Warto, by “lepsi” od nas byli przez nas mile widziani _ Poniedziałek, 29 lutego 2016 r.

Myśl dnia

Pociechę znajdziemy wśród tych, którzy zgadzają się z nami – wzrost wśród tych, którzy tego nie robią.

Frank A. Clark

Nie osiąga się zbawienia bez przejścia przez burzliwe morze, które ustawicznie grozi utonięciem.
Górą świętych jest Kalwaria. To z niej przechodzi się na inną górę, która nazywa się Tabor.
św. Ojciec Pio
Trzeba mieć w sobie wiele miłości, żeby uwaga zwrócona drugiej osobie wyszła jej na dobre.
Mikołaj Gogol
Ktoś, kto nie wymaga od siebie, nie umie stawiać zdrowych wymagań innym.
Mirosław Bożek, SJ
Jeśli zaś komuś z was brakuje mądrości, niech prosi o nią Boga, który daje wszystkim chętnie i nie wymawiając;
a na pewno ją otrzyma”
(Jk 1,5)
 Ten, kto prowadzi wewnętrzną walkę, w każdym czasie winien posiadać uwagę – aby zachować serce zawsze wolne od wszelkiej myśli,
nawet gdyby wydawała się ona dobra. (Hezychiusz z Synaju)
1910602_995695587217844_2818195955331044878_n
Chryste, moc Twojej prawdy często mnie zawstydza i dlatego chcę Cię wyprowadzić z mojego życia.
Wspomóż łaską, abym umiał z wdzięcznością przyjmować to, co dla mnie niewygodne.
_________________________________________________________________________________________________

Słowo Boże

_________________________________________________________________________________________________

PONIEDZIAŁEK III TYGODNIA WIELKIEGO POSTU


PIERWSZE CZYTANIE  (2 Krl 5,1-15a)

Uzdrowienie Naamana w wodach Jordanu

Czytanie z Drugiej Księgi Królewskiej.

Naaman, wódz wojska króla syryjskiego, miał wielkie znaczenie u swego pana i doznawał względów, ponieważ przez niego Pan spowodował ocalenie Syryjczyków. Lecz ten człowiek, dzielny wojownik, był trędowaty.
Kiedyś podczas napadu, gromady Syryjczyków zabrały z ziemi Izraela młodą dziewczynę, którą przeznaczono do usług żonie Naamana. Ona rzekła do swojej pani: „O, gdyby pan mój udał się do proroka, który jest w Samarii! Ten by go wtedy uwolnił od trądu”.
Naaman więc poszedł oznajmić to swojemu panu, powtarzając słowa dziewczyny, która pochodziła z kraju Izraela.
A król syryjski odpowiedział: „Wyruszaj! A ja poślę list do króla izraelskiego”.
Wyruszył więc, zabierając ze sobą dziesięć tysięcy talentów srebra, sześć tysięcy syklów złota i dziesięć ubrań zamiennych. I przedłożył królowi izraelskiemu list o treści następującej: „Z chwilą, gdy dojdzie do ciebie ten list, wiedz, iż posyłam do ciebie Naamana, sługę mego, abyś go uwolnił od trądu”.
Kiedy przeczytano list królowi izraelskiemu, rozdarł swoje szaty i powiedział: „Czy ja jestem Bogiem, żebym mógł uśmiercać i ożywiać? Bo ten poleca mi uwolnić człowieka od trądu! Tylko dobrze zastanówcie się i rozważcie, czy on nie szuka zaczepki ze mną!”
Lecz kiedy Elizeusz, mąż Boży, dowiedział się, iż król izraelski rozdarł swoje szaty, polecił powiedzieć królowi: „Czemu rozdarłeś szaty? Niechże on przyjdzie do mnie, a dowie się, że jest prorok w Izraelu”.
Przyjechał więc Naaman swymi końmi, powozem, i stanął przed drzwiami domu Elizeusza. Elizeusz zaś kazał mu przez posłańca powiedzieć: „Idź, obmyj się siedem razy w Jordanie, a ciało twoje będzie takie jak poprzednio i staniesz się czysty!”
Rozgniewany Naaman odszedł, mówiąc: „Przecież myślałem sobie: Na pewno wyjdzie, stanie, następnie wezwie imienia Boga swego, Pana, poruszy ręką nad miejscem chorym i odejmie trąd. Czyż Abana i Parpar, rzeki Damaszku, nie są lepsze od wszystkich wód Izraela? Czyż nie mogłem się w nich wykąpać i być oczyszczony?”
Pełen gniewu zawrócił, by odejść. Lecz słudzy jego przybliżyli się i przemówili do niego tymi słowami: „Mój ojcze, gdyby prorok kazał ci spełnić coś trudnego, czy byś nie wykonał? O ileż więc bardziej, jeśli ci powiedział: «Obmyj się, a będziesz czysty»”.
Odszedł więc Naaman i zanurzył się siedem razy w Jordanie według słowa męża Bożego, a ciało jego na powrót stało się jak ciało małego dziecka i został oczyszczony.
Wtedy wrócił do męża Bożego z całym orszakiem, wszedł i stanął przed nim, mówiąc: „Oto przekonałem się, że na całej ziemi nie ma Boga poza Izraelem”.
Oto słowo Boże.


PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 42,2.3; Ps 43,3.4)

Refren: Boże mój, pragnę ujrzeć Twe oblicze.

Jak łania pragnie wody ze strumieni, *
tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże.
Dusza moja Boga pragnie, Boga żywego, *
kiedyż więc przyjdę i ujrzę oblicze Boże?

Ześlij światłość i wierność swoją, *
niech one mnie wiodą,
niech mnie zaprowadzą na Twą górę świętą *
i do Twoich przybytków.

I przystąpię do ołtarza Bożego, *
do Boga, który jest moim weselem i radością,
i będę Cię wielbił przy dźwiękach lutni, *
Boże, mój Boże.


ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (Ps 130,5.7)

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

Pokładam nadzieję w Panu i w Jego słowie,
u Pana jest bowiem łaska i obfite odkupienie.

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.


EWANGELIA  (Łk 4,24-30)

Jezus został posłany do wszystkich ludów

Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.

Kiedy Jezus przyszedł do Nazaretu, przemówił do ludu w synagodze:
„Zaprawdę powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie.
Naprawdę mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej.
I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman”.
Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się.
Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

Z wdzięcznością przyjmować to, co niewygodne

Nazaretańczycy, czyli rodzina i rodacy Jezusa, unieśli się gniewem, gdy On zaczął ukazywać im inny obraz Boga, niż ten, który był powszechnie znany w Izraelu. Pan uzdrawia i ratuje, a więc zbawia pogan, którzy nie do końca byli świadomi Jego potęgi i zbawczego działania. Jednak doświadczenie tej łaski doprowadziło ich do wiary i wdzięczności. Jezus przywołuje wdowę z Sarepty i Naamana Syryjczyka jako swoisty wyrzut wobec mieszkańców Nazaretu. Ci poganie, uboga kobieta i bogaty wódz, rozpoczęli swą drogę ku Bogu dzięki słowu obcego proroka, zapewne z początku mało cenionego. Tak objawia się znaczenie tego, kto był jedynie sługą słowa Bożego. Nazaretańczycy natomiast wzgardzili Tym, który jest Słowem Boga.

Chryste, moc Twojej prawdy często mnie zawstydza i dlatego chcę Cię wyprowadzić z mojego życia. Wspomóż łaską, abym umiał z wdzięcznością przyjmować to, co dla mnie niewygodne.

 

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2016”

  1. Mariusz Szmajdziński
    Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

_____________________________

#Ewangelia: musimy się bronić przed taką postawą

Kiedy Jezus przyszedł do Nazaretu, przemówił do ludu w synagodze: “Zaprawdę powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie.

 

Naprawdę mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman”.
Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się.

 

Łk 4, 24-30

 

Komentarz do Ewangelii

 

Jezus był mile widziany w Nazarecie dopóki nie zaczął realizować swojej misji proroka, czyli przemawiającego i działającego w imię Boga. Jest sporo takich ludzi, którzy nie akceptują tego, że nagle ktoś z otoczenia wyrasta ponad nich. I trudno powiedzieć, czy wynika to bardziej z zazdrości, czy z braku pokory. Tak czy owak to oznacza, że poczucie wartości takich ludzi jest źle zbudowane.
Trzeba za wszelką cenę bronić się przed taką postawą, o której Jezus mówi w dzisiejszej Ewangelii. Można bowiem w ten sposób bardzo dużo stracić. Tak jak ci ludzie z Nazaretu. Można stracić kogoś bardzo bliskiego i bardzo ważnego dla nas. Warto, by “lepsi” od nas byli przez nas mile widziani.

 

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2787,ewangelia-musimy-sie-bronic-przed-taka-postawa.html

________________________

Św. Ambroży (ok. 340-397), biskup Mediolanu, doktor Kościoła
O sakramentach, 1

„Wielki Post prowadzi do chrztu”
 

Zbliżyłeś się i ujrzałeś chrzcielnicę, a obok niej biskupa. I bez wątpienia pomyślałeś to samo, o czym pomyślał Naaman, Syryjczyk. Bo mimo tego, że został oczyszczony, to wpierw wątpił… Obawiam się, żeby ktoś nie powiedział: „To wszystko?” Tak, to naprawdę wszystko: tu się znajduje wszelka niewinność, pobożność, łaska i świętość. Widziałeś wszystko to, co mogły ujrzeć oczy twojego ciała…; a to, czego nie można zobaczyć, jest dużo większe…, bo nie widać tego, co jest wieczne… Cóż bardziej zadziwiającego niż przejście Izraelitów przez Morze Czerwone, żeby teraz mówić o chrzcie? A jednak oni wszycy umarli na pustyni. Ten, który przechodzi przez chrzcielnicę, to znaczy przechodzi od dóbr ziemskich do niebieskich…, nie umiera, lecz zmartwychwstaje.

Naaman był trędowaty… Kiedy przybył, prorok mu powiedział: „Idź, obmyj się siedem razy w Jordanie, a ciało twoje będzie takie jak poprzednio i staniesz się czysty”. Zastanowił się i powiedział sobie: „To wszystko? Przybyłem z Syrii aż do Judei słyszę: Idź do Jordanu, obmyj się i staniesz sę czysty? Jakby nie było lepszych rzek w moim kraju!”. Jego słudzy mu doradzili: „Pane, dlaczego nie zrobisz tego, co ci mówi prorok? Zrób to raczej, spróbuj”. Wtedy wszedł do Jordanu, wykąpał się i wyszedł uzdrowiony.

Co to wszystko znaczy? Widziałeś wodę, ale nie każda woda uzdrawia. Jedynie ta woda, która ma łaskę Chrystusa, uzdrawia. Jest różnica między elementem i uświęceniem, między aktem i skutecznością. Akt dokonuje się wodą, ale skuteczność pochodzi od Ducha Świętego. Woda nie uzdrawia, jeśli Duch Święty nie zstąpi i nie konsekruje tej wody. Czytałeś, że nasz Pan, Jezus Chrystus, ustanowił rytuał chrztu, przyszedł do Jana, a ten Mu powiedział: „To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie ?” (Mt 3,14)… Chrystus zszedł do wody, Jan był obok Niego, a oto, jako gołębica, zstępuje Duch Święty… Dlaczego najpierw Chrystus zszedł, a potem Duch Święty? Aby nie wydawało się, że Pan potrzebuje sakramentu uświęcenia: to On uświęca, a także Duch Święty.

_________________________________

Kilka słów o Słowie 29 II 2016

http://ps-po.pl/2016/02/28/pamietac-o-chrzcie-29-lutego-2016/

______________________________

Poniedziałek 3 tygodnia Wielkiego Postu

Człowiek potrzebuje potwierdzenia znaków i wydarzeń, które są jego udziałem. Szczególnie jeśli poszukuje nowej drogi swojego życia. Bez wątpienia potrzebne jest tu oczyszczenie i odrodzenie zarówno w umyśle, jak i w sercu. Zdarza się jednak, że zamiast szukać prostoty w działaniu Boga, oczekujemy wyniosłych czynów i spektakularnych znaków. Mają być one dla nas pieczęcią potwierdzenia obecności Boga. Kluczem do odnalezienia Bożej pomocy jest otwarte serce pełne ufności, a nie kanonada cudów. Bóg posługuje się prostymi narzędziami, aby pokazać człowiekowi swoje oblicze. Jeśli ktoś chce spotkać prawdziwego Boga, niech przygotuje się na spotkanie z najczystszą miłością.

 

Komentarz do I czytania (2 Krl 5, 1-15a)

Naaman, za radą i rozkazem króla szuka uzdrowienia w kraju Izraela. Jednak łaska Boga, która leczy i oczyszcza, napotyka na opór związany z jego niedowiarstwem. Słowo przekazane przez proroka wydaje mu się zbyt banalne, a zadanie do wykonania zbyt proste, aby mogło pochodzić od Wszechmocnego Boga. Rozsądkiem wykazują się ci, którzy mu towarzyszą, podając argument oparty na zasadzie: „Co ci szkodzi spróbować?”. Zostaje uzdrowione nie tylko jego ciało, ale i dusza. Czy każdy z nas nie jest po trosze Naamanem, który prosząc o cud, oczekuje pokazu Bożej siły? Pan jest Bogiem pokoju i spokoju. Nie potrzebuje przedstawień, aby objawić, że na całej ziemi i niebie nie ma innego Boga.

Komentarz do Ewangelii (Łk 4, 24-30)

Łaska Boga dostępna jest każdemu, kto jej naprawdę szuka bez względu na to, jakimi kanałami dociera do człowieka. Czy jednak łatwo ją odnaleźć? Okazuje się, że ci, którzy są najbliżej jej źródła, mogą nie dostrzegać tego, że bije ono tuż przed ich oczami. Jezus mówi dziś o opieszałości i ignorancji wybranych przez Boga, stawiając naprzeciw nich ludzi o prostym i szczerym sercu z peryferii świata. Samo wybranie nie wystarczy. Potrzebna jest jeszcze wolna decyzja potwierdzana nieustannie w codziennym życiu oraz gotowość do przyjęcia słowa Bożego zawsze wprowadzającego świeżość. Gniew jest reakcją ludzi pogubionych. W Chrystusie jednak każdy może odnaleźć właściwą drogę. Jeśli tylko chce.

Pomyśl:

  • Jakie miejsce w moim sercu zajmuje Boże słowo? Co przeszkadza mi w jego przyjęciu? Jak z tym walczę?
  • Ile razy poszukiwałem cudowności zamiast prostoty, prosząc Boga o pomoc?
  • Jak często dostrzegam łaskę Boga w najbardziej prozaicznych sytuacjach mojego życia?
  • W jaki sposób to odkrywam?

Pełne teksty liturgiczne oraz komentarze znajdziesz w miesięczniku liturgicznym Od Słowa do Życia.

 

http://www.odslowadozycia.pl/pl/n/541

______________________________

Jesteśmy tylko ludźmi

 

Jestem tylko człowiekiem. To stwierdzenie słyszymy bardzo często, niestety zwłaszcza w kontekście usprawiedliwiania naszych słabości, niedociągnięć, lenistwa albo wprost grzechów. Nasze marne człowieczeństwo wychodzi jak przysłowiowe szydło z worka w sytuacjach krańcowych, trudnych, ekstremalnych, ale też w tych codziennych, tam, gdzie byśmy się tego wcale nie spodziewali. Jak mówi inne przysłowie, wszystko sprawdza się w praniu.

 

Naaman i mieszkańcy Nazaretu

 

Egzaminu z człowieczeństwa nie zdał również chory na trąd Naaman i mieszkańcy Nazaretu za czasów Jezusa. Pierwszy, dotknięty straszną chorobą, nie ustrzegł się grzechu pychy, pomimo tak krańcowego, egzystencjalnego doświadczenia otarcia się o śmierć. Zwyciężyła w nim urażona ambicja i duma narodowa, poczucie wyższości. Dopiero zdrowy rozsądek i kalkulacja sług sprawiły, że nie odjechał z Izraela z kwitkiem i to na własne życzenie.

Podobnie mieszkańcy Nazaretu, mając takiego Mistrza, tak sławnego w słowie i czynie współobywatela, nie stanęli na wysokości zadania wtedy, gdy w grę weszła urażona ambicja i pycha. Woleli nie mieć nic, niż mieć nie na własny rachunek lub jak to się mówi, nie z własnego rozdania.

 

A ja dzisiaj?

 

Dzisiaj, po tylu latach od czasów proroka Elizeusza i Jezusa, jesteśmy w podobnej, ale o wiele bardziej korzystniejszej sytuacji. Trąd jest ten sam, tak samo boli, oszpeca a w końcu zabija. I ma różne nazwy. Tak samo nie można zdrowia kupić za żadne pieniądze. Tak samo żyją między nami święci, ocieramy się o nich, słyszymy ich słowa i widzimy ich czyny. Podobnie jest nam bez ceregieli głoszona prawda, często bardzo brutalnie, wprost. Mamy czarne na białym, możemy to sprawdzić, jakby dotknąć. Wystarczy tylko chcieć, trochę dobrej woli i wysiłku. A jednak!

Nie, bo nie! Ja wiem swoje. Co on, ona mi będzie mówił, mówiła. Jak to możliwe, że to nie ja mam pierwsze miejsce, że to nie ja się liczę najbardziej, że to nie moja koncepcja zwycięża?

Zwycięża wciąż zasada pychy i przewrotności:, Jeśli fakty nie zgadzają się z tym, co ja myślę, uważam i czego chcę, to … gorzej dla faktów.

 

   Panie, proszę pokornie, daj mi, choć troszkę więcej rozumu, pokory i uczciwości niż miał Naaman i mieszkańcy Nazaretu. Daj oczy otwarte i serce gorejące, bym rozpoznawał godzinę Twojego nawiedzenia. Bym nie zmarnował tej szansy, którą mi dajesz nieustannie, by mnie zbawić, by mnie prowadzić ku życiu wiecznemu. Amen.

Ks. Henryk Kuman MS (Rzeszów)

Księża Misjonarze Saletyni 
Centrum Pojednania “La Salette” 
38-220 Dębowiec 55 
tel.: +48 13 441 31 90 | +48 797 907 287 
www.centrum.saletyni.pl | centrum@saletyni.pl 

________________________________

Nie jestem “wasz”

Nie jestem "wasz"

Wdowa z Sarepty Sydońskiej. Syryjczyk Naaman. Dlaczego akurat ich wybrał Bóg swoją łaską? Dlaczego dla nich uczynił cud, o który modliło się wielu innych? Czyż nie było lepszych? Godniejszych? Naszych?

Mieszkańcy Nazaretu wpadli w gniew. Słowa Jezusa były przecież odmową: to że byłem jednym z was nie znaczy, że macie prawo do mnie ani że należą się wam cuda, o których słyszeliście. Nie jestem “wasz”.

Nie będę na wasze usługi. Nie będę was popierał dlatego, że nazywacie się “moimi”. Chcecie mieć Boga na swój obraz i podobieństwo, Boga który spełni wasze życzenia? On nie jest do was podobny. Jego drogi nie są waszymi.

Jego cuda dzieją się zwyczajnie, bez trzęsienia ziemi i wielkich znaków. Dyskretnie. Jego dzieł nie dokonują wielcy tego świata. Jego cuda dzieją się na Jego słowo przekazane ustami proroka.

Jego cuda są dla tych, którzy Jemu uwierzą. Choćby i nie należeli do “swoich”. Nie dla tych, którzy chcą nad Nim panować.

 

Na zdjęciu: Elizeusz odmawia przyjęcia darów Naamana. Autor: Pieter de Grebber (c.1600–1652/3)

http://liturgia.wiara.pl/kalendarz/67b56.Refleksja-na-dzis/2016-02-29

_________________________________________________________________________________________________

Świętych Obcowanie

_________________________________________________________________________________________________

29 lutego

 

Święty Roman Jurajski Święty Roman Jurajski, opat
Błogosławiona Antonia z Florencji Błogosławiona Antonia z Florencji
Święty Oswald Święty Oswald, biskup

 

 

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/02-29.php3

_______________________

 

_________________________________________________________________________________________________

10 wskazówek o. Pio na Wielki Post

Wielki Post jest czasem nawrócenia – tę formułkę znamy już wszyscy. Przeczytaj 10 porad ojca Pio na temat tego, jak wprowadzić ją w życie!

 

1. Zadbaj o to, by być cierpliwym

 

“Z prostotą kroczcie drogą Pana i nie zadręczajcie waszego ducha. Trzeba, abyście znienawidziły wasze wady, ale czyńcie to z umiarkowaną nienawiścią, a nie gniewnie i nerwowo. (…) Z braku cierpliwości, moje dobre córki, wasze niedoskonałości zamiast zanikać, rozrastają się coraz bardziej, gdyż niepokój i zatroskanie o pozbycie się ich, powoduje ich umocnienie”. (Epist. 111, s. 579).

 

“Zachowaj dobrze wypisane w duszy to, co mówi Boski Mistrz: w cierpliwości naszej posiądziemy naszą duszę” (AdFP, s. 560)
2. Nie skupiaj się na twoim grzechu

 

“Nie zamęczaj się tym, co rodzi zmartwienia, niepokoje i zgryzoty. Potrzeba tylko jednego: wznieść ducha i kochać Pana Boga” (CE, s. 10).

 

3. Myśl o innych. Dbaj o to, by na ich twarzach pojawiał się uśmiech

 

“Niech twoje pojawienie się gdziekolwiek będzie zawsze tak taktowne i delikatne, jakby było uśmiechem Boga” (PM, s. 165).

 

4. Skup się na tym, co myślisz o swoich celach i pragnieniach

 

“Twój wysiłek i twa uwaga niech zawsze będą zwrócone na to, abyś miała właściwą intencję. Powinnaś ją mieć w pracy i w walce zawsze mężnej i wspaniałomyślnej z podstępami złego ducha” (Epist. 111, s. 622).

 

5. Pamiętaj, że Jezus towarzyszy Ci cały czas

 

“Niech cię nie przerażają liczne zasadzki tej piekielnej bestii. Pan Jezus, który zawsze jest z tobą, będzie walczył razem z tobą. Nie dopuści nigdy, abyś upadła i została pokonana” (Epist. III, s. 49).

 

“Nie zdawaj się nigdy na siebie samą. Wszelką ufność pokładaj tylko w samym Bogu” (Epist. II, s. 64).

 

6. Nie zapominaj o Bożym miłosierdziu

 

“Przerażająca jest sprawiedliwość Boża. Ale nie zapominajmy, że również Jego miłosierdzie jest nieskończone” (GP, s. 138).

 

7. Nie trać nadziei, gdy jest Ci trudno

 

“Nie osiąga się zbawienia bez przejścia przez burzliwe morze, które ustawicznie grozi utonięciem. Górą świętych jest Kalwaria. To z niej przechodzi się na inną górę, która nazywa się Tabor” (Epist. I, s. 829).

 

8. Módl się, Pan Bóg zawsze Cię wysłucha

 

“Módl się i ufaj! Nie denerwuj się! Niepokój nie służy niczemu. Bóg jest miłosierny i wysłucha twoją modlitwę” (CE, s. 39).

 

9. I to modlitwa jest najlepszym sposobem na pocieszenie

 

“Najlepszym pocieszeniem ducha jest umocnienie pochodzące z modlitwy” (GC, s.38)

10. Na wszystko spoglądaj z miłością

“Gardź pokusami, a utrapienia obejmuj z miłością. Nie, nie, moja córko, pozwól wiać wiatrowi i nie myśl, że szelest liści jest zgrzytem broni” (Epist. III, s. 632n)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2365,10-wskazowek-o-pio-na-wielki-post.html

______________________________

“Wiem, że nic nie wiem” – i co dalej?

**********
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/grzechy-zaniedbane/art,5,wiem-ze-nic-nie-wiem-i-co-dalej.html
_______________________________

Modlitwa – droga do wolności

Bóg przynosi wszystko co ma i angażuje wszystko to w relacje z tobą, a ty przynosisz wszystko co masz, i angażujesz wszystko to w relację z Nim, aż następuje zjednoczenie i stanowisz jedno z Bogiem

Ostatnie ćwiczenie, które św. Ignacy zaleca w Ćwiczeniach duchownych, zwie się kontemplacja dla uzyskania miłości. Jest to ćwiczenie wspaniałe, które przez stulecia pomagało całym generacjom ludzi wszystkich kultur, żyjących na wszystkich kontynentach. Proponuje się w nim rekolektantowi cztery kroki modlitwy, pogłębienia relacji z Bogiem i bezpośredniego doświadczenia wspólnoty z Nim i osobistej wolności.

Cztery kroki modlitwy

Pierwszy krok polega na przypomnieniu sobie darów, jakie otrzymałeś w życiu: twojego narodzenia, chrztu, rodziny, dzieci, odkupienia, łaski, zalet i talentów – wszystkich i wszystkiego za których i za co powinieneś być wdzięczny. W akcie wdzięczności za te dary, które pochodzą od Boga – a w których On sam daje się człowiekowi – oddajesz to wszystko z powrotem Bogu, łącznie z samym sobą.

Krok drugi zawiera refleksję nad tym, że Bóg swoją istotą, mocą i obecnością jest w każdym stworzeniu, a szczególnie w tobie – świątyni Ducha Świętego, uczynionej na obraz i podobieństwo Boże. Jesteś świątynią Bożego Ducha. Pismo Święte mówi wyraźnie, że Bóg mieszka w tobie, że jesteś Jego obrazem i podobieństwem. Oto słowa św. Ignacego: Ujrzyj Boga obecnego w tobie, tak jak obecny jest w świątyni. Ujrzyj siebie samego jako własny obraz Boga i Boże podobieństwo.

W trzecim kroku ćwiczenia św. Ignacy pragnie, abyś ponownie dobrze się zastanowił nad wszystkimi tymi darami i dostrzegł działającego w nich Boga. Abyś ujrzał Boga na obraz rodzącej kobiety, pracującego w każdym z tych darów dla ciebie, a szczególnie w tobie. Co dzieje się z kobietą w trakcie porodu? Trudzi się ona, aby wydać na świat człowieka, sprawić, aby coś zaowocowało, aby narodziny doprowadzić do końca, aby przekazać życie. Co robi, pracując, Bóg? Stara się udoskonalić nas – świątynię, w której zamieszkuje. Stara się udoskonalić własny obraz, swoje podobieństwo. Stara się przekazać nam pełnię życia i uczynić nas dobrymi i doskonałymi. Stara się pomóc ujrzeć samych siebie tak, jak On już nas widzi.

Czwarty krok ćwiczenia ma nami wstrząsnąć. Dla mentalności zachodniej będzie rzeczą prawie niemożliwą zaakceptować go czy choćby pojąć. Święty Ignacy mówi, że dar staje się czymś boskim. Ty i Bóg stajecie się jednym, jak promienie słońca i samo słońce. Możesz odróżniać promienie od słońca, ale one same bez słońca nie istnieją. I nie ma też słońca bez promieni. Te dwie rzeczy mają jedną tożsamość. A gdybyś miał nie zrozumieć tego symbolu, Ignacy mówi dalej, że jest to tak, jak w przypadku wody i źródła. Nie ma źródła bez wody, a woda ma swoją tożsamość tylko jako element źródła.

Cud jedności

Tak więc pod koniec Ćwiczeń Duchownych ty i Bóg stajecie się jednym. Ale nie tylko to: również wszystko jest widziane jako przejaw boskości. Patrząc na drzewo, widzisz i doświadczasz Boga, jest ono bowiem przejawem boskości. To obecność Boga sprawia, że drzewo jest drzewem. Jest to cud.

Dzięki energii, zawartej w małym ziarenku, wyrasta wielkie drzewo. Jeśli to nie jest cudem, to co nim jest? Ty i ja jesteśmy cudami – chodzącymi cudami. Każda ludzka istota jest cudem. Dlatego poeta Gerard Manley Hopkins mówi, że świat jest pełen wielkości Boga. Wszystko jest pełne Boga. Wszystko zasługuje na podziw i szacunek.

Oto punkt kulminacyjny Ćwiczeń Duchownych: doświadczenie własnej tożsamości w Bogu. Do tego właśnie wzywa kontemplacja dla uzyskania miłości. Jest to wymiana między tobą a Bogiem. Bóg przynosi wszystko, co ma, i angażuje to w relację z tobą, a ty przynosisz wszystko, co masz, i angażujesz to w relację z Nim, aż następuje zjednoczenie i zaczynasz stanowić jedno z Bogiem. Twoje doświadczenie Boga we wszystkim pogłębia się i nawet w samym centrum przeżywanego życia trwasz w kontemplacji, w modlitewnym stanie istnienia.

http://modlitwawdrodze.pl/poczytaj/modlitwa-droga-do-wolnosci/

________________________

Codziennie, konkretnie, czynnie

dodane 09.02.2016 15:46

Katarzyna Solecka

Aby czynić miłosierdzie w rozumieniu chrześcijańskim, trzeba najpierw zobaczyć w Bogu tego, który nas nakarmił, przyodział, przebaczył.

Codziennie, konkretnie, czynnie  ks. Tomasz Lis /Foto Gość
Bóg nas prowadzi swoją drogą, w swoim Kościele – mamy więc prawo sięgać do mądrości przechowywanej w jego tradycji, do żyjących w nim świadków.

Tematem papieskiego orędzia na Wielki Post w Roku Jubileuszowym są uczynki miłosierdzia. Franciszek pisze: „Przypominają nam one o tym, że nasza wiara wyraża się w konkretnych, codziennych uczynkach, które mają pomagać naszemu bliźniemu w potrzebach jego ciała i duszy i na podstawie których będziemy sądzeni: karmienie, nawiedzanie, pocieszanie, pouczanie” (Orędzie nr 30).

Dziś założenia wstępne.

Pierwsze: kwestia adresata. Kiedy czytamy listę uczynków – głodnych nakarmić, nagich przyodziać, strapionych pocieszyć… – jedno zastanawia. Nikt tu nie pyta o nas, o naszą sytuację – może jesteś bogaty, a może właśnie straciłeś pracę, masz lat 17 lub 60, wygrałeś na loterii, a może zmarł ktoś ci bliski… Franciszek napisze: „aby wejść w logikę Królestwa Bożego, musimy uznać siebie za ubogich pośród ubogich” (Orędzie na XXX Światowy Dzień Młodzieży). My, jako adresaci nakazu, w swej istocie nie różnimy się od tych, których obdarowujemy. Być może nie da się nawet powiedzieć „my” i „oni”. W tym stylu życia, który proponuje nam Chrystus, bycie braćmi i siostrami jest jak najbardziej rzeczywiste, konkretne.

Tym samym nie mamy nic, czym moglibyśmy się wymówić. Nakaz jest jasny: ty, kimkolwiek jesteś, napój, przyodziej, pociesz, módl się. Każdy jest wezwany, każdy może. Okoliczności, w jakich teraz, w tym Wielkim Poście 2016 żyjemy – mają znaczenie o tyle, że pomagają nam wybierać – może dziedzinę, w której sami doświadczyliśmy słabości, może taką, w której jesteśmy mocni. Nie możesz nakarmić głodnego – to poucz nieumiejętnych. Nie warto tracić czasu na tkwienie w jakimś poczuciu winy, wymawiając sobie to czy inne zaniedbanie. Być może to kwestia pokory – poprzestać na cierpliwym znoszeniu krzywd, nie błyszczeć.

*

Drugie: kwestia kontaktu. W Wielkim Poście wszystko odkładamy na bok, staramy się zobaczyć siebie takimi, jacy naprawdę jesteśmy: zranieni grzechem, oczekujący cudu zmartwychwstania. Owszem, to czas podejmowania postanowień, ale i czas wyrzeczeń, jakiegoś ogołocenia. Czas czynienia dobra, ale i wewnętrznego wyciszenia.

Franciszek w Misericordiae vultus wyłuskuje tę prawdę o nas: „Jezus stwierdza, że miłosierdzie to nie jest tylko działanie Ojca, lecz staje się kryterium potrzebnym do zrozumienia, kim są Jego prawdziwi synowie. Jesteśmy więc wezwani do życia miłosierdziem, ponieważ to nam zostało najpierw udzielone miłosierdzie”. Aby czynić miłosierdzie w rozumieniu chrześcijańskim, trzeba najpierw zobaczyć w Bogu tego, który nas nakarmił, przyodział, który nas nawiedził i pouczył, który nam przebaczył.

Nie uciekajmy więc od tego: od ciszy, uwielbienia, pokornej adoracji. Nie jest to zachęta do usprawiedliwienie nieróbstwa czy porzucania słusznych inicjatyw. Jednak chrześcijańskie miłosierdzie to nie jest kwestia aktywizmu, efektów, pośpiechu. Tu nic nie dzieje się na zasadzie „dać – zapomnieć”. Abyśmy mogli stanąć twarzą w twarz z potrzebującym, nasze serce powinno być zawsze w Jego ręku. W ręku Miłosiernego.

*

Trzecie: kwestia stylu. Paradoksalnie, w tych zaproponowanych na każdą niedzielę tekstach na temat uczynków miłosierdzia względem duszy i ciała prawdopodobnie nie odkryję nic nowego. Tu nie chodzi przecież o fajerwerki czy zręczne porównania. To raczej powtarzanie wciąż tej samej prawdy o nas, wracanie do tego samego źródła. Bóg nas prowadzi swoją drogą, w swoim Kościele – mamy więc prawo sięgać do mądrości przechowywanej w jego tradycji, do żyjących w nim świadków.

Musimy zdawać sobie sprawę, że tego bogactwa nie wyczerpiemy. Jesteśmy ludźmi, rozumiejącymi i kochającymi na swój ludzki sposób, wśród ograniczeń własnych i własnego czasu. Niech to nam nie przeszkadza, niech nas nie zatrzymuje.

Sąd miłosierdzia, który ukazuje nam Jezus, sięga sedna Ewangelii: „Byłem głodny, a daliście mi jeść, byłem spragniony, a daliście mi pić…”. Bóg jest obecny wśród nas jako Ten, kto potrzebuje – wiemy o tym. Poddając te prawdę pod namysł rozumu, pod spojrzenie serca zgadzamy się żyć na Jego sposób.

http://liturgia.wiara.pl/doc/2967461.Codziennie-konkretnie-czynnie

____________________________

Nagich przyodziać – kilka słów o sprawiedliwości

dodane 27.02.2016 20:00

Katarzyna Solecka

Dzielenie się własnym ma więc nie tyle wyrównywać braki, co przywracać człowieka samemu człowiekowi, pozwalać na godne życie obu stron.

Nawoływanie Jana Chrzciciela, by ten, kto ma dwie suknie, oddał jedną temu, który nie ma, wydaje się całkiem słuszne, dopóki nie przejdziemy do konkretów. Bo właściwie dlaczego? Czy nie powinniśmy się wpierw upewnić, czy tamten rzeczywiście potrzebuje, sam sobie nie poradzi, nie zmarnuje? Czy to nie jest w gruncie rzeczy niesprawiedliwe, by ten z nas, który na swą pomyślność zapracował, musiał dać innemu? Jak ma się czuć ten, który nie ma – zawsze w roli tego gorszego, ofiary losu, która nic tylko woła „daj, daj, daj”? Czy znamy to poczucie co najmniej dyskomfortu, kiedy otrzymujemy coś, czego nam zabrakło i czego nie daliśmy rady sami wypracować? Albo poczucie rozczarowania, kiedy obdarowany nasz dar lekceważy lub odrzuca w imię rzekomej własnej „niezależności”?

Zanim zaczniemy oskarżać potrzebujących o brak pokory a dających o pychę, warto uświadomić sobie, że układ ty dajesz (bo masz), ja biorę (bo nie mam) – choć brzmi pociągająco – często zamiast pogłębiać, niszczy relacje, zamiast budować sprawiedliwość, zakłóca równowagę… Działania podjęte w imię sprawiedliwości, która ma zrównać wszystkich, w historii okazywały się niszczące dla więzi miedzy ludźmi, skutkujące pogardą, rabunkiem, śmiercią.

*

Inspirujący może tu być dla nas nr 14 Dives in misericordia. Jan Paweł II podkreśla, że świadcząc miłosierdzie, „żywimy głębokie poczucie, iż równocześnie go doznajemy ze strony tych, którzy je od nas przyjmują. Jeśli tej dwustronności, tej wzajemności brak, wówczas czyny nasze nie są jeszcze prawdziwymi aktami miłosierdzia”. Wtedy i tylko wtedy nasze dawanie sukni jest uczynkiem miłosierdzia, kiedy przestaje być „aktem czy procesem jednostronnym, który zakłada i pozostawia dystans pomiędzy czyniącym je a doznającym go, pomiędzy dobroczyńcą a dobro-biorcą”. Dlatego trzeba nam „stale oczyszczać wszelkie nasze działania i wszelkie intencje działań”. Papież nazywa tu miłosierdzie „głębszym źródłem sprawiedliwości” – podczas gdy ona rozdziela pomiędzy ludźmi dobra przedmiotowe, miłosierdzie zdolne jest „przywracać człowieka samemu człowiekowi”.

Dzielenie się własnym ma więc nie tyle wyrównywać braki, co przywracać człowieka samemu człowiekowi, pozwalać na godne życie obu stron: „ten, kto daje – daje tym bardziej, gdy równocześnie czuje się obdarowany przez tego, kto przyjmuje jego dar; ten zaś, kto umie przyjąć ze świadomością, że i on również przyjmując, świadczy dobro, ze swej strony służy wielkiej sprawie godności osoby, która najgłębiej może jednoczyć ludzi pomiędzy sobą” (tamże).

*

Kiedy przegląda się teksty dotyczące miłosierdzia, papieskie czy innych autorów poruszających ten temat szczególnie w Roku Jubileuszowym, wszystkie podkreślają zgodnie jego (miłosierdzia) wewnętrzny wymiar. W Starym Testamencie terminem dotyczącym Bożej miłości jest rahamim, pochodzące od rehem – matczyne łono. Łacińskie misericordia zawiera w sobie cor – serce i miser – biedak. Franciszek w Orędziu do młodych (2015) pisze o sercu, iż jest ono „ośrodkiem uczuć, myśli i intencji osoby ludzkiej (…) wyraża istotę ludzką w jej całości oraz jedności ciała i duszy, w jej zdolności do kochania i bycia kochaną” (nr 2).

Dlatego nasze oddawanie sukni musi sięgnąć głęboko, aż do serca. Czy oznacza w praktyce, że mamy pozbyć się tych najbardziej ukochanych ubrań? Zapewne nie – choć nie wykluczajmy zbyt szybko:) Jednak jeśli rzeczywiście mamy swoje ulubione ubrania, wiemy jak to działa – stają się czasem naszą drugą skórą, oferują nam komfort i wygodę, świadczą o naszym statusie, mówią o nas… Oddawanie własnej sukni jest czymś takim: zapewnieniem bliźniemu bezpieczeństwa i osłony, zobaczeniem w nim konkretnego człowieka, umożliwieniem rozmowy. To się przecież nie dokonuje błyskawicznie, z automatu – i często to w nas coś się musi zmienić, nasza zdolność kochania musi się obudzić, a to trwa.

*

Dając, chcielibyśmy mieć szeroki gest, a tu trzeba najpierw „stale oczyszczać wszelkie nasze działania i wszelkie intencje działań”. Tak więc znów czeka nas sprzątanie. Na kolanach?

http://liturgia.wiara.pl/doc/2996170.Nagich-przyodziac-kilka-slow-o-sprawiedliwosci

____________________________

Spragnionych napoić – kilka słów o realizmie

dodane 20.02.2016 20:00

Katarzyna Solecka

Jest takie powiedzenie, że syty głodnego nie zrozumie. Coś w tym jest. Czasem jakby nie starczało nam wyobraźni – a Ludzie. Giną. Naprawdę.

Spragnionych napoić – kilka słów o realizmie  tai ji / CC 2.0
Czy niekiedy zbyt szybko nie przechodzimy od znaczeń jak najdosłowniej materialnych – spragnionych napoić – do ich sensu duchowego, symbolicznego?

Uczynki miłosierne co do ciała stawiają nam bardzo ważne pytanie – o nasz stosunek do ciała właśnie, do materii. Oczywiście, wśród nas, ludzi żyjących w miarę wygodnie w XXI wieku, niełatwo może byłoby znaleźć tych, którzy uznaliby ją (materię) za jakąś ciemną, zagrażającą nam siłę, naznaczoną złem. A jednak pomiędzy wierszami wyczuwa się tu jakiś zgrzyt. Pomyślmy czy niekiedy zbyt szybko nie przechodzimy od znaczeń jak najdosłowniej materialnych – spragnionych napoić – do ich sensu duchowego, symbolicznego? Czy w naszym rozprawianiu na temat „wyższych potrzeb”, „duchowych pragnień” nie ma jakiegoś lekceważenia, tylko dlatego, że możemy sobie na to pozwolić? Jest takie powiedzenie, że syty głodnego nie zrozumie. I coś w tym jest. Czasem jakby nie starczało nam wyobraźni – a Ludzie. Giną. Naprawdę.

Pierwsze na liście uczynków miłosierdzia są przecież czyny zapewniające potrzebującym środki nawet nie do tzw. godnego życia, a do przeżycia. Zaspokojenie pragnienia, dostępność wody – dla jednych z nas to oczywiste, dla innych upragnione. W encyklice Dives in misericordia czytamy: „Najwidoczniej istnieje jakaś głęboka wada, albo raczej cały zespół wad, cały mechanizm wadliwy, u podstaw współczesnej ekonomii, u podstaw całej cywilizacji materialnej, który nie pozwala rodzinie ludzkiej oderwać się niejako od sytuacji tak radykalnie niesprawiedliwych” (nr 11). I dalej, o nas: „Kościół dzieli z ludźmi naszych czasów owo głębokie, gorące pragnienie życia pod każdym względem sprawiedliwego” (nr 12). O nas?

*

Niekiedy w czasie kazań czy rekolekcyjnych konferencji usłyszymy zarzut, iż zamiast wymagającej miłości do ludzi wokół wolimy przysłowiowe „kochanie biednych Murzynków”. Racja, tym, którzy są blisko, winniśmy służyć codziennie, konkretnie. Jednak cóż przeszkadza, byśmy także sprawy ludzi odległych od nas w przestrzeni uznali za bliskie sercu? Długo szukać nie trzeba, by odkryć cały świat nędzy, dosłownego zagrożenia życia. Trzęsienia ziemi i inne kataklizmy, całe lata niesprawiedliwego wyzysku i wojny – to realne zło, które niszczy ludzi.

Słyszałam kiedyś wypowiedź człowieka jakby nie było zamożnego, że w jego stosunku do pieniędzy nie ma jakiegoś zbytniego zabiegania, dbania o to, by jak najwięcej jak najlepszych rzeczy mieć; nie, chodzi o poczucie bezpieczeństwa, możliwość zorganizowania rodzinnego wypoczynku, zadbania o przyszłość najbliższych… Tak, też lubię tę świadomość, że jakby co, konto nie świeci pustkami, i pewnie nic w tym złego. Tyle że chyba nikomu „nie chodzi o pieniądze”, o samo ich gromadzenie – ale o to, co dają: poczucie bezpieczeństwa, możliwość wyboru, prestiż, a przede wszystkim środki do życia.

Właśnie – dają. Nam? Naszym bliskim? Czyli komu?

*

Kiedy przyszła założycielka Żywego Różańca, siedemnastoletnia chrześcijanka (!) Paulina Jaricot nawróciła się (!) pod wpływem wielkopostnego kazania, członkowie jej bogobojnej rodziny patrzyli na to z niepokojem. Owszem, dobroć dobrocią, ale czy dotąd nie wspomagali biednych, czy wcześniej nie dali jej do dyspozycji całego rodzinnego funduszu na dobroczynność? Czyż więc ta młodziutka dziewczyna musi koniecznie ubierać się jak robotnica, włóczyć się po ubogich dzielnicach, budzić plotki wśród znajomych? Czy to nie przesada?…

Przyzwyczajeni do parafialnych zbiórek, wspomagający Caritas i Wielką Orkiestrę, nieskąpiący przy zakupie misyjnych kalendarzy – spotykając ludzi, którzy chcą czegoś więcej, czujemy jakiś dyskomfort. Tak jakby ich radykalizm był naszym oskarżeniem… A jeśli to nie o nas tu chodzi?

Bo czy przeciwnie, zamiast się niepokoić, nie powinniśmy się cieszyć? Czyż takim ludziom nie winniśmy całej naszej życzliwości, modlitwy i materialnego wsparcia? Przecież gdy ktoś umiera z pragnienia – nie wolno zwlekać. Trzeba działać.

http://liturgia.wiara.pl/doc/2984520.Spragnionych-napoic-kilka-slow-o-realizmie

_________________________

Kilka słów o (przy)gotowaniu

dodane 13.02.2016 18:24

Katarzyna Solecka

Głodnych nakarmić. I co dalej? Dalej zaczynają się schody: co zrobić, dla kogo zrobić, kiedy zrobić, jak zrobić.

Kilka słów o (przy)gotowaniu  Henryk Przondziono /Foto Gość

Tak wiele skojarzeń: „Byłem głodny, a daliście…”; „Być dobrym jak chleb leżący na stole, z którego każdy…”; „Co 5 sekund umiera z głodu dziecko…”; „Nie samym chlebem żyje człowiek…”. Tak wiele obrazów: programy kulinarne, Wielki Głód na Ukrainie, wspólny posiłek w osiemdziesiąte urodziny Babci, anorektyczne modelki… Cały pełen sprzeczności świat staje nam przed oczami, nie zachęca do optymizmu. Banałem byłoby podkreślać różnicę między światem głodującym a sytym – ale taka jest smutna prawda, ta różnica istnieje.

I dlatego pierwszym krokiem jest tu niepokój, wstrząs. Franciszek wyjaśnia, iż pełnienie dzieł miłosierdzia to właśnie: „sposób na obudzenie naszego sumienia, często uśpionego w obliczu dramatu ubóstwa, a także na wchodzenie coraz głębiej w serce Ewangelii, gdzie ubodzy są uprzywilejowani przez Boże miłosierdzie” (Misericordiae vultus 15).

*

Załóżmy, że etap wstępny mamy za sobą. Że Bóg dał nam się poznać – namacalnie, konkretnie, codziennie. Doświadczyliśmy Jego miłosiernej miłości, wiemy, że nas stworzył, że w ludziach wokół mamy wiedzieć siostry i braci. I co dalej? Dalej zaczynają się schody. Bo tu już wiele zależy od nas – co zrobić, dla kogo zrobić, kiedy zrobić, jak zrobić. Nakarmić głodnych? Dobre sobie! W obliczu nieszczęść świata brzmi to niemal jak szyderstwo z naszych dobrych chęci, wielkopostnego zapału, możliwości…

Jan Paweł II tak pisze o nawróceniu: „Ten najistotniejszy ewangeliczny proces nie jest tylko jednorazowym przełomem duchowym, ale całym stylem życia, istotną właściwością chrześcijańskiego powołania. Polega ono na stałym odkrywaniu i wytrwałym, pomimo wszystkich trudności natury psychologicznej czy społecznej, urzeczywistnianiu miłości jako siły jednoczącej i dźwigającej zarazem: miłości miłosiernej, która jest ze swojej istoty miłością twórczą” (Dives in misericordia, nr 14).

Nie jednorazowy przełom, a cały styl życia – stałe odkrywanie i wytrwałe urzeczywistnianie – twórcza miłość. Nakaz nakarmienia głodnych mamy wypełniać w taki właśnie sposób.

*

Nie będę tu proponować żadnej listy dobrych inicjatyw – choć nic nie przeszkadza, byśmy stworzyli ją każdy sam na własny użytek. Skoro mamy być twórczy, trzeba nasze „przygotowanie posiłku” jak najbardziej ukonkretnić. Wielu świętych, którzy za swoją misję uznało służbę potrzebującym, musiało dokonać wyboru – działali przecież w konkretnym czasie, w konkretnym kraju, dla konkretnych ludzi.

Pismo Święte podsuwa nam tu fenomenalne sfomułowanie. Bóg mówi Izajaszowi o poście, który wybiera. Jednym z jego elementów jest „dzielić swój chleb z głodnym” (Iz 58,7). Bo tutaj nie wystarczy coś dać. Tu trzeba coś podzielić i to coś własnego, coś, do czego mamy święte prawo. Tak jak w kuchni angażujemy swój czas, wysiłek, mniejsze lub większe umiejętności – tak spełniając nakaz miłosierdzia trzeba się zaangażować. Tu się nie da być neutralnym, pozostać z boku na wygodnej pozycji obserwatora. Trzeba się nauczyć, zmęczyć, ubrudzić.

*

A skoro mamy „dzielić swój chleb z głodnym”, być może trzeba zapytać: jaki jest ten „mój chleb”? Czytelnicy portali o zdrowym odżywianiu zrozumieją w lot: to, co spożywamy, nie zawsze odżywia, a niekiedy wręcz szkodzi. Napełnia żołądek, ale nie nasyca. Ba, jedząc źle, stopniowo stajemy się nienasyceni właśnie – pożądający coraz więcej, coraz częściej, nabierający złych nawyków, w końcu słabsi, mniej sprawni, chorzy.

Czy więc to, czym się karmię, jest na tyle wartościowe, by się tym dzielić z innymi? Nie pytam oczywiście o ilość cukrów prostych czy dzienny bilans kalorii w naszym pożywieniu. Człowiek jest jednością duszy i ciała, zatem nie wolno nam o tym zapominać. Prosząc Boga o chleb powszedni, prośmy też o umiejętność sięgania po chleb. O to, by mieć co ofiarować innym.

http://liturgia.wiara.pl/doc/2974824.Kilka-slow-o-przy-gotowaniu

________________________________

ks. Dariusz Salamon SCJ

Miłość, co przerasta wyobraźnię

Czas Serca
Święty Jan Paweł II pisał niegdyś o Bogu bogatym w miłosierdzie, żeby zwrócić uwagę współczesnego świata na ten niezwykły przymiot Boga. My też pragniemy odkrywać bogactwo miłosierdzia na kartach Ewangelii, w osobie samego Jezusa. On objawił zupełnie nowe oblicze miłości, której nie sposób sobie wyobrazić, po ludzku wymyślić. Ta miłość wciąż nas zaskakuje, pociąga i uzdrawia.
Bóg jest moim bliźnim

W odpowiedzi na pytanie: „Kto jest moim bliźnim?” (Łk 10,29) – Jezus opowiedział słuchaczom przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Wyjaśniając tę przypowieść, Benedykt XVI sugeruje, że Samarytanin to sam Jezus, który przyszedł na ziemię i wędruje po ścieżkach ludzkiego życia, aby zająć się każdym porzuconym i poranionym człowiekiem. To On poprzez uzdrawiającą moc sakramentów obmywa nasze rany, podobnie jak Samarytanin czynił to za pomocą oliwy i wina. Gospodą, do której Samarytanin zawiózł pobitego człowieka jest dla nas Kościół. Do niego prowadzi nas Chrystus, abyśmy tam mogli znaleźć uzdrowienie, pokrzepienie i wsparcie. W ten sposób Jezus staje się dla nas „bliźnim”; kimś najbliższym, kto nie zostawia nas na pastwę losu, ale okazuje nam bezinteresowną miłość. Ta postawa Jezusa pobudza nasze serca do takiej miłości. Samarytaninem staje się każdy, kto potrafi się szczerze wzruszyć na widok cudzej niedoli i ma odwagę bezinteresownie pomóc każdemu, kto jest w potrzebie, bez względu na to, kim on jest.

Radość ze „zdanej matury”

Najbardziej klasyczna przypowieść o miłosierdziu, to opowiadanie o miłosiernym ojcu i marnotrawnym synu. Ojciec, który z bólem pozwala odejść synowi, daje mu czas i czeka cierpliwie, z nadzieją, że syn wróci, może po przejściach, upadkach, ale jednak wróci. Gdyby od razu tłumaczył mu, przekonywał, by nie odchodził, bo przecież niczego mu nie brakuje, bo poza domem nie znajdzie lepszego szczęścia – zapewne syn by mu nie uwierzył, nie posłuchał; przeciwnie, poczułby się ograniczany, zniewolony… Człowiek chce sam dojrzewać do swego szczęścia, chce sam je odkryć, przekonać się o nim; uczymy się na błędach, lubimy sprawdzać na własnej skórze. Dokładnie tak postępuje marnotrawny syn.
Miłosierdzie w tej przypowieści nie sprowadza się do łaskawego gestu przebaczenia ze strony ojca. Raczej przejawia się poprzez jego radość z faktu, że syn dojrzał do swego synostwa. Chociaż droga, jaka do tego prowadziła, była kosztowna i bolesna – roztrwonił majątek, a jeszcze bardziej doświadczył osobistego dna, upokorzenia, klęski, to jednak ostatecznie w tym ogołoceniu rozpoznał swoją utraconą godność; co więcej, znalazł siły, by powrócić do domu, do ojca, gdzie tę godność ma szansę na nowo odzyskać. Tutaj miłosierna miłość ojca działa jakby na odległość, działa tam, przy pustym korycie, w godzinie największego upokorzenia. Przygarnięcie syna po jego powrocie jest już tylko zwieńczeniem jej zbawczego działania.
Rozgrzeszenie zamiast wyroku śmierci
Nauczanie Jezusa zostaje czasem wystawione na próbę. Faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę pochwyconą na cudzołóstwie. Czy zastanawialiśmy się kiedyś, jak ona musiała się czuć tam, na środku, otoczona przez sprawiedliwych Żydów? Upokorzona, zawstydzona, a do tego śmiertelnie przerażona – bo przecież za chwilę zostanie ukamienowana. Zostały jej ostatnie chwile życia, a do tego świadomość, że umiera w grzechu, potępiona przez wszystkich, zwłaszcza przez prawo Mojżeszowe. Straszna to śmierć, której nie towarzyszy współczucie i miłość najbliższych, ale hańba i świadomość wiecznego potępienia…
Jak bardzo Jezus wczuł się w jej sytuację? Nie wiemy, dlaczego grzeszyła, ale zapewne sama świadomość, że przekracza prawo była dla niej osobistym dramatem… Może uwikłała się w sytuację bez wyjścia, może było to rozpaczliwe szukanie miłości?
Na słowa Jezusa oskarżyciele odeszli. Czy kobieta mogła się spodziewać takiego obrotu sprawy? Że ktoś stanie w jej obronie, okaże jej zrozumienie i zmiłowanie; co więcej, że odpuści jej grzechy? Najczarniejszy dzień jej życia stał się dla niej początkiem życia nowego, nie dzięki kamieniom sprawiedliwości, ale Bożemu przebaczeniu.

Podzielił los złoczyńców
Jezus jako Bóg wcielony w niezwykły sposób wczuwa się w ludzki los, przyjmuje nasze cierpienia związane ze słabością, z doświadczeniem grzechu. W sposób najbardziej radykalny przejawi się to na krzyżu, gdy zawiśnie między przestępcami. Tak samo jak oni doświadcza zawstydzenia, upokorzenia, wysłuchuje obelg i przekleństw przechodniów, przejawów pogardy i poniżenia. Jezus dosłownie przyjmuje na siebie zapłatę za ludzki grzech, jego niegodziwość, popełnione zło – choć sam jest niewinny i bez grzechu.
Na krzyżu miłosierdzie przyjmuje zupełnie nowy wymiar: Jezus nie wygląda na Tego, który w imieniu Boga łaskawie przebacza; raczej On sam, poprzez swoje cierpienie i pohańbienie, woła o miłosierdzie: „Ludu mój, cóżem ci uczynił? Czym ci się uprzykrzyłem? Odpowiedz Mi!” (Mi 6,3). Tego miłosierdzia nie doznaje od kapłanów, żołnierzy, przechodniów. Miłosierdzie okazuje Chrystusowi współskazaniec, który broni Go przed szyderstwami drugiego łotra: „My przecież – sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił!” (Łk 23,41).
Boga nie trzeba informować o ludzkim cierpieniu, On zna to cierpienie z własnego doświadczenia i dzieli je z każdym chorym, krzywdzonym, nawet skazanym przestępcą. Czy Bóg może jeszcze głębiej okazać miłosierdzie, niż przez tę solidarność z cierpiącymi? Czy matka może jeszcze bardziej kochać swoje chore dziecko, niż dzieląc z nim ból jego cierpienia?
Obyśmy z pomocą Ducha Świętego coraz bardziej przenikali głębokości miłosierdzia Bożego i doświadczali Jego uzdrawiającej mocy w naszym życiu. A doświadczenie miłosierdzia niech pomoże nam być bliźnimi dla naszych sióstr i braci.
ks. Dariusz Salamon SCJ
Czas Serca nr 139 
fot. Unsplash, Fantasy Girl
Pixabay (cc)
http://www.katolik.pl/milosc–co-przerasta-wyobraznie,25482,416,cz.html
_________________________________
wywiad dla Fundacji Anna Walczyk

Jesteśmy tu tak, jakby nas nie było

materiał własny

Rozmowa z bratem Pawłem Szymalą – kapucynem przebywającym od 5 lat w Turcji. Obecnie proboszcz parafii Św. Antoniego w Mersin. (ekskluzywny wywiad dla Fundacji Anna Walczyk – 2012 listopad)

Rozmowę przeprowadziła Prezes Fundacji Anna Walczyk podczas pobytu w Mersin gdzie Fundacja wspiera pomocą materialną miejscowych chrześcijan oraz uchodźców z Syrii, Afganistanu i Iraku.

Więcej na stronie www.annmedia.eu zakładka FUNDACJA ANNY WALCZYK. I Ty możesz razem z nami wspierać chrześcijan na Bliskim Wschodzie.

Jestem pod ogromnym wrażeniem, że w Turcji w mieście Mersin na kościele katolickim jest ogromny krzyż i podobno nawet podświetlany. Przecież w Turcji to nie jest tak łatwo afiszować się z inną wiarą niż muzułmańska. Chociaż widzę, że Brat nie jest w habicie. Jak to jest dokładnie, co wolno a co nie?

Turcja jest krajem o bardzo bogatej historii, która sięga nawet parę tysięcy lat przed Chrystusem. W tak dużym przedziale czasowym w Azji Mniejszej budowała się przepiękna mozaika kulturowa, która po dziś dzień w ogromny sposób wpływa na bardzo zróżnicowane zachowania Turków. Sam fakt, że mieszkamy w demokratycznym państwie o nazwie Republika Turecka, która z konstytucyjnego założenia jest państwem laickim nie wystarczy, abyśmy już znali wzory zachowań naszych sąsiadów. Musimy pamiętać, że jest to państwo o bardzo młodej demokracji z 99 procentowym elektoratem odwołującym się do muzułmańskiej tradycji i z dynamicznie rozwijającą się gospodarką. Ponadto Turcja zaraz po Stanach Zjednoczonych jest najliczniejszym militarnie członkiem NATO. Te informacje nieco rozjaśniają kontekst w jakim żyjemy.

W traktatach pokojowych z Lozanny z 1923 roku Kościół Katolicki nie został uwzględniony jako mniejszość wyznaniowa choć jeszcze do lat sześćdziesiątych dwudziestego wieku liczba chrześcijan przekraczała 20% populacji z czego około 8% stanowili katolicy wschodnich obrządków plus łacinnicy. Dziś w około 70 tysięcznej mniejszości nie muzułmańskiej jakieś 20 tysięcy stanowią katolicy. Ta liczba jest szacunkowa, a nasze rozmieszczenie zależy od regionu Turcji. Dlatego zasadniczo na wybrzeżach Turcji i w dużych miastach jak Ankara możemy jeszcze spotkać żywe wspólnoty katolickie i czynne kościoły z czasów osmańskich. “Status Quo”, jaki zastali katolicy po pokoju w Lozannie pozwala na utrzymaniu w posiadaniu kościoła i kapłana w tych miejscach, gdzie były w 1923 roku. W przypadku baku duchownego dana wspólnota traci kościół. Jest on przerabiany na meczet muzeum lub przerabiany według potrzeb lokalnych i nie ma już możliwości na jego zwrot. Taki rozwój wydarzeń przeżyli katoliccy maronici z Mersin, którzy z braku kapłana utracili w latach 70-tych również własny kościół, a dziś służy on jako meczet choć nie było na niego potrzeby w danym miejscu. To wydarzenie pokazuje nam chrześcijanom żyjącym w Turcji, że póki tu jesteśmy musimy dbać o utrzymanie naszych świątyń. Bywa i tak, że wspólnota kilkunastoosobowa chrześcijan wraz z ich duszpasterzem w miesiącu co niedzielę sprawują Eucharystie w innym kościele, tylko po to, aby ich nie stracić. Komuś w Europie może wydawać się to absurdalnym zachowaniem widząc kościoły zamieniane w puby, kawiarnie czy dyskoteki. My nie możemy wybudować sobie kościoła tam gdzie jesteśmy, a tracąc go już do niego nie możemy wrócić. Dlatego staramy się pokazać nawet przez podświetlanie krzyża, że tu jest kościół z żywą wspólnotą, która jest tu już od początków chrześcijaństwa już ponad 2 tysiące lat. Nie możemy zakładać szkół katolickich ani kształcić duchowieństwa tylko dlatego, że nie jesteśmy uznawani przez państwo jako wspólnota wyznaniowa. Czyli jesteśmy tu tak, jakby nas nie było – mamy bardzo dobre relacje przyjacielskie z muzułmanami i władzami lokalnymi, ale decyzje urzędowe nas nie zauważają. Jesteśmy tak małą i niegroźną wspólnotą, że dla niektórych mieszkańców podświetlony krzyż w nocy czy głos dzwonu z wieży kościelnej jest jedynym znakiem naszej obecności.

W habicie nie mogę pokazać się na ulicy, ponieważ jest on strojem duchownym, zastrzeżonym przez uchwałę konstytucyjną. Jest to prawo powszechne obejmujące wszystkich zarówno muzułmanów jak i chrześcijan i w przypadku jego nieprzestrzegania grożą konsekwencje karne. Dlatego na ulicy brat kapucyn jest mile widziany w brązowym “krawacie”. Jednak trudno jest do końca odpowiedzieć mi, co wolno a co nie katolikom, ponieważ tacy obywatele w Turcji rzekomo nie istnieją, a prawo nie można stosować do “niebytu”. Dlatego naszym fundamentalnym problemem jest to, że nie jesteśmy uznawani przez państwo jako wspólnota wyznaniowa.

Czy różni się ta część Turcji jak Mersin, Antakya od reszty jak Ankara czy też Istambuł. Mam wrażenie, że będąc w Mersin jakbym była w Bejrucie czy w Aleppo.

Jeszcze do 1938 roku najbardziej wysunięta na południe część Turcji należała do Syrii i posługiwano się tu językiem arabskim. Po ponad 70 latach od przyłączenia do Turcji prawie nie widać już różnic kulturowych. Czasami bywa to tylko optycznym złudzeniem. Rzeczywiście język arabski, mimo że nie jest językiem wykładanym w szkołach jest wciąż obecny w życiu codziennym tutejszej ludności. Oprócz różnic kulturowych pomiędzy wielkim miastami jak Stambuł czy Ankara istotne znaczenie ma również cieplejszy klimat tego zakątka kraju. Już wiosną tego roku przekonaliśmy się o tym widząc przybyszów z miasta Van, którzy pozbawieni dachu nad głową po trzęsieniu ziemi szukali tu dla siebie nowego lokum. W okresie, kiedy nie stać kogoś nawet na ogrzanie domu w Mersinie ten problem nie będzie zbyt dokuczliwy nawet zimową porą.

W ostatnim czasie na skutek wojny domowej w Syrii mamy tu rzesze uchodźców z tego kraju. Tuż przy samej granicy syryjskiej w obozach dla uchodźców przebywa obecnie ponad 150 tys. ludzi. Są to osoby, które liczą na powrót do Syrii po zakończonym konflikcie. Jednak są i tacy, którzy chyba intuicyjnie wyczuwają, że w nowej rzeczywistości syryjskiej nie łatwo będzie im się odnaleźć. Tę grupę uchodźców tworzą głównie Alewici i chrześcijanie. Ci ostatni, mimo iż nie opowiedzieli się po żadnej ze stron konfliktu szantażowani czy zastraszani a już niejednokrotnie już nawet celem ataków. Dlatego Antiochia Iskenderun czy Mersin są dla nich przysłowiowymi miastami ucieczki. Niektórzy mają tu jeszcze swoich krewnych, ale już na pewno możliwość posługiwania się językiem arabskim jest tu kluczowym argumentem.

A jaka jest sytuacja chrześcijan obecnie w tym rejonie Turcji? Czy można ją porównać do sytuacji we wschodnim rejonie bardziej kurdyjskim.

Południowa część Turcji ze względu na obecność turystów i dostęp do morza jest bardziej otwarta na inne kultury i religie niż inne części kraju. We wschodniej części Anatolii chrześcijanie żyją już w innej rzeczywistości i tam przeważa tendencja do tworzenia małych dość hermetycznych enklaw, gdzie czujemy się bezpieczniej ze względu na ciągły konflikt z separatystycznymi Kurdami. Jako chrześcijanie nie stanowimy żadnego zagrożenia dla jakiejkolwiek grypy etnicznej czy wyznaniowej. Jest nas tak mało, że trudno nas nawet zauważyć. Nasze kościoły są zasadniczo otwarte na tych, którzy chcą się w nich pomodlić czy też z ciekawości zobaczyć co jest w środku lub w jaki sposób się modlimy. Taka otwartość niweluje napięcia wyrastające z niewiedzy czy też prowokacyjnych zachowań różnych grup mający na celu wyeksponowanie siebie na forum opinii publicznej w kraju lub nawet w świecie. Niestety za otwartość i transparentność zdarza się zapłacić bardzo wysoką cenę. Przykładem tego są zabójstwa ks. Andrea Santoro w 2007 roku w Trabzonie i bp. Luigi Padovese w Iskenderun w 2010 roku. Po takich incydentach zawsze wraca na forum pytanie czy warto i za jaką cenę byś tolerancyjnymi, wyrozumiałymi i wybaczającymi chrześcijanami.

Niektórzy nie wytrzymując takiego napięcia psychicznego przestają uczęszczać nawet na nabożeństwa nie mówiąc już o przysyłaniu dzieci na katechizacje. Są i tacy, którzy widząc nadarzającą się okazję wyjeżdżają do innych krajów. Nie jest to coś powszechnego, jednak takie tendencje są, co zresztą pokazuję statystyki naszej parafii, która na tle rozrastającego się miasta systematycznie się kurczy. Na ok. 300 osób, które przychodzą do kościoła drugie tyle pozostaje jedynie wymienione w księgach parafialnych. I choć na terenie kraju jesteśmy jedną z najliczniejszych wspólnot katolickich złożonych z miejscowych chrześcijan to taki stan w najbliższym czasie trudno nam będzie utrzymać.

Czy zawsze tak było? Słyszałam że dawno temu w Turcji w tym rejonie mieszkało bardzo dużo różnych wyznawców począwszy od Alewitów, Druzów, różne ryty chrześcijan a kończąc na Żydach.

Turcja to ogromny kraj i przez swoje położenie geograficzne gościł na swoim terenie różne kultury i narody. Wystarczy otworzyć Dzieje Apostolskie i uważnie prześledzić losy św. Paweł z Tarsu, bardzo światłego Żyda, który po swoim nawróceniu dał podwaliny doktrynalne całemu chrześcijaństwu. Głosząc po synagogach Chrystusa zmartwychwstałego zakładał lub pomagał w zakładaniu wspólnot judeochrześcijańskich czy też chrześcijańskich pochodzenia hellenistycznego. To pokazuje o obecności i Żydów i chrześcijan na tym terenie. Listy św. Pawła adresowane do Galatów, Efezjan, czy Kolosan przedstawia nam już mapę rozmieszczenia pierwszych wspólnot. W pierwszych wiekach wykrystalizowały się na terenie Anatolii dwa ośrodki myśli chrześcijańskiej w Antiochii i w Konstantynopolu. Tu istniały potężne grupy eremickie i monastyczne św. Bazylego. Ojcowie Kościoła a wśród nich Ojcowie Kapadoccy w pierwszych siedmiu soborach powszechnych nadali całemu chrześcijaństwu doktrynalne struktury funkcjonujące do dnia dzisiejszego. To obrazuje siłę chrześcijan, którzy zamieszkiwali tutejszą ziemię, a dziś z upływem czasu można ją nazwać Ziemię Świętą Kościoła. Z tego bogactwa Kościoła wyrosły różne ryty i tradycje chrześcijańskie. Do dnia dzisiejszego w naszej parafii mamy katolików obrządku maronickiego, ormiańskiego, chaldejskiego, syryjskiego, greckiego i łacińskiego. Wcześniej każdy z tych obrządków miał swój własny kościół dzidzie była sprawowana liturgia w swoim własnym rycie.

Wraz z przyjściem islamu pojawili się Alewici i Druzowie. Ich wierzenia można powiedzieć, że są w pewnym sensie drogą pośrednią pomiędzy chrześcijaństwem a islamem. Do dnia dzisiejszego jedynie Alewici z 20 procentowym odsetkiem w populacji mają znaczenie na politycznej arenie kraju.

Czy obecne wsparcie dla miejscowych chrześcijan jest potrzebne? Przecież Turcja to nowoczesny kraj i bliski Europie.

Jak już wspomniałem wcześniej jesteśmy nieliczną wspólnotą z bardzo bogatą tradycją. Ta tradycja to spuścizna, której porzucenie będzie stratą dla wszystkich chrześcijan na świecie, bo tu są nasze chrześcijańskie korzenie. W czasach osmańskich Kościół był ceniony za swoją działalność edukacyjną w Turcji. Dziś nie mamy na taką działalność pozwolenia, a jedynie potężne budynki świecące pustkami. Trudno jest dać w wynajem muzułmaninowi obiekt, który jego pobratymcom kojarzy się kościołem, bo nie będzie miał z niego korzyści. Gdyby nie pomoc z zewnątrz wszystko obróciłoby się w ruinę. Dla dociekliwych powiem, że nie możemy sprzedać tych obiektów lub przeprowadzić gruntowny remont nawet, jeśli nie są to budynki sakralne czy o wartości historycznej, ponieważ nasze prawo do ich własności z czasów osmańskich nie jest tu honorowane.

Oprócz utrzymania struktur nasza parafia stara się wspierać migrantów i uchodźców z sąsiednich państw. Nie jest to pomoc spektakularna, z wielkimi środkami. W ramach tzw. Samopomocy parafialnej organizujemy najpotrzebniejsze rzeczy do ubrania się, umeblowania domu i zaspokojenia głodu. Jeśli wystarczają na to środki pomagamy rodzicom w wyprawkach szkolnych ich dzieci a czasem opłacamy dodatkowe kursy edukacyjne dzieciom z najuboższych rodzin.

Nasza Fundacja postanowiła przyjechać i dać, chociaż takie małe wsparcie dla miejscowych chrześcijan i uchodźców z Syrii gdzie obecnie panuje wojenny chaos a nawet mówi się już o wojnie domowej.

Nasza parafia pomaga zasadniczo około 30 ubogim rodzinom. W chwili obecnej mamy 3 rodziny Syrii, jedną z Palestyny, dwie z Afganistanu i kilka pojedynczych osób z innych krajów zgłaszających się po doraźną pomoc. Dlatego pomoc 10 tys. złotych, jakie Fundacja Anny Walczyk w ostatnim czasie nam przekazała jest bardzo dużą pomocą w naszym charytatywnym zaangażowaniu. Stanowi bowiem ona połowę naszego pakietu pomocowego na okres świąt Bożego Narodzenia.

Proszę przybliżyć sytuację duchową i materialną tych uchodźców, których odwiedzamy wspólnie i staramy się ich wesprzeć.

Chyba nikt z nas Mie chciałby zapakować swojego dobytku do kilku walizek i ruszyć przed siebie w nieznane. Rodziny, które były lepiej usytuowane przyjeżdżają nawet swoimi autami, ale nie wiedzą, czy po wojnie zastaną swój dom w stanie nadającym się do użytku. Wyjeżdżali w pośpiechu zabierając najpotrzebniejsze rzeczy i oszczędności, które mieli pod ręką. Wcześniej byli zastraszani lub wprost atakowani a ich podminowane domy przeradzały się w schrony dla rebeliantów. Siły rządowe nie atakowały chrześcijan, ale jeśli pojawili się tam rebelianci to siłą rzeczy albo rakiety wojskowe albo wycofujący się rebelianci zostawiali po sobie gruzowisko. Takie przykłady wprost pokazują, że chrześcijanom bardzo trudno będzie powrócić do normalnej rzeczywistości w “nowej” Syrii.

Głównym problemem naszych uchodźców jest odnalezienie się w nowej rzeczywistości i zabezpieczenie swojej egzystencji. Państwo daje im możliwość zameldowania się i oczekiwania na azyl polityczny, czy też wizę do jednego z bogatszych państw świata. Nie mają jednak możliwości na podjęcie stałej pracy, nawet osoby wykwalifikowane i znające języki. Ich oszczędności wcześniej czy późnie się kończą i pozostają niejednokrotnie sami bez środków do życia w obcym kraju, bez nadziei na powrót do swojej ojczyzny. Podjęcie podrzędnej pracy dla osoby wykwalifikowane, która miała dobre stanowisko w Syrii jest potężnym ciosem psychicznym. Teraz zaczynają żyć z dnia na dzień, bez pracy i bez nadziei na wyjazd do rodziny w Ameryce, bo wizy na zaproszenia rodzinne już nie są wydawane.

Rodzina palestyńska przybyła do nas z Syrii. Nie mają oni szczęścia do znalezienia spokojnego miejsca na ziemi. Przechodząc przez zieloną granicę stracili większość swojego majątku. Mają pięcioro dzieci w przedziale od 17 do 1 roku życia. W tych dniach udali się do Ankary starając się o azyl polityczny, nadal oczekują. 13 letni syn wczoraj poddany został operacji na nerkę w państwowym szpitalu. Jest to rodzina bez żadnych ubezpieczeń społecznych i środków do życia. Poza drobnymi pieniędzmi, które ojciec zarabia dorywczo jako elektryk, nie mają dosłownie nic.

Rodzina afgańska jest nieco bardziej zaradna i przedsiębiorcza. Oni jednaj oczekują na wizy już od 4 lat. Znają lepiej turecki i organizują się w większe grupy etniczne. Nie mają wystarczająco środków do życia, bo zarobione dorywczo pieniądze oddają na potrzeby swojej większej rodziny i z tego budżetu wspólnie próbują zaradzić biedzie. Dłuższy pobyt w Turcji wyrobił w nich zmysł adaptacji i kreatywności, co przekłada się na ich bardziej pozytywne podejście do rzeczywistości.

Te wszystkie rodziny w mniejszy lub w większy sposób potrzebują przede wszystkim wsparcia psychicznego i duchowego. Znaleźli się w nowej dla nich rzeczywistości, której nigdy sobie nie planowali. Teraz muszą się tu jakoś odnaleźć a ktoś przyjaźnie nastawiony daje i poczucie pewnego bezpieczeństwa. Z pomocą materialną należy być tu bardzo delikatnymi. Te rodziny potrzebują jej, ale musi być ona udzielona w sposób nieuwłaczający ich godności. Dlatego pierwszym naszym zadaniem jest zapoznanie się z nimi, z ich problemami i przyjacielskie wsparcie na miarę naszych możliwości.

A jak przygotowania do świąt Bożego Narodzenia, proszę czytelnikom w Polsce opisać jak w Mersin chrześcijanie świętują.

Na pierwszy rzut oka święta wyglądają podobnie jak w Polsce. Nawet dekoracje wielkich marketów są bardzo świąteczne i choć to chwyt marketingowy na Nowy Rok, zawsze można czuć się jakoś w bożonarodzeniowym nastroju. W kościele jest i żłóbek i choinka i mnóstwo lampek. Poprzez dekoracje chcemy nasycić się atmosferą świąt, bo już samo świętowanie jest nieco inne. Nie wszystkie rodziny mogą wspólnie przeżywać święta, bo jest to normalny dzień pracujący lub było by to niemile widziane wśród sąsiadów. Dlatego w parafii organizujemy coś na wzór wieczerzy wigilijnej i zapraszamy parafian do wspólnego świętowania. Po wspólnej kolacji w kościele przy wtórze chóru parafialnego sprawujemy pasterkę. Po czym składamy sobie życzenia bożonarodzeniowe. Nie mam tu ani tak pięknych kolęd ani opłatka jak w Polsce, ale przy naszych skromnych możliwościach staramy się nie zatracić religijnego charakteru świąt.

Słyszałam, że Brat organizuje rekolekcje zimowe “na śniegu” w Kapadocji. A gdzie tym razem też do Kapadocji?

W Mersin dzieci widzą śnieg tylko na obrazkach, w telewizorze lun z odległości około 40 kilometrów na szczytach gór Taurus. W ubiegłym roku w czasie przerwy międzysemestralnej udało nam się zabrać dzieci do Kapadocji na “śnieg”. Kapadocja ze względu na wyżynne położenie (około 1000 – 1200 m n p m) daje możliwość na śnieżną zabawę. Niektóre kilkunastoletnie dzieci nie wiedziały nawet jak się zachować na w tak białym środowisku zimowym. Próbowały na początku połykać i smakować płatki śnieżne, a po chwili same kąpały się w śnieżnych zaspach jak ryby w wodzie. Po takim baraszkowaniu dzieciaki chętnie uczestniczą w Eucharystii i wspólnych modlitwach. Przy okazji zwiedzamy kościoły podziemne Kapadocji, co jest ucztą dla oczu i dla chrześcijańskiego ducha. Już w średniowieczu “Biblia Pauperum” była formą ewangelizacji, dlaczego więc dziś nie miałaby spełniać podobnej funkcji. Dzieci mogą przybliżyć sobie też bogactwo i tradycję kultury chrześcijańskiej, która, na co dzień jest marginalizowana lub wręcz negowana w ich środowisku. To pewna forma promocji oraz motywacji do angażowania się w życie wspólnoty parafialnej.

FAW chciałoby bardzo, aby w wakacje zorganizować spotkanie grupy polskiej młodzieży zaangażowanej w życie chrześcijańskie z Brata młodymi parafianami. Czy Brat myśli, że to jest potrzebne?

To świetny pomysł, który jeśli udałoby się przeprowadzić ubogaciłby zarówno turecką jak i polską młodzież. Dla naszych parafian każda forma zainteresowania się ich obecnością jest potężnym impulsem do trwania w wierze dawania świadectwa naszej tożsamości. Chyba nie trzeba dużo mówić, że samo przyznanie się do tego, że jesteśmy chrześcijanami jest tu odważna postawą a czasami i heroiczną. Jeśli ktoś przyjeżdża tu dlatego, że my tu jesteśmy, modlimy się w tych samych miejscach co nasi przodkowie już 2 tys. lat wcześniej i my możemy pomóc im zrozumieć jak i gdzie powstawało Pismo święte, które czytamy podczas liturgii to jest to dla nas wszystkich wielka korzyść. Z praktycznego punktu widzenia taka wizyta grupy zainteresowanej chrześcijanami daje nam pewność racji bytu w miejscach gdzie żyli pierwsi chrześcijanie. Umacnia w nas przekonanie, że jesteśmy tu potrzebni oraz zabezpiecza korzenie, miejsca naszej chrześcijańskiej tradycji przed całkowitym zniszczeniem. Tego rodzaju promocja chrześcijaństwa jest tu niezbędna a dla polskiej młodzieży może być bardzo wartościowa.

____________________

Rozmowę przeprowadziła Prezes Fundacji Anna Walczyk podczas pobytu w Mersin gdzie Fundacja wspiera pomocą materialną miejscowych chrześcijan oraz uchodźców z Syrii, Afganistanu i Iraku.

Więcej na stronie www.annmedia.eu zakładka FUNDACJA ANNY WALCZYK. I Ty możesz razem z nami wspierać chrześcijan na Bliskim Wschodzie.

 http://www.katolik.pl/jestesmy-tu-tak–jakby-nas-nie-bylo,23246,416,cz.html?s=4

O autorze: Słowo Boże na dziś