – takim, w którym presja związana z poukładaniem sobie życia materialnego i zawodowego jest bardzo silna, gdzie jest równie silny kult indywidualizmu: “dasz sobie radę sam”, “jesteś tego warta”.  Do tego ma być szybko, “instant” i zmiennie.

 

Jak to wszystko połączymy, to nie ma się co bardzo dziwić, że się mijamy. Oczywiście mówimy tu o trendach, o dużych grupach, o zjawiskach społecznych, nie o konkretnych ludziach – o Kowalskim, czy Nowakowej. Bo oni dokonują jednak swoich indywidualnych, niepowtarzalnych wyborów. Mają wolę, świadomość, nie muszą być tak zdeterminowane relacjami rodzinnymi, czy układem kulturowo-społecznym. I właśnie dotarłyśmy do istotnego punktu. Bo zaczęłyśmy od pytania o to, czy miłość się przydarza, a kończymy na tym, że miłość jest wyborem.

 

To dobra wiadomość.

 

Tak. Jest nadzieja i szansa na decyzje. Bo choć jesteśmy rezultatem, czy wytworem układów rodzinnych i społecznych, to wcale nie musimy nimi być. Relacja i związek to wybór i ludzie takich wyborów dokonują. Wcześniej, bądź trochę później, ale robią to i są szczęśliwi.

 

 

 

*Joanna Heidtman to psycholog i socjolog. Doktor nauk humanistycznych.

Kolejna rozmowa już wkrótce na DEON.pl. Tym razem o lęku przed bliskością i “połamanych sercach”.

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,542,wszyscy-bywamy-z-marsa-wywiad.html

__________________________

 

2 pułapki, które zastawia na nas szatan

(fot. shutterstock.com)

Na pewno jesteśmy świadomi, że ten dialog, który przed chwilą usłyszeliśmy, między Jezusem a Szatanem trwa nadal w każdym sercu człowieka. I warto się pochylić nad tym tekstem, aby zobaczyć i rozpoznać te wszystkie podszepty, które gdzieś czają się w zakamarkach naszego serca i którym, niestety, czasem ulegamy.

 

Jak to się wszystko zaczęło? Zaczęło się od chrztu Pana Jezusa, od momentu kiedy wszedł w rzekę Jordan i obmyły Go wszystkie ludzkie nieprawości. Stał w kolejce, można by powiedzieć, do konfesjonału, jak każdy inny po to, żeby przyjąć na siebie wszystko, co ludzkie. I dalej, jak czytamy, Duch wyprowadza Go na pustynię.

 

Warto się przyjrzeć i zobaczyć ten symboliczny wymiar pustyni również i w naszym życiu. Jezus idzie na pustynię, która jest synonimem milczenia i samotności. I to jest sugestia dla nas, że w naszym życiu potrzebny jest też dystans, bo chrzęst codzienności zagłusza pytania istotne. Jeżeli nie będziemy mieli dystansu, nie będziemy mieli także prawdziwego zakorzenienia w rzeczywistości – będziemy się ślizgali po powierzchni.

 

Od czasu do czasu człowiek musi wyjść na pustynię, żeby przemyśleć samego siebie i motywy swoich działań. Pustynia to jest także milczenie i śmierć, to jest terra inaquosa, ziemia bezwodna, gdzie wszystko umiera. Do życia ludzkiego potrzebne są relacje międzyludzkie – bez tego człowiek usycha – ale usycha także bez relacji między Absolutem a sobą. I pustynia służy do intensyfikacji doświadczenia Pana Boga.

 

Poza tym istnieje jeszcze inny symboliczny wymiar pobytu Jezusa na pustyni, mianowicie Jezus identyfikuje się ze swoim narodem – przebywa tam czterdzieści dni. Wiemy, że Izraelici przez pustynię szli czterdzieści dni zanim doszli do Ziemi Obiecanej. A centrum tej wędrówki przez pustynię był czterdziestodniowy pobyt Mojżesza na górze twarzą w twarz z Panem Bogiem. Historia Starego Testamentu również notuje historię Eliasza, który uciekał przez czterdzieści dni, był na pustyni, uciekał przed Achabem. To wszystko ma wymiar symboliczny, ale także w naszym życiu powinno być realizowane. Jeżeli nie mam dystansu, tak naprawdę nie mam zakotwiczenia w rzeczywistości.

 

Teraz o pokusach. Warto zwrócić uwagę na dwie rzeczy: przede wszystkim, że Szatan posługuje się słowami Starego Testamentu i Jezus też odpowiada mu słowami Starego Testamentu. Papież Benedykt XVI, kiedy jeszcze był kardynałem Ratzingerem, skomentował to w bardzo ciekawy sposób. Mianowicie powiedział, że czytanie Starego Testamentu – Szatan posługuje się słowami Starego Testamentu – bez świadomości tego, że on prowadzi do Jezusa jest czytaniem Antychrysta.

 

I jeszcze jedna rzecz – zwróćmy uwagę, że Szatan wcale nie kusi Jezusa do zła, bo zło jest tak odrażające w swojej czystej postaci, że nikt by na to nie poszedł. Szatan jest czystą inteligencją pozbawioną miłości i dlatego usiłuje nas zmylić nie w bardzo prosty i prymitywny sposób, tylko w sposób inteligentny.

 

Wszystkim tym trzem kuszeniom wspólna jest jedna rzecz – wybiera się cząstkę prawdziwą, po czym absolutyzuje się ją i podaje się za czystą prawdę. Każda rzeczywistość – jeżeli ja wyławiam z niej jedną cząstkę i przez pryzmat tej cząstki patrzę – fałszuje.

 

Tak jest ze wszystkimi sprawami w naszym życiu. Jeżeli wyłowię jakąś część, na przykład jeżeli patrzę na człowieka tylko i wyłącznie z punktu widzenia jego płciowości – płciowość jest integralną częścią człowieka i jest dobrą, bo stworzoną przez Pana Boga, ale jeżeli ja ją absolutyzuję, to nie trzeba chyba dopowiadać co się z człowiekiem dzieje.

Jeżeli oceniam człowieka tylko i wyłącznie z powodu sukcesu, jaki odniósł i to absolutyzuję, dokładnie dochodzi do takiej samej sytuacji. I dlatego Jezus mówi, że nie samym chlebem żyje człowiek. Co więcej, to kuszenie szatańskie ma zakorzenienie w rabinistycznych spodziewaniach się Mesjasza. Mianowicie rabini uważali, że Mesjasz gdy przyjdzie, to dokona o wiele większego cudu, niż Mojżesz na pustyni, który karmił swój lud manną z nieba – że On zaspokoi głód człowieka.

Głód jest wielką plagą, my może tego akurat nie odczuwamy w naszym kraju, ale wystarczy sobie uprzytomnić dwie rzeczy – może ktoś to uzna za demagogię, nie mniej jednak obydwa fakty są prawdziwe – z jednej strony kilka tysięcy dzieci umiera w Afryce z głodu codziennie, a z drugiej strony zaplecza ekskluzywnych restauracji, na których gnije nie dojedzone jedzenie. Głód jest niesamowitą plagą ludzkości i zaspokoić go całkowicie, to jest niestety zredukować człowieka tylko do jednego wymiaru – do wymiaru zmysłów i żołądka.

Jezus wyraźnie mówi: Nie samym chlebem żyje człowiek. Poza tym, zwróćmy uwagę, że my mamy takie pokusy – bierzemy rzeczy w naszym życiu, które wydaje nam się, że zaspokoją nasz głód. Ale okazuje się to złudzeniem po dniach, tygodniach, czy roku – że nic nie jest w stanie zaspokoić głodu, bo największym głodem człowieka jest głód sensu. Można mieć pełny żołądek, można być sytym człowiekiem opływającym we wszystko, a umierać, marnieć i karleć z powodu braku sensu swojego życia, przecież znamy takie historie.

Drugą i trzecią pokusę wiąże bardzo ważna rzecz. Druga pokusa jest pokusą władzy, władzy totalitarnej, a trzecia pokusą sukcesu. Władza i sukces w tym wypadku akurat mają jedną wspólną rzecz. Mianowicie, w pierwszym przypadku – pokusy władzy – Szatan wynosi Jezusa wysoko w górę, gdzie Mu pokazuje wszystkie królestwa świata, a w drugim przypadku – pokusy sukcesu – na narożnik świątyni równie wysoki. Wspólną rzeczą jest wysokość.

Władza absolutyzowana i sukces absolutyzowany powodują dwie rzeczy: oddalenie i patrzenie na innych z wysokości. A z wysokości ludzie wydają się jak mrówki, nie można dostrzec różnicy między świętym, a zbrodniarzem, między dobrym a złym. Tak właśnie mamienie władzy i sukcesu się odbywa, że ci którzy ulegli tej pokusie, oni w ten sposób postrzegają innych ludzi: to są mrówki bez znaczenia – natomiast “JA” decyduję o wszystkim! Nie łudźmy się, każdy z nas jest w ten sposób kuszony. Z dużej perspektywy, na przykład z satelity, gdyby tak zniszczyć Europę, to pokazał by się w tej perspektywie opalizującej Ziemi tylko lekki dymek. Z wysokości bombowca nie widać niszczonych miast. I my ulegamy czasem takim pokusom, oczywiście nie w takiej skali.

Warto przypatrzeć się sobie, swojemu życiu i swojemu powołaniu – czy czasem nie ma we mnie tych trzech pokus:
– Czy chleb, bardzo szeroko pojęty, zaspokoi wszystkie moje pragnienia, a wiem, że nie da się żyć bez sensu życia?
– Czy władza, czasem ta mała, cząstkowa władza, jaka każdy z nas posiada nawet w tym małym wymiarze począwszy od władzy rodzicielskiej aż po władzę dyrektorską – czy ona nie powoduje, że innych ludzi odczytuję jako nic nie znaczące mrowisko, jako masę?
– I czy sukces, który odniosłem, czy czasem nie dystansuje mnie tak od drugiego człowieka, że oceniam go bardzo nisko?
Ten dialog trwa w każdym ludzkim sercu od momentu, kiedy dokonał się na pustyni, aż do dzisiaj.

 

 

Tekst pochodzi ze strony poświęconej pamięci Andrzeja Hołowatego OP.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2768,2-pulapki-ktore-zastawia-na-nas-szatan.html

_______________________

Gdzie jesteś moja “druga połówko”?

Dziś walentynki, a ty wciąż samemu podróżujesz przez życie? Wciąż nie możesz znaleźć “drugiej połowy” i jakoś tak nieswojo? Cóż, być możesz popełniasz jeden podstawowy błąd. Pomożemy ci go naprawić.

 

Możliwe, że wpadłaś/eś w stereotyp, który brzmi mniej więcej tak: “czekam aż znajdę tę drugą połówkę pomarańczy. Z nikim się nie zwiążę na zawsze, dopóki nie znajdę kogoś, kto jest mi przeznaczony”.

 

Przekonanie, że istnieje gdzieś na świecie moja “druga połowa”, którą muszę po prostu odszukać, jest z gruntu fałszywe. Nie ma takiej osoby i nie ma potrzeby martwić się, że jej się nie znajdzie. Jest za to bardzo wielu przeróżnych, ciekawych ludzi, z którymi dobrze się czuję i rozumiem. Ważne jest, żeby podchodzić do sprawy wyboru przyszłego męża/żony w sposób otwarty, aktywny i optymistyczny: mam wpływ na to, z kim spędzam czas, w jaki sposób go spędzam, czy świadomie ten związek buduję, czy nie.

 

Zakładanie, że gdzieś istnieje ktoś dla mnie przeznaczony, jest myśleniem pasywnym i pesymistycznym. Jestem zdeterminowany przez jakieś odgórne, nie wiadomo jakie siły, nie mam na nie żadnego wpływu, moją jedyną rolą jest odnalezienie tej osoby. Jeśli jej nie znajdę, to katastrofa, będę samotny i nieszczęśliwy. Ten fałszywy mit ogranicza ludzi w aktywnym budowaniu relacji z drugim człowiekiem i jest bardzo wygodny do tłumaczenia, dlaczego nam się coś nie udaje – bo się nie dopasowaliśmy.

 

Tymczasem nasz związek zależy od nas, od naszej dobrej woli, zaangażowania, pomysłowości, od szukania tego, co nas łączy, uczenia się zrozumienia i akceptacji tego co nas dzieli. Dobrze jest poświęcić całe życie na zbudowanie tej jednej, najważniejszej relacji:

“Kto wzno­si swoją ka­tedrę, na której bu­dowę pot­rze­ba stu lat, może sto lat żyć zacho­wując bo­gac­two serca.” (Antoine de Saint Exupery)

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,541,gdzie-jestes-moja-druga-polowko.html

_______________________

2 najlepsze modlitwy dla singli

Dziś walentynki. Choć dla niektórych to wspaniały czas, to dla wielu przypomina on o samotności. Jeśli jesteś singlem, to pomódl się o wstawiennictwo św. Rafała Archanioła, opiekuna samotnych i patrona dobrych spotkań. Poznaj te 2 wyjątkowe modlitwy.

 

Modlitwa o opiekę:

 

Święty Rafale Archaniele,

 

który czuwasz przed majestatem Bożym i z polecenia Stwórcy,

byłeś przewodnikiem w niebezpiecznej wędrówce Tobiasza.

 

Czuwaj nad drogami naszego życia,

ostrzegaj przed niebezpieczeństwami jakie mogą nas zgubić.

 

Ty odpędzałeś demony i uzdrawiałeś mocą Bożą.

 

Broń nas przed uległością złu, a gdy nasze zdrowie i życie będą zagrożone,

wstawiaj się za nami u Boga, przedstawiaj Mu nasze sprawy i bądź nam pomocny.

 

Amen.

 

*  *  *

 

Postać Rafała Archanioła pojawia się w księdze Tobiasza. Księga Tobiasza opowiada o małżeństwie tytułowego Tobiasza i Sary. Sara aż siedem razy stawała na ślubnym kobiercu, ale każdy z jej oblubieńców kończył żywot w noc poślubną. Przyczyną nieszczęść nie był temperament kobiety, ale działanie demona Asmodeusza (to on zabijał mężczyzn).

 

Mimo to, to ją uznaje się winną śmierci mężczyzn, za których wychodziła za mąż, chociaż na żadnego z nich nie podniosła ręki. Traktowana jest jak czarownica opętana przez złego ducha Asmodeusza i z tej racji wystawiana na obraźliwe wyzwiska i pośmiewisko.

 

Sara przedstawia Bogu w modlitwie całą swą rozpacz i bezsilność. Zaczyna od uwielbienia Boga, wysławiania Jego miłosierdzia, wierności i sprawiedliwości. Powierza się Bożej opiece i kierownictwu w chwili, w której śmierć wydaje się jedynym rozwiązaniem, jedynym wybawieniem. Powierza się Bogu w momencie przytłaczającej beznadziei. Nie widzi żadnej możliwości ukształtowania własnymi siłami udanego życia: Już siedmiu mężów straciłam, na cóż miałabym żyć dłużej? (Tb 3, 15). Powierza się Bożej woli, wyrażając jednak głębokie pragnienie, żeby Bóg pozwolił jej umrzeć. Odrobina zaufania do Boga nie pozwala jej upaść całkowicie, gdy nie ma już oparcia w swoich dotychczasowych strukturach życiowych.

Modlitwa Sary zostaje wysłuchana. Bóg posyła Rafała, by oddalił chorobę Sary. Po hebrajsku Rafał oznacza “uleczył Bóg”. Bóg wysłuchuje modlitw udręczonych ludzi i zsyła im pomoc. Nie musi to być bezpośrednia interwencja. Boża pomoc może przejawiać się przez działanie Jego wysłanników, którzy urzeczywistniają opatrznościowe plany. Bóg może zesłać człowiekowi opiekuna, który udzieli mu potrzebnych rad i przeprowadzi przez niebezpieczeństwa. Takim opiekunem dla Sary staje się Tobiasz.

Od tej pory rozpocznie się proces jej uzdrawiania, który dotyczy poczucia wartości, wiary w siebie, nawiązywania relacji z mężczyznami, przygotowania do miłości i małżeństwa. Smutek powoli zacznie przemieniać się w radość, a myśli o śmierci zostaną zastąpione pragnieniem życia.

 

Modlitwa o dobrego męża/żonę:
Boże, Ojcze niebieski, który kierujesz losami każdego człowieka, pokieruj i moim życiem tak, bym znalazł(a) sobie dobrego męża/ dobrą żonę, z którym mogłabym godnie spełniać zadania, dla których małżeństwo ustanowiłeś.

 

Utwierdź duszę mą w cnocie, bym nie szukał(a) męża/żony na krętych drogach świata, ale bym wyprosił(a) go/ją sobie w szczerej modlitwie i zasłużył(a) na niego przez życie uczciwe i czyste. Dopomóż mi, bym czas panieństwa/kawalerstwa mego wykorzystać mogła/mógł jak najlepiej dla zdobycia cnót i zalet, które potrzebne mi będą w przyszłości, abym była dobrą żoną i matką/mężem i ojcem.

 

Niech przygotowanie moje do małżeństwa będzie takie, bym potem nic z mej młodości nie potrzebował(a) taić przed mężem/żoną, ani ukrywać przed dziećmi, ale by życie moje mogło im służyć za wzór do naśladowania.
Najświętsza Maryjo Panno, Przeczysta Dziewico, bądź mi opiekunką i pośredniczką u Boga. Amen.

http://www.deon.pl/religia/w-relacji/cialo-duch-seks/art,154,2-najlepsze-modlitwy-dla-singli.html

_____________________

Zdolność kochania pełna jest sprzeczności

(fot. shutterstock.com)

Naukowcy zajmujący się badaniem problemów związanych z miłością mówią, że po kilkumiesięcznej fazie zauroczenia, kiedy wszystko widzi się przez różowe okulary, zaczyna się faza codzienności.

 

Wtedy rozpoczyna się rodzaj przebudowy wielkiej namiętności w relację pełną wzajemnej delikatności, opiekuńczości i troski. To, czy postawicie na ekskluzywne bycie we dwoje, zachowując pewien dystans, czy też będziecie funkcjonować jako ścisła jedność dwojga ludzi, jest sprawą waszego wyboru.

 

Każda para musi znaleźć właściwe dla siebie proporcje pomiędzy bliskością a dystansem. Po kilku latach ludzie żyjący w związkach rozmawiają ze sobą jeszcze tylko dziewięć minut dziennie o sprawach dotyczących naprawdę ich obojga; resztę stanowi wymiana zdań na temat dzieci, pracy i spraw codziennych.

 

Psychologowie mówią jednak, że wystarczy kilka minut prawdziwej rozmowy, żeby związek zachował swą żywotność. Mniejszą rolę odgrywa przy tym czas w minutach, niż uwaga, którą się sobie ofiarowuje. W pierwszych latach kobiety zwłaszcza chętnie ustępują mężczyznom – akceptując ich punkt widzenia i spełniając życzenia, w trosce o harmonię związku i z obawy, by nie stracić swego mężczyzny. Ta ustępliwość maleje z upływem lat. Przychodzi czas na budowanie układu partnerskiego, by mogło zaistnieć trwałe poczucie pewności i bezpieczeństwa.
Na początku, by się porozumieć, wystarczają zakochanym głębokie spojrzenia. Czas to zmienia. Wraz z komunikowaniem się – z wypowiadanym słowem – pomiędzy kochających się ludzi często wkrada się coś, co zaczyna ich oddalać. Im bardziej intensywna jest wymiana zdań, tym bardziej staje się oczywiste, że możliwości porozumienia się są ograniczone, że istnienie związku nie jest bezwarunkowe, że istnieją wzajemne oczekiwania i nadzieje, które pragną być spełnione.

 

Ludzie uświadamiają sobie, że druga strona jest inna, niż oni sami. Odkrywają również, że ich własna zdolność kochania pełna jest sprzeczności.

 

Więcej w książce: Kochać szczęśliwie –  Sylvia Schneider

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,368,zdolnosc-kochania-pelna-jest-sprzecznosci.html

_________________________

Miłość jest tajemnicą

(fot. foshydog / flickr.com)

Czasami słyszymy: “Nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia; doszliśmy do wniosku, że lepiej jest zerwać”. Jeśli ma się fantazję, radość, chęć stworzenia czegoś, zawsze jest “coś do powiedzenia sobie wzajemnie”. Jeśli rzeczy źle się mają, to dlatego, że niekiedy myli się uczuciowość z instynktem.

 

Instynkt należy do sfery biologicznej i jest mechanizmem prefabrykowanym; instynktu nie pielęgnuje się, podąża się za nim. Uczuciowość natomiast należy do sfery afektywnej, do serca, i jest mechanizmem powierzonym woli.

 

Faza początkowa życia człowieka charakteryzuje się uczuciowością, którą można określić jako chaotyczną. Noworodek nie dostrzega jeszcze własnej osobowości oddzielonej od świata; to tak, jakby powiedział: “Ja jestem światem”. Chodzi, pokrótce, o uczuciowość instynktowną, zmysłową, o pewien dziwny sposób kochania samych siebie.
Następny etap to etap pierwszych relacji społecznych. Dziecko jest przyciągane przez towarzyszy zabawy i szkoły i czuje, że ich kocha, ponieważ są do niego podobni. Jest to etap uczuciowości odruchowej. To tak, jakby dziecko powiedziało: “Ja jestem inni”.
Trzeci etap – który jest zdecydowanie najbardziej burzliwy i fascynujący – to etap okresu dojrzewania. Wraz z rozbudzeniem zdolności seksualnych osoba uświadamia sobie własną tożsamość mężczyzny lub kobiety. To tak, jakby powiedziała: “Ja jestem ja”. Jest to więc uczuciowość egocentryczna. Rola seksualności w tej fazie rozwoju jest bardzo ważna: w istocie skłania dorastającego człowieka, który zyskał świadomość siebie, do wyjścia z siebie. Uczuciowość i seksualność są ściśle powiązane.
W ten sposób, stopniowo, przechodzi się do następnej fazy, nazwanej fazą wieku dojrzałego; w niej człowiek nie odbiera już siebie jako stopionego ze światem, nie ogranicza się do naśladowania jemu podobnych, nie zatrzymuje się na kontemplacji samego siebie, ale wchodzi w relacje z innymi. Dojrzałość uczuciowa wyraża się w zdaniu: “Ja to ja plus inni”. Inni, których należy zaakceptować, uszanować, z którymi się istnieje, którymi się cieszy, w których należy znajdować to, co najlepsze, z którymi coś się tworzy… Jeśli dochodzi się do progu zakochania mając te etapy już za sobą, doświadczenie wspólnego wzrastania będzie łatwiejsze.
Krótki opis rozwoju uczuciowości może posłużyć do określenia własnego stadium dojrzewania. Istnieją narzeczeństwa trudne właśnie z powodu zahamowanej uczuciowości.
Szczytem dojrzałości uczuciowej jest wybór miłości. Jest się rzeczywiście dojrzałymi uczuciowo, kiedy potrafi się dokonać wyboru sposobu życia w miłości – jako osoby bezżenne lub jako narzeczeni. To miłość stwarza osobę. Małżeństwo lub dziewictwo są “specjalizacjami” miłości. Najważniejsze jest zrozumieć siebie na poziomie nauki, polegającej właśnie na tym powolnym, trudnym, pełnym niespodzianek rozwoju.
Jeśli miłość jest najwyższym stadium uczuciowości – wyborem życia z fantazją, ze smakiem, życia płodnego – będzie też doświadczeniem najbogatszym w wartości. Wymiarów miłości jest dużo. Spróbujmy zatem przedstawić portret pamięciowy miłości.
Doskonała miłość może nie istnieje lub istnieje tylko w książkach. Ale to nie powinno nas zniechęcać: zawsze istnieje różnica poziomu między ideałem a rzeczywistością; ograniczenia i niedoskonałość konkretnego doświadczenia nie mogą być więzieniem dla ideałów.
Miłość jest głęboką relacją międzyosobową; angażuje dwoje osób na wszystkich poziomach ich istnienia: od fizycznego po psychiczny, od moralnego po religijny. Relacja oparta tylko na wymiarze fizycznym jest nietrwała, tak jak nietrwałe jest ciało: trwa, ale krótko. Miłość jest wzajemnym karmieniem się istotą osoby, którą mamy przed sobą. Miłość, w tym sensie, jest wymagająca.
Miłość jest wolnością. Ten, kto mówi: “Jeśli mnie kochasz, powinieneś tak postąpić”, lub też: “Jeśli mnie kochasz, okaż mi to”, stwarza pewien rodzaj szantażu przeciwnego wolności. Zmuszanie drugiego do zastosowania się do naszych upodobań lub ulegania naszym życzeniom jest zgubne.
Miłość jest cierpliwością we wzrastaniu. Wszystko przychodzi do tego, kto umie czekać. I nie jest to fatalizmem ani lenistwem. Nie można zmuszać kwiatka, aby rósł, wyciągając go na siłę z ziemi, bo się go wyrwie.
Miłość jest darem z siebie i przyjęciem daru drugiego. Jest to dawanie i otrzymywanie. Są osoby zdolne do dawania, ale niezdolne do przyjmowania. Ten, kto nie umie przyjmować, może się okazać pełen samego siebie. Otwarcie się może być trudne.

 

Tylko w cieple słońca rozwijają się kwiaty. Dobre wychowanie i czułość otwierają o wiele więcej dróg niż pytania aroganckie czy surowe.
Miłość jest także życiem z drugim; jest zatem współuczestnictwem we wszystkich odczuciach, oczekiwaniach, pragnieniach, projektach, ograniczeniach drugiego. Tak jak nasz Bóg, który “żyje z nami”, zgodnie z hebrajskim określeniem z Księgi Wyjścia. Jest to wzięcie na siebie odpowiedzialności za drugą osobę w sposób zaangażowany.
Kochać to także wzajemnie od siebie zależeć, nie w sensie zrezygnowania z bycia sobą, ale w sensie wzajemnej zależności obydwojga od uczynionego wyboru, łącząc się z nim ściśle. W takim sensie trafne jest zdanie: “Kochać to nie znaczy patrzeć sobie w oczy, ale patrzeć wspólnie w tym samym kierunku”.
Miłość jest pokojem ducha. Jeżeli zbyt wiele chmur obaw, podejrzeń lub melancholii łatwo gromadzi się nad jakimś związkiem, nie ma tam prawdziwej miłości.
Miłość jest przyzwoitością. A to jest cecha, której nie można osiągnąć naprędce. Trzeba nabrać przyzwyczajenia poszanowania drugiego w jego pełni, ponieważ uważa się go za wartość. Przyzwoitość nie ma nic wspólnego ze wstydem, który jest uczuciem negatywnym, opartym na obawie, że ma się do czynienia ze złem. Być przyzwoitym to mieć świadomość potrzeby ochraniania wartości, a nie odczucie potrzeby ukrycia zła. Przyzwoitość w strzeżeniu wartości ciała i tego, co ono zawiera i wyraża. Smutnym jest słyszeć, jak ktoś mówi: “Szanuję moją dziewczynę, ale jestem mężczyzną i mam pewne potrzeby; a więc zaspokajam je z innymi”. Przyzwoitości, w istocie, nie można przeżywać tylko fragmentarycznie. Jeśli nie szanuje się w innych tego, co uważa się za wartość u własnej dziewczyny, na dłuższą metę nie będzie się szanować także własnej dziewczyny.
Miłość jest płodnością, to znaczy służbą życiu. Pary zamknięte w stosunku do tego tematu łatwo stają się ofiarami nerwic. Trudno jest uśmiechać się do życia komuś, kto to życie zatrzymuje w sobie. Słynne małżeństwa “zmotoryzowanych z psem” są tego znamiennym i gorzkim przykładem.
Miłość jest przyjemnością. Popęd płciowy jest składnikiem, którego nie należy pomijać w miłości. Obdarzyć się ciałem, kiedy nadejdzie czas, ciałem, które wyraża sobą radość z bycia razem, wymaga wyczucia, czułości, ciepła, delikatności, zręczności, cierpliwości i dialogu. Przyjemności ciała są podkreśleniem zwierzęcości, ale zwierzęcości ludzkiej. Są one przyjemne, bo karmią się miłością. To miłość pozwala smakować przyjemność. To nie popęd płciowy wyraża miłość, ale to miłość wytwarza prawdziwy i kompletny popęd płciowy. Sam popęd płciowy niewiele zdziała. Nie można powierzyć zmysłom tego, czego nie jesteśmy zdolni uczynić sercem.
Miłość jest także zdolnością rozumowania, w sensie zaangażowania w zrozumienie drugiego w jego zmienności, a także w sensie ciągłego mierzenia własnych sił przed ważnymi decyzjami. “Zdecydowaliśmy, że będziemy mieć dużo dzieci. Po drugim cesarskim cięciu ginekolog powiedział mi dość. Nie miałam odwagi powiedzieć o tym mojemu mężowi. Kiedy przyszedł mnie odwiedzić, zaczęłam płakać. On zrozumiał, pogłaskał mnie z czułością po twarzy i szepnął: “To nie jest przegrana, ale wskazówka, że musimy szukać innego sposobu realizacji płodności. Zobaczysz, że się nam uda”. Teraz jestem zadowolona. Zaadoptowaliśmy dwójkę dzieci. Ja wróciłam do nauczania i z łatwością przychodzi mi traktowanie jakby własne dzieci wszystkich uczniów, których obdarzam miłością”.
Miłość jest poświęceniem. Jest to twarde słowo, ponieważ przywodzi na myśl robienie z siebie ofiary, co jest wypaczonym sposobem poświęcania się. Poświęcenie, kiedy jest przeżywane we dwoje, jest umiejętnością bycia sobą, ale nie tylko dla siebie samych: jest byciem sobą dla drugiego. To właśnie w tym “dla” zawiera się cała wartość poświęcenia. Bóg, kiedy postanowił nas zbawić, zrezygnował z czegoś “dla nas ludzi i dla naszego zbawienia”. W niektórych momentach bardziej niż w innych życie z staje się życiem dla drugiego, w połączeniu z rezygnacją z jakiejś cząstki siebie. “W niedzielę zrezygnowałem z polowania, aby być z moją żoną i moimi dziećmi”. Oto sens miłości, która staje się poświęceniem.
Miłość jest przede wszystkim tajemnicą. Alessandro Pronzato w książce Girandola (Wiatrak), będącej zbiorem sławnych powiedzeń, stwierdza: “Usuńcie tajemnicę, a nie zrozumiecie już nic więcej”. Zaakceptować tajemniczość miłości to jakby wejść w harmonię z Bogiem, który jest tajemnicą, bo jest miłością. Zaakceptowanie wymiaru tajemnicy we własnym życiu jest oznaką inteligencji, a nie lenistwa umysłowego. Tajemnica to nie znaczy nie rozumieć, ale rozumieć, że nie można zrozumieć wszystkiego. Tajemnica nie jest schronieniem, ale widowiskiem. Być może Bóg chciał, abyśmy byli praktykantami w tym doświadczeniu miłości ziemskiej i ograniczonej, aby później uczynić z nas wyspecjalizowanych pracowników w swojej winnicy. To normalne, że coś może nam umknąć. “Ostatnim krokiem rozumu jest przyznanie się, iż są rzeczy, które go przerastają”. Trzeba uważać, aby nie pozwolić nikomu odebrać nam tej możliwości, należącej wyłącznie do nas, a mianowicie umiejętności dobrego samopoczucia w kontemplacji własnej miłości.
Miłość jest także religijnością. Kto naprawdę kocha, wcześniej czy później dochodzi do punktu, w którym zadaje sobie pytanie, kto jest projektantem tej miłości, aby móc mu szczerze podziękować. Pewien starzec mówił z pokorą: “Ja nie umiem się modlić. Ograniczam się tylko do prawienia komplementów Bogu”.
Mozaika jest prawie w całości ułożona. Można by było uczynić jeszcze wiele podkreśleń, rzucić wiązkę światła, aby lepiej uwydatnić kompozycję. Niech to będzie zadanie dla wszystkich, które wypełnią we własnym przeżywaniu miłości. Nie zapominajmy, w istocie, że miłość jest fantazją. Również święty Paweł w swoim Pierwszym Liście do Koryntian, w rozdziale 13., wygłasza wspaniały hymn o miłości. Nie zaszkodzi go przypomnieć: “Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje” (IKor 13, 4-8).

 

*W przedstawianiu niektórych etapów rozwoju uczuciowości odwołałem się do pewnych schematów opracowanych przez prof. Bertiniego z uniwersytetu w Rzymie, nawet jeśli użyte są one w innym kontekście.

 

Więcej w książce: Kraina miłości. Przewodnik dla zakochanych, narzeczonych i młodych małżeństw – Gigi Avanti

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,365,milosc-jest-tajemnica.html

___________________________

 

O autorze: Słowo Boże na dziś